Skocz do zawartości
Forum

Fobia społeczna i zaburzenia odżywiania


Rekomendowane odpowiedzi

ana107
Też myślę, że zawracanie jej głowy jest niepotrzebne.

Nie chodzi mi o to, żebyś jej nie zawracała głowy, tylko że jak będziesz do niej szła, to nie musisz jej wszystkiego od razu opowiadać, jeśli nie chcesz.

ana107
Coraz bardziej rozumiem zachowanie mojej mamy, ona bardzo chce mi pomóc, ale jest tak bardzo w tym wszystkim pogubiona, że nie wie co byłoby najlepsze. Stara się jak może, a i tak nikt tego nie docenia, coraz bardziej rozumiem jej zachowanie. I już chyba nawet nie mam do niej żalu, ale do siebie.

Tak bardzo się stara, robi wszystko co może dla Ciebie? To powiedz mi, dlaczego przez tyle czasu jeszcze nie poszła z Tobą do psychologa. Jedna banalnie prosta sprawa, jest ciągle nie załatwiona, i jedno banalnie proste pytanie "Dlaczego?" jest ciągle bez odpowiedzi.
Choć ja myślę, że odpowiedzią są Twoje wcześniejsze gorzkie przypuszczenia na ten temat. :((
No właśnie, masz poważne problemy z jedzeniem, potrzebujesz pomocy specjalisty, żeby z tego wyjść, jak próbujesz sama z tym walczyć to sama widzisz, jak jest. :(
Nie rozumiem postawy Twojej matki wobec Ciebie i Twojego brata. Zaczęłaś bronić matki przed bratem, a skończyło się na tym, że cała kłótnia przez Ciebie?! Jak można być tak niesprawiedliwym, no sorry. Nic dziwnego, że tak to przeżywasz, ciekawe czy ona teraz w ogóle myśli o tym, co czujesz. :/
Zaczynam się zastanawiać nawet, czy to nie jest u Was jakiś bardziej długofalowy problem. To znaczy, czy nie jest jakoś tak, że od dłuższego czasu Wasza matka jest wobec Was niesprawiedliwa, dlatego nie traktuje Was tak samo, stosuje inne zasady wobec brata i Ciebie, dlatego Tobie dostaje się za nic, a jemu się upiecze nawet wtedy, gdy ewidentnie zasłużył na karę. To znaczy mam nadzieję, że to nie ten przypadek, ale że takie historie tu też się czasem pojawiały, to wolę się upewnić.

Odnośnik do komentarza

Ona naprawdę nie wie co ma robić, ja będąc w takiej sytuacji jak ona pewnie robiłabym jeszcze gorsze rzeczy, jestem tego pewna. Wierzę, że uda mi się samej z tym wszystkim poradzić, w końcu najlepiej liczyć na samego siebie. Chyba źle się wyraziłam, to mój brat miał do mnie ogromne pretensje, że on tak naprawdę niczego złego nie robi tylko ja i dlatego nie mam prawa zwracać mu uwagi. I od słowa do słowa tak na mnie najechał, że już sama nie wiedziałam co powiedzieć, a on nawet nie zdawał sobie sprawy co mówi i jak tym rani, chociaż może robił to z premedytacją.

Odnośnik do komentarza

Ana, ale przecież Twoja mama nie musi nawet nic wiedzieć. To psycholog ma dokładnie wiedzieć, co się z Tobą dzieje, i co robić, a nie ona. Ona ma tylko pójść z Tobą do niego. To co za problem? Jeśli tak bardzo się dla Ciebie stara, to czemu tej jednej banalnej rzeczy dla Ciebie nie zrobi? Czemu przez tyle czasu jej nie zrobiła?
No jak na razie to się nijak kupy nie trzyma. :(
A jak będziesz próbowała dalej sama się z tym wszystkim zmagać, to może się to nawet tragicznie skończyć. :(((

Odnośnik do komentarza

Nie wiem może to o to chodzi , że ciężko znaleźć dobrego psychologa, ona kiedyś miała styczność i z psychologiem i psychiatrą i nie trafiła na dobrego. A może to o to chodzi, że w naszym kraju wszyscy uważają, że do psychologa czy psychiatry chodzą osoby, które nie są zbyt normalne. Może boi się, że postąpię tak jak kiedyś, że najpierw będę chciała żeby mnie zapisała, a potem się nagle uprę że nie chcę iść.. Nie wiem myślałam o tym, żeby rzeczywiście jej zapytać czemu jeszcze tego nie zrobiła, ale jakoś straciłam całą motywację, odwagę i jakąkolwiek chęć, żeby iść do psychologa. O czym mówisz, że może to się skończyć tragicznie?

Odnośnik do komentarza

Miałam na myśli to, że Twoje problemy z odżywianiem mogą mieć na dłuższą metę bardzo poważne skutki dla zdrowia, nawet spowodować nieodwracalne zmiany w organizmie. Anoreksja w skrajnych przypadkach może prowadzić do śmierci.
Skoro raz jesz jak wróbelek, a raz opychasz się aż do bólu, to trudno spodziewać się, że wyjdziesz z tego sama. Szczególnie, że trwa to już od dłuższego czasu.

Z tym psychologiem może faktycznie chodzi o którąś z tych rzeczy, albo i o obie naraz. Rzeczywiście spotyka się u nas takie podejście do psychologa, a po negatywnych doświadczeniach człowiek tym bardziej może być do nich uprzedzony.
Ale czy mama nie może Ci o tym po prostu powiedzieć?

