Skocz do zawartości
Forum

Zdrady męża i namawianie żony do seksu grupowego


Gość Arianna

Rekomendowane odpowiedzi

Arianno, sama piszesz, że tkwisz w BAGNIE. Skoro jestes silna to powinnaś mieć siłę, aby z tego bagna wyjśc. Zostaw go, podejrzewam, że i tak spadnie na cztery łapy jak kot. Jak możesz pozwolić, żeby taki perfidny manipulant i oszust żył z Toba i dzieckiem. Jaki to wzorzec dla dziecka? Pomyślałas jak krzywdzisz psychikę własnego dziecka trzymając się tego chorego układu?

Love, laugh and live! :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli go kochasz.... to walcz. Sposobem walki może byc separacja, w której żyjecie osobno ale nie wiążecie się z nikim innym. Niech mąż udowodni Tobie i sobie że wierzy w to co opowiada innym ludziom i DDA by im pomóc (że można żyć normalnie, byc szczęśliwym i dawać szczęście). Chybaże ich okłamuje..... Fajnie gdyby udało Ci się odciąć emcjonalnie od tego co on robi ( w takim sensie abyś nie czuła przymusu do kontrolowania go). Kochaj nie tylko jego ale i siebie i bądź dla siebie dobra; mąż powinien zobaczyć że nie żartujesz z rozstaniem : on przyzwyczaił się juz do tych tekstów- owszem reaguje( to robi wrażenie na jego emocjach)- ale wie że i tak nie odejdziesz... Gdyby zobaczył że odcięłaś się i nie reagujesz na jego krętactwa, okazujesz chłód; mówisz że nie interesuje cie co słychac u jego kolezanek, zapytaj czy tak świetnie jak w sprawach koleżanek orientuje się co Ty czujesz ! I nie wchodź z nim w dyskusje. Kochaj go ale kochaj siebie i szanuj. W małżeństwie jesteście WY a nie on! Co do separacji- powiedz że potrzebujesz czasu i chciałabys odpocząć, chcesz zająć się sobą i młodszym dzieckiem ( dla starszego zrobiłas co byłaś w stanie- czas się usamodzielnić...). Powiedz że nie chcesz już tak życ, że czas na zmiany teraz albo nigdy. CZas pokaże czy wrócicie do siebie. Jeśli prosi cie o szansę - powiedz że separacja będzie szansą gdyż wiele razy obiecywał a słowa nie dotrzymał- teraz szansa odbędzie się na Twoich warunkach, które musi zaakceptować. Wiem, że to będzie trudne ale musisz ocalić siebie, nabrać dystansu. Nie mówię żebyś olała swojego męża, ale są sytuacje dla których musimy zrobic coś wbrew uczuciom i emocjom żeby nie zginąć... Mąż kiedy zobaczy zmianę w Tobie.... zacznie myślec o Tobie i może łaskawie pójdzie się leczyc by ocalić najlepszą rzecz jaka mu się w życiu przytrafiła.

Odnośnik do komentarza

P.S
Nie jesteś jego matką; nie jesteś odpowiedzialna za jego przeżycia z dzieciństwa, nie jesteś odpowiedzialna za jego błędy i ich skutki ani za wybory; jesteś odpowiedzialna za siebie. Mąż jest dorosły. Traktuj go jak partnera a nie jak synka. NIech zrobi coś ze sobą a kiedy zrobi - porozmawiacie o powrocie-nie obiecując że do siebie wrócicie)

