Skocz do zawartości
Forum

Zbyt romantyczna? Nie umiem żyć bez chłopaka, który nie chce ze mną być


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

ja nie napisałam że nigdy nie zaznałam przyjemności bycia z tym kogo kocham tylko, że on nigdy nie dał nam szansy bycia razem, w sensie stworzenia związku i wiem tak jak ty że okropna jest świadomość posiadania tego kogoś na chwile - i to bardzo krótką, a boli to wszystko jeszcze bardziej jak ma się świadomość że on jest z kimś innym, kogo nie kocha ale jest zapewne do niego przyzwyczajony i któremu pozwolił być pełniejszą częścią jego życia - przynajmniej złudnie pełniejszą - bo ja wiem że mimo tych kilkunastu spotkań to ja wiem bardziej jaki on na prawdę jest - ja znam go prawdziwego, on zna jego nieskazitelną maskę jaką przy niej wkłada....więc wiem jak to boli, być z kimś, kochać go i rozumieć doskonale - a jednocześnie mieć go na chwile - tylko jak przeżyć życie???które trwa znacznie dłużej...
Odnośnik do komentarza
sorki, źle zinterpretowałam to co napisałaś.
Są takie fajne słowa piosenki; ,,sposób na życie jeden mam, niczym się nie przejmować..." myślę, że to właśnie jest najlepszy sposób na przeżycie tego długiego i beznadziejnego życia. szkoda tylko,że nie każdy to potrafi....
Odnośnik do komentarza
nic nie szkodzi:)- każdy ma prawo do własnej interpretacji a poza tym w tych kilku słowach trudno jest oddać to co się czuje i przeżywa- ja myślę że to nie do końca super recepta na życie - bo olewając wszystko i nie przejmując się niczym można zamienić się w bezuczuciowego robota/ maszynkę, a w życiu co jak nie uczucia są ważne - jak nie najważniejsze!!! i chyba sztuka polega na tym aby nie dać im się zwariować! - jednak każdy jest inny i musi szukać recepty dla siebie:) ja nie jestem w stanie zamienić się w automat - bo wtedy dopiero nie ma po co żyć - może tak jest łatwiej - nie czuć nie przejmować się, ale... ktoś powiedział, że kręte ścieżki są trudne ale więcej uczą, są bardziej wartościowe - więc ja wolę je, niż tą prostą i nic nie czuć...
Odnośnik do komentarza
mam takiego kolegę, który właśnie jest takim ,,robotem". jest mi źle tak jak jest, ale jak czasem patrze na niego, takiego jakby bez uczuć, który nikim się praktycznie nie przejmuje, myśli tylko o sobie i jest mu z tym dobrze, to czasem ja też cieszę się, że ja taka nie jestem. kiedyś był inny.. jednak życie potrafi zmieniać ludzi.
czyli wniosek jest jeden: każdy musi znaleźć swój sposób na życie
pozdrawiam:P
Odnośnik do komentarza
Tak, to kiepska sytuacja. Takie połączenie bliskości i obcości jest ciężkostrawne. Ja miałam takiego przyjaciela, pożal się Boże. Byłam strasznie zakochana i pozwalałam mu traktować się tak, jak jemu było wygodnie. Teraz jestem po prostu wściekła. Koniec z takim układem, nie ma mowy. Jak się tkwi w czymś takim, to człowiek traci całkiem rozeznanie i w ogóle sam o siebie nie dba. Teraz zanim coś zrobię, zadaję sobie pytanie: czy to jest dla mnie dobre? Wcześniej zastanawiałam się, czy to, co robię, jest dla niego dobre, niech go gęś kopnie.
Odnośnik do komentarza
Kiedy czytam wasze historie to nie wiem co ja mam powiedzieć. Byłam z chłopakiem ponad 4 lata. niedawno się z nim rozstałam i to ja zerwałam, choć teraz kiedy o tym myślę to nie wiem czy dobrze zrobiłam. Tak naprawdę nic złego mi nie zrobił, zawsze mogłam na niego liczyć tylko, że w pewnym momencie coś zaczęło się psuć, przestaliśmy się rozumieć. Męczyły mnie jego ciągłe narzekania na pracę, na problemy rodzinne i na cały świat. Do tego chciał wiedzieć o mnie wszystko: co robię, o której wracam do domu nawet czy jadłam obiad, Do pewnego momentu to było miłe bo wiedziałam, że ktoś się o mnie troszczy, ale potem to stało się męczące. Denerwowała mnie nawet jego obecność. Poza tym kiedy wszystko zaczęło się między nami psuć zaczęłam zwierzać się przyjacielowi z tych problemów. Dużo rozmawialiśmy, bo czułam, że mogę mu zaufać. Po jakimś czasie poczułam, że czuje coś więcej niż tylko przyjaźń i o mało nie wylądowaliśmy w łóżku. Oczywiście nie mogłam żyć z tą świadomością, że oszukuję mojego faceta więc mu o wszystkim powiedziałam. On mi wybaczył i powiedział, że przez taka głupotę nie możemy zniszczyć tych 4 lat, że mnie kocha ponad wszystko. Więc zostałam z nim bo naprawdę wierzyłam, że wszystko się ułoży. Poza tym wydawało mi się, że z nim będę szczęśliwa, bo myślałam, że między nami jest naprawdę miłość a nie tylko przyzwyczajenie. Jednak potem było już tylko gorzej. Przestałam do niego czuć to co wcześniej, tęskniłam za tym drugim, który pisał i mówił, że chciałby być ze mną, że chce spróbować. Więc odeszłam od mojego faceta, z którym już w ogóle przestałam się rozumieć. Pomyślałam, że wreszcie mogę być z tym, któremu na mnie zależy. Zaufałam mu, uwierzyłam, że będziemy razem i wylądowaliśmy w łóżku. Teraz on jakby mnie unika, niby się spotykamy, piszemy, rozmawiamy, ale czuję, że on wcale nie chce być ze mną. Ciągle mówi, że nie jest gotowy, że nie wie co do mnie czuje, że myśli o swojej byłej, która zostawiła go tuż po zaręczynach a ja teraz nie wiem co mam robić? Czuję się trochę jak panienka na pocieszenie. Wiem, że on boi się znów zranienia, ale co ze mną? Tęsknię za nim, brakuje mi go w każdej chwili ale nie mogę wiecznie czekać na to aż on będzie gotowy. Czasami nawet myślę, że źle zrobiłam zostawiając tamtego, ale teraz jest już za późno bo on ma już kogoś innego. Jestem w takiej kropce, że nie wiem jak z tego wybrnąć. Proszę doradźcie mi co robić??
Odnośnik do komentarza
witaj, witajcie!!! Romantycy!!!
Macie za dużo czasu i jest romantycznie. też tak miałam. Zycie mnie z romantyzmu wyleczyło. Wyszłam za mąż za prostaka, chama, psychopatę. Warto poszukać innej osoby do miłości. Każda miłość jest pierwsza. Jest inna.
Mówię- wyleczyłam się- nie jest to prawda. We wnętrzu mnie drzemie ta wielka, niespełniona miłość. Pozostaje w sferze wspomnień. Wiem, że gdybym spotkała odpowiedniego mężczyznę, mogłabym o pokochać bardzo mocno, pomimo mojego () wieku.
Trzeba chcieć żyć, kochać i kochać. Nie mazać się. Widocznie nie macie zajęcia. Ja nie miałam czasu na mazgajstwo. Nie żałuję.
Pozdrawiam, romantyczka ( niestety)
Odnośnik do komentarza
a co jeśli największa miłość Twojego życia odbiera Ci ostatnia nadzieję i chwile później p i s z e , że zależy mu na miłości Twojej najlepszej przyjaciółki ?
i mogłabym tu napisać całą swoją historię, prawie dwa lata spędzone u jego boku, najpiękniejsze lata... mija ponad rok od rozstania (przez telefon), między czasie było parę długich rozmów, wiele moich wiadomości bez odzewu. ja walczyłam, ogromnie walczyłam... o możliwość drugiej szansy. Bo do cholery! gdybym nie była tak pewna swego uczucia, odpuściłabym przecież!
a teraz ... ? Przyjaciółka ani On nawet nie potrafią spojrzeć mi w oczy...kurde! nawet nie wiedzą jak się czuje! sama ich chęć rozmowy o ym byłaby dla mnie jakimś znakiem.. przecież ja starciłam wszystko! i nie potrafię sobie z tym poradzić..płaczę co noc..i nie mam nikogo, komu mogłabym to powiedzieć, bo znam odpowiedź : nie przejmuj się, nie warto, nie zasłużyli, zapomnisz....tyle że -jak można oduczyć się miłości ponad życie ? ja zaufałam...
