Skocz do zawartości
Forum

Mam problem z zaufaniem


Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Chciałabym podzielić się moja historia, która doprowadziła do tego, że żyje w ciągłym stresie, strachu i biorę leki przeciwdepresyjne.

Od 14 lat jestem mężatką, jeszcze przed małżeństwem mój partner miał dziwne zachowania, które bagatelizowałam... np.utrzymywal kontakty z byłą dziewczyną, odwiedzał ją, ale przy mnie nigdy nie odebrał od niej telefonu. Spotykając się ze mną poznał moja kuzynkę, a następnie zabrał ją na kilkudniowy wyjazd... Później uznał, że to nic nie znaczyło i chciał nadal się ze mną spotykać. To były nasze początki, więc nie bolało aż tak bardzo, dałam szansę.

Kontakty z byłą dziewczyną urwałam ja oczywiście go o tym uprzedzając.

Jego mama często myliła moje imię z tamtą... Mój facet nigdy nie zareagował. Takie sytuacje miały również miejsce po ślubie, a nawet, gdy już zostaliśmy rodzicami.

2 lata przed ślubem i kilka po ślubie nie miałam zastrzeżeń, dopóki nie zmienił stanowiska. Został kierowca- dostawca. Wracał późno, mieliśmy budowę na wykończeniu, ja byłam w ciąży z drugim dzieckiem, wszystko na mojej głowie, nie miałam czasu myśleć.

Po jakimś czasie zaczął dostawać od kolegów obleśne porno na telefon... Mówiłam, że mi to przeszkadza, ale nic z tym nie robił... Postawiłam ultimatum, że albo sam to zakończy, albo ja się odezwę do kolegów. Na szczęście z tym skończył. Ale zaczęły wychodzić inne sprawy... np.ze podwoził ledwo poznane koleżanki, że wozi innym różne gabaryty poza moja wiedza, że kradnie i handluje paliwem. Że odwiedza wszystkich znajomych i "znajome" w czasie "pracy".

Sam mi nigdy o tym nie powiedział, dowiadywałam się przypadkiem, gdy ktoś się wygadał.

Zaczęłam sprawdzać telefon, przeszkadzało mu to, kłóciliśmy się, dochodziło do szarpaniny.

Zrezygnowałam z pracy, zaczęłam jeździć z nim, wypychał mnie wielokrotnie z auta, wstydził się mnie przed "koleżankami" na sklepach, okazało się, że ze wszystkimi jest na Ty i mają bardzo dobre relacje...

Zobaczyłam, że w tej pracy praktycznie nic nie musi robić, luz blues, kilka paczek, reszta jazda, muzyka, dupolejstwo przez telefon.

Raz podczas kłótni w samochodzie powiedział, że ma mnie dość i że ma zaje..sty spokój jak sam jeździ. Chciałam wysiąść, nie zatrzymał się, wysiadłam w biegu i złamałam poważnie nogę w kolanie. 3mies wózek i kule, potem długa rehabilitacja.

Kiedy z nim byłam potrafił wracać przed południem, a beze mnie zawsze mu "schodziło".

Jeździł gdzie chciał, nawet nad wodę.

Zapragnęłam, żeby zmienił pracę, bo ja tego nie mogłam znieść.

Nie było opcji, stwierdził, że mu zazdroszczę, że ma za dobrze i że prędzej mnie zostawi, niż jazdę.

Napisałam do kilku sklepów krótka opinie ma jego temat, żeby ukrócić te relacje, mega się wkurzył, uderzył mnie, rzucił we mnie butelka z wodą.

Zabrałam dzieci, wyprowadziłam się do rodziców. Po 2 dniach przyjechał po mnie i nie ruszył się, dopóki nie wróciłam. Musiałam wrócić, bo dzieci mają szkole.

Kilka dni było lepiej, starał się, ale potem znów wszystko wróciło.

Kłóciliśmy się bardzo często. Do dziś jest mega drażliwy na punkcie swojej pracy, to temat tabu.

Nie ufałam mu na tyle, że bałam się, gdy wybierał się do swojej rodziny, bo na mnie nadawał. Powiedział im, że ja zabraniam mu wozić im różne rzeczy autem służbowym i w ogóle zabraniam mu się z nimi spotykać. Zamknęli się na mnie totalnie.

Teściowa wymyśla byle pretekst, żeby go ściągnąć, a jak mówi jej, że przyjedziemy razem, to zaczyna kombinować, że po co wszyscy, że to tylko on wystarczy itp.

Mam potrzebę ciągłego kontaktu telefonicznego z nim, bo boje się, że kiedy na chwilę zniknę, to już coś kombinuje. Nie potrafi mnie wysłuchać, ucieka od rozmów, albo atakuje. Korzystam z pomocy psychiatry i psychologa, nigdy nie zapytał, jak się czuje. Uważa, że mam paranoję, że żaden lekarz nic tu nie wskóra, że wyrzucam pieniądze w błoto i że na moją głupotę nie ma lekarstwa.

Uważa, że nic złego mi nie zrobił i nie mogę mieć pretensji, że nie będzie całe życie pokutował za przeszłość.

Nigdy nie przeprasza, za wszystko wini mnie, karze mnie bardzo długim milczeniem. Ja nie mogę tego zniesc.

Powoli starsza córka się od niego odwraca.

Nie czuję się przy nim bezpiecznie, balabym się poważniej zachorować, bo nie mogłabym na niego liczyć. Nie przyjechał na poród I córki, po narodzinach II córki ( cesarce) nie poszedł na opiekę, zostawił mnie z teściem przy układaniu kostki brukowej, kazał mi przekładać 2palety kostki, bo nie miał pomocnika.

W czasie ataku wyrostka zwijalam się 3 dni z bólu, uważał, że mi przejdzie, sama zarządziłem, że musimy jechać na sor.

