Skocz do zawartości
Forum

Fobia społeczna i zaburzenia odżywiania


Rekomendowane odpowiedzi

Bo to było właściwie dorzucenie Ciebie, to całe zachowanie Twojej "przyjaciółki". :((( Nic dziwnego, że byłaś po tym taka roztrzęsiona. Ale jesteś taka młoda, tylu ludzi jeszcze poznasz, będziesz miała mnóstwo okazji do zawarcia naprawdę wartościowych znajomości i przyjaźni. Nie warto od tej dziewczyny uzależniać swojego życia.
Tak samo jak od akceptacji i zrozumienia ze strony Twojej mamy. Nie ma co na to czekać, zdarza się tak, że tego czego nie otrzymujemy za strony najbliższych, dostajemy ze strony obcych, i to właśnie dzięki nim wychodzimy na prostą, i w sumie bardzo dobrze, gdy tak się kończy, nawet gdy Ci pierwsi nadal nie chcą widzieć swoich błędów.

ana107
Czytając wpis tej dziewczyny czułam się jakbym to ja to napisała. Wiedząc, że napisał to ktoś inny widzę, że ma poważny problem, ale myśląc o sobie już nie jestem tego taka pewna.

Bo tak to chyba jest, że ciężko siebie samego obiektywnie oceniać, obserwującemu z boku nieraz jest dużo łatwiej. Dlatego ktoś, kto przechodzi przez to samo jest nieraz dla człowieka takim jakby "lustrem", w którym może zobaczyć swoje prawdziwe oblicze. I tak jest tutaj.

Odnośnik do komentarza

Właśnie moim problemem było to, że zbyt wiele aspektów mojego życia uzależniłam od niej, za bardzo zależało mi na jej zdaniu i akceptacji. Tak samo było z moją mamą. Na każdej z nich się zawiodłam i postanowiłam, że nie mogę się tak zachowywać, że sama powinnam decydować o sobie, o tym co robię, a nie dawać sobą tak manipulować. Łatwo powiedzieć tylko trudniej zrobić. Zdałam sobie sprawę, że w trudnej sytuacji kiedy naprawdę potrzebuję z kimś porozmawiać nie mogę odezwać się do nikogo, nie mam do kogo. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna się układać, bałam się tego i podchodziłam z lekką niepewnością i może to i dobrze, bo nic dobrego z tego nie wyszło. Nie mam przyjaciółki, no i mamy w sumie też nie mam, bo chyba nigdy tak naprawdę jej nie miałam. Zawsze musiałam sobie radzić sama, mogłam liczyć tylko na siebie, tylko jako dziecko tego nie dostrzegałam. Zawsze szukałam winy w sobie. Nadal to robię. Nieważne czy za błędy innych, czy sytuacje z którymi nie mam nic wspólnego zawsze wina leży po mojej stronie. Ale może to dlatego, że jako dziecko zawsze mi to wmawiano? Chociaż może nie tyle wmawiano co dawano to bardzo wyraźnie do zrozumienia, co nawet kilkuletni człowiek może zauważyć. Patrząc na to w ten sposób, moi rodzice byli nimi tylko od czasu do czasu, kiedy im było wygodnie. Z mamą tak właśnie jest, częściej jej nie ma. Niby za dwa lata będę pełnoletnia, wezmę odpowiedzialność za samą siebie, będę mogła znaleźć pracę, wyprowadzić się stąd.. Dwa lata, a nawet niecałe dwa lata, to całkiem krótko. Więc dlaczego będąc tak blisko tej 'dorosłości' nadal tak bardzo bolą mnie wspomnienia z dzieciństwa i teraźniejszy widok mojej pijanej matki? Nie potrafię tego zrozumieć. Wydaję mi się, że z każdym dniem czuję to bardziej i głębiej, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to nie jest miłe.
Mam nadzieję, że poznam jeszcze wielu interesujących ludzi, ale boję się, że ja nie będę interesująca dla nich, tak jak to jest na przykład w przypadku mojego pójścia do nowej szkoły, poznałam wiele osób, ale gdy przyjdzie co do czego czas w szkole spędzam sama, rzadko kiedy rozmawiając z kimś dłuższą chwilę. Mam jedną koleżankę, ale ona też często woli spędzać czas z kimś innym, a poza tym często nie ma jej w szkole.
Dobrze, widzę to. To znaczy staram się dostrzegać problem, którym jest dla mnie jedzenie, ale bardzo ciężko jest mi nad tym zapanować, a nawet często czuję jakby to działo się poza mną, jakbym nie miała na to żadnego wpływu. Chciałabym, żeby to wszystko zniknęło, żebym potrafiła spojrzeć na świat z uśmiechem, żebym chciała tutaj być, żeby to wszystko stało się prostsze, ale najgorsze jest to, że wiem że to jest niewykonalne.

