Skocz do zawartości
Forum

Mój partner krzywdzi mnie swoim zachowaniem


Gość Wiesia1965

Rekomendowane odpowiedzi

Twój wybór, ale ja bym Ci proponowała totalną ignorancję ,nie dzwoń ,nie smsuj,nie umawiaj się na nic ,niczego nie oczekuj... ,
tak jakby Ci na nim w ogóle nie zależało,

zobaczysz jego reakcję,czy i jaka inicjatywa będzie wychodziła z jego strony,
przytakuj na co się zgadzasz,ale nie rób nic wbrew sobie,
sama jestem ciekawa jak on zareaguje na taką zmianę,

bo wszelkie rozmowy jak widzisz nie mają sensu.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Niedawno próbowałam tej metody- nie odniosła skutku. Jeden dzień nie napisałam, na drugi odezwał się z pytaniem, czy wszystko ok- to wszystko. Jemu to nie przeszkadza, czy ja się nie odzywam, czy odzywam. On zawsze twierdzi, że poprzednie związki nauczyły go, żeby wiele nie wymagać, że jego nie trzeba kochać, nie trzeba mu większego zainteresowania, powiedział, że tylko na szacunek zwraca uwagę, niczego innego ze strony kobiety nie potrzebuje- że ma takie minimalne potrzeby w związku. Czasem mam wrażenie, jakby on wcale nie był nauczony, by okazywać uczucia. Pamiętam, kiedyś wspomniał, że moje traktowanie go to dla niego nowość, że nigdy nie otrzymał od nikogo takiej sympatii, zawsze musiał pytać, czy jest kochany- bo nie czuł tego. Mówił, że to miłe uczucie, które poznał dopiero gdy dobiega 50. Choć on sam absolutnie nie jest zwolennikiem nadmiernego okazywania uczuć. Przytuli, jest ciepły, ale nie potrafi np. mówić o miłości, uczuciach, nie potrafi nazwać kobiety inaczej niż po imieniu. Ale też trzeba mu przypominać, jeżeli czegoś emocjonalnie mi brakuje, bo sam się nie domyśli- raczej zimny typ, choć mówię- zmienił się pod tym względem trochę przez ten rok- już sam potrafi przytulić, wziąć za rękę, kiedyś czekał na mój pierwszy krok. Ogólnie, to jest człowiekiem bardzo zamknietym w sobie ze swoimi uczuciami i emocjami. Jego ojciec jest taki sam w stosunku do matki, tylko z zasadniczą różnicą- jego ojciec pił za młodu, bali się ogromnie, nawet bił matkę, a mój partner absolutnie nie podniósłby na mnie reki, nie krzyczy na mnie, gdy się czasem napije (okazjonalnie), to dobrze się zachowuje. A wylewności uczuć od niego nie oczekuję, bo widocznioe taki ma charakter, przeszkadza mi tylko ta jego humorzastość i próby zwalania winy i odpowiedzialności na mnie, jeżeli czegoś mi z jego strony brakuje lub jakieś zachowanie mi przeszkadza.

Odnośnik do komentarza
Gość Wiesia1965

Spytałam wczoraj tego mojego partnera, czy on w ogóle potrafi kochać kogoś prócz siebie, bo czasem zachowuje się, jakby to tylko jego uczucia się liczyły, jakby to on był najwazniejszy na świecie. Odpowiedział mