Skocz do zawartości
Forum

Trudna relacja z partnerem...


Gość Zniesmaczona kobieta

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Zniesmaczona kobieta

Jestem w związku na odległość z mężczyzną z którym mam dziecko (roczne). Przyjeżdża on do nas rzadko (był z wizytą 2 razy od urodzenia się dziecka). Co chwilę kłócimy się o bzdury, on jest dla mnie wredny i raz mnie chwali, a następnym razem neguje np. zrobiłam sobie makijaż to powiedział, że ładnie wyglądam, a jak do tego pomalowałam sobie usta to mówił, że wyglądam jak dzi*ka- on twierdzi, że to w żarcie mówi, ale ja nie mogę się jakoś ani trochę z tego śmiać. W związku jesteśmy ok 3 lat, ale ciężko to nazwać związkiem (nasza relacja opiera się praktycznie tylko na sexie o ile jaśnie pan przyjedzie z wizytą). Zawsze jak patrzę wstecz to żałuję, że z nim jestem, ostatnio nawet jak z nim rozmawiałam przez Skype to tak mnie wkurzał, że zaczęłam myśleć o innych mężczyznach (nie wiem czy to normalne). Nie mam z nim ślubu, mogłabym go rzucić w każdej chwili. Było już parę razy tak, że praktycznie już go zostawiłam, ale on wtedy zaczyna mówić że mnie kocha i potem robiło mi się go żal i czułam że nie mogę go tak zostawić (może dlatego że zostawił dla mnie żonę). Kiedy pyta mnie czy go kocham z trudem przechodzi mi to przez usta, ale mówię że tak.
Ogólnie mam coś takiego, że nie mówię tego słowa (kocham) raczej wcale bo jak byłam mała to nikt mi nie mówił, że mnie kocha. Nawet moja matka rzadko mi to mówiła. Mówiła to ale tylko wtedy jak nazwała mnie np. osłem, głupim dzieckiem itp. albo jak mnie zdzieliła, a potem było jej głupio i zaczynała mówić, że mnie kocha i próbowała się przytulać (tylko wtedy mnie przytulała, a raczej próbowała bo ja ją odpychałam).
On wymaga też żebym mówiła że go kocham. Zatrzymuje mnie przy nim dziecko bo boję się, że przestanie mi wysyłać na nie jakiekolwiek pieniądze. Myślę też że boję się zostać sama, w sensie bez mężczyzny- chociaż i tak fizycznie go przy mnie nie ma. Widzę go tylko przez Skype (nawet codziennie) ale raczej mnie to denerwuje niż pociesza. Mam jak każda kobieta potrzeby i nie chodzi tu tylko o rozmowy, ale raczej o sex. Czasami widzę mężczyznę na ulicy i myślę, że nie przeszkadzało by mi nawet oddać się nieznajomemu gdyby ten nieznajomy się do mnie odezwał. Czy to jest normalne że kobieta myśli o sexie z nieznajomymi jak jest już w związku?
Czy mój związek jest toksyczny? Czytałam dużo o toksycznych związkach, większość opisów pasuje do mojego "związku". Z tego co wyczytałam to nawet ja jestem ileś winna tej toksyczności (np. często się pytam gdzie jest i z kim i do której godziny ta osoba u niego będzie) Jak jest u niego jakaś koleżanka to od razu w wyobraźni widzę makabryczne sceny zdrady (wyobrażam sobie nawet jak ta domniemana kobieta nosi już po wszystkim jakieś moje ubrania które u niego zostały). Dodam, że on ma problem z alkoholem i za każdym razem kiedy mu mówię żeby nie pił to robi się agresywny i np. rozłącza telefon a potem się nie odzywa parę dni albo łaskawie odpowie na smsa, ale to ja muszę wtedy pisać pierwsza bo jaśnie panu to by chyba palec odpadł jakby miał odpisać pierwszy. Jak słyszę przez telefon że jest napity to czuję ogólną słabość (w mięśniach) zaczyna mną trząść jakbym się bała tego, odechciewa mi się z nim rozmawiać. Może tak mam bo nie raz widziałam go na żywo pijanego i obojętnie co mówiłam zachowywał się tak jakby miał mnie zaraz uderzyć (jakby co to do tej pory mnie nie uderzył). Czy warto w ogóle walczyć o to co i tak już chyba dawno się rozpadło? Przed tym jak go poznałam miałam znajomych, utrzymywałam z nimi jakiś kontakt albo na facebooku albo telefoniczny. Jak zaczęłam z nim pisać (na fb) wszystko było ok bo nie pisałam tylko z nim (było też paru innych mężczyzn którzy o mnie zabiegali). Potem zdecydowałam się z nim spotkać (w sumie tylko na sex). Po tym spotkaniu on zaczął mi mówić że mnie kocha. Wiedziałam że on ma żonę, ale to on sam zdecydował się na spotkanie, ja go do tego nie zmuszałam. Mogłam znaleźć sobie wtedy kogoś innego ale wypadło akurat na niego. Spotykaliśmy się (w wiadomym celu) co ok miesiąc i wtedy się zaczęło... On zaczął być zazdrosny o innych mężczyzn, wystarczyło że zaczęłam z jakimś pisać równolegle jak pisałam z nim (na fb). On odrazu pytał się z kim piszę (wiedział że piszę z kimś jeszcze bo wolniej odpisywałam). Na następnym spotkaniu zaczął mi grozić, ale nie tylko mi. Mówił że albo przestanę pisać z tym "gościem" albo stanie się coś i mi i jemu. Od tamtego spotkania dużo się zmieniło. Pisałam ze znajomymi coraz mniej (nie interesowało mnie ich życie) z mężczyznami nie pisałam już wcale i tak oto został ten mój "wybranek". Doszło do tego że po pewnym czasie usunęłam facebooka i został mi tylko ten z którym jestem do dzisiaj.
Na dzień dzisiejszy nie mam żadnych znajomych (jest to straszne). Kiedy on do mnie nie piszę to zostaję sama z dzieckiem. Zostaje mi tylko rodzina i to tylko ta najbliższa. Kiedyś ON mi powiedział że mogę sobie znaleźć koleżanki, bo kolegów to już nie. Czuję się osaczona i jakbym nie miała swojej woli. Nie mogę mieć zwierząt bo ON mi nie pozwala. Wszystkie zainteresowania jakie kiedyś miałam zostały utracone! Lubiłam gotować, lubiłam zwierzęta lubiłam jeździć na rowerze, a teraz została jedna wielka pustka i nic mnie już nie interesuje! Nie wiem co zrobić żeby cokolwiek mi się chciało! Czasami nie chce mi się żyć. Czasami nawet jak on nie pisze dłuższy czas to staję się szczęśliwa (tylko na początku jestem wściekła że mnie olewa) i coś mi się chce a potem on znowu zaczyna wymagać żebym weszła na Skype i znowu mam doła.
Co mam zrobić? Czy takie odczucia są normalne? To że siedzę z dzieckiem i nie mogę się nigdzie ruszyć bez niego (dziecka), ani czasem nawet nie mogę się codziennie wykąpać... Czy to też może być powodem utraty zainteresowań? Dodam że był okres kiedy kochałam ojca mojego dziecka, ale teraz to już sama nie wiem jak to nazwać. Może uzależnieniem? Może strachem przed samotnością?

