Skocz do zawartości
Forum

Fobia społeczna i zaburzenia odżywiania


Rekomendowane odpowiedzi

Dziękuję, że tu jesteś.
Chyba jedyne co mi pozostało to to forum. Z rodzicami już kompletnie nie mogę porozmawiać, psychologa nie będzie, nie ma już nikogo kogo by to interesowało. Stało się tak jak myślałam, nie rozumieją mnie, nie rozumieją tego co czuję, chyba nie chcą zrozumieć, liczą się tylko oni i ich uczucia. Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych w moim życiu, wszyscy, którzy obiecywali tak wiele zostawili mnie. Ojciec chciał mnie uderzyć, bo jego zdaniem jestem pyskatą gówniarą. Z resztą mama myśli to samo. Udowodnili mi to wczoraj bardzo dobrze. Ojciec powiedział, że następnym razem się nie opanuje i mnie uderzy, co pewnie spowoduje moje krzyki co sprowadzi się do tego, że na jednym uderzeniu się nie skończy. Mama nie zrobiła nic, kompletnie nic. Poszłam do szkoły zapłakana, nie wiedziałam co mam zrobić, nie potrafiłam się opanować. A gdy wróciłam do domu padło z ust mojej mamy pytanie co się ze mną dzieje, dlaczego doprowadziłam do takiej awantury. Nie pomyślała co się dzieje ze mną. Powiedziała, że ma dosyć, odpowiedziałam jej że nie ona jedyna, że ja też mam dosyć tego wszystkiego. Zaczęła krzyczeć, że nie mam prawa mówić czegoś takiego, bo jestem jeszcze gówniarą. Mówiła, że życie później jest takie ciężkie i dopiero później zobaczę jak to jest, na co powiedziałam jej że wcale nie chcę tu być, że sama się tutaj nie pchałam. Miałam nadzieję, że będzie chciała o tym ze mną porozmawiać, pomóc, spróbować jakoś to wszystko rozwiązać, zamiast tego zaczęła krzyczeć, że nie po to tyle lat się męczyła ze mną, żebym jej teraz takie rzeczy mówiła, chyba nie powinnam pisać tutaj jak mnie oceniła chyba najłagodniejsze było, to że jestem podła. Później płakała i nie odezwała się do mnie ani słowem. Dzisiaj znowu jest pijana. Znowu to wszystko wraca. Zapytałam jej dlaczego to robi, ale nie uzyskałam odpowiedzi, jedyne co mi powiedziała to to że miałam jej coś powiedzieć, chodziło jej o to że miałam się zastanowić nad tym co wczoraj powiedziałam i dzisiaj to wszystko jakoś odkręcić. Jeden z nielicznych razów powiedziałam jej co tak naprawdę czuję, a ona mnie odtrąciła. Nie wiem sama jak to wszystko się skończy. Może rzeczywiście ten problem leży we mnie? Może to ja jestem wszystkiemu winna? Zawsze tak myślałam i chyba na moment o tym zapomniałam, ale dobitnie mi o tym przypomnieli. Chyba już nie będzie sensu dłużej tutaj pisać, dziękuję za wsparcie, które tutaj otrzymałam, to znaczyło bardzo dużo.

Odnośnik do komentarza

Szczyt wszystkiego, wypięli się na Ciebie, ojciec groził Ci przemocą(!!!), a teraz matka jeszcze oczekuje od Ciebie, że będziesz się z czegoś tłumaczyć?! Nie, to nie Twoja wina, nie daj sobie tego wmówić! To jest tylko i wyłącznie ich wina, że doprowadzili Cię do takiego stanu. A jeszcze co do tych pogróżek ojca, to jest to karalne, skoro się czegoś takiego dopuścił, powinien ponieść prawne konsekwencje tego!

Nie mogę, jakie to prawo jest debilne, że nie pozwala na to, żeby osoba niepełnoletnia szła do psychologa bez rodziców! Po co to jest, czemu ma służyć? Przecież nie ma z tego pożytku, natomiast są ogromne szkody, jak widać. Przez to dziecko, które ma rodziców na których nie może liczyć, zamiast samo wyciągnąć rękę po pomoc, użera się z nimi w nieskończoność, żeby łaskawie kiwnęli palcem w jego sprawie. Jakiś obłęd!
Posłuchaj, w takiej sytuacji bardzo dobrze rozumiem, czemu jesteś przybita, ale mimo to jest z niej wyjście. Możesz zawsze powiedzieć o Twoich problemach pedagogowi, co Ci zaszkodzi? Koniecznie powiedz mu przy okazji o tym, co napisałaś tutaj, o tym jak Cię rodzice potraktowali. Im bardziej szczegółowo, tym lepiej, tym lepiej będzie sobie zdawał sprawę z powagi sytuacji, tym bardziej zdecydowanie zareaguje, i tym szybciej uzyskasz pomoc.

Odnośnik do komentarza

ana107
Sama sobie na to zasłużyłam.