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, że anoreksja jest bardzo poważną i ciężką chorobą, którą trzeba leczyć, trzeba starać się pomagać takim osobom. Tylko w moim przypadku jest inaczej, bo ja nie mam anoreksji, w niczym nie przypominam takich osób.
Nie wiem, ona wymaga ode mnie tego, że mam jej powiedzieć o wszystkim, bo w końcu to ona jest moją matką. Było kilka momentów, w których ona powiedziała, że przecież z nią mogę o wszystkim porozmawiać, wszystko powiedzieć, a ona mi pomoże, a ja nie zareagowałam na to w żaden sposób.. Może powiedziałam jej jedynie, że nic się nie dzieje, albo nie potrafię jej powiedzieć prawdy. Bo taka jest prawda zawsze, z każdym gdy dochodzi do rozmowy na temat mojego samopoczucia ucinam temat, albo nie mówię nic, nie wiem może się boję, ale w takich momentach nawet nie wiem co mam powiedzieć, mam pustkę w głowie. Nie wiem co robić, wszystko jest dla mnie takie.. puste, smutne, odległe.. Czuję się jakby tak naprawdę to wszystko mnie nie dotyczyło, działo się gdzie indziej, a ja za chwilę z tego wyjdę i będę normalną, radosną nastolatką.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem, czy to na pewno anoreksja, czy jakieś połączenie jej z bulimią, czy jeszcze co innego, ciężko coś takiego stwierdzić przez internet. Ale na pewno to co opisujesz nie jest normalne i świadczy o poważnych zaburzeniach. Weź też pod uwagę to że ludzie którzy zmagają się z takimi chorobami rzadko od razu sami przyznają, że mają problem, pewnie dlatego, że mają one psychiczne podłoże. Dlatego dla mnie najbardziej miarodajna jest tutaj opinia tej lekarki, a ona uważa, że pomoc jest Ci potrzebna.
Ale to jest tak, że zawsze miałaś problem z otwieraniem się przed ludźmi? Wiesz skąd się to może brać? Z wszystkimi osobami tak masz? Może przed tą lekarką łatwiej byłoby Ci się otworzyć, bo przynajmniej już wiesz, że jest do Ciebie życzliwie nastawiona?
To że piszesz, że wszystko wydaje Ci się puste, smutne i odległe to moim zdaniem wcale nie świadczy o poprawie Twojego samopoczucia, a wręcz przeciwnie.

Odnośnik do komentarza

Doszłam do wniosku, że ja niby widzę, że mam problem, ale to bagatelizuję, bo nie chcę dopuścić do siebie myśli, że potrzebuję i zasługuję na pomoc. Ta lekarka doszła do wniosku, że mam jakiś problem na podstawie wyników badań.
Zawsze miałam problem z otwieraniem się na ludzi już nawet jako małe dziecko czułam się wycofana, bo nie czułam się dobrze w towarzystwie nie byłam wystarczająco dobra, bardzo bałam się odrzucenia więc nie szukałam kontaktu z rówieśnikami miałam tylko jedną lepszą koleżankę, która i tak gdy nadarzył się moment wybierała kogoś innego. Dobry kontakt miałam jedynie z mamą, ciocią i siostrą cioteczną, ale to też tylko wtedy gdy one bardzo na to nalegały, a ja nigdy nie chciałam się 'narzucać'. W końcu znalazłam przyjaciółki i po jakimś czasie zaczęłam im mówić o moich 'problemach', ale to się skończyło i teraz jeszcze trudniej mi z kimś rozmawiać. Nie, przed tą lekarką bardzo ciężko byłoby mi się otworzyć, może dlatego że właśnie jest do mnie życzliwie nastawiona?

Odnośnik do komentarza

To znaczy, nie "nie byłaś wystarczająco dobra dla swoich koleżanek", tylko myślałaś, że tak jest. A to pewnie wynikało z Twojego niskiego poczucia własnej wartości, podobnie jak sporo innych Twoich problemów, o których tu wspominałaś. To o czym piszesz poniżej moim zdaniem też:

ana107
Doszłam do wniosku, że ja niby widzę, że mam problem, ale to bagatelizuję, bo nie chcę dopuścić do siebie myśli, że potrzebuję i zasługuję na pomoc.

A żeby się z tym uporać, też potrzebujesz pomocy psychologa. Czyli na razie moim zdaniem wychodzi tu błędne koło, i wszystko sprowadza się do pomocy psychologicznej, której na razie nie masz, a której potrzebujesz.
To co piszesz o nauce, wybieraniu szkoły, o swoich zainteresowaniach, też według mnie ma z tym związek.

Odnośnik do komentarza

Przez ostatni czas próbowałam stłumić wszystkie negatywne emocje, starałam się śmiać i cieszyć ze wszystkiego, pojechałam do babci, łudziłam się, że tam wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, śmieszne prawda? Przez jeden dzień prawie udało mi się o tym wszystkim nie myśleć, a później oszukiwałam się, że nic się nie dzieje, ale wszystkie bariery pękły, a ja nie potrafię nad sobą zapanować. Rozmowa z babcią była jedną z najtrudniejszych w ostatnim czasie, pytała czy mama pije i opowiadała mi jak ją prosiła niejeden raz żeby przestała, to było bardzo trudne. Od tamtej pory nie mogę przestać płakać, przypominają mi się wszystkie złe momenty, wszystko co zrobiłam nie tak, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jestem całkiem sama, nie mam kompletnie nikogo. Może dlatego, że na to nie zasługuję? Zauważyłam, że mam jakieś dziwne ataki paniki, które nie chcą minąć. Do tej lekarki, o której wcześniej była mowa raczej nie mogę pójść sama, gdy ostatnim razem sama weszłam do gabinetu kazała poczekać na mamę, więc ona też mi nie pomoże. Koło się zamyka, więc chyba nie ma żadnego sposobu, żebym mogła to wszystko pokonać, a jestem pewna, że sama sobie nie poradzę. Chyba już więcej tutaj nie napiszę, w końcu i tak nic z tego nie wychodzi, a jedynie zajmuję niepotrzebnie Twój czas. Nieraz mogłaś pomyśleć, że jestem kolejną 'cierpiącą' zapatrzoną w siebie nastolatką, która wszystko wyolbrzymia i przeinacza, a jednak tego nie zrobiłaś, a starałaś się mi pomóc i jestem Ci za to bardzo wdzięczna. Nie wiem jak wygląda Twoja sytuacja życiowa, ale mam nadzieję, że wszystko będzie Ci się układać, bo wydaje mi się, że jesteś naprawdę dobrą osobą.

Odnośnik do komentarza

A może spróbuj tak:
Poszukaj w sieci psychologów, którzy przyjmują w Twoim mieście prywatnie. Napisz maila do któregoś z nich, krótko przedstawiając problem, tzn. że potrzebujesz pomocy psychologicznej, ale jesteś niepełnoletnia, więc normalnie możesz tylko z rodzicem, ale rodzic w tym względzie nie współpracuje, i co w takiej sytuacji robić? Psycholog na pewno spróbuje coś zaradzić (może nawet zaproponuje osobiste spotkanie), nie biorąc od Ciebie pieniędzy. Nie ręczę, ale mam taką nadzieję. Bo innego wyjścia z sytuacji nie widzę.
No chyba że jeszcze takie wyjście: idź na uczelnię z wydz. psychologii i powieś na tablicy ogłoszeń prośbę o pomoc. Studenci mogą nie mieć dużo doświadczenia, ale na pewno mają już pewną wiedzę teoretyczną i przynajmniej będą się starali Ci pomóc chociaż jeden krok do przodu zrobić. My tu też próbujemy, ale większość z nas nie jest psychologami, no to bezpośrednia rozmowa to jednak nie to samo co przez komputer.