Okazało się, że mam ostre zapalenie wyrostka, ropień okolowyrostkowy i rozlane zapalenie otrzewnej. Operacja natychmiast.

Nie miał mnie kto odebrać ze szpitala, bo trasa była ważniejsza, chciałam wracać autobusem z przesiadka, ale bratowa po mnie przyjechała.

Jak można mu ufać i czuć się bezpiecznie?

Czy ja przesadzam? On tak uważa 

Odnośnik do komentarza

 

hej,

 To, co opisałaś, jest bardzo poważne i wymaga uwagi oraz działań. Twoje uczucia i obawy są całkowicie zrozumiałe w świetle tego, co przeżywasz. Ważne jest, abyś zwróciła się o pomoc i wsparcie, które jest teraz dla ciebie niezbędne. Nie ignoruj tego, co czujesz, i dąż do poprawy swojej sytuacji. 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza

Niewiarygodna ta Twoja historia, nie powinna była w ogóle się zacząć, sama weszłaś w relację z facetem, do którego od początku nie można było mieć zaufania.

Można powiedzieć, masz co chciałaś, nikt też na siłę przy nim Cię nie trzyma, a już jeżdżenie z nim i pilnowanie go zakrawa na śmieszność. Jesteś potwornie od niego uzależniona. 

Oszukiwał, oszukuje i będzie oszukiwał. 

Tobie jedynie może pomóc psychiatra i psycholog. 

  • Lubię to 1

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Witaj Marcin.

Bardzo chciałabym pomoc, ale obawiam się, że moja opinia mogłaby być nie do końca sprawiedliwa. Ja mam wrażenie, że po swoich przeżyciach mogę mieć zakrzywiony obraz pewnych spraw. Do wszystkiego podchodzę bardziej podejrzliwie i mogłabym niepotrzebnie dołożyć Ci niepokoju.

Myślę, że mógłbyś opisać tutaj swój problem i poczekać, aż ktoś z odpowiednim podejściem udzieli Ci rad.

Napisałam tutaj, ponieważ nie chce dzielić się swoim mailem, przykro mi.

Życzę jak najlepiej

Odnośnik do komentarza
W dniu 12.04.2024 o 10:43, Agniecha napisał(a):

Korzystam z pomocy psychiatry i psychologa

Od jak dawna? Jakaś diagnoza, leki? Co mówi psycholog? 

W dniu 12.04.2024 o 10:43, Agniecha napisał(a):

Jak można mu ufać i czuć się bezpiecznie? Czy ja przesadzam?

Najstraszniejsze w tej całej historii jest to, że zadajesz takie pytania, a nie w jaki sposób się od niego uwolnić? Jak zadbać o siebie? Nie przesadzasz jesli chodzi o jego zachowanie, ale ogromną przesadą jest to, że tyle lat tkwisz w tym bagnie i w dodatku z dziećmi. Zawsze najbardziej żal dzieci, bo one cierpią, mają zły przykład. Myślałaś kiedyś o tym? 

  • Lubię to 1

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Witaj Javiolla.

Pod koniec 2021 podjęłam terapię psychodynamiczna, uczęszczałam ponad rok, ale to głównie ja mówiłam, zero wskazówek, zero rad, psychoterapeutka namawiała mnie do korzystania 2 razy w tyg, a ja nie widziałam rezultatu i koszty były duże, więc zrezygnowałam. W połowie 2022 zgłosiłam się do psychiatry. Brałam escitalipram przez kilka mies, następnie zmienił na seronil, bralam prawie rok, a teraz jestem na rexetin.  Na terapię psychodynamiczna uczęszczam od pół roku. Terapeutka widzi 3 wyjsca. I.rozstanie, ale ponieważ bardzo go kocham, to potwornie by bolało. 

II.Odegranie się, ale ja w 5% nie potrafiła bym zrobić jemu tego, co on mi, a po 2 on mógłby się odegrać za to jeszcze bardziej.

III. PRZEBACZENIE. Dla swojego świętego spokoju. A to proces na lata, bo poczucie krzywdy mam głęboko zakorzenione.

IV. Sprawianie sobie przyjemności,  myślenie o sobie. To jeszcze dla mnie za trudne, ale myślę o tym...

A jeśli chodzi o dzieci, to nie jest złym ojcem, dba, bawi się z nimi. Kochają go, ale nabierają dystansu, jak widzą, że ja cierpię. 

Na ten moment to dla mnie bardzo trudne. Na weekendach, urlopach jest dobrze, a kiedy jeździ...wszystko się zmienia. Jest opryskliwy, zbywa mnie, a mój strach narasta.

Odnośnik do komentarza
14 godzin temu, Agniecha napisał(a):

ale ponieważ bardzo go kocham, to potwornie by bolało. 

A teraz nie boli? Poza tym trochę poboli i zaczniesz być szczesliwa, a z nim już prawdopodobnie nigdy nie zaznasz spokoju, szczęścia, czy nawet szacunku. I jeszcze ważna rzecz: ja nie widze tu miłosci, a uzależnienie emocjonalne. Poczytaj sobie o tym. Miłość tak nie wygląda - przykro mi.  

14 godzin temu, Agniecha napisał(a):

PRZEBACZENIE. Dla swojego świętego spokoju. A to proces na lata, bo poczucie krzywdy mam głęboko zakorzenione.

Przebaczysz ewentualnie dopiero po odejściu i ogarnięciu się. Teraz - póki z nim jesteś- nie ma to sensu, bo będą powstawać nowe powody do wybaczenia.

14 godzin temu, Agniecha napisał(a):

A jeśli chodzi o dzieci, to nie jest złym ojcem, dba, bawi się z nimi. Kochają go, ale nabierają dystansu, jak widzą, że ja cierpię. 

I o to właśnie chodzi. Ponadto dajesz dzieciom przykład na przyszłość, że można kobietę/zonę poniżać, że kobieta/żona musi wszystko znosić. Czy chciałabyś aby Twoje dzieci idąc śladem Twojego wychowania dały się kiedyś komuś tak traktować, jak Ty dajesz mężowi? Uwierz mi (jako dorosłej córce, której matka nie chciała odejść od ojca), że tracisz autorytet w oczach dzieci będąc taka słaba. Moze dzieci będą miały kiedyś do Ciebie żal, że dawałaś sie tak ponizać a one musiały na to patrzeć. Zauważ, że to dla nich okropna trauma. Pomyśl o tym poważnie, nie możesz tak żyć!

 

  • Dziękuje 1

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
W dniu 14.04.2024 o 01:44, Agniecha napisał(a):

 

Dziękuję ka-wa i Javiolla za zainteresowanie problemem, to dla mnie ważne.

Zdaje sobie sprawę, że to uzależnienie, dlatego też szukałam pomocy u specjalisty, aby się od tego uwolnić i pracuje nad tym.

Jeśli chodzi o dzieci, to bardzo mi na nich zależy i dlatego tak trudno podjąć decyzję. Ja miałam już wypełniony wniosek o rozwód... Rozmawiam z nimi o tym bardzo spokojnie, przygotowuje je na taką ewentualność, ale nie chce im tego fundować. Jeśli o nie chodzi, to z mężem staramy się przy nich nie kłócić i trzymać ta samą stronę, żeby nie czuły, że mogą wybierać, kto im więcej popuszcza... 

W pewnym momencie było tak, że zaczął podważać moje zdanie przy nich, żeby był góra w ich oczach, ale długo mu tlumaczylam, że my możemy się nie dogadywać, możemy sobie nie ufać, ale względem dzieci musimy trzymać jedną strone, nie możemy pokazać, że rywalizujemy o nie, bo teraz może będą to wykorzystywac i wybierać tego, kto jest dla nich lepszy, na więcej pozwala, ale za kilka lat to przeanalizują i zrozumieją.

Ja bardzo interesuje się psychologia, dużo czytam, bo nie chce zrobić im krzywdy.

I cieszę się, że przynajmniej w tej kwestii mąż się ze mną zgadza.

Jeśli chodzi o rozstanie, to myślę o tym bardzo często, bo boje się przyszlosci, ale uważam, że na ten moment jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie na taki krok, po 2 pracuje tylko dorywczo, po 3 boje się, że wykorzystałby przeciwko mnie to, że jestem pod opieką psychiatry.

 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Agniecha napisał(a):

Dziękuję ka-wa i Javiolla za zainteresowanie problemem, to dla mnie ważne.

Zdaje sobie sprawę, że to uzależnienie, dlatego też szukałam pomocy u specjalisty, aby się od tego uwolnić i pracuje nad tym.

Jeśli chodzi o dzieci, to bardzo mi na nich zależy i dlatego tak trudno podjąć decyzję. Ja miałam już wypełniony wniosek o rozwód... Rozmawiam z nimi o tym bardzo spokojnie, przygotowuje je na taką ewentualność, ale nie chce im tego fundować. Jeśli o nie chodzi, to z mężem staramy się przy nich nie kłócić i trzymać ta samą stronę, żeby nie czuły, że mogą wybierać, kto im więcej popuszcza... 

W pewnym momencie było tak, że zaczął podważać moje zdanie przy nich, żeby był góra w ich oczach, ale długo mu tlumaczylam, że my możemy się nie dogadywać, możemy sobie nie ufać, ale względem dzieci musimy trzymać jedną strone, nie możemy pokazać, że rywalizujemy o nie, bo teraz może będą to wykorzystywac i wybierać tego, kto jest dla nich lepszy, na więcej pozwala, ale za kilka lat to przeanalizują i zrozumieją.

Ja bardzo interesuje się psychologia, dużo czytam, bo nie chce zrobić im krzywdy.

I cieszę się, że przynajmniej w tej kwestii mąż się ze mną zgadza.

Jeśli chodzi o rozstanie, to myślę o tym bardzo często, bo boje się przyszlosci, ale uważam, że na ten moment jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie na taki krok, po 2 pracuje tylko dorywczo, po 3 boje się, że wykorzystałby przeciwko mnie to, że jestem pod opieką psychiatry.

 

Dobrze myślisz, w takim razie zdecyduj się na któryś punkt psychologa, żeby Tobie było lżej. 

Najważniejsze, żebyś odpuściła sobie zazdrość, bo naprawdę nie masz o kogo być zazdrosna, nie jest nawet wart odrobiny zazdrości. 

Odpuść, nie kłóć się, to on też odpuści. 

Psychiatra postawił Ci diagnozę? 

  • Lubię to 1

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
34 minuty temu, ka-wa napisał(a):

Psychiatra postawił Ci diagnozę? 

Właśnie jeszcze nie określił dokładnie, na razie próbujemy trafić z lekiem.

Mówił o zaburzeniach lękowych, trochę o obsesyjno- kompulsywnych, generalnie chodzi mu o to, aby dobrać lek, który nie zobojetni mnie na wszystko, a zniweluje tylko te natrętne myśli.

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Zdaje sobie sprawę, że to uzależnienie

W takim razie nie używaj określenia, ze ogromnie go kochasz, bo tak nie wygląda miłość. Raczej jest to ogromne uzależnienie emocjonalne. Ale ważne, że zdajesz sobie z tego sprawę, to już masz zrobiony mały kroczek do przodu. 

7 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Rozmawiam z nimi o tym bardzo spokojnie, przygotowuje je na taką ewentualność, ale nie chce im tego fundować.

Trochę pokrętne myślenie, ale w sumie typowe dla osób uzależnionych emocjonalnie. Nie chcesz im fundować rozwodu, ale chcesz fundować to co mają teraz? A co dzieci na te przygotowania do rozwodu? Jak sie zapatrują? 

7 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Ja bardzo interesuje się psychologia, dużo czytam, bo nie chce zrobić im krzywdy.