Czym?

ana107
Nie mogę iść do pedagoga, nie mogę tego wszystkiego powiedzieć. Gdybym to zrobiła już nie miałabym po co wracać do domu, a nie mam żadnego miejsca do którego mogłabym pójść.

Ale co, myślisz, że tak bardzo by Ci po tym rodzice dali w kość? :( Może nie byłoby tak źle?
I zobacz, jakby obserwator z zewnątrz, który zna się na rzeczy, ocenił tę sytuację i dostrzegł problem, to może to by ich przekonało? To, że ktoś taki patrzy na to zupełnie inaczej niż oni, może im naprawdę dać do myślenia.
Jeśli pedagog porozmawia z nimi(a powinien), to szansa na to się jeszcze zwiększy.

Odnośnik do komentarza

Nie jestem taka jaką by mnie chcieli, chcieli mieć normalne dziecko, ale niestety coś im nie wyszło.
Byłby koszmar, albo byłaby wielka awantura, albo znowu nie odzywaliby się do mnie ani słowem. Oni myślą, że ja to robię specjalnie, żeby im zrobić na złość.
Dzisiaj i wczoraj jest troszkę lepiej, znc odzywają się w jakiś błahych sprawach jakby nigdy nic.

Odnośnik do komentarza

ana107
Nie jestem taka jaką by mnie chcieli, chcieli mieć normalne dziecko, ale niestety coś im nie wyszło.

A co to znaczy normalne? Takie które nie sprawia problemów? To nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że takie dzieci nie istnieją. Ale w sumie takie podejście by do nich pasowało niestety, z tego wszystkiego co tu napisałaś, a napisałaś dużo. Tyle że to świadczy o nich, a nie o Tobie, więc ciężko doszukiwać się w tym dowodu na Twoją winę.

Fajnie, że od wczoraj jest troszkę lepiej. :))
Ale zobacz, czy w takim razie nie można by się spodziewać podobnego scenariusza po rozmowie z pedagogiem? To znaczy, że będzie tak jak teraz było, czyli na początku okropna kłótnia, następnie cisza, i stopniowe odzyskiwanie spokoju u Ciebie? A jeśli tak, to może na dłuższą metę konsekwencje nie będą aż takie straszne? A jak dodać pomoc pedagoga w otrzymaniu potrzebnej Ci pomocy, to wychodziło by na to, że zyski były by o wiele większe niż straty.

Odnośnik do komentarza

Zawsze tak myślałam, że nie zasługuje na ich miłość, na to żeby po prostu było normalnie.
Nie jest lepiej.. Jest coraz gorzej, bo ja nie potrafię tego wszystkiego znieść. Ale nie już nie będę prosić o to, żeby ze mną porozmawiali, żeby mnie kochali, żeby się czymkolwiek zainteresowali. Skoro im tak dobrze to proszę bardzo, ale to oni będą później płakać.
Wizyta u pedagoga byłaby początkiem końca. Nie tylko w domu, ale i w szkole. Już nie raz widziałam co się dzieje po tym jak ktoś z własnej woli pójdzie do pani pedagog. Nie dość, że często jest wyśmiewany, to jeszcze ciągłe rozmowy z wychowawcą, którego nic nie interesuje. To nie dla mnie, nie mam na tyle siły, żeby przechodzić przez coś takiego. A poza tym strach i wstyd, który czuję.. To nie wyjdzie.

Odnośnik do komentarza

ana107
Zawsze tak myślałam, że nie zasługuje na ich miłość, na to żeby po prostu było normalnie

To trzeba się wreszcie wyzbyć tego myślenia. Nie dość że to nieprawda, to co gorsza widać że bardzo Ci szkodzi. Oczywiście z pomocą psychologa byłoby Ci na pewno łatwiej. Tylko problem jest właśnie z tym, że nie masz w tym momencie takiej możliwości. Dzięki postawie Twoich rodziców, i dzięki bezsensownym przepisom. :(((

Ale chodzi o to, że pedagog by się z Ciebie naśmiewał? Czy o to, że koledzy ze szkoły by się tak zachowywali, gdyby wieść o tej wizycie by się rozniosła?
A właściwie dlaczego te rozmowy z wychowawcą też się odbywają? Ktoś tego wymaga? Może dyrektor? Bo to trochę dziwne by było, gdyby odbywały się z inicjatywy wychowawcy, skoro jego to nie interesuje.