Odnośnik do komentarza

ana107
Od tamtej pory nie mogę przestać płakać, przypominają mi się wszystkie złe momenty, wszystko co zrobiłam nie tak, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jestem całkiem sama, nie mam kompletnie nikogo. Może dlatego, że na to nie zasługuję?

Oczywiście, że nie dlatego, bo to przecież nieprawda. To dlatego, że tego potrzebujesz(jak każdy), a nie masz, a winę za to ponoszą Twoi rodzice, co tu dużo mówić.
Nie widzisz, że te wszystkie problemy ciągną się tyle czasu i pogłębiają z zupełnie innej przyczyny, i to w dodatku absurdalnej? Tzn dlatego, że żadne z Twoich rodziców nie może zrobić nawet tyle, żeby pójść z Tobą do psychologa, bo sama nie możesz. Ręce opadają, nawet jakby mieli jakieś obawy czy obiekcje, to powinni je przezwyciężyć widząc, że dzieje się z Tobą coś złego. Gdzie tu Twoja wina?

Z tego co teraz piszesz wygląda na to, że z Twoją babcią da się szczerze porozmawiać o poważnych sprawach. To może udało by się też o Twoich problemach? Jeśli tak, to może ona by z Tobą poszła.
Możesz też spróbować sposobu Olimpii, jeśli tak byś wolała.

Odnośnik do komentarza

Aha, bardzo przepraszam, bo jedną rzecz napisałam ostatnio zupełnie bez sensu:

franca

Oczywiście, że nie dlatego, bo to przecież nieprawda. To dlatego, że tego potrzebujesz(jak każdy), a nie masz, a winę za to ponoszą Twoi rodzice, co tu dużo mówić.

To co tu napisałam oznaczałoby, że według mnie nie masz nikogo bliskiego przy sobie, bo tego potrzebujesz, co jest oczywiście kompletnie bez sensu. Chodziło mi o to, że zasługujesz na to, a cierpisz dlatego, że potrzebujesz tego, a nie dostajesz. Czyli zabrakło tego słowa "cierpieć" użytego w odpowiedniej formie. Przepraszam, tak to jest, jak się pisze w pośpiechu i będąc zmęczonym.
Tylko Broń Boże się o to nie obwiniaj teraz! Wtedy się śpieszyłam, ale teraz już mam o wiele, wiele więcej czasu, więc spokojnie, nie ma się czym przejmować. :)

Jesteś bardzo krytyczna wobec siebie, obwiniasz się o wiele rzeczy, dlaczego? Ja bym zupełnie inaczej o Tobie powiedziała, zwłaszcza teraz, po dłuższym czasie pisania tutaj.
I widzę, że na przykład jest zupełnie przeciwnie do tego, co o sobie napisałaś ostatnio. To znaczy, że w ogóle nie jesteś egocentryczna, i wcale niczego nie wymyślasz ani nie wyolbrzymiasz. Właśnie przez długi czas miałaś odwrotne problemy do tych.
Zamiast skupić się na tym, co zrobić, by sobie pomóc, to zastanawiałaś się ciągle, co czuje Twoja mama, co sprawia, że zachowuje się tak, a nie inaczej, itd. Czyli to by było ewidentne zaprzeczenie egocentryzmu.
Przez długi czas miałaś nadzieję, że poradzisz sobie sama, bo może Twoje problemy nie są aż tak poważne. Czyli to było z kolei zaprzeczenie tego wyolbrzymiania.
No ale dobrze się stało, że zaczęłaś się pozbywać takiego podejścia, bo tylko tym sobie szkodziłaś. I byłaś bardzo dzielna, skoro przemogłaś się na tyle, żeby pójść sama do tej lekarki. A że nie przyjęła Cię bez mamy to oczywiście niedobrze, ale znowu-gdzie w tym Twoja wina? Nie miałaś na to żadnego wpływu. A jeśli chodzi o to, co od Ciebie zależy, to jak na razie wychodzi na to, że robisz to najlepiej jak się da. A pamiętaj też, że masz prawo czasem zrobić coś źle, nie tak, popełnić jakiś błąd, jak każdy człowiek.

Poza tym powiem Ci jeszcze, że bardzo rzeczowo i logicznie piszesz. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że marnujesz komuś czas, bardzo efektywnie wykorzystujesz i czas i miejsce, można powiedzieć po sposobie Twojego pisania. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żebyś na przykład pisała jedną rzecz 5 razy. Albo żebyś odbiegała od tematu, przeciwnie, zawsze ściśle się trzymasz posta, do którego się odnosisz. Piszesz bardzo jasno i precyzyjnie. Chyba jesteś jedną z nielicznych osób, o których mogłabym to wszystko powiedzieć, nie masz pojęcia, jak mi tu czasem tego brakuje.
Wiem, że to jest trochę nie na temat, ale z drugiej strony ciężko spokojnie patrzeć na to, jak zarzucasz sobie, jak to marnujesz czas, podczas gdy przy tym całym Twoim bardzo rzeczowym podejściu jesteś według mnie ostatnią osobą, której by można to zarzucić.

Także pisz dalej co u Ciebie, nie myśl o tym jako czymś niestosownym, niemądrym itd, bo nie dość że takie nie jest, to w dodatku można się od Ciebie tego pisania trochę nauczyć. :) No i wiadomo, najważniejsze jest w tym szukanie pomocy, i żebyśmy wiedzieli, co się z Tobą dzieje.
Trzymaj się mocno

Przepraszam, że takie długie, mam nadzieję, że Cię nie zmęczy ta ilość.