Odnośnik do komentarza
A ja jestem ten co krzywdzi. Bylem z dziewczyna 4 lata. Nigdy nie było wielkiej euforii ani porywów miłości, ale były wspólne zainteresowania, praca, żyło się z dnia na dzień, bez myślenia co będzie dalej. Ale kiedy zacząłem o tym myśleć, ze kiedyś przychodzi czas na małżeństwo, dzieci, itd uświadomiłem sobie ze ona w ogóle o mnie nie dba. Mogę prosić i błagać, klękać na kolana ale jeśli ona ma inne zdanie to nic jej nie przekona żeby zrobiła coś dla mnie. Ja siedziałem po nocach nad jej zadaniami domowymi. Starałem się jej to wyjaśnić miesiącami, nic nie docierało. Funkcjonowaliśmy w miarę zgodnie tylko dlatego, ze to zawsze ja ustępowałem. No i poznałem inną. Szalona, absolutnie piękna miłość. Zostawiłem moja dziewczynę. Oczywiście pojawiły się obietnice ze wszystko zrozumiała i ja oczywiście się złamałem i wróciłem. Po tygodniu znowu było jak dawniej. Wróciłem do mojej 'nowe' miłości. Byliśmy razem 4 miesiące. Czułem się z nią wspaniale, ona ze mną również. Daliśmy sobie najpiękniejszy czas życia. Potem wyjechałem do pracy na drugi koniec kraju i dopadły mnie wyrzuty sumienia co do pierwszej. Że może tak naprawdę nie dąłem jej szansy, ze przecież jest podobna do mnie. Wróciłem. I znowu kłótnie co dnia, poniewieranie się. Mówi, ze chce dobrze, ale kiedy mi na czymś zależy a jej nie to nie ma zmiłuj. Codziennie setki razy mowie sobie ze przecież niszczymy sobie życie, ze nie ma się co łudzić, ludzie się nie zmieniają. Ze tak naprawdę walczę o jej uznanie, a ona jeśli tylko jest jej dobrze, dba wyłącznie o siebie. A i tak zawsze za chwile przychodzi wiara, ze od jutra będzie już fajnie i radośnie. A za chwile myśl, ze miałem niebo, które porzuciłem. Że za 10 lat po kolejnej kłótni przy kolacji pomyśle o tej pięknej bajkowej miłości, która zostawiłem i pójdę się powiesić. A potem znowu nadzieja. I tak całe dnie. Czego nie zrobię będę cierpiał i ranił. Nie mam już sił.
Odnośnik do komentarza
"...żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw..."

uwielbiam ten cytat, a zarazem nienawidzę... i choć kiedys mielibyśmy być szcześliwi, nigdy nie będzie to tak czyste szczeście..w moim przypadku..jak w tej pierwszej miłości. tylko że ja nie chcę już ramion kogoś innego, nie potrafiłabym.
Odnośnik do komentarza
witam!!!ja tez mam swoja historje,ktora chcialabym wam opowiedziec zaczne moze od tego,ze mam 24 lata i jestem po rozwodzie.Rozstalam sie z moim mezem po tym jak sie okazalo,ze mnie zdradzal przez pol roku i w dodatku bedzie mial z ta kobieta dziecko bolalo strasznie nieprzespane noce placz bol i takie tam,ale to wszystko minelo bo jak pozniej zrozumialam ta wielka milosc jaka do niego czulam juz wygasla duzo wczesniej niz to sie wszystko wydarzylo,ale to nie koniec opowiesci.Gdy bylam wlasnie w tej wielkiej depresji jak mi sie wydawalo poznalam kogos i chyba to tez jego zasluga ze zapomnialam o mezu.zaczelo sie po prostu w pracy czasem rozmawialismy potem wspolny wypad na tak zwana kawusie i wszystko bybylo ok jagby nie to,ze na samym poczatku nie powiedzial ze on sie nie angazuje i ze moze byc to tylko zwiazek bezzobowiazan a ja sie na to zgodzilam bo wtedy zalezalo mi tylko,zeby zapomniec o mezu troche sie moze odegrac tylko ze nie przewidzialam jednego,ze po paru spotkaniach zacznie mi na nim zalezec.I tu sie pojawiaja schody bo on jest bardzo skryty nigdy nie mowi co czuje nie powie nawet jednego komplementu widujemy sie bardzo zadko ale jak juz sie widzimy to jest cudownie a po spotkaniu cisza na poczatku ja sie pierwsza odzywalam to zawsze odpisal ze jemu tez jest ze mna milo czasem napisal jakiegos smsa na dobranoc i nic wiecej.To w pewnym momencie przestalam sie odzywac bo poczulam sie z tym zle to napisal po dwoch tygodniach co slychac i dal nadzieje ze kiedys sie spotkamy i znowu to samo czekanie myslenie ale jestem juz tym zmeczona chce do niego ale wolalabym zeby napisal po prostu ze juz nigdy nie przyjdzie i bajka by sie skonczyla rozum