Odnośnik do komentarza

Wszelkie decyzje musisz podejmować sama,widać ,że uzależniłaś się od niego psychicznie...
Nie piszesz jaka dzieli was odległość,ale skoro tylko dwa razy widział dziecko ,to mniemam ,że pracuje gdzieś za granicą,
praktycznie go nie znasz ,bo jak można się poznać widując się okazjonalnie,
dlatego powinnaś z nim zamieszkać,żeby się przekonać czy w ogóle da się z nim żyć,bo ja mam wątpliwości,lub dać sobie spokój z tym związkiem/nie związkiem.

Co do jego żony ,to ja nie byłabym taka pewna,być może są razem i ona nic o Tobie nie wie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Kiedyś u niego byłam (z 2-3 razy), i tak mieszka on za granicą. Maksymalnie wytrzymałam z nim ok 2 tygodni bo potem on stawał się nie do zniesienia. Praktycznie nigdzie nie wychodziliśmy- obiecał mi wspaniałe wakacje a okazały się koszmarem... O tym jednak wolę zbyt dużo nie pisać.
Jak chcę podjąć decyzję to on zaczyna mi mydlić oczy. Zaczyna mówić że mnie kocha i że wszystko dla mnie zrobi itp. a potem że to moja decyzja czy z nim zostanę czy nie i czy sobie polepszę czy pogorszę (pewnie chodzi o te pieniądze co przesyła na dziecko). Wiem że jego była już żona się dowiedziała o nas bo do mnie pisała i wyzywała mnie od... najgorszych. Potem żyliśmy w sumie jak w trójkącie, tyle że jego żona myślała że on już ze mną nie jest. Parę razy przyłapała go jeszcze na tym że ze mną piszę- ale to już z jego głupoty. Potem doszło do rozwodu. Najgorsze było to że ja myślałam że on chce się z nią rozwieść (bo tak mówił) a potem się okazało że jej też mydlił oczy i próbował się z nią nawet pogodzić i zejść. Mi mówił że z nią nie sypia a potem okazało się co innego. Ona też z resztą z nim nie mieszkała. On żyje tak że za granicą pracuje i spotyka się ze znajomymi na chlanie, a do Polski to na sex i jak to on mówi na "odchamienie" no i w sumie też na chlanie. Nie wiem czy mnie nie zdradza, bo skoro zdradził żonę to mnie może tym bardziej. Jak się go pytam czy kiedyś mnie zdradził to stanowczo zaprzecza (myślę że aż zbyt stanowczo, wręcz zaczyna się oburzać jak ja w ogóle mogłam tak pomyśleć a co dopiero pytać). Najbardziej to mi chodzi o dobro dziecka, ale też nie chcę być z kimś kto mnie ogranicza tak jak on i neguje praktycznie każdy mój sukces. Tylko jak się przełamać i powiedzieć "To koniec". Jeszcze nigdy wcześniej nie rzucałam faceta- bo muszę go rzucić bo ze sobą "chodzimy". Wolałabym żeby to on to zakończył, ale wiem że tak się nie stanie. Chciał mnie nawet zostawić bo postawiłam mu ultimatum że albo ja albo alkohol no i powiedział wtedy że nie będzie wybierał i to chore że daję mu takie ultimatum. Jego wspaniali koledzy od kieliszka mu oczywiście doradzili że nie ma sensu być z taką kobietą co próbuje ingerować w życie faceta i mu czegoś zakazywać. Nie odzywał się parę dni, a potem znowu zaczął pisać jak gdyby nigdy nic. To jest najgorsze, że raz się kłócimy nie odzywamy się do siebie tydzień i czuję się wolna, a potem on znowu piszę i dzwoni tak jakby się nigdy nic nie stało. Gdyby to się zakończyło to miałabym czyste sumienie i szukała sobie kogoś innego na jego miejsce, a tak to jestem uwięziona i przecież nie będę szukała kogoś jak jestem w "związku". Z resztą boję się że trafię na jeszcze gorszego mężczyznę niż na niego. Nie mam bogatego doświadczenia z mężczyznami, w szkole kiedyś też raczej nie rozmawiałam z chłopakami. Ojciec nie mieszkał z nami i nie wiem jakiego mężczyzny szukać. Każda by chciała wysokiego, dobrze zbudowanego, troskliwego mężczyznę. Najlepiej jeszcze żeby nie miał żadnych nałogów (wiadomo alkohol to najgorsze co może być/ ale w sumie narkotyki to też niezły syf). Takich ideałów to nie ma a zwłaszcza dla mnie. Szpetna nie jestem ale wiadomo z dzieckiem no i studiów też nie skończyłam także jestem pewno praktycznie bez wartości.