Odnośnik do komentarza

Kiedyś próbowałam pisać do psychologów, którzy niedaleko mnie przyjmują prywatnie, ale niestety od żadnego nie otrzymałam odpowiedzi. W moim mieście chyba nie ma wydziału psychologii, więc byłoby dla mnie dosyć trudne znalezienie i udanie się na uczelnie w innym mieście. Rozumiem, że większość osób na tym forum nie jest do końca kompetentna, ponieważ nie ma wykształcenia w kierunku psychologii, ale jest dla mnie bardzo ważne jakiekolwiek wsparcie i to że ktoś wyciąga do mnie rękę i stara się pomóc.
Moi rodzice chyba nie widzą, że dzieje się coś złego, to już ich nie obchodzi. Ważne żebym nie sprawiała im żadnych problemów i zajęła się sobą wtedy jest dobrze. Moja babcia jest najlepszą osobą jaką znam, nie dość że sama ma wiele problemów zawsze stara się pomóc innym, a poza tym chyba jako jedyna zawsze okazywała mi swoją uwagę i miłość, a przynajmniej zawsze się starała. Problem tkwi w tym, że mieszka w innym mieście i ma bardzo poważne problemy ze zdrowiem, więc przyjazd do mnie i pójście ze mną do przychodni byłoby dla niej dużym wysiłkiem. Mogłabym z nią porozmawiać i poprosić żeby postarała się porozmawiać z moją mamą, ale ona i tak jej nie posłucha, jak zwykle, 'bo wie lepiej'.
Uważasz, że jeżeli pójdę do psychologa to to naprawdę coś da? Już sama nie wiem czy naprawdę tego potrzebuję.
Uważam, że każdy ma prawo popełniać błędy, ale jednocześnie powinien wyciągać z tego jakieś wnioski, żeby nie robić w kółko tego samego, ale nie w tym rzecz chodzi o to, że przez cały czas widziałam w sobie jakieś błędy, to ja popełniałam je przez cały czas, nie chodzi o to, że teraz tak nie myślę, ale zaczęłam zauważać jak bardzo krytycznie podchodzę do swojej osoby, ale nie potrafię tego zmienić.
W tym momencie jestem całkowicie załamana, zastanawiam się czy to, że gdy patrzę na moją matkę, która jest całkowicie pijana i czuję do niej nienawiść, sprawia że naprawdę jestem złą osobą? Przecież w końcu to moja matka nie powinnam jej nienawidzić, prawda? Czuję, że naprawdę byłoby lepiej gdybym stąd zniknęła, na pewno byłoby prościej.
Dziękuję za wszystko co napisałaś, nigdy tak o sobie nie myślałam i nie sądziłam, że ktoś może tak myśleć.

Odnośnik do komentarza

Nie ma za co :), a pewnie nigdy byś o sobie tak nie pomyślała, właśnie przez to Twoje bardzo krytyczne podejście do siebie. ;) A serio Twoje pisanie ma te wszystkie zalety. Akurat ja bardzo zwracam na to uwagę, choć jak dopiero co widziałaś, czasem w gorszych momentach zdarza mi się, że wszystko mi się popi#przy.
W ogóle to fajnie, że jednak piszesz. :)

No to widzę, że robisz jeszcze więcej niż myślałam, żeby sobie pomóc, naprawdę dzielnie się trzymasz jak na całą tę sytuację.
Tak, poważnie myślę, że psycholog by Ci pomógł. A od momentu gdy się okazało, że lekarka Ci to zaproponowała, to już tym bardziej jestem przekonana, że tego potrzebujesz. Mówisz, że nie potrafisz zmienić tego krytycznego podejścia do siebie, i na przykład myślę, że w tym może Ci pomóc psycholog, i pewnie z wieloma innymi sprawami tak może być.

Kurczę... Z jednej strony to super, że masz taką babcię... Ale z drugiej strony, niedobrze się złożyło z tym jej miejscem zamieszkania i dolegliwościami. A czy nie dałoby się zrobić tak, że na ten jeden dzień pojechała do Ciebie taksówką? No bo moja babcia też już swoje lata ma i problemy ze zdrowiem, ale czasem jak musi gdzieś dalej się wybrać, to wujek albo zamawia jej taksówkę, albo ją sam zawozi(w zależności od czasowych możliwości), i jakoś daje radę. To może i w Waszym przypadku by taka opcja wypaliła?
A poza tym, może babcia mogłaby z Twoją ciocią porozmawiać, i ona by się łatwiej dała przekonać?

ana107

W tym momencie jestem całkowicie załamana, zastanawiam się czy to, że gdy patrzę na moją matkę, która jest całkowicie pijana i czuję do niej nienawiść, sprawia że naprawdę jestem złą osobą? Przecież w końcu to moja matka nie powinnam jej nienawidzić, prawda?