Odnośnik do komentarza

Pani pedagog raczej jest miła i ona by do tego podeszła jedynie z przymrużeniem oka. Ona stara się pomagać, ale jakoś jedynie w sprawach typu uzależnienia od narkotyków, alkoholu. Z innymi sprawami raczej się do niej nie przychodzi. Koledzy, koleżanki zaczęli by mnie wyśmiewać. Zawsze tak jest jeżeli ktoś różni się od innych, chce coś zrobić.. Pani pedagog zawsze powiadamia o wizycie wychowawcę, nie wiem czy dyrektora także. A pani wychowawczyni zmieniła mi się w tym roku, wcześniejsza przeszła na urlop zdrowotny, szkoda tylko, że wypadło to w ostatnim roku nauki. A więc wychowawczyni podchodzi, bądź każe pozostać w klasie po lekcji(albo mówi przy całej klasie lub innych nauczycielach) i chce 'porozmawiać' co skłania się do tego, że mamy powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Nie wiem może wtedy czuje, że ma czyste sumienie i zrobiła wszystko co w jej mocy? Nie wiem, ona ogólnie nie lubi naszej klasy, często daje nam odczuć swoją niechęć, złość bądź to że wcale jej nie obchodzimy.
Jestem chora i gdy mam gorączkę często zaczynam mówić od rzeczy. Więc rozmawiałam dzisiaj z bratem, rodzicami.. Chociaż nie wiem czy to można nazwać rozmową. Myślą, że żartuje. Ale do sedna, mój brat stwierdził, że nie mam prawa być załamana, bo tak naprawdę nie mam czym, nikt nie umarł, nie miałam żadnego wypadku, ani nic z tych rzeczy. I z każdej z tych rozmów wyszedł podobny wniosek. Wydaje mi się, że jak zacznę tak myśleć to w końcu w to uwierzę i wszystko będzie dobrze, co o tym myślisz?
Bardzo chciałam Ci podziękować, za całe wsparcie i zrozumienie, które mi okazujesz i poświęcony tutaj czas. Trochę czuję, że Cię wykorzystuję tym, że przez cały czas tutaj piszę. Mam też wrażenie, że w końcu może Ci się znudzić ciągłe namawianie mnie do wszystkiego, co oczywiście zrozumiem. Dziękuję Ci za wszystko.

Odnośnik do komentarza

ana107
Pani pedagog raczej jest miła i ona by do tego podeszła jedynie z przymrużeniem oka. Ona stara się pomagać, ale jakoś jedynie w sprawach typu uzależnienia od narkotyków, alkoholu. Z innymi sprawami raczej się do niej nie przychodzi.

Ale to jest tak, że ta pedagog nie chce, żeby z innymi sprawami do niej przychodzić? Zdarzało się już w przeszłości, że bagatelizowała te sprawy? A w ogóle to ile teraz jesz dziennie? Z tego co ostatnio pisałaś wynikało, że bardzo mało, byłabym zdziwiona, gdyby pedagog zlekceważyła tak poważne zaburzenia odżywiania. Przecież to wcale nie jest mniej poważne od problemów z alkoholem!
Poza tym tak naprawdę nie chodzi tylko o to, ani nawet nie tylko o Twoje problemy psychiczne. Chodzi o całą sytuację w Twojej rodznie, grożenie Ci przemocą ze strony ojca/a wcześniej też przemoc zdaje się?/, nadużywanie przez matkę alkoholu, totalne nbrak zainteresowania Twoimi problemami z ich strony. To wszystko to też są sprawy, które pedagog powinien potraktowac poważnie.
Kluczowym problemem który w tej chwili stwarzają jest odcinanie Tobie dostepu do pomocy psychologicznej, więc w rozmowie z pedagogiem powinnaś wyraźnie o tym powiedzieć, a ona powinna zrobić wszystko, żebyś jak najszybciej go uzyskała.

ana107
Koledzy, koleżanki zaczęli by mnie wyśmiewać. Zawsze tak jest jeżeli ktoś różni się od innych, chce coś zrobić..

No niestety, czasem tak rzeczywiście bywa. :( Ale nie można się temu poddawać i uzależniać od tego swoich życiowych decyzji. Może to nie jest z początku takie łatwe, ale należy takich głupków ignorować, a z czasem coraz łatwiej będzie przychodziło nieprzejmowanie sie nimi.
Myślę, że Twój brat nie ma racji, to że nikt nie umarł to nie jest żaden argument, to chyba widać od razu. A co do tego z wypadkiem, to nie powiedziałabym, że ktoś kto mu uległ musi być koniecznie w ciężej sytuacji niż Ty, myślę, że w wielu przypadkach jest na odwrót.

Co do tego co napisałaś na końcu to bardzo miłe w sumie. :) Nie wykorzystujesz mnie, ja nie muszę tutaj pisać, robię to z własnej woli, i też jak widzisz nie robię tego non stop, tylko wtedy gdy znajdę czas. Nie myśl tak, tym bardziej, że nie piszesz o błahostkach, więc da się tego w żadnym razie podciągnąć pod zawracanie głowy duperelami. ;)