Odnośnik do komentarza
Gość Pustułka

Słuchajcie to jest trudne tak odejść. Zauważcie, że ona jest pod bardzo dużym wpływem. To już jest pranie mózgu. ona stara się być odpowiedzialna za siebie i za niego a on to wykorzystuje. Myślicie, że ona o tym nie wie. To już jest myślenie ofiary, jej maż wmówił jej pewnie że nie zasługuje na lepsze życie i jego stan to jest jej wina bo ona do tego doprowadziła. to już jest uzależnienie jednej osoby od drugiej i bardzo trudno będzie się jej z tego otrząsnąć. Pomyślcie co byście zrobiły gdyby wam ktoś codziennie grał na wyrzutach sumienia, na poczuciu winy a jednocześnie przepraszał i deklarował miłość. Jakby ktoś powtarzał wam codziennie że jesteście głupie to po 1000 razie byście uwierzyły. Tylko osoby o naprawdę silnej psychice nie dają sobie wmawiać takich rzeczy. Pamiętajcie że on jest psychoterapeuta i doskonale wie jak manipulować i mącić w łowie, zaburzając tym samym własne myślenie.
Owszem powinna od niego odejść i to jak najprędzej, potem terapia z jakimś naprawdę dobrym terapeutą. Konieczna wydaje mi się izolacja od męża tak by nie wpływał na nią i na jej postępy w terapi. Dużo wody uplynie zanim ona zrozumie jaką wielką krzywdę jej zrobił.
Naprawdę wspołczuje Jej i życzę uzdrowienia sytuacji.

Odnośnik do komentarza

Wczoraj rozmawiałam z mężem. Nie przyznałam się, że wiem, ale zauważyłam, że list miłosny, który kilka lat temu do mnie napisał, wysłał do pewnej kobiety (nie tej swojej przyjaciółki - zresztą - do niej też go kiedyś wysłał, zmieniając imię). W każdym razie rozmawiałam z nim o nas. Powiedziałam, że nie można mieć wszystkiego, że nie może jednocześnie być ze mną i prowadzić podwójnego życia. Że przegra wszystko, jeśli nie zaprzestanie chorych kontaktów z innymi kobietami. Że nie jestem w stanie go uratować, że jeszcze o niego walczę, ale w ostateczności, mimo że go kocham całym sercem, ze względu na dziecko nie pozwolę, by mnie pociągnął za sobą w przepaść i nie pozwolę, by mnie zniszczył. Że musi zrezygnować z czegoś, wybrać to, co jest dla niego lepsze - ja, albo to życie, które prowadzi. Stwierdził, że to go cieszy (że nie dam się zniszczyć), bo się bał, że jestem współuzależniona, bo mam wszystkie objawy. Przyznał też, że gada z innymi kobietami i podpuszcza je, bo ma silną potrzebę bycia kochanym. Kurczę - gdy prowadzę z nim rozmowę, to nieomalże chcę, by wykonał ten ruch i powiedział, że się rozstajemy - ale nie ze złością ani z tym koszmarnym dołem, ale tak zwyczajnie, bym nie odczuwała potrzeby pocieszania go. Czuję, że on się nie zmieni. Nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, że ma tak zwichrowana psychikę.
On ma totalnie zafałszowany obraz rzeczywistości, naszego związku, siebie. Ma poczucie, że to on nas utrzymuje, a to nieprawda, bo zarabiam teraz nieźle i mam stypendia. W tym miesiącu nawet połowy opłat nie zrobił, bo miał inne wydatki. Żywność też tylko ja kupuję. Nie wiem, dlaczego on ma tak nawalone w głowie. Aż wściekłość we mnie kipi.

Odnośnik do komentarza

Wieczorami, gdy siedzi na tym pieprzonym gg, mam ochotę wyć z bólu, upokorzenia i wściekłości. Nienawidzę siebie i gardzę sobą, że udaję, że nie wiem, co on robi i co pisze. A udaję - by nie wszczynać awantur, by nie usłyszeć, że go kontroluję. A może boję się takich ostateczności? Ja wiem, że to są powody do rozwodu, ale nie wiecie, jak wygląda jego lodowata wściekłość, zamknięcie się totalne w sobie - jakbym miała nagle obok siebie obcego człowieka. DDA w ten sposób chronią siebie - w obawie przed zranieniem.
Gdy siedzi na gg zakładam na uszy słuchawki by nie słyszeć stukania klawiatury - ten dźwięk wywołuje we mnie autentycznie kłucia w sercu, mam ochotę walić głową w ścianę albo wykrzyczeć wszystko i dużo dużo przeklinać.