Odnośnik do komentarza

To nie trudna relacja z partnerem, tylko związek z psychopatą... toksyczna relacja, w której na przemian Ty z jego żoną - i może kimś jeszcze przez skype - jesteście metaforycznie mówiąc kołdrą. A on... on jest haremowym kurierem, który logistykę lawirowania między Wami ma opanowaną do perfekcji. Perfekcji do tego stopnia, że w mgnieniu oka stajesz się partnerką na pole position. Szantaż emocjonalny jakiemu jesteś notorycznie poddawana jest określany praniem mózgu.
Zostałaś w sposób koncertowy pozbawiona logicznego myślenia o granicy dobra i zła, nawet w odniesieniu do Twojego wyglądu, tudzież istoty kobiecości czy seksapilu.
Patrząc w lustro nie widzisz w 100% siebie i swojego piękna; widzisz to, co on w Tobie bardzo skutecznie zdemolował - odnosząc się tu do jednego zdania

zrobiłam sobie makijaż to powiedział, że ładnie wyglądam, a jak do tego pomalowałam sobie usta to mówił, że wyglądam jak dzi*ka- on twierdzi, że to w żarcie mówi, ale ja nie mogę się jakoś ani trochę z tego śmiać.

Jak na dzień dzisiejszy oceniasz swoją atrakcyjność jako kobiety w oczach mężczyzny?
Tylko nie pisz tego w odniesieniu do swojego pseudo partnera, bo on nim - mężczyzną - raczej nigdy nie był.

Jesteś wrakiem człowieka poniekąd na własne życzenie, a ma to związek z uzależnieniem się Ciebie od Niego.
Zrobiłaś wszystko, o co kat Cię poprosił, by zyskać jego uznanie... ale to anie nie miało nic wspólnego z prośbą, ani tym bardziej z zyskaniem jego szacunku względem Ciebie.
Przykre, ale prawdziwe...

Odnośnik do komentarza
Gość pa_szczak

Bags !

Uważam, że się mylisz.

Zniesmaczona kobieta !

Przeczytaj dokładnie to, co sama napisałaś. Wyrwałaś żonatego faceta i wtedy Ci to nie przeszkadzało. Czego oczekiwałaś ? Księcia z bajki ?
Spójrz może na siebie. Jak dla mnie to przyganiała motyka gracy a oboje byli jednacy.

Odnośnik do komentarza

pa_szczak
Bags !

Uważam, że się mylisz.


Skoro tak, to przeczytaj jeszcze raz i wyłuskaj z tekstu podobieństwa do tego:
Kilka 'aktywności' wampira emocjonalnego:
- deprecjonowanie waszych pasji, zainteresowań, dokonań, na początku w żartach, które z czasem stają się natarczywe
- próba zrzucenia win wynikających z jego strony na was - odwrócenie 'kota ogonem'
- dotkliwe, notoryczne uwagi na temat waszego wyglądu, stylu ubierania się, tzw. 'małe szpilki'
- nieumiejętność rozmowy, trzaskanie drzwami, a tym bardziej brak poczucia winy z jego strony
- ignorowanie, próby sił przy znajomych
- wieczne fochy i obrażanie się, nawet przy spokojnej rozmowie, którą on prowadzi do karczemnej awantury
- kompletny brak szacunku pod przykrywką 'nie umiem wyrażać uczuć'
- próby odciągnięcia od nabliższych
- granie na waszych emocjach, czasie i pieniądzach
- pozowanie na kochającego, dobrego partnera, który rzuca wszystko dla was, dopóki grozicie mu odejściem
- wszelkie pozostałe próby przemocy psychicznej, prowadzące do znacznego obniżenia pewności siebie, rezygnowania ze swoich zainteresowań, przyjaciół, prowadzące do przejęcia całkowitej kontroli nad waszymi emocjami

Jak wy czujecie się w związku z wampirem emocjonalnym?
- wykończone, śpiące, niekochane, nieakceptowane
- zaczynacie zwracać uwagę na bzdury i drobnostki w swoim wyglądzie, co często prowadzi do niskiej samooceny
- odcinacie się od ludzi wokół, gdyż zazwyczaj jemu osoby z waszego towarzystwa 'nie pasują'
- rezygnujecie z siebie kompletnie


a potem wystaw słuszną diagnozę...
Bo od tego typu zależności, to aż roi się w tym, co pisze autorka wątku.

