Skocz do zawartości
Forum

Zbyt romantyczna? Nie umiem żyć bez chłopaka, który nie chce ze mną być


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Może opowiem moją historię... myślałem, że to co w życiu mnie spotkało to przeznaczenie i ma jakiś sens... Z byłą dziewczyną bylem 2 lata, nasza historia znajomości zaczęła się już w dzieciństwie, ja miałem 7 lat ona 8 lat, kiedy sprowadziła się do tego samego bloku na to samo osiedle. Od początku znajomości (okres szkoły podstawowej) nie przepadaliśmy za sobą, nawet bym użył słowa nienawidziliśmy się... Kilkanaście lat później spotkaliśmy się przypadkowo w pubie, rozmowa od razu nam się układała, wspominaliśmy dawne czasy z których mieliśmy ubaw :), jak również poużalaliśmy się nad losem. Mnie skrzywdziła eks, a ją skrzywdził eks.J akieś pół roku później od tego spotkania, los tak chciał, że się spotkaliśmy przypadkowo nad morzem. Wymieniliśmy się nr tel i postanowiliśmy po powrocie do domu pójść do jakiegoś klubu. Oczywiście nie udało się pójść do klubu. Nadchodził sylwester otrzymałem od niej smsa z propozycja czy nie mam ochoty pójść z nią na imprezkę - od razu się zgodziłem:). W sylwestra fajnie się bawiliśmy. Po sylwestrze jakieś kilka dni dostałem od niej propozycję wyjścia do kina (mówiła, że ma darmowe bilety, które otrzymała w pracy - uwierzyłem w to, ale jak później się okazało ona je kupiła:) Potem ja ją zabrałem do kina, potem jeszcze kilka wyjść wspólnych, w sumie to trwało jakieś prawie 4 miesiące takie spotykanie - przez ten okres dodam, że w ogóle jej nie pocałowałem, bo traktowałem ją jako koleżankę z dzieciństwa i nawet do głowy mi nie przychodziła taka myśl, że my możemy być razem, zresztą miałem uraz bo zostałem skrzywdzony bardzo we wcześniejszym związku i generalnie tworzyłem wokół swojej osoby gruby mur, który miał mnie chronić przed ponownym zranieniem (ale mimo to ona nie odpuszczała na tyle ją zaintrygowałem swoją osobą, że chciała spróbować). No i stało się - zakochałem się w niej. Zamieszkaliśmy ze sobą, uważam ten okres za najpiękniejszy w moim życiu. Planowaliśmy kupno mieszkania, ślub (nawet się nie oświadczyłem, a ona już układała listę kto może być na naszym weselu). Ale mniejsza o to. Wszystko się rozpadło, podczas tego okresu, kiedy byliśmy razem. Miała taką sytuację, że nie wiedziała co do mnie czuje... raz mówi kocha potem mówi, że nie wie co czuje.. powiedzcie jak to jest możliwe?? Chyba człowiek wie co czuje do drugiej osoby... potem usłyszałem coś takiego od niej: że ona jest zbyt pewna mnie (tzn. ze ja kocham, nie zdradzę), a ona chciała by czuć tą niepewność... że mogę zdradzić, że musi walczyć o mnie... (np z inną kobietą), jej poprzednie związki były totalną porażką faceci ją skrzywdzili bardzo...
Dla mnie to chory argument, jeżeli jest się z drugą osobą to chce się czuć coś takiego ... no i się rozpadło wszystko, ja jestem osobą wrażliwą, która daje uczucie i też chce je otrzymywać. W pewnym momencie ja tylko dawałem uczucie i się rozstaliśmy... jak wychodziłem z mieszkania razem płakaliśmy eh... od tamtej pory minęło już jakieś 8 miesięcy, nadal o niej myślę, kocham ja cały czas... od czasu do czasu ona się odezwie co munie słychać... w sumie to chore trochę, bo cały czas łudzę się, że może będziemy ze sobą... nie ogarniam kobiet, jak mają jakiegoś prostaka co ich nie szanuje, chcą jakiegoś normalnego wtedy - jak już mają normalnego to im się szybko nudzi i chcą mieć takiego prostaka... ach ta natura:)
A ja tylko chciałem być szczęśliwy, założyć rodzinę i mieć dwójkę 2 brzdąców biegających po mieszkaniu... i czuje, że to właśnie ta kobieta ...
Nie wiem czy kogoś tak pokocham jak ją... mam 26 lat... sorry, że was zanudziłem

Odnośnik do komentarza
Powalcz ;) masz "niby tak proste", a jednak jakże wspaniałe marzenia...warto ;)
i ładnie to wszystko ująłeś...powiem więcej - aż chce się czytać/słuchać ;) nie jeden mężczyzna mógłby Ci zazdrościć tej mądrości życiowej.. i... w świecie nie jednej kobiety byłbyś ideałem.
"mam 26lat" ;> mam rozumieć, że to była tylko taka informacja dla czytelników ?:) a nie myśl, iż swoje przeżyłeś i trzeba się ustatkować? ;> nie myśl takimi kategoriami... wiem, że to trudne, ale nieraz nasze życie w krótką chwilę może zmienić się o 180 stopni... czasem jednak musimy poczekać dłużej... ja, coraz bardziej przekonuję się, że nie warto gonić za miłością, że to ona sama nas znajdzie...no właśnie...ale co wtedy, gdy wydawało się, że już nas znalazła? że co? że się, przepraszam, pomyliła? że pójdzie sobie dalej? a my? ludzie mówią...że zostaje ogromna pustka, która boli...ale to nie prawda! to nie pustka nas boli...to ta miłość, która NIBY odeszła, a tak naprawdę zaszyła się gdzieś głęboko...szkoda, że wystarczyła tylko na jedno serce.
Wiem, odeszłam troszkę od tematu... ale to dlatego, że Cię rozumiem, zbyt bardzo. Tylko że ... ja miałam tylko jeden taki związek, na więcej nie mam już wystarczająco odwagi, zaufania...miłości.

Pozdrawiam Cię serdecznie... i mam nadzieję, że pewnego dnia, gdzieś wśród tłumu pędzących nie wiadomo za czym ludzi, spotkasz się ze spojrzeniem pięknych oczu, w których to zobaczysz głęboko ukrytą, prawdziwą miłość.
Odnośnik do komentarza
Ja mam bardzo podobną sytuację...
Może też zacznę od początku i postaram się to wszystko skrócić.. Chłopaka, z którym się teraz spotykam, poznałam z 5 lat temu.. Przez cztery lata byłam w ,,związku" z jego kuzynem, i poznałam wtedy najbliższą rodzinę.. On ,, Kuba" oczarował mnie już na pierwszym spotkaniu, i myślę, że ja go też.. Ale niczego to nie zmieniło.. Ja nadal byłam ze swoim chłopakiem, a on ze swoją dziewczyną. Widywaliśmy się coraz rzadziej, zapominaliśmy o sobie, bo tak na prawdę nie byliśmy dla siebie na tyle bliscy.. Stało się tak, że straciliśmy ze sobą kontakt na ponad 3 lata. Wyjechał. W tym czasie ja zdążyłam rozstać się ze swoim byłym, weszłam w kolejny związek z cudownym chłopakiem. Byliśmy ze sobą rok czasu, i w jeden dzień wszystko się skończyło. Musieliśmy się rozstać, nawet się ze sobą nie żegnając (ale o tym pisać nie będę). Po tym wszystkim byłam sama... Nie chciałam się z nikim wiązać, zaczęłam się bawić życiem, i chłopakami. Prowokowałam, ,,uwodziłam", i zostawiałam. Liczyły się dla mnie tylko weekendy, dobre imprezy, i kolejne zdobycze. Tak było przez nie cały rok. I nagle w moim życiu pojawił się on ,, Kuba"... Po kilku latach spotkaliśmy się na nowo. Jakiś czas temu rozstał się ze swoją dziewczyną, wrócił na stałe. Między nami było to coś. To samo co kilka lat temu. Zaczęliśmy się ze sobą spotykać, rozmawiać, mówić o tym, czego od siebie oczekujemy, ile możemy sobie dać. Myślałam, że wszystko układa się dobrze, i że może być z tego naprawdę coś fajnego. Teraz już wiem, że się bardzo pomyliłam. Spotykamy się tylko w weekendy (mimo, że mieszkamy naprawdę niedaleko siebie), razem jedziemy na imprezę i razem się bawimy. Nie mogę narzekać na powodzenie u chłopaków, dlatego Kuba jest przy mnie cały czas, albo obserwuje z małej odległości. Nie kryje zazdrości, jest nieprzyjemny dla chłopaków, którzy się do mnie zbliżą. Przytula mnie, całuje, nie wypuszcza z rąk. Może jest to fajne uczucie dla dziewczyny, bo daje do zrozumienia, że chłopakowi na niej zależy. Ale nie w moim przypadku. Lubię, i potrzebuję dużo swobody, wolności. Nie znoszę ograniczeń, w dodatku od osoby, która jest przy mnie tylko na weekend, a nie ma jej wtedy kiedy tak naprawdę jej potrzebuje. On twierdzi inaczej, ale z moimi problemami jestem sama. Nie mam w nim oparcia, czyli tego co powinna mieć kobieta w swoim chłopaku. To, że czasem zostanie u mnie na noc, i wtedy mogę się do niego przytulić nie zawsze mi wystarcza. Twierdzi, że to w jakimś stopniu moja wina, bo nie chcę się z nim związać, ale mimo to, że coś nas do siebie ciągnie, wiem, że nie będzie dla mnie takim chłopakiem jakiego potrzebuję. Do końca tamtego tygodnia wszystko było w porządku, ale w weekend się zepsuło. Zadzwonił, mówiliśmy się w sobotę jak zwykle. Zmieniłam swoje wcześniejsze plany, po to abyśmy mogli spędzić ze sobą trochę czasu, bo poświęca mi go naprawdę mało. Czekałam, dzwoniłam.. Odbierał, mówił, że się spóźni, przepraszał. Po 3 godzinach miał wyłączone telefony. W domu go nie było, bo miałam kontakt z jego mamą. Po tej sytuacji wiem już, że z tego nigdy nic nie będzie, bo nie potrzebuję osoby nieodpowiedzialnej, przy której wszystko będzie jedną wielką zagadką. Jestem dość silną osobą, więc się nie załamuje i wiem, że sobie poradzę. A z cudowną przyjaciółką, która potrafi przyjechać w środku nocy, tylko po to żeby być i ocierać łzy, naprawdę wszystko jest dużo łatwiejsze..:) Przeżyłam już nie jedno, i wiem, że życie nie jest takie cudowne. Jest ból, smutek, rozczarowanie i wiele innych uczuć. Tak było, jest, i będzie. Trzeba nauczyć się z tym żyć, i radzić sobie z problemami. Wyciągać wnioski.To wymaga dużo pracy, i czasu, ale z każdą kolejną taką sytuacją, na pewno jest dużo łatwiej, już tak nie boli.
Ze wszystkim jesteśmy sobie w stanie poradzić, i bardzo dużo udźwignąć, tylko nie zawsze mamy tego świadomość.
Pozdrawiam wszystkich, którzy mają teraz ciężki okres. Pamiętajcie, że po każdym deszczu, musi w końcu zaświecić słońce. Dla każdego..:)
Odnośnik do komentarza
Przeżyłam to samo i radzę Ci uciekaj od tego szybko, nie mniej nadziei, że coś się zmieni. Nic się nie zmieni, czekając będziesz zawsze samotna, stracisz szansę na poznanie kogoś wartościowego. Wiarę i siłę trzeba mieć, aby z tym skończyć! Czasami zastanawiam się czy to nie strach przed samotnością popycha nas do takich bezmyślnych wyborów. Jestem na etapie walki z tym. Postawiłam warunki ,jeżeli nie umie podjąć decyzji przez cztery lata to nie będzie już powrotów. Dawał mi nadzieję, a potem zabierał, wystarczył byle jaki pretekst do ucieczki, aż jakiś czas to samo. Ja powiedziałam dość, jestem z natury uparta. Kocham i chcę być kochana, a przede wszystkim szanowana. Moja koleżanka w takim czymś trwała 6 lat, nic się nie zmieniło. Czy warto marnować sobie życie, rozejrzyj a dostrzeżesz wiarę ,radość z kimś innym.
Te myśli zastąp innymi myślami, na początku jest trudno, potem jest łatwiej. Poczujesz ulgę, że to się skończyło. On Cię wykończy psychicznie, zaczniesz wątpić w siebie, nie dopuść do tego.
Życzę powodzenia w walce, życie jest zbyt krótkie, aby go marnować.
Odnośnik do komentarza
Doskonale Cie rozumiem. Mój mąż po 23 latach małżeństwa stwierdził, że się zakochał w kimś innym. Jak się okazało we własnej kuzynce. Znamy się od 27 lat, a historia naszego poznania i tego jak się potem nawzajem szukaliśmy mogłaby według naszych córek być tematem pięknego filmu. Żyję z tym już prawie rok, mąż coraz częściej mówi o rozwodzie, a ja nadal jestem w szoku. Ja go naprawdę kocham, pomimo tego upokorzenia i bólu jaki mi zadaje. Tamta druga naciska go coraz bardziej, od września jest w separacji z mężem, zabrała jednego syna ze sobą i czeka. Byliśmy uważani za najbardziej udane i romantyczne małżeństwo w całej rodzinie. Nie wiem co będzie dalej, boję się przyszłości.Od pewnego czasu leczę się u psychiatry, bo ja naprawdę nie mogę tego zrozumieć, dlaczego??????? Co ja zrobiłam, albo czego nie zrobiłam, że do tego doszło. Wiem, mam dzieci ale one założą własne rodziny i pójdą w świat. Nie wiem czy będę w stanie znieść samotność, samotność bez Niego.
A Tobie Życzę szczęścia i powodzenia, aby Ci się udało rozwiązać problem, naprawdę Cie rozumiem.
Odnośnik do komentarza
Ja wiem, że może nie wypada, ale chętnie posłuchałabym pani historii "niczym z filmu" ;)