Nie, to w ogóle nie świadczy o tym, że jesteś złą osobą. Po pierwsze, to nie musi być jakaś długofalowa postawa nienawiści, tylko przejściowe uczucie, być może bardzo silne i głębokie. W takich sytuacjach jest zupełnie normalne, w końcu jesteśmy ludźmi, mamy ograniczoną wytrzymałość, szczególnie na coś, co powtarza się któryś raz, znowu, znowu i znowu.
Mnie też nieraz tak wkurzają różne rzeczy, że sobie nie wyobrażasz pewnie. ;) Tyle że ja mam tyle szczęścia, że nie są związane z moją najbliższą rodziną, bo wychowałam się w domu, gdzie rodzice troszczyli się zawsze o dzieci, okazywali im miłość. Ale ani to nie jest moją zasługą, ani Twoją winą to, że u Ciebie potoczyło się to inaczej.
W ogóle to według mnie przeciwieństwem miłości nie jest sama nienawiść(nawet ta długofalowa), ale obojętność.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję. Rozumiem, każdy ma gorsze momenty.
Wydaje mi się, że właśnie nie robię nic, cały czas stoję w tym samym miejscu. A może nawet się cofam?
Ta lekarka stwierdziła to po wynikach moich badań krwi, swoją drogą niedługo będę musiała je powtórzyć i ciekawe jak będzie teraz. Ostatnio musiałam do niej pójść po orzeczenie do szkoły średniej i gdy byłam już przy drzwiach pytała o moje odżywianie i namawiała żebym zaczęła jeść jak normalny człowiek.. Tylko, że ja nie potrafię i chyba nawet nie chcę na pewno nie teraz, oczywiście bardzo bym chciała nie patrzeć w taki sposób na siebie i na jedzenie, ale najpierw chciałabym schudnąć, a to jakoś w ostatnim czasie mi się nie udaje, bo zamiast chudnąć tyje co sprawia, że jestem jeszcze bardziej rozdrażniona i przygnębiona.
Moja babcia też często jak ma coś do załatwienia to przyjeżdża z moim wujkiem, z którym mieszka. Martwię się nie tylko o to, że to byłoby dla niej duże obciążenie fizyczne, ale też psychiczne. Nie chcę jej dokładać dodatkowych problemów. Ostatnio musiała przyjechać do mojego wujka, który także ma bardzo poważne problemy z alkoholem, bo straszył ją już nie pierwszy raz, że sobie coś zrobi, a później leżał pijany i nie odbierał od nikogo telefonów. A poza tym babcia niedawno miała udar, więc to chyba nie byłby najlepszy pomysł, w ogóle nie chcę z nią o tym rozmawiać żeby nie pogorszyć jej stanu. Ciocia myśli, że psycholog to jest jakiś wyrok, że na razie nie jest mi potrzebny, bo sama muszę chcieć i dać sobie radę. A poza tym najpierw zrobiłaby taką awanturę u mnie w domu, że byłoby jeszcze gorzej niż jest teraz chociaż jest okropnie.
To pewnie miłe uczucie mieć kochających rodziców. Ostatnio coś mnie męczy, a mianowicie zawsze chciałam mieć dzieci (oczywiście nie teraz) chciałam mieć z nimi bardzo dobry kontakt, żeby nie bały się ze mną rozmawiać, żeby nie czuły się tak jak ja, ale boję, ze będę postępować jak moi rodzice w końcu wiele zachowań wynosimy z rodzinnego domu, co o tym myślisz?
W piątek było zakończenie roku szkolnego, upragniony koniec gimnazjum, ale już sama nie wiem czy powinnam się cieszyć czy płakać. Cieszę się, że nie będę musiała już spędzać czasu z tymi osobami, które na każdym kroku potrafiły wytknąć ci błąd i dawały do zrozumienia jakie to one są najlepsze. Będzie mi brakowało tylko jednej osoby, ale z nią mam nadzieję, że będę utrzymywać kontakt. Z drugiej strony mam świadomość, że sobie nie poradzę. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe obowiązki.. Nie będę potrafiła się zaaklimatyzować, nie będę potrafiła znaleźć wspólnego języka z innym ludźmi, po prostu będę na uboczu.. Wiem jak inni postrzegają takie osoby i wcale nie jest mi z tym miło.
Prawie cały dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku z głową pod kołdrą. Prawie cały przepłakałam. Obiecałam przyjaciółce, że gdzieś z nią pojadę, ale tego nie zrobiłam i nawet nie potrafiłam jej wytłumaczyć dlaczego. Zawiodłam ją. I siebie także, po raz kolejny.
Zauważyłam, że gdy zaczynam się nawet lekko denerwować, albo wpadam w ataki paniki zaczynam bardzo mocno przygryzać wargi, wbijać paznokcie w ręce, zaczyna drgać mi lewy policzek tak jakby strzelał do góry może jestem przewrażliwiona, ale nie wydaje mi się to zbyt normalne.

Odnośnik do komentarza

Skoro będziesz niedługo do niej szła na badania, to może powiesz jej wtedy, jaka jest sytuacja, że nie możesz iść do psychologa/a sama Ci to proponowała/, bo rodzice nie chę z Tobą do niego pójść?
Jeszcze ktoś inny podsunął pomysł z telefonem zaufania, że mogłabyś tam zadzwonić i się spytać, co w takiej sytuacji robić? Kto wie, może faktycznie coś wymyślą?
Rozumiem, że niepokoisz się o stan zdrowia babci, ale nie wiem, czy to jest dobra droga, nic jej nie mówić, żeby tylko jej nie martwić. Myślę, że ona wcale tego nie chce, że wolałaby, żebyś nie zamykała się przed nią ze swoimi problemami. Wydaje mi się, że to jest dość często popełniany błąd, że nie zwierzamy się bliskim, szczególnie tym starszym, bardziej schorowanym, z troski o ich zdrowie, a oni też chcą uczestniczyć w naszym życiu, tym gorzej, gdy wyczują nieszczerość w słowach "wszystko w porządku". :/
Kurczę, nie wiedziałam, że Twój wujek ma takie problemy, mój takich nie ma, generalnie jest pomocny i można z nim spokojnie załatwiać takie sprawy, jak np z tym podwożeniem.

Ciocia może zrobiłaby megaawanturę, jednak to mogłoby znacznie posunąć sprawę do przodu. Bo może by do Twoich rodziców coś w końcu dotarło, nawet jeśli najpierw by się straszliwie poobrażali zarówno na Ciebie jak i na nią. Lepszy nawet bardzo burzliwy przełom, który prowadzi ku lepszemu, niż tkwienie w stopniowo, ale stale pogarszającej się sytuacji. Dlatego moim zdaniem na dłuższą metę wyszło by Ci to na dobre, choć nie od pierwszej chwili poczułabyś tego skutki.

Co do powielania schematów ze swojego domu, to moim zdaniem owszem, to jest problem, i może przejawiać się w tym, o czym piszesz. Ale może też w czymś zupełnie innym, np, że osoba zaniedbywana przez rodziców tak bardzo chce miec zupełnie inną rodzinę, że popada w przesadę w drugą stronę, i może zamiast zwykłego troszczenia się o swoje dzieci rozpieszczać je, robiąc z nich egoistów.
Ogólnie sprawa nie jest łatwa, ale też nie ma co przesadzać, z tego co słyszałam to są terapie ukierunkowane na wyjście z tych schematów. Więc moim zdaniem nie ma sensu tym się na zapas zamartwiać, całe życie przed Tobą, masz jeszcze mnóstwo czasu na założenie rodziny. Zanim to zrobisz, spokojnie zdążysz się jeszcze nawet 10 razy na taką terapię zapisać.
No nie, nie zadręczaj się tak tym spotkaniem z przyjaciółką! To przecież nie Twoja wina, że na nie nie poszłaś, nie byłaś w stanie tego zrobić. Skoro to Twoja przyjaciółka, to może powiedz jej o swoich problemach, na pewno by dała Ci wsparcie, a tym bardziej nie wypominała tego spotkania. Może np mogłabyś napisać do niej maila, albo wysłać list?

ana107

Zauważyłam, że gdy zaczynam się nawet lekko denerwować, albo wpadam w ataki paniki zaczynam bardzo mocno przygryzać wargi, wbijać paznokcie w ręce, zaczyna drgać mi lewy policzek tak jakby strzelał do góry może jestem przewrażliwiona, ale nie wydaje mi się to zbyt normalne.

