Skocz do zawartości
Forum

Czy poród jest naprawdę takim koszmarem, jak mówią?


Gość magda33

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem w 6 miesiacu ciąży, nie wiem, czego się spodziewać na porodówce, wiec podpytałam znajomych i koleżanek, które już rodziły i ich opowieści o koszmarze bólu dosłownie zmroziły mi krew w  żyłach. Dominowały w nich opisy, ze to ból tak okropny, jakby ktoś mi naraz wszystkie kości miażdzył, albo jak ból w trakcie miesiączki, ale tysiąckrotnie większy. Ogólnie dominowały opowieści o niewyobrażalnym bólu. Mam ogromny stres, zastanawiam sie, czy nie zapłacić za cesarkę w prywatnej klinice, ponieważ z moim progiem bólu ten opisywany ból przez inne kobiety byłby nie do zniesienia. Jestem przerażona tym wszystkim!

Odnośnik do komentarza

Witaj, generalnie poród nie należy do łatwych czy przyjemnych chwil. Z pewnością łączy się to z bólem. Nie ma co się tu łudzić. Jednak skala tego jego bólu dla każdej rodzącej będzie inna. Dużo też zależy od tego jak ułożone jest dziecko. Jaki mamy próg bólu. Skoro jesteś wrażliwa to ból może być większy. Może warto pomyśleć o jakimś znieczuleniu? Albo o porodzie w wodzie. Brałaś to pod uwagę w ogóle? Słyszałam pozytywne opinie o takiej formie porodu.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza

ja tez przed pierwszym porodem bardzo sie balam, może nie tyle bólu ale raczej tego czy wszystko pomyslnie przebiegnie, czy nie umrę ja lub dziecko. Wpadalam w jakąs obsesję i nosilam z tych nerwow taki cięzki kamień na szyi. Wieczorem nie moglam usnąc, kamien mnie przytlaczal a ja sie zamartwialam. W końcu pogadalam raz i drugi sama do siebie, ze od milionów lat kobiety rodzą dzieci i to w większosci przypadkow szczęsliwie, bo jako ludzkosc jeszcze istniejemy, to dlaczego mnie mialoby sie nie udac. Tym bardziej, ze większosc kobiet rodzila silami natury bez obslugi szpitalnej, bez poloznych, doktorow. One przeżyly to i ja będe w tej większosci i mnie i dziecku nic sie nie stanie.

Rodzilam 2 razy silami natury. Z pierwszego porodu nie pamiętam tak przytłaczającego bólu ile pamiętam, ze dobę po porodzie wszystko mnie bolalo i nie umialam sobie ze sobą dac rady- wszystko bylo problemem, jak zejsc z łozka, jak zrobic siusiu, jak sie ulozyc aby zaznac chwili wytchnienia.Czyli w kwestii bólu nie porod byl problemem tylko następna doba po nim. Drugi raz jak lezalam na porodowce, to jak przychodzila fala skórczy to klęlam na zmianę z wolaniem Boga o pomoc i zaraz potem przysypialam. Bol i moje malo cenzuralne zachowanie, spokój i przysypianie.I tak na zmianę.

 

Wydaje mi sie, ze nie mozna zaprzeczać, ze ból jest, ale jest on zrozumialy, bo dajemy wtedy życie i cos wielkiego sie rodzi, przychodzi na swiat nasze dziecko. Jak akcja porodowa trwa, to nie mamy czasu analizowac tego bólu. Wszystko co dzieje sie z naszym cialem jest nowe i inne i w tej akcji ledwo to rejestrujemy. Boli ale nasze cialo wykonuje pracę, wydaje na swiat dziecko i my musimy podązac za tym cialem, ktore jest w powaznej pracy, sluchac co do nas mówią polozne, oddychac miarowo. Pamiętam przy pierwszym porodzie, ze w pewnym momencie mialam wrażenie, ze rozeszły mi sie kosci biodrowe, bardziej sie jakby otworzyly te kolce biodrowe. Poczulam to, ale mnie to wogóle nie bolalo. Nie mialam wogóle bóli partych i polozne kladly sie na mnie i łokciami wyciskaly dziecko krzycząc przyj, przy j! Potem mialam siniaki na brzuchu, pół twarzy w zyłeczkach pelnych krwi, bialka oczu w wylewach krwi, dziecko mialo tez takie wylewy krwi na cialku. Czyli byl to duzy wysilek i dla mnie i dla córeczki, ale tego bólu wtedy dotkliwie nie czulam, dopiero tę noc po porodzie. Wtedy bylo mi cięzko. Jak rodzilam synka i on juz wynurzał sie na swiat to dopiero wtedy zrozumialam co to są bóle parte. Moze to zabrzmi malo estetycznie, ale jak się wyprozniasz i to cos brązowe Cie opuszcza ,to jakby w tym momencie, ktos Ci nakazal, przestan, nie kontynuuj tego procesu, to nie bardzo bys umiala. Skoro zaczęlaś akcję wyprózniania to ona juz sie toczy sama. Chyba, ze masz za przeproszeniem zatwardzenie i musisz sobie napinaniem miesni pomagac. Jak rodzil sie mój synek i zaczął isc na swiat, to on sie wysuwal ze mnie jakby mimochodem, jakas sila go ze mnie wyganiala, wyslizgiwal sie i ja nie mialam na to wpływu tak jak nie bardzo mam wplyw przy tej innej czynnosci.

