Skocz do zawartości
Forum

ana107

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez ana107

  1. W szkole nie mają możliwości zauważyć, że coś może mi dolegać. Nie dość, że w ostatnim czasie praktycznie nie ma mnie w szkole (przez to wszystko zaczęłam wagarować, bo nie daje rady chodzić do szkoły, w której i tak sobie nie radzę) to patrząc na mnie nie da się niczego zauważyć, gdybym nie jadła przez cały ten czas teraz pewnie zostałyby ze mnie same kości, ale ale ja po prostu, albo nie jem wcale, albo jem i wymiotuję.. Więc nie chudnę, albo inaczej chudnę, a później i tak tyje i tak na zmianę przez cały czas. Jestem tym zmęczona. Boję się prosić kogokolwiek o pomoc, ale postaram się przemóc i zadzwonić do przychodni, w której przyjmuje i psycholog i psychiatra, a w takim razie do którego z nich powinnam się udać?
  2. Mama powiedziała mi, że jeżeli chcę to mogę się wyprowadzić. Chętnie bym to zrobiła. Tak, kręci mi się w głowie, krótkotrwało tracę przytomność, bardzo szybko się męczę często nie mogę przejść nawet paru metrów, mam problem z oddychaniem, a raczej z nabieraniem powietrza, odczuwam bóle w klatce piersiowej nie wiem czy to serce czy okolice mostka, mam bardzo silne bóle głowy, skurcze i bóle mięśni.. Też się nad tym zastanawiałam i może uda mi się to zrobić. Ostatnio słyszałam, że jeżeli ma się skończone 16 lat, to można samemu iść do specjalisty, ale nie wiem czy to jest prawda.
  3. Właśnie moim problemem było to, że zbyt wiele aspektów mojego życia uzależniłam od niej, za bardzo zależało mi na jej zdaniu i akceptacji. Tak samo było z moją mamą. Na każdej z nich się zawiodłam i postanowiłam, że nie mogę się tak zachowywać, że sama powinnam decydować o sobie, o tym co robię, a nie dawać sobą tak manipulować. Łatwo powiedzieć tylko trudniej zrobić. Zdałam sobie sprawę, że w trudnej sytuacji kiedy naprawdę potrzebuję z kimś porozmawiać nie mogę odezwać się do nikogo, nie mam do kogo. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna się układać, bałam się tego i podchodziłam z lekką niepewnością i może to i dobrze, bo nic dobrego z tego nie wyszło. Nie mam przyjaciółki, no i mamy w sumie też nie mam, bo chyba nigdy tak naprawdę jej nie miałam. Zawsze musiałam sobie radzić sama, mogłam liczyć tylko na siebie, tylko jako dziecko tego nie dostrzegałam. Zawsze szukałam winy w sobie. Nadal to robię. Nieważne czy za błędy innych, czy sytuacje z którymi nie mam nic wspólnego zawsze wina leży po mojej stronie. Ale może to dlatego, że jako dziecko zawsze mi to wmawiano? Chociaż może nie tyle wmawiano co dawano to bardzo wyraźnie do zrozumienia, co nawet kilkuletni człowiek może zauważyć. Patrząc na to w ten sposób, moi rodzice byli nimi tylko od czasu do czasu, kiedy im było wygodnie. Z mamą tak właśnie jest, częściej jej nie ma. Niby za dwa lata będę pełnoletnia, wezmę odpowiedzialność za samą siebie, będę mogła znaleźć pracę, wyprowadzić się stąd.. Dwa lata, a nawet niecałe dwa lata, to całkiem krótko. Więc dlaczego będąc tak blisko tej 'dorosłości' nadal tak bardzo bolą mnie wspomnienia z dzieciństwa i teraźniejszy widok mojej pijanej matki? Nie potrafię tego zrozumieć. Wydaję mi się, że z każdym dniem czuję to bardziej i głębiej, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to nie jest miłe. Mam nadzieję, że poznam jeszcze wielu interesujących ludzi, ale boję się, że ja nie będę interesująca dla nich, tak jak to jest na przykład w przypadku mojego pójścia do nowej szkoły, poznałam wiele osób, ale gdy przyjdzie co do czego czas w szkole spędzam sama, rzadko kiedy rozmawiając z kimś dłuższą chwilę. Mam jedną koleżankę, ale ona też często woli spędzać czas z kimś innym, a poza tym często nie ma jej w szkole. Dobrze, widzę to. To znaczy staram się dostrzegać problem, którym jest dla mnie jedzenie, ale bardzo ciężko jest mi nad tym zapanować, a nawet często czuję jakby to działo się poza mną, jakbym nie miała na to żadnego wpływu. Chciałabym, żeby to wszystko zniknęło, żebym potrafiła spojrzeć na świat z uśmiechem, żebym chciała tutaj być, żeby to wszystko stało się prostsze, ale najgorsze jest to, że wiem że to jest niewykonalne.
