Skocz do zawartości
Forum

Bardzo krytyczne podejście do samej siebie


Rekomendowane odpowiedzi

witam, prosze o radę bo już nie wiem z której strony zabrać się za rozwiązanie swojego problemu. Może ktoś kto to przeczyta podzieli się pomocną uwagą. Otóż głównym problemem jestem ja sama. Nienawidze sie za to jaka jestem, a jednocześnie jakby sama sobie na zlość robię i jestem jeszcze gorsza..nie umiem normalnie funkcjonować. ostatnio zaóważyłam że weszło to już szeroko w moje życie codzienne, czasem w pracy nic nie zrobie, nie moge, w domu nie widze sensu zrobienia sobie herbaty. Doszły do tego bóle w różnych częściach ciała, uciski w sercu itp...oczywiście te zachowania surowo potepiam przed sobą (np wyzwiskami) ale wtedy czuje sie jeszcze gorzej. Myślę o sobie najgorsze rzeczy - mam powody, ale nie potrafie tego rozwiązać, jestem tak bierna że odpowiedzią na wszystko stało się pójść spać. Ostatnio też w przypływie szału doszło u mnie do autoagresji. nie wiem jak sie podnieść, nie mam kasy na terapie i nie mam osoby do pogadania. z resztą wstydze sie komus powiedzieć o tym jaka jestem żałosna. Sama sobie tak zrobiłam, musicie wiedzieć i to. Jestem w trakcie rozwodu. niestety wszystko zrobiłam źle co mogłam. Chciałam sie rozstać "normalnie" i spokojnie i przez to tylko przedłużałam wszystko żeby porozmawiać, bo szkoda mi było męża, tzn. wiedziałam że chce sie rozwieść, że tak jest najlepiej ale jednocześnie było mi żal że spotkał mnie w życiu, jego słowa bardzo na mnie wpływały i przestałam sobie radzić z poczuciem winy... choć jednocześnie wiem że to dobra decyzja! Jest też mężczyzna który stara się pomóc... Jego też ranię. Wie o moich uczuciach mojej sytuacji, ale nie umiem przyznać sie mu do swoich samokrytycznych myśli, boje sie że uzna mnie za psychiczną...jednocześnie chce bardzo znaleźć siłe, ale bywają dni że boje sie wszystkiego, uważam że on chce być ze mną ale ja nie dam mu szczęścia. Wiele razy mówiłam mu że mnie nie zna, że jestem obrzydliwa i żeby sie odczepił (a czasem bardziej agresywnie), że tylko mu sie wydaje że jestem warta czegokolwiek. czuje ze jestem nikim i każdemu w życiu przyniose ból i ze zawiodłam wszystkich. czasem chce sama sobie na złość pogrążyć sie, niech mnie wszyscy zostawią bo przecież kim ja jestem. prosze jeśli ktoś może sie wypowiedzieć, ja już nie moge ze sobą wytrzymać. Nie wiem czy to depresja skoro sama moge zaobserwować co jest niewłaściwe.... może ja po prostu jestem złym człowiekiem i tylko sie użalam jak egoistka. ? Czuje sie jak edward nożycoręki jeśli wiecie co mam na myśli...

Odnośnik do komentarza

W sumie, to może być depresja... Jeśli nie stać Cię na prywatną wizytę, może odczekasz trochę w kolejce do psychologa na NFZ? Jednak w tym czasie bardzo przydałoby Ci się wsparcie. Dlatego moim zdaniem nie powinnaś się odsuwać od tego człowieka, który chce Ci pomóc. Może jednak otworzysz się przed nim bardziej i zwierzysz się z tych samokrytycznych myśli? Nie sądzę, że uzna Cię wtedy za "psychiczną". Myślę, że raczej go to zmartwi, skoro mu na Tobie zależy. Staraj się też go nie ranić swoim zachowaniem.

