Skocz do zawartości
Forum

Przewlekły problem ze zdrowiem a sens życia?


Gość Art91

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich

Postaram się jak najkrócej przedstawić mój problem, żeby można było go przeczytać i żeby to było możliwie spójne, ale problem z początkiem w 2008 roku ciężko przedstawić krótko od strony medycznej i psychologicznej ale tak w dwóch stronach A4 postaram się zmieścić.

Od 2008 roku mam problemy laryngologiczne. Zaczęło się od angin (być może to była mononukleoza? Nie wiem, w każdym bądź razie wtedy chyba za bardzo bezkrytycznie podchodziłem do opinii lekarzy). Obecnie mam 24 lata i dalej problem jest nierozwiązany, gdyż cały czas mam problemy z bólem gardła - może się zacząć od nie wiadomo czego, trwać przez czas trudny do określenia i od tak się poprawić i tak od lat. W tym czasie raz mi się „udało” nie zrekrutować na studia, a raz wziąłem urlop dziekański.

Byłem u wielu lekarzy. Wykluczyłem jakieś poważne problemy immunologiczne, miałem wycięte migdały, wyprostowaną przegrodę nosową, wykluczone kwestie gastrologiczne na podstawie gastroskopii i wykluczone, wiele wymazów i cytologii z gardła. Ogólnie rzecz biorąc jestem zdrowy.

Ostatnim punktem zaczepienia jaki miałem to mierny wzrost grzybów candida albicans. Przeszedłem na bardzo rygorystyczną dietę, używałem wiele suplementów czy leków farmakologicznych, schudłem prawie 12 kilogramów i tak naprawdę nic to nie dało. Jak miało być gorzej to było. Po trzech miesiącach zrobiłem badania w dwóch innych laboratoriach, zrobiłem badanie kału i nawet takie badanie paramedyczne żywej kropli krwi – w żadnym z tych badań nie potwierdziła się obecność grzybów. Nigdy też nie widziałem jakiegoś pogorszenia, która wiązało by się z pokarmem (co najwyżej z dymem papierosowym), więc po tym jak pod koniec września znowu mi się pogorszyło (i trwa to do teraz) to rzuciłem tą dietę, bo nawet zaostrzenie w ogóle nie pomagało a jeszcze bardziej mnie to dobijało psychicznie. Planuje wrócić do jeszcze ostrzejszej diety jak zdam semestr ale ciężko mieć motywacje do diety jak nic to nie daje, badania nie potwierdzają, no i kiedyś mi się poprawiało i bez diety.

To tyle na temat faktów medycznych tak bardzo skrótowo. Poza tym byłem też u Mongołów na akupunkturze no i byłem też u psychologa. Nie narzekam na osobę psychologa, ale nic to nie dało. Jak miało mi się pogorszyć, to mi się pogorszyło. Byłem na pięciu prywatnych wizytach, które oczywiście też swoje kosztują. Raz mi się pogorszyło od tego, że mnie przewiało na pewnej wyprawie, raz tego że wyszedłem trochę zgrzany z sali, ostatnio mi się pogorszyło od tego, że zaspałem i musiałem na szybko przemyć (krótkie) włosy przed wyjściem i mimo że było około 15-20 stopni (to była jeszcze ta ciepła część września) i słonecznie to poszedłem w kurtce i w kapturze te 70 metrów do samochodu. Nic tutaj medycznie nie ma sensu, bo od jakiegoś przewiania ma się zazwyczaj bóle mięśniowe a żeby zachorować to trzeba organizm wychłodzić, żeby wirusy/bakterie miały łatwiej.

Tak więc doskwiera mi ból gardła w przedziale od 1-10. Czasem jest tak mocny że nie byłem w stanie jeść i lekarz przyznawał mi racje i zlecał jakieś mocniejsze leki a czasem jest na poziomie 3-4 kiedy bardziej przeszkadza mi przewlekłość (np. kilkanaście czy kilkadziesiąt tygodni) i jest to tak samo męczące psychicznie jak i fizycznie. I tak jest w zasadzie od ośmiu lat. Mogę prowadzić niezdrowy tryb życia i jest długimi okresami OK, a mogę prowadzić niesamowicie zdrowy tryb życia, odrzucając wszelkie ryzyko a się okazuje że od jakiejś pierdoły mi się pogorszy i będzie to trwało X miesięcy i polepszy się od tak…

Rok temu wróciłem na uczelnie po urlopie dziekańskim i w zasadzie od kilku lat nie mam życia towarzyskiego. Jak się czuje gorzej to po prostu nie mam ochoty na nic. Robię tylko to co muszę z myślą, żeby (nie udupić sobie życia skoro może za rok będzie lepiej). Odciąłem się od większości znajomych bo nie jestem w stanie im tłumaczyć dlaczego przez 70% czasu w życiu boli mnie gardło i dlaczego nie jestem w stanie powiedzieć ani od czego ani co na to pomoże.