  4. Czytając wpis tej dziewczyny czułam się jakbym to ja to napisała. Wiedząc, że napisał to ktoś inny widzę, że ma poważny problem, ale myśląc o sobie już nie jestem tego taka pewna. Czuję jakiś dziwny, bardzo silny lęk kiedy przebywam w obecności ludzi, kogokolwiek.. Dlatego oprócz godzin, które spędzam w szkole, siedzę w domu. W szkole idzie mi coraz gorzej, nie chodzi mi tylko o kontakty z innymi, ale także o naukę. Moje oceny są tragiczne, a ja nie potrafię się zebrać, aby się czegoś nauczyć.. Po prostu nie mogę. Przeraża mnie to. Przeżyłam dzisiaj coś co sprawiło mi wielką przykrość, wydawało mi się, że uświadomiłam to sobie już dawno i się z tym pogodziłam, ale jednak prawda okazała się inna. Chodzi mi o moją przyjaciółkę.. Nie wiem czy to odpowiednie sformułowanie, gdyż myślałam, że przyjaźń nie pochodzi tylko ze starań jednej osoby.. Chodzi o nią i mojego brata. Niby nic się nie stało, ale potraktowali mnie jakbym naprawdę nic dla nich nie znaczyła, jakbym była problemem z którym oni muszą się męczyć. Chociaż właściwie to ona mnie tak potraktowała, a on stanął po jej stronie i zaczął ją pocieszać. A poza tym nie wiedziałam, że można kogoś wyzywać za to, że się przejmuje i stara się zrobić jak najlepiej. Starałam się jej dzisiaj pomóc, nie wiedziałam co zrobić żeby ją pocieszyć, pomyślałam, że to, że przy niej jestem i staram się ją wspierać chociaż trochę jej pomoże i będzie to cokolwiek dla niej znaczyło. Okazało się odwrotnie, zwyzywała mnie za jedno słowo które odebrała w całkiem innym znaczeniu i nie pozwoliła mi nic zrobić. Poczułam się okropnie. Przez cały czas próbuję robić wszystko, żeby było jak najlepiej dla niej, dla nich, staram się jak tylko mogę, staję na rzęsach, udaje, że wszystko jest w porządku, żeby tylko im było dobrze, a dzisiaj powiedziała mi, że i tak dla nikogo nic nie znaczy i nikt się nią nie przejmuje i się nie stara. Zabolało. Później niby wszystko się naprostowało, bo się o nią martwiłam i dzwoniłam i nie wracałyśmy do tego. Parę godzin później gdy się widziałyśmy źle się czuła, próbowałam coś zrobić, mówiłam co może zrobić, żeby poczuć się lepiej, bardzo się denerwowałam, ale dla niej chyba to się nie liczyło, moje słowa kompletnie do niej nie docierały, nie zwracała na mnie żadnej uwagi. Nie dałam rady i musiałam stamtąd pójść, nie mogłam się uspokoić, wpadłam w jakiś dziwny stan, zaczęłam płakać, a raczej łkać szłam ulicą i nie potrafiłam się opanować, cała się trzęsłam, czułam jakiś ból w klatce piersiowej i ogromny ucisk, jakby ktoś przygniatał mnie czymś gorącym. Najgorsze jest to, że ostatnio bardzo często mi się to zdarza, ostatnio codziennie, nawet parę razy dziennie. Jestem po tym kompletnie wyczerpana i psychicznie i fizycznie. Nie potrafię tego nawet logicznie wytłumaczyć. To się po prostu dzieje. Tak samo jak ten strach, który pojawia się znienacka, ból którego nie potrafię wyjaśnić i pustka, którą czuję. Gdy to wszystko się skumuluję nie potrafię nic zrobić, mam wtedy ochotę zacząć płakać, krzyczeć.. Ale nie mam a to siły. Czuję, że to rozrywa mnie od środka i nie potrafię nic z tym zrobić. Patrząc logicznie nawet nie wiem czy to dzieje się naprawdę.. Czuję się pusta od środka, jakby to co było wewnątrz mnie naprawdę umarło, ale czy wtedy jej sens się starać? Chyba nie, a ja już nie mam na to siły. Marzę o tym, że pewnego dnia po prostu usnę i się nie obudzę, że wtedy wszystko będzie łatwe, bo tak naprawdę nie będzie już nic, rozpłynę się i nikt nie będzie o mnie pamiętał, a ja już nie będę musiała nic czuć. Wydaje mi się, że jedyną rzeczą, którą mogę w jakimś stopniu kontrolować jest jedzenie, już nawet nie chodzi o to żeby schudnąć i zaakceptować siebie, bo to raczej nie nastąpi, ale chodzi o samą kontrolę. Czuję, że wtedy chociaż to jest ze mną, chociaż to zależy ode mnie i nie zniknie z dnia na dzień. To co piszesz wydaje się proste i właściwe, ale wcale takim dla mnie nie jest. Nie dałabym rady wytrzymać krzywych uśmiechów i wyśmiewania, już mam wrażenie, że wszyscy źle o mnie myślą i źle o mnie mówią i bardzo ciężko mi z tym wytrzymać. Chciałabym porozmawiać z mamą, chciałabym żeby zrozumiała i chciała mi pomóc, nie chcę iść z tym do kogoś obcego, boję się. Ja naprawdę sobie nie radzę, poddałam się i boję się tego co może się stać, że nie dam rady nad tym zapanować.