Odnośnik do komentarza

dziękuję za odpowiedź. Przyznam że nie przyszło mi na myśl żeby przez NFZ skorzystać z pomocy. Najgorsze jest to, że nie potrafie przestać "gryźć" wstydząc sie powiedzieć szczerze co czuje bo boje się, że ktoś odpowie że przecież sama jestem sobie winna, sama chce sie rozwieść, sama krzywdze to o co mi chodzi?? Mój mąż często powtarzał mi kiedy próbowałam rozmawiać, że wymyśliłam sobie życie którego nie ma, że się filmów naoglądałam albo (kiedy studiowałam) że ktoś mi już głupot naopowiadał. choć się przed tym buntuje to zastanawiam się czy nie ma racji, może ja na prawde tak jak mówi "za dobrze miałam"...?
czy może był ktoś w podobnej sytuacji? ja już nie wiem czy to co czuje jest prawdziwe czy nie, ale skoro nie to czemu jednak to czuje?

Odnośnik do komentarza

no i znów jestem w d.... Kłótnie, decyzja rozstajemy sie, wyprowadź się. przy tym przypomnienie jaka jestem okropna i że powinnam sie cieszyć ze chce na mnie patrzec. Ok . układam w głowie wszystko. musze sie ruszyć. Szkoda ale tłumacze sobie że nie bedzie inaczej. Nadludzkim wysiłkiem pakuje torby. Rano mówi: "to co uciekasz, tak?" Ja że przecież była taka rozmowa. On że tak ale powinnam prosić go, a nie sie godzić na to, powinnam sie domyślić. (!!!!!) Pytam to co, próbuje rozmawiać. Może terapia (przez 3 lata sie nie zgadzał) mówi ok. Dziś rano pytam: Na kiedy nas zapisać?
Słysze: nie wiem, mam robote. przecież ktoś musi zarabiac, nie tak jak ty...
czuje sie winna że chce zapisać nas na tą terapie.
Stoję i nie wiem nic. Nic nie rozumiem.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Moloko, nie napisałaś jakie problemy między Tobą a mężem doprowadziły do obecnej sytuacji, ale uważam, że decyzja o podjęciu terapii jest słuszna. Przynajmniej nie będziesz sobie zarzucać, że nie spróbowałaś i nie dałaś Wam szansy.
Tak jak Przedmówcy uważam, że również Ty sama powinnaś porozmawiać z psychologiem, przede wszystkim, aby pozbyć się poczucia winy i myślenia o sobie w negatywny sposób.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość ktoś-nikt

ten Twój mąż to jakiś psychopata chyba albo conajmniej aleksytymik. Rozmawiać nie chce, uzgodnić nic nie chce.
Tylko tak ma być jak on chce....
koszmar. Nie wiem, tak mi się nasunęło jak to poczytałam.
Człowiek, żeby uznać go za odbiegającego od normy wcale nie musi w sposób widoczny gołym okiem zachowywać się jakby udawał Napoleona. OD normy odbiegają też takie zachowania, które są wynikiem braku np.neuronów lustrzanych..może ten Twój tak ma, że nie ma za grosz empatii. Taka budowa mózgu.

Odnośnik do komentarza

dziękuję za odpowiedzi, to bardzo wiele dla mnie znaczy...
sama tyle razy się nad tym zastanawiałam, że dostałam już świra. Rozmowa z moim mężem wygląda tak, że po 5 min ja nie rozumiem czy to ja jestem nienormalna czy to on nie potrafi zrozumieć prostych słów, czy udaje. Przed wczoraj przyszłam do jego sypialni, i jak od 2 lat usiadłam na brzegu łóżka i zapytałam czy możemy porozmawiać, bo to jest już nie do zniesienia, kolejna wiosna, nic się nie zmienia, że ja już tak nie mogę. usłyszałam - o co ci chodzi, o czym chcesz gadać, przeciez normalnie jest. Jak zaoponowałam że nie jest bo nie ma nas i niech sie określi to zapytał a co było złego w tym dniu, bylismy w pracy, wróciliśmy, on pojechał do kolegi, wrócił i do siebie spać.... nie no wszystko ok. nie umiem z nim rozmawiać. To też moja wina bo już z tych stresów szybko się denerwuję, że on nie patrzy na mnie jak chce rozmawiać tylko ogląda film albo patrzy w komputer, ja mówie a on potrafi zapytać "co?" i wtedy mam takie silne uciski w gardle że zaczynam się dusić. I po rozmowach.