Jesli masz mozliwosc to zastosuj sie do rad Laurette. Raczej nie korzystaj z cesarki, bo potem sie czlowiek denerwuje, kiedy moze byc druga ciąza, czy powloki brzuszne ,raz naruszane, wytrzymają narastanie następnej ciązy.

Bolec boli, ale to nie jest ból np znany z wizyt u dentysty. Tam jak siedzisz na fotelu i jest Ci żle, to pragniesz odtrącic ręke dentysty i uciec z fotela. Bol Ci sprawia drugi człowiek i chcesz go odtrącić. Tutaj ból przychodzi z samej siebie i nie bardzo masz jak uciec. Ponadto jak juz cialo wchodzi w akcję porodową to Ty i Twoje cialo wiesz, ze przez to musisz przebrnąc, bo od tego nie masz ucieczki. Wiec jakby mimowolnie sluchasz ciala, aby mu pomóc, polozne bardziej rozumiejąc co sie z Tobą dzieje pomagają Ci instrukcjami lub swoim dzialaniem.To jest trudne, ale to do pewnego stopnia wykonuje za nas natura. I dziewczyny po porodzie mówią, ze bolalo, bo to prawda, ale jednoczesnie są z siebie dumne, ze daly radę. I Ty tez dasz radę!!!

Odnośnik do komentarza

Kikunia, nie pocieszyłaś autorki tym szczegółowym opisem, to jest tak indywidualna sprawa, że ani pociesznie, ani straszenie w niczym nie pomoże. 

14 godzin temu, Gość magda33 napisał:

Mam ogromny stres, zastanawiam sie, czy nie zapłacić za cesarkę w prywatnej klinice, ponieważ z moim progiem bólu ten opisywany ból przez inne kobiety byłby nie do zniesienia. Jestem przerażona tym wszystkim!

Jeśli masz niski próg bólu, to warto rozważyć cesarkę, tym bardziej jak już teraz żyjesz niepotrzebnym strachem. 

Ja powiem tylko tyle, że jak zaczną się bóle, będziesz myślała tylko jak najszybciej urodzić, a nie o potencjalnym bólu w trakcie porodu. 

Dodam, że miałam koleżankę, która bardziej bała się dentysty niż porodu, takie miała lekkie porody. Najlepiej powinien doradzić lekarz prowadzący. 

Odnośnik do komentarza

To fakt, każda kobieta inaczej przeżywa poród i u każdej przebiega on nieco inaczej. Uważam jednak, że bez względu na osobiste doznania, straszenie ciężarnej kobiety koszmarem porodu, to jakiś sadyzm.

Ja także mam niski próg wytrzymałości na ból. Od zawsze umieram ze strachu, gdy czeka mnie jakiś zabieg medyczny, ale gdy byłam w ciąży nastawiłam się psychicznie tak, że choćbym miała zdychać z bólu, to nie dopuszczę do żadnej histerii i zrobię wszystko, żeby nie zaszkodzić jakimś swoim nieopanowanym zachowaniem, dziecku.