ni mowi czas to skonczyc nie rob z siebie idjotki ale jakas czastka mnie kaze mi czekac na niego.i tak o to z jednej nieszczesliwej milosci wpadlam w druga nieszczesliwa milosc.ale wiem jedno nigdy nie gudzcie sie na cos takiego jak zwiazek bezzobowiazan bo nie ma czegos takiego zawsze jedna strona sie zaangazuje i niestety ciezko sie z tego potem wyplatac.i jak z perspektywy czasu na to patrze to chyba wole ta historje z moim mezem bo tam to chociaz wiedzialam ze na poczatku byla miedzy nami wielka piekna milosc cudowne wspomnienia tylko moze przeroslo nas wspolne zycie za malo sie staralismy by nie wygasla ale mimo tego nadal wiem ze moge na niego liczyc i zawsze bede dla niego wazna a w druiej sytuacji sa owszem cudowne wspomnienia ale nic wiecej nigdy nie uslyszalam od niego ze cokolwiek dla niego znacze ze chce byc ze mna wiec co komu po takiej milosci i chociaz wiem ze to tak szybko nie minie to pewnego dnia napewno i trzeba zyc dalej i trzeba wierzyc ze gdzies tam czeka ktos kto pokocha nas na zawsze i do konca zycia nie wiem skad ja mam na to sile bo po ostatnich wydarzeniach powinnam wpasc w depresje czy cos takiego ale nie trace nadzieji zawsze warto miec marzenia bo w marzeniach zawsze jest pieknie.Ijeszcze jedna sprawa nie mozna niczego zalowac co sie stalo to sie nie odstanie powiedziec sobie stop nie chce mnie to trudno i z honorem po prostu odejsc i o wiele wiecej na tym zyskamy moze nie milosc ale napewno szacunek w oczach tej drugiej osoby a czasem to wazniejsze.
Odnośnik do komentarza
Dużo i jak mi bliskie....
Jestem dokładnie w takiej samej sytuacji... kilka spotkań bez zobowiązań, ale niestety ja się zadłużyłam...niestety... a najgorsze jest to, że on też i właśnie dlatego mnie zostawił. Jak powiedział to nie to czego chcieliśmy, miało być bez miłości... jestem załamana, a zrobiłabym dla niego wszystko...a on rozmawia ze mną normalnie i udaje, ze nic się nie wydarzyło. Pracujemy razem i widzimy się codziennie, boli strasznie, nie mogę pogodzić się z tym, że to już koniec, jeszcze kilka tygodni temu pisał do mnie "jestem cały twój, zawsze możesz liczyć na mnie, jesteś najważniejsza"... a teraz już nie odpisuje na moje smsy, chyba za bardzo zrobiłam się obsesyjna, próbuje zapomnieć, staram się nie pisać, nie myśleć, ale nie mogę zabić w sobie tej pustki, ta tęsknota mnie zabija....
Odnośnik do komentarza
"A ja uważam, że życie ma sens tylko jak ma się dla kogo żyć...Tak też można być spełnionym w życiu, ale osoba dla której życie to bycie z kimś, pomoc, oparcie i stworzenie swojego małego światka we dwoje, nigdy nie uzna swojego życia za spełnione póki nie spotka takiej osoby.'

Wybaczcie cytat wyniesiony w zasadzie z samego środka tematu, ale chciałabym go jakoś podważyć. Autorka pisze, że każdy chce żyć dla drugiej osoby. No, to oczywiście zrozumiałe, ale nie do końca prawdziwe. Moja najlepsza przyjaciółka i ja jesteśmy bardzo mocno związane -pomagamy sobie, jesteśmy dla siebie oparciem i stworzyłyśmy swój własny światek, dokładnie tak jak to opisuje 'kasia0071' ...w tym momencie powinny sprawdzić się jej słowa, bo przecież żyję dla drugiej osoby. Ale jednak mimo to, wciąż szukam miłości. Aż wstyd się do tego przyznać, bo przecież to Miłość ma znaleźć nas, a nie my Miłość...
Nigdy nie należałam chyba do romantyczek. Choć ze związku na związek robiłam się coraz bardziej uczuciowa i podatna na wszelkie negatywne 'bodźce' , to w jakiś dziwny sposób, robiłam się coraz silniejsza. Wiedziałam już kiedy się zakochuje, a kiedy jest to zwyczajne zauroczenie. Tak mi się przynajmniej zdawało.
Moja historia jest bardzo zagmatwana...i przepełniona zdradą, z mojej winy, niestety. Związek z panem M. był cudowny, ale nigdy taki, jakbym do końca tego chciała. Zawsze marzyłam o mężczyźnie inteligentnym, z ciekawym podejściem do życia, ciekawymi zainteresowaniami -innym od wszystkich, takim, żeby dla mnie był wyjątkowy. Szkoda tylko, że pojawił się w tak nieoczekiwanym momencie...