Odnośnik do komentarza

co do problemów między nami to cóż... długo by pisać zbyt wiele wątków. W skrócie ujmę to tak: ślub wizięliśmy gdy miałam 18 lat, (nie było tzw. wpadki, po 2 latach bycia razem on przy swoich rodzicach zażartował coś o slubie, a po 2 dniach przyszedł i powiedział że rodzice powiedzieli że w czerwcu będzie dobrze... a ja sie zgodzilam ;-(
). Był to mój pierwszy poważny chłopak. Jak wiele kobiet wszelkie przeszkody i różnice odkładałam na bok, zyjąc nadzieją że to sie poprawi. Dotyczyły one głównie jego zazdrości, apodyktycznej postawy itp. Wiele rzeczy mnie bolało ale nie mówiłam, bo on się denerwował i obracał to tak że to ja czułam się winna. Zawsze ja pierwsza przepraszałam, zawsze ja ulegałam. Efekt jest taki że pisze na forum bo nie mam ani jednej koleżani. Odrzucałam to wszystko bo wine zrzucałam na to że mieszkamy u moich rodziców i że to mu przeszkadza, jak sie zmieni to bedzie ok (mój ojciec pił, więc awantury nieziemskie były). Przeprowadziliśmy się do jego rodziców, gdzie panuje totalny patriarchat. Nic sie nie zmieniło. Tam zawsze byłam troche niżej w hierarchii bo biedna, bo taki ojciec,,,, ale pracowałam, poszłam na studia. Wtedy się pogorszyło. Porównałam, to co mówią inni ludzie i dotarło do mnie że "Boże ja sobie nic nie wymysliłam!!! Istnieje takie życie. Ludzie tak żyją, z czułością, na zasadzie partnerstwa, szacunku. " Było to dla mnie szokiem. Zaczełam wtedy próbowac rozmawiać z moim mężem. Może bysmy to zrobili..., a może pojedzmy, wyjdźmy..., wiesz czuję się..., wtedy miał jedną niezawodną odpowiedź, zacytuję " co ty gadasz, już byłaś w Warszawie ...już sie nasłuchałaś od tych warszawianek, paniusie bedziesz udawać...". bolało jak jasna cholera. Cały czas towarzyszyło mi też zastanawianie się czy ja chce czegoś urojonego, może jestem chora jakaś, bo przecież inaczej by zrozumiał... Te i inne myśli doprowadziły mnie do tego że zaczełam wariować. Brak snu, zmiany nastrojów. Czułam się jak bohaterka książki Orwella "1984" jeśli ktoś czytał... Kolejny raz wytłumaczyłam sobie że to przez to że mieszkamy kątem u rodziców, jak pójdziemy na swoje to sie zmieni. Zaczeło się, kredyt działka, pół roku walki z bankiem i w wieku 25 lat kepa siwych włosów.... Daliśmy rade, choć w tym okresie najbardziej czułam się samotna. Ceny szły w góre, problem z kredytami, non stop papierki, on nie był przy mnie, kiedy płakałam tylko pytał - no i czego ryczysz. Wtedy pojawił się on, kolega. Bardzo dużo zrozumienia. Kolejny raz szok. Nie wymyśliłam sobie tego czego chcę,! MOŻNA NA PRAWDE SIĘ Z KIMŚ TAK ROZUMIEĆ. Można dostać wsparcie i zrozumienie. Moja kolejna nadzieja - jak zbudujemy dom to będzie lepiej. Ukończyliśmy budowe. Na początku wiadomo dużo pracy nie ma czasu na gadanie... są ważniejsze rzeczy.Potem jak już nie było co budować, zaczeło się współlokatorstwo. Nie miałam już na co przesunąć nadzieji. W między czasie kolega przestał być kolegą. Szarpie się. Wstydzę, czuje sie jak szmata. W domu coraz gorzej. Kłótnie. W końcu on się dowiaduje. Wielka awantura, każe mi przez telefon powiedzieć że tamtego nie nawidze, robie to. wiele rozmów, wiele łeż. szkoda mi go, żałuję że się urodziłam, ze niszcze mu życie. Mówi mi że za dobrze miałam, czego chcialam od życia, rozmów - ubzdurałam sobie przez tą Warszawe? Co on mi zrobił że mu życie rozwaliłam, przecież mnie nie bił, czego chce więcej? pamiętnik pisz jak ci rozmów brakuje. Biorę te słowa jak mantre, ma racje. Siedze w domu. nie pracuję. latem kosze trawe, zimą odśnieżam, gotuję, rąbię drzewo ale cos we mnie sie gotuje. gdy zostaję sama w domu tłuke rąkoma w ściany, płaczę, wariuję. Jestem okropna, on ma racje a ja jestem chora, musze uwierzyć że tak wyglada normalne życie. Nie wytrzymuję. Ulegam na kottakt z "kolegą". pomaga mi psychicznie. Wracam do pracy. Jakoś zaczynam stwarzać pozory że jestem normalna. On nie naciska, nic nie mówi choć wiem jak go zraniłam. Jest jak anioł stróż. Tak to trwa 3 rok, psychicznie jestem wrakiem. Rano razem z makijażem przyklejam uśmiech. Cały czas chce rozmawiać ale on odbudowe rozumie jako: ty jesteś winna, ja bede olewał a ty chodź na kolanach, przez to co zrobiłaś ty masz bezdyskusyjnie zaakceptować moje warunki. Może jestem zwykłą k..., ale negocjuję te warunki, bo nie mogę ich przyjąć.