A co do tego, co obecnie się dzieje..może warto wyjechać gdzieś z mężem, zabierając album wspomnień sprzed lat, i we dwoje, gdzieś zupełnie daleko od ludzi i spraw codziennych porozmawiać, powspominać...albo i pomilczeć oglądając zachód słońca...
Może warto zaproponować tą "ostatnią szansę" ale ... nie zachęcając zwykłą rozmową - to zazwyczaj nie działa..mąż pomyśli, że będzie mu pani ciągle wypominać i wracać do tej kobiety..może warto pomyśleć o nowej sukience, fryzurze (wiem , że to przykre, ale mężczyźni tak już są zbudowani, że najpierw patrzą oczami a dopiero później sercem)...a potem niby przypadkiem (może prośba w stronę córek?:)) wyjedziecie wspólnie z mężem gdzieś na parę dni... taki wyjazd bez zobowiązań. To ma być czas tylko dla Was. Niech mu pani udowodni, że jest pani piękną kobietą o wielkim sercu i z panią może być naprawdę szczęśliwy...i że ten los, który kiedyś Was połączył, nie był przypadkowy!! Niech Pani powalczy, nie można się poddawać! Życzę powodzenia i wierzę, że się uda!!
Odnośnik do komentarza
Ja pożegnałam się ze swoją pierwszą miłością, którą związkiem można było nazwać jakiś niecały rok, a trwała 6 lat, w tym zawierała w sobie jakieś 2 lata uciążliwej, bolesnej, traumatycznej walki z wiatrakami. Nie chcę już widzieć tej osoby, a jednak wchodzę na profil jego nowej dziewczyny na nk, raz na kilka miesięcy, która zawsze będzie nosiła imię tej pierwszej, z która mnie zdradził, by oglądać jego zdjęcia. Romantyzm... po tych latach pożegnałam się z tym słowem. Mówię, komuś że kocham i staram się być szczęśliwa, bo jest to o wiele wartościowszy facet od mojego byłego, ale to już nie smakuje tak samo. Po utracie tej miłości czułam się tak jakby cały świat mnie zawiódł, przestałam wierzyć w Boga, w szczęście, w jakikolwiek sens istnienia, co skończyło się tragicznie.Niebo zwaliło mi się na głowę, moja dusza w połowie umarła. Wciąż za nim tęsknie, choć wiem, że już teraz nie dogadalibyśmy się. Dla niego poszłam na studia prawnicze, a po spotkaniu z nim w czerwcu już od października byłam studentka psychologii zaocznej dodatkowo w Warszawie, gdzie mieszka. Zrobiłam wiele głupstw dla niego i przez jego skrajną nieodpowiedzialność za swoją młodszą dziewczynę, jaką wtedy byłam. Od tamtej pory walczę z depresją i napadami jak ja to nazywam wiązania się na kilkumiesięczne związki z mężczyznami, którzy mnie w ogóle nie obchodzą, by pokazać im, że służą mi jedynie w jednym celu, by ich poniżyć. Teraz jestem w związku, i pragnę tylko świętego spokoju i planowanej przyszłości, ale całą mnie rwie w stronę romantycznej miłości, którą przecież przeżywa się raz i która nigdy się nie powtórzy. Wiem o tym, bo wiem już jacy są mężczyźni, na czym stoi ten świat. Bez młodzieńczych różowych okularów nic nie jest już takie proste. URlat21
Odnośnik do komentarza
ech... czytam to wszystko i UŚMIECHAM się:) naprawdę.
Kochani, tak się cieszę, że nie jestem w tym sama.
Moja historia przypomina Wasze historie... szczególnie CZARNEJ...
Już wypłakałam litry łez, nie przespałam wielu nocy, zawaliłam trochę na uczelni, oddaliłam się od znajomych... błędne koło.
Ale nie... będę twarda.
Niech on zobaczy jak przy mnie może być cudownie (tak jak było kiedyś, na początku)
I wiem, że nie mogę zmusić go do miłości...
Ale i tak postanawiam zostawić go... (wyprowadzić się, bo mieszkamy razem)... za jakiś czas.
Bo jeśli do tej pory mnie nie pokochał to już nie pokocha....

chociaż....