Mój pan M. był bardzo romantyczny. Lubił robić niespodzianki, prezenty, był bardzo uczuciowy -moje totalne przeciwieństwo. On lubił mieć wszystko zaplanowane -ja uwielbiam spontaniczność. Gdy teraz o tym myślę, nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób doszło do naszego związku. I nagle znienacka pojawił się ON. Mój ideał, który opisywałam wcześniej -był nim Pan S. Ja, moja przyjaciółka [o której już wspominałam], pan S. i pan B.[jego przyjaciel], fantastycznie się dogadywaliśmy. 'Nie przez przypadek wyszedł ten drugi raz -coś połączyło nas...' -to idealny cytat mówiący o tym, co działo się po pierwszym spotkaniu. Oczywiście, było drugie, trzecie, piętnaste, aż w końcu stwierdziłam, że jestem z nieodpowiednim mężczyzną -pan M. przestał być dla mnie 'tym jedynym'. Niestety, w jakiś sposób dowiedział się o moich potajemnych spotkaniach z panem S.,na których jeszcze wtedy do niczego nie dochodziło. Byłam tak przestraszona, że nie mogłam wymyślić nic lepszego niż tylko zaprzeczyć wszystkiemu. Uwierzył. Jego Miłość do mnie była za silna, nie mógł zrobić inaczej. Spotkania z panem S. stawały się coraz bardziej intymne, rozmawialiśmy o wszystkim, kochałam ton jego głosu i uśmiech...nie rozmawialiśmy o Miłości, o nie. O wszystkim co nas otaczało, ale nie o Niej. Dlaczego? Nie wiem. Może czułam, że on tego nie chce, może się bał. Moje uczucie do pana M. cały czas malało, gdy do jego konkurenta gigantycznie wzrastało. Ale cały czas trwałam w tym związku, mając nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni.
Pierwszy pocałunek z panem S. pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Ta pełna pasji chwila wciąż podnosi moje hormony, ale przez nią też, jestem coraz bardziej załamana...ale o bólu później.
Pocałunek jeszcze mogłam zdzierżyć -w stosunku do pana M. Niestety coraz więcej kłamałam, obiecywałam koniec kontaktów z panem S., i obietnic tych nie dotrzymywałam. Czułam, że sprzeciwiam się wszystkim moim zasadom moralnym. Wtedy moja przyjaciółka przytoczyła mi pewien fragment jakiegoś wywiadu. Dziewczyna powiedziała:
'-Najciekawsze jest gonienie króliczka. Gonisz, nakręcasz się, buzujesz, płoniesz, dlatego tak bardzo Ci zależy. Ale gdy króliczek już jest Twój, nie czujesz tej pasji co przedtem. Zaczynasz się nudzić, aż w końcu wyrzucasz króliczka na łąkę, żeby zjadły go wilki...'
Napisałam to samo panu S. Nie chciałam aby potraktował mnie jak króliczka. Upierał się, że on 'goni króliczka aby go zatrzymać, a nie oddać innym'. Uwierzyłam.
Punktem kulminacyjnym związku z panem M. była zdrada, z którą nie mogłabym żyć. Nawet jeśli by mi wybaczył, to moja psychika nie wytrzymałaby tego. Tak zakończył się mój związek z nim.
Wreszcie, nareszcie! Pan S. cały mój! Cieszyłam się jak nigdy. Ale mój wyjazd rodzinny na dwa tygodnie jakoś wszystko zmienił. Stałam się inna...słysząc od znajomych, że mój wywalczony wybranek chce mnie zostawić, nie wiedziałam co mam zrobić...więc zaczęłam interesować się tym co on -i całkiem niepotrzebnie stałam się jego żeńską wersją. Co najgorsze, te 'domysły' o tym, że on chce mnie zostawić -były jedynie złośliwymi plotkami. Ale na tyle skutecznymi, że ułatwiły mi zniszczenie kolejnego związku, którego wcale zniszczyć nie chciałam...
Przez moją zmianę zaczęłam go postrzegać jako inną osobę. Nie rozmawialiśmy już tak jak wcześniej, byliśmy nudni. Chociaż nasze życie seksualne sięgało raju, to przestawało mieć dla mnie znaczenie, w stosunku do całej okazałości jego osoby.
Zaczęłam sobie wmawiać, że to jednak nie to...że nie tego oczekiwałam, 'nie tak miało to wyglądać'. I w tym momencie nastąpiła największa [jak się później okazało] porażka mojego życia. Skończyłam związek z Panem S. On oczywiście zachował klasę, wiedziałam że go to boli, ale nie okazywał tego, jak zawsze był twardy...powiedział tylko jedno niepotrzebne zdanie, które całkiem zrujnowało go w moich oczach:
'-Miałaś rację z tym króliczkiem. Myślę, że nie czuję tego co wcześniej...'
