Skocz do zawartości
Forum

zawiłości psychologiczno medyczne


Rekomendowane odpowiedzi

Gość sandra 24

js_11 Jesteś żałosny, a poza tym to jesteś jakimś życiowym dziwakiem i od ludkiem. Jak czytam twoje teorie to zastanawiam się czy ty przypadkiem masz wszystko z głowią w porządku. Nigdy nie chciałbym mieć tak sztywnego faceta jakim jesteś ty ...

Odnośnik do komentarza

Co to jest szczęście?
To sposób, w jaki myślimy o życiu.
Dwie osoby, w takiej samej sytuacji mogą o nim różnie myśleć.
Ktoś zarabia 4 tys. i cieszy się, że ma pracę, że starcza mu nie tylko na życie, ale też na drobne przyjemności.
Ktoś inny, mając te 4 tys. uważa, że jest biedny, że na nic go nie stać.
Pierwszy jest szczęśliwy i cieszy się życiem, drugi biadoli i jest nieszczęśliwy.
Wszystko, to tylko nasze myśli i to od naszych myśli, zależy nasze szczęście, a nawet nasz los.
Nikt po za nami samymi nie może tego zmienić. To my decydujemy o wyborze myśli. Możemy się nimi katować, a możemy coś zmienić w sobie.
Nasze życie, nasz wybór.

Odnośnik do komentarza
Gość Danuta718

js_11
Skoro masz takie zdanie to ciężko mi wymagać od Ciebie empatii. Otylosc to choroba skorelowana z psychiką, brakiem motywacji i glupota. Dla organizmu takiej dziewczyny trwa wojna i trzeba jej pomoc wyzdrowiec i nauczyc rozwoju duchowego.

Empatii nie wymagaj bo w takiej sytuacji nie da się jej wykrzesać w żaden sposób, przynajmniej dla mnie :-/. Jeśli otyłość to choroba to Ty też jesteś chory skoro podobają Ci się ,,grube" (cudzysłów dlatego ponieważ uważam że nie każda otyła osoba jest chora, jest wiele czynników mających na to wpływ ale nie mam czasu i przede wszystkim tracić czas tak naprawdę na głupoty). Pytanie tylko jak taką chorobę nazwać...
js_11
Tylko ktos bez moralnosci moze zyczyc dziewczynie zeby byla gruba"

Po pierwsze nie obrażaj mnie, jesteś w takim wieku że trochę kultury wypada zachować a po drugie nigdzie nie napisałam że życzę dziewczynie otyłości. Jednym słowem zastosowałeś personalny atak... chyba nawet mogę Cię śmiało porównać do mojej rodziny (szczególnie siostry) tylko oni mają przynajmniej podstawy, Ty- nie.
js_11
A skoro wierzysz w boga...

Nawet jeśli kiedyś pisałam że w niego wierzę (mam spore luki w pamięci i nie pamiętam często ważnych rzeczy nie mówiąc o błahych) ale nawet jak pisałam to dawno temu a teraz nie przypominam sobie żebym o tym coś wspomniała...

Odnośnik do komentarza

Zastanawiam się jak to jest ,że np dziewczyna zawsze opowiada , ze podobaja jej się tylko wysocy bruneci i jak ją znasz to faktycznie z takimi najczęściej na randki biega. Az w końcu kiedyś na ślub zaprasza i tu patrzysz a tu raczej blondyn, niezbyt wysoki i smukly. Patrzysz lat wiele na to małżenstwo i sprawiają ciągle wrażenie udanej pary.
Jakiś facet zawsze opowiadał, że jemu to tylko wysokie blondynki, które mają czym oddychać. Jak w końcu przyjrzysz się, jaką sobie wybral na żonę, to brunetka, nie za wysoka, ale cycata. Myślisz, ze chyba najważniejszy był argument z piersiami i on się zachowal. Związek wygląda na fajny.
Inny opowiada,że najlepiej dlugonoga brunetka (o biuście milczy dyplomatycznie) patrzysz faktycznie i długonoga i brunetka o malym jędrnym biuście.

Oczywiście tak można byloby sobie pisać w nieskończoność i znalazłyby się życiowe wybory jako potwierdzenie,że jak mówił tak wybral oraz jako zaprzeczenie- czyli wybrał odwrotność tego co wcześniej glosił lub sytuacja pośrednia pewne cechy zachowane, pewne odpuszczone z wczesniejszych preferencji.

Porównywanie grubszych dziewczyn do ludzi uzależnionych od alkoholu lub narkotyków wydaje mi się być pewnym naduzyciem. Jeśli otylość wynika tylko z nadmiernego spożycia lub niezdrowego spożycia to jest tu cień racji- czyli nie dbanie o wlasne zdrowie. Ale nadmiar ciala może wynikać ze zlej pracy tarczycy i innych medycznych przypadlości. Niemniej alkoholicy czy narkomani jakoś częsciej doprowadzają z czasem do degeneracji swojego mózgu i nieposiadania uczuć wyższych. Przynajmniej w Polsce- bo pewnie zaraz rzucisz jakimiś amerykąńskimi filmami, gdzie pokazują b. otyłą 250 kg osobę, ktora zalega w specjalnie skonstruowany łożku na piętrze i nie ma możliwości tego piętra opuścić, a z czasem tego swojego łożka też. Chociaż to ich cialo jest zdegradowane a nie mózg ,jak sądzę.Mając czasem grubasów w otoczeniu takich przypadków nie znam a przypadki degradacji ludzi z powodu tych innych używek, które przytoczyleś znam i to niestety nie nieliczne.

Zastanów się co dla ciebie oznacza gruba w tym sensie pejoratywnym i czy nie możesz tego przeskoczyć mentalnie. Gruba czyli nie dba o swoje zdrowie, czyli jak się z nią zwiążę to i o mnie i o dzieci nie będzie dbala? A może gruba, ale z powodów medycznych i trochę jej medycyna pomoże a trochę już tak będzie miala. No tak ale to znaczy, że trochę chora a kto chorego osobnika bierze sobie do prokreacji? Ale tak patrząc ,to z kazdą narzeczoną trzeba by biegać po lekarzach aby prześwietlili jej stan zdrowia i podali jej perspektywy zdrowotne na przyszlość, bo np. niedlugo zalapie jakiegoś raka, nie bardzo uleczalnego i zostanę wdowcem z dzieciakami na karku.
A może gruba i mnie się podoba, ale zawsze koledzy przy piwku ,jak na horyzoncie jakaś puszysta ,rechoczą na jej widok i mówią- zobacz jaki pasztet przyszedl. Czyli ja bym się za taką obejrzal, ale kumple na jej widok żartują, czyli za moimi plecami by się śmiali z nas.
A może duzo tracą, bo ludzie okrągli zazwyczaj mają dużo humoru w sobie, są towarzyscy i tacy "swojscy"- mówie tu o obu płciach.