Odnośnik do komentarza
Gość pa_szczak

Bags !

Jeśli ktoś powołuje się na jakąś opinię, to powinien wskazać na źródło. Sorry ! .... ale kto jest tym Wielkim Guru ?

Po drugie zaś zauważyłem, że w swoich ocenach starasz się zwykle na obiektywizm a tym razem to chyba nie przeczytałeś dokładnie, co napisała autorka wątku. Jak dla mnie to ona w dużej mierze jest sama sobie winna.

Odnośnik do komentarza

Jest po części sama sobie winna, Nie mniej jednak ja tu dostrzegam kluczową rolę Jej "żonatego" partnera.
Co do źródła, to odwołuje się do tego wielokrotnie w swoich postach.
A jeśli zauważyłeś w moich wypowiedziach obiektywizm a nie widziałeś skąd wynikają te spostrzeżenia , to coś jednak Ci umknęło uwadze...
źródła też tam są podane w linkach, a szczególnie powtarza się jeden, bo jest on opisem "w pigułce" tego, co w książce ma dobre 300 stron...
http://www.psychotekst.pl/artykuly.php?nr=314

Poza tym, ktoś kto to przerobił od deski do deski w każdej postaci na sobie, to sęk w tym, że te chore zależności dostrzega z marszu; nawet "między wierszami".

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Do "pa_szczak" Pisałam że może i ja tworzę atmosferę toksycznego związku, nie będę się wzbraniać przed krytyką, wiadomo że każdy spojrzy na mój problem inaczej. Ty akurat twierdzisz że jestem taka sama jak mój partner. Niech Ci tam będzie. Ja nie robię mu takiego prania mózgu jak on mi. Nie trzymam go przy sobie siłą, chcę go zostawić a on wtedy trzyma się jak rzep psiego ogona i tak bardzo zapewnia o swojej miłości do mnie. Jak on chce być z kimś innym to niech odejdzie i mnie zostawi w spokoju, obydwoje się męczymy ze sobą tylko dlaczego on nie chce odejść? Też się pewnie boi zostać sam, albo boi się co teraz będzie z dzieckiem? Pisałam też że to on zaczął się do mnie zalecać a nie ja do niego. Mężczyzna sam decyduje czy zdradzi żonę czy nie. On mówił że jest w związku bardzo nieszczęśliwy i że jego żona jest popie*szona i się nad nim znęca (dodam że nie należała do najpiekniejszych-była gruba). Mówił że praktycznie już ze sobą nie są i niedługo się rozwiedzie, a rozwiódł się dopiero po 2 latach jak dowiedział się że jestem z nim w ciąży. Jak chcę go zostawić to jedzie mi na psycho i mówi że "Wszyscy mu mówili że tak będzie, że go zostawię" (w domyśle rodzice i znajomi "od kieliszka"). Podkreślę jeszcze że on mówił że nie zostawia żony ze względu na mnie tylko już od dawna TO (zerwanie z nią) planował.
Do "Bags" Pytasz "Jak na dzień dzisiejszy oceniasz swoją atrakcyjność jako kobiety w oczach mężczyzny?" a więc odpowiem. Czuję że jestem zbyt gruba (tragedii nie ma ale mogłabym wyglądać lepiej), że jestem mało warta, a już w ogóle rozstępy po ciąży mnie dołują. ON mówi że te rozstępy nie są złe ale ja widzę przecież jak TO wygląda. Właśnie zaczęłam się odchudzać i dbać o siebie i mam nadzieję że poczuję się dzięki temu lepiej, niedługo zacznę się jeszcze dalej kształcić i mam nadzieję że to doda mi sił i pomoże mi poznać nowych ludzi.

Odnośnik do komentarza

Ja nie widzę przyszłości dla tego związku,musisz się zdecydować czy dalej tkwić w tym marazmie czy definitywnie przeciąć tą relację,
bo póki co dajesz się manipulować ,nie wiadomo na co licząc.
Na dziecko to będzie musiał płacić tak czy tak.

Wybierz się do psychologa ,bo sama raczej nie wyrwiesz się z jego "uścisku".

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

~Zniesmaczona kobieta
Właśnie zaczęłam się odchudzać i dbać o siebie i mam nadzieję że poczuję się dzięki temu lepiej, niedługo zacznę się jeszcze dalej kształcić i mam nadzieję że to doda mi sił i pomoże mi poznać nowych ludzi.

To jest bardzo dobra decyzja,potrzeba Ci siły i większej wiary w siebie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość pa_szczak

ka-wa
~Zniesmaczona kobieta
Właśnie zaczęłam się odchudzać i dbać o siebie i mam nadzieję że poczuję się dzięki temu lepiej, niedługo zacznę się jeszcze dalej kształcić i mam nadzieję że to doda mi sił i pomoże mi poznać nowych ludzi.

To jest bardzo dobra decyzja,potrzeba Ci siły i większej wiary w siebie.