Odnośnik do komentarza

Teraz to już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Nigdy nie widziałam, żeby zajmowała się jakąś inną sprawą od uzależnień, pomocy słabszym uczniom ze wskazaniami z poradni, albo przemocy. Koleżanką, która chorowała/choruje na anoreksję ani razu się nie zainteresowała. Dzisiaj akurat ogromnie dużo zjadłam. Nawet nie wiem ile to kalorii, więc może napisze po prostu co jadłam, jogurt naturalny, porcja zupy pomidorowej z ryżem(łącznie były to jakieś 4-5 łyżek stołowych) i pewnie na tym by się skończyło, ale mama wmusiła we mnie jeszcze drugie danie a mianowicie było to jajko sadzone, ogórek kiszony i kilka frytek pieczonych bez tłuszczu. I kilka truskawek ze śmietaną.
Nie mogę nikomu powiedzieć tego co dzieje się w domu. Postąpiłabym bardzo dziecinnie, głupio i nielojalnie. Poza tym ojciec był wtedy zdenerwowany, teraz mu przeszło i nic takiego nie ma zamiaru zrobić. Co innego gdyby mnie uderzył, wtedy na pewno bym tak tego nie zostawiła. Po wczorajszej awanturze nie pije i mam nadzieje że tak zostanie. A może to nie jest tak, że się nie interesują (przynajmniej mama) tylko nie potrafią mnie zrozumieć? Mama wczoraj coś takiego mi powiedziała. Mówiła też, że nie wie jak ze mną rozmawiać, bo ja ciągle jestem na nie, cokolwiek powie.
Ja nie dałabym rady gdyby mi docinali, teraz mam problemy z przejściem się po szkolnym korytarzu czy podejściu do tablicy, a co dopiero wtedy.
Ale spójrz na to z tej perspektywy, mnie praktycznie nie spotkało nic tak przejmującego, żebym teraz nie mogła wyjść z tego smutku. Co prawda poczułam co to ogromna strata za bardzo ważnymi osobami, ale to zaczęło się wcześniej.
Dziękuję. =)

Odnośnik do komentarza

Czuję się fatalnie. Wszystko idzie nie tak jak trzeba. Byłam wczoraj u lekarza, bo mama się martwiła i chciała sprawdzić czy to tylko przeziębienie, a przy okazji pani doktor popatrzyła na wyniki badań, które miałam ostatnio robione. No i tu zaczyna się problem.. Niby wyniki są JESZCZE w normie oprócz czegoś czego mam bardzo dużo, co wskazuje na odchudzenie. Pani doktor zaczęła pytać czy się odchudzam i tak dalej. Zaczęła mi opowiadać o jakimś chłopaku, który przez zaburzenia odżywiania trafił na 2 lata do szpitala. A do tego wszystkiego zrobiłam z siebie jeszcze większą idiotkę i się tam popłakałam. Pytała czy nie chciałabym porozmawiać z jakimś psychologiem, powiedziała mamie gdzie są podobno bardzo fajne panie. Dała mi jeszcze skierowanie do poradni gastrologicznej. Czuję się taka upokorzona i zażenowana. Chyba chciałam sobie i wszystkim innym wczoraj udowodnić, że potrafię jeść normalnie, że nic mi nie jest, że to wszystko mnie nie dotyczy. No i jadłam, wszystko słodycze, kanapki, obiad. Doprowadziłam się do takiego stanu, że nie wiedziałam jak mam się ruszyć tak bolał mnie brzuch, bardzo chciałam to wszystko zwymiotować, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego wzięłam tabletki. Jestem żałosna.
Musiałam chociaż trochę tych emocji z siebie wyrzucić, dlatego o tym napisałam.

Odnośnik do komentarza

Czy ja naprawdę muszę być taka beznadziejna, że nie potrafię pomóc sobie ani nikomu wokół? Mam dosyć, naprawdę dosyć. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Dlaczego muszę żyć na tym chorym i pustym świecie? Być bezużyteczna. Niszczę wszystko wokół. Nie chcę tutaj być, tak bardzo nie chcę. Rozmawiałam z mamą. Chciałam żeby mi wytłumaczyła to wszystko, dlaczego tak jest. Zaczęło się spokojnie, a skończyło jak zwykle. Mówi, że tylko mnie ma na świecie i to ja muszę jej pomóc, bo nikt inny tego nie zrobi. Ale ja nie potrafię, nie umiem pomóc samej sobie więc tym bardziej nie pomogę jej. Chciała ze mną porozmawiać, bo to podobno wszystko rozwiąże jak jej powiem jakie są moje problemy. Ale ja nie potrafiłam. I przez to znowu wszystko jest moją winą, bo ja nie chcę.

Odnośnik do komentarza

ana107
. Mówi, że tylko mnie ma na świecie i to ja muszę jej pomóc, bo nikt inny tego nie zrobi. Ale ja nie potrafię, nie umiem pomóc samej sobie więc tym bardziej nie pomogę jej.