  5. Przepraszam Cię, że tak dawno nie pisałam, mam nadzieję, że o mnie jeszcze nie zapomniałaś? Nie jestem dzielna, gdybym była radziłabym sobie z tym wszystkim, a nie udaje mi się to. Problem z moim bratem jest taki, że tak naprawdę nie mogę na niego liczyć. Ma momenty, w których martwi się o mnie, stara się rozmawiać i wspierać, ale zdarzają się one coraz rzadziej, ma problemy sam ze sobą i wydaje mi się, że są one bardzo poważne, więc mnie albo zbywa, albo wyzywa, więc to nie ma sensu. A poza tym ma problem z alkoholem.. Powiem Ci, że nie potrafię już z nikim nawiązać kontaktu wyjątkiem jest tylko rozmowa drogą elektroniczną i to nie zawsze. Przez ostatni czas i brat i przyjaciółka zwalali mi się na głowę ze swoimi wspólnymi problemami, ale z dwóch różnych perspektyw.. Starałam się jak mogłam żeby im pomóc, ale już nie mam na to siły, a oni już nie chcą widzieć, że ja również potrzebuję pomocy. Wstydzę się do tego przyznać nawet w taki sposób, jest to dla mnie bardzo krępujące, a nawet żenujące. Wymiotuję, albo biorę tabletki przeczyszczające. W szkole niby nie jest tragicznie, ale nie czuję się tam najlepiej. Wszyscy się tam znali, tylko ja i jedna z moich koleżanek nie znałyśmy nikogo. Jestem przez to raczej wycofana ze środowiska. Boję się pójść do pedagoga, nie dość, że w tej szkole kadra pedagogiczna raczej nie przejmuje się uczniami, to bałabym się wezwania rodziców czy wzywania na dziwne rozmowy, a poza tym wiem, że rówieśnicy zawsze inaczej patrzą na osobę, która chodzi na rozmowy do pedagoga czy psychologa.
  6. Postanowiłam, że dam z siebie wszystko i poradzę sobie z tym co siedzi w mojej głowie, a przez to poprawią się moje kontakty z innymi ludźmi, moje samopoczucie, ale nic mi z tego nie wyszło. Kilka wydarzeń naprawdę dało mi do myślenia i trochę załamało. Teraz jestem w takim stanie, że nie potrafię nic zrobić, wszystkiego się boję, nie mogę wyjść z domu, porozmawiać z kimkolwiek, jestem w tak ogromnym dołku i nie potrafię z niego wyjść. Jeżeli nie muszę z nikim nie rozmawiam, a jeżeli już to robię zdarza mi się być opryskliwą i niemiłą. Najwięcej rozmawiałam z moją przyjaciółką i bratem, ale teraz też już nie potrafię, a oni już nie chcą walczyć o kontakt ze mną. Za to oni zbliżyli się do siebie. Ja nawet nie potrafiłam pójść na jej urodziny. Mój brat uświadomił mi, że to co robi mama jest po prostu maltretowaniem psychicznym, że to nie jest moja wina. Chociaż jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Tak samo nie mogę uwierzyć, że komuś może na mnie zależeć. W między czasie było bardzo dużo awantur w domu, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Np gdy problemem było wychodzenie z domu zaczęłam zamykać się w pokoju, w łazience i tak nie odzywając się do nikogo spędzałam cały dzień. Bardzo przeżyłam to, że moja babcia trafiła do szpitala. Było z nią bardzo źle, miała bardzo poważny zabieg, lekarze nie mogli nic więcej zrobić. Przeżyła, jest w domu, ale nadal jest z nią bardzo źle. Mamy sobie nie robić nadziei, że jeszcze długo pożyje tylko cieszyć się każdą chwilą, tym że wstała z łóżka. Kolejnym dla mnie 'problemem' jest nowa szkoła. Nikogo tam nie znam. Boję się, że nie będę potrafiła się zaaklimatyzować, że nie poznam nikogo fajnego, że będę wycofana, a inni będą mieli o mnie złe zdanie. Najgorsze jest, to że praktycznie wszyscy się tam znają. A poza tym znowu jedzenie.. Boję się, że już nigdy się od tego nie uwolnię. Jedyną rzeczą, którą potrafiłam kontrolować było jedzenie, a teraz nawet tego nie potrafię. Jem o wiele za dużo, a później wymiotuję, albo biorę tabletki. Wiem, że to złe, ale nie potrafię tego kontrolować. Tak bardzo się tego wstydzę, a nie potrafię się tego pozbyć. W te wakacje nigdzie nie byłam, nie wiem nie chciałam, chociaż nie bardzo chciałam gdzieś pojechać i odpocząć ale niestety nie udało się. Cieszę się, że Ty miałaś taką możliwość. =)
  7. Sytuacja się zmieniła, badania krwi byłyby mi potrzebne, gdybym szła na umówioną wizytę do gastrologa, ale dlatego, że nie pójdę nie będę robiła badań więc w rezultacie nie dowiem się czy jest ze mną lepiej czy gorzej, ani nie porozmawiam z lekarką. A poza tym to, że porozmawiałabym z nią jest w pewnym sensie oszukiwaniem siebie, ponieważ wiem, że nie dam rady tego zrobić. Nie wiem, nie mam odwagi, jestem zbyt zamknięta w sobie. Z telefonem zaufania próbowałam kilkakrotnie i nic z tego nie wyszło, wysłałam im wiadomość, ale nic nowego się nie dowiedziałam. Z moją babcią jest tak, że ona już nie ma siły na to wszystko, sytuacja z moim wujkiem całkiem ją pochłonęła i wykończyła. A poza tym ona ma bardzo poważne wahania ciśnienia i poziomu cukru we krwi w dużej mierze właśnie