Skocz do zawartości
Forum

Brak pracy i myśli o samobójstwie


Gość ...

Rekomendowane odpowiedzi




Allika

Chyba potrzebuję pomocy,

Nie mam już nastu lat; jestem dojrzałą kobietą, matką. Całe życie dzielnie walczyłam z przeciwnościami, podnosiłam się po upadkach i starałam się nie załamywać. Niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że doświadczałam tylko upadków i przeciwności losu. Wiele było w moim życiu radości, powodów do dumy i szczęścia.
Problemu zaczęły się kilka lat temu, gdy straciłam pracę. Zostałam z kredytem mieszkaniowym. Imałam się różnych zajęć, z różnym powodzeniem. Kobieta ok. pięćdziesiątki nie należy do atrakcyjnych pracowników. Dopadła mnie choroba, długo chorowałam. To, co udało mi się zarobić, przeznaczałam na jedzenie dzieciom, opłaty, ratę kredytu. Nie starczało już na czynsz mieszkaniowy. Spółdzielnia mieszkaniowa oddała sprawę do komornika. Groziła mi eksmisja z mieszkania i widmo bezdomności, bo spółdzielnia nie ma obowiązku zapewnić mnie i moim dzieciom, lokalu zastępczego. I tym razem udało się, znów znalazłam pracę i podpisałam ugodę z administracją, że będę spłacała po 1000 zł miesięcznie - zadłużenie plus czynsz. Niestety, po kilku miesiącach firma, w której pracowałam, nie przedłużyła ze mną umowy. Powiedziano mi, że cięcia budżetowe :((. Byłam tam najstarszym pracownikiem, zajmowałam się doradztwem i klienci byli zadowoleni z efektów moich działań, nie raz miałam tego dowody. Znów zostałam bez pracy, bez dochodu, bez możliwości spłacania zadłużenia. Coś tam zarabiałam i tak, jak poprzednio, musiałam wybierać, co zapłacić, a co pominąć. Płaciłam czynsz, ratę kredytu mieszkaniowego, prąd, gaz, itp, jedzenie, ale na spłatę zadłużenia w spółdzielni już nie starczało. I spółdzielnia (nie ma się co dziwić), znów przekazała sprawę do komornika. W tak zwanym międzyczasie, ojciec dzieci przestał płacić alimenty, co znacząco wpłynęło na nasz budżet. Do tego wszystkiego moja choroba...
Znalazłam się w matni. Nie znajduję wyjścia z sytuacji. Nie mam do kogo zwrócić się o pomoc, a zaczyna mi brakować sił do walki. Coraz częściej łapię się na tym, że myślę o odejściu i jestem tymi myślami przerażona. Mam dzieci, a one nie mają nikogo prócz mnie. Ale, z drugiej strony, poprzez własne nieudacznictwo, ciągnę je za sobą na dno. Córkę jej ojciec jeszcze by zaakceptował, ale syn jest niepełnosprawny od urodzenia i nie akceptowany przez ojca.
Przyjaciele, albo znajomi, bo już nie wiem, jak ich nazwać, odsunęli się. Nikt nie lubi nie swoich problemów, a tych było i jest u mnie pod dostatkiem! Niby są wyjścia z sytuacji; niby mogę sprzedać mieszkanie, lub zamienić na mniejsze, tylko, że sama nie jestem w stanie tego zrobić. Boję się wychodzić na ulicę; nawet na balkon. Często mam w głowie, że to przecież takie proste, np. gaz i już. Tak, jakby w moim wnętrzu zamieszkał ktoś, kto mi podpowiada, że to jedyne wyjście.
Wiem, ludzie wojnę przeżywali, obozy koncentracyjne, i mieli dość hartu ducha, aby żyć. Nie takie życie chciałam dać moim dzieciom; nie takie...
Piszę dość chaotycznie i nie o wszystkim, ale wiem, że muszę się dzielić moimi myślami, bo nie daję już sobie rady.
Odnośnik do komentarza
Nie dawajcie się! Skończyłem dobre studia na renomowanej uczelni ponoć na super kierunku, urodziło mi się dziecko, nie miałem pracy, dorabiałem na lewo u rodziców. W końcu po roku szukania znalazłem pracę. Nie jest to praca marzeń, słabo płatna, ale jest. Co dzień szukam motywacji żeby żyć :) znalazłem ją w Bogu.