Tak o tej tuszy się rozwodzę , bo w poprzednich wątkach tak to przedstawialeś. Tak to rozumiałam: wg moich preferencji seksualnych to puszyste mnie kręcą, a rozum mi mówi, że są albo chore albo nie dbające o siebie czyli takie byle co, to muszę sobie temat odpuścić i być w rozdarciu do końca życia.
Inni Ci odpowiadali, że szczupła może też być chora tylko jeszcze tego nie wie- ale co z tego- nauka mówi, że gruby żyje krócej - czyli odpadek ,a ja takiego nie wezmę.
Pisaly puszyste dziewczyny, które czują się bardzo spelnione w swoich związkach, pisaly, że mają w sobie dużo wdzięku i seksapilu i są przekonane, że ich facet bardzo sobie chwali, że na nią trafił, bo oboje sobie dają wiele radości, milości i spelnienia- też nie robilo to na Tobie wrażenia.

Ja nie jestem psychologiem i nie umiem naukowo rozkminić tematu- ale czy w tych rozmowach, jak chodziłeś na terapie nie zglębialiście tematu, że Ty masz na tyle niezależny charakter, że krzycząc w świat, że "milośći i bliskości pragnę" boisz się oddać w sensie psychicznym komukolwiek. Wiesz, ze w związku następuje taki etap, że nie jest tylko" ja",ale jest "my". Odczuwasz to może jako rodzaj ubezwłasnowolnienia, boisz się, że ktoś może chciałby decydować w czymś za Ciebie. Boisz się, że nie byłbyś już sobą. Może w Twoim dzieciństwie nie byleś dość kochany, może żeby czuć się kochanym musiałeś postępować wbrew sobie. Musialeś "zasłużyć" na miłość i jakby w sobie coś łamać aby dostać okruchy uczucia, którego ciągle Ci było malo.

Uważam, że jest jakaś rysa emocjonalna w Tobie, którą sobie musisz uświadomić. Znaleść i rozpracować jakieś strachy, które siedzą w Tobie- sam czy przy pomocy jakiegoś terapeuty.W Tobie jest dążność do związku, ale i dużo większy jakiś ból, który przed związkiem Cię paraliżuje, który nakazuje dla wlasnej samoobrony znaleść jakiś paradoks ,z powodu którego rzekomo nie możesz związać się z kobietą.

Zyczę, abyś w tym innym problemie niż tusza kobiet dogadal się ze sobą.Wizualność drugiej osoby jest bardzo ważna, może spowodować, że na kogoś zwrócimy uwagę lub go pominiemy. Ale jak już nawiązemy kontakt, to dalsza budowa relacji jest co najmniej dwuplaszczyznowa. Nasze ciała do siebie dążą, chcą się poznać, ale i nasze mózgi budują do siebie mosty po których podążamy aby stwierdzić, że my to MY. I kazda płaszczyzna jest ważna, trudno stwierdzić, ktora bardziej. Myślę, że dzieki temu, że one obie są silne ,to czasem się uzupelniają a czasem naprawiają swoje bledy.
Stwierdzenie, ze :"łóżko godzi" do tego chyba się sprowadza. Mentalnie ześmy zbłądzili, głupio sobie nagadali, glupio postąpili a ciala nasze nas do siebie doprowadzają.
Zyjemy w dużym oddaleniu od siebie, w jakiejś rozłące a uczucia, emocje trzymają nasz związek czyli nasze mózgi dalej nas ze sobą jednoczą.

Ty to częściowo rozumiesz. Masz jakąś emocjonalną blokadę, którą może nawet boisz się odkryć sam przed sobą a zrzucasz to na wymyślony paradoks. Sam przed sobą maskujesz istotny ,inny ważny problem. I pewnie tylko Ty sam lub przy pomocy kogo mądrego możesz to próbować naprawić i wtedy czy bardziej okrągła dziewczyna czy mniej ,nie będzie już żadnym problemem. Ważne, że będzie mądra a Ty będziesz potrafil ją kochać, czego oczywiście serdecznie Ci życzę.

Odnośnik do komentarza

Jesteś egocentrykiem, to jest esencja twojego problemu. Nawet gruba cię nie zechce. Te wszystkie posty w odpowiedzi na twoje żałosne skamlenie potwierdzają tylko że jesteś egocentrykiem który umiejętnie wykorzystuje ludzką naiwność i ludzkie zafascynowanie chamstwem w dzisiejszych czasach. Robisz z siebie ofiarę i wszystkie ... tutaj lecą z tobą dyskutować i cię pocieszać.

A najbardziej mnie bulwersuje że na tym forum takie .... jak ty, które mają poprzewracane we łbie i nie chcą żyć, zgrywają filozofów i "doradzają" innym na tym forum, ludziom w depresji i nerwicy doradza ... któremu nie chce się żyć, prowadził ślepy ślepego. Powinieneś puknąć się w łeb najlepiej ruskim czołgiem. Jesteś gwiazdą tego forum, ... który "być może z wielką łaską rozważy wpisy innych ale o ile nie są gimbusami, nie są emocjonalni, najlepiej nie są kobietami bo kobiety nie są logiczne i najlepiej żebyście mówili to co ja to wtedy się zastanowię", normalnienie celebryta na miarę pana z rolnik szuka żony a ludzie się rajcują i latają wokół ciebie, odpisują na te twoje żałosne .... Jedź na wojnę jak mężczyzna, wróć i zobaczymy czy nadal będziesz taki żałosny filozof co spędza pół dnia przy komputerku na pisaniu postów i jęczy jakie to ma smutne życie.

Odnośnik do komentarza

Prosiłbym jednak moderatorów o usuwanie wpisow takich tępych trolli jak "lochi" i "noche" ktory prawdopodobnie jest tym samym trollem. Jak się krytykuje to wypadałoby chociaż użyć argumentow, a nie tylko epitetow.

Na inne wypowiedzi odpowiem później, jak wpisy trolla znikną, ale prosiłbym o odpowiedź na pierwszy post, a nie o negowanie oczywistego problemu. I najbardziej zależy mi na opinii psychologa.

Odnośnik do komentarza

unna:

Co to jest szczęście?
To sposób, w jaki myślimy o życiu.

Nie zgodzę się. Szczęście jest tym co czujemy w życiu. Myślami wpływamy na samopoczucie i wiele można w ten sposób zepsuć, ale jeśli jest źle to same myśli niczego nie zmienią.

Dwie osoby, w takiej samej sytuacji mogą o nim różnie myśleć.

