Skocz do zawartości
Forum

czy to kryzys


Gość Agata 14

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. Pisze znowu po 6 latch jak zawitałam tu po raz pierwszy. Jestem mężatką po przejściach. Gdzie można powiedzieć że przez 10 lat walczyłam o małżeństwo . Mąż był kiedyś kobieciarzem i rozrywkowym człowiekiem. Pracował,popijał,bawił się był zanadto pomocny dla koleżanek gdzie twierdził że nie zdradził nigdy. Czy wierze? Nie do końca. Kiedy tak w końcu siadł na tyłku i od 6 lat jest dobrze, ja chyba się wypaliłam, przestalo mi zależeć. Nawet nie tęsknię gdy wyjeżdża. Czuje tak od pól roku. W sumie jesteśmy razem od prawie 20 lat. Kiedy wraca to w zasadzie nie ma tematu do rozmów. Rutyna. Co tam? Proszę nie ocaniajcie mnie, byłam dobrą żoną i matką. Dom , dzieci i mąż na pierwszym miejscu. Ale chyba jestem zmęczona przeszłością , chce czegoś więcej od życia.Nigdy razem nie wyjeżdżaliśmy Brakmi rozmów, wyjścia gdziekolwiek, nigdy niema czasu albo sily. Jest kolega (przyjaciel) z którym świetnie się dogaduje ale akurat na ten temat trochę boje się z nim rozmawiać bo dobrze zna męża, to znaczy nie obawiam się że mu coś powtórzy bo na pewno by nic nie powiedział ale rzecz w tym że mogę go przestraszyć i uzna mnie za wariatkę i nie będzie chciał więcej mnie widzieć. Od jakiegoś czasu zaczęłam często o nim myśleć,chciała bym gdzieś się z nim wyrwać pogadać ( nic więcej)ale boje się być aż tak szczera wobec niego. Proszę doradźcie nie oceniajcie mnie. Czy ja przechodzę jakiś kryzys

Odnośnik do komentarza

Tak tylko on docenia i kocha swoją żonę. A ja walczyłam o to aby mąż też mnie docenił i okazywał że kocha. Na każdym kroku pokazywałam że jest najważniejszy i świata po za nim nie widziałam. Zmeczylo mnie to i chyba nie chcę się już wysilać, nie działa to w jedną stronę, on też powinien w tym kierunku coś zrobić. Postarać się. Kiedy jest w domu to telewizor pierwsze miejsce. A ja? Jak nic ciekawego nie ma to sobieo mnie przypomina. Tak bynajmniej się czuje. Czasem wracając w przeszłość żałuję że walczyłam o nasz związek. Naprawdę jestem zdruzgotana nie wiem co zrobić. Nawet nie chce mi się z nim rozmawiać przez telefon

Odnośnik do komentarza

Tacy jesteśmy,walczyłaś i się jakoś trzymałaś,teraz jak masz spokój ,nie masz o co walczyć ,to... nuda,
tak bywa w związkach,a my byśmy chcieli ,żeby zawsze było ,najlepiej ,jak przed ślubem.
Wiesz ,jak by tak patrzeć ,to większość małżeństw musiałby się rozchodzić ,w związku trzeba też mieć swoje życie,więc organizuj sobie czas bez męża ,jak on czas tylko lubi spędzać przed telewizorem.

Myślę ,że Twoje rozterki potęguje fakt ,ze na horyzoncie pojawił się powiedzmy,przyjaciel...,który Cię pociąga i nie oszukuj się ,że chodzi tylko o pogaduchy czy wyrwanie się z domu,to tak nie działa,
bo taka przyjaźń damsko -męska,to może dotyczyć tylko wolnych osób i też często kończy się zakochaniem przeważnie jednej strony.

Dlatego na takie wypady ,najlepsza będzie przyjaciółka.