Dzięki temu jednemu zdaniu, 'wyleczyłam się'. Tak sobie przynajmniej wmówiłam. I wytrzymałam w tym przekonaniu jakieś 2 tygodnie...
Gdy nagle zaczęłam obie uświadamiać, że straciłam szansę na pozyskanie realnego ideału. Wyrzuciłam mężczyznę, który był dla mnie wszystkim, zanim stał się jakimś 'autorytetem' ,którego należy naśladować. Nie należało. Jedyne co należało, to pozostać sobą, bo taką mnie kochał.
Długie tygodnie rozmyślałam, wspominałam, płakałam, aż w końcu postanowiłam do niego napisać. Byłam głupia, naiwnie wierzyłam w to, że wróci w podskokach. Ale on nie zachował się tak jak myślałam. Był nadzwyczaj poważny, nazwał się 'emocjonalnym kamieniem', powiedział ,że 'było ale nie będzie' ...
Jestem w 100% pewna ,że gdyby on to przeczytał, wyśmiałby, albo dałby do zrozumienia że postępuje jak obsesyjna idiotka. Jak dla mnie, co najwyżej jak ZAKOCHANA idiotka...
Nie mogę się z tym pogodzić, lecz zmęczona ciągle milczę...zrobiłabym wszystko, by znów poczuć życia magię...jego twarz śni mi się co noc. Mimo tego, że już nie płaczę i stałam się bardziej 'zabawowa' to wciąż tęsknie. To już nie smutek, ból i żal. To czysta tęsknota. Połączona z nieodmiennym uczuciem Miłości. Nie wiem ile jeszcze bez niego wytrzymam. Dałabym wszystko, żeby wrócił. A z drugiej strony jednak boję się, że gdyby miał wrócić, nie wiedziałabym jak się zachować. Co jeśli stwierdziłabym tak jak on, że 'najciekawsze było gonienie króliczka, a teraz nie czuję tego co wcześniej?'

Mój wywód idealnie zakańcza przysłowie, że
'Człowiek chce tego, czego mieć nie może' ...
Odnośnik do komentarza
"zawsze gdzieś czeka ktoś.." ....
Wiele tu, naprawdę różnych, historii... z pozoru każda wygląda inaczej, a jednak tak wiele je łączy..ten sam ból, ta sama tęsknota, pustka, rozczarowanie.... i można tak wymieniać te S Y N O N I M Y miłości, pocieszać się nawzajem, doradzać. tylko...czy to coś da? co z tego, że napiszemy, że trzeba mieć nadzieję, trzeba wierzyć w to, że kiedyś będzie lepiej, podczas gdy my "umieramy" teraz? Gdy chcemy, żeby było jak dawniej, gdzie wszystko wydawało się takie proste i prawdziwe, kiedy wierzyliśmy nie tylko w słowa, ale ludzi, którzy O B I E C Y W A L I : "...aż do śmierci".

Pani wyżej, mężatka, napisała : "bo jak później zrozumiałam ta wielka miłość jaką do niego czułam już wygasła dużo wcześniej niż to się wszystko wydarzyło".
Ja przepraszam, ale nie rozumiem, nigdy tego n i e r o z u m i a ł a m, dlaczego nazywamy mianem tak wspaniałego uczucia jakieś nieprawdziwe zakochanie? Miłość jest jedna - nie ważne, czy rodzicielska, przyjacielska, czy do drugiej osoby, to są tylko rozgraniczniki, ale każdemu mówimy : kocham Cię. Jedyną różnicą, jest to, że każdemu z osobna inaczej to okazujemy i każdy z nich jest inny. Rodzice- których znamy od zawsze. Przyjaciele - których znamy nieco krócej i wreszcie osoba, z którą na to "zawsze" chcemy się związać. Przecież to, że każdy z nich jest inny nie daje nam prawa, do zmiany wartości tego uczucia...powiedzcie mi, czy moc i znaczenie tych słów, tego kocham Cię, jesteś dla mnie najważniejszy/a, czy to cholerne znaczenie się zmienia? Do tej pory myślałam, że istnieje jedna definicja miłości, a właściwie, nie istnieje... że słowo kocham to kocham, a nie - lubię, zauroczyłem się..ale kocham. I nie mówcie mi, że ludzie nie zawsze są pewni. Ja to wiem, tylko... to nie jest wymówka, bo jeżeli nie jesteśmy czegoś pewni, to po co nazywać coś niewiadomego od razu tak wielkim słowem? "bo chcę spróbować" ? "bo jak nie sprawdzę to się nie przekonam" ? przecież tu już możemy się domyśleć, że nie jest to prawdziwe uczucie, bo ktoś chce je jeszcze sprawdzać, poddawać próbie...nie wiedząc, że...."nie żyję się, nie kocha i nie umiera na próbę".