To truizm, choć po części racja. Jedna dziewczyna odchudza się i walczy o swoje szczęście, a druga oszukuje się i cierpi, bojąc się o swoje zdrowie i czując się źle.

Ktoś zarabia 4 tys. i cieszy się, że ma pracę, że starcza mu nie tylko na życie, ale też na drobne przyjemności.
Ktoś inny, mając te 4 tys. uważa, że jest biedny, że na nic go nie stać.
Pierwszy jest szczęśliwy i cieszy się życiem, drugi biadoli i jest nieszczęśliwy.

Kiepski przykład, ponieważ jednemu 4 tys wystarczą na utrzymanie samego siebie, a drugi ma długi i rodzinę na utrzymaniu i 4 tys to dla niego ochłap, który niewiele daje. Oczywiście 2 osoby mogą mieć inne podejście w takiej samej sytuacji, ale to nie oznacza żeby o siebie nie dbać i o nic nie walczyć, o niczym nie marzyć, bo wtedy całe dobro traci sens. Ma sens tylko kiedy jest czymś ponad szarą codzienność samotnej osoby, która musi chodzić do pracy żeby mieć za co przeżyć, ale nie ma PO CO żyć.

Wszystko, to tylko nasze myśli i to od naszych myśli, zależy nasze szczęście, a nawet nasz los.

W jakiejś części na pewno, ale to myśli zależą od sytuacji. Sytuacja zależy od myśli kiedy da się ją zmienić.

Nikt po za nami samymi nie może tego zmienić. To my decydujemy o wyborze myśli. Możemy się nimi katować, a możemy coś zmienić w sobie.
Nasze życie, nasz wybór.

To nieuzasadniony slogan, bo kiedy pytam o wyleczenie mojej choroby to dowiaduję się, że się nie da. Nasz wybór jest bardzo ograniczony przez okoliczności, więc to nie do końca od nas wszystko zależy.

Danuta -

Jeśli otyłość to choroba to Ty też jesteś chory skoro podobają Ci się ,,grube"

Tak! I nie da się tego wyleczyć :(
ICD-10 F65 zaburzenia preferencji seksualnych

(cudzysłów dlatego ponieważ uważam że nie każda otyła osoba jest chora, jest wiele czynników mających na to wpływ ale nie mam czasu i przede wszystkim tracić czas tak naprawdę na głupoty)

Otyłość to choroba wg WHO, więc każda osoba otyła jest chora. 5% przypadków otyłości to wynik innych chorób, a 95% wynika z obżarstwa, nieracjonalnego żywienia, problemów psychicznych. Za apetyt odpowiada ten sam ośrodek w mózgu co za budowanie relacji, oraz u osób niekontrolujących się występują zaburzenia kory przedczołowej, która patrz za co odpowiada:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kora_przedczo%C5%82owa
Poza tym nadwaga (niekoniecznie jeszcze otyłość!) osłabia pamięć i degraduje funkcje poznawcze. Otyłość występuje znacznie częściej w niższych warstwach społecznych, szczególnie w rozwarstwionym społeczeństwie (niska samoocena, rekompensowanie sobie smutków poprzez jedzenie, co jest nałogiem takim jak narkotyki, osoba chora nie ma nad sobą kontroli, bo raczej nie powiesz mi, że ktoś chce mieć nadwagę i celowo ją utrzymuje, szczególnie kobieta). Kobiety z nadwagą są wykluczone społecznie, co musi odbijać się na psychice. Osoby otyłe mają trwały stan zapalny w ciele migdałowatym, a w ich organizmach wydziela się szereg niekorzystnych substancji osłabiających nastrój, koncentrację, funkcje poznawcze. Nadwaga powoduje raka i skraca życie, a jej główną przyczyną jest nadmierne jedzenie co też samo w sobie przyczynia się do powstawania chorób.

Poza tym nie obrażam Cię i nie wiem gdzie niby jest ten personalny atak. Stwierdziłem tylko fakt, że tylko ktoś bez moralności może życzyć dziewczynie żeby była gruba, a piszesz, że przecież tak nie życzysz. Więc gdzie ta obraza? ;) No ok, nie życzysz nikomu otyłości, więc chyba to dlatego, że rozumiesz jak bardzo jest to złe i że priorytetem osoby z nadwagą jest zrzucenie tego. W minimalnej ilości przypadków faktycznie się nie da, bo ktoś bierze leki, choruje, ale większość przypadków to zaniedbanie na własne życzenie lub złą sytuację, ale przecież chciałbym być szczęśliwy z dziewczyną, więc musiałaby być w tym celu szczupła, albo na tyle głupia, że nie czai zagrożenia.

Odnośnik do komentarza

sandra, ile masz nadwagi, że tak Ci ciało migdałowate szaleje?

P.S.
Nie chodzi o orzechy, ani ciało fizyczne, do którego pewnie cały czas odnosisz wszelkie aluzje jak to grube osoby mają w zwyczaju. Chodzi o część mózgu odpowiedzialną za Twoje złe emocje i m.in. za nadwagę. Możesz poczytać o tym w google lub na wiki.

Odnośnik do komentarza

kikunia55-
Dziękuję za wyczerpujący, długi post. Mimo, że mi nie pomogłaś, to dziękuję za to, że chciałaś pomóc.

Czym innym jest posiadanie ulubionego typu wyglądu, a czym innym jest sytuacja kiedy podobają się tylko kobiety o określonym wyglądzie, a inne są nieatrakcyjne. A dla mnie podobanie się jest zero jedynkowe i albo dziewczyna mi się podoba, albo nie. Jeśli jest szczupła to mi się nie podoba choćby była miss świata, a gruba ze zwyczajnie ładną twarzą może być dla mnie jak miss i wtedy czuję się jakbym wszedł do najlepszego sklepu z wędlinami i wybrał konserwę z półki mając pieniądze na większość produktów, albo jakbym wybrał zdezelowanego fiata zamiast dobrego audi. Nie da się zracjonalizować takiego wyboru i nawet osoby, które doradzają mi taką opcję nie mają swojego pomysłu na ewentualną treść takiej racjonalizacji.

Porównywanie grubszych dziewczyn do ludzi uzależnionych od alkoholu lub narkotyków wydaje mi się być pewnym naduzyciem. Jeśli otylość wynika tylko z nadmiernego spożycia lub niezdrowego spożycia to jest tu cień racji- czyli nie dbanie o wlasne zdrowie. Ale nadmiar ciala może wynikać ze zlej pracy tarczycy i innych medycznych przypadlości

Otyłość wynika zazwyczaj z nadmiernego spożywania jedzenia lub ze złego jedzenia lub złych odstępów między posiłkami i małej ilości ruchu. Pomijam tutaj przypadki chorych dziewczyn, które raczej akurat wiedzą, że nie są seksowne i nie oszukują się, że są zdrowe i mają przerąbane, bo nie mogą nic zrobić z czymś co rujnuje im życie.