Można powiedzieć ,że przechodzisz kryzys wieku średniego:)

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

ZAPOMNIJ O TYM KOLEDZE! To na początek.
Gdy słyszę o tym jak to się fajnie rozmawia z kolegą/ przyjacielem, zwłaszcza w sytuacji, gdy źle się dzieje w małżeństwie, gdy obydwoje macie rodziny, to włos jeży mi się na głowie.
Problemy rozwiązuje się z małżonkiem, ewentualnie korzysta z porady terapeuty.
Całe szczęście, że facet trzyma dystans, bo gdyby tak trochę odpuścił, już byłabyś chętna na spotkania...a od tego tylko krok do zdrady.
Porzuć więc pomysł na zacieśnianie więzi z kolegą i nie próbuj poprawiać sobie samopoczucia kosztem jego rodziny.
Zdrada nie rozwiąże twoich problemów.
Zacznij rozmawiać z mężem, powiedz czego ci brakuje, zaproponuj jakieś "atrakcje" w celu ożywienia waszego małżeństwa. Jeśli mąż nie będzie chętny, zajmij się sobą, spotykaj się ze znajomymi (nie mam na myśli spotkań we dwoje z żonatymi facetami), zapisz się na fitness, do chóru, na zajęcia plastyczne itd, dając sobie jednocześnie czas na przemyślenia i podjęcie decyzji.
Jeśli nie kochasz już męża i nie masz ochoty na dalsze życie z nim, to rozwiedź się.
Tkwienie w nieudanym małżeństwie, a jednocześnie romansowanie z innym, rozwalanie cudzej rodziny, to najgorszy pomysł, który na dłuższą metę nie rozwiąże twoich problemów, a wyrządzi więcej krzywdy i spustoszenia, o czym zapewne teraz nie myślisz.

Odnośnik do komentarza

on nie ma rodziny! żony i dzieci. I nigdy bym nie rozbiła komus małóżenstwa nawet gdyby byli w seperacji nie ważyła bym sie tego zrobic. Gdzie właśnie mnie to spotkało! 2 razy ! maż robił ze mnie idiotke, spotykał sie z dziewczynami po kryjomu okłamujac mnie na kazdym kroku. próbowano rozwalic mój zwiazek 2 razy. Przeszłam piekło, nie chciao mi sie życ. schudłam do 45kg przy 1,65.Wiec doskonale wiem co czuja kobiety ktore czuja sie zagrozone w zwiazku. Prosiłam wrecz skomlałam. walczyłam o niego. Bo kochałam. Czy kocham nie wiem.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze jedno, on ma twarde zasady. tez by nie rozbił zwiazku poniewaz z doswiadczenia swojego rodzenstwa wie jak to wyglada i sam nie chce sie naraze wiazac. On nie wie co ja przeszłam i dla tego chciałam z nim o tym porozmawiac. Jest szczery i wali prosto z mostu. Umie sluchac czego chyba nie potrafi mój mąż. Ile ja sie nagadałam natłumaczyłam. W koncu aby unikac kłótni w domu zaczełam mu pisac listy. Książki o takiej tematyce pchłaniałam, szukałam ratunku. Kiedy maz zrozumiał swój bład i przejzał przez 6 lat było ok. Praktycznie wraca pózno, zmeczony, ma prawo bo pracuje . Ale kedy ma wolne to nawet spacer jest problemem. Wiec odpusciłam , nie prosze, nie walcze. Jak długo mozna. Ja mam pasje i poswiecam jej czas. tylo brak ciepła tej drugiej strony

Odnośnik do komentarza

Agata 14, rozumiem... Rutyna, coś się wypaliło, brak zainteresowania ze strony męża, o którego tak walczyłaś, któremu wiele wybaczyłaś... Nie wiem, czy masz walczyć o Wasze małżeństwo, czy lepiej, byście się rozstali. Sama musisz się nad tym zastanowić. Ja nie udzielę odpowiedzi na to pytanie. Zanim jednak cokolwiek postanowicie z mężem, rozważcie skorzystanie z terapii małżeńskiej. Najpierw uporządkuj swoje relacje z mężem, a dopiero jeśli już będziesz wiedziała, że małżeństwo to już przeszłość, będziesz mogła zaangażować się w relację z przyjacielem. Teraz szukasz po prostu pocieszenia w ramionach innego mężczyzny, a to rodzi poważne ryzyko zdrady. Wiesz, jak ona smakuje, bo mąż dał Ci "skosztować" tego cierpienia. Czy chcesz takiego odwetu na mężu? Nie polecam tej strategii...