dlatego, że tak bardzo się tym wszystkim przejmuje. Z każdym dniem jest coraz gorzej, więc nie mam serca nawet jej o czymkolwiek wspominać. Może źle się wyraziłam, mam dwóch wujków, jeden z którym mieszka jest całkiem w porządku i stara się dla niej jak tylko może, a to z tym drugim są problemy. Nie chcę mieszać w to cioci. Naprawdę czułabym się z tym źle. Ona nie szuka ze mną jakiegokolwiek kontaktu, nie interesuje się tym co się dzieje, dlatego że nie chcę, więc nie chcę na siłę szukać jej 'pomocy'. A poza tym wiem, że gdyby ona wiedziała od razu wiedziałaby jej córka, itd. A to naprawdę byłaby dla mnie krępująca sytuacja. Nie chcę niczyjej wymuszonej pomocy i współczucia. Moja przyjaciółka wie o wszystkim.. No może nie do końca. Wie, że mam problem z jedzeniem, ale do końca nie wie jak to wygląda. Wie, że często mam niekomfortową sytuację w domu. Wie jak postrzegam siebie samą. Wie jak wyglądają moje wahania nastroju. Nie wiem co mogłabym jej jeszcze powiedzieć. Wszystko sprowadza się do tego, że ja boję się o tym mówić, nie mam kompletnie na to odwagi. Chyba stałam się bardzo lękliwą osobą. Dziękuję Ci za to, w pewnym sensie trochę mnie to uspokoiło i podbudowała, przecież mam jeszcze tyle czasu. Wiem, że mogę się nie doczekać na pomoc od psychologa i chciałabym sama zacząć coś robić, bo naprawdę chcę wyjść z tego dołka, w którym jestem. Jeszcze nie wiem co zrobię, ale będę się bardzo starać.
  8. Dziękuję. Rozumiem, każdy ma gorsze momenty. Wydaje mi się, że właśnie nie robię nic, cały czas stoję w tym samym miejscu. A może nawet się cofam? Ta lekarka stwierdziła to po wynikach moich badań krwi, swoją drogą niedługo będę musiała je powtórzyć i ciekawe jak będzie teraz. Ostatnio musiałam do niej pójść po orzeczenie do szkoły średniej i gdy byłam już przy drzwiach pytała o moje odżywianie i namawiała żebym zaczęła jeść jak normalny człowiek.. Tylko, że ja nie potrafię i chyba nawet nie chcę na pewno nie teraz, oczywiście bardzo bym chciała nie patrzeć w taki sposób na siebie i na jedzenie, ale najpierw chciałabym schudnąć, a to jakoś w ostatnim czasie mi się nie udaje, bo zamiast chudnąć tyje co sprawia, że jestem jeszcze bardziej rozdrażniona i przygnębiona. Moja babcia też często jak ma coś do załatwienia to przyjeżdża z moim wujkiem, z którym mieszka. Martwię się nie tylko o to, że to byłoby dla niej duże obciążenie fizyczne, ale też psychiczne. Nie chcę jej dokładać dodatkowych problemów. Ostatnio musiała przyjechać do mojego wujka, który także ma bardzo poważne problemy z alkoholem, bo straszył ją już nie pierwszy raz, że sobie coś zrobi, a później leżał pijany i nie odbierał od nikogo telefonów. A poza tym babcia niedawno miała udar, więc to chyba nie byłby najlepszy pomysł, w ogóle nie chcę z nią o tym rozmawiać żeby nie pogorszyć jej stanu. Ciocia myśli, że psycholog to jest jakiś wyrok, że na razie nie jest mi potrzebny, bo sama muszę chcieć i dać sobie radę. A poza tym najpierw zrobiłaby taką awanturę u mnie w domu, że byłoby jeszcze gorzej niż jest teraz chociaż jest okropnie. To pewnie miłe uczucie mieć kochających rodziców. Ostatnio coś mnie męczy, a mianowicie zawsze chciałam mieć dzieci (oczywiście nie teraz) chciałam mieć z nimi bardzo dobry kontakt, żeby nie bały się ze mną rozmawiać, żeby nie czuły się tak jak ja, ale boję, ze będę postępować jak moi rodzice w końcu wiele zachowań wynosimy z rodzinnego domu, co o tym myślisz? W piątek było zakończenie roku szkolnego, upragniony koniec gimnazjum, ale już sama nie wiem czy powinnam się cieszyć czy płakać. Cieszę się, że nie będę musiała już spędzać czasu z tymi osobami, które na każdym kroku potrafiły wytknąć ci błąd i dawały do zrozumienia jakie to one są najlepsze. Będzie mi brakowało tylko jednej osoby, ale z nią mam nadzieję, że będę utrzymywać kontakt. Z drugiej strony mam świadomość, że sobie nie poradzę. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe obowiązki.. Nie będę potrafiła się zaaklimatyzować, nie będę potrafiła znaleźć wspólnego języka z innym ludźmi, po prostu będę na uboczu.. Wiem jak inni postrzegają takie osoby i wcale nie jest mi z tym miło. Prawie cały dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku z głową pod kołdrą. Prawie cały przepłakałam. Obiecałam przyjaciółce, że gdzieś z nią pojadę, ale tego nie zrobiłam i nawet nie potrafiłam jej wytłumaczyć dlaczego. Zawiodłam ją. I siebie także, po raz kolejny. Zauważyłam, że gdy zaczynam się nawet lekko denerwować, albo wpadam w ataki paniki zaczynam bardzo mocno przygryzać wargi, wbijać paznokcie w ręce, zaczyna drgać mi lewy policzek tak jakby strzelał do góry może jestem przewrażliwiona, ale nie wydaje mi się to zbyt normalne.