Niemniej alkoholicy czy narkomani jakoś częsciej doprowadzają z czasem do degeneracji swojego mózgu i nieposiadania uczuć wyższych

A z tym się nie zgadzam i nie znam danych, które by to potwierdzały. Alkoholizm i narkomania też ma skalę, tak samo jak otyłość. I są to podobne zagrożenia i zazwyczaj o podobnym podłożu (stres, niska samoocena, uzależnienie od przyjemności, nudne życie, niezorganizowanie, brak motywacji, depresja) i można z nich wyjść tylko zdając sobie sprawę z mechanizmów jakie tworzy psychika żeby uniknąć zmiany. A ja chcę tej zmiany jak niczego innego, a słyszę, że tak się nie da, a z samotnością, która z tego wynika też nie da się pogodzić :( Jeśli dziewczyna nie odchudza się dla siebie i osób, które kocha, to coś tu jest nie tak. Nawet jeśli to wymaga poświęceń i jest trudne, to nie ma wymówki, że niby bardziej warto być nieszczęśliwą grubaską, która potem choruje przez spory okres życia, a potem umiera szybciej niż inni, zostawia w ten sposób bliskich. Jeśli taka kobieta zachodzi w ciążę, to jej dziecko jest narażone na więcej chorób i rodzi się słabsze, a potem do tego dochodzą problemy psychiczne wynikające z kompleksów matki i zachowania, które z tego wynika. Sam bardzo bym chciał żeby było inaczej, ale nie mam argumentów na to żeby zmienić zdanie i początkowo myślałem, że je dostanę i że psychologia ma jakiś sposób na takie przypadki. Bardzo się zawiodłem na tym, że tak nie jest :(

Przynajmniej w Polsce- bo pewnie zaraz rzucisz jakimiś amerykąńskimi filmami, gdzie pokazują b. otyłą 250 kg osobę

Nie zrobię tego i nie wiem czemu niby miałby. Aż tak otyłe osoby nie są przedmiotem tego wątku. W ogóle żadne nie są, bo ta sprawa jest rozstrzygnięta i nie ma argumentów za tym żebym zmienił zdanie, choć na siłę ich szukałem. Chciałbym tylko wiedzieć to o co zapytałem w pierwszym poście tego wątku.

Ja znam osoby, które ćpają i żyją wiele lat, a skutki nieraz widać np po 20 latach, a te psychiczne są dobrze ukrywane i wychodzą po szczerej rozmowie. Osoby z nadwagą mogą się wydawać miłe, sympatyczne lub uczuciowe, bo jako czujące się gorszymi chcą pokazać innym swoje pozytywne cechy i muszą wyróżniać się w inny sposób żeby zrekompensować ujmę jaką tworzy nadwaga.

Zastanów się co dla ciebie oznacza gruba w tym sensie pejoratywnym i czy nie możesz tego przeskoczyć mentalnie.

Nie mogę przeskoczyć, bo podobają mi się realne kobiety, a nie ich obrazy mentalne. I niestety są grube i to nie w sensie pejoratywnym, tylko to stwierdzenie faktu i przecież one same też o tym wiedzą.

Gruba czyli nie dba o swoje zdrowie, czyli jak się z nią zwiążę to i o mnie i o dzieci nie będzie dbala?

Ano to też. Jest więcej takich rzeczy, które wynikają z tej sytuacji, ale nawet nie chce mi się o tym pisać, bo to oczywiste, a temat już był przewałkowany wiele razy, a od kilku lat nie myślę o niczym innym.

Ale tak patrząc ,to z kazdą narzeczoną trzeba by biegać po lekarzach aby prześwietlili jej stan zdrowia i podali jej perspektywy zdrowotne na przyszlość, bo np. niedlugo zalapie jakiegoś raka, nie bardzo uleczalnego i zostanę wdowcem z dzieciakami na karku.

Jeśli będzie gruba to prędzej złapie raka, a że każdy może zachorować to wiadomo, ale nie chodzi tu o sam fakt choroby. W ogóle patologiczne jest to, że tylko chora mi się podoba i tego nie przeskoczę.

A może duzo tracą, bo ludzie okrągli zazwyczaj mają dużo humoru w sobie, są towarzyscy i tacy "swojscy"- mówie tu o obu płciach.

Tak jak pisałem i do tego może dochodzić lekkomyślna beztroska, nieświadomość lub ten sam mechanizm co u narkomanów, którzy też na początku są bardziej towarzyscy i swojscy.

Pisaly puszyste dziewczyny, które czują się bardzo spelnione w swoich związkach, pisaly, że mają w sobie dużo wdzięku i seksapilu i są przekonane, że ich facet bardzo sobie chwali, że na nią trafił, bo oboje sobie dają wiele radości, milości i spelnienia- też nie robilo to na Tobie wrażenia.

Bo w internecie każdy może sobie wszystko napisać, a nawet nie potrzeba do tego sieci, bo wystarczy spotkanie towarzyskie. Nie wierzę we wszystko co mówią inni ludzie, szczególnie na swój temat.

Szczupła kobieta oczywiście też może zachorować, ale jej ciało wygląda na zdrowe, a sama nadwaga to objaw choroby. Najgorsze jest dla mnie to, że te dziewczyny nic z tym nie robią, a jeśli robią to walczą z tym co mi się w nich podoba. Z tego względu nie mógłbym być ani z jedną ani z drugą.

boisz się oddać w sensie psychicznym komukolwiek. Wiesz, ze w związku następuje taki etap, że nie jest tylko" ja",ale jest "my". Odczuwasz to może jako rodzaj ubezwłasnowolnienia, boisz się, że ktoś może chciałby decydować w czymś za Ciebie. Boisz się, że nie byłbyś już sobą.

Właśnie nie. Ja tego pragnę i właśnie przestaję być sobą kiedy muszę walczyć ze swoim najważniejszym pragnieniem.

Może w Twoim dzieciństwie nie byleś dość kochany, może żeby czuć się kochanym musiałeś postępować wbrew sobie. Musialeś "zasłużyć" na miłość i jakby w sobie coś łamać aby dostać okruchy uczucia, którego ciągle Ci było malo.

Nie było tak. Te upodobania powstały wcześnie i tak się utrzymały, choć zmieniło się praktycznie wszystko inne.

W Tobie jest dążność do związku, ale i dużo większy jakiś ból, który przed związkiem Cię paraliżuje, który nakazuje dla wlasnej samoobrony znaleść jakiś paradoks ,z powodu którego rzekomo nie możesz związać się z kobietą.