Odnośnik do komentarza

Nic nie zrobiłam
Tkwię w tym samym miejscu, jak tkwiłam.
Boję się tu wchodzić, bo wiem, co od was przeczytam. Nigdy bym nie przypuszczała, że zabrnę tak daleko. Jestem zmęczona. Chcę, by sam odszedł. Pieniądze z konta znikają, twierdzi, że potrzebuje na psychoterapię. Kilka dni temu nie nocował w domu, bo chciał pobyć sam. Myślę, że spotkał się z jedną ze swych przyjaciółek. W torbie miał prezerwatywy. Wczoraj kupił buty na obcasie piękne na allegro - twierdzi, że koleżanka odda mu za nie pieniądze. A ja udaję że wierzę. Nie dostałam pieprzonego prezentu ani na gwiazdkę (twierdził, że coś dla mnie robi, no ale nie dostałam tego czegoś) ani na urodziny miesiąc temu. Nic, kompletnie. W tym czasie wiem, że kupił przyjaciółce bilety na koncert IRY, słyszałam, jak mówił, że włoży je jej do skrzynki na listy.
Sama siebie nienawidzę i sobą gardzę.
Nie potrafię sama odejść.
Nie rozumiecie tego. Nie mogę go wyrzucić. Nie poradzi sobie beze mnie. A raczej - myślę, że sobie poradzi, tylko on w to nie wierzy. Ostatnio znowu ponowiliśmy rozmowę o rozstaniu. Na drugi dzień wysyłał mi smsy, że mnie kocha i został. A ja wtedy - rano, sama ze sobą godziłam się, że on odchodzi. Nie czułam smutku, raczej pustkę, ale też jakąś dziwną ulgę, że wszystko (prawie) zostało powiedziane - wszystko, oprócz wyrzucenia z siebie wszystkich krzywd, jakich doznałam. Czy to wszystko można wybaczyć? Chwilami go nienawidzę za to wszystko, co zrobił nam. jak można było tak wszystko spieprzyć? Kobieta za kobietą, kochanki, kłamstwa, oskarżanie mnie, że to ja jestem kontrolująca, że wszędzie wietrzę zdradę - jego wściekłość o to - a potem dowody, albo jego przyznanie się do winy. To ja żyję w ciągłym poczuciu winy, że mu życie spieprzyłam. Dlatego trudno mi zacząć rozmowę o rozstaniu. Ludzie z bardziej błahych powodów rozwodzą się, a ja tkwię jak mucha w pajęczynie. Wiem, jak on reaguje na rozmowy o rozstaniu. Boję się zacząć. Ale gdyby tylko on zaczął - jak ostatnio - dałabym mu ten cholerny rozwód.
Myślę, że nie ma czego ratować.
Chciałabym ratować wszystko całym sercem, ale nie ma na czym budować. Tyle krzywdy, poniżenia, nie potrafię przestać myśleć o tym. Nie jestem w stanie wyrabiać się z pracą, zawalam wszystko - myślę tylko o tym - o tej beznadziejnej sytuacji. Niech to się skończy - czekam na koniec jak na jakąś cholerną amputację, bo leczyć się tego nie da. Tylko niech to on odejdzie. Chciałabym go na zdradzie przyłapać. Wszystko byłoby takie proste, takie pięknie, bosko oczywiste. a tak - z bólu wszystko w środku we mnie wyje.