To nieprawda. To nie Ty jesteś jej matką, tylko ona Twoją. Więc to ona powinna Ci pomóc. Może lepiej by było, gdyby udało Ci się w pełni przed nią otworzyć, ale z drugiej strony to zrozumiałe, że to jest dla Ciebie trudne, pewnie nie ufasz jej tak do końca.
Dobrze że piszesz, chociażby dlatego, że tak jak sama powiedziałaś, wyrzucasz z siebie negatywne emocje. Poza tym widzę, że całkiem sporo się wydarzyło, mam na myśli głównie Twoją wizytę u tej lekarki.
Może i na tym świecie faktycznie jest dużo zła, ale zobacz, czy to nie jest jednak budujące, że obca osoba z własnej inicjatywy zainteresowała się Twoimi problemami, sama zaczęła proponować Ci wizytę u psychologa(co potwierdza, że POTRZEBUJESZ jego pomocy), przestrzegała Ciebie przed złym odżywianiem, itd? Mi się to akurat wydaje bardzo pozytywne.
I niepotrzebnie czujesz się po tym upokorzona i zażenowana. Nie masz się czego wstydzić, zareagowałaś w zupełnie naturalny sposób. To normalne, że gdy wreszcie jakiś człowiek zatroszczył się o Ciebie, to te gromadzone silne, negatywne emocje u Ciebie po prostu "puściły", i odreagowałaś to płaczem.
Nie wiem tylko, czy do Twojej mamy to da do myślenia. Wydawałoby się, że doktor zrobiła wszystko, by tak się stało, sama podała jej namiary do dobrych psychologów, zachęcała do wizyty u jednego z nich. Ale nie wiem, czy to ją przekona, z tego co widzę, to ciężka sprawa.
Zobacz, wystarczyłoby tyko, żeby poszła z Tobą do tego psychologa. I TYLE. Nawet nie musi się wdawać w żadną wielką dyskusję na ten temat. To nie rozumiem, jaki to problem dla niej? Może by pomogło, gdybyś zadała jej to jedno banalnie proste pytanie?
Także nie wiń siebie, bo to wszystko się przeciąga, komplikuje i pogarsza właśnie z tego powodu.
Aha, co do tego wcześniejszego jedzenia, z tą zupą z ryżem itd to było to strasznie mało, jak na jeden dzień. Już samo to, że nazwałaś tę ilość "ogromną" świadczy o tym, że masz poważne zaburzenia i potrzebujesz pomocy specjalisty.
A kiedy masz wizytę u gastrologa?

Odnośnik do komentarza

Ja nawet nie wiem co mogłabym jej powiedzieć. Ona mówi, że tym wszystkim jeszcze bardziej ją dołuje i ranię.
Pani doktor jest bardzo miła i zawsze stara się pomóc. Powiedziała mojej mamie(która była ze mną w gabinecie), że osobom, które nie przeżyły czegoś takiego, nigdy nie miały problemów z jedzeniem bardzo ciężko jest to zrozumieć i oni mogą nie widzieć tego problemu i nie mają pojęcia jak można odbierać samego siebie. Chciała nawet, żebym się przy niej zważyła, bo nie chciałam jej powiedzieć ile ważę, ale tego nie zrobiłam. Ja rozumiem jakie mogą być konsekwencje tego wszystkiego boję się ich, ale nie chcę tego skończyć, jeszcze nie teraz. Obiecałam sobie, że gdy schudnę wystarczająco dużo, żeby w końcu siebie zaakceptować to skończę z tym wszystkim. Wydaje mi się, że nawet gdybym poszła do psychologa to to nic nie da skoro nawet własnej matce nie potrafię powiedzieć o tym co mi jest. Właściwie to sama nie wiem, więc jak mam o tym komukolwiek powiedzieć?
Dopiero w lipcu, chyba pod koniec.

Odnośnik do komentarza

Ale właśnie chodziło mi o to, że nie musisz z nią jakoś specjalnie rozmawiać i ją przekonywać, tylko żebyś ją zapytała wprost, dlaczego nie chce pójść z Tobą do psychologa. Co jej to szkodzi?
Myślę, że nie powinnaś mieć problemów z rozmową z psychologiem, który będzie w stanie udzielić Ci fachowej pomocy, i który będzie chciał Ci pomóc. Rozmowa z mamą to zupełnie co innego. Widać że już nieraz nadwyrężyła Twoje zaufanie, więc nic dziwnego, że ciężko Ci się przed nią otworzyć. Dlatego uważam, że nie powinnaś wiązać ze sobą możliwego przebiegu jednej z nich tym jak wygląda druga.

Jeśli uważasz, że Twoje problemy nie są na razie wystarczająco poważne, to czemu nie chciałaś się zważyć przy pani doktor? Czy to nie jest tak, że jednak zdajesz sobie sprawę z tego, że ważysz bardzo mało, i że tak naprawdę potrzebujesz tej pomocy już teraz?
Ja myślę, że sprawy zaszły już bardzo daleko, skoro ona po spojrzeniu na Ciebie zaproponowała to ważenie. To znaczy, że po samym Twoim wyglądzie widać, że jesteś o wiele za szczupła. :(

ana107
Ja rozumiem jakie mogą być konsekwencje tego wszystkiego boję się ich, ale nie chcę tego skończyć, jeszcze nie teraz. Obiecałam sobie, że gdy schudnę wystarczająco dużo, żeby w końcu siebie zaakceptować to skończę z tym wszystkim.

Ale takie myślenie prowadzi donikąd. Ty nie zaakceptujesz siebie, dopóki nie pomoże Ci w tym psycholog. Problem jest w środku Ciebie, a nie na zewnątrz. Odchudzasz się, bo siebie nie akceptujesz, a nie na odwrót. Czyli nie jest tak, że nie akceptujesz siebie, bo za dużo ważysz, pewnie ważysz o wiele za mało. Więc takie podejście to jest błędne koło, i to bardzo autodestrukcyjne w tym przypadku. Trzeba je jak najszybciej przerwać.

Odnośnik do komentarza

Nie chcę wgl z nią rozmawiać. Znowu chodzi cały czas pijana. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy jak ja się z tym wszystkim czuje i z tym jak ona się zachowuje i z tym że jej zdaniem to ja mam jej pomóc z tego wyjść. Doszłam do wniosku, że ona może nie chce mnie zapisać do psychologa, bo ja mogę wtedy wszystko powiedzieć i posypie się to jej całe złudzenie szczęśliwego życia, albo wyjdzie że to wszystko nie jest tylko i wyłącznie moją winą, ale także i jej.
Ja nawet nie wiem co powinnam powiedzieć. Mam kompletną pustkę.
To wcale nie jest tak, że ważę mało, bo moja waga jest w normie. Jej chyba chodziło tylko o te wyniki i chyba chciała mi też udowodnić, że wcale nie ważę tak dużo jak sama myślę. Nie chciałam wejść na wagę przy niej bo bałam się że pokaże jeszcze więcej niż zazwyczaj co i tak jest bardzo dużo. Jem mało rozumiem to, ale po moim wyglądzie czy wadze wcale tego nie widać. Wydaje mi się, znc wszystko wskazuje na to, że jeżeli naprawdę coś mi jest to wszystkie objawy i zachowania wskazują na anoreksje bulimiczną. Jak ja mogę zaakceptować siebie? Nienawidzę całej siebie, nie ma nic co bym chociaż akceptowała, co by mi nie przeszkadzało.

Odnośnik do komentarza

No, pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego wszystkiego. :/

ana107
Doszłam do wniosku, że ona może nie chce mnie zapisać do psychologa, bo ja mogę wtedy wszystko powiedzieć i posypie się to jej całe złudzenie szczęśliwego życia, albo wyjdzie że to wszystko nie jest tylko i wyłącznie moją winą, ale także i jej.

Też o tym pomyślałam, pewnie tak jest. Ale nie mogą Twoje problemy stać w miejscu z powodu tych, jakby nie patrzeć, niskich pobudek jej zachowania.
Pomyśl sobie, że nieważne, co sobie tam myśli, jeśli to są jakieś bardzo niefajne rzeczy, to jej sprawa, ale trzeba się tym zająć, i tyle. Po prostu zapytaj się jej, czemu nie che iść z Tobą do psychologa, i niech Ci odpowiada na banalnie proste pytanie i tyle.
A najlepiej niech nie robi dłużej trudności(bo ile można) tylko w te pędy z Tobą do niego idzie. Zresztą, skoro lekarka w jej obecności namawiała Cię do tego, to może ją to jakoś przekonało.
No tak, tylko że do tego musi przestać pić, być trzeźwa i jasno myśleć. Przykre, że znowu jest inaczej. :((

A jak będzie obstawała przy tym co do tej pory, to idź albo do pedagoga, albo jeszcze lepiej drugi raz to tej fajnej lekarki, i po prostu spytaj się co zrobić w sytuacji, gdy mama nie chce pójść z Tobą do psychologa I KONIEC, i odcina Ci możliwość skorzystania ze specjalistycznej pomocy. Na pewno coś postarają się wymyślić, a już szczególnie ta lekarka, bo widać że bardzo się Tobą przejęła, sama proponowała Ci taką wizytę itd. Czy możesz pójść do niej sama czy do tego też jest potrzebna obecność dorosłej osoby?

Aha, jeśli chodzi o panią pedagog, to po tym, jak lekarz wypowiedział swoje zdanie na temat Twojej sytuacji, i tego, co z nią należy robić, nie powinna jej zbagatelizować.

Odnośnik do komentarza

Tyle, że ja nie jeden raz jej mówiłam jak ja się z tym czuje, ale do niej to nie dociera liczy się tylko to że ja ranię ją.
Właśnie, żeby mogła mnie zapisać, a nawet żeby można z nią było w miarę możliwości normalnie porozmawiać musi być trzeźwa, a na to raczej się nie zbiera. Znc rano jak wstała to przez jakąś godzinę była trzeźwa, teraz już niestety nie. Wczoraj znowu się z nią kłóciłam. Chyba koniecznie chciała mnie zranić i przekonać że to przeze mnie jest w takim stanie i mi za to podziękowała. Jak jej powiedziałam, że nigdy tak naprawdę nie miałam matki to powiedziała żebym to sobie zapamiętała, bo więcej już nie będę miała. Krzyczała do mojego taty żeby wreszcie jej pomógł bo zostawił ją ze wszystkim samą, ale on jakoś nie zareagował. Powiedziała mu też żeby zajął się 'swoją córeczką' bo ona ma tego dosyć. Trochę przykro słyszeć takie rzeczy. Powiedziałam jej że mogła się zastanowić wcześniej skoro nie chce mieć dzieci, przynajmniej nikt by się jej nie czepiał. Na to też zaczęła na mnie wrzeszczeć żebym to ja się zastanowiła. Boli mnie jak o tym wszystkim myślę. Do pani doktor chyba mogłabym pójść sama, tak mi się wydaje. Ale wiesz co? Ja chyba już nie chcę pomocy. Niech to wszystko ciągnie się tak dalej, tylko nie wiem jak to się skończy, ale już mnie to jakoś nie obchodzi.

Odnośnik do komentarza

ana107
Tyle, że ja nie jeden raz jej mówiłam jak ja się z tym czuje, ale do niej to nie dociera liczy się tylko to że ja ranię ją.

No to widocznie nie chce przyjąc tego do wiadomości. :(

ana107
Krzyczała do mojego taty żeby wreszcie jej pomógł bo zostawił ją ze wszystkim samą, ale on jakoś nie zareagował.

To jest jedyna rzecz w całej tej kłótni, w której miała całkowitą rację(wszystko inne to oczywiście nieprawda). Myślę, że gdyby nie niszczył jej przez tyle lat tym brakiem wsparcia, teraz byłaby innym człowiekiem. Zresztą Ciebie też tym krzywdził. Co nie usprawiedliwia tego, jak mam Cię traktuje, bo nie Ty jesteś temu winna, poza tym ona też jest za Ciebie odpowiedzialna jako matka.

Rozumiem, że coraz bardziej masz dość tego wszystkiego, może popadasz w jakiś marazm, obojętność. Tym bardziej po takiej awanturze wszystkiego może się człowiekowi odechcieć.
Ale nie warto się temu całkowicie poddawać. Zobaczysz, że jak wyjdziesz z tego dołka, to jednak inaczej na to spojrzysz. Masz możliwość pójścia do tej lekarki sama, wiesz że jest Ci życzliwa, to wykorzystaj to. Nie wyobrażam, żeby rozłożyła bezradnie ręce na to, co powiesz.
Gdy pomoże Ci dotrzeć do pomocy, skorzystasz z niej, uporasz się z problemami które się za Tobą ciągnąć, zupełnie inaczej się poczujesz. Potem usamodzielnisz się, będziesz miała swoje życie. Całkiem możliwe, że wtedy rodzice docenią w pełni, że mają Ciebie za córkę, i będą żałowali, że nie było ich z Tobą wtedy, kiedy powinni.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem już nawet co mam Ci napisać. W domu jest lepiej. Nawet można powiedzieć, że jest dobrze. Ale to też nie sprawia mi żadnej radości. Byłam u tej lekarki z mamą jeszcze raz, ale to dlatego, że cały czas jestem chora i nic mi nie przechodzi, a może nawet jest coraz gorzej, ale mniejsza z tym, nie miałam odwagi jej nic powiedzieć, a może nawet nie chciałam nie wiem. Wszystko jest dla mnie zbyt trudne, nie radzę sobie z niczym, wyobrażasz sobie, że nawet głupie wstanie z łóżka jest dla mnie wielkim wyczynem? Dobija mnie jeszcze jedna rzecz, a mianowicie powinnam już wiedzieć do jakiej szkoły zamierzam pójść i się zapisać, bo niedługo nie dostanę się nigdzie, a ja nie wiem kompletnie nic. Wiem, że każdy musi przez to przejść, ale ja nie czuję się na siłach, najchętniej zasnęłabym i przespała to wszystko.

Odnośnik do komentarza

A czy nie jest tak, że miałaś opory przed mówieniem o tym lekarce, bo mama była z Tobą? Może łatwiej by Ci było, gdybyś się tam sama wybrała? Zawsze możesz tak zrobić, niezależnie od wizyt z mamą, chyba nie ma żadnych narzuconych z góry ograniczeń co do tego.

ana107
Wszystko jest dla mnie zbyt trudne, nie radzę sobie z niczym, wyobrażasz sobie, że nawet głupie wstanie z łóżka jest dla mnie wielkim wyczynem?

Najprawdopodobniej masz poważne problemy z psychiką, tak jak już tu nieraz mówiliśmy. A w takim stanie jak najbardziej sobie wyobrażam to, o czym tu piszesz. Wtedy każda rzecz staje się dużo dużo cięższa. Nawet taka, która zdrowemu, dobrze funkcjonującemu człowiekowi mogłaby się wydawać zupełnie błaha.

Dylemat odnośnie wyboru szkoły może równie dobrze Cię przytłaczać w takim razie. A czym się najbardziej interesujesz? Jakie są Twoje ulubione przedmioty?
Bo moim zdaniem powinnaś się przede wszystkim takimi rzeczami kierować przy wyborze szkoły. Zastanowić się, która z nich kładzie największy nacisk na te rzeczy, no i wybrać najbardziej pasujący Ci profil klasy, np humanistyczny, albo matematyczno-fizyczny.