  9. Kiedyś próbowałam pisać do psychologów, którzy niedaleko mnie przyjmują prywatnie, ale niestety od żadnego nie otrzymałam odpowiedzi. W moim mieście chyba nie ma wydziału psychologii, więc byłoby dla mnie dosyć trudne znalezienie i udanie się na uczelnie w innym mieście. Rozumiem, że większość osób na tym forum nie jest do końca kompetentna, ponieważ nie ma wykształcenia w kierunku psychologii, ale jest dla mnie bardzo ważne jakiekolwiek wsparcie i to że ktoś wyciąga do mnie rękę i stara się pomóc. Moi rodzice chyba nie widzą, że dzieje się coś złego, to już ich nie obchodzi. Ważne żebym nie sprawiała im żadnych problemów i zajęła się sobą wtedy jest dobrze. Moja babcia jest najlepszą osobą jaką znam, nie dość że sama ma wiele problemów zawsze stara się pomóc innym, a poza tym chyba jako jedyna zawsze okazywała mi swoją uwagę i miłość, a przynajmniej zawsze się starała. Problem tkwi w tym, że mieszka w innym mieście i ma bardzo poważne problemy ze zdrowiem, więc przyjazd do mnie i pójście ze mną do przychodni byłoby dla niej dużym wysiłkiem. Mogłabym z nią porozmawiać i poprosić żeby postarała się porozmawiać z moją mamą, ale ona i tak jej nie posłucha, jak zwykle, 'bo wie lepiej'. Uważasz, że jeżeli pójdę do psychologa to to naprawdę coś da? Już sama nie wiem czy naprawdę tego potrzebuję. Uważam, że każdy ma prawo popełniać błędy, ale jednocześnie powinien wyciągać z tego jakieś wnioski, żeby nie robić w kółko tego samego, ale nie w tym rzecz chodzi o to, że przez cały czas widziałam w sobie jakieś błędy, to ja popełniałam je przez cały czas, nie chodzi o to, że teraz tak nie myślę, ale zaczęłam zauważać jak bardzo krytycznie podchodzę do swojej osoby, ale nie potrafię tego zmienić. W tym momencie jestem całkowicie załamana, zastanawiam się czy to, że gdy patrzę na moją matkę, która jest całkowicie pijana i czuję do niej nienawiść, sprawia że naprawdę jestem złą osobą? Przecież w końcu to moja matka nie powinnam jej nienawidzić, prawda? Czuję, że naprawdę byłoby lepiej gdybym stąd zniknęła, na pewno byłoby prościej. Dziękuję za wszystko co napisałaś, nigdy tak o sobie nie myślałam i nie sądziłam, że ktoś może tak myśleć.
  10. Przez ostatni czas próbowałam stłumić wszystkie negatywne emocje, starałam się śmiać i cieszyć ze wszystkiego, pojechałam do babci, łudziłam się, że tam wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, śmieszne prawda? Przez jeden dzień prawie udało mi się o tym wszystkim nie myśleć, a później oszukiwałam się, że nic się nie dzieje, ale wszystkie bariery pękły, a ja nie potrafię nad sobą zapanować. Rozmowa z babcią była jedną z najtrudniejszych w ostatnim czasie, pytała czy mama pije i opowiadała mi jak ją prosiła niejeden raz żeby przestała, to było bardzo trudne. Od tamtej pory nie mogę przestać płakać, przypominają mi się wszystkie złe momenty, wszystko co zrobiłam nie tak, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jestem całkiem sama, nie mam kompletnie nikogo. Może dlatego, że na to nie zasługuję? Zauważyłam, że mam jakieś dziwne ataki paniki, które nie chcą minąć. Do tej lekarki, o której wcześniej była mowa raczej nie mogę pójść sama, gdy ostatnim razem sama weszłam do gabinetu kazała poczekać na mamę, więc ona też mi nie pomoże. Koło się zamyka, więc chyba nie ma żadnego sposobu, żebym mogła to wszystko pokonać, a jestem pewna, że sama sobie nie poradzę. Chyba już więcej tutaj nie napiszę, w końcu i tak nic z tego nie wychodzi, a jedynie zajmuję niepotrzebnie Twój czas. Nieraz mogłaś pomyśleć, że jestem kolejną 'cierpiącą' zapatrzoną w siebie nastolatką, która wszystko wyolbrzymia i przeinacza, a jednak tego nie zrobiłaś, a starałaś się mi pomóc i jestem Ci za to bardzo wdzięczna. Nie wiem jak wygląda Twoja sytuacja życiowa, ale mam nadzieję, że wszystko będzie Ci się układać, bo wydaje mi się, że jesteś naprawdę dobrą osobą.
  11. Doszłam do wniosku, że ja niby widzę, że mam problem, ale to bagatelizuję, bo nie chcę dopuścić do siebie myśli, że potrzebuję i zasługuję na pomoc. Ta lekarka doszła do wniosku, że mam jakiś problem na podstawie wyników badań. Zawsze miałam problem z otwieraniem się na ludzi już nawet jako małe dziecko czułam się wycofana, bo nie czułam się dobrze w towarzystwie nie byłam wystarczająco dobra, bardzo bałam się odrzucenia więc nie szukałam kontaktu z rówieśnikami miałam tylko jedną lepszą koleżankę, która i tak gdy nadarzył się moment wybierała kogoś innego. Dobry kontakt miałam jedynie z mamą, ciocią i siostrą cioteczną, ale to też tylko wtedy gdy one bardzo na to nalegały, a ja nigdy nie chciałam się 'narzucać'. W końcu znalazłam przyjaciółki i po jakimś czasie zaczęłam im mówić o moich 'problemach', ale to się skończyło i teraz jeszcze trudniej mi z kimś rozmawiać. Nie, przed tą lekarką bardzo ciężko byłoby mi się otworzyć, może dlatego że właśnie jest do mnie życzliwie nastawiona?
  12. Rozumiem, że anoreksja jest bardzo poważną i ciężką chorobą, którą trzeba leczyć, trzeba starać się pomagać takim osobom. Tylko w moim przypadku jest inaczej, bo ja nie mam anoreksji, w niczym nie przypominam takich osób. Nie wiem, ona wymaga ode mnie tego, że mam jej powiedzieć o wszystkim, bo w końcu to ona jest moją matką. Było kilka momentów, w których ona powiedziała, że przecież z nią mogę o wszystkim porozmawiać, wszystko powiedzieć, a ona mi pomoże, a ja nie zareagowałam na to w żaden sposób.. Może powiedziałam jej jedynie, że nic się nie dzieje, albo nie potrafię jej powiedzieć prawdy. Bo taka jest prawda zawsze, z każdym gdy dochodzi do rozmowy na temat mojego samopoczucia ucinam temat, albo nie mówię nic, nie wiem może się boję, ale w takich momentach nawet nie wiem co mam powiedzieć, mam pustkę w głowie. Nie wiem co robić, wszystko jest dla mnie takie.. puste, smutne, odległe.. Czuję się jakby tak naprawdę to wszystko mnie nie dotyczyło, działo się gdzie indziej, a ja za chwilę z tego wyjdę i będę normalną, radosną nastolatką.
  13. Nie wiem może to o to chodzi , że ciężko znaleźć dobrego psychologa, ona kiedyś miała styczność i z psychologiem i psychiatrą i nie trafiła na dobrego. A może to o to chodzi, że w naszym kraju wszyscy uważają, że do psychologa czy psychiatry chodzą osoby, które nie są zbyt normalne. Może boi się, że postąpię tak jak kiedyś, że najpierw będę chciała żeby mnie zapisała, a potem się nagle uprę że nie chcę iść.. Nie wiem myślałam o tym, żeby rzeczywiście jej zapytać czemu jeszcze tego nie zrobiła, ale jakoś straciłam całą motywację, odwagę i jakąkolwiek chęć, żeby iść do psychologa. O czym mówisz, że może to się skończyć tragicznie?
  14. Ona naprawdę nie wie co ma robić, ja będąc w takiej sytuacji jak ona pewnie robiłabym jeszcze gorsze rzeczy, jestem tego pewna. Wierzę, że uda mi się samej z tym wszystkim poradzić, w końcu najlepiej liczyć na samego siebie. Chyba źle się wyraziłam, to mój brat miał do mnie ogromne pretensje, że on tak naprawdę niczego złego nie robi tylko ja i dlatego nie mam prawa zwracać mu uwagi. I od słowa do słowa tak na mnie najechał, że już sama nie wiedziałam co powiedzieć, a on nawet nie zdawał sobie sprawy co mówi i jak tym rani, chociaż może robił to z premedytacją.