Bardzo ważna jest tutaj uwaga, że to nie jest tak, że to jest ciągły problem. Jestem w stanie co do dnia wskazać daty kiedy się czułem lepiej w porównaniu do daty kiedy się czuje gorzej. Jestem też w stanie wskazać datę kiedy się czułem jeszcze gorzej. I dodam że nie myślenie o tym nie jest żadną receptą. 2 lata temu jakoś się to wszystko w miarę poukładało, tylko co chwilę coś mnie ale uznałem że taki mój los, nie użalałem się nad tym specjalnie, pracowałem w wakacje, za ciężko zarobione pieniądze kupiłem sobie rower z myślą że wrócę do jazdy, to jak ból gardła mi wrócił tak nie przechodził przez kilka miesiący i wziąłem urlop dziekański. Przez pierwszy miesiąc nawet mi przez myśl nie przeszło że mi nie przejdzie i jak najbardziej byłem pozytywnie nastawiony. I nic to nie dało.

Teraz sytuacja się powtórzyła, ale mam bardzo okrojony semestr i do tego ostatni więc go jakoś wymęczę. Natomiast już mi się kończy czas na opcję „niedługo będzie lepiej”.

Nie mam żadnej motywacji do rozwijania się, praktycznie nic mi nie sprawia przyjemności, poza fizycznymi problemy jest to bardzo męczące psychicznie bo człowiek dochodzi do wniosku że jakby nie wychodził z domu to by mu nic nie było… Nie mam ochoty na żadne miłości, imprezy itd. A nawet kiedy będzie lepiej to wtedy będę się bał robić cokolwiek co może spowodować powrót do złego samopoczucia. I tak się koło zamyka. Moje życie toczy się wokół tego co zrobić muszę i w ogóle lekarzy, leków, medycyny a jak jest powoli lepiej to jakoś wracam do życia i po jakimś czasie wszystko się wali mimo że np. jestem na diecie, nie piję, nie palę, tym bardziej nie biorę narkotyków a moje trudy idą na marne.

W obliczu takiej, a nie innej sytuacji niestety wydaje mi się, że rok 2016 będzie musiał być rokiem ostatnim. Nie zamierzam być pasożytem na czyimś utrzymaniu, a nie zamierzam też pracować tylko dlatego że „trzeba” skoro każdy kolejny dzień to dla mnie męczarnie bez żadnych perspektyw że będzie lepiej a nawet jeśli to na chwile, nie wiadomo od czeka i jak się znów pogorszy to będzie ze mną jeszcze gorzej.

Nie stać mnie na wykonywanie miliona badań które mogą dawać takie objawy (ale jest to mało prawdopodobne), a państwowo nikt mnie na nie nie skieruje. Być może medycyna jest obecnie jeszcze nie na tyle rozwinięta żeby to w ogóle wyjaśnić – taka możliwość też jest. Tak czy siak życie po to żeby się zadręczać że „niepotrzebnie robiłem to i to bo było OK” i cały czas się zapętlać w błędne koło nie ma sensu i raczej mi się kończą na to siły. Oczywiście mogę iść do psychologa czy psychiatry ale nie wydaje mi się, żeby to podłoże było tutaj decydujące. Na pewno już jestem psychicznie zniszczony i na pewno też jestem trochę aspołeczny na skutek obecnej sytuacji ale nie wydaje mi się, żeby to można w ten sposób rozwiązać. Innymi słowy nie widzę za bardzo sensu życia w takiej sytuacji po prostu skoro ma ono polegać na wegetacji.

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.

P.S. Argument, że inni mają gorzej na mnie nie działa. Oczywiście że jest jakiś % który ma gorzej (sam mogę wymienić takie grupy), ale nie uważam żeby wcale to była taka duża grupa. Niewiele osób jest w stanie sobie wyobrazić czym jest kilkumiesięczny ból czegoś bez względu na to czy leżysz/stoisz/siedzisz i kiedy formalnie jesteś zdrowy.

Odnośnik do komentarza

Cały czas myślisz o swoim bólu, cały czas go pieścisz "przyzywasz go" oczekujesz go...
Psychika ci nawala. Weź się w garść, zacznij ten ból bagatelizować.
Ja miałam zdiagnozowaną chorobę kręgosłupa, często leżałam i wyłam z bólu, jednak nie dałam się. Zaczęłam od spacerów.
Gdy łapał mnie ból i nie mogłam zrobić kroku, to mówiłam sobie, że ból minie, że zaraz będzie lepiej. I tak było.
I tak stopniowo było coraz lepiej.
W między czasie mówiłam sobie, że z dnia na dzień, jest coraz lepiej.
Przyniosło to pozytywne rezultaty, pokonałam najgorsze i zaczęłam normalnie funkcjonować.