Odnośnik do komentarza
hmm... Ja chciałabym przedstawić tą drugą stronę medalu. Mój chłopak jest romantykiem, pisze mi wiersze, gra na gitarze, ciągle chce żebyśmy spędzali czas tylko we dwoje...sami...Nie chodzimy do ludzi bo jest zazdrosny - chce mnie mieć tylko dla siebie. Ciągle mówi mi komplementy, ciągle mnie tuli, ciągle wybacza, czasem krzyknie, czasem się kłócimy, rozstajemy, a później wraca, bo twierdzi że nie potrafi beze mnie żyć. A najgorsze jest to, że ja bardzo go kocham, mimo tego że przeszkadzają mi te jego wady, to że nie jestem już wolna, niepodległa. Muszę się z nim liczyć tak bardzo jak on liczy się ze mną. Nie dlatego, że on mi każe, ale dlatego, że chcę być w porządku wobec niego. Ja nie potrafię mówić pięknych słówek, nie zawsze mam ochotę na przytulanie i romantyczne gesty. Jestem praktyczna. Uwielbiam z nim śmiać się, wariować, wygłupiać i tarmosić. Miłość nie może być udręką...a dla mnie czasami jest. Ja jestem optymistka, ciesze się z byle czego..a on z byle czego się smuci. Tam gdzie on widzi problem ja nie widzę i odwrotnie. Staram się rozumieć, stawiać w jego sytuacji i wspierać go... i umiem..potrafię, jeśli bardzo się skoncentruje, ale ciężko jest. Kocham go, przyjaźnie się z nim ( stad się wzięła nasza miłość) i nie chcę go zostawić. Chcę żeby był szczęśliwy, lecz nie potrafię wyrzekać się siebie i poświęcać tak do końca....A on...? On chyba potrafi....
Odnośnik do komentarza
Witam pisałem o mojej sprawie (22.11.2009 21:09) i wiecie co Wam powiem hehe, że ludzie są obłudni bardzo. Ona co jakiś czas się do mnie odzywa, chyba nie chce abym o niej całkowicie zapomniał, a najlepsze jest to, że ona znajomej osobie powiedziała, że mnie nie chce i że to zamknięty rozdział, że to wszystko bezsensu, że wie że mi źle. W sumie ona też nie czuję się z tym dobrze... Jest nowy rok i wszystkim tym co mają złamane serduszka głowa do góry, olać przeszłość. Trzeba żyć przyszłością będzie dobrze:) Wierze w to i zresztą zasługuję na to :)
Odnośnik do komentarza
Oj! Chyba po części masz rację. Przez pół roku nie pracowałam i przez przypadek nawiązałam znajomość. Dla mnie od początku był to ktoś wyjątkowy, dla niego ja nie wiem. Mówił wiele razy, że lubi moje towarzystwo, że jestem jego bratnią duszą (i wiem, że szczerze miał to na myśli ), ale nic więcej. Co przez to chcę powiedzieć? Że nigdy nie byliśmy bardzo intymnie ze sobą. Dlaczego? Bo on mi nie ufa. Powiedział mi to wprost, to przez mój porywczy temperament tak w ogóle on też jest taki sam. Przerwałam sama tą znajomość, bo uczucia do kogoś kto Ci nie ufa nigdy nie mają sensu, chociaż nie wiem jak bardzo bym chciała, nie zmienię jego nastawienia do Mnie. Od samego początku też mówił, że nie może być wierny tylko jednej osobie, tak więc chyba tak jak się stało jest najlepiej. Zaoszczędzi mi to jeszcze więcej cierpień. Trzymajcie się. Pozdrawiam. Monika.
Odnośnik do komentarza
:"-((((
czytam czytam te wasze wypowiedzi łzy mi lecą, bo dlaczego tak się dzieje? Kocham faceta od 4 lat z dnia na dzień coraz bardziej, a on nie rozumie, byliśmy razem jakiś rok, potem się zaczęło sypać ....no i się posypało. A ja już w lutym będzie pięć lat i z dnia jeszcze bardziej go kocham i to są bzdury, że z czasem przechodzi, że się przyzwyczajasz, że to uczucie przechodzi z czasem kompletna bzdura!!!!!!!!!!!!!! Ja już od czterech lat codziennie, co noc wylewam łzy w poduszkę i kocham cały czas tak samo. Byłam nawet u psychologa on tłumaczył, czas. Tłumaczenie sobie, spotkania z ludźmi, rozrywka itp. Robiłam tak i nic, cały czas jest ten sam punkt, ten sam etap, ten sam ból, dalej płaczę, gdy widzę przytulające się pary szczęśliwe, itp. to dosłownie łzy mi z oczu płyną, mam ochotę podejść do nich i powiedzieć: przestańcie, ale jakbym podeszła i powiedziała to uznali by mnie za wariatkę. Naprawdę strasznie ciężko mi z tym żyć, pomóżcie!
