Skocz do zawartości
Forum

Mam problem z zaufaniem


Rekomendowane odpowiedzi

Tak, to jest uzależnienie, ale moja psycholog widzi również ogromną miłość. Na każdym spotkaniu robimy różne schematy postepowania, listy zalet i wad, listy-co świadczy o mojej/ jego miłości lub braku miłości, listy-za i przeciw byciu razem, zawsze nakierowuje mnie, aby znaleźć więcej pozytywów bycia razem. Próbuje mi udowodnić, że jest więcej "za" walczeniem o malzenstwo.

Rozmawiałam z nią o tym forum, bardzo się cieszy, że się na to zdecydowałam, że takie fora są często bardzo pomocne, są grupą wsparcia, ale czasem falą hejtu. Mówi, że rozmowy na forum nie pokażą mowy ciała, mimiki, oczu itd, więc ktoś może bardzo łatwo nasunąć błędną diognoze lub rady.

Wg niej ja powinnam zawalczyć o siebie nie rezygnując z małżeństwa. Powinnam spotykać się z przyjaciółkami, częściej wychodzić, robić coś, co lubię i sprawia mi to radość, a może on wtedy poczuje się zagrożony i zacznie zabiegać o mnie.

Powinnam postarać się o lepszą pracę, bo mam wykształcenie, predyspozycje wizualne i jeśli zauważy, że wychodzę dobrze ubrana w grono - byc może męskie, to bardzo zwrócę na siebie jego uwage.

Ona jest przekonana, że on mnie kocha-może inaczej niż ja, ale kocha, tylko teraz czuje się zbyt pewny i nie boi się, że jak zrobi coś przeciwko mnie, obrazi, to ja powiem "koniec".

Cieszę się, że tu napisałam.Dziękuję Wam za wsparcie, otworzyłyście mi oczy w wielu aspektach.

Dzieci przede wszystkim!

Padlo kilka razy pytanie o różne moje wypowiedzi... "czy mu to mówiłam" i " co on na to". Tak, wszystko, o czym tu pisałam mu mowilam, wiele razy, ale on nie podejmuje trudnych tematów, ignoruje, ucieka, lub atakuje, dlatego ja zawsze bardzo emocjonalnie to odbierałam.

Po ostatniej zmianie leku czuje się bardziej obojętna... odczuwam mniejszy lęk przed odtrąceniem.

Ok. tydz. temu zaczęłam na chłodno bez emocji (jak kiedyś) mowic o rozstaniu, że nie będę więcej tolerować ignorowania, odtracania. Niech się zastanowi, czego chce, bo ja wiem na pewno, że nie chce żyć jak teraz, jestem tym zmęczona. Jeśli nie będzie traktował mnie z szacunkiem i miłością, jeśli dla niego nie będę priorytetem, to będę sama dla siebie i dam sobie świetnie radę. Milczał wtedy, ale widać różnicę od tamtego czasu... Zobaczymy, co dalej

 

Odnośnik do komentarza
17 godzin temu, ka-wa napisał(a):

Nie do końca rozumiem, o co chodzi w tym odtrącaniu? 

Zawsze bierze strone innych, nieważne, czy mają rację, czy dobrze, czy źle postepuja. Sam czasem na nich narzeka, ale, kiedy ja powiem, że nie podoba mi się takie zachowanie, to zawsze obstawia za nimi, byle tylko przeciwko mnie, "zawsze mi wszystko przeszkadza".

Ale gdyby on coś o kimś mówi, narzeka, a ja bym powiedziała, że ta osoba ma trochę racji, to koniec tematu. Od razu jest hasło, po co się odzywałem, więcej już nic nie powiem. Nie pomagają tłumaczenia, że trzeba spojrzeć z drugiej strony, co tamta osoba myśli, czuje, czym się kieruje.

Kiedy z nim jeździłam, to broń Boże nie mogłam pojawić się w sklepie, w ktorym akurat zostawiał towar, kiedy poszlam jako zwykła klientka, to mnie unikał, a jak przechodził obok, zapytałam, czy kupić córce "korektor", udawał, że go z kimś pomylilam. A potem dostawałam zjebe, że mu oborę robie.

Innym razem też chciałam pójść jako klientka coś kupić do domu, w końcu to sklep.... to powiedział, że on poczeka aż wrócę i dopiero pójdzie z towarem... masakra, wstydzi się mnie przy tych "znajomych" albo boi się, że ktoś coś przy mnie chlapnie.

Wiele razy mówił że ma mnie dość, jaki spokój ma beze mnie, jak chciałam wyjść ochłonąć po kłótni, to mówił, żebym nie myślała, że będzie mnie zatrzymywał, że będzie miał spokój. I czasem wyszłam nawet nocą z nadzieją, że za mną pójdzie, ale nie robił tego. Potrafiłam kucać od północy do 2 godz. za ścianą domu, bo był deszcz i zimno, czekałam, czy się zainteresuje, czy chociaż zadzwoni, a on zwyczajnie poszedł spać.