Odnośnik do komentarza

O rety... A ja myślałam, odpisując Ci, że Ty już masz to małżeństwo za sobą. I szczerze, uważam, że lepiej by tak było. Nie daj sobie wmówić, że naoglądałaś się jakiś filmów, i coś sobie wymyśliłaś. Jak on może takie bzdury gadać! Każdy potrzebuje czułości, partnerstwa, wzajemnej troski, itd. Każdy chce być szczęśliwy. Ty również. Nic dziwnego więc, że skoro tego nie doświadczasz, to jesteś psychicznie wykończona. Tak jak sama napisałaś "Jestem psychicznym wrakiem".

Skoro już umówiłaś Was na terapię, to chyba lepiej, żebyś jednak poszła, żeby kasa się nie zmarnowała. Jednak ja bym na Twoim miejscu nie oczekiwała cudu. Po tym, co piszesz o mężu, wyraźnie widać, że nie widzi potrzeby zmian, ani swoich błędów, a o wszystko, co złe między Wami, obwinia Ciebie. Moim zdaniem mała szansa, że po terapii coś do niego dotrze.

Co do kolegi, to tak jak mówiłam wcześniej: nie odwracaj się od niego, i nie rań go swoim zachowaniem. Z tego, co piszesz wynika, że to najwyraźniej jest wartościowy człowiek, i raczej można mu zaufać. Dlatego postaraj się przed nim choć trochę otworzyć. Jego wsparcie bardzo Ci się przyda zwłaszcza, jeśli rzeczywiście masz depresję.

Psycholog jest potrzebny przede wszystkim Tobie, bo niewątpliwie masz z psychiką problemy. O wiele bardziej, niz Twojemu małżeństwu, bo moim zdaniem nie bardzo jest z niego co zbierać. Dlatego skoncentruj się przede wszystkim na swoim zdrowiu. Zadbaj o nie, o swoje samopoczucie.

Odnośnik do komentarza

franca.... jakbyś była ze mna na wizycie...
po pierwsze wyśmiał że to 100 zł kosztuje, ale ok.. Pani psycholog zapytała, czego oczekujemy po co przyszliśmy. Mój mąż na to do mnie "no mów, zawsze taka mądra jesteś to sie pochwal..." no cholera myślę, żarty sobie stroi?! powiedziałam w skrócie że chce sie dowiedziec czy to co czuje to tylko poczucie winy i sentyment i strach czy uczucie które pozwoli na odbudowe związku. Oczywiscie jak tylko otworzyłam usta zaczeło mnie dusić, na co mój mąż sie usmiechnął, że niby cyrki robię.Generalnie całe 50 min słyszałam "no powiedz o tym,,, o tamtym...". Mówiłam. Czułam się jakbym przyszła na stos jakiś. Pani posłuchała, pokiwała glową. Stwierdziła że nie umiemy się już ze sobą wogóle komunikować. Czas minął. Teraz czuję ogromną złość. po powrocie zapytałam co o tym sądzi. Nie wiem bo jadł i nie odpowiedział wyszła kłótnia. Miałam nieodpartą ochotę wepchnąć mu tą bulkę w gardło, brzydze sie sobą że tak pomyslałam. Kolejne spotkanie za tydzien. nie wiem czy dam rade, czy to ma sens. Po tym spotkaniu jestem bardziej zła i niespokojna. Nie do końca wierzę w to wszystko już, choć ganię się za to bo może... . Moje nastawienie wynika chyba też z całego dnia. Rano dziwna sytuacja. Toche sie wstydze o tym pisać ale cóż.. Rano zapytał czy chce sexu, ja że nie (po tym wszystkim?!) on: pomożesz mi?. Nie wiem dlaczego poszlam do sypialni.. zapytałam czy to tak ma wyglądać? odparł: "ale co? no przecież żoną jesteś" przy tym jego mina była tak szczera jak u dziecka. . "pomogłam".