Odnośnik do komentarza

"Tak tylko on docenia i kocha swoją żonę."
Przepraszam, sądziłam, że w tej części swojej wypowiedzi odniosłaś się do swojego kolegi.
Na marginesie mówiąc, wątek o którym wspomniała kikunia55, wcale nie świadczy o miłości męża do żony, skoro ten zakochał się w innej.
Powracając do twojego problemu, musisz sama zadecydować, co dalej z twoim małżeństwem? Brak decyzji tez jest jakąś decyzją.
Możesz nadal tkwić w tym niesatysfakcjonującym związku, realizując swoje pasje, odkładając jednak uczucia i potrzebę bliskości na bok, albo zaryzykować rozwód i rozpoczęcie "nowego życia", jednak bez gwarancji spełnienia marzeń (bo takiej gwarancji nigdy nie będziesz miała).
Zafiksowałaś się trochę na tym koledze, ale jeśli to dobry znajomy twojego męża, do tego facet z zasadami, to nie wiem, czy byłby chętny na głębszy związek z tobą, gdybyś była już "wolna".
Może on zupełnie inaczej postrzega waszą znajomość?

Odnośnik do komentarza

Macie racje. Wszystko muszę przemyśleć jeszcze raz. On (mój kolega) chyba wyczuwa że bardzo go lubię ale nie wiem czy z braku czasu powiedźmy że mnie unika czy się mnie obawia bo nie chce być w niezręcznej sytuacji. Bynajmniej mam takie wrażenie, może się mylę

Odnośnik do komentarza

Najgorszy błąd popełniałaś przez całe ostatnie 10 lat. Kryzys wcale nie zaczął się nagle, "niwiadomo skąd", tylko trwał on przez cały ten czas. W związku obu stronom powinno tak samo zależeć, powinny być tak samo ważne, obie powinny angażować się na ile mogą, ogólnie-powinna być szczera, prawdziwa i głęboka miłość z obu stron i powinno się to czuć. A tutaj doszło do kompletnego zaprzeczenia tego, Twój mąż pokazał tego przeciwieństwo, a Ty zamiast od razu zdać sobie z tego sprawę, szarpałaś się prze 10 lat o dalsze bycie razem, też zupełnie inaczej reagując niż powinnaś, zupełnie się spalając, poświęcając, tracąc mnóstwo czasu, zdrowia i energii i kawał życia generalnie. Gdzie w tym wszystkim Twoja miłość do samej siebie??
Szok, że w dzisiejszych czasach ciągle można usłyszeć o takich sytuacjach w wolnych, i wydawało by się całkiem świadomych krajach, bo w przypadku dajmy na to krajów arabskich bym się nie zdziwiła. Również dziwi mnie to, że zamiast o to, zapytałaś o jakąś jedną sytuację z kolegą która jest w tym wszystkim najmniejszym problemem a jej źródłem tak czy siak jest ta pierwsza sprawa i to że że jeśli nie Ty, to przynajmniej Twoja podświadomość ma już tego potąd. Bo do swojej świadomości takich rzeczy raczej nie dopuszczasz, wygląda na to że generalnie mocno tłamsisz siebie i takie rzeczy do niej spychasz. Ok, przynajmniej do tej pory tak robiłaś, teraz z tego co widzę to możliwe że się to zmienia. Teraz ta podświadomość woła żebyś wreszcie samej siebie zaczęła słuchać i naprawdę zadbała o swoje szczęście.
"Przeszłam piekło, nie chciao mi sie życ. schudłam do 45kg przy 1,65 Prosiłam, wręcz skomlałam. Walczyłam o niego. "-masakra. :(
Nic dziwnego że się w końcu wypaliłaś, nic nie czujesz i masz tego dość. A on się tak naprawdę nie zmienił, tak jak na początku myśli tylko o sobie. Tylko nie przejawia tego tak jaskrawie jak kiedyś, bo jest mu to nie na rękę, wiadomo że pozostając przy tym odciął by siebie od wygodnego dla niego układu z Tobą już dawno temu, bo na to akurat byś na pewno nie przystała. Ale mniejsza o to czy a jeśli już to na ile się zmienił, trzeba było wcześniej przybrać zupełnie inną postawę, a że tak się nie stało to jesteś nieszczęśliwa w związku. Jeśli jego jakość nie była by ważna i wystarczyło by skupić się na swoich zainteresowaniach, to tym bardziej po co w tym tkwić? :O Nonsens, wiadomo że to jest ważne, a skoro Cię to unieszczęśliwia, jedyną szansą na to żebyś mogła zacząć cieszyć się życiem, a więc i swoimi zainteresowaniami, jest uwolnienie się z niego.

"A ja walczyłam o to aby mąż też mnie docenił i okazywał że kocha. Na każdym kroku pokazywałam że jest najważniejszy i świata po za nim nie widziałam. Zmeczylo mnie to i chyba nie chcę się już wysilać, nie działa to w jedną stronę, on też powinien w tym kierunku coś zrobić."