Droga Agnieszko.... Przykro mi, że to napiszę ale muszę bo się uduszę 😉   Ty już robisz im krzywde.... Jesteś w patowej sytuacji, bo cokolwiek zrobisz będzie jakaś krzywda, jakieś ofiary, ból, płacz i cierpienie. Nie unikniesz tego. Dlatego trzeba wziąć kartkę i długopis i szczerze bez wymówek oraz oszukiwania samego siebie, wypisać plusy i minusy obu sytuacji. Ja widze jednak więcej plusów na opcje odejścia, bo pokazujesz dzieciom, że jednak nie jesteś taka słaba za jaką Cię prawdopodobnie mają. Ponadto dajesz im przykład, że można się wyrwać z nieszczęścia, że warto zadbać o siebie, swoje szczęście. A zostając w tym związku, będąc dalej i bardziej nieszczęśliwa-jakie masz plusy? 

7 godzin temu, Agniecha napisał(a):

uważam, że na ten moment jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie na taki krok, po 2 pracuje tylko dorywczo, po 3 boje się, że wykorzystałby przeciwko mnie to, że jestem pod opieką psychiatry.

Proponuję jeszcze poszukać fundacji, która zajmuje się przemocą w rodzinie. Moze tam są jakieś mitingi, spotkania motywacyjne, wspierające. Zauważ, ze leczyć sie mozesz kilka lat i zamierzasz tyle czasu w tym tkwić? W takim razie dzieci doczekają sie pełnoletności, a Ty nadal nie będziesz gotowa. Gdy moja mama poszła kiedyś na terapię, powiedziano jej, że najskuteczniejsza będzie gdy odejdzie od męża, bo jak długo w tym bagnie siedzi, tak długo będzie się leczyć... czyli wiecznie, do usr*nej śmierci. Jesteś pod opieką psychiatry i być moze będzie pod opieką psychoterapeuty (jeśli psychiatrę poprosisz o skierowanie na terapie), bo to mąż doprowadził do takiego Twojego stanu. W końcu obaj (psychiatra i terapeuta) będą to mieli wpisane w karcie pacjenta. Zawsze mogą wydać opinie do sądu. poza tym, skoro maż zgadza sie z Toba w tej jedynej kwestii, czyli nie obracania dzieci przeciwko sobie, to i w czasie rozwodu nie powinien tego robić. Możecie być dobrymi rodzicami, nie mieszkając razem, nie będąc małżeństwem. Znam niejedną parę po rozwodzie, która nie kłóci sie w kwestiach dzieci. Mniej sie bój, a wiecej myśl pozytywnie!

A doraźnie, zanim dostaniesz skierowanie na terapię, możesz dzwonić lub udać sie do swojego oddziału Centrum interwencji kryzysowej. Wysłuchają, a nawet mogą skierować Cię na wizytę do psychologa. Mają tez swoich doradców w zakresie prawa więc nawet mogłabyś sie doradzić w sprawach rozwodu. dostać jakieś wskazówki na przyszłość, jak sie przygotować, jakie argumenty, dowody itp. 

 

Edytowane przez Javiolla
  • Lubię to 1

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
W dniu 15.04.2024 o 17:45, Javiolla napisał(a):

Gdy moja mama poszła kiedyś na terapię, powiedziano jej, że najskuteczniejsza będzie gdy odejdzie od męża, bo jak długo w tym bagnie siedzi, tak długo będzie się leczyć... czyli wiecznie, do usr*nej śmierci.

Jak ty z perspektywy dziecka to odbierałaś?

Wiesz, ja jestem z rodziny, gdzie rodzice zawsze o wszystkim decydowali razem, zawsze razem jeździli na zakupy, do kościoła, do rodziny, znajomych, zawsze jedno czekało na drugie z jedzeniem, kawą, oglądają te same seriale i tak do dzisiaj.

A teściowie odkąd pamiętam mają osobne pokoje na osobnych piętrach, każde żyje swoim życiem, prawie nigdzie nie wychodzą razem z wyjątkiem uroczystości rodzinnych, nie mają wspólnych tematów.

Jestem przerażona patrząc na to, bo widzę, jak mój mąż się do nich upodabnia, a ja chciałabym żyć wg wzoru jaki wyniosłam z domu. Wielokrotnie mówiłam mu, że jeśli mamy żyć osobno pod jednym dachem, to ja wolę żyć sama i nie denerwować się na jego widok.

Dziękuję Ci za rady, będę poważnie myśleć, wypisze wszystkie za i przeciw i wyraźnie dam mu do zrozumienia, że myślę o tym poważnie, a jeśl zgłoszę się o pomoc do odpowiednich instytucji, może się ocknie i będzie próbował coś zmienić. Nie ukrywam, że bardziej zależy mi na odbudowaniu relacji, niż rozstaniu. Ale jeśli nie będzie zmian z jego strony, rozwód jest nieunikniony.

Nie chce skrzywdzić dziewczynek, ale chce dać im przykład, że kobieta nie może pozwalać sobie na takie traktowanie ( ignorowanie, odtracanie, oszukiwanie).

One otwarcie mówią, że do moich rodziców uwielbiają jeździć, a do teściów niechętnie, zwłaszcza starsza, co bardzo wkurza męża.

Odnośnik do komentarza

Musisz, wypośrodkować. Nie da się przenieść wzorców z domu rodzinnego do swojego, bo się nie da, jak dochodzi nowa osoba. 

U Twoich rodziców jedno podporządkowało się drugiemu, więc to próbujesz zrobić w swoim związku, a to tak nie działa. 

Każdy też powinien mieć swoje życie i w małżeństwie nie trzeba być non stop razem, u rodziców zazdrość też pewnie odgrywa dużą rolę, to zdrowe nie jest, też duże uzależnienie z tego wychodzi. Jak jedno umrze, drugie popadnie w depresję, bo nie będzie umiało żyć bez drugiego. 