Odnośnik do komentarza

Moloko, na Boga, nie szukaj winy w sobie :(
Muszę na spokojnie przetrawić to, co przeczytałam :/
Dobrze,że zdecydowałaś się na pomoc z zewnątrz. I to ma sens, choć dzisiaj to widzisz jako coś nie do końca pewnego. Miałaś ciezki dzien.
Jak teraz się miewasz?
Twój kolega jest dla Ciebie wsparciem?

Odnośnik do komentarza

Szukam winy w sobie bo ona jest nie ma sie co czarować. Jestem winna że zamiast od początku związku reagować na problemy to ulegałam. Rezygnowałam z własnych pragnien, kumulując to do granic możliwości. Jestem winna że zgodziłam się jak ciele wziąć ślub żeby też uniezależnić się od wpływu ojca alkoholika. W koncu jestem winna że wycofałam się ze związku i obdarzyłam uczuciem innego czlowieka.
Wiem że musze tą winę też jakoś oswoić i żyć jakoś. Bardzo dużo mnie kosztowało samo stwierdenie przed sobą że muszę zaakceptować to wszystko jakoś, obojetnie jak się to potoczy.
Mój kolega, hmm, jest wsparciem, a tak na prawde wiem że mnie kocha, wiem że cierpi, ale stoi przy mnie. Ja też cierpię, przykro mi. Oddałabym wszystko by był szczęśliwy. Czasem myślę że powinnam się rozwieść na początku i związać z nim, ale dałam się zastraszyć wtedy. Wybrałam inną drogę, nadzieję że się coś zmieni a teraz upłynęło tyle czasu że boję się, że on by z tym nie mógł żyć.

Odnośnik do komentarza

moloko
franca.... jakbyś była ze mna na wizycie...

No widzisz?

moloko
po pierwsze wyśmiał że to 100 zł kosztuje, ale ok.. Pani psycholog zapytała, czego oczekujemy po co przyszliśmy. Mój mąż na to do mnie "no mów, zawsze taka mądra jesteś to sie pochwal..." no cholera myślę, żarty sobie stroi?! powiedziałam w skrócie że chce sie dowiedziec czy to co czuje to tylko poczucie winy i sentyment i strach czy uczucie które pozwoli na odbudowe związku. Oczywiscie jak tylko otworzyłam usta zaczeło mnie dusić, na co mój mąż sie usmiechnął, że niby cyrki robię.Generalnie całe 50 min słyszałam "no powiedz o tym,,, o tamtym...". Mówiłam. Czułam się jakbym przyszła na stos jakiś. Pani posłuchała, pokiwała glową. Stwierdziła że nie umiemy się już ze sobą wogóle komunikować. Czas minął.

Załamka. Daj sobie spokój z następnymi wizytami, do niczego to, jak widać, nie prowadzi. Szkoda pieniędzy, czasu, i Twoich nerwów. Wiesz, dlaczego wpędziłaś się w depresję? Bo związałaś sie z tym facetem i ciagle z nim jesteś. Tak więc ta terapia raczej tylko dodatkowo podkopie Twoje zdrowie psychiczne. Dlaczego? Bo będzie dawała Ci złudzenie, że w Twoim małżeństwie moze się coś zmienic. Przez co dalej będziesz tkwiła w toksycznym związku.

moloko
Teraz czuję ogromną złość. po powrocie zapytałam co o tym sądzi. Nie wiem bo jadł i nie odpowiedział wyszła kłótnia. Miałam nieodpartą ochotę wepchnąć mu tą bulkę w gardło, brzydze sie sobą że tak pomyslałam.

Dlaczego brzydzisz się sobą za takie mysli?? Ja pewnie na Twoim miejscu pomyslałabym to samo, i nie widzę w tym nic dziwnego.

moloko
Kolejne spotkanie za tydzien. nie wiem czy dam rade, czy to ma sens. Po tym spotkaniu jestem bardziej zła i niespokojna.

To tylko potwierdza to, co co sądziłam i sądzę o tych spotkaniach w sytuacji takiej, jak Twoja.

moloko
Nie do końca wierzę w to wszystko już, choć ganię się za to bo może... .

Już druga rzecz w tym poście, za którą zupełnie niesłusznie się obwiniasz(tak jak z tą bułką)

moloko
zapytał czy chce sexu, ja że nie (po tym wszystkim?!) on: pomożesz mi?. Nie wiem dlaczego poszlam do sypialni.. zapytałam czy to tak ma wyglądać? odparł: "ale co? no przecież żoną jesteś" przy tym jego mina była tak szczera jak u dziecka. . "pomogłam".

O masakra... Jak on może tak Cię traktować??! Źle zrobiłaś, że mu na to pozwoliłaś. Nie dawaj mu się więcej wykorzystywać w ten sposób, bo do reszty zrujnujesz sobie psychikę! A przecież chodzi o to, żebyś właśnie w końcu wyszła z tej depresji, a nie ją pogłębiała, prawda? Jeszcze jedno: nie ma się czego wstydzić. To są bardzo ważne rzeczy, to co teraz napisałaś. Jeśli więc dzieje się w sferze seksu coś tak niedobrego, jak w tym przypadku, to bardzo dobrze, że o tym piszesz. Dzięki temu masz szansę również w takich sprawach uzyskać pomoc, i wsparcie.

moloko
Szukam winy w sobie bo ona jest nie ma sie co czarować. Jestem winna że zamiast od początku związku reagować na problemy to ulegałam. Rezygnowałam z własnych pragnien, kumulując to do granic możliwości.

No i znowu się obwiniasz. Choć w tym przypadku muszę Ci częściowo przyznać rację. Dlaczego? Bo tu piszesz o pozwalaniu na wszystko, co wobec Ciebie jest nie w porządku. Ale właśnie dlatego powinnaś wreszcie przestac to robić.

moloko
Jestem winna że zgodziłam się jak ciele wziąć ślub żeby też uniezależnić się od wpływu ojca alkoholika.

No nie, za to nie możesz sie obwiniać. To Twój ojciec był winien, że doprowadził Cię do stanu psychicznego, w którym zdecydowałaś się na tak desperacki krok.

moloko
W koncu jestem winna że wycofałam się ze związku i obdarzyłam uczuciem innego czlowieka.

Nie, nie jesteś temu winna. O czym Ty mówisz w ogóle? Wreszcie poznałaś normalnego faceta, który Cie kocha, i którego Ty również darzysz uczuciem. To jest piękne, a nie złe! Jak możesz się za to obwiniać? Z powodu kogos, z kim jestes nieszczęśliwa, i to od paru lat?

moloko
Czasem myślę że powinnam się rozwieść na początku i związać z nim, ale dałam się zastraszyć wtedy.

Aha... To ciągle jesteś z tym facetem, bo dałaś mu sie zastraszyć?? O matko... Ale z drugiej strony, wiele by to wyjaśniało. To radzę Ci, żebyś tym razem nie dała sie zastraszyć. A jakby Ci groził, to nagrywaj go, i zgłos to na policję.

moloko
Wybrałam inną drogę, nadzieję że się coś zmieni a teraz upłynęło tyle czasu że boję się, że on by z tym nie mógł żyć.

Oj, bez przesady, myślę, że jakos to przeżyje. Nie ma co patrzeć w przeszłość, i rozpamiętywać," co by było gdyby". Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Lepiej jest patrzyc w przyszłość, i starać się uczynic ja jak najlepsza.

Odnośnik do komentarza

dziękuję Ci jak nie wiem co, troche daleko od przeczytania do stosowania, ale popłakałam się.Właściwie ryczę jak to piszę. Jedno bym chciała tylko sprostować bo nieprecycyjnie sie wyraziłam.Straszenie nie polegało na groźbach karalnych. Dałam sie zastraszyć: że jestem wina, że rodzina mnie nie bedzie chciała znać, że mój ojciec sie spije to mama oberwie za moją głupotę, itp.