Odnośnik do komentarza

To normalne, że postawa Twojej mamy Cię rani, nie możesz wyrzucać sobie tego. Takie rzeczy na długo zostają w pamięci i bolą nawet 2,3 razy starsze od Ciebie osoby. A Ty masz dopiero 16 lat.
Ale to że przez nią cierpisz nie znaczy, że masz od niej uzależniać tego, co zrobisz ze swoim życiem, nie warto.
Musisz jak najszybciej poszukać pomocy specjalisty, sama nie zapanujesz nad swoim odżywianiem. Aż się boję myśleć, jak daleko zaszły te problemy. Ile teraz ważysz? Masz jakieś problemy z samopoczuciem, omdlenia, kręci Ci się w głowie? Naprawdę, nie ma co dłużej czekać, idź do pedagoga szkolnego(tego jeszcze nie znasz, więc nie ma co się uprzedzać). Wiem, że trudno Ci z kimkolwiek rozmawiać, ale pamiętasz tę kartkę, którą sobie kiedyś przygotowałaś, i o której tu kiedyś rozmawialiśmy? Może byś z nią poszła, i ją pokazała?

Odnośnik do komentarza

Mama powiedziała mi, że jeżeli chcę to mogę się wyprowadzić. Chętnie bym to zrobiła.
Tak, kręci mi się w głowie, krótkotrwało tracę przytomność, bardzo szybko się męczę często nie mogę przejść nawet paru metrów, mam problem z oddychaniem, a raczej z nabieraniem powietrza, odczuwam bóle w klatce piersiowej nie wiem czy to serce czy okolice mostka, mam bardzo silne bóle głowy, skurcze i bóle mięśni.. Też się nad tym zastanawiałam i może uda mi się to zrobić. Ostatnio słyszałam, że jeżeli ma się skończone 16 lat, to można samemu iść do specjalisty, ale nie wiem czy to jest prawda.

Odnośnik do komentarza

O matko, tego się obawiałam.
Chyba w takim przypadku można iść samemu do psychologa albo psychiatry dziecięcego, jest ktoś taki w Twojej okolicy?
Możesz też zwrócić się z tym do pedagoga. W ogóle to dziwi mnie, że nikt ze szkoły jeszcze nie zauważył, że coś Ci dolega.
Spróbuj, i to jak najszybciej, którejkolwiek z możliwości(może być z tą kartką, jak wolisz). Nie ma co dłużej z tym czekać.

Odnośnik do komentarza

W szkole nie mają możliwości zauważyć, że coś może mi dolegać. Nie dość, że w ostatnim czasie praktycznie nie ma mnie w szkole (przez to wszystko zaczęłam wagarować, bo nie daje rady chodzić do szkoły, w której i tak sobie nie radzę) to patrząc na mnie nie da się niczego zauważyć, gdybym nie jadła przez cały ten czas teraz pewnie zostałyby ze mnie same kości, ale ale ja po prostu, albo nie jem wcale, albo jem i wymiotuję.. Więc nie chudnę, albo inaczej chudnę, a później i tak tyje i tak na zmianę przez cały czas. Jestem tym zmęczona. Boję się prosić kogokolwiek o pomoc, ale postaram się przemóc i zadzwonić do przychodni, w której przyjmuje i psycholog i psychiatra, a w takim razie do którego z nich powinnam się udać?

Odnośnik do komentarza

W tym momencie do kogo byś się nie udała, to i tak będziesz w o wiele lepszej sytuacji niż do tej pory. Ale myślę, że psychiatra bardziej by pasował, to Twój problem jest już bardzo poważny. Możliwe też że okaże się, że potrzebujesz pomocy kilku specjalistów.
Trzymam mocno kciuki za załatwianie tych spraw, oby wszystko poszło jak najsprawniej.
Trzymaj się

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...