Dlatego zmiany zacznij od siebie, jak czujesz, że czegoś nie przeskoczysz, odpuść. 

Jak zmieniać życie, to na lepsze, musisz wybrać. 

 

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
8 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Jak ty z perspektywy dziecka to odbierałaś?

Odbierałam to jako egozim, że nie dba o mnie dostatecznie dobrze, że mogła zrobić więcej ale nie zrobiła. Że nie liczyła sie z moim zdaniem, moim dobrem, spokojem itp. Czułam się w pewnym sensie zaniedbana, zignorowana, nieważna, gorsza, niekochana. chciałąm zniknąć, umrzeć,   byle by tlyko nie żyć w takim domu. Mając jakieś 12-14 lat prosiłam z płaczem by nas mama oddała do domu dziecka, jeśli nie chce odejść od ojca. To daje obraz jak źle się tam czułam.... że wolałam dom dziecka. Oczywiscie jedyne co mama zrobiła to opieprniczyła, że co ja wiem o życiu, ze nikt by nie chciał domu dziecka itp. Czyli znów moje uczucia zostały zignorowane 😞 

8 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Wielokrotnie mówiłam mu, że jeśli mamy żyć osobno pod jednym dachem, to ja wolę żyć sama i nie denerwować się na jego widok.

I słusznie. A co on na to? 

8 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Nie ukrywam, że bardziej zależy mi na odbudowaniu relacji, niż rozstaniu.

W tym ambaras aby dwoje chciało na raz. Na siłe nikogo nie zmienisz. Może on sie zgodzi na wspólną małżeńską terapie. Jeśli nie to znaczy, że nie chce polepszenia, nie chce odbudowania relacji. Wtenczas pozostaje samej zadbać o swoją psychikę, o dzieci, wzmocnić się, przygotować do odejścia. 

8 godzin temu, Agniecha napisał(a):

zwłaszcza starsza, co bardzo wkurza męża.

Cóż... dzieci nie są głupie, mają swój rozum. A mąż zamiast sie wykurzać powinien to przemyśleć. A wkurza sie bo jest taki jak oni, nawyki wziął z domu rodzinnego, przykład szedł z góry. Toteż niechęć córki do jego rodziców odbiera personalnie, odbiera jakby to była niechęć do niego. Ale niech tak dalej postępuje... to na tę niechęć dziecka faktycznie zapracuje 😉 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
22 godziny temu, ka-wa napisał(a):

Musisz, wypośrodkować. Nie da się przenieść wzorców z domu rodzinnego do swojego, bo się nie da, jak dochodzi nowa osoba. 

U Twoich rodziców jedno podporządkowało się drugiemu, więc to próbujesz zrobić w swoim związku, a to tak nie działa. 

Każdy też powinien mieć swoje życie i w małżeństwie nie trzeba być non stop razem, u rodziców zazdrość też pewnie odgrywa dużą rolę, to zdrowe nie jest, też duże uzależnienie z tego wychodzi. Jak jedno umrze, drugie popadnie w depresję, bo nie będzie umiało żyć bez drugiego. 

Wiem, że nie da się całkowicie zmienić czyjegoś myślenia, ale od początku mąż zaznaczał, że strasznie podoba mu się małżeństwo moich rodziców i chociaż kocha swoich, to nie chciałby żyć tak jak oni.... Ale z wiekiem chyba geny zaczynają brać górę nad rozumem.

U moich rodziców nie jest tak, że jedno bez drugiego nie funkcjonuje. Każdy ma inne prace, tata też niegdyś jeździł za granicę, ale kiedy mogą, to wybierają czas razem, podejmują wspólne decyzję, nie ma podziału na babskie i męskie obowiązki, ojciec potrafi ugotować, posprzątać, a mama skręcić meble, czy skosić trawę i to jest dla mnie normalne.

Ja potrafię obsługiwać wiertarkę, pile motorowa, czy kosę spalinowa. Znam wszystkie narzędzia i każda śrubkę w garażu, co dla mojego męża było abstrakcja, bo u niego w domu było tak, że kobieta nie ma wstępu do garażu, a facet nie wie, gdzie są łyżki w domu. Myślę, że takim ludziom jest gorzej sobie poradzić samemu.

A ponieważ żyją każde osobno, to teściowa o każdą pierdole dzwoni po synów, a teść ma obiad na stole i kiedy przyjdzie, to zje.

Ja mimo wszystko uważam, że lepiej wszystko robić razem i każdy zna na wzajem swoje obowiązki, jest większe zrozumienie i możliwość poradzenia sobie samemu, jeśli drugiego zabraknie

Odnośnik do komentarza

Tak, też jestem za, tylko Ty tego w swoim mężu nie zmienisz, skoro do tej pory się nie nagiął, są tacy co za wszystko się biorą, inni nie, z góry zakładają, nie robię bo nie umiem😛

Nawet są faceci co nie wleją/nałożą/ podgrzeją obiadu, jak żona nie podstawi pod nos, a jak jej nie ma, to po prostu nie jedzą😀

Tak, że jeśli wykłócasz się z mężem i coś przez lata, to odpuść, bo nie ma sensu, to już działa odwrotnie. 