Nie ma tak. Przeszkodą w związku są naprawdę te upodobania i nie wybrałem ich sobie specjalnie ze strachu przed związkiem. Wręcz przeciwnie, ja stosunkowo późno się ocknąłem i zrozumiałem, że te upodobania są czymś tak fatalnym. Kiedyś nie mówiło się tyle o zdrowym żywieniu, moralności, rozwoju, a nie umiem z tego zrezygnować tylko dlatego, że ja chcę być z nieodpowiednią dziewczyną.

Zyczę, abyś w tym innym problemie niż tusza kobiet dogadal się ze sobą

Nie ma tego innego problemu...

Jeśli chodzi o wizualność, to sprawa jest bardzo prosta. To wizualność czyli wynikająca z tego seksualność decyduje o tym czy jest szansa na miłość, czy przyjaźń.

Masz jakąś emocjonalną blokadę, którą może nawet boisz się odkryć sam przed sobą a zrzucasz to na wymyślony paradoks. Sam przed sobą maskujesz istotny ,inny ważny problem.

No nie mam. Martwi mnie to, że niektórzy tak to mogą interpretować :(

wtedy czy bardziej okrągła dziewczyna czy mniej ,nie będzie już żadnym problemem. Ważne, że będzie mądra a Ty będziesz potrafil ją kochać, czego oczywiście serdecznie Ci życzę.

Będzie, bo chodzi o seks. Gdyby nie seks to problem by nie istniał, ale wtedy też nie istniałaby miłość i związek, tylko przyjaźń, a ta choć jest bardzo wartościowa to jednak nie jest tym samym.

Odnośnik do komentarza

I dodam, że kiedyś to sobie racjonalizowałem, że niby takie kobiety są lepsze, a większość się nie zna i jedynym problemem był wstyd. Tu powinno się działać jak miałem 13 lat, ale myślałem wtedy, że jeszcze mi przejdzie i nie wiedziałem, że to złe, bo takie kobiety wydawały mi się faktycznie lepsze.

Odnośnik do komentarza

Każdy z piszących tu, ma jakieś problemy osobiste.
Łatwiej jest usiąść i płakać, jak mi jest źle, trudniej wziąć się w garść i popracować nad poprawą własnego losu.
Ty cały czas wołasz, pomóżcie!
Ale tak na prawdę to czekasz, aż ktoś całą "robotę" odwali za ciebie, liczysz na to, że ktoś "pstryknie" i w cudowny sposób odmieni twoje myśli, twoją życiową filozofię.
I tu jest problem. Jesteś zbyt przywiązany do swoich racji, uważasz, że wszystko wiesz lepiej i NIE CHCESZ się zmienić.Chcesz trwać w tym swoim biadoleniu i zachwycać się swoją elokwencją.
To twoje życie, twój wybór.
Czego ty oczekujesz?
Prawdopodobnie czekasz, aż ktoś zacznie zachwycać się tobą, pochwali cię, jaki jesteś mądry i genialny.
Ale to nie rozwiąże twoich problemów.
Tylko ty możesz to zrobić, ale nie chcesz. Widać w jakimś stopniu takie właśnie życie ci odpowiada, choć może nie robisz tego w pełni świadomie.
Teraz masz wygodne życie. Rodzice dbają o wszystko, jeszcze zapewnią pomoc psychologa, byś miał z kim pogadać o marności twego życia i pochwalić się jaki jesteś błyskotliwy.

Był kiedyś taki amerykański program, gdzie takie dzieciaki jak ty, wysyłano na pustynię. Warunki były ciężkie, trzeba było przetrwać, a cała grupa musiała współpracować, by osiągnąć cel.
Mieli fantastyczne wyniki, te dzieciaki całkowicie zmieniały swoje życie / sprawdzano po powrocie do rodzin/
Myślę, że tobie taka terapia by się przydała. Że byłaby jedyna, która coś zmieniłaby w twoim życiu.

Odnośnik do komentarza
Gość Zastanawiamsięmocno

Nie przeczytałam wszystkich odpowiedzi. Przeczytałam tylko to co na początku napisałeś i trochę innych wpisów, gdyż czytam to forum dość długo, ale nie pod stałym nickiem odpowiadam. Męczy mnie ten sam problem, no, może podobny, bo nie wszystko jest identyczne. Natomiast wiele Twoich postów odpowiadało moim egzystencjalnym pytaniom na to - po co żyć i dlaczego mi wszyscy wmawiają, że warto? Jak chcesz możemy podywagować. Może do czegoś dojdziemy. Tym bardziej, że 'robi" mi to życie i przypuszczam, że Tobie też. Wszyscy jakoś żyją i wszyscy mi wmawiają, że warto, nawet jeśli w ich oczach widzę, że to największe kłamstwo jakie wypowiedzieli. Ale ktoś im tak powiedział i w to uwierzyli. Więc żyją nawet jeśli sami czują nieszczęście. A myślę, że my żyjemy, bo nie ma pewności, że po życiu jest i drugie życie, tak więc za tego życia pragniemy znaleźć odpowiedzi. A przynajmniej ja tak twierdzę, bo komuś wpychać swoich poglądów nie ma po co. W każdym razie chciałabym znaleźć jakieś naukowe wyjaśnienie na to co jest z nami. Ze mną. Może to się tyczyć tego dziwnego poczucia - jak ja to nazywam - wyższej świadomości. Poczucia jakby nasze oczy nagrywały film, czy coś w tym stylu. Próbuję podejmować ten temat z różnymi psychologami i psychiatrami. Póki co jedna psychiatra stwierdziła, żebym nie skupiała się na tym, ale zwróciła uwagę na fizykę kwantową, która się dopiero rozwija i która może znać odpowiedź lub jej dopiero szukać. Myślę, że mogłoby coś w tym być i że to żadne czary, a jakaś inna praca mózgu. Może rozwinięcie świadomości, które jest wynikiem postępu cywilizacji, o czym jeszcze nie wiemy i musi się uzbierać jakaś konkretna liczba ludzi, aby się ktoś tym na serio zainteresował. A szukając tego problemu poznałam trochę takich ludzi - niestety głównie internetowo. I każdy nie wiedział jak tą nadświadomość opisać, ale opisywał ją znajomo i również był świadomy otaczającego nas świata aż za nadto. Myślałeś o tym? Co o tym sądzisz?

Odnośnik do komentarza
Gość Zastanawiamsięmocno

unna przeczytałam Twoją odpowiedź. Jest ona typową odpowiedzią nawet na moje pytania. To nie jest rozpaczanie i biadolenie 'jak to mi źle' choć oczywiście nie przeczę, że może to tak wyglądać. To coś więcej. Ewentualnie może nam się tak wydawać i nic w tym większego nie ma. Mimo wszystko z jakiegoś powodu wytworzyło się to przekonanie. Mi - bo nie będę jednak pisać za nas - wydaję się, że jest coś więcej i musi coś być niż tylko zwykłe egzystowanie na tym świecie. Niż ciągłe gonienie za czymś co jest wytworem ludzkiej wyobraźni zmaterializowanym na tym świecie pod postacią czegoś co niby jest ważne. Różne marzenia, pragnienia, materializm, konsumpcjonizm, zakładanie rodziny - co to faktycznie jest? Wytwór ludzki. Ale po co tak na prawdę żyjemy? Po co? Wątpię, że tylko po to, żeby uiszczać swoje co wytworniejsze 'widzimisie' i umierać. Twierdzę nawet, że prawdziwe ludzkie i nieludzkie cele jeszcze nie zostały odkryte. Co z tego, że możemy się pochwalić odkryciami technologicznymi. A komu to potrzebne w świetle prawdziwego celu życiowego, którego - do cholery - nikt nie zna? Od lat ludzie kopulują dla podtrzymania gatunku i robią różne poboczne rzeczy, które są ich pasjami i sprawiają, że jako tako cywilizacja idzie do przodu. Ponoć kiedyś cywilizacja była równie rozwinięta, a może bardziej niż teraz i co? Jebud to wszystko. Co oznacza, że to nadal nie jest to do czego dążymy. I nadal jesteśmy do tyłu. Zastanawia mnie to dlaczego nikt o tym nie myśli...

I nie, nie przekonują mnie argumenty w stylu "myślisz o tym, bo masz za dużo czasu." Nie mam tego czasu, a mimo to zastraszająco bardzo zawraca mi to głowę. Coś musi w tym być. I pomyślcie też, że nie od dziś są tacy ludzie, którzy za bardzo myślą i to dzięki nim coś rusza do przodu, a też niejednokrotnie byli postrzegani jako 'świry'. I wyprzedzając fale nienawiści - nie uważam się za kogoś lepszego bo niby myślę więcej. Bo to w sumie nic do chwalenia, gdyż całe życie jest spieprzone ku czci rozmyślań. Po prostu cholernie chcę znać odpowiedź na to wszystko. Tak natarczywie, że mogę poświęcić nawet swoje życie na rzecz tego.

Odnośnik do komentarza

Super, że jest tu osoba, która mnie rozumie. Ta koncepcja nadświadomości też mi chodzi mocno po głowie, ale nie wiem co o tym myśleć. I to nawet nie chodzi o to, że ewoluowaliśmy, a o to, że niektóre osoby mogą mieć przecież geny jakichś szamanów :D Może już wcześniej były takie "zdolności", ale tacy ludzie nie mogli normalnie żyć w społeczeństwie, a jednocześnie chcą być dobrzy i działać na korzyść ludzi, tylko nie bardzo wiadomo jak i po co skoro nikt nie może mi pomóc. I nawet nie chodzi o wzajemność, bo mógłbym działać bezinteresownie (tzn dla podbudowania sobie ego, że jestem dobry i żeby komuś pomóc, czyli to już są interesy). Chodzi o to, że nie mam energii życiowej kiedy mam te problemy.

I nie, nie przekonują mnie argumenty w stylu "myślisz o tym, bo masz za dużo czasu."

Ja uważam, że ludzie o tym nie myślą, bo mają za mało czasu i przez to tumanieją. Taka zwykła praca zazwyczaj odmóżdża, a człowiek powinien się rozwijać i myśleć. I jak to piszę to dociera do mnie, że właśnie o to mam największy żal do społeczeństwa, ale nie wytłumaczę im tego, bo rozmowa tylko potwierdza, że mam w tej kwestii rację.

Wszyscy jakoś żyją i wszyscy mi wmawiają, że warto, nawet jeśli w ich oczach widzę, że to największe kłamstwo jakie wypowiedzieli. Ale ktoś im tak powiedział i w to uwierzyli. Więc żyją nawet jeśli sami czują nieszczęście

To jest bardzo trafne. Niestety, bo mi to nie odpowiada. Najgorsze jest to jak potem te same osoby narzekają na jakieś przyziemne pierdoły, martwią się nie wiadomo czym i chcą żebym ja też się tym przejmował. Chcą mnie wciągnąć w taką bezmyślność żebym był taki jak oni, bo społeczeństwo ciągnie w dół.

Ja wiem czemu żyję. Bo jeszcze mogę i są rzeczy, które trochę lubię i nauczyłem się okłamywać na chwilę kiedy coś robię, że to ma teraz sens i oderwie mnie od myślenia o tym jaki ten świat jest denny.

A wypowiedź unny faktycznie jest typowa i martwi mnie, że ludzie bywają tak wyprani z empatii kiedy neguje się ich dogmat, że trzeba być szczęśliwym. Oni sobie to szczęście wmawiają i dlatego dają takie "rady", ale przecież dużo łatwiej jest żyć kiedy się wie, że wmawiam sobie szczęście dla swojej korzyści i wtedy takiej osoby nie powinno interesować to, że ktoś narzeka na życie. Osoba prawdziwie szczęśliwa nigdy nie dałaby takiej rady, bo nie interesowałoby jej co ktoś sobie myśli skoro i tak jest szczęśliwa. Ci szczęśliwi dają właśnie praktyczne rady na temat tego jak tworzy się szczęście i potrafią wymienić filary, na których się ono opiera. Nie każde rady muszą do nas pasować, ale chociaż są konkretne, a nie takie oparte na wmawianiu sobie czegoś w co się i tak nie wierzy.