Zawsze po kłótniach, czy jakimś napięciu tylko ja wyciągam rękę na zgodę, nieważne kto zawinił - on praktycznie nigdy nie przyjmuje przeprosin, a sam nigdy nie przeprasza, odpycha, gdy chce się przytulić, przesiada się, gdy usiądę obok. Dla mnie takie zachowanie jest dziecinne.

Gdy mówię, że za nim tęsknię, on nigdy na to nie odpowie, a jak zapytam wprost, czy on tęskni,to mówi wymijająco, że nie za kłótnia, albo że tęskni za spokojem, nigdy nie powie, że za mną.

Gdy chcę normalnie porozmawiać, co mozemy zmienić, naprawić, czego żałujemy, to on z oburzeniem rzuca hasło, że całego swojego życia żałuję i wychodzi. Nie podejmuje rozmów, nawet nie wysłucha. Dla mnie to też odtracanie.

Odnośnik do komentarza

Zapomniałam dodac...

Rozłącza mnie gdy dzwonię, celowo mówi, że wyłączy telefon i mogę se dzwonić, płakać, on ma to gdzieś...

A te "odtrącenia" jak ja to nazywam wywoływały u mnie ataki paniki: duszności, wymioty, mega wysokie ciśnienie, trzesawke, niepohamowany długotrwały płacz, raz do tego omdlenie.

A mój mąż na to nie reagował, albo celowo dokładał stresu wyszydzając to, co się ze mną działo.

Od jakiegoś czasu już nie miewam takich napadów, za co odpowiadają leki.

Odnośnik do komentarza
W dniu 22.04.2024 o 12:46, Agniecha napisał(a):

Wg niej ja powinnam zawalczyć o siebie nie rezygnując z małżeństwa.

Każdy ma swój punkt widzenia-jak widać. Mojej mamie psycholog mówiła, że to syzyfowa praca, że lepiej odejść, bo póki z nim jest to nie będzie w stanie skupić sie na sobie w 100%, że najwięcej osiągnie odchodząc. Jest to też jakieś rozwiązanie by zostać z nim i pracować nad sobą. Osobiście znam osoby, które po zadbaniu o siebie, o sferę psychiczną, o rozwój duchowy same odchodziły po kilku latach. Często dobieramy sobie partnerów pod kątem uzupełnienia naszych deficytów z przeszłości. A gdy już sie za siebie weźmiemy i uzyskamy samoświadomość, podniesiemy samoocenę, poznamy swoją wartosć i uzyskamy wiarę w siebie, to dochodzimy do wniosku, że nic nas już nie łączy i odchodzimy.  Moze faktycznie szybciej nastąpiłaby ta decyzja gdyby nie przeszkadzający w tym na co dzień mąż 😉 

W dniu 22.04.2024 o 12:46, Agniecha napisał(a):

może on wtedy poczuje się zagrożony i zacznie zabiegać o mnie.

Ta postawa akurat średnio mi się podoba. Jest to sugerowanie, ze masz zadbać o siebie dla niego, a Ty w nadziei, ze sie stanie jak powiedziała będziesz niby dbać o siebie. A co jeśli sie tak nie stanie albo będzie wręcz odwrotnie? Oczekując, mając nadzieje... rozczarujesz sie i dopiero wtedy załamiesz. Nie chce podważać słów specjalisty, ale z tym sie nie zgadzam. Jeśli chcesz zadbać o swój rozwój, swoje pasje, swój komfort psychiczny to tylko i wyłącznie DLA SIEBIE, bez oczekiwań i nadziei. 

3 godziny temu, Agniecha napisał(a):

Kiedy z nim jeździłam, to broń Boże nie mogłam pojawić się w sklepie, w ktorym akurat zostawiał towar, kiedy poszlam jako zwykła klientka, to mnie unikał, a jak przechodził obok, zapytałam, czy kupić córce "korektor", udawał, że go z kimś pomylilam. A potem dostawałam zjebe, że mu oborę robie.

Serio... po czymś takim jeszcze chcesz z nim być? Przecież wstydzi się Ciebie, poniża Cię 😞  Skoro robisz mu oborę to Ty jesteś wg niego kto? Świnia, krowa? 

3 godziny temu, Agniecha napisał(a):

I czasem wyszłam nawet nocą z nadzieją, że za mną pójdzie, ale nie robił tego. Potrafiłam kucać od północy do 2 godz. za ścianą domu, bo był deszcz i zimno, czekałam, czy się zainteresuje, czy chociaż zadzwoni, a on zwyczajnie poszedł spać.