Też uważam, że to nie jest normalne, moim zdaniem to świadczy o tym, że jesteś w coraz gorszym stanie. :((

Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o to przełamywanie schematów, nie chodziło mi o to, żebyś teraz rozmyślała nad tym, jaka to ciężka sprawa. Nie ma co się tym zamartwiać, jak trafisz na odpowiedniego człowieka, który pokocha Ciebie, a Ty jego, będziecie się wspierać nawzajem, to na pewno dacie radę stworzyć szczęśliwą rodzinę, czy to z pomocą terapii, czy bez. :)

Odnośnik do komentarza

Sytuacja się zmieniła, badania krwi byłyby mi potrzebne, gdybym szła na umówioną wizytę do gastrologa, ale dlatego, że nie pójdę nie będę robiła badań więc w rezultacie nie dowiem się czy jest ze mną lepiej czy gorzej, ani nie porozmawiam z lekarką. A poza tym to, że porozmawiałabym z nią jest w pewnym sensie oszukiwaniem siebie, ponieważ wiem, że nie dam rady tego zrobić. Nie wiem, nie mam odwagi, jestem zbyt zamknięta w sobie. Z telefonem zaufania próbowałam kilkakrotnie i nic z tego nie wyszło, wysłałam im wiadomość, ale nic nowego się nie dowiedziałam.
Z moją babcią jest tak, że ona już nie ma siły na to wszystko, sytuacja z moim wujkiem całkiem ją pochłonęła i wykończyła. A poza tym ona ma bardzo poważne wahania ciśnienia i poziomu cukru we krwi w dużej mierze właśnie dlatego, że tak bardzo się tym wszystkim przejmuje. Z każdym dniem jest coraz gorzej, więc nie mam serca nawet jej o czymkolwiek wspominać. Może źle się wyraziłam, mam dwóch wujków, jeden z którym mieszka jest całkiem w porządku i stara się dla niej jak tylko może, a to z tym drugim są problemy.
Nie chcę mieszać w to cioci. Naprawdę czułabym się z tym źle. Ona nie szuka ze mną jakiegokolwiek kontaktu, nie interesuje się tym co się dzieje, dlatego że nie chcę, więc nie chcę na siłę szukać jej 'pomocy'. A poza tym wiem, że gdyby ona wiedziała od razu wiedziałaby jej córka, itd. A to naprawdę byłaby dla mnie krępująca sytuacja. Nie chcę niczyjej wymuszonej pomocy i współczucia.
Moja przyjaciółka wie o wszystkim.. No może nie do końca. Wie, że mam problem z jedzeniem, ale do końca nie wie jak to wygląda. Wie, że często mam niekomfortową sytuację w domu. Wie jak postrzegam siebie samą. Wie jak wyglądają moje wahania nastroju. Nie wiem co mogłabym jej jeszcze powiedzieć. Wszystko sprowadza się do tego, że ja boję się o tym mówić, nie mam kompletnie na to odwagi. Chyba stałam się bardzo lękliwą osobą.
Dziękuję Ci za to, w pewnym sensie trochę mnie to uspokoiło i podbudowała, przecież mam jeszcze tyle czasu.
Wiem, że mogę się nie doczekać na pomoc od psychologa i chciałabym sama zacząć coś robić, bo naprawdę chcę wyjść z tego dołka, w którym jestem. Jeszcze nie wiem co zrobię, ale będę się bardzo starać.

Odnośnik do komentarza

A mnie bardzo zbudowało to co napisałaś na końcu, to bardzo fajnie, że tak sobie postanowiłaś, trzymam kciuki za to wszystko bardzo mocno. Tylko głupio trochę, że z takim poślizgiem wchodzę tutaj i to piszę, przepraszam, wyjechałam na trochę i miałam też inne sprawy. Mam nadzieję, że Ty też będziesz miała okazję spędzić wakacje w jakimś miłym miejscu/a może już miałaś/, rozerwać się, wypocząć, pochodzić po górach, popływać potańczyć czy pograć w piłkę, nie wiem, co tam lubisz najbardziej. :)

Najlepszą wiadomością jest chyba tutaj to, że nie jesteś w tym wszystkim zupełnie sama. Twoja przyjaciółka najwyraźniej sporo wie o Twoich problemach. Wiem, że m.in. przez te problemy zamykasz się w sobie coraz bardziej, ale może z czasem uda Ci się przed nią całkowicie otworzyć?

Odnośnik do komentarza

Postanowiłam, że dam z siebie wszystko i poradzę sobie z tym co siedzi w mojej głowie, a przez to poprawią się moje kontakty z innymi ludźmi, moje samopoczucie, ale nic mi z tego nie wyszło. Kilka wydarzeń naprawdę dało mi do myślenia i trochę załamało. Teraz jestem w takim stanie, że nie potrafię nic zrobić, wszystkiego się boję, nie mogę wyjść z domu, porozmawiać z kimkolwiek, jestem w tak ogromnym dołku i nie potrafię z niego wyjść. Jeżeli nie muszę z nikim nie rozmawiam, a jeżeli już to robię zdarza mi się być opryskliwą i niemiłą. Najwięcej rozmawiałam z moją przyjaciółką i bratem, ale teraz też już nie potrafię, a oni już nie chcą walczyć o kontakt ze mną. Za to oni zbliżyli się do siebie. Ja nawet nie potrafiłam pójść na jej urodziny.
Mój brat uświadomił mi, że to co robi mama jest po prostu maltretowaniem psychicznym, że to nie jest moja wina. Chociaż jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Tak samo nie mogę uwierzyć, że komuś może na mnie zależeć. W między czasie było bardzo dużo awantur w domu, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Np gdy problemem było wychodzenie z domu zaczęłam zamykać się w pokoju, w łazience i tak nie odzywając się do nikogo spędzałam cały dzień.
Bardzo przeżyłam to, że moja babcia trafiła do szpitala. Było z nią bardzo źle, miała bardzo poważny zabieg, lekarze nie mogli nic więcej zrobić. Przeżyła, jest w domu, ale nadal jest z nią bardzo źle. Mamy sobie nie robić nadziei, że jeszcze długo pożyje tylko cieszyć się każdą chwilą, tym że wstała z łóżka.
Kolejnym dla mnie 'problemem' jest nowa szkoła. Nikogo tam nie znam. Boję się, że nie będę potrafiła się zaaklimatyzować, że nie poznam nikogo fajnego, że będę wycofana, a inni będą mieli o mnie złe zdanie. Najgorsze jest, to że praktycznie wszyscy się tam znają.
A poza tym znowu jedzenie.. Boję się, że już nigdy się od tego nie uwolnię. Jedyną rzeczą, którą potrafiłam kontrolować było jedzenie, a teraz nawet tego nie potrafię. Jem o wiele za dużo, a później wymiotuję, albo biorę tabletki. Wiem, że to złe, ale nie potrafię tego kontrolować. Tak bardzo się tego wstydzę, a nie potrafię się tego pozbyć.
W te wakacje nigdzie nie byłam, nie wiem nie chciałam, chociaż nie bardzo chciałam gdzieś pojechać i odpocząć ale niestety nie udało się. Cieszę się, że Ty miałaś taką możliwość. =)