Dokładnie. Uciekaj z tego toksycznego, zwyczajnie dudlącego z Ciebie Twoją życiową energię układu, zanim popadniesz w totalną frustrację albo depresję, to oczywiste że niczym w ten sposób nie ryzykujesz. DLA SIEBIE, a nie dla żadnego kolegi, to jak potoczy się Twoja znajomość z nim czy z kim innym ma tu najmniejsze znaczenie i nie można zasadniczych spraw od tego uzależniać. A na bycie szczęśliwym nigdy nie jest za późno.
W ogóle zauważyłam, że napisałaś też że pisałaś tu 6 lat temu. Gdzie, w którym wątku? Jeśli on dotyczył Twojego związku to wygląda na to że miałaś niezłego pecha do forum, raczej Ci nie pomogło, skoro po 6 latach jesteś że tak powiem "dalej niż bliżej", raczej Ci zaszkodziło. Mam nadzieję że teraz będziesz miała więcej szczęścia.

Odnośnik do komentarza

Witaj, dawno Cię nie było. ale widać, że nadal żyjesz w więzieniu swojego związku, pytasz się co robisz źle... hmmm, to może wymienię na początek co robisz dobrze, będzie krócej :
-
-
-
-
no to by było na tyle.

~Agata 14
A ja walczyłam przez 10 lat o to aby mąż też mnie docenił i okazywał że kocha. byłam dobrą żoną i matką. Dom , dzieci i mąż na pierwszym miejscu. Na każdym kroku pokazywałam że jest najważniejszy i świata po za nim nie widziałam.

Tyle o Tobie
~Agata 14
Mąż był kiedyś kobieciarzem i rozrywkowym człowiekiem. Pracował,popijał,bawił się był zanadto pomocny dla koleżanek gdzie twierdził że nie zdradził nigdy. Czy wierze? Nie do końca. Kiedy tak w końcu siadł na tyłku i od 6 lat jest dobrze...
Kiedy jest w domu to telewizor pierwsze miejsce; kedy ma wolne to nawet spacer jest problemem. A ja? Jak nic ciekawego nie ma to sobie o mnie przypomina.

Kiedyś Odetta Moro - Figurska w jednym z wywiadów w mediach o swoim byłym małżeństwie powiedziała tak
Byłam kelnerką na bankiecie Jego życia

I co by nie mówić, ale to zdanie pasuje jak ulał w Twoją historię.
Mówisz, że walczyłaś dobrą dekadę o Twoje małżeństwo, słuszna uwaga, bo walczyłaś o ten związek w pojedynkę. Ty nie walczyłaś o małżeństwo a wręcz przeciwnie, jak to się brutalnie mawia zajmowałaś się pacjentem na oddziale paliatywnym lub co gorsza reanimowałaś trupa.
Było coś na początku Waszej relacji, na co przymknęłaś oko przez wzgląd na piękną resztę. To nie zniknęło a wręcz przeciwnie wróciło jak bumerang po latach ze zwiększoną siłą.
drugą skrajnością tego powiedzenia jest oklepany slogan, że kobieta się postara o to, by jej partner się zmienił po ślubie, tudzież zmienił swoje nawyki.
Inna kwestia, to zasadnicze pytanie, że budujesz swój związek na piasku czy na skale? Wasz... budowany był od samego początku w powietrzu.
Na marginesie powiem, że to jak wygląda po latach budowana przez Nas relacja, zależy w głównej mierze od potocznych wzorców wyniesionych z domu rodzinnego - patrz relacja Naszych rodziców - bo to powielamy czasami zupełnie nieświadomie w dorosłym życiu.
Prosta zależność... na ile podobny jest Twój mąż do swojego ojca? Nie bez kozery mówi się przewrotnie, że "spójrz na matkę oblubienicy swojej, a będziesz wiedział kogo sobie bierzesz za żonę".
~Agata 14
był zanadto pomocny dla koleżanek gdzie twierdził że nie zdradził nigdy.

Jasne, fizycznie nie zdradził, za to emocjonalnie na 1000% jestem tego pewien nie tylko z własnej autopsji i doświadczenia w tej materii, co zresztą potwierdzają twoje wypowiedzi tutaj o Twoim stanie psychofizycznym. I równie wymowna jest fundamentalna kwestia Twojego powrotu po latach na łamy tego forum. Wróciłaś do punktu wyjścia, tyle i aż tyle.
Podpisując się pod wypowiedziami moich poprzedników tutaj o tym byś nie brnęła dalej w romans z przyjacielem, powiem jeszcze jedno... On może być podstawiony przez Twojego męża, by w razie Waszego rozwodu mąż miał na siebie mocne alibi.