Odnośnik do komentarza

Wydaje mi się że nie to było problemem. Ja po prostu nie potrafię się przed nikim otworzyć, nie potrafię nikomu powiedzieć w twarz tego wszystkiego co napisałam tutaj, a nawet pisanie tutaj jest dla mnie trudne. Właśnie tak jest i przez to czuję się chyba jeszcze gorzej.
Problem ze szkołą jest jeszcze większy, bo do tej pory myślałam nad tym żeby pójść do technikum, bo miałabym i maturę i zawód, a i mogłabym się dalej kształcić. Gdybym szła do liceum nie mogłabym pójść od razu do pracy (chyba, że do biedronki) tylko na studia, a nie wiadomo czy będę miała taką możliwość. Ale kierunki w technikach są takie, że albo nie będę miała po nim pracy, albo kompletnie się w tym nie widzę.. I koło się zamyka, a ja nadal nie wiem co zrobić.

Odnośnik do komentarza

ana107
Wydaje mi się że nie to było problemem. Ja po prostu nie potrafię się przed nikim otworzyć, nie potrafię nikomu powiedzieć w twarz tego wszystkiego co napisałam tutaj, a nawet pisanie tutaj jest dla mnie trudne. Właśnie tak jest i przez to czuję się chyba jeszcze gorzej.

Ale jak szykowałaś się do tego psychologa, to napisałaś na kartce to co masz mu do powiedzenia. Nie dało by się teraz zrobić podobnie?
Poza tym pomyślałam, że może nawet wtajemniczanie tej lekarki w całą Twoją sprawę jest niepotrzebne. Przecież problem jest na razie w tym, że matka Ci blokuje dostęp do psychologicznej pomocy, prawda?
To nie możesz po prostu spytać się jej, co zrobić w takiej sytuacji? Na przykład zapytać: "Co robić, gdy mama nie chce pójść ze mną do psychologa, a przepisy zabraniają mi iść samej?"

Dodatkową zaletą tego pytania jest to, że nie wymaga jakiegoś specjalnego zwierzania się, opowiadania o swoich myślach i uczuciach. Więc nie będziesz musiała się jakoś strasznie zmagać z tym otwieraniem się przed człowiekiem, które sprawia Ci tyle trudności.

Jeśli nie widzisz się w żadnej z tych rzeczy, których uczą w technikum, to moim zdaniem nie ma sensu się tym zajmować, tylko po to, żeby mieć jakiś zawód. W takim przypadku nie sprawi Ci więcej satysfakcji niż praca w biedronce. Na dłuższą metę będziesz się męczyć.
Dlatego ja bym Ci radziła w takim przypadku zastanowić się nad tym, co Cię najbardziej interesuje, czego najlepiej Ci się uczy, I wybrać liceum, które najbardziej Ci pomoże w rozwinięciu się w tym kierunku. Podsumowując, to Ci się bardziej opłaci, patrząc bardziej długofalowo.

Odnośnik do komentarza

Też myślę, że zawracanie jej głowy jest niepotrzebne. Coraz bardziej rozumiem zachowanie mojej mamy, ona bardzo chce mi pomóc, ale jest tak bardzo w tym wszystkim pogubiona, że nie wie co byłoby najlepsze. Stara się jak może, a i tak nikt tego nie docenia, coraz bardziej rozumiem jej zachowanie. I już chyba nawet nie mam do niej żalu, ale do siebie.
Tak tylko, że przez to wszystko ja już nie wiem co mnie interesuje, bo tak naprawdę to nic, ani w niczym dobra nie jestem, bo w szkole idzie mi coraz gorzej, bo po prostu sobie nie radzę.
Kolejny problem z jedzeniem.. Myślałam o tym, żeby znowu nauczyć się jeść normalnie, myślałam i myślałam nad tym, a skutki są tragiczne, bo ja nie potrafię przestać jeść, mogę skończyć dopiero gdy mam okropne bóle brzucha, które nie przechodzą..
Zrobiłam krok do przodu.. Tylko, że później znów kilka w tył. Sama poszłam zdawać egzamin do bierzmowania, co było dla mnie naprawdę bardzo trudne. Bałam się wyjść sama z domu i tam iść, niektórym może to się wydawać dziwne, ale to naprawdę bardzo dużo dla mnie. Nawet rozmawiałam z pewną dziewczyną i tak bardzo się tego nie bałam. Mama powiedziała, że jest ze mnie naprawdę bardzo dumna, że dałam radę i nie patrzyłam na innych. Tylko, że w domu była kolejna kłótnia. Mój brat miała pretensje do mojej mamy, a ja zaczęłam jej bronić. Skończyło się na tym, że to nie on ją rani swoim ciągłym zachowaniem, tym że ciągle wpędza ją w taki dołek z którego później nie potrafi wyjść (naprawdę doprowadza ją do takiego stanu, że ona po prostu nie jest sobą) tylko ja tym, że sobie wmówiłam, że nie mam sensu życia i to wszystko jest moja wina. Kolejny przepłakany wieczór i noc, a do tego pewnie bezsenna noc.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...