  15. Też myślę, że zawracanie jej głowy jest niepotrzebne. Coraz bardziej rozumiem zachowanie mojej mamy, ona bardzo chce mi pomóc, ale jest tak bardzo w tym wszystkim pogubiona, że nie wie co byłoby najlepsze. Stara się jak może, a i tak nikt tego nie docenia, coraz bardziej rozumiem jej zachowanie. I już chyba nawet nie mam do niej żalu, ale do siebie. Tak tylko, że przez to wszystko ja już nie wiem co mnie interesuje, bo tak naprawdę to nic, ani w niczym dobra nie jestem, bo w szkole idzie mi coraz gorzej, bo po prostu sobie nie radzę. Kolejny problem z jedzeniem.. Myślałam o tym, żeby znowu nauczyć się jeść normalnie, myślałam i myślałam nad tym, a skutki są tragiczne, bo ja nie potrafię przestać jeść, mogę skończyć dopiero gdy mam okropne bóle brzucha, które nie przechodzą.. Zrobiłam krok do przodu.. Tylko, że później znów kilka w tył. Sama poszłam zdawać egzamin do bierzmowania, co było dla mnie naprawdę bardzo trudne. Bałam się wyjść sama z domu i tam iść, niektórym może to się wydawać dziwne, ale to naprawdę bardzo dużo dla mnie. Nawet rozmawiałam z pewną dziewczyną i tak bardzo się tego nie bałam. Mama powiedziała, że jest ze mnie naprawdę bardzo dumna, że dałam radę i nie patrzyłam na innych. Tylko, że w domu była kolejna kłótnia. Mój brat miała pretensje do mojej mamy, a ja zaczęłam jej bronić. Skończyło się na tym, że to nie on ją rani swoim ciągłym zachowaniem, tym że ciągle wpędza ją w taki dołek z którego później nie potrafi wyjść (naprawdę doprowadza ją do takiego stanu, że ona po prostu nie jest sobą) tylko ja tym, że sobie wmówiłam, że nie mam sensu życia i to wszystko jest moja wina. Kolejny przepłakany wieczór i noc, a do tego pewnie bezsenna noc.
  16. Wydaje mi się że nie to było problemem. Ja po prostu nie potrafię się przed nikim otworzyć, nie potrafię nikomu powiedzieć w twarz tego wszystkiego co napisałam tutaj, a nawet pisanie tutaj jest dla mnie trudne. Właśnie tak jest i przez to czuję się chyba jeszcze gorzej. Problem ze szkołą jest jeszcze większy, bo do tej pory myślałam nad tym żeby pójść do technikum, bo miałabym i maturę i zawód, a i mogłabym się dalej kształcić. Gdybym szła do liceum nie mogłabym pójść od razu do pracy (chyba, że do biedronki) tylko na studia, a nie wiadomo czy będę miała taką możliwość. Ale kierunki w technikach są takie, że albo nie będę miała po nim pracy, albo kompletnie się w tym nie widzę.. I koło się zamyka, a ja nadal nie wiem co zrobić.
  17. Nie wiem już nawet co mam Ci napisać. W domu jest lepiej. Nawet można powiedzieć, że jest dobrze. Ale to też nie sprawia mi żadnej radości. Byłam u tej lekarki z mamą jeszcze raz, ale to dlatego, że cały czas jestem chora i nic mi nie przechodzi, a może nawet jest coraz gorzej, ale mniejsza z tym, nie miałam odwagi jej nic powiedzieć, a może nawet nie chciałam nie wiem. Wszystko jest dla mnie zbyt trudne, nie radzę sobie z niczym, wyobrażasz sobie, że nawet głupie wstanie z łóżka jest dla mnie wielkim wyczynem? Dobija mnie jeszcze jedna rzecz, a mianowicie powinnam już wiedzieć do jakiej szkoły zamierzam pójść i się zapisać, bo niedługo nie dostanę się nigdzie, a ja nie wiem kompletnie nic. Wiem, że każdy musi przez to przejść, ale ja nie czuję się na siłach, najchętniej zasnęłabym i przespała to wszystko.
  18. Tyle, że ja nie jeden raz jej mówiłam jak ja się z tym czuje, ale do niej to nie dociera liczy się tylko to że ja ranię ją. Właśnie, żeby mogła mnie zapisać, a nawet żeby można z nią było w miarę możliwości normalnie porozmawiać musi być trzeźwa, a na to raczej się nie zbiera. Znc rano jak wstała to przez jakąś godzinę była trzeźwa, teraz już niestety nie. Wczoraj znowu się z nią kłóciłam. Chyba koniecznie chciała mnie zranić i przekonać że to przeze mnie jest w takim stanie i mi za to podziękowała. Jak jej powiedziałam, że nigdy tak naprawdę nie miałam matki to powiedziała żebym to sobie zapamiętała, bo więcej już nie będę miała. Krzyczała do mojego taty żeby wreszcie jej pomógł bo zostawił ją ze wszystkim samą, ale on jakoś nie zareagował. Powiedziała mu też żeby zajął się 'swoją córeczką' bo ona ma tego dosyć. Trochę przykro słyszeć takie rzeczy. Powiedziałam jej że mogła się zastanowić wcześniej skoro nie chce mieć dzieci, przynajmniej nikt by się jej nie czepiał. Na to też zaczęła na mnie wrzeszczeć żebym to ja się zastanowiła. Boli mnie jak o tym wszystkim myślę. Do pani doktor chyba mogłabym pójść sama, tak mi się wydaje. Ale wiesz co? Ja chyba już nie chcę pomocy. Niech to wszystko ciągnie się tak dalej, tylko nie wiem jak to się skończy, ale już mnie to jakoś nie obchodzi.