Rozwód to ostateczność w tej sytuacji zanim poczynisz jakiekolwiek dalsze kroki, ale z mojego punktu widzenia Wasze małżeństwo jest potocznie mówiąc nieważnie zawarte z przyczyn osobistych, leżących po stronie Twojego partnera...

Odnośnik do komentarza
Gość Innaaaaaaa

Zawsze najważniejszy był dla Ciebie mąż, dom, oraz dzieci. Ugotowany obiad, uprane, posprzątane etc...
A gdzie w tym wszystkim bylaś TY, Twoje potrzeby, marzenia ?
Piszesz tylko o mężu, walce o małżeństwo, o stresie który przeżywałas gdy Cię krzywdzil.
W tym wątku nie ma nawet słowa o Tobie.
Może chciałaś aż za bardzo, zapominając zupełnie o sobie. A to jest największy błąd.
Zrób cos teraz dla siebie, zadbaj o swoje potrzeby, hobby, spełniaj się. Dla małżeństwa i męża juz zrobiłaś tyle, ze więcej się chyba nie da. Może niech on teraz powalczy o Ciebie o was. Wyjdź gdzies z przyjaciółmi, zrób coś co sprawia Ci radość, może jakiś weekend z koleżankami etc...
Pomyśl teraz o sobie wyłącznie!!!!
Taki zdrowy egoizm jeszcze nikomu nie zaszkodził....

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Wam za wszystkie uwagi. Wszystkie rozważam. Nie spałam całą noc. Faktycznie czytając wasze wypowiedzi Gdzie ja jestem tutaj? Tylko mąż i reszta. Mam dosyć. Zaczynam od jutra żyć tak aby to mi sprawiało przyjemność. Nigdzie nie wychodziłam, wiecznie dom itd. Koniec. On swoje wyszalał to teraz moja kolej. Zacznę od fryzjera aby poprawić humor. I resztę też ogarne. Mam pasje,kocham motory , wiec mam zamiar iść jednym śladem. Nie dlugo wiosna gdzie oddam się mojemu hobby calkowicie. Zloty. Jest tyle wspaniałych ludzi. A ja siedziałam w domu, bo obiadek. Biorę się w garść. Dziękuję że dodaliście mi skrzydeł. Szkoda tylko że 6lat temu nie podjęłam takiej decyzji lub wcześniej.Ale coś całe życie uczymy się na błędach. Dziękuję

Odnośnik do komentarza

A jeszcze. Czy mąż o mnie dbał? Zależy z jakiego punktu widzenia, na początku małżeństwa tak bardzo, po 7 latach nie , psychicznie mnie rozwalał. Robił i wracał jak chciał. No i teraz jak siadł na tyłku to w jakiś sposób chyba się stara ale za bardzo mu nie wychodzi. Podjęłam decyzje. I mam zamiar iść z podniesioną głową

Odnośnik do komentarza

~Agata 14
Dziękuję że dodaliście mi skrzydeł.

No to super, między innymi tak właśnie powinno forum działać. :) :) Na pewno nie tak jak w przypadku Twojego poprzedniego wątku, z jednej strony krew mnie zalewa na myśl o tym, z drugiej może nie powinnam się dziwić. Nie byłam wtedy jeszcze na forum, ale zaglądałam czasem do tak starych wątków i z tego co widziałam to nieraz po prostu tragedia była. Ale jak się widzi jak duża jest różnica między nimi a tym co jest teraz, to jest to budujące. :)

Moim zdaniem jest tak jak pisałam wcześniej:

~Agata 14
A on się tak naprawdę nie zmienił, nadal myśli tylko o sobie tak jak wcześniej. Tylko nie przejawia tego tak jaskrawie jak kiedyś, bo jest mu to nie na rękę, wiadomo że pozostając przy tym odciął by siebie od wygodnego dla niego układu z Tobą już dawno temu, bo na to akurat byś na pewno nie przystała.