człowiek, który zostaje opuszczony, który słyszy słowa : "bo ja Cię nie kochałem/am", zaczyna zadawać sobie zbyt wiele pytań... i to jest w tym wszystkim najgorsze. Nie mamy już tego czystego zaufania do ludzi, tej życiowej odwagi, zamykamy się w sobie, jednocześnie próbując to wszystko maskować. Tracimy więc, nie tylko kogoś, ale i siebie.

A wiecie, co najbardziej boli? trzy słowa...: "tak będzie lepiej" - do cholery! lepiej ? lepiej, przepraszam, dla kogo?! ktoś się poddał, to znaczy, że ja też muszę? Bo "l e p i e j" żeby runął mój świat, niż Twój??
Odnośnik do komentarza
Ja zostawiłam chłopaka po 3 latach wspólnego mieszkania. Wszystko się tak pokomplikowało, a raczej ja pokomplikowałam, zdradziłam itd. Minie niedługo rok. Głupio wyszło ale ja dalej go kocham i chcę z powrotem wrócić, ale on ma inną. Chce spróbować beze mnie. Mówię, że się zabiję, a on do mnie, że siostra farmaceutka pomoże mi z tabletkami, jak tak bardzo chcę. Ból nie do opisania, nie jem, pale 40 papierosów na dzień i mam już wszystkiego dość. Najgorsze jest to, że jeszcze 4 miesiące temu on dalej chciał, a ja byłam zbyt dumna żeby się przyznać, że tak strasznie tęsknię i kocham. Chyba ni dodać nic ująć :(((((
Odnośnik do komentarza
Moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Wyznając tę zasadę pozwoliłam mu odejść. Dziś bije się z sobą w myślach, że nie zatrzymałam go.. siłą? chociażby.. Było tak pięknie, niepowtarzalnie, wyjątkowo, magicznie.. i nagłe.. przepraszam, nie tak miało być, nie potrafię nadal rozliczyć się z moja przeszłością, nie potrafię zaangażować, szaleć, kochać.. tak będzie lepiej. Tak. Tak? Nie przyjmuje tego do wiadomości! Ale.. muszę? Bo 'nasze' nagle postanowiłeś zmienić w 'moje' i 'twoje'. W imię czego?! W imię mojego szczęścia? Dziękuje za wielkoduszność! Ale moje szczęście odeszło z Tobą..
Odnośnik do komentarza
Każda historia jest wyjątkowa.. też jestem romantyczką, ale boję się powiedzieć temu jedynemu, że go kocham..może zacznę od początku. Poznałam go półtora roku temu. Najpierw nie zwracałam na niego uwagi, lecz później zaczęliśmy rozmawiać. Tak się złożyło, że był to kolega mojego znajomego. Przyjechali na drugi dzień na kawę. Potem Dawid zaczął przyjeżdżać codziennie.. Dowiedziałam się, że wyjeżdża. Powiedziałam mu, że mi bardzo na nim zależy, tyle nocy przepłakałam. Gdy wrócił powiedziałam mu wprost że go kocham! Lecz on potraktował to słowo jak zwykłe . Powiedział, że jestem fajna panienka ale, że chce się bawić i woli być sam..ok powiedziałam, że będę czekać. Za jakiś czas dowiedziałam się, że ma kogoś..w pewnej chwili zrozumiałam, że nie mam szans i byłam z chłopakiem do którego nic nie czułam. Pewnego dnia, gdy zobaczyłam Dawida wszystko wróciło..te łzy wypłakana z tęsknoty za nim.. nasze wspólne chwile. Nadszedł dzień, gdy między nim i jego dziewczyną zaczęło się coś psuć..zerwał z nią.. a ja wtedy zerwałam z Marcinem..Dawid wiedział, że to zrobiłam dla niego, nawet raz gadaliśmy i powiedział, że jak chodził z tą dziewczyna to myślał o mnie.. ale nadal chciał pozostać sam. Uszanowałam to. Za jakiś czas znowu pogadaliśmy tak szczerze.. powiedział, żebym nie szukała nikogo, dał mi do zrozumienia, żebym czekała na niego.. tylko nie wiem czy to jest miłe, gdy się dowiaduje, że się bawi z jakimiś pannami, a jak mu to powiem to wtedy pyta; o co ci chodzi? A zazdrosny o mnie, jak bawię się z kimś na imprezie.. Czy może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego on się tak zachowuje?? Nie chce mieć nikogo, a mówi, że myśli o mnie, jest zazdrosny.. mnie to cieszy, bo wiem, że jest jakaś