  19. Nie chcę wgl z nią rozmawiać. Znowu chodzi cały czas pijana. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy jak ja się z tym wszystkim czuje i z tym jak ona się zachowuje i z tym że jej zdaniem to ja mam jej pomóc z tego wyjść. Doszłam do wniosku, że ona może nie chce mnie zapisać do psychologa, bo ja mogę wtedy wszystko powiedzieć i posypie się to jej całe złudzenie szczęśliwego życia, albo wyjdzie że to wszystko nie jest tylko i wyłącznie moją winą, ale także i jej. Ja nawet nie wiem co powinnam powiedzieć. Mam kompletną pustkę. To wcale nie jest tak, że ważę mało, bo moja waga jest w normie. Jej chyba chodziło tylko o te wyniki i chyba chciała mi też udowodnić, że wcale nie ważę tak dużo jak sama myślę. Nie chciałam wejść na wagę przy niej bo bałam się że pokaże jeszcze więcej niż zazwyczaj co i tak jest bardzo dużo. Jem mało rozumiem to, ale po moim wyglądzie czy wadze wcale tego nie widać. Wydaje mi się, znc wszystko wskazuje na to, że jeżeli naprawdę coś mi jest to wszystkie objawy i zachowania wskazują na anoreksje bulimiczną. Jak ja mogę zaakceptować siebie? Nienawidzę całej siebie, nie ma nic co bym chociaż akceptowała, co by mi nie przeszkadzało.
  20. Ja nawet nie wiem co mogłabym jej powiedzieć. Ona mówi, że tym wszystkim jeszcze bardziej ją dołuje i ranię. Pani doktor jest bardzo miła i zawsze stara się pomóc. Powiedziała mojej mamie(która była ze mną w gabinecie), że osobom, które nie przeżyły czegoś takiego, nigdy nie miały problemów z jedzeniem bardzo ciężko jest to zrozumieć i oni mogą nie widzieć tego problemu i nie mają pojęcia jak można odbierać samego siebie. Chciała nawet, żebym się przy niej zważyła, bo nie chciałam jej powiedzieć ile ważę, ale tego nie zrobiłam. Ja rozumiem jakie mogą być konsekwencje tego wszystkiego boję się ich, ale nie chcę tego skończyć, jeszcze nie teraz. Obiecałam sobie, że gdy schudnę wystarczająco dużo, żeby w końcu siebie zaakceptować to skończę z tym wszystkim. Wydaje mi się, że nawet gdybym poszła do psychologa to to nic nie da skoro nawet własnej matce nie potrafię powiedzieć o tym co mi jest. Właściwie to sama nie wiem, więc jak mam o tym komukolwiek powiedzieć? Dopiero w lipcu, chyba pod koniec.
  21. A nie masz pomysłu jak mogłabym sobie sama pomóc?
  22. Na początku chcieli mnie zapisać, przynajmniej mama, ale teraz uważają że to zależy tylko i wyłącznie ode mnie i sama muszę sobie pomóc i się zmienić.
  23. Czy ja naprawdę muszę być taka beznadziejna, że nie potrafię pomóc sobie ani nikomu wokół? Mam dosyć, naprawdę dosyć. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Dlaczego muszę żyć na tym chorym i pustym świecie? Być bezużyteczna. Niszczę wszystko wokół. Nie chcę tutaj być, tak bardzo nie chcę. Rozmawiałam z mamą. Chciałam żeby mi wytłumaczyła to wszystko, dlaczego tak jest. Zaczęło się spokojnie, a skończyło jak zwykle. Mówi, że tylko mnie ma na świecie i to ja muszę jej pomóc, bo nikt inny tego nie zrobi. Ale ja nie potrafię, nie umiem pomóc samej sobie więc tym bardziej nie pomogę jej. Chciała ze mną porozmawiać, bo to podobno wszystko rozwiąże jak jej powiem jakie są moje problemy. Ale ja nie potrafiłam. I przez to znowu wszystko jest moją winą, bo ja nie chcę.
  24. Sama nie wiem. Rozmowa o psychologu była poruszana już nie jeden raz i nic z tego nie wyszło.
  25. Czuję się fatalnie. Wszystko idzie nie tak jak trzeba. Byłam wczoraj u lekarza, bo mama się martwiła i chciała sprawdzić czy to tylko przeziębienie, a przy okazji pani doktor popatrzyła na wyniki badań, które miałam ostatnio robione. No i tu zaczyna się problem.. Niby wyniki są JESZCZE w normie oprócz czegoś czego mam bardzo dużo, co wskazuje na odchudzenie. Pani doktor zaczęła pytać czy się odchudzam i tak dalej. Zaczęła mi opowiadać o jakimś chłopaku, który przez zaburzenia odżywiania trafił na 2 lata do szpitala. A do tego wszystkiego zrobiłam z siebie jeszcze większą idiotkę i się tam popłakałam. Pytała czy nie chciałabym porozmawiać z jakimś psychologiem, powiedziała mamie gdzie są podobno bardzo fajne panie. Dała mi jeszcze skierowanie do poradni gastrologicznej. Czuję się taka upokorzona i zażenowana. Chyba chciałam sobie i wszystkim innym wczoraj udowodnić, że potrafię jeść normalnie, że nic mi nie jest, że to wszystko mnie nie dotyczy. No i jadłam, wszystko słodycze, kanapki, obiad. Doprowadziłam się do takiego stanu, że nie wiedziałam jak mam się ruszyć tak bolał mnie brzuch, bardzo chciałam to wszystko zwymiotować, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego wzięłam tabletki. Jestem żałosna. Musiałam chociaż trochę tych emocji z siebie wyrzucić, dlatego o tym napisałam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...