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
17 godzin temu, Javiolla napisał(a):

Odbierałam to jako egozim, że nie dba o mnie dostatecznie dobrze, że mogła zrobić więcej ale nie zrobiła. Że nie liczyła sie z moim zdaniem, moim dobrem, spokojem itp. Czułam się w pewnym sensie zaniedbana, zignorowana, nieważna, gorsza, niekochana. chciałąm zniknąć, umrzeć,   byle by tlyko nie żyć w takim domu. Mając jakieś 12-14 lat prosiłam z płaczem by nas mama oddała do domu dziecka, jeśli nie chce odejść od ojca. To daje obraz jak źle się tam czułam.... że wolałam dom dziecka. Oczywiscie jedyne co mama zrobiła to opieprniczyła, że co ja wiem o życiu, ze nikt by nie chciał domu dziecka itp. Czyli znów moje uczucia zostały zignorowane

Rzeczywiście było Ci bardzo trudno. Współczuję. Jestem pewna, że Twoja mama bardzo Cię kochała, ale w obliczu innych problemów nie umiała poświęcić Ci takiej uwagi jak potrzebowałas. To był trudny wiek, wtedy wsparcie rodziców jest bardzo ważne, bo łatwo można w poszukiwaniu tego wsparcia wpaść w nieodpowiednie towarzystwo.

A jaki stosunek do ciebie i mamy miał tata? Rozstali się w końcu?

Ja z moimi córkami dużo rozmawiam, nie ukrywam przed nimi, że mamy z tatą pod górkę, że rozważam być może rozstanie, ale bardzo bym tego nie chciała. Że gdyby się tak zdażyło, to muszą przemyśleć, z kim chciałyby mieszkać itd. One jednogłośnie odpowiadają, że ze mną. 

Poświęcam im -tak mysle- dużo uwagi.

Moja starsza córka ma teraz 13 lat...podobnie jak ty wtedy. Zapytała mnie kiedyś, po co ja dzwonię do taty, żeby wrócil, skoro bez niego jest fajnie. Powiedziałam, że tak samo do niej dzwonię, kiedy spóźnia się ze szkoły, że po prostu tak samo jak ją kocham jego i tęsknię. A potem powiedziała, że słyszała jak mówiłam do taty, żeby się zastanowił, jak mnie odtrąca, bo kiedyś odtrąci ostatni raz.... Kiedy to będzie? Zagięła mnie. Powiedziałam, że chciałabym nigdy, ale nie można sobie pozwalać, żeby ktoś nas tak traktował i jak przesadzi, to odejdę. I zapytałam ją, czy chciałaby tego... Chwilę się zastanawiała i powiedziała, że chyba nie. Wracałam kilkakrotnie do tego tematu i stwierdziła, że nie chciałaby naszego rozstania, że wtedy była zła na tatę, dlatego tak powiedziała.

 

Ka-wa

Odnośnie do zmiany męża.

Nie musiałam i nie chciałam na siłę go zmieniać, on sam przy mnie nauczył się gotować, sprzątać itd.sam chciał i kiedyś mówił mi, że go uczlowieczylam. Zaczął dostrzegać, co trzeba zrobić, bo bałagan mu przeszkadzal. Przynajmniej to mi się udało, przez te lata sam potrafił mówić, że nie chciałby, żeby było tak jak u niego w domu, że ja stworzyłam prawdziwy dom i że podziwia w ilu rzeczach ja potrafię pomóc jemu.

Że można fajnie bawić się z dziećmi, zapełnić im czas.... Jego w dzieciństwie i za nastolatka nazywali włóką, bo ciągle siedział u sąsiadów.

Pisałam, że przez kilka lat było nam dobrze,bardzo dobrze, dopóki nie zaczął jezdzic... wolność znów uderzyła do głowy, wszędzie koleżanki,koledzy,  swoboda, "duże auto", a faceci tak się dowartosciowuja.

Żona przestała być fajna, bo jej to zaczęło przeszkadzać.

Przypomniał sobie, jak to było fajnie, jak tata ma fajnie-nikogo nie pyta o zdanie, chodzi gdzie chce, robi co chce i z kim chce, żona się nie interesuje.

Kiedyś nie chciał tak żyć, a teraz zacięcie broni ich stylu życia.

Odnośnik do komentarza
11 minut temu, Agniecha napisał(a):

Jestem pewna, że Twoja mama bardzo Cię kochała, ale w obliczu innych problemów nie umiała poświęcić Ci takiej uwagi jak potrzebowałas

Wiesz... piszesz tak bo trochę ją usprawiedliwiasz 😉  Być moze dlatego, że czujesz jakbyś w swoim życiu troche stała w jej roli. Owszem, mama kochała mnie na swój chory sposób, ale dziś wiem, że to nie była zdrowa miłość lecz uzależnianie emocjonalne swoich dzieci oraz współuzależnienie od alkoholika. Mama do dziś nazywa miłością uzależnienie emocjonalne i nadopiekuńczość jaką stosowała i stosuje do dziś 😉  Ja nie będę mamy usprawiedliwiać, choć jestem w stanie zrozumieć, że robiła tak jak umiała zatracona w swym marazmie. Ale zrozumieć, to nie to samo co usprawiedliwiać. Nie ma usprawiedliwień dla krzywdzenia dzieci! 

16 minut temu, Agniecha napisał(a):

A jaki stosunek do ciebie i mamy miał tata? Rozstali się w końcu?

Mój ojciec był alkoholikiem. Jego stosunek do mamy to nienawiść, do nas obojętny. Nie rozstali sie nigdy. 

18 minut temu, Agniecha napisał(a):

Moja starsza córka ma teraz 13 lat...podobnie jak ty wtedy. Zapytała mnie kiedyś, po co ja dzwonię do taty, żeby wrócil, skoro bez niego jest fajnie. Powiedziałam, że tak samo do niej dzwonię, kiedy spóźnia się ze szkoły, że po prostu tak samo jak ją kocham jego i tęsknię. A potem powiedziała, że słyszała jak mówiłam do taty, żeby się zastanowił, jak mnie odtrąca, bo kiedyś odtrąci ostatni raz.... Kiedy to będzie? Zagięła mnie. Powiedziałam, że chciałabym nigdy, ale nie można sobie pozwalać, żeby ktoś nas tak traktował i jak przesadzi, to odejdę. I zapytałam ją, czy chciałaby tego... Chwilę się zastanawiała i powiedziała, że chyba nie. Wracałam kilkakrotnie do tego tematu i stwierdziła, że nie chciałaby naszego rozstania, że wtedy była zła na tatę, dlatego tak powiedziała.