I o tym wcześniej pisałam... o tej nadziei, oczekiwaniach, że wróci, że sie zmieni, że zainteresuje... Jeśli coś robisz to NIGDY nie z tych pobudek co opisujesz. Nie miej złudzeń i oczekiwań, bo kto je ma potem czuje rozczarowanie, gorycz i frustracje. 

3 godziny temu, Agniecha napisał(a):

Zawsze po kłótniach, czy jakimś napięciu tylko ja wyciągam rękę na zgodę, nieważne kto zawinił - on praktycznie nigdy nie przyjmuje przeprosin, a sam nigdy nie przeprasza, odpycha, gdy chce się przytulić, przesiada się, gdy usiądę obok.

Skoro sie poniżasz to tak właśnie Cię będzie traktował. To wszystko co tu dopisałaś świadczy o tym, że on Cie już nie kocha i jeśli terapeutka to tez od Ciebie usłyszała... to bardzo dziwne, że Cię tak zwodzi. Tylko przedłuża tym Twoje cierpienia 😕   Obawiam się, że z tego Twojego starania o małżeństwo nic nie będzie, oby nie było większego bólu.... o dzieciach nie wspomnę, bo juz wcześniej napisałam. 

 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Z tym jeżdżeniem z nim to przegięłaś wg mnie, wstydził, że żona go pilnuje, drugi to by na to nie pozwolił. Za bardzo mu się też narzucałaś, wymuszałaś, poniżałaś się, a powinnaś dawno go zostawić. 

Stosowałaś sztuczki, żeby Cię Tobą zainteresował, taką miałaś metodę na walkę o jego względy, za wszelką cenę. To miało działanie odwrotne. 

Dlatego teraz, jeśli chcesz jeszcze pobyć w tym związku, musisz zacząć go olewać, odsuwać się, nie mówić o tęsknocie, uczuciach. Dać mu do zrozumienia, że masz go w tyle. 

Edytowane przez ka-wa

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny, ja coraz częściej myślę i co noc śnie o rozstaniu, budzę się z krzykiem praktycznie co noc. Może to dla kogoś śmieszne, ale ja czuję, jakby on prowadził podwójne życie. Jedno ze mną głównie na weekendach i urlopach i potrafimy wtedy normalnie rozmawiać, śmiać sie. A drugie w tym samochodzie, gdzie ma jakby drugi dom... swobodny, mobilny, beze mnie, bez dzieci, może do niego zapraszać kogo chce, odwiedzać po drodze kogo chce.

W domu muszę powiedziec, że coś nie działa, bo sam się nie zorientuje, prosić i czekać, aż naprawi i często słyszę, że "się nie da" i dopiero jak zabiorę się sama, okazuje się, że można.

A samochód służbowy myje, sprząta, jak tylko coś stuknie, czy zaszumi, to już jest u mechaników, średnio co 2 tyg.

Z resztą nawet jak zaczyna dłuższy urlop, to zawsze pierwszy i ostatni dzień zajmuje się autem.

Kolejna sprawa to taka, że ja potrzebuję poczucia bezpieczeństwa i stabilności, a tu jest codzienna niepewność, gdzie pojedzie, ile go nie będzie. I wkurza mnie, że zamiast po pracy spędzić z nami czas, to siedzi tam i coś grzebie, nieraz poszłam i zapytałam, czy już tak bardzo się stęsknił, chociaż spędził tam tyle godzin, a z nami np.tylko pół. to się na mnie śmiertelnie obraza, jakbym co najmniej obraziła jego największą miłość.

Ja jestem zwyczajnie zazdrosna o ten "drugi dom" i nie chce tak żyć. Gdyby traktował to tylko jako pracę i miał do tego dystans, byłoby zupełnie inaczej. A tak...ja widzę, że nie mam szans z tamtą miłoscia.

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Agniecha napisał(a):

A tak...ja widzę, że nie mam szans z tamtą miłoscia.

Pewnie tak jest. Myślę, że ciężko Ci spać bo nie chcesz sie z tym wszystkim pogodzić. A nie chcesz się pogodzić, bo żyjesz wspomnieniami, przeszłością i złudzeniami. Jednak kiedyś trzeba się przestać oszukiwać i zacząć żyć tu i teraz-na nowo. 

  • Lubię to 1

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Powiem Ci, że on nie lubi z Tobą przebywać, bo tylko zrzędzisz w jego mniemaniu. W warsztacie ma spokój, nie powinnaś mu zarzucać, że dba o samochód. Za bardzo go osaczasz niczym bluszcz, stałe coś wymuszasz. 

Zacznij najpierw żyć swoim życiem, dopiero myśl o rozstaniu, bo on widzę jest dla Ciebie, mimo wszystko respiratorem, więc rozstanie teraz nie poprawi Ci psychiki. 

Najpierw więc pracuj nad samodzielnością, poczuciem własnego poczucia wartości i swojego bezpieczeństwa, nie licz, że ktoś Ci to ma zapewniać. 

 

  • Lubię to 1

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...