Odnośnik do komentarza
Siema! Nie dawno myślałem, że tylko ja mam ten problem ze swą romantyczną naturą, ale widzę że takich jak ja jest więcej. Mam 22 lata i walczę od 2 miesięcy z depresją do której w jakiś sposób na pewno przyczyniła się nieszczęśliwa miłość. Zacznę od początku. Obecnie od 3 lat mieszkam i pracuję w Irlandii i do kwietnia zeszłego roku wszystko układało się fajnie. Mimo, że nie miałem wtedy dziewczyny to jednak czerpałem i korzystałem z życia ile się dało, nie kryjąc przy tym radości. Tak byłoby pewnie do dzisiaj gdybym JEJ nie poznał. Nigdy wcześniej nie sądziłem że jestem romantykiem. Kiedyś w liceum pamiętam jak przerabialiśmy ''Cierpienia Młodego Wertera". Przy żadnej innej książce tak się nie uśmiałem. Mówię ten koleś to jakaś cipa! Ale dzisiaj już mi nie jest do śmiechu... Z A. poznaliśmy się pewnego dnia przez moją mamę. Przedstawiła mi swoją nową koleżankę i jednocześnie przełożoną. A. ma 30 lat. Hehe pewno ciężko uwierzyć że mogłem zakochać się w kobiecie starszej 8 lat ode mnie. Oczywiście z początku nie zwracałem na nią uwagi ze względu na wiek, choć wygląda najwyżej na 25 lat, ale jakie to ma teraz znaczenie... Chcąc nie chcąc zaczęliśmy się coraz częściej widywać, a to wspólne imprezki z ekipą, a to wypady na łono natury. Widziałem jak potrafiła bawić się uczuciami innych facetów i bardzo mnie to śmieszyło. Frajerzy sobie pomyślałem. Nim się zorientowałem coraz częściej grupowe wypady za miasto ograniczały się do naszej dwójki. Drinki, kolacje i pogaduszki tylko we dwoje... Wiedziałem, że to droga donikąd, ale wtedy niestety uczucia zaczęły brać górę nad chłodną oceną sytuacji... Niby oboje zarzekaliśmy się, że to tylko przyjaźń i nic więcej, ale przyjaciółka chyba raczej nie wysyłała by do mnie flirtujących smsów, przytulała i całowała namiętnie przy każdej okazji i szła ze mną do łóżka po jednej z imprez. Po niej rano właśnie napisała krótki, lecz dosadny komunikat "nie myśl o mnie, bo możemy być tylko przyjaciółmi". Po pół roku znajomości i niezliczonej ilości wspomnień czuję się złamany w środku. Jak już wspomniałem od 2 miesięcy leczę się z depresji i końca tego cierpienia nie widzę. Myślałem żeby ze sobą skończyć ale jestem wierzący i świadomość wiecznego piekła po drugiej stronie trochę mnie odstraszyła. Od miesiąca jest dużo lepiej ale rana na sercu ciężko się goi... Odizolowałem się od niej i od naszej wspólnej ekipy... nie chcę pamiętać. Ona coś podejrzewa ale nie jestem jeszcze gotowy na konfrontację z nią. Brak kontaktu z nią dobrze na mnie wpływa. Zresztą mój lekarz oraz psychoterapeuta pomagają mi powoli wyjść z tego piekła. A co do A. to mimo, że dalej coś do niej czuję to jednak jednocześnie nienawidzę. Życzę jej aby kiedyś ktoś tak samo zabawił się jej uczuciami. A na koniec wszystkim złamanym sercom życzę wytrwałości w życiu i dążeniu do szczęścia!
Odnośnik do komentarza
boli...bardzo boli myślenie o nim w każdej minucie dnia i nocy... tak bardzo chciałabym skopać te myśli, żeby leżały gdzieś, nie móc podnieść się... chociaż na parę chwil... tylko, kiedy wydaje się, że już prawie się udało..że potrafię się uśmiechać, skupić się na czymś innym, wtedy On wraca.. Przypominają mi o nim chociażby 'uprzejmi' ludzie...On był tam, robił to... mówił to i tamto... Dlaczego? Po co rozdrapują we mnie rany? Doskonale wiedzą przecież, że od kilkunastu ładnych miesięcy nie jesteśmy razem, że ma już kogoś, a mimo to regularnie ktoś o nim wspomina. A czasem, czasem to ja spotykam. Rzadko ale w najmniej oczekiwanym momencie. To wszystko tak bardzo boli. Dlaczego te rany muszą być rozgrzebywane? Dlaczego...