Bardzo trafna uwaga. Szanowna Pani Kawa jak zwykle ma rację. Jak się weźmiesz za siebie, to na pewno Ci to nie zaszkodzi. :)

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Potrzebuje kogoś kto mnie wesprze w tej decyzji (żeby go zostawić) może faktycznie jakiś psycholog, bo sama nie dam rady. Matka (bo z nią mieszkam) raz mi mówi że to nie ma sensu, a jak ja już się zbieram na rzucenie GO to ona wtedy zaczyna mówić że powinnam mu dać jeszcze szanse i że mam myśleć o dobru dziecka, a ja się pytam ile szans dawać? Ile można?! Już z 5 szans dostawał to już chyba nie ma co dawać następnej?
ka-wa Piszesz "bo póki co dajesz się manipulować, nie wiadomo na co licząc". Wiem że daję sobą manipulować i nie wiem jak się przeciwstawić tej manipulacji. Każda kobieta liczy na oddanie swojego partnera, na czułość i zainteresowanie ze strony swojego wybranka, a już na pewno jak ma z nim dziecko. Chciałabym żeby moje dziecko miało normalną rodzinę, ale widzę że to nie jest możliwe i czuję smutek. Bo będzie ono miało tak jak ja niepełną rodzinę i pewnie taki sam problem jak ja z nawiązywaniem kontaktów z chłopcami, a później mężczyznami. Wiem że nie mam większych szans na znalezienie sobie innego mężczyzny- bo kto zechce kobietę z dzieckiem, skoro wokół pełno "lepszego towaru" :( Nikt nie zechce kobiety "po przejściach"

Odnośnik do komentarza

W sumie to ważniejsze jest dziecko niż ewentualny przyszły partner, chociaż nie możesz tak pesymistycznie myśleć,nigdy nie wiemy co nas w życiu spotka i trzeba być dobrej myśli,
bo i nie jest prawdą ,że nikt nie chce kobiety z dzieckiem.

Nie słuchaj mamy ,bo w tym wieku to mamę trzeba wysłuchać ,a nie słuchać;)
Twoje życie,Twoje decyzje i Twoje wybory,za które sama płacisz i będziesz płaciła w przyszłości.

Chyba większość młodych kobiet liczy ,że mąż/partner się zmieni na lepsze ,np.pije ...a tam, może przestanie,itp. ,
a wychodzi ,że jak się zmienia to na gorsze,
tak ,że na zmianę nie licz, bo człowieka nie zmienisz.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

~Zniesmaczona kobieta
Potrzebuje kogoś kto mnie wesprze w tej decyzji (żeby go zostawić) może faktycznie jakiś psycholog, bo sama nie dam rady. Matka (bo z nią mieszkam) raz mi mówi że to nie ma sensu, a jak ja już się zbieram na rzucenie GO to ona wtedy zaczyna mówić że powinnam mu dać jeszcze szanse i że mam myśleć o dobru dziecka, a ja się pytam ile szans dawać? Ile można?! Już z 5 szans dostawał to już chyba nie ma co dawać następnej?
ka-wa Piszesz "bo póki co dajesz się manipulować, nie wiadomo na co licząc". Wiem że daję sobą manipulować i nie wiem jak się przeciwstawić tej manipulacji. Każda kobieta liczy na oddanie swojego partnera, na czułość i zainteresowanie ze strony swojego wybranka, a już na pewno jak ma z nim dziecko. Chciałabym żeby moje dziecko miało normalną rodzinę, ale widzę że to nie jest możliwe i czuję smutek. Bo będzie ono miało tak jak ja niepełną rodzinę i pewnie taki sam problem jak ja z nawiązywaniem kontaktów z chłopcami, a później mężczyznami. Wiem że nie mam większych szans na znalezienie sobie innego mężczyzny- bo kto zechce kobietę z dzieckiem, skoro wokół pełno "lepszego towaru" :( Nikt nie zechce kobiety "po przejściach"

Powiem Ci jako osoba z doświadczeniem w tej materii, że psycholog - nawet ten najlepszy, o którego w tej toksycznej materii jest cholernie ciężko - to jedynie wskaże Ci gdzie leży problem w Tobie, co sprawiło, że popłynęłaś w tej relacji itd.
Tu jest trudna do ogarnięcia praca, ale do zrobienia, bo trzeba dotrzeć nawet do pewnych swoich nieprzepracowanych korzeni z dzieciństwa.
Analiza Jego postępowania mija się totalnie z celem, bo clou tego wszystkiego to zagadka, dlaczego tak pewna siebie kobieta pozwoliła sobie na taką demolkę na psychice.
Paradoksem jest fakt, że są to dziecięce psychozabawy, które dla ofiary są trudne do zrozumienia.
Link o książce - godnej w tym wypadku zainteresowania, bo napisana na faktach autentycznych - który podałem wcześniej, "Jay Carter "wredni ludzie" i cała masa dobrych materiałów i literatury o tej tematyce jest na internecie. Trzeba tylko solidnie zakasać do tego rękawy.
W wersji filmowej nawet słynne "femme fatale" czy "500 dni miłości"

I jedno stereotypowe - rodem niemalże ze średniowiecza - myślenie wybij sobie z głowy: tak jak nikt nie chce kobiety z dzieckiem jest tak prawdziwe, jak znalezienie kolejnej partnerki i kandydatki na żonę dla rozwodnika.
Jest to z pozoru trudne, bo panuje taki a nie inny i z gruntu istoty rzeczy chory światopogląd, ale to nie znaczy, że jest niemożliwe.
"Jeszcze będziesz szczęśliwa, choćbyś miała sobie to szczęście qwa narysować" jak mawiają ludzie z podobnymi życiowymi zakrętami, z których wyszli na prostą.
:)