Odnośnik do komentarza

Coraz bardziej jestem przekonana, że jesteś bardzo dzielną osobą. Szkoda, że życie ciągle rzuca Ci kłody pod nogi, to wszystko jest takie niesprawiedliwe.
Ale dobrze, że piszesz. :)
Jednak jest jeszcze jedna osoba, w której znalazłaś oparcie, czyli Twój brat. Tym lepiej, że jest to ktoś, kto wie, co się dzieje w domu. Ale na dłuższą metę wszystko co pozytywne może nie wystarczyć bez psychologicznej pomocy dla Ciebie, będziesz coraz słabsza psychicznie, i coraz trudnej będzie Ci nawiązywać kontakt nawet z najbardziej życzliwymi czy ludźmi. Rozmawiałaś może o tym z bratem albo przyjaciółką, o pójściu do psychologa?
Twoimi problemami z jedzeniem te specjalista dawno powinien się zająć. To zakrawa na absurd, że nie możesz zgłosić się z takimi rzeczami do lekarza, aż nie chce się wierzyć, że nic z tym nie można zrobić. :(
Napisałaś w jednym miejscu, że albo wymiotujesz, albo bierzesz tabletki. Jakie to tabletki?
Przykro mi z powodu babci, ale po tak poważnych problemach dobrze chociaż, że wstała z łóżka. Może też potrzeba czasu, aby się lepiej poczuła po zabiegu.
Z tą szkołą to wydaje mi się, że to jest zupełnie normalne, że na samym początku się nikogo nie zna. Z czasem jednak ludzie się poznają, z jednymi się człowiek lepiej dogaduje, z innymi gorzej, jedni mu odpowiadają bardziej, inni mniej, ale nie ma w tym nic strasznego. Myślę, że ktoś fajny powinien się trafić ;), ale też trochę za bardzo przjmujesz się tym, co inni o Tobie pomyślą. Nawet jeśli komus się czasem coś w Tobie nie spodoba, to co z tego? Pamiętaj, że wszystkim i tak nigdy się nie dogodzi. Nie ma co się tym martwić na zapas.
Hmmm... Ale skoro to bedzie nowa szkoła, to będzie tm też i nowy pedagog. Może więc jemu mogłabyś powiedzieć o swoich problemach, spytać się co zrobić, żeby dotrzeć tym do jakiegoś specjalisty?

Odnośnik do komentarza

Przepraszam Cię, że tak dawno nie pisałam, mam nadzieję, że o mnie jeszcze nie zapomniałaś?
Nie jestem dzielna, gdybym była radziłabym sobie z tym wszystkim, a nie udaje mi się to. Problem z moim bratem jest taki, że tak naprawdę nie mogę na niego liczyć. Ma momenty, w których martwi się o mnie, stara się rozmawiać i wspierać, ale zdarzają się one coraz rzadziej, ma problemy sam ze sobą i wydaje mi się, że są one bardzo poważne, więc mnie albo zbywa, albo wyzywa, więc to nie ma sensu. A poza tym ma problem z alkoholem.. Powiem Ci, że nie potrafię już z nikim nawiązać kontaktu wyjątkiem jest tylko rozmowa drogą elektroniczną i to nie zawsze. Przez ostatni czas i brat i przyjaciółka zwalali mi się na głowę ze swoimi wspólnymi problemami, ale z dwóch różnych perspektyw.. Starałam się jak mogłam żeby im pomóc, ale już nie mam na to siły, a oni już nie chcą widzieć, że ja również potrzebuję pomocy.
Wstydzę się do tego przyznać nawet w taki sposób, jest to dla mnie bardzo krępujące, a nawet żenujące. Wymiotuję, albo biorę tabletki przeczyszczające.
W szkole niby nie jest tragicznie, ale nie czuję się tam najlepiej. Wszyscy się tam znali, tylko ja i jedna z moich koleżanek nie znałyśmy nikogo. Jestem przez to raczej wycofana ze środowiska. Boję się pójść do pedagoga, nie dość, że w tej szkole kadra pedagogiczna raczej nie przejmuje się uczniami, to bałabym się wezwania rodziców czy wzywania na dziwne rozmowy, a poza tym wiem, że rówieśnicy zawsze inaczej patrzą na osobę, która chodzi na rozmowy do pedagoga czy psychologa.

Odnośnik do komentarza

Pewnie że nie zapomniałam, tym bardziej, że pojawiają się tu wątki osób mających podobne problemy do Ciebie, np. taki: http://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1276271,glodowki-restrykcyjna-dieta-i-wymiotowanie#post-1277945
Ale gdyby nie one to oczywiście też bym pamiętała.
Myślałam, że na Twojego brata i przyjaciółkę możesz liczyć tak samo jak oni na Ciebie, na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń i braterstwo. To przykre że okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
Ale piszesz że w szkole jest całkiem w porządku jak na razie. Czyli pewnie faktycznie niepotrzebnie tak się stresowałaś, nie ma co się martwić na zapas.
Nie chcesz powiedzieć szkolnemu pedagogowi o Twoich problemach, bo być może ktoś pomyśli, że jesteś dziwna? Nawet jeśli, to co z tego? Zobacz jakie to jest kompletnie niewspółmierne do tego, przez co teraz przechodzisz. Przecież o wiele, wiele ważniejsze jest, żeby położyć temu kres, prawda? A rodzice może na początku się będą denerwować, ale jak jakiś kompetentny człowiek z nimi pogada to na pewno nie będą się upierać przy swoich racjach, chociażby dlatego, żeby się nie ośmieszać przy obcych. Na pewno nie będzie tak źle, więc warto spróbować, bo tu chodzi o Twoje zdrowie, które jest najważniejsze w tym momencie. Myślę też, że widzisz to w czarnych barwach, tworzysz najgorsze scenariusze dlatego, że masz również problemy z psychiką(tak jak mówiłyśmy tutaj, jesteś uwięziona w swojej głowie), dlatego trzeba przerwać to błędne koło.
Zobaczysz, że jak w końcu wyjdziesz na prostą, wzmocnisz psychikę i zaczniesz zdrowo się odżywiać, to będziesz widziała, że warto było o siebie zawalczyć, być może nawet za większą cenę niż czyjeś zdumione spojrzenia, krzywe uśmiechy czy dziwne pretensje.