Ale mniejsza z tym, czy się stara(zwłaszcza po tylu latach) czy się nie stara, ile się stara, itd. On nie jest pępkiem świata(choć do tej pory żyłaś jakby nim był), to nie jest tak że Wszechświat ma mu dawać kolejne i kolejne szanse w akurat taki sposób w jaki on chce, tak długo jak on chce, niezależnie od skutków tego co zrobił wcześniej, a inni(w tym Ty mają się do tego dostosowywać), kosztem swojego życia, dowolnej ilości czasu, energii, itd. Skoro wiele lat temu zachowywał się tak jak opisałaś to by nie było nic dziwnego w tym gdybyś już wtedy odeszła. Ważne jest (szczególnie teraz) co Cię czyni szczęśliwą, a co nie, co jest w zgodzie z Tobą, a co nie.
Chyba zaczynasz to rozumieć, w ogóle bardzo fajnie teraz piszesz. :) Szczególnie o tych motorach. :D :)

Odnośnik do komentarza

Franca :D kiedy pisałam tu po raz pierwszy byłaś już na tym forum. Ty jako nieliczna pisałaś a bym męża zostawiła już wtedy. Nie pamietam jaki był tytuł i mój nick. Ale to już nie istotne. Stało się. Teraz bynajmniej wiem że nie warto sie całkowicie poświęcać, trzeba myśleć o sobie też. Zaczynam pomału rozkręcać swoje życie po swojemu.

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

To już napisała ka- wa,przechodzisz kryzys wieku sredniego.Co po tym jak nasycisz się tymi motorami,zlotami,wolnością? Znajdziesz cudownego faceta który będzie Ciebie nosił na rękach?Popatrz dookoła,ileż to jest takich bezproblemowych związków?Ułamek procenta.
Mąz po 7 latach traktowania Ciebie jak księzniczkę,nagle znajduje sobie inny sposób na spędzanie czasu.Naprawdę nie było ani krztyny Twojej winy? A może zajęta wychowaniem dzieci,zapomniałaś o nim,co niestety ale zdarza się to nadzwyczaj często?
Padła propozycja terapii.Dlaczego nie skorzystać?Co tracisz?Najwyżej dowiesz się że, jesteś w jakimś stopniu winna temu rozkładowi małżeństwa.
A poza tym coś wspominałaś o dzieciach.Chyba rodzice powinni stawiać dzieci ponad miłość własną bo one na świat się nie prosiły.
Do niczego nie namawiam.Decyzja należy do Ciebie ale warto nie obudzić się z palcem w nocniku za kilka miesięcy.

Odnośnik do komentarza
Gość Agata 14

Tak jestem winna! Temu że poświęcałam sie jemu i świata po za nim nie widziałam a on miał to głęboko w d...i gdzie ja czekałam on urzędował z innymi babami nigdy go nie odsuwałam ani nie dałam odczuć ze jest na drugim planie. Dawno bylo kopnąć w d... I tyle. Za dużo czasu zmarnowałam

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

[quote="~Agata 14"]A jeszcze. Czy mąż o mnie dbał? Zależy z jakiego punktu widzenia, na początku małżeństwa tak bardzo, po 7 latach nie quote]

A kto napisał że przez 7 lat małżeństwa bardzo o Ciebie dbał?
Małżeństo to nie tylko obiadki, pranie itd.Małżeństwo to budowanie więzi przez cały czas jego trwania.To wspólne pasje,zrozumienie,wybaczanie i przede wszystkim zabezpieczenie dzieci przed złem.
A gdzie w tych przyszłosciowych planach dzieci? Zabierzesz je z sobą, zrobicie podział?
Zapytasz ich o zdanie czy chcą mieć nowego wujka,czy tez postawisz je przed faktem dokonanym?
Tak,nigdy nie jest tak, że winna jest tylko i wyłącznie jedna strona.Nawet kochając za bardzo jest się współwinnym.

Odnośnik do komentarza
Gość Agata  14

Dbał pod względem takim aby nic nie brakowało. Wracał do domu. Lecz mu się znudziło, zatęsknił za życiem kawalerskim. Nie chciało mu się wychodzić z dziećmi na spacer. Wolal swoje towarzystwo od zony i dzieci. Wiec proszę nie pisać że ja jestem winna , bo ja z koleżanką przez tyle lat nawet na kawę nie wyszłam. Malo nocy nie przespalam czekając a on w najlepsze się bawił i nawet za dziecmi nie zatęsknił , na wszystko miał czas lecz dla nas nie. A dzieci juz żyją własnym życiem wiec nic mnie przy nim nie trzyma

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...