Życzę wszystkim powodzenia i szczęścia.
Odnośnik do komentarza
Tak powiem, porada Pani magister, to jest niewiele znaczące ble...ble...ble...typu szukaj tu, szukaj tam, kryzys i inne dyrdymały!!!!! W niczym nie pomogła ani nie pomaga człowiekowi, który znalazł się bez pracy.!!!!!! Jaki kryzys i dla kogo? Wkoło widać, czym się jeździ i np. gdzie się mieszka i ile można zarobić, tyle tylko, ŻE DOBRA TE DOTYCZĄ TYCH, CO MAJĄ ZNAJOMOŚCI, UKŁADY LUB ZDĄŻYLI SIĘ W PORĘ ZABEZPIECZYĆ, NO CHYBA, ŻE MAJĄ JAKIŚ WYJĄTKOWY ZAWÓD, KTÓRY MOŻNA WYKORZYSTAĆ. Po co człowiekowi porada i proch, skoro potrzebna jest praca i pieniądze.!!!!! Co tu dodawać?????? Można by bardzo długo. W każdym razie mamy w kraju dobre wskaźniki, "demokrację", można wyjeżdżać w każdej chwili na tzw.zachód, słowem "JEST SUPER, JEST SUPER, WIĘC O CO CI CZŁOWIEKU CHODZI? Pozdrawiam. Malkontentka.
Odnośnik do komentarza
A ja nie będę niczego zwalać na kryzys i brak znajomości. Jestem skończoną idiotką, która uparła się studiować dziennie, na studiach zadowolona biegała sobie na zajęcia i nie myślała o tym co będzie. Efekt? 27 lat, skończone studia, trzy miesiące stażu z UP, jedna umowa na zlecenie i kompletny brak perspektyw na znalezienie normalnej pracy. W moim wieku ludzie mają już po 6, 7 lat doświadczenia, a ja mam całe g...o. Żałuję, że mnie po urodzeniu nie wyrzucili na śmietnik, bo przysparzanie krajowi głupich obywateli to zbrodnia, nawet jeśli ten kraj też jest g....niany.
Odnośnik do komentarza
Gość mgr Paulina Stolorz
A jakiej odpowiedzi by Pani oczekiwała? Może proszę podać konkretną wskazówkę, bo wyżywanie się na innych za własne nieszczęście problemu zdaje się również nie rozwiązuje. To serwis poświęcony depresji i konsultacjom medycznym, niestety nie portal z pracą i rozwiązywaniem problemów tego typu. Czy naprawdę słowo "dyrdymały" jest odpowiednie w tym miejscu? Prawdopodobnie gdyby nie była Pani anonimową osobą nie zwróciłaby się Pani w ten sposób. Szanujmy się nawzajem, a świat naprawdę będzie o wiele lepszym miejscem do życia.
Odnośnik do komentarza
Z tym szukaniem pracy niefajnie. Psycholog nic tu nie pomoże na brak pracy -nie dam nam jej. Może ewentualnie podpowiedzieć jak zabrać się do jej szukania, ale nie znajdzie jej, jak jej nie ma. Taka rzeczywistość. Ja jestem po studiach wyższych i też mam problem ze nalezieniem pracy. Moim zdaniem jeżeli ma się problemy np. depresję na tle bezrobocia, to lekarz czy psycholog niewiele pomoże. Nie znajdzie ci pracy żeby opłacić rachunki, nie kupi ci jedzenia. I trzeba się nastawić na to, iż nie zawsze będzie się pracować w swoim zawodzie. Ja w swoim zawodzie kompletnie nie mam pracy i gdybym musiała stale o tym myśleć chyba bym zwariowała. Wszyscy mówią dokształcaj się, nie pracujesz idź na jakieś studia podyplomowe, ale skąd na to wziąć kasę? Jaką można mieć motywację do kolejnego studiowania, skoro skończyło się studia, tysiące kursów, a pracy i tak nie ma?