Jak mi przykro, że Twoja córka się tak czuje, rozumiem ją. Zacznijmy od tego, że Ty raczej męża nie kochasz bo wg mnie to uzależnienie emocjonalne (jak u mojej matki). Albo kochasz wspomnienie jego jakim był, a nie jego dziś, tu i teraz. A więc nie kłam córce (tak ja to widze). Wiesz jak ona będzie postrzegać miłość? Jako cierpienie, ponizanie, poświęcenie i żebranie o uwage. Czy chciałabyś aby ona kiedyś sie tak zachowywała wobec męża, który jej nie szanuje? I ciekawi mnie czy naprawdę za nim tęsknisz? Za czym, za krzykiem, poniżeniem? Czy raczej tęsknisz za nim jaki był kochany kiedyś, bo to jednak różnica. Tak jak jest dzisiaj między Wami, tak nie wygląda miłość więc nie dawaj córce błędnego przykładu i obrazu miłości! Wyczuwa sie z tej rozmowy prośbę córki byś odeszła od męża (nawet jeśli to było wypowiedziane z złości).... a ja przypominam sobie gdy moja mama ignorowała moje uczucia.... obawiam sie, że Twoja córka czuje sie tak samo w tych momentach. Fakt, że nie chce niby rozstania, bo dziecko niestety ma taką psychikę, że kocha rodzica nawet gdy jest krzywdzone. Ja tez nie chciałam by rodzice sie rozstali, ale z drugiej strony pragnęłam spokoju, miłości, ciszy. To było 100 razy większe pragnienie niż taki ojciec w domu. 

Mówiłaś córce, że kiedy przesadzi to odejdziesz... a wg Ciebie kiedy będzie ta przesada? Gdy uderzy? Kiedy będzie to przekroczenie granicy? Z tego co piszesz to on już dawno przesadza, a więc wg mnie to nie o to chodzi. Chyba bardziej chodzi o Twoją gotowość do odejścia. Raczej powinnaś jej powiedzieć prawdę, że nikt nie ma prawa tak traktować drugiego człowieka, że za dużo sobie pozwalasz, że powinnaś odejść już jakiś czas temu bo dawno przesadził, ale nie jestes na to gotowa 😉  Wg mnie trochę woalujesz prawdę swojej córce. Ona jest juz w takim wieku, że umie kalkulować, wyciągać wnioski, decydować sie na lepsze rozwiązanie, no i widzi prawdę choć jeszcze jej nie rozumie. Ja też zrozumiałam dopiero w dorosłości 😉 

33 minuty temu, Agniecha napisał(a):

Przypomniał sobie, jak to było fajnie, jak tata ma fajnie-nikogo nie pyta o zdanie, chodzi gdzie chce, robi co chce i z kim chce, żona się nie interesuje.

Kiedyś nie chciał tak żyć, a teraz zacięcie broni ich stylu życia.

W takim razie zapytaj go wprost czy dać mu wolność? Czy jednak chce poprawić to nad czym tyle lat wspólnie pracowaliście (i tu przypomnij mu wszystko)? Daj mu czas np. 3 m-ce a potem ma dać odpowiedź. Jesli wybierze wolność, to składasz o rozwód. Jeśli chce poprawić Wasze relacje, to zapisujecie sie na małżeńską terapie i naprawiacie. A jeśli po tym czasie nie da odpowiedzi, to sama dasz mu wolność, skoro tak jej pragnie. Agnieszko... nie zmienisz go na siłe - naprawde! Nie czekaj też w nieskończoność na jego zmianę. Szanuj sie kobieto!

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Faktycznie, córka może sobie pomyśleć, że tak wygląda miłość 😛

Jeśli więc mówisz dzieciom o swoich problemach z mężem, to mów prawdę, że to jest toksyczna miłość/uzależnienie i przestań do niego wydzwaniać i go kontrolować, słuchaj w tej materii córki, bo ona ma rację i dobrze widzi. 

Generalnie nie jestem za wciąganiem dzieci w problemy małżeńskie, ale u Ciebie to i tak za bardzo to widać, więc dzieci samoistnie są świadkami. 

Pozwól więc mu żyć jak chce, nie akceptujesz, odchodzisz i tyle. I tak za wiele lat się szarpiesz bez efektu, więc jest to bez sensu. 

 

Edytowane przez ka-wa

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
W dniu 17.04.2024 o 18:52, Javiolla napisał(a):

W tym ambaras aby dwoje chciało na raz. Na siłe nikogo nie zmienisz. Może on sie zgodzi na wspólną małżeńską terapie. Jeśli nie to znaczy, że nie chce polepszenia, nie chce odbudowania relacji. Wtenczas pozostaje samej zadbać o swoją psychikę, o dzieci, wzmocnić się, przygotować do odejścia. 

Od początku myślałam o terapii małżeńskiej, ale mąż nie wierzy w psychologów, psychiatrów, dla niego to jest wymysł współczesności, a głupi ludzie dają się nabrać. Dlatego sama korzystam z pomocy, a on się wkurza, że wyrzucam pieniądze w błoto. Nie rozumie w ogóle problemów natury psychicznej. Wielokrotnie namawiałam, że jak nie chce sam iść na terapię, to chociaż poszedłby zapytać o mnie, o mój stan psychiczny. Nie ma mowy, on uważa, że ja go chce wysłać, żeby mu coś wynaleźli... Jego słowami "Nie da z siebie zrobić świra".

A skoro ja chodzę, tzn. że mną jest "problem", że ja to widzę i nie radzę sobie ze swoimi "problemami" i przeze mnie są nasze "problemy"

Ma w tej kwestii niezmienną opinie, dlatego tak ciężko będzie mi z tego wyjść. Wsparcie jest tutaj bardzo ważne, a on go nie daje. Jak miałam ataki paniki i bardzo go potrzebowałam, to jeszcze bardziej mnie odtrącał.