iskierka nadziei.. nie raz chciałam z tym skończyć ale nie potrafię, gdy spojrzę na jego numer telefonu.. gdy go zobaczę.. wszystko powraca :( każde wspomnienie i zostaje mi płakać po nocach i czekać cierpliwie na niego. Staram się i to bardzo ale on chce się bawić ..chce być sam.. nie potrafię mu powiedzieć co do niego czuje, bo wiem, że usłyszę, to co zawsze mi powtarza : ale widzę ten jego wzrok.. mówią mi, że nikt tak na mnie nie patrzy jak on.. też to zauważyłam.. choć nie raz poznałam jakiegoś faceta to żaden nie dorówna Dawidowi, nikt nie jest taki jak on.. i już teraz wiem, że to jest miłość mojego życia.. ale nie potrafię mu tego powiedzieć. Kocham z całych sił i ciągle marzę, a on daje mi nadzieje .. czasem pisze cały czas do mnie, nawet się pyta dlaczego się nie odzywam .. ale gdy ja napisze to odpisuje mi jakby z przymusu albo i w ogóle.. nie umiem go rozszyfrować..:( wiem, że nadzieja w moim sercu nie zgaśnie nigdy. Jestem tego pewna, że dla niego mogłabym zrobić wszystko, co by tylko chciał..i że nigdy nie popsułabym tego związku jeśli chciałby ze mną być.. CZEKAM I KOCHAM ;* czarna.

pozdrawiam wszystkie złamane serduszka :( wiem jak jest cięzko,i ile łez zostało wylanych.. ;( życze szczęscia
Odnośnik do komentarza
Ad: 19.11.2009 23:04
użytkownik anonimowy

Kochasz Go, chcesz spędzać z nim czas, czuć jego bliskość..a on "chce się jeszcze bawić" ale mówi żebyś czekała... czekała na co? aż się "wybawi" czy może aż Cię pokocha? Nie chce nikogo osądzać, ale czy on nie jest za wygodny? Nie "grzeje" sobie miejsca na przyszłość? tak nie można... miłość wymaga poświęceń obu stron..prawdziwych poświęceń. Wiem, że go kochasz, że to być może miłość Twego życia i zawsze będę zdania, że MIMO WSZYSTKO warto dla niej wylewać te łzy...łzy tęsknoty, bólu, żalu, warto walczyć....tylko, niech nie będzie za późno... ludzie niestety się zmieniają i dziś powie czekaj a jutro, na jednej z imprez, spotka dziewczynę, która będzie go uwodzić...i co wtedy? będziesz cierpieć jeszcze bardziej...
Piszesz, że rozmawialiście szczerze...i co? Doszliście do wniosku, że Ty będziesz się poświęcać bo, jak pisze wyżej "tak będzie lepiej"... jesteś pewna? Gdy ktoś nas kocha, nie pozwala nam cierpieć. Masz dwa wyjścia...albo zaryzykować i powiedzieć mu, że jest dla Ciebie ważny..ten jedyny i niepowtarzalny, że chcesz czuć jego czułe, bezpieczne ramie..że przecież razem też możecie robić dużo fajnych rzeczy, zwłaszcza razem! że bycie ze sobą nie polega na wzajemnym wpatrywaniu się w siebie, ale patrzeniu w tym samym kierunku, że istnieje zaufanie...
Albo masz drugie wyjście...cierpieć i czekać, bezczynnie. żyjąc w ciągłym strachu i wielkiej niewiadomej...i ja wierzę,że to przetrwasz tylko pytanie..czy, jeżeli masz taką szansę, nie wolisz cieszyć się szczęściem już teraz? Nie pięknie jest mieć tego kogoś obok w zimowe wieczory, kto przytuli i szepnie do ucha, że jesteś dla niego najważniejsza.....

Nie naciskaj go, nie rób nic na siłę, odpocznij od niego i tego wszystkiego, zrób coś dla siebie...nowa fryzura, bluzka... i po jakimś czasie, tylko niezbyt długim..spotkajcie się w jakimś ciekawym miejscu, zróbcie coś razem, niech będzie Wam towarzyszyć uśmiech...bądź szczera z nim i z samą sobą, pokaż jak szczęśliwy może być u Twego boku, jak wiele jeszcze przed Wami... ale nie pozwól,by budował on swoje szczęście kosztem Twojego. To już nie będzie miłość, nie z jego strony.

Życzę Ci zatem dużo szczęścia, i wiary w siebie, w to, że jesteś niepowtarzalną kobietą, i zasługujesz na prawdziwą miłość.
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...