Odnośnik do komentarza
No fakt, psycholog nie pomoże w znalezieniu pracy, ale człowiek czasem ma potrzebę, żeby się wygadać, kiedy go coś przerasta. Zwłaszcza, jak rodzina z góry zakłada, że nie masz pracy, bo ci się nie chce szukać, a nie dlatego, że nikt nie odpowiada na CV. Znam to z autopsji - jak tylko wspomnę, że jest mi ciężko bez tej cholernej pracy, to słyszę, że trzeba szukać, a nie się obijać, bo praca jest, tylko chętnych do pracy nie ma. Ot, logika. Ale w TV powiedzieli, że praca jest, więc pewnie jest, a ja jestem leniwą kłamczuchą:(
Odnośnik do komentarza
Zazdroszczę tym, którzy skończyli studia. Ja na skutek własnej nieudolności nie napisałam i nie obroniłam pracy na pierwszym kierunku (studia dzienne), a drugi (równolegle od 4 roku) fakultet porzuciłam, bo znalazłam pracę w korporacji. Pracowałam tam 8 lat, nawet awansowałam, a w lipcu mnie wylali, bo zlikwidowano moje stanowisko. I co teraz mam? Ostatni ukończony poziom wykształcenia: średnie (LO), nieukończone studia (jestem w trakcie reaktywacji na ten pierwszy kierunek, ale minęło już 9 lat od uzyskania absolutorium i oceny straciły ważność - praktycznie muszę zaliczyć przed obroną wszystko jeszcze raz, w indywidualnym trybie, zajmie mi to ok. 2 lat!), nie mam pracy, a do tego mam problem z kolanem... I co tu teraz robić? Dokończyć studia i nadal być utrzymanką męża? Szukać pracy - ale jakiej, skoro mam tylko średnie wykształcenie, a w HR (pracowałam w tej branży) wymagają wyższego? I jak szukać pracy, skoro mam problemy z poruszaniem się i nie wiadomo, czy w najbliższym czasie nie będzie konieczna operacja...? Moi rówieśnicy piastują poważne stanowiska, jeżdżą po świecie, realizują marzenia, a ja - kiedyś prymuska, po której wszyscy wiele się spodziewali - zatrzymałam się gdzieś i brakuje mi paliwa... Do tego cholernie mi wstyd przed znajomymi, że tych studiów nie skończyłam - najgorsze, że teraz kilku moich znajomych prowadzi zajęcia na kierunku, na który zamierzam wrócić... Jak ja im spojrzę w oczy? Co mam na wytłumaczenie swojego nieudacznictwa?
Odnośnik do komentarza
Wiesz, ja skończyłam studia dzienne, ale nie mam doświadczenia i wiem, że pracy nie znajdę. Jesteś w o wiele lepszej sytuacji - jestem przekonana, że obecnie dla pracodawcy tak naprawdę liczy się co kto umie, a nie papierek. Ja bym odpowiadała na każde ogłoszenie, nawet gdyby wymagali wyższego wykształcenia i słałabym maile do pracodawców, bo akurat tutaj, gdzie aplikujesz studia nie zastąpią cennego doświadczenia. Wiem, bo też szukałam pracy w obszarze HR i wszędzie było to samo - doświadczenie i jeszcze raz doświadczenie. Studia możesz dokończyć zaocznie, jak znajdziesz pracę. A jeśli chodzi o znajomych, to nie przejmowałabym się tym, co powiedzą - wiem, że to uwiera, ale każdy realizuje swój pomysł na życie, a z perspektywy moich żałosnych doświadczeń powiem, że Ty wybrałaś dobrą drogę. Powodzenia.
Odnośnik do komentarza
Więc pozostaje siedzieć w kąciku. Czytam to i włosy mi stają dęba. Skończyłam dwa kierunki studiów i byłam bez pracy. Sprzątałam na czarno biura, byłam parkingową, bo wiedziałam, że inaczej zginę. Teraz pomagam studentom złapać zajęcie, dzięki którym przetrwają, bo wiem co przeżywają. Jeśli uważacie, że najlepiej negować porady i utyskiwać na rzeczywistość to powodzenia !!! Nic się nie zmieni.
Odnośnik do komentarza
Najlepsza rada to "zmień miejsce zamieszkania..." JAK człowiek, który nie ma pracy od dłuższego czasu, który nie ma nawet 50 złotych w portfelu, ma zmienić miejsce zamieszkania ?