Już nie mam siły tłumaczyć, że specjaliści dużo mogą pomóc, ustabilizować, zmienić myślenie, podejscie do wielu spraw, ale to on i jego stosunek do mnie odgrywa tutaj największą rolę, bo z nim żyje.

Co do ostatniego wpisu... Przykro mi bardzo, nie będę pisać, że rozumiem, bo nie jestem w stanie zrozumieć, przez co przechodziłas. 

U nas nie chodzi o alkohol, nie ma juz też kłótni przy dzieciach, chociaż kiedys się zdarzały. One widza, że nie jest tak, jak powinno, że on wraca jak za kare, że przeszkadza mu harmider w domu, bo dzieci są czasem głośno, że ja jestem smutniejsza.

I masz rację tęsknię...za tym co było kiedyś. Jestem uzależniona, ale uważam, że nadal kocham, może inaczej, ale kocham. Lubię z nim przebywać, martwię się o niego, chciałabym się z nim wszystkim podzielić, chce, żeby czul się przy mnie dobrze, to są jakieś przejawy miłości. Uzależnienie rozumiem jako " potrzebuje go tylko, żeby mi było dobrze, nie liczę się z jego potrzebami"

Odnośnik do komentarza
19 godzin temu, Agniecha napisał(a):

mąż nie wierzy w psychologów, psychiatrów, dla niego to jest wymysł współczesności, a głupi ludzie dają się nabrać.Już nie mam siły tłumaczyć 

Skoro taki mądry, a nie umie sam wrócić do tego co było, to jaki z tego wniosek? Że nie chce sie zmienić, a więc trzeba podziękować za fajne wspólnie spędzone lata, a następnie odejść. W takim razie już nic nie tłumacz, teraz zamiast gadać... działaj. 

19 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Dlatego sama korzystam z pomocy, a on się wkurza, że wyrzucam pieniądze w błoto.

Mozesz chodzić na NFZ 😉  tylko wtedy jaką będzie miał wymówkę? 

19 godzin temu, Agniecha napisał(a):

że on wraca jak za kare, że przeszkadza mu harmider w domu, bo dzieci są czasem głośno, że ja jestem smutniejsza.

Pewnie, że widzą. Dzieci są mądrzejsze niż myślimy. I powiem więcej... dzieci nic nie mówią, ale żyją w poczuciu winy. To strasznie zaniża poczucie ich wartości. 

19 godzin temu, Agniecha napisał(a):

nadal kocham, może inaczej, ale kocham.

Tylko, że miłość to nie wszystko, bo tylko miłość obustronna ma sens. 

19 godzin temu, Agniecha napisał(a):

Lubię z nim przebywać, martwię się o niego, chciałabym się z nim wszystkim podzielić, chce, żeby czul się przy mnie dobrze, to są jakieś przejawy miłości. Uzależnienie rozumiem jako " potrzebuje go tylko, żeby mi było dobrze, nie liczę się z jego potrzebami"

Lubisz czy lubiłaś z nim przebywać? Skoro wiesz, że przychodzi do domu jak za kare, to raczej sie dobrze z tym nie czujesz. Moze żyjesz przeszłością i dlatego piszesz "lubię" a nie "lubiłam"? Z kolei martwienie sie to jeden z objawów uzależnienia emocjonalnego. On nie jest dzieckiem by się o niego martwić, zwłaszcza jeśli on tego nie chce. Gdyby chciał sie czuć dobrze przy Tobie to by wracał do domu z przyjemnością-tak jak kiedyś. Widocznie już nie chce, a Ty mu się narzucasz, co przynosi odwrotny skutek. "Definicja" uzależnienia emocjonalnego poniżej: 

"Osoba uzależniona emocjonalnie owładnięta jest obsesją zaspokajania wszelkich potrzeb partnera. Robi wszystko, co w jej mniemaniu zapewni jej związkowi trwałość, poświęcając przy tym swój czas, tłumiąc swoje potrzeby i rezygnując z zainteresowań i rzeczy, które dotąd sprawiały jej przyjemność. Ponadto może zaniedbywać swoje dotychczasowe obowiązki, nie tylko zawodowe. Uzależniony emocjonalnie jest właściwie odcięty od świata (...) Wyróżnia on trzy cechy uzależnienia emocjonalnego: upojenie, potrzeba zwiększania „dawki” i utrata samoświadomości (własnego „ja”). Wskazuje on, że osoba uzależniona od kogoś (w 99% przypadków kobieta) odczuwa w jego obecności pewien rodzaj euforii.

W miarę upływu czasu potrzebuje coraz dłuższych i częstszych kontaktów z obiektem swoich „uczuć”, które doprowadzają ją do zaniku tożsamości. "

 

"Pierwszą podstawową rzeczą, którą zdaniem uczonych trzeba się nauczyć w związku, jest właśnie odróżnianie miłości od uzależnienia. To drugie polega na emocjonalnym przywiązaniu do drugiej osoby. Na tyle, że boicie się rozstania tylko dlatego, że nie dacie sobie rady bez partnera. Żeby sprawdzić, czy jest się uzależnionym, należy zdać sobie sprawę, czy w momencie, gdy druga osoba sprawia nam ból, potrafimy powiedzieć dość i nie dawać sobą sterować. Jeżeli nie, powinniśmy się poważnie zastanowić, czy nie potrzebujemy pomocy psychologa. Żeby zrozumieć wady partnera i walczyć z przyzwyczajeniem, trzeba pokochać samego siebie. Ludzie, którzy tkwią w uzależnieniu od kogoś innego, zazwyczaj nie zdają sobie sprawy o własnej wyjątkowości. (...) Człowiek z reguły jest wolny, a związek polega na wspieraniu siebie, a nie wymuszaniu pewnych rzeczy. "
 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...