W ramach studiów miałam fizjologię porodu, wiedziałam jak trzeba oddychać, zresztą oddychanie przeponowe ćwiczyłam już przed porodem. Wtedy nie było szkół rodzenia. Wmówiłam sobie ( i uwierzyłam ?), że sceny porodu przedstawiane w  filmach, są grubą przesadą. Te czerwone spocone twarze, włosy przyklejone do głowy i twarzy, obłęd w oczach i zwierzęcy ryk bólu...nie, to niemożliwe. Gdy nastawiona bojowo, zwierzyłam się z tego swojej matce, ona bezmyślnie usiłowała zniszczyć moją wiarę i pozytywne nastawienie mówiąc; no to jeszcze zobaczysz ? (kochana mamusia). Ja mimo to wierzyłam, że dam radę,oczywiście bałam się, jak każda kobieta.

Dlatego nie słuchaj strasznych opowieści, zapisz się do szkoły rodzenia, lub przynajmniej poczytaj i nastaw się psychicznie, że dasz radę, a poród nie trwa wiecznie.

Poród nie jest przyjemny, ale między skurczami masz czas, żeby odetchnąć. Ja nie wrzeszczałam, tylko sobie stękałam. Oczywiście z czasem przerwy są krótsze, a skurcze dłuższe. Przy drugim porodzie miałam bóle krzyżowe, te są dość dokuczliwe, ale wszystko jest do wytrzymania. Oddychaj i myśl o dziecku, że każde Twoje histeryczne zachowanie może mu zaszkodzić. Gdy urodziłam pierwsze dziecko byłam młoda i wysportowana i gdy usłyszałam "przyj" (tutaj ból jest ekstremalny), ale ja postawiłam wszystko na jedną kartę, dałam z siebie wszystko, nie rozczulałam się nad sobą i nie koncentrowałam na bólu i za trzecim parciem wydałam na świat swojego synka. W ostatnim akcie faktycznie wrzasnęłam, ale nie tyle z bólu, co z wysiłku (jak przy podnoszeniu ciężarów). Miałam potem zdarte gardło. Cała akcja trwała niecałe dwie godziny. Drugi poród miałam nieco dłuższy i cięższy, ale też byłam znacznie starsza. Po porodzie, to jeszcze nie koniec, bo dochodzi zszycie krocza, ale pod znieczuleniem i przez najbliższe godziny dość nieprzyjemne bóle skurczowe macicy, która się zwija.

Uważam, że opisywanie porodu, ale bez dramatycznych scen, jest potrzebne. Żadna pierworódka nie powinna iść rodzić zupełnie nieświadoma tego, co będzie się z nią działo. Trzeba się przygotować fizycznie, merytorycznie i psychicznie. To ostatnie jest moim zdaniem najważniejsze. 

Edytowane przez Yonka1717
Odnośnik do komentarza
39 minut temu, Yonka1717 napisał:

Uważam, że opisywanie porodu, ale bez dramatycznych scen, jest potrzebne. Żadna pierworódka nie powinna iść rodzić zupełnie nieświadoma tego, co będzie się z nią działo. Trzeba się przygotować fizycznie, merytorycznie i psychicznie. To ostatnie jest moim zdaniem najważniejsze. 

Mam wątpliwości czy potrzebne, jak każdy poród jest inny. 

Lepiej chyba nie wiedzieć, zresztą dawniej nawet nie rozmawiało się na takie tematy i kobiety naprzód tak nie przeżywały, jak teraz w nawale różnych informacji, głównie straszenia. 

Szkoła rodzenia jak najbardziej. 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Yonka1717 napisał:

straszenie ciężarnej kobiety koszmarem porodu, to jakiś sadyzm.

Tak samo uważam. Czasem myślę, że kobiety mówią złośliwie, bo czemu ona ma mieć lepiej niż my. Ja nie miałam ciężkiego porodu, ale tez się nasłuchałam, zwłaszcza od starszych kobiet. Mi bardzo pomogły zajęcia w szkole rodzenia. Położna uświadamiała co jest prawdą, a co nie. Co mogło być wynikiem czego. Czułam wsparcie. Owszem... poród mimo przygotowania w szkole rodzenia był inny ? Bo nie da się wszystkiego przewidzieć, pewnych życiowych okoliczności. Jednak nie szłam do porodu wystraszona, bo miałam dość dobrą wiedzę. Czego nie miały kobiety opowiadające straszne historie. one widziały z perspektywy własnego cierpienia i bólu, a może nawet żalu. W takich perspektywach nawet mżawka jest ulewą. Dlatego należy podchodzić z przymrużeniem oka do takich opowieści... no przynajmniej z dystansem.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...