Odnośnik do komentarza

moloko
Szukam winy w sobie bo ona jest nie ma sie co czarować. Jestem winna że zamiast od początku związku reagować na problemy to ulegałam. Rezygnowałam z własnych pragnien, kumulując to do granic możliwości.

No dobrze, można tak na to spojrzeć, Ale Ty się obwiniasz za całe zło tego świata, tak na dodatek. A tak nie można :(
Wiesz co źle zrobiłaś, czasu nie cofniesz . Ale teraz, jesteś mądra i wiesz co zrobić, szukasz pomocy i to jest super krok. Chodziło mi tez o to,że jeśli będziesz cały czas, uświadamiać sobie, co złego zrobiłaś, to nie wyleziesz z tego tak prędko. Będziesz robić 2 kroki do przodu i 1 w tył.

Odnośnik do komentarza

Cięzko doradzać,w tak kruchych i delikatnych sprawach. Może nie będe siała zamętu ... Mnie się wydawało ( takie odczucie),że pomoc by Ci się przydała. Niekoniecznie żeby chodzić tam razem z tym bałwanem , co Cię gnębi (sorry,ale mam nerwę na gościa ). Pomyślałam tez o czymś innym, jak wcześniej pisałam. O Twoim "koledze". Czasami jest tak,ze to właśnie ktoś taki, potrafi dać nam więcej niż psycholog.

Odnośnik do komentarza

moloko
dziękuję Ci jak nie wiem co

:)

moloko
troche daleko od przeczytania do stosowania

Myślę, że to dlatego, że masz depresję. Wtedy każdy krok jest dziesięć razy trudniejszy, niz gdy ze zdrowiem wszystko jest ok. Ale powinnaś zebrać w sobie resztki sił, zeby je poczynić. Właśnie dlatego, żeby mieć szanse wyjść z tego dołka. Żeby przerwać takie błędne koło: jesteś nieszczęśliwa, więc wpędzasz się w depresję, przez co masz coraz mniej sił, żeby zmienić swoją sytuację, więc ona nadal trwa, i nadal podkopuje Twoje zdrowie psychiczne, itd, itd...

moloko
popłakałam się.Właściwie ryczę jak to piszę.

Wiesz co? Wydaje mi się, że akurat w tym przypadku dobrze się stało... Mam wrażenie, jakbyś dzięki temu odczuła pewną ulgę i wyrzuciła z siebie częśż negatywnych emocji.

moloko
Jedno bym chciała tylko sprostować bo nieprecycyjnie sie wyraziłam.Straszenie nie polegało na groźbach karalnych. Dałam sie zastraszyć: że jestem wina, że rodzina mnie nie bedzie chciała znać, że mój ojciec sie spije to mama oberwie za moją głupotę, itp.

Rozumiem. W takim razie, był to szantaż emocjonalny. W takim razie nie daj sie już więcej szantażować w ten sposób. Naprawdę podłe rzeczy Ci powiedział, nie słuchaj ich w ogóle nastepnym razem. Wiem, że to nie takie proste, ale sama powiedz: czy taka gadanina warta jest Twoich nerwów?

Odnośnik do komentarza

~stess
Może nie będe siała zamętu ...

Stess, wcale nie siejesz zametu. Przynajmniej ja tak uważam.

~stess
Mnie się wydawało ( takie odczucie),że pomoc by Ci się przydała.

No to chyba wydawało mi sie cos bardzo podobnego. Też pisałam o pomocy psychologa, ale dla samej moloko. Czyli właściwie tak, jak piszesz tu:

~stess
Niekoniecznie żeby chodzić tam razem z tym bałwanem , co Cię gnębi (sorry,ale mam nerwę na gościa ).

Wiesz stess, wcale się nie dziwię Twojemu określeniu na tego typa. Też mam na niego nerwę, i nieraz mnie już świerzbiło, żeby coś podobnego o nim napisać... Moloko, stess ma rację: on Cie po prostu gnębi.

~stess
Pomyślałam tez o czymś innym, jak wcześniej pisałam. O Twoim "koledze". Czasami jest tak,ze to właśnie ktoś taki, potrafi dać nam więcej niż psycholog.