KASA KASA KASA - dzisiaj już tylko pieniądze dają szczęście, a powiedzenie "pieniądze szczęścia nie dają" powinno być karane, tak jak np. hasła faszystowskie itp.
No niestety takie jest życie :(
Odnośnik do komentarza
Czytając owe komentarze łzy się cisną, dlaczego? Bo mam to samo... brak pracy od kwietnia zeszłego roku, 6 miesięcy na zasiłku, brak perspektyw, brak pieniędzy, kłopoty w domu ( rozwód rodziców ) NAJGORSZE JEST TO, ŻE GŁUPIO MI NAWET ZJEŚĆ CHLEBA ZA NIE SWOJE PIENIĄDZE, staram się i szukam i NIC, jeżeli chce mogę roznosić ulotki za 10 pln na dzień :(

Skończyłem szkolę średnią, studiowałem 4 miesiące, bo na więcej zabrakło pieniędzy, wzięli mnie do wojska i od tego czasu nic...Miałem zostać w tym wojsku :( a teraz ani w portfelu ani w głowie, bo z dnia na dzień, coraz więcej myśli jakby tu z wszystkim skończyć, znajomi postrzegają mnie jako normalnego pełnego życia faceta, nie wiedząc jaki dramat dzieje się w moim wnętrzu...

Małe miasteczko, w którym o pracę tak samo trudno jak o rozwój...
Nie wiem już sam co robić... długi, które spłacałem z zasiłku. Nagle będą musiały być płacone bez niego :(
Żyć się odechciewa... :(
Odnośnik do komentarza
A ja szukam pracowników na stanowisko Przedstawiciela OFE i nikt nie jest zainteresowany, aż żal. Daję ludziom możliwość zarobienia kilku tysięcy PLN miesięcznie i ludzie nie chcą takiej kasy, bo muszą trochę dać swojego czasu na to żeby znaleźć klientów, naprawdę przykre. Pracę można znaleźć tylko trzeba chcieć pracować.
Odnośnik do komentarza
Popieram koleżankę/kolegę z postu wyżej. Nie każdy jest urodzonym sprzedawcą, a jeśli się nim nie jest to nie będzie tych kilku tysięcy miesięcznie, tylko marna podstawa albo i to nie. I daruj sobie te teksty, że praca leży na ulicy, tylko trzeba chcieć - nie każdy nadaje się do wciskania ludziom funduszy.
Odnośnik do komentarza
Właśnie, że leży na ulicy. Powie to każdy pracodawca. Wiem z doświadczenia. Popieram osobę z 3 postów wyżej. Ludzie wolą brać zasiłki i narzekać, a nie daj Boże jak jeszcze muszą się doszkalać. Inteligencja średnia, języków obcych nie znają, a chcą niewiadomo jakich zarobków i pretensje do tych, którzy pracują. Tak jakby brak pracy był największym problemem! Ludzie mają dużo gorzej i nie marudzą, a Ty co odradzasz OFE, lepiej być bezrobotnym, nie? I niech inni cię utrzymują. Jasne. Żal mi was...
Odnośnik do komentarza
Chcę tu pocieszyć osoby szukające pracy. Sama wróciłam w roku 2007 do Polski z płynną znajomością języka i nie małym doświadczeniem w jednym ze światowych koncernów. Pracy szukałam w roku 2008 (gdzie niby jej tyle było). W sumie szukanie zajęło mi rok. Dodatkowo cierpiałam na depresje (śmierć ojca i rozstanie się z miłością mojego życia). Zderzenie z polskimi realiami też nie było łatwe. Ale wierzcie mi, praca w końcu się znajdzie. Głowa do góry, nie załamujcie się! Trzeba po prostu jej szukać i szukać, aż się znajdzie. Wyborcza co poniedziałek i pracuj.pl. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
A pewnie, że każdy pracodawca tak powie. Pracodawcy w Polsce to w ogóle żyją w swoim błogim światku, kompletnie oderwanym od rzeczywistości. Mam skończone studia wyższe, znam dwa języki, a oczekiwana pensja, jaką podaję na każdej rozmowie kw. to 1300 zł, mimo to pracy nie mam, więc przestań łaskawie gadać głupoty, dobra? I brak pracy jest ogromnym problemem, bagatelizowanym tylko przez tych, co ją mają. Typowe. Co do OFE, jeszcze raz powtarzam, że nie każdy się do tego nadaje. Co mi z tego, że zatrudnią mnie do sprzedaży OFE, jak nie będę potrafiła żadnej umowy wcisnąć? Zwolnią mnie szybciej niż przyjęli. Przestańcie w tej cholernej sprzedaży upatrywać leku na całe zło.