Odnośnik do komentarza

Czytając wpis tej dziewczyny czułam się jakbym to ja to napisała. Wiedząc, że napisał to ktoś inny widzę, że ma poważny problem, ale myśląc o sobie już nie jestem tego taka pewna.
Czuję jakiś dziwny, bardzo silny lęk kiedy przebywam w obecności ludzi, kogokolwiek.. Dlatego oprócz godzin, które spędzam w szkole, siedzę w domu. W szkole idzie mi coraz gorzej, nie chodzi mi tylko o kontakty z innymi, ale także o naukę. Moje oceny są tragiczne, a ja nie potrafię się zebrać, aby się czegoś nauczyć.. Po prostu nie mogę. Przeraża mnie to.
Przeżyłam dzisiaj coś co sprawiło mi wielką przykrość, wydawało mi się, że uświadomiłam to sobie już dawno i się z tym pogodziłam, ale jednak prawda okazała się inna. Chodzi mi o moją przyjaciółkę.. Nie wiem czy to odpowiednie sformułowanie, gdyż myślałam, że przyjaźń nie pochodzi tylko ze starań jednej osoby.. Chodzi o nią i mojego brata. Niby nic się nie stało, ale potraktowali mnie jakbym naprawdę nic dla nich nie znaczyła, jakbym była problemem z którym oni muszą się męczyć. Chociaż właściwie to ona mnie tak potraktowała, a on stanął po jej stronie i zaczął ją pocieszać. A poza tym nie wiedziałam, że można kogoś wyzywać za to, że się przejmuje i stara się zrobić jak najlepiej. Starałam się jej dzisiaj pomóc, nie wiedziałam co zrobić żeby ją pocieszyć, pomyślałam, że to, że przy niej jestem i staram się ją wspierać chociaż trochę jej pomoże i będzie to cokolwiek dla niej znaczyło. Okazało się odwrotnie, zwyzywała mnie za jedno słowo które odebrała w całkiem innym znaczeniu i nie pozwoliła mi nic zrobić. Poczułam się okropnie. Przez cały czas próbuję robić wszystko, żeby było jak najlepiej dla niej, dla nich, staram się jak tylko mogę, staję na rzęsach, udaje, że wszystko jest w porządku, żeby tylko im było dobrze, a dzisiaj powiedziała mi, że i tak dla nikogo nic nie znaczy i nikt się nią nie przejmuje i się nie stara. Zabolało. Później niby wszystko się naprostowało, bo się o nią martwiłam i dzwoniłam i nie wracałyśmy do tego. Parę godzin później gdy się widziałyśmy źle się czuła, próbowałam coś zrobić, mówiłam co może zrobić, żeby poczuć się lepiej, bardzo się denerwowałam, ale dla niej chyba to się nie liczyło, moje słowa kompletnie do niej nie docierały, nie zwracała na mnie żadnej uwagi. Nie dałam rady i musiałam stamtąd pójść, nie mogłam się uspokoić, wpadłam w jakiś dziwny stan, zaczęłam płakać, a raczej łkać szłam ulicą i nie potrafiłam się opanować, cała się trzęsłam, czułam jakiś ból w klatce piersiowej i ogromny ucisk, jakby ktoś przygniatał mnie czymś gorącym. Najgorsze jest to, że ostatnio bardzo często mi się to zdarza, ostatnio codziennie, nawet parę razy dziennie. Jestem po tym kompletnie wyczerpana i psychicznie i fizycznie. Nie potrafię tego nawet logicznie wytłumaczyć. To się po prostu dzieje. Tak samo jak ten strach, który pojawia się znienacka, ból którego nie potrafię wyjaśnić i pustka, którą czuję. Gdy to wszystko się skumuluję nie potrafię nic zrobić, mam wtedy ochotę zacząć płakać, krzyczeć.. Ale nie mam a to siły. Czuję, że to rozrywa mnie od środka i nie potrafię nic z tym zrobić. Patrząc logicznie nawet nie wiem czy to dzieje się naprawdę.. Czuję się pusta od środka, jakby to co było wewnątrz mnie naprawdę umarło, ale czy wtedy jej sens się starać? Chyba nie, a ja już nie mam na to siły. Marzę o tym, że pewnego dnia po prostu usnę i się nie obudzę, że wtedy wszystko będzie łatwe, bo tak naprawdę nie będzie już nic, rozpłynę się i nikt nie będzie o mnie pamiętał, a ja już nie będę musiała nic czuć. Wydaje mi się, że jedyną rzeczą, którą mogę w jakimś stopniu kontrolować jest jedzenie, już nawet nie chodzi o to żeby schudnąć i zaakceptować siebie, bo to raczej nie nastąpi, ale chodzi o samą kontrolę. Czuję, że wtedy chociaż to jest ze mną, chociaż to zależy ode mnie i nie zniknie z dnia na dzień.
To co piszesz wydaje się proste i właściwe, ale wcale takim dla mnie nie jest. Nie dałabym rady wytrzymać krzywych uśmiechów i wyśmiewania, już mam wrażenie, że wszyscy źle o mnie myślą i źle o mnie mówią i bardzo ciężko mi z tym wytrzymać.
Chciałabym porozmawiać z mamą, chciałabym żeby zrozumiała i chciała mi pomóc, nie chcę iść z tym do kogoś obcego, boję się. Ja naprawdę sobie nie radzę, poddałam się i boję się tego co może się stać, że nie dam rady nad tym zapanować.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...