Jeszcze co do wypowiedzi unny, to nie można mówić w moim przypadku o problemach osobistych. Problemy to są wtedy jak ktoś ma coś do osiągnięcia, zależy mu na czymś i coś to utrudnia - to jest problem. Jeśli ktoś wie, że nie grozi mu to co zapewnia sens życia, to nie ma siły żeby się do czegoś zmotywować. Nie można poprawić własnego losu, bo oficjalnie słyszę, że się nie da. Poza tym nie liczę na to żeby ktoś odmienił moją filozofię, bo ona jest dobra. Chodzi o to żeby ktoś mi powiedział po co żyć, po co np iść do szkoły przetrwania na pustynię, skoro nie wiem czemu służy przetrwanie? To jest największy absurd jaki można napisać osobie w takiej sytuacji. Ja się nie chcę zmienić? Właśnie chcę, ale słyszę, że się nie da i jeszcze niektórzy wyjeżdżają bez argumentów z gotowymi dogmatami, które brzmią, że warto żyć, bo tak i trzeba być pozytywnie nastawionym. Czego oczekuję? Wyjaśnienia poglądów, z których wynika dalszy światopogląd osób, które twierdzą, że trzeba żyć i że to jest dobre, nawet kiedy jest tragicznie. Jaką wartość mają dobre zdarzenia w życiu osoby, która wszystko uzna za dobre? Są kryteria jakie coś musi spełniać żeby było dobre, a nie że skoro prawda mi nie pasuje, to pstrykam palcami i zmieniam swoją filozofię i akceptuję wszytko jak leci, jak typowa ofiara. Ja chcę żeby było tak jak ja chcę i nie godzę się na to co mi nie pasuje. Błahostki odpuszczam, więc zostaje mi to co dla mnie ważne, czyli myśli wracają do tego problemu, bo dla mnie ważna jest tylko miłość i ona nadaje ważność całej reszcie. Skoro myślisz, że oczekuję jakichś pochwał, to tylko potwierdzasz moją tezę, którą o Tobie wygłosiłem, że nie odpowiadasz na moje posty tylko na swoje wyobrażenie o tym co myślę i w ogóle nie trafia do Ciebie to co mówię, tylko wierzysz we własne myśli, które Cię w wielu przypadkach mylą. Ja oczekiwałem tego, że ktoś rozwali moje argumenty, nawet mnie zbluzga itd, ale potrzebuję sposobu na rozwiązanie mojego problemu, albo argumentów za tym żeby tego nie zmieniać i tak jak jest to dobrze. Nienawidzę jak ludzie nie potrafią uzasadniać swojego stanowiska, a jednocześnie głoszą kategoryczne sądy i stawiają się w roli autorytetu. No i z tym wygodnym życiem to nawet nie wiesz jak poleciałaś, ale nie chce mi się o tym dyskutować.

Odnośnik do komentarza

"Zastanawiam się..."
To nie jest prawda, że ludzi nie interesują te sprawy. Mnóstwo ludzi zastanawia się nad tym, od zarania dziejów.
Jest dużo teorii, mnie najbardziej odpowiada taka:/ którą zresztą wyśmiał Js - wolno mu/
Większość światów zamieszkują formy energetyczne, ziemia jest swojego rodzaju unikatem bo tu, na ziemi są emocje.
Tam ich nie ma. Jest miło i spokojnie, emocje nie istnieją, więc jest to ciekawostka, która przyciąga i ciekawi inne inteligencje. Każdy dobrowolnie schodzi na ziemię, warunkiem jest jednak to, by na ten czas zablokować pamięć o przeszłości.
Czasem dzieci o tym pamiętają, czasem w snach odżywają wspomnienia.
Niektórych to życie wciąga i wracają tu kilkakrotnie.
Po co tu żyjemy?
Potrzebne to jest dla rozwoju dusz, jest to taka lekcja życia, którą trzeba odrobić. Nie odrobiło się, to też trzeba wrócić na ziemię.
Czego trzeba się nauczyć? Np, tolerancji, miłości itp.
Jeśli temat cię zainteresował, to polecam książki Roberta Monroe /dalekie podróże, najdalsza podróż..itd/
Trudno się to czyta, ja najpierw "odczułam" potem ponownie czytałam i dopiero wtedy zaczęłam pojmować.
Przedtem podobnie myślałam jak ty, po przeczytaniu wielu książek o podobnej tematyce uznałam, że jednak trzeba "odrobić lekcję życia" , rozwijać się i z bycia tu, na ziemi, czerpać jak najwięcej przyjemności.
Większość z nas ma tendencję do pamiętania o wszystkich przykrościach i szybkim zapominaniu o przyjemnych chwilach. Ja też tak robię.
Kiedyś ze znajomym prześcigaliśmy się w opowiadaniu o miłych lub zabawnych sytuacjach w naszym życiu. Dopiero wtedy uprzytomniła sobie, że miałam dość udane życie, czego nie zauważałam.
Od tamtej pory z pełną świadomością hoduję te miłe chwile, a te złe spycham głębiej, by nie dominowały w moim myśleniu.
Czyli nauczyłam się świadomego myślenia.

Js. Akceptuję wypowiedź "Zastanawiam się..." i mimo pewnych podobieństw do twoich rozważań uważam, że ty myślisz zdecydowanie bardziej destrukcyjnie.
Do tego "Z..." koncentruje się na problemie, a ty, na sobie.

Odnośnik do komentarza

Twoja teoria nie trzyma się kupy, a tolerancja nie zawsze jest dobra. Tolerowanie zła to współudział, a nie ma żadnej sensownej nauki jaką można stąd wynieść, bo do czego miałaby się przydać? A już najgłupsze i najbardziej okrutne jest wierzenie, że sami się na to godzimy. Serio piszesz jak ofiara psychopaty, który włożył Ci do głowy takie poglądy żebyś nie zadawała pytań.

Ja może przypomnę czym jest teoria i czemu służy, bo chyba się tu gubisz i stąd Twoje błędy. Kiedy czegoś nie wiemy szukamy wyjaśnień i teorie służą właśnie temu. Zamiast się oszukiwać powinniśmy myśleć tak żeby nie dać się oszukać, a najczęściej oszukujemy sami siebie kiedy wierzymy we własne niesprawdzone teorie. Teoria ma opisywać fakty, a nie alternatywne możliwe w głębokiej teorii wersje świata, których jednak nic nie potwierdza. A czego ma się uczyć człowiek? Świadomości, samokontroli, wyrzeczeń, pogodzenia się z cierpieniem jeśli chce żyć i postępować dobrze, w zgodzie z zasadami rządzonymi tym światem. W takiej sytuacji wolałbym nie żyć, bo dobro powinno służyć ludziom w życiu, a nie być jedynym po co się żyje jeśli nie można czerpać prawdziwej przyjemności. Żeby czerpać przyjemność trzeba liczyć się z zapłatą, która jest jak kara za to, że ktoś się dobrze bawi.

Większość z nas ma tendencję do pamiętania o wszystkich przykrościach i szybkim zapominaniu o przyjemnych chwilach.

Bo przykrości jest więcej, a przyjemnych chwil trzeba szukać na siłę.

Kiedyś ze znajomym prześcigaliśmy się w opowiadaniu o miłych lub zabawnych sytuacjach w naszym życiu. Dopiero wtedy uprzytomniła sobie, że miałam dość udane życie, czego nie zauważałam.

To jest uleganie iluzji, a w moim przypadku nie uległbym jej, bo zabawne sytuacje są zabawne z perspektywy czasu, a kiedy się działy były zazwyczaj nieprzyjemne, a przyjemne sytuacje do wspominania to zazwyczaj mało istotne głupoty, które mają mniejszą wagę niż cierpienie i zajmują mniej czasu.