Odnośnik do komentarza
Do wszystkich załamanych bezrobotnych!! Rozumiem doskonale co czujecie, bo ponad rok byłam bez pracy w dużym mieście. gdzie jest jej pełno. lecz brak dla tych. którzy są zdołowani, słabi psychicznie i niedowartościowani. bo rynek pracy nie takich szuka!! Tak wiem jak być szczęśliwym. kiedy ma się rachunki do opłacenia a pieniędzy brak, ale samobójstwo również nie jest wyjściem, bo takim czynem zabijacie najbliższych!! Wiem to bo ponad 4 lata opiekowałam się wraz z mamą sparaliżowanym tatą, który nie miał renty. ani emerytury tylko marne 150 opiekuńczego, które nie wystarczało na podstawowe leki. Mama pracowała za 900 zł netto ja poszłam na studia dzienne i do pracy -wykładanie towaru aby mieć więcej kasy, na uczelnie śmigałam ponad 6 kilometrów w jedna stronę, dobrze, że do pracy miałam blisko, oczywiscie zero życia towarzyskiego, bo brak na niego czasu, ale byłam szczęśliwa, dawałam pieniądze do domu, maiłam na swoje drobne wydatki, czyli opłacić net jakiś ciuch w lumpie, raz na ruski rok do baru na jedno piwo, bo więcej nie mogłam, bo rano do marketu czas zap****. Miałam cudownego chłopaka, który pomagał mi i moim rodzicom, którzy traktowali go ja syna. Było ciężko ale dawaliśmy radę, aż do czerwca 2008. Mój tata popełnił samobójstwo....i tu wszystko runęło !!! Czy zawiodłam swojego ojca, że to zrobił? Za mało z siebie dawałam? Czy przez to, że chciałam spełnić swoje marzenia za mało pieniędzy, czasu poświęcałam domowi? Ciągłe zadawane sobie pytania, koszmary senne, niepokój, strach, smutek, ból, płacz....rzuciłam studia, bo straciłam pracę w markecie, nie dostałam stypendium socjalnego, bo nie wliczał się tata, nie dostałam stypendium naukowego, bo tata zmarł jak byłam w połowie sesji i ostatnie egzaminy nie poszły mi dobrze. Straciłam chłopaka, z którym życie chciałam układać, dziś wiem, że wszystko to przeze mnie!!! Tak bardzo się skupiłam na myśli "dlaczego", że zapomniałam o sobie, bo nękały mnie wyrzuty sumienia, więc do wszystkich przyszłych samobójców zastanówcie się dwa razy, a nawet trzy zanim to zrobicie, bo zranicie tych których najbardziej kochacie. Dziś wiem, że to nie moja wina ani taty...Nikogo, ale wiem, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, decyzje. Nie poddawajcie się, bo razem ze sobą możecie zabić i innych.
Odnośnik do komentarza
A ja to akurat jestem urodzonym sprzedawcą... żart. (to ja pisałam post o pracy w OFE), pracuję w innej branży od 2000 roku, urodziłam 2 dzieci i obecnie jestem na wychowawczym. Kasy mało więc spróbowałam w OFE i tak się zaczęło - najpierw rodzina, znajomi - każdy zostawiał mi na polecenie 8 osób, więc miałam kontakty do następnych osób i nie jestem akwizytorem, jestem doradcą!!!! To ja dzwonie do swoich klientów na urodziny, święta i itp. Pomyślcie - kiedy wasz agent z którym podpisywaliście umowę OFE się z Wami kontaktował? Ja mam bieżący kontakt z ludźmi i dlatego mam ciągle nowych klientów i nic nie wciskam!!! Tylko doradzam i załatwiam dla klientów sprawy finansowe np w ZUSie.