No właśnie. Czasem tak bywa.:)))

Odnośnik do komentarza

dzięki za to wszystko. Jak się czuję? Nie najlepiej, właściwie nie wiem co mi jest. Zwlokłam się z kanapy dopiero, czuje jakiś dziwny lęk, stres - nie wiem jak to opisać . Szczerze to myślę o zabraniu rzeczy, ale odczuwam jakiś niepokój. I tak są w workach już od roku. W nocy dostałam sms od mojego Q (bede go tak nazywać bo kolega to dziwnie brzmi). Odczytałam rano. Pisze to co Wy, tylko więcej w tym złości (wcale sie nie dziwię), że kręcę się w kółko. Napisał wiem że mnie kochasz więc przestań pieprzyć i mącić, że ja Cie nie chce. Potem napisał że mnie kocha ale jest mu już bardzo ciężko. Odczytałam je dopiero teraz. Po pierwsze ciepełko gdzieś tam... po drugie i jakos wbrew sobie się na tym skupiłam :ciężko mu przeze mnie. Tyle mu krzywdy zrobiłam. Musze się chyba leczyć. Widze swoje destrukcyjne działanie, wiem co bym poradziła komuś, a u siebie jakoś ciężko samemu to przerwać, więc tym bardziej Dziękuję Wam!

Odnośnik do komentarza

~stess
jeśli będziesz cały czas, uświadamiać sobie, co złego zrobiłaś, to nie wyleziesz z tego tak prędko. Będziesz robić 2 kroki do przodu i 1 w tył.

tak właśnie robię, bo wydaje mi się że egoizmem byłoby gdybym tego nie robiła. Wiem że skrzywdziłam męża i nie zasłużył na to. To pokręcone ale przecież dla niego było wszystko ok, to ja się dusiłam i to ja byłam nieszczęśliwa.

Odnośnik do komentarza

moloko
Szczerze to myślę o zabraniu rzeczy, ale odczuwam jakiś niepokój. I tak są w workach już od roku.

Myślisz o tym,żeby sie wyprowadzić ?

moloko
"... że kręcę się w kółko. ... Napisał wiem że mnie kochasz więc przestań pieprzyć i mącić, że ja Cie nie chce. Potem napisał że mnie kocha ale jest mu już bardzo ciężko.

Ma rację, gonisz własny ogon... Kochasz go, on kocha Ciebie Coś Was łączy ( czuję ) głębszego. Męża nie znosisz, to co Ty do jasnej Adelajdy robisz jeszcze tam ? Wykończysz się ;/
Jeśli Cię kocha, to wiadome,że jest mu ciężko.

moloko
Tyle mu krzywdy zrobiłam. Musze się chyba leczyć. Widze swoje destrukcyjne działanie, wiem co bym poradziła komuś, a u siebie jakoś ciężko samemu to przerwać, więc tym bardziej Dziękuję Wam!

Zrobiłas, to czas z tym skończyć. Skoro zdajesz sobie sprawę z sytuacji, w jakiej jesteś, wiesz co czujesz i do kogo... Boże, Ty masz kogoś, kto Cię kocha, to bardzo, bardzo dużo. ( Choć nie wiem jak tam między Wami jest,ale chyba to jest to, czego nie miałaś z mężem, tak?) Czy Ty ufasz temu Q , ale tak z przekonaniem? Jeśli czujesz,ze musisz się leczyć - lecz się i nie trać czasu. Jeśli czujesz,że pomoca może być ten człowiek, skorzystaj z tego - bez krzywdzenia go.
Moloko, bo tak jest. Ja wiele razy to pisałam na forum,ze komuś jest doradzać bardzo łatwo, ale jak człowiek sam znajdzie się w takiej,czy podobnej sytuacji, to sam nie umie z niej wyjść.
My tu patrzymy zimnym okiem , bez nostalgii, sentymentów ,z boku... A Ty, byłaś z człowiekiem, kochałaś itd. Diametralnie różne stanowiska...
Współczuję Ci,że musisz podejmować takie decyzje. Ale wiesz co? Ciesz się,że możesz,że masz cel... że masz kogoś, kto w takim szambie w jakim siedzisz, jest z boku i kocha Cię. Szanuj to :-)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...