Odnośnik do komentarza
Jestem autorką powyższego listu pt.,,zbyt romantyczna''. Minęło parę miesięcy i dziś przyznaję, że boli mniej. Zajęłam się pisaniem pracy mgr, zadbałam o siebie i jakoś daję radę mimo, że ostatnio natrafiłam na fotki mojej miłości z jego nowa ukochaną. Serce mnie bolało jak na nich patrzyłam ale widocznie nie był mi jednak pisany. Teraz czuję, że jeszcze będę kogoś kochać i ktoś pokocha mnie, a ten fagas niech żałuje co stracił:)
Odnośnik do komentarza
Ziuta: to prawda ty nie rób sobie nadziei ,tylko uciekaj. Ja przez 3 lata miałam to samo i nic się nie zmieni. Wierz mi ja też to przeżyłam, szkoda życia na takiego kogoś, potrzebujesz czasu i wszystko mija. Nic się nie zmieni, a on znajdzie sobie inną, a ty do końca życia będziesz cierpiała. Pamiętaj jest taka złota zasada, jeśli kobieta jest bardziej za facetem to nic z takiego związku nie będzie.
Odnośnik do komentarza
hmm...no więc...mi się podoba pewien chłopak. Postanowiłam zagadać do niego, bo poczułam, że on też coś do mnie czuje, wciąż się na mnie patrzył i to w ten sam sposób jak ja. Zaczęliśmy ze sobą korespondować na naszej klasie, jednak trwało to krótko, bo po jakimś czasie on przestał pisać (zaraz po tym jak poprosiłam go o gg, ponieważ b.wolno mi chodzi internet). Proszę niech mi ktoś doradzi w tej sprawie, nie wiem o co mu chodzi, co zrobiłam źle. Jeżeli ktoś się spotkał z taką sytuacją niech odpisze:) Błagam!!!
Odnośnik do komentarza
Ja też mam ten problem. Myślę, że jedynym wyjściem jest zajęcie się sobą. Moja pasja jest sport (studiuję na awfie wychowanie fizyczne) i angielski. Teraz każdą chwilę chcę poświecić na nauce tego języka. Najgorsze jest to, że od 7 lat jestem ciągle w związkach, bo nie umiem sama żyć. NIE UMIEM!! JAK MAM SIĘ TEGO NAUCZYĆ?? Teraz miałam w miarę szczęśliwy 2letni związek z chłopakiem, który jednak czasami mnie źle traktował (źle się do mnie odnosił, obrażał, czasami wyzywał..., w ogóle miał brak szacunku do ludzi i moich koleżanek). Zerwałam z nim, mimo tego, że on mnie bardzo kochał i mimo złych chwil było wiele cudownych. Był wierny, oddany, troskliwy. Tylko dla mnie. Na uczelni poznałam chłopaka 4 lata starszego sportowca. Wszyscy mnie przed nim ostrzegali. A jednak...
Wiedziałam, że to nie jest TEN ale lubiłam spędzać z nim czas. Dużo rozmawialiśmy, on mi się zwierzał ze swoich problemów. Mówił o ojcu.. o swoich kompleksach i rzeczach, które go przerażają. Bardzo się przede mną otworzył. Mówił, że znam go bardziej niż większość jego na pozór dobrych znajomych. Mówił, że jestem INNA, doskonała, cudowna, że nic by we mnie nie zmienił. Mówił, że pomimo mojej urody mam tak samo dobre serce. Nie mógł by skrzywdzić tak dobrej dziewczyny. Że jest mną zafascynowany. Piękna, mądra, niezależna, dojrzała, bardzo ambitna... Mówił, ze sprawi abym mu zaufała i nie są ważne słowa, a czyny! Nasza znajomość trwała 1.5 miesiąca. Pewnego dnia po prostu przestał się do mnie odzywać! Gdy zadzwoniłam powiedział, że coś usłyszał i koniec. Nic nie jest ważne. I wyłączył telefon!!!! Źle mnie potraktował!! Poniżył mnie takim zachowaniem! Co on sobie wyobraża? Fakt, że ten chłopak jest pierdoła, ma 25 lat, nie ma prawka, auta, nie myśli przyszłościowo, ciągle coś gubi, okradają go. Przeczuwam, że moja ciotka powiedziała jego matce, że tak myślę. Ale on tego ze mną nie wyjaśnił! Czy to jest powód, żeby tak chamsko się zachować i nagle urwać kontakt? pomóżcie mi.
Odnośnik do komentarza
Ja mam podobnie, też nie mogę żyć bez chłopaka, który się do mnie nie odzywa :( (Ja mam 25 lat, a on 24, a zachowujemy się jak dzieci:() Może zacznę od początku...