Dlatego uważam, że nie trzeba być urodzonym sprzedawcą tylko trzeba mieć trochę chęci i motywacji. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Z całym szacunkiem dla Pani stanowiska, ale jednak będę się upierać przy swoim:) Być urodzonym sprzedawcą, to między innymi znaczy mieć chęć i motywację do nieustannego obcowania z ludźmi. Sama Pani pisze, że w tym zawodzie chodzi o to, żeby ciągle rozszerzać kontakty. Dla jednych to jest naturalne i nie sprawia im problemu,a inni by się przy tym męczyli, bo nie lubią nieustannej pracy z ludźmi i tyle. Zresztą to również kwestia wyczucia względem klienta. Moja pierwsza pani od OFE okazała się ni mniej, ni więcej tylko namolna - dzwoniła do mnie kilkakrotnie w godzinach pracy, nie dawała się zbyć czymś w stylu "pomyślę o ofercie i skontaktuję się z Państwem", w rezultacie mój kierownik wkurzył się i na mnie i na nią. Oczywiście nie podpisałam z nimi tej umowy.
Odnośnik do komentarza
Widzę, że jest sporo osób takich jak ja.
Wykształcenie uważam, że mam bardzo dobre jak na polskie możliwości, bankowość na UW w systemie dziennym, średnia ze studiów nie najgorsza (4,0) języki: angielski bardzo dobry, rosyjski dobry, niemiecki podstawowy i zaczynam się uczyć hiszpańskiego. Praktyk w trakcie studiów miałem także kilka. Raz wyjazd i praca w wakacje za granicą. Za bardzo nie miałem potrzeby aby tyrać na studiach od I roku dodatkowo, więc mam około rok doświadczenia. Stwierdziłem, że skoro mam dobre wykształcenie jakoś to będzie.
Obroniłem się 3 miesiące temu. Pracę intensywnie zacząłem szukać od września. I co? Z każdym miesiącem jest coraz gorzej a motywacja spada. Niby były jakieś rozmowy kwalifikacyjne , jakiś odzew ale nic konkretnego. Pracy w finansach niby pełno ale tak naprawdę multum ogłoszeń to praca w sprzedaży w systemie prowizyjnym- jednym słowem masakra i mnie to nie interesuje. Szybciej zatrudnię się w McDonaldsie niż będę pseudo przedstawicielem czy pseudo doradcą. Jak już coś lepszego to słyszałem narzekania, że to niby doświadczenie za małe, a to że wolą zatrudnić kogoś ze statusem studenta, bo się im to bardziej opłaca, a to że jest jeden czy 2 wakaty a przyszło 300 aplikacji i niczego nie obiecują, a to że zadzwonią później. A dodam, że wcale nie wysyłam aplikacji na stanowiska, gdzie wymagane jest duże doświadczenie, bo myślę racjonalnie i nie składam papierów tam gdzie wiem że byłoby to niepoważne.
Nie uważam siebie za jakiegoś najlepszego specjalistę i nigdy tak nie twierdziłem ale na litość boską nie jestem też idiotą i argument że nie mam odpowiedniego 2,3letniego doświadczenia nie przemawia do mnie bo ani w ogłoszeniu nie było o tym mowy ani stanowisko tego nie wymaga.. Prawda jest taka, że schematyczną robotę w banku, w księgowości, czy w audycie można ogarnąć szybko jak się ma podstawową wiedzę z tym związaną, a 3 letnie pierdzenie w stołek na jakimś stanowisku nie świadczy o tym, że tylko ta osoba może posiadać nie wiadomo jak magiczną wiedzę.
W każdym bądź razie z czasem zacząłem obniżać aspiracje i składać CVki na coraz gorsze ogłoszenia. No i znowu zaczęło - rozmowy w stylu - po co pan chce pracować na tym stanowisku, będzie pan się tylko marnował z takim wykształceniem, a awansu nie zapewniamy a zarobki u nas słabiutkie. No i bądź tu mądrym. Coś lepszego to za głupi- coś gorszego to nam taki niepotrzebny. A we wspomnianej wcześniej sprzedaży nie chce pracować bo traktował bym to jako swoją porażkę zawodową i życiową również. Poza tym naprawdę CHCĘ pracować, a myślę długofalowo i zarobki na początku kariery są tak naprawdę nieistotne, bo potrzebuję najzwyczajniej w świecie odrobić przysłowiową "pańszczyznę" przez 2, 3 lata.