Od tamtej pory z pełną świadomością hoduję te miłe chwile, a te złe spycham głębiej, by nie dominowały w moim myśleniu.
Czyli nauczyłam się świadomego myślenia.

I co, wyrzekłabyś się pragnień i marzeń żeby na siłę wmówić sobie, że jest dobrze gdybyś miała takie myślenie w takiej sytuacji jak moja?

uważam, że ty myślisz zdecydowanie bardziej destrukcyjnie.
Do tego "Z..." koncentruje się na problemie, a ty, na sobie.

Nieprawda. Ja po prostu mam ogromny "problem", choć w zasadzie to katastrofa uniemożliwiająca szczęście dopóki nie znajdzie się jakaś metoda na zmianę tego. Przez pryzmat mojego przykładu można pokazać ogólną regułę, którą jest to, że życie może być dobre, albo złe i od tego zależy czy warto żyć, czy nie.

Odnośnik do komentarza

Takie myślenie jest psychopatyczne i ma na celu zrzucenie winy i odpowiedzialności na cierpiącą osobę. Poważnie tak uważasz czy zaczęłaś się gubić w tym co piszesz?

Sprawa jest banalna. Życie ma wartość, albo jest cierpieniem, więc żeby był sens żyć, walczyć, starać się musi istnieć coś wartościowego dla czego żyjemy. Jeśli negatywy przewyższają wartość, to trzeba znaleźć sposób na naprawę tego zła.

Moje życie jest teraz fatalne i nie jestem w stanie wymyślić niczego co przyniosłoby poprawę i nikt tego nie potrafi, nigdy mi nie podsunął żadnego sensownego pomysłu. Jednocześnie mimo to są osoby takie jak unna, które wierzą w bzdury, że niby każdy o wszystkim decyduje i jeśli jest źle to trzeba sobie wmówić, że jest dobrze i że życie zawsze ma wartość i powinno się żyć. Skoro ktoś uważa, że warto żyć to powinien mieć na to argumenty. Jeśli ktoś musi cierpieć to wybór jest między godzeniem się na cierpienie i mentalnością niewolniczą, która oznacza dalsze życie lub bohaterstwem, odwagą, wzięciem sprawy w swoje ręce, zadbaniem o to żeby nie cierpieć, co oznaczałoby samobójstwo. Osoby z mentalnością niewolniczą starają się bez argumentów przekonać innych do tej mentalności, bo w ten sposób racjonalizują sobie swoje postępowanie tłumacząc sobie, że inni też tak robią, czyli tak się powinno czynić. Dla mnie jednak wszystko jest kwestią oceny i wyboru i jeżeli świat wpycha mi wbrew woli to czego nie chcę i uniemożliwia mi to czego chcę, to jeśli będę miał w pełni mentalność zwycięzcy i wysoką samoocenę, to podejmę decyzję o samobójstwie. Byłaby to kwintesencja bohaterstwa i dbania o swoje dobro, wychodzenia ze strefy komfortu. Bo jaki jeszcze mam wybór? Ascetyzm i życie tak jak należy, ale cierpienie w poświęceniu się dla innych, bez dbania o swoje potrzeby. Ewentualnie wybór swoich pragnień co zrobiłoby ze mnie kogoś kogo bym nienawidził, bo te pragnienia są złe i należy je wyeliminować (co oznacza ascetyzm). Ja nikomu tego nie życzę i wolałbym żeby człowiek mógł uniknąć tego wyboru wybierając swoje dobro, które w tym przypadku nawet nie jest stricte dobrem, ale jest pozbyciem się zła i cierpienia, które jest nadaremne.

Odnośnik do komentarza
Gość Dark_Rivers

Cóż, jak w życiu dojdziesz do czegoś własnymi rękoma założysz własną rodzinę i będziesz miał własne dzieci, to wtedy spojrzysz na to inaczej. Zrozumiesz, że jednak to co będzie Cię otaczało i będzie zawsze blisko Ciebie to, to właśnie jest sens Twojego życia i jest warto, dla tego właśnie, żyć. Chociaż wątpię w to aby kiedyś taki dzień w Twoim życiu nastąpił, ponieważ jeśli rzeczywiście jesteś ascetykiem, to Ty się właśnie tego niby wyrzekasz i dla Ciebie jest to złem wcielonym. Zastanawia mnie tylko jedynie dlaczego komputera nie wyrzekłeś się? Wciąż całymi dniami przesiadujesz na tym forum z nadzieją, że ktoś Tobie coś odpisze byś potem mógł skrytykować i zarzucić, tej osobie głupotę. Skoro wyrzekasz się wszystkiego co jest dobre, to i komputer należałoby się wyeliminować z Twego życia. Komputer jest niczym innym jak zwykły złodziejem czasu, który z czasem potrafi nawet przerodzić się w nałóg i jest jak najbardziej złem wcielonym. Trzeba to zło zdegradować i to jak najszybciej :P Prawdziwy ascetyk tak by właśnie postąpił.

Zastanów się czy jesteś godny by w ogóle mianować siebie Asceto bo jak dla mnie to jesteś zwykłym................ z grzeczności pominę ;3

Odnośnik do komentarza

Nie założę własnej rodziny i właśnie tego dotyczy problem, przez który nie ma po co żyć. I wiem, że zrozumiałbym, że to co wtedy by mnie otaczało byłoby sensem życia, ale tego nie będzie, psycholodzy mówią jasno, że w moim przypadku tak się nie da. Więc albo zostaje asceza (przecież nie musi być w pełni, trzeba sobie dawać jakieś drobne przyjemności jak np komp), albo samobójstwo.

Odnośnik do komentarza

W zasadzie tak można podsumować mój problem:
Uważam, że sensem życia jest miłość i rodzina, ale nie potrafię zrezygnować ze wszystkiego po to żeby założyć rodzinę. Nie byłbym wtedy szczęśliwy i nie byłoby prawdziwej miłości, tylko przymus.

Nie będzie dobrze kiedy nie będzie miłości.
Nie będzie miłości kiedy kobieta nie będzie mi odpowiadać
Nie będzie miłości kiedy będę musiał wyrzec się siebie niby w imię miłości, bo to nie byłaby miłość.
Nie będzie dobrze jeśli ulegnę pragnieniom wbrew miłości, bo mam potrzebę bycia dobrym i potrzebę przeżywania prawdziwej miłości.

Co wybiorę jeśli mam do wyboru miłość kontra bycie z kobietą, która mi się podoba? To tak jakbym miał wybierać między silnikiem, a karoserią, a żeby jechać potrzeba całego samochodu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...