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Bags Widzę że- jak to się mówi- ziomek z ciebie :) Podoba mi się jak piszesz. Byłbyś pewnie dobrym przyjacielem, masz dużo pod kopułą. Szkoda, że mi zabrakło rozumu i nie odcięłam się wcześniej od psychola z którym jestem bezpowrotnie związana do końca swoich lub jego dni (dziecko związało mnie już do końca). Nawet jak go zostawię to on będzie mnie szantażować dzieckiem i i tak będę musiała oglądać tą jego zakazaną mordę.
Kiedyś byłam u psychologa nawet u paru (ale to w innej sprawie). Dwóch było w miarę, słuchali tego co się mówiło i doradzali, trzeci- a raczej trzecia- to była totalna porażka. Kobieta której się żaliłam i zwierzałam nie patrzyła w ogóle na mnie (dłubała sobie paznokcie- aż cud, że nie zaczęła ich obgryzać) a jak już nie dłubała paznokci to patrzyła w okno. Wizyta była umówiona na 30 min i dokładnie po 30 min kobieta spojrzała na zegarek i powiedziała "Nasz czas na dziś minął, zaczniemy rozmowę od tego na czym pani skończyła". Dodam że kobieta ucięła mi mój "monolog" w pół słowa, a następna wizyta była umówiona na za tydzień... Myślę czy psycholog jest w stanie pomóc, bo niektórzy to w ogóle nie mają empatii, a poszli na psychologa tylko dlatego żeby mieć pracę (tak jak kobieta opisana powyżej)
Do ka-wa Mieszkam z matką i z nikim innym praktycznie nie rozmawiam, w sumie nie bardzo liczę się z jej zdaniem, ale ona potrafi przedstawić sytuacje tak że zaczynam wątpić czy moja decyzja jest słuszna. np. kiedyś bardzo chciałam mieć psa, ponad 10 lat błagałam żeby pozwoliła mi przygarnąć jakiegoś. Kiedy dorosłam i nadarzyła się okazja (koleżanka mamy akurat miała szczeniaczki) poszłyśmy zobaczyć pieski. Wybrałam jednego (był już zarezerwowany- bo musiał jeszcze pobyć z "mamą") Po tym miesiącu oczekiwania miałam w końcu zabrać upragnionego zwierzaka. Matka zaczęła mi mówić "przecież wiesz jaka to odpowiedzialność", "nigdzie nie wyjedziesz przez następne 10 lat", "ja nie będę się tym psem zajmować" itp. No i się przestraszyłam, zaczęłam myśleć "nie podołam", "a co jak nie będę się potrafiła zająć psem" i zrezygnowałam z psa.

Odnośnik do komentarza

~Zniesmaczona kobieta
Bags Widzę że- jak to się mówi- ziomek z ciebie :) Podoba mi się jak piszesz. Byłbyś pewnie dobrym przyjacielem, masz dużo pod kopułą. Szkoda, że mi zabrakło rozumu i nie odcięłam się wcześniej od psychola z którym jestem bezpowrotnie związana do końca swoich lub jego dni (dziecko związało mnie już do końca). Nawet jak go zostawię to on będzie mnie szantażować dzieckiem i i tak będę musiała oglądać tą jego zakazaną mordę.

Tu możemy sobie rękę podać :)
W ciągu 3 lat praktycznie przeszedłem wszystkie etapy od relacji partnerskiej przez toksyczne, hybrydowe bo 3 osobowe małżeństwo bez dziecka w pierwotnej wersji, po komiczny z perspektywy czasu rozwód z zaprzeczeniem ojcostwa z winy żony - zdrada eks - w tle.
Przypadki jakie poznałem do dnia dzisiejszego, to nawet małżeństwa ze stażem mocno ponad dekadę. Na to nie ma jednoznacznej reguły w odniesieniu do pojęcia czasu.
Co do szantażu dzieckiem niczym kartą przetargową, to pokusiłbym się tutaj na Twoim miejscu o solidną konsultację prawną, mającą na celu przyznanie alimentów, ale skazujących go na ograniczenie lub odebranie praw rodzicielskich.
A potem zmiana wszystkiego od podstaw - adresu, numeru telefonu i etc. Robisz za potoczną padlinę :)
To oddziaływanie co prawda nigdy nie zniknie, ale można je skutecznie zminimalizować, by nie było to w przyszłości tak męczące.

Ja od dobrych 3 lat po rozwodzie żyję na zasadzie, że w razie "w", czyli gdyby ta parszywa przeszłość się odezwała - to nikt z mojej rodziny i najbliższych przyjaciół - a tu selekcja była gruntowna po wyjściu na prostą - nie wie gdzie jestem.
Są sposoby na skuteczną walkę z tym ustrojstwem :)

Odnośnik do komentarza

Co do pomocy psychologa - nie chcąc tutaj nikogo z tej profesji zawodowej urazić - to sądzę, że dobrym wyjściem z sytuacji jest mieć kogoś dobrego "pod ręką" niejako asekuracji w tej materii wychodzenia na prostą, bo paradoksalnie na tym cała kwestia takiej pomocy się opiera.
Masę pracy trzeba zrobić samemu sięgając czasami do okresów sławetnej kołyski. A tu do poskładania się do kupy pomoc fachowca jest nieodzowna czasami.
Grupy wsparcia, nawet te internetowe, aczkolwiek znające się na problemie - bo i z takimi osobami ciągałem się za uszy swego czasu do pionu - dają na prawdę dużo dobrego.

Z tego miejsca mogę Ci szczerze polecić do przewertowania blog "moje dwie głowy" a nawet zaopatrzenie się w książkę o tym tytule. Lepszego remedium na tą "dolegliwość", napisanego przez ofiarę takiego związku to na prawdę w dzisiejszych czasach trzeba ze świecą szukać. Tam jest wszystko od podstaw na ten temat.
A mówię to przez wzgląd, że paradoksalnie autorkę znam od paru lat wirtualnie na stopie "per TY".

Odnośnik do komentarza

Twoja postawa wynika z dzieciństwa ,matka Cię ograniczała ,nie pozwalała na realizację marzeń,nie miałaś własnego zdania,którego byś się trzymała
i to się powtarza w relacjach z partnerem,nie potrafisz postawić na swoim ,w Tobie tkwią same obawy ,nie wspomnę o braku decyzyjności...,
tylko tego teraz nie da się już odwrócić,ale może chociaż o 25%...,najwyższy czas ,żebyś myślała o sobie ,swoje potrzeby,/a nie partnera/ stawiała na pierwszym miejscu i wróciła do tego co straciłaś przez ta znajomość,chociaż w części,
stawiaj na swoim ,jak mu się nie podoba to do widzenia,będzie większa szansa,że pierwszy da Ci spokój albo,skoro tak Cię kocha to się dostosuje do Ciebie,w co osobiście nie wierzę.
Pamiętaj ,że na pochyłe drzewo kozy skaczą,dlatego musisz się nie dawać...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Widzę ,że dyskusja juz sie toczy aczkolwiek chcialam tylko napisac,ze to co piszesz jest straszne! To zycie niemalze jak w jakiejs klatce pomimo że realnie nie ma dreczyciela obok. Ja bym uciekała jak najszybciej.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Też myślę że ON się nie zmieni. Alkohol to jego numer jeden. Chociaż jest to dziwne. Bo kto normalny byłby wstanie pomyśleć w ogóle o alkoholu w jego sytuacji. Opiszę trochę co spowodował w jego przypadku alkohol.
1) Jego ojciec był alkoholikiem-bił jego matkę, rodzeństwo i jego samego też, często dochodziło nawet do tego że ojciec wyrzucał ich z domu.
2) Jego brat zginął w wypadku samochodowym (gdzie kierowca był pod wpływem)
3) On sam pod wpływem miał wypadek na motocyklu.
4) Kiedyś jak do niego przyjechałam był 2 dni z rzędu pod mega wpływem i uciekłam od niego (w trakcie jak spał) nie mówiąc mu gdzie i w ogóle do kogo. Nie odzywałam się do niego wtedy tydzień, a on się ponoć zamartwiał (ale to akurat chyba prawda bo schudł chyba z 5kg w tydzień)
Ja się pytam co się musi stać żeby ten człowiek chciał przestać pić? Czasem sobie mówię że on chyba musi od alkoholu poważnie zachorować żeby pomyśleć o zaprzestaniu picia. Kiedyś sam nawet powiedział (bo wtedy ponoć nie wypił) że jak był u kolegów i oni byli napici to byli tacy żałośni. Wtedy mu powiedziałam, że "Widzisz teraz co ja musiałam oglądać" (bo jak u niego byłam to zmuszał mnie żebym z nim poszła do tych jego "wspaniałych" kolegów) Pamiętam jak dziś jak pod wpływem nazwał mnie "następną taką k*rwą" (następną czyli po jego żonie). Sama się dziwie jak ja to wszystko wytrzymałam i że jeszcze z nim jestem, bo pewnie jak ktoś to czyta to myśli że coś ze mną naprawdę nie tak.

Odnośnik do komentarza

Trudno jest zarówno samemu wyjść z takiego nałogu jak i przy wsparciu najbliższych osób.
Czasami nawet najlepsza terapia odwykowa sprawia, że po kilku miesiącach/latach człowiek stopniowo wraca do tego zgubnego nałogu.
Tu masz przypadek rodzinnego uzależnienia, pd drugie trauma po śmierci brata itd. Wiele czynników, które powodują taki a nie inny stan rzeczy.
To równie dobrze może być ucieczką, próbą zagłuszenia jego zaburzenia osobowości. Gdzie nawet jedno z drugiego może wynikać.
Osoba wchodząca w relację z tak przetrąconą postacią, chce być jak przysłowiowa Matka Teresa, że Ona zrobi wszystko, żeby Go wyciągnąć i tworzy sobie obraz w głowie w drugą stronę jak na kanwie powiedzenia "on się zmieni po ślubie a ja się o to postaram". Bzdura do kwadratu.
Tak jak w toksyku, tak i w chorobie alkoholowej jesteś z miejsca osobą współuzależnioną i w obu przypadkach masz spore szanse pójść w ich ślady z "załamania" - wciągną Cię w to.

"Widzisz teraz co ja musiałam oglądać" (bo jak u niego byłam to zmuszał mnie żebym z nim poszła do tych jego "wspaniałych" kolegów) Pamiętam jak dziś jak pod wpływem nazwał mnie "następną taką k*rwą" (następną czyli po jego żonie).

Klasyczny przykład obrony poprzez atak; projekcja czyli próba przerzucenia poczucia winy z kata na ofiarę, że wszyscy i wszystko jest temu winne - że pije i etc. - ale nie on. Odwrócenie kota ogonem w potyczce słownej, by w efekcie końcowym ofiara poczuła się winna całego zamieszania.