Atmosfera w domu robi się coraz bardziej nieciekawa, a wszystko mnie drażni i dosłownie wkurza, że muszę siedzieć z rodzicami, bo nie stać mnie na życie poza domem. Mój brak pracy odbija się na mojej najbliższej rodzinie, bo chodzę jak tykająca bomba. Przyjaciół coraz mniej po studiach każdy poszedł w swoją stronę. Niektórzy pracują (część otwarcie się przyznaje, że ma robotę po znajomościach) i najzwyczajniej w świecie jest mi nawet głupio rozmawiać z nimi, bo zawsze rozmowy schodzą na temat pracy, a o czym tu rozmawiać jak jej nie mam.
W pewnym sensie czuję się zaszczuty i niepotrzebny i nie mając pracy zauważyłem że zacząłem się wycofywać z normalnego życia i coraz więcej siedzę w 4 ścianach martwiąc się o przyszłość. Czarne myśli, dołowanie się przychodzi mi teraz z ogromną łatwością. Człowiek nie jest stworzony do bezczynności bo inaczej by zwariował. Rozumiem sytuację bezrobotnych, bo właśnie jej doświadczam i jest to dosyć bolesna lekcja i brutalne sprowadzenie do rzeczywistości.
Odnośnik do komentarza
Ja też byłam przez parę ładnych miesięcy bez pracy, ale postanowiłam, że się nie poddam marazmowi. Bardzo dobrze rozumiem te osoby, które pracy nie mają, a rachunki płacić muszą, albo są na utrzymaniu rodzinki.
Trzeba coś zmienić - w sposobie myślenia, zachowaniu, działaniu, a przede wszystkim w podejściu do siebie, bo tylko tak przyjdą zmiany. Naprawdę głupotą jest oczekiwanie zmian na lepsze, przy jednoczesnym powtarzaniu tych samych schematów w podejściu do swojego życia i do świata - chodzenie z kąta w kąt, izolowanie się od ludzi, szukanie pracy wciąż tymi samymi sposobami, nienawiść do siebie.
Naprawdę bardzo ważne jest nastawienie - wiele osób tutaj ma, jak mi się wydaje, podejście roszczeniowe, które chyba w ogóle jest problemem większości ludzi w Polsce. Ludzie, gwiazdka z nieba wam raczej nie spadnie, więc przestańcie się obwiniać za niepowodzenia, szukajcie innych dróg, jeśli stare nigdzie nie prowadzą, róbcie cokolwiek, żeby wyrwać się z doła! Jest tyle możliwości! Szukajcie darmowych szkoleń, stażu; może warto pomyśleć o wolontariacie? (polecam, mi bardzo pomogła praca wolontariusza w domu opieki - przekonałam się, że jednak jestem coś warta. Jako wolontariusze pomożecie innym, wyrwiecie się z błędnego koła izolacji, samoocena się poprawi, no i może tam pojawią się jakieś możliwości zatrudnienia); może założenie działalności gospodarczej nie jest głupim pomysłem? Wyjdźcie do ludzi, nie tylko na piwo, na które was nie stać. Paradoksalnie, ten trudny moment może być bardzo dobrą okazją do przewartościowania całego swojego życia. Jeśli to tylko możliwe, zacznijcie uprawiać jakiś sport, nawet spacery - wysiłek fizyczny naprawdę dodaje sił, nie tylko fizycznych.
Róbcie coś nowego, tylko nie siedźcie i nie płaczcie! Pewnie ktoś mi zarzuci, że to teoretyczne dyrdymały dla pracujących. Mi pomogły nie zwariować i nie poddać się, no i w końcu znaleźć pracę, a raczej samozatrudnienie, bo w końcu odważyłam się i jestem w trakcie zakładania własnej firmy.
Jeśli nie zawalczycie o siebie, nikt inny tego za was nie zrobi, taka jest prawda.
Wszystkim życzę siły, wytrwałości i znalezienia tego, czego szukacie.
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...