Jak zaczęliśmy być razem, to było super, widziałam że mnie kocha z każdym dniem bardziej, a ja zaczęłam nim się bawić:( (teraz tego tak bardzo żałuje;( ) nie wiadomo kiedy zaczęłam nim rządzić, przez tel. zrywałam z byle powodu, a on mi wybaczał, i znowu było ok. Ale jego cierpliwość się w końcu skończyła. powiedział że ostatni raz mi wybacza takie zachowanie, i że jak się powtórzy, to go popamiętam. i stało się, znowu z nim zerwałam. Ale on już nie zadzwonił, żartowałam jeszcze pisząc do niego smsy.

Nie odzywał się tydzień (przypomnę, że to się stało ponad rok temu). Ja też milczałam tyle samo. Gdyby nie nasza koleżanka ja bym nie wiedziała co jest. Napisała do niego jak mu się układa ze mną. Odpowiedział jej że już mnie nie kocha. Tak bardzo mnie te słowa zabolały, że napisałam do niego tak "że najgorszy cham kończy przez tel. miałam żal że sam mi tego nie powiedział. Zaraz zadzwonił, był bardzo zły, krzyczał na mnie nie dał mi dojść do słowa.

Boli do dziś, był razem z kumplem on powiedział, że po tel pobiegł do domu bez słowa. po tygodniu się odezwał i powiedział że nie chce mnie znać, że to już koniec. Strasznie cierpiałam, myślałam nawet o samobójstwie. dopiero zrozumiałam że go tak bardzo kocham, jak go straciłam. Dopiero doszło do mnie, że był dla mnie najważniejszy w życiu i bez niego nie umiem żyć. Wiedziałam że też cierpi. Że razem cierpimy;( pisałam do niego codziennie, pisałam swoje uczucia, co czuję w danej chwili. tylko smsy mi zostały, bo tel. nie odbierał. Na żadne prawie mi nie odpisał. Nie wierzył mi. W końcu po miesiącu się odezwał chciał się spotkać,

Kiedy miało już dojść do spotkania znowu się pokłóciliśmy:( znowu padły słowa wypowiedziane w złości. Jednak w końcu do spotkania doszło, było jak byśmy pierwszy raz się spotkali. Ale do tej pory nie było to tak jak powinno być. zmieniałam się na gorszą, on milczał a ja wmawiałam mu dlaczego milczy. Zawsze pierwszy się odzywał. Powiedział, że się boi mi zaufać. wkurzało mnie to bardzo. I tak przez rok. miesiąc Było dobrze, później po miesiącu z nim zrywałam, a on miesiąc się nie odzywał i znowu się odzywał. Powiedział, że nie jest ze mną, bo idzie za głosem rozumu, a nie serca.

W październiku zaczęłam z kimś się spotykać, żeby zapomnieć o nim. Już nie chciałam dłużej cierpieć i płakać codziennie. Jednak od naszego kolegi dowiedział, że się spotykam z innym chłopakiem. Chciał zacząć jeszcze raz, a ja go nadal kocham, więc wybrałam jego. Było super, widziałam, że był zazdrosny. Ja zresztą też byłam o niego zazdrosna. Ale to nie trwało długo.

Zerwałam z nim w połowie listopada. milczał i ja milczałam. Znowu się pierwszy odezwał. Lecz wtedy byłam tak bardzo zła na niego, że powiedziałam żeby się odwalił. Odwalił się tylko na prawie dwa tygodnie. I znowu się odezwał, podchodziłam do niego z dystansem, ale długo nie wytrzymałam. Miłość wszystko wybaczyła. Chciał się spotkać, lecz ja się bałam tego spotkania. Po tym jak go odtrąciłam to zauważyłam, że zaczyna mną rządzić tak jak ja nim. Wkurzało mnie to bardzo, że nie traktuje mnie w porządku.... nalegał na spotkania, a ja tak bardzo chciałam, ale nadal się bałam. Znowu była wojna. Chciał ciągle mojej zmiany, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Po prostu byłam tak zaślepiona złością, że nie widziałam swojego zachowania:( Zrozumiałam to dopiero w sobotę, kiedy zadzwonił do mnie i powiedział, że tylko znajomość nic więcej.

I dopiero zrozumiałam co robiłam nie tak, że on się bał być ze mną. Zapytałam się dlaczego zawsze się odzywał, nie dał mi spokoju, odpowiedział mi, że ciągle mu siedzę w głowie i nie może mieć innej. Nie chciał się spotkać. Okłamał mnie, że nigdy nie był zazdrosny, że nigdy nie kochał. Załamałam się.

W sobotę poszedł na studniówkę, (siostra go wkręciła). Napisałam smsa jak się bawi. Odpisał mi nie przeszkadzaj, bo dochodzę. Znowu mnie nerwy poniosły, i odpisałam, że już mu nigdy nie przeszkodzę. On nic. Nie odpisał. Dzisiaj w niedzielę napisałam co czuję. Dzisiaj to samo, a on od soboty milczy. Powiedziałam, że mam dość takiego życia i kasuje jego nr. Tak mi źle, czuje się okropnie, bo wiem że to jest moja wina. Dałabym wszystko żeby dowiedzieć się co on tak naprawdę o mnie myśli.

Jestem w stanie mu wszystko wybaczyć, ale on już nigdy się nie odezwie, i nie wiem jak to przeżyje:( Jak to mam przetrwać, jak mam z tym żyć? Nie mogę być z innym, ponieważ on mi tylko siedzi w głowie, czy miłość musi tak bardzo boleć? Przecież miłość powinna być radosna, a nie smutna. Pomóżcie bo oszaleje. Co mam robić? Dlaczego on się nie odzywa i czy będziemy jeszcze razem.
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...