Odcięcie się od takiego wzorca z dzieciństwa w znaczeniu wyjścia na ludzi w obu przypadkach graniczy z cudem. Tym bardziej przy udziale osób z zewnątrz, które są wrogami uzależnień od alkoholu.
Jedno jest pewne, jeśli samemu nie ma się na tyle silnej woli, by z tego wyjść, liczenie na "samouzdrowienie" w tym wypadku jest bezcelowe.

Odnośnik do komentarza

Można śmiało powiedzieć ,że jest alkoholikiem,jest to nałóg i nie przemawiają do niego takie argumenty o których piszesz,
mówi się ,że to choroba,
niektórzy nie chcą się leczyć ,dopiero jak sięgną dna poddają się leczeniu,inni siedzą w tym bagnie do śmierci, są też tacy co przerywają ten nałóg w połowie drogi i się leczą.

Przeczytaj sobie artykuły o alkoholizmie, to więcej zrozumiesz.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość Zniesmaczona kobieta

Czyli wynika z tego że to wszystko naprawdę nie ma sensu? Mam nadzieję, że moje dziecko nie będzie miało problemu z alkoholem (no bo ojciec ma i dziadek). Zawsze jak mówiłam, że ma nie pić to robił się agresywny. Jak mówiłam, że ma problem to też od razu agresja. Nawet jak nie nazwałam go alkoholikiem to potem mi wmawiał, że tak go nazywałam albo mówił że to na jedno wychodzi jak twierdzę że ma problem. Tak samo kiedyś się kłóciliśmy i powiedziałam, że zachowuje się idiotycznie, na następny dzień stwierdził że nazwałam go debilem- a wcale tak nie było- powiedział że na to samo wychodzi.
I właśnie często jest tak, że on obwinia mnie o coś co się jemu przydarzyło i potem czuję się winna, albo się kłócimy a on potem mówi że to moja wina i że poruszam złe tematy. Złe czyli jak planuję przyszłość, czy będziemy mieszkać razem czy nie, gdzie się będzie wychowywać nasze dziecko (tu czy u niego za granicą). On twierdzi że to wcale nie są ważne tematy i nie ma co planować bo z planów "gów*o" wychodzi. Przez taki brak jakichkolwiek planów czuję się źle, nie wiem na co liczyć, mam żyć z dnia na dzień, cały czas to samo. Najlepsze jest jak mi mówi "widzę że masz nerwy, znajdź sobie może jakieś twórcze zajęcie" (najbardziej wkurzający tekst jaki można usłyszeć). Ledwo mogę zjeść i się wykąpać (bo mam dziecko i czasem naprawdę trudno o czas dla siebie) a on wybiega z takim tekstem, albo mówi żebym zaczęła może ćwiczyć- ciekawe kiedy? I skąd mam mieć na to siłę?
Wracając do jego alkoholowego problemu, mam pytanie do was. Czy wypicie 0,5l wódki to jest normalne? Czy to jest naprawdę norma? Żeby ktoś wypijał aż tyle wódki? Pytałam się raz czemu nie wypije piwa skoro aż tyle wypija (bo wiadomo że w piwie to ma z 3-4% alkoholu a w wódce z 40%) powiedział że drożej wychodzi- pozostawię to lepiej bez komentarza. No i potem pytałam czemu nie wypije jakiegoś soku zamiast alkoholu? Przecież TO jest niedobre w smaku- ja przynajmniej nie wiem jak TO może być lepsze od soku owocowego. Dodałam że wiem że wódka mu nie smakuje (sama wódka/ani samo whisky) bo zawsze musi TO czymś popić. Powiedział że nie wie jak mi to wytłumaczyć ale jemu TO smakuje. Pytałam się nawet że może chce zapić jakieś swoje problemy? Twierdził że nie o to chodzi. Dodam że do tego pali i kiedyś mówił (pod moim naciskiem) że ma zamiar przestać. Kiedy pytałam go w Nowy Rok czy zacznie ograniczać palenie i zaczęłam podawać plusy zaprzestania tego nałogu (lepsze zdrowie, oszczędność pieniędzy itd) zaczął się śmieć i powiedział, że teraz to on ma zbyt dużo problemów na głowie może jak JEGO sytuacja się polepszy i będzie spokojniejszy to przestanie.
W ogóle wydaje mi się, że on jest egoistą. Zawsze patrzy na swoje korzyści, a na moje nie np. mógł do mnie przyjechać na weekend (2-3 dni). Stwierdził, że mu się nie opłaca i pojedzie do (wtedy jeszcze) żony bo ma bliżej i mniej go to kosztuje.

Odnośnik do komentarza

Dziwne pytanie zdajesz...,czy w ogóle jest jakaś norma na picie alkoholu,wódki czy piwa, no nie ma ,częste picie prowadzi do nałogu,
jeśli już mówisz o jakiś normach ,to do przyjęcia jest wypicie okazjonalne,taka nasza już tradycja,chociaż są tacy co w ogóle nie piją.
Ja myślę ,że Ty to jakoś wytrzymujesz bo nie mieszkacie razem,nie planuj z nim życia ,bo on nawet widać nie planuje go z Tobą,
jak nic nie zmienisz w swoim życiu to będzie jak jest ,jakoś nie wydaje mi się ,żebyś miała siły na wyrzucenie go ze swojego życia.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...