Odnośnik do komentarza

Arianno, zobacz jaka jesteś nieszczęśliwa, a wszystko przez mężczyznę, który Cię nie kocha i nie szanuje. Nie rozumiem tylko jednego - dlaczego się nim przejmujesz, że sobie nie poradzi, albo że w siebie nie wierzy? A on się Tobą przejmuje? Po co to robisz? Chcesz żyć tak do końca swoich dni, mijając obok siebie mężczyzn, którzy mogą dać Ci raj, będąc z facetem, który robi Ci piekło? Ty jesteś strasznie zmanipulowana i uzależniona od tego człowieka. Nie wiem czy Tobie nie jest potrzebny psycholog, bo jesteś strasznie mówiąc brzydko, zahukana przez męża. Żyjesz jego dobrem, poświęcasz się, krzywdząc tak naprawdę samą siebie. Wcześniej widziałam w poście, że macie dziecko. Naprawdę chcesz aby za jakiś czas poznało prawdę? Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw! Jeśli Tobie jest ciężko odejść ze względu na dobro męża [co mnie cholernie dziwi], to odejdź dla dobra dziecka. Ono też jest krzywdzone - nie bezpośrednio, ale Twoje samopoczucie i stan zdrowia na pewno się na nim odbija. jak nie teraz, to w przyszłości to zauwazysz. Przed nastolatką nie ukryjesz swoich emocji tak jak przed dzieckiem. Źle robisz, że z nim jesteś i sama o tym wiesz. Tylko wiesz co? Ja myślę, że Ty się na to godzisz bo to akceptujesz. Ty nie boisz się tego, że on sobie nie poradzi. Nie. Ty boisz się, ze Ty sobie nie poradzisz. Twój mąż jest cwany i zaradny, on sobie ułozy zycie z każdą następna i o Tobie zapomni już po chwili. Dla niego jesteś tylko kobietą w domu, która stwarza mu pozory rodziny i nic więcej. Pewnie jak nie Ty - pojawi się inna, przeciez jakby Cię kochał to by nie robił tego wszystkiego. To Ty się boisz życ sama, jesteś zniewolona przez niego, uzalezniona, jestes tak potepiona przez tego człowieka, że boisz się, że nie poradzisz sobie sama, dlatego tkwisz w tym związku. A im głębiej w las tym więcej drzew jeśli teraz nie zerwiesz tych więzi zostaniesz w nich do końca życia. Ale to jest przeciez Twój wybór. Wiele kobiet godzi się na bicie, gwałty i niewiadomo co jeszcze, ze strony ich partnerów, bo wydaje im się, że to normalne, że przecież to ich partnerzy, mężowie. To jest własnie smutne. Że zamiast uciekać od gorąca, Ty wpadasz w ogień, pozwalasz sobie na to i to akceptujesz, bo tak Ci wygodniej, bo tak chcesz. Niestety, taka jest prawda. Nie potrafisz odejść bo nie chcesz, a to nic trudnego. Ty po prostu nie chcesz i tyle.

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

wiesz co to co piszesz jest przerażające. Nie wiem jak to wytrzymujesz, nie czekaj aż on odejdzie, zrób to pierwsza, bo taki stan rzeczy może trwać rok, a może 10 lat. Pomyśl o swoim dziecku, co mu przekażesz, brak szacunku do samej siebie, wykorzystywanie, poniżanie... zastanów sie nad tym, jesli nie masz siły dla siebie to zznajdź dla niego...

Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał. Bertold Brecht

Odnośnik do komentarza
Gość eye of the tiger

Wiesz moim zdaniem to TY jesteś współuzależniona. Na samym początku pomyślałam dlaczego ona nie odjedzie... ale teraz czytając Twoje posty widze że to jest uzależnienie. On ciebie uzależnił od siebie, od swoich nastojów, krzywd i poniżeń. TY jesteś chorą osobą, która bardzo potrzebuje pomocy, ale nie chce się po nią zgłosić. Musisz zacząć ratować siebie, bo inaczej pewnego dnia skończy się to tragedią, bo żaden człowiek choćby nie wiem jak silny psychicznie był tego nie wytrzyma, zrobisz coś głupiego albo sobie albo jemu... według mnie to kwestia czasu, dlatego zastanów się czy nie warto było by rozpocząć leczenia by do tego nie dopuścić. Musisz walczyć o siebie, o swoje dziecko i jego bezpieczny i prawidłowy rozwój psychiczny, bo inaczej przepraszam za słowa wychowasz go na ofiarę. Ty sama moim zdaniem cierpisz na syndrom ofiary... Walcz kobieto o siebie...