Psychika ma ogromne znaczenie, a nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Możesz pokonać ten ból, o ile zechcesz i popracujesz nad sobą.
Nie licz, nie czekaj, odrzuć te myśli. Zmień je na pozytywne, że z każdą chwilę, lepiej się czujesz.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, że jak doktory tak dokładnie Cię oglądały, to masz wykluczone podrażnienie gardla na skutek refluksu żolądkowego?

Oczywiście takie domowe sposoby są ci znane : http://kobieta.onet.pl/zdrowie/profilaktyka/domowe-sposoby-na-bol-gardla-szybkie-i-skuteczne/5sxc5w

Rozumiem też, ze jak stosujesz różne metody walki z bólem gardla, to stosowaleś naturalne oslanianie sluzówki w postaci kisielku z siemienia lnianego. Gotujesz sobie z 1 lub 2 łyżek siemienia lnianego z jedną szklanką wody przez jakieś 15 min takiego glutka. I pijesz ten glutek rano i wieczorem przez np 2 miesiące i sprawdzasz czy może Ci jednak nie lepiej.

Tak, to powyżej , to moja lepsza część mnie, a to co poniżej to taka jędza ze mnie.

No to może Ci zaordynować towarzystwo 60, 70 lub 80 latków? Myślę że tu procenty sa zdecydowanie inne, w sensie kto coś wie o nieustannym bólu, a kto żyje w nieświadomości.. Zapewniam Cię, ze w tej grupie wiekowej ludzie dniami,tygodniami, miesiącami i latami czują ból i jak im sie przyjrzysz to różnie na niego reagują. Jedni godzinami będą opowiadać u jakiego lekarza byli, co im zalecil itp. drudzy będą próbować ignorować swoje przypadłości i zatanawić się jak funkcjonować mimo. Zapewniam Cię jednak, że każdy z nich pragnie żyć jak najdłużej, jak najpełniej. Chyba przez to, ze już ileś na tym świecie żyją i pewnie się do życia przyzwyczaili, to jakoś nie grzeszą wypowiedziami typu : takie życie to wegetacja, ja nie chcę tak dlużej żyć. Może też dlatego ,ze w ich wieku i z ich przypadłościami to może coś nieodwracalnego zdarzyć się każdego dnia i po co wywoływać wilka z lasu? Wpadnij do nich popatrz,że niektórzy poważnie już uważają, że ostateczność może juz niedługo a oni jeszcze kombinują jak pomóc komuś obok, kto jest od nich w gorszej kondycji, jak wykonać jakąs pracę, która zostanie po nich.
Naprawdę wpadnij w takie towarzystwo, to może nauczysz się cenić to co może niedoskonale, ale jednak masz, czyli życie.

Może wolontariat w hospicjum? Uczy pokory, człowieczeństwa i pewnie doceniania tego co naprawdę w życiu ważne.

Zdrówka życzę i powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Różny jest próg bólu u rożnych ludzi, rożna tez odporność psychiczna, poza tym pewne sprawy sa nieporównywalne- nieraz coś niby błahego a uporczywego też może zatruć życie. Np słyszałam o chyba koreańskiej torturze "kropli wody"- na człowieka kapała non stop woda i ludzie wariowali a przecież nie mieli wyłamywanych palców \czy wyrywanych paznokci.

Nie pisze tego żeby przyklasnąć pomysłom o końcu życia, ale żeby powiedzieć ze nie bagatelizuje odczuć.
Zgadzam sie tu ze zdaniem Unny- mozg często skupia sie na tym co boli i tworzy sie błędne koło.
Art91Czy Ty nie pisałeś tez na innym forum o grzybicy?
Bardzo współczuję i mam nadzieje ze sie z tym uporasz. Ja sie w 80% uporałam z bólem ktory tez poprzez swoja przewlekłość uniemożliwiał mi wręcz funkcjonowanie.
Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza

@unna
Oczywiście masz rację, że cały czas myślę ale niemyślenie niestety nie zdało rezultatu. Przykładowo w maju się czułem OK ale pod koniec miałem pewną wyprawę i cały dzień łaziłem przy takiej średniej pogodzie. W tym czasie akurat chodziłem do psychologa z własnej inicjatywy (spytałem znajomego który wiem, że miał problemy żeby mi kogoś polecił) i psycholog mi świadkiem, że jak się zacząłem czuć trochę gorzej to mówiłem że każdy się czasem może czuć gorzej, że tak bywa i specjalnie nie zwracam na to uwagi - byłem nastawiony pozytywnie, tym bardziej że miałem sporo pracy na uczelni. Efekt był taki, że 2 i pół tygodnia później ból tak ewoluował że nie byłem w stanie jeść i laryngolog się dziwił, że mnie nawet nie kaszlę i że to się jakoś nie rozprzestrzeniło bo układ oddechowy był cały zajęty.