Odnośnik do komentarza

Znowu jestem. Tyle czasu minęło... Mam nareszcie pracę- pół etatu, ale samodzielnie prowadzę biuro przychodni lekarskiej. Nie rozstałam się z mężem - tkwię w tym nadal. Wiele było rozmów o rozstaniu. Godziłam się z tą myślą. Awantury i temat odejścia to były zawsze sprawy, które wypływały w nocy. Ustalaliśmy, że się rozstajemy, rano byliśmy dla siebie uprzejmi, a potem dostawałam smsy, że chce spróbować jeszcze raz. W duszy nie chciałam się godzić na ten jeszcze raz, ale nie potrafiłam odmówić. Po kilku dniach wszystko było tak samo. Niedługo moja córa ma urodziny. nie mogę się z nim rozstać właśnie teraz ze względu na nią. Od kilku dni jednak utwierdzam siebie w przekonaniu, że muszę od niego odejść. I tak sobie po cichu pomyślałam, że na pewno znowu stchórzę. Mała dzień po urodzinach jedzie z moimi rodzicami w góry na dwa tygodnie - to byłby idealny moment na rozmowy, na koniec. Mogłabym mu dać dwa tygodnie czasu na wyniesienie się z mieszkania, ja w tym czasie zamieszkałabym w pustym mieszkaniu rodziców. Niech weźmie wszystko co chce i odejdzie. Boję się tego, co będzie potem, ale bardziej boję się jego powrotów, tego strachu, że nie mogę zgłosić swych pretensji. W ostatnim czasie już nawet moje pieniądze dawał przyjaciółce, bo ona nie ma z czego żyć. A ja się godziłam. Gdy widziałam, jak podchodzi, jak mówi do mnie słodko i potulnie, używając zdrobnienia mojego imienia - zawsze wtedy wiedziałam, że chodzi o kasę. Wtedy błagałam go w myślach, by przestł, bo wiedziałam, że nie potrafię odmówić. Policzyłam , ile zarabiam. W wakacje jest ciężko, bo nie mam korków ani stypendium. Ale od października mam tyle, że mogę żyć skromnie z dzieckiem i jeszcze odkładać troszkę na czas wakacji. Dziecko już widzi, że coś jest nie tak, zaczyna mnie bronić. On jest coraz smutniejszy, coraz później wraca do domu, nocuje czasem poza domem. A ja nic... Czuję, że sił mi już brak, że zostało akurat tyle, by odejść, a potem, jeśli nie odejdę, nie będę już potrafiła. Pomóżcie mi. Czasem czuję, że zwariowałam, że to ja mam nawalone w głowie, że to ja wszystko zniszczyłam. Chciałabym się z nim rozstać definitywnie, na zawsze. Nie chcę, by mnie męczył gadaniem o tym , że to ma być czas rozstania, że możemy budować od nowa. Nie chcę już nic budować. Gardzę sobą, nim. Ostatnio byłam przez niego całowana, gdy błagał, bym się zgodziła na sex z drugim facetem. Żygam sobą. Wierzę w Boga. I nic nie mam na swe usprawiedliwienie. Znowu płaczę nad sobą. Dlaczego tak dałam się upodlić? Wszyscy mnie mają za nieczułą i silną, a ja nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Muszę kończyć. Proszę, napiszcie do mnie. Wołam o pomoc, sama nie dam rady.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...