Tak więc tutaj na pewno nie ma podłoża czysto psychicznego. Oczywiście, że psychika mi nie pomaga i już mam "zryty beret", rezygnując z wielu rzeczy tylko się zapętlam w błędne koło bo tak na prawdę nie wiem z czym walczę.

Problemem jest też to że jak już jest OK i się znowu spieprzy to za każdym razem jest to bardziej bolesne. Staram się myśleć pozytywnie dlatego nawet jakbym się nie miał czym leczyć to mam w planach homeopatię, żeby sobie "wmawiać" efekt placebo i widzieć pozytywny efekt, bo wiem że najgorzej to się poddać.

Odnośnik do komentarza

Jrezeli mowa o tej psychice- to przypomnialo mi sie ze wg holistycznego podejścia do zdrowia schorzenia gardła wynikają z braku umiejętności wyartykułowania o co nam chodzi, z problemow z komunikacją, braku asetywnosci- z jakichs klopotow z wyrazanie uczuc i emocji, ze strachu przed wyrażeniem glosno siebie.
Moze nad tym popracujesz skoro wmawianie sobie ze jest ok niewiele daje.

Odnośnik do komentarza

@kikunia55
Oczywiście refluks wykluczono - dwie gastroskopię, brałem też bodaj Nolpazę na zasadzie testu, żeby nie robić pHmetrii, która kosztuje sporo.

Domowe sposobny znam. Syropów może nie stosowałem, ale inhalacje wszelkiego rodzaju, zioła i inne tego typu rzeczy są mi znane. Wydawało mi się, że inhalacje pomagają i jak jest źle to je stosowałem ale przy ostatnim nasileniu to niewiele daje.

Siemię lniane pije bodaj od półtora roku z dodatkiem tranu, oliwy z oliwek czy aloesu, różnie to bywało w każdym bądź razie pyszny tłusty i glutowaty przysmak nie jest mi obcy. Pije go cały czas, bo to jeszcze nikomu nie zaszkodziło, ale tak jak w innym przypadku - jak miało być lepiej/gorzej to bez względu na to.

Jeśli chodzi o część jędzowatą to też się odniosę;) Towarzystwo 60-80latków znam z oczekiwań w kolejkach do lekarza rodzinnego, często mają na tyle werwy że są w stanie się kłócić o jakieś głupie jedno miejsce w kolejce jakby im się gdzieś spieszyło i z rozmów które słucham to odnoszę wrażenie, że często tam chodzą w ramach hobby. Natomiast w rodzinie się opiekowałem babcią, która najpierw miała amputowaną nogę, później to wszystko zaczęło się już całkiem pierdzielić.

Doskonale wiem, że są osoby w moim wieku które mają gorzej, są osoby starsze które mają gorzej, ale osoby starsze mają inny status społeczny. Co miały zrobić to już zrobiły, teraz się cieszą raczej szczęściem swoich wnuków i dzieci. Zupełnie inaczej się znosi ból kiedy się jest raczej na końcu, a zupełnie inaczej kiedy sobie myślę o wychowaniu dzieci, zajmowaniu się nimi i wtedy nie ma miejsca na urlopy zdrowotne, trzeba być dyspozycyjnym, nie można na dzieciach odreagowywać swojego złego samopoczucia.

Inna jest sytuacja, kiedy dostajesz swoją ciężko wypracowaną emeryturę i walczysz o swoje zdrowie już nie zawsze dla siebie, a inna kiedy jesteś na początku tej drogi, jesteś pasożytem państwowym czy rodzinnym - jak zwał tak zwał. Możesz mi wierzyć albo nie ale przed Twoim wpisem też sobie o tym myślałem i mówiłem, że w sumie jakbym był emerytem to nie jest tak źle. Ruchowo jestem sprawny, a to że nie mam na nic siły i ciągle mnie coś raz silniej raz słabiej boli, to można przezwyciężyć, bo nie wiadomo ile mi życia zostało. Natomiast inaczej to wygląda z mojej perspektywy, kiedy mało kto sobie wyobraża że czlowiek w moim wieku może mieć jakiś przewlekły problem ze zdrowiem, a jak ma to znaczy że jest hipochondrykiem. Mało kto sobie wyobraża, że można nie mieć ochoty imprezować, nie mieć ochoty szukać jakiś miłości, nie mieć ochoty na nic poza tym co się musi zrobić. Jak na emeryta to nienajgorzej, jak na człowieka który powinien na emerytów pracować to już trochę inna perspektywa.

Tak więc podsumowując, częściowo masz na pewno rację, ale czy szukanie szcześcia w tym że ktoś ma na pewno gorzej to jest dobra droga? Tak na pewno wiele osób ma gorzej, ale są też osoby, których życiowym problemem jest to że mają mało cm w bicepsie albo że rzuciła ich dziewczyna bo się upili na imprezie. Zawsze punkt widzenia zależy do punktu siedzenia, tym nie mniej dzięki za odpowiedź.

Odnośnik do komentarza

@Art91 ja Cię doskonale rozumiem. Mimo, że moje problemy zdrowotne są inne to również mają charakter przewlekły. Przez to również staję się co raz bardziej aspołeczny. Mam 27 lat i powinienem cieszyć się pełnią życia a moje życie polega tylko na unikaniu/zmniejszaniu bólu. Moje odczucia psychiczne są bardzo podobne do Twoich. Gdybym był emerytem to ok, swoje przeżyłem i pozostaje mi cieszyć się tym co mi zostało ale będąc młodym w takim stanie to zupełnie co innego.
Twoi rówieśnicy dobrze się bawią, zakładają rodziny, snują wielkie plany a Ty się tylko martwisz, żeby jakąś głupią czynnością nie pogorszyć sobie stanu zdrowia?
Żałuję, że mój wpis Cie raczej w niczym nie pomoże ale sam sobie również nie potrafię pomóc...

Odnośnik do komentarza

@datoya
Kropla wody to akurat dobry przykład, bo mało ludzi sobie zdaje sprawę, że po kilku godzinach to wywołuje coraz większy ból fizyczny a jeśli mówimy o dniach to może mieć bardzo poważne skutki dla układu neurologicznego. Do tego jeśli dodamy ból psychiczny i nie dawanie torturowanemu wody to jest to na prawdę straszne. Większość wolała by pewnie to niż ściąganie paznokcia, ja paznokieć miałem ściągany ze znieczuleniem tylko "mrożącym" a nie wiem czy bym chciał testować kroplę wody dla porównania. To tak w ramach off topu, bo to dobre porównanie.

Co do końca życia, to jeszcze nie mam aż tak zaawansowanych planów. Jestem towarzyskim zerem, więc każde pogorszenie sytuacji, że tracę jakiś niesamowity kalendarz atrakcji. Z pewnymi rzeczami jestem oswojony. Powiedziałbym, że od strony psychicznej to jest też swojego rodzaju "gra" od drugiej strony. Najpierw człowiek przez pierwsze tygodnie myśli - "nie no nie bądź piz**, nie raz ludzie chorują wiele tygodni, przejdzie niedługo" ale jak ta taktyka nic nie daje to warto przejść na "nie no jest beznadziejnie to nie ma sensu" i wtedy chociaż mała poprawa jest wielkim sukcesem i pozytywem, a mała poprawa kiedy oczekuje się nie wiadomo czego jest niezauważalna. Każde podejście ma swoje plusy i minusy.

Natomiast jak nie uda mi się dojść do jakiś wniosków na przestrzeni maksymalnie roku, to podejdę do planów już na pewno bardziej poważnie. Na razie jeszcze mnie mobilizuje to że coś wymyślę, mam kilka pomysłów i będę je musiał powoli realizować.

Ostatnio pisałem na kilku forach bo podszedłem już do sprawy bardzo na poważnie. To logiczne że mi powinno bardziej zależeć na moim zdrowiu niż lekarzowi, może wcześniej też powinienem być nieco bardziej krytyczny i ostrożny w leczeniu, no ale czasu się nie cofnie. Przetrzepałem wszystkie swoje badania, przeczytałem tysiące artykułów i przejrzałem setki potencjalnych chorób. Jakieś wnioski już z tego mam (m.in. w wielu badaniach cytologicznych/krwi bardzo podwyższone limfocyty a z kolei w badaniach immunologicznych obniżone aktywowane limfocyty T - powinno ich być o 250% więcej) i będę myślał co dalej.

Najgorszy wariant to brak poprawy za rok i zostanie na pozycji hipochondryka, to już byłby wariant bardzo ciężki i chyba miażdżący. Tak czy siak dzięki za odpowiedź;)

Odnośnik do komentarza

@datoya
Twój drugi wpis, to chyba mnie przerasta od strony zrozumienia i co za tym idzie realizacji. To się mimo wszystko wydaje jakieś dwa skrajne obszary - uczucia/gardło. Obecnie to mi specjalnie trudno mówić o uczuciach, bo ich w pewnym sensie nie mam. Nie byłbym w stanie komuś czegoś zazdrościć poza powiedzmy zdrowiem, nie zrobiłbym komuś awantury z powodu pierdoły. Po prostu wszystko po mnie spływa i tak sobie obojętnie wegetuje.

Odnośnik do komentarza

@specu
Sam nie wiem czy oczekuje pomocy, bo może jak mi ktoś ktoś napisze że jestem ci**ą to nagle coś się odmieni. Nie zamierzam niczego robić pod wpływem jakiegoś impulsu więc opinię innych o mnie raczej nie robią na mnie wrażenia, być może jestem ci**ą ale tego się nie da wymiernie porównać.

Zawsze to dobrze, że jeszcze nie jestem na tyle upośledzony że ktoś wyciąga na tyle podobne logiczne wnioski czy ja;) Można to uznać za pocieszenie;) Jak słyszę od emeryta "ja gdy byłem w Twoim wieku..." to najchętniej bym mu albo zakleił usta albo gdzieś uciekał bo znam już tą formułkę na pamięć.

Człowiek w moim wieku zazwyczaj w niedalekiej perspektywie wydaje wszystkie pieniądze na dzieci, żeby nie chorowały, żeby były zdrowe a trudno to robić w sytuacji jakiegoś kompletnie absurdalnego niediagnozowalnego problemu, więc oczywiście dzieci nie planuje a nawet w przypadku jakiejś poprawy sytuacji i wielkiej miłości musiałbym się zastanowić czy chciałbym , żeby miały podobne dzieciństwo. To zawsze jest duże ryzyko i odpowiedzialność.

Nie wiem jakie masz problemy, ale ja już się tyle naczytałem że jedno wiem na pewno - medycyna jest tak złożona że przez kompletny przypadek człowiek uważany za chorego psychicznie może znaleźć przyczynę swoich dolegliwości. Dopóki starczy pieniędzy i motywacji warto szukać jakiegos trwałego rozwiązania. A jak nie starczy, to cóż...

Odnośnik do komentarza

@Art91 "musiałbym się zastanowić czy chciałbym , żeby miały podobne dzieciństwo. To zawsze jest duże ryzyko i odpowiedzialność." - Bardzo rozsądne myślenie z Twojej strony. Ja się kieruję tym samym. Powiedziałem sobie, że jeśli istnieje choć cień szansy, że moje dziecko będzie przeżywało to co ja, to nie warto ryzykować.

Odnośnik do komentarza

@specu
Tylko że chciałem wiedzieć co znaczy "to co ja" ;)

Jak człowiek jest młody to zawsze sobie myśli, że w okół nie ma ludzi z nieznanymi problemy ze zdrowiem albo przynajmniej z takimi trudnymi do zdiagnozowania. Wiadomo, że miałem wokół znajomego z cukrzycą, znajomego z łuszczycą, znajomych z problemami "ruchowymi" ale wszyscy wiedzieli z czym mają problem choć tak jak w przypadku łuszczycy leczenie jest strasznie trudne i akurat tutaj byłbym daleki od mówienia że ktoś "ma lepiej" bo psychicznie wielkie zaostrzenia z niczego też nie są łatwe. Choć też to na pewno nie boli i zawsze można liczyć na cudowny lek ale tutaj wiele zależy od psychiki.

Tak czy siak już wiem że medycyna nie jest doskonała i jak boli gardło to nie zawsze wystarczy Cholinex;)

Odnośnik do komentarza

Nawiązuję do holistycznego podejścia do zdrowia - o którym napisała Datoja. Odnośnie mojego kręgosłupa to wyczytałam " jak kobieta nie korzysta ze swej mocy, to boli ją kręgosłup". U mnie to się zgadzało, zbyt ulegałam innym co odkryłam dość późno. Może i z tym gardłem jest tak, jak napisała D.

Dość wcześnie zaczęłam chorować, też nie znałam przyczyny. Był paskudny ból, który uniemożliwiał mi życie. Marzyłam, by wreszcie było to coś konkretnego - a marzenia się spełniają.
Nie życzę ci takiego spełnienia marzeń.
Więc przestań szukać, przestań się dołować, zacznij myśleć pozytywnie.
Jeśli nastroisz się na poprawę zdrowia, to stopniowo ci się polepszy. Nie od razu, nie szybko, ale stanie się to. Tylko musisz być konsekwentny, bo jak raz pomyślisz, to nic to nie da.
Przeanalizuj też to, co napisała Datoja. Może znajdziesz tam coś, co wpłynie na poprawę twego zdrowia.
Światowa Organizacja Zdrowia oficjalnie stwierdziła, że 80% chorób ma podłoże psychiczne.
Nie bagatelizuj tego.

Odnośnik do komentarza

unna, kolejny raz (teraz wspólnie z datoyą) promujesz na forum nienaukowe, szarlatańskie podejście. Gardło nie ma nic wspólnego z uczuciami. Stres jako podłoże chorób oznacza tylko tyle, że działa on negatywnie na zdrowie, ale nie ma żadnych powiązań między konkretnym rodzajem stresu, a np bólem gardła, albo kręgosłupa. To są tylko ezoteryczne głupoty, które nie powinny być omawiane w dziale "psychologia".

Poza tym problem autora jest z gatunku takich kiedy nie wiadomo jak można pomóc i muszą zrobić to najlepsi specjaliści, albo nikt. Samo wmawianie sobie, że będzie dobrze może tylko pogłębić zły stan.

Odnośnik do komentarza

Przejdź na forum zdrowie. Wklej tam wyniki badań jakie miałeś zrobione. Interesuje mnie również ASO,dobrej jakości zdjęcie gardła.Wpisz jakie leki,suplementy brałeś.Od strony psychologicznej wiem już wszystko bo wystarczająco to opisałeś. :)

Odnośnik do komentarza

js_11 nie krytykuj tak dziewczyn, bo chyba nie masz racji. Autor wątku sam wspomina, że teraz ma w planie homeopatie, która jak wiadomo nie jest uznawana przez część świata medycznego.
Cytuję: "Poza tym problem autora jest z gatunku takich kiedy nie wiadomo jak można pomóc i muszą zrobić to najlepsi specjaliści, albo nikt" . Ja myślę, ze autor juz dość duzo po lekarzach się nabiegal i teraz rozgląda się może też za czymś nietypowym i one mialy prawo tak napisać. To sam zainteresowany stwierdzi najwyżej, ze jednak do niego to nie przemawia i zignoruje teorie podsuwane przez koleżanki.

Ile ludzi , tyle poglądow. Dla innego uczestnika portalu próbowalam sobie przypomnieć książkę, która kiedyś b. dawno czytalam Louise Hay "I ty mozesz uzdrowić swoje życie"
Opinie o niej http://www.empik.com/mozesz-uzdrowic-swoje-zycie-hay-louise-l,371343,ksiazka-p

I wlaśnie jak spojrzałam na opinie to się uśmiechnęlam, niektórzy mowią w Twoim stylu, jakaś szarlataneria, sekta ,inni cieszą się, ze mogli ją przeczytać, pozwolila im uporządkować swoje życie. Dodam, ze autorka "szarlatańsko" przeanalizowala swoje przewinienia wobec innych ludzi, to ,komu nie wybaczyla ponieważ, ją skrzywdzil. Uznala, że to blokuje jej zdrowie fizyczne i psychiczne, spróbowala w sobie głęboko tak naprawdę odpuścić sobie swoje żale wobec bliżnich i zaczęla za pomocą afirmacji rozmawiać ze sobą, swoim ciałem. Uznala, ze siła podświadomości jest wielka, prosila, by jej własne siły obronne organizmu się spięly i zaczęly atakować nieprzyjazne jej komórki rakowe, bo takowe w sobie uhodowala. I ponoć takie postępowanie jej pomoglo.

Nie mówię, że każdy z takimi słowami musi się zgadzać, ale chyba na Forum Psychologia można mówić o teoriach z których korzystają nawet niektórzy psycholodzy.

Odnośnik do komentarza

To są nienaukowe teorie, które mogą okazać się szkodliwe dla pacjenta.

Świat medycyny zna mnóstwo przypadków cofnięcia się choroby bez powodu. Jeśli akurat chora osoba korzystała w tym czasie z metod alternatywnych, modlitwy itp to z dużym prawdopodobieństwem przypisze tym zdarzeniom magiczną moc.

Takie podejście jest o tyle szkodliwe (w przeciwieństwie do homeopatii, która po prostu nie działa, ale nie może zaszkodzić), że pacjenta obwinia się o jego dolegliwości. Z tego powodu są to niemoralne techniki manipulacji i jeśli ktoś z tego korzysta i jest psychologiem to warto przyjrzeć się tej sprawie, czy aby nie nadaje się do prokuratury.

Odnośnik do komentarza

Cześć, słyszałem kiedyś od lekarza, że miał przypadek mężczyzny któremu dolegał silny ból brzucha. Chodził do specjalistów ale badania nic nie wykazały. Postanowił spróbować ostatecznie psychiatry bo ktoś mu sprzedał taki pomysł. Okazało się, że ból był na tle emocjonalnym, pod wpływem jakichś bolesnych przeżyć. Nie wiem jak jest w Twoim przypadku, ale myślę, że można taką opcję rozważyć, szczególnie, że Twoje samopoczucie psychiczne jest złe.

Odnośnik do komentarza

"Takie podejście jest o tyle szkodliwe (w przeciwieństwie do homeopatii, która po prostu nie działa, ale nie może zaszkodzić), że pacjenta obwinia się o jego dolegliwości."

js_11 Tym o to miłym zdaniem załatwiłes 2 tematy. Miejmy nadzieję, że autor wątku nie da się zmanipulować Twoimi slowami, że przecież homeopatia nie działa po prostu i jednak będzie w ramach poszukiwań wierny swoim postanowieniom, ze spróbować jednak trzeba.

Pacjent jak choruje i nie może sobie z tym poradzic to może nie swoją psychikę, ale ciało na pewno obwinia. Patrzy sobie na ludzi wokól i myśli: jedzą, piją to samo co ja, chodzą na basen, na wyprawy i nic im nie jest . A ja mam coś w sobie co co chwilę szwankuje (lub stale szwankuje), albo czegoś z pokarmu nie przyswajam, albo organizm przerabia to żle, bo przecież żle funkcjonuje. Mój organizm jest trefny i jak wpaśc na pomysl co w nim szwankuje, czego może mu za malo dostarczam, nie w takiej proporcji, nie w takiej konfiguacji. Jak człowiek choruje, to obwinia swoje ciało, więc tu nie ma żadnej manipulacji.
Tyle,ze w pozycji książkowej wskazanej przeze mnie szukanie problemu jest rozszerzone nie tylko na cialo ale i na psychikę. Tak mimochodem medycyna wschodu patrzy na człowieka też troszkę szerzej niż tylko "body".

Oczywiste jest, ze masz prawo, jak każdy z nas ,wierzyć tylko "szkielku i oku" tylko co robisz w sytuacji, gdy wyksztalceni lekarze mają odmienne zdania na ten sam temat. Co wtedy jest oficjalną i jedyną nieomylną drogą ku zdrowiu?

Odnośnik do komentarza

Nie ma takiego dylematu, bo stanowisko specjalistów (nauki) do homeopatii jest jednoznaczne. Z resztą wiara w działanie homeopatii (obalona naukowo) opiera się na wierze, że im większe rozpuszczenie jakiejś substancji, tym większa jest jej skuteczność. W rzeczywistości leki homeopatyczne w ogóle nie zawierają żadnej dawki leku, bo przy takim rozcieńczeniu 0,000000000000000000001 powiedzmy z tej substancji w przybliżeniu = 0.

Korelacja psychiki ze zdrowiem ciała jest udowodniona, ale biologia totalna jest manipulacją i "leczenie" w ten sposób powinno zostać zakazane. Chodzi tylko o pieniądze wyłudzane na dodatek od chorych ludzi, którzy szukają ostatniej deski ratunku i jeszcze są obwiniani, że ich psychika jest rzekomo winna chorobie i zmiana w psychice wyleczy chorobę (tworzenie złudnej nadziei, na której odbywa się gra i manipulacja).

To, że ludzie obwiniają swoje ciało (o ile faktycznie ktoś tak robi), to tylko błąd myślowy.

Odnośnik do komentarza

@LightBulb
Trudno nie przezywać... Oczywiście mogę próbować jakiejkolwiek terapii tylko po jednej jestem trochę zrażony i nie widzę sensu, ale zapewne niedługo będę musiał spróbować. Tylko coś co by mnie zmobilizowało to polecona osoba, która by podeszła do tego poważnie, bo modele terapii, charaktery ludzi są tak różne. Ciężko tak po prostu coś znaleźć w internecie. Dlatego wszelkie propozycje z Małopolski poważnie rozważę, bo nie uciekam od tego aspektu - mogę i do psychiatry iść.

Odnośnik do komentarza

@unna
Oczywiście masz rację, nie lekceważę tego. Postanowiłem do tego podejść na poważnie. Wykluczyć podstawowe czynniki, przeanalizować badania, które nie zawsze są idealne i tu i teraz skreślić kolejne czynniki. Nie szukam gdzieś gdzie nigdy nie było problemów i gdzieś gdzie doszukiwanie się problemów jest sprawą życzeniową. Dla spokoju psychicznego muszę wszystkie kwestie wyjaśnić, już skończyłem gruntowny risercz internetowy, mam pewną krótką listę i jak nic nie wyjdzie to nie zamierzam się niczego doszukiwać. Jak badania powiedzą że jest OK i dwóch lekarzy, których szanuje powiedzą że już teraz nie można się do niczego doczepić nie będę się doszukiwał przyczyn medycznych bo to i tak do niczego nie doprowadzi.

@~RzakeL
Postaram się wrzucić choć ciężko to zawrzeć, ale myślę że jakoś zawrę to co najważniejsze.

Odnośnik do komentarza

@kikunia55
Kiedyś się leczyłem homeopatycznie, ale mnie denerwowało że mi homeopata wmawiał, że jest OK więc to rzuciłem i po jakimś czasie się poprawiło (oczywiście z sytuacjami raz lepiej, raz gorzej ale jakieś pogorszenia każdy człowiek wytrzyma kiedy są polepszenia). To było lata temu, więc nie mam wielkiej wiary do takiej metody. Natomiast lekarz którego szanuje mówi że czasem uzupełnia terapię o homeopatię. Na jednego może to wpłynąć na innego nie, nie jest to leczenie konwencjonalne ale w przypadku przewlekłych problemów ciężkich do klarownego zdefiniowania czasem zaleca. Ja to traktuje bardziej jako uzupełnienie leczenia psychicznego i taki komfort psychiczny, że "coś robię, nie poddaje się".

@SolarWind
Rozważam i psychiatrę, tylko powstrzymuje mnie ewentualna "suplementacja" psychotropów, które może zlecić. Nie chcę obciążać organizmu dopóki nie wyjaśnię jeszcze kilku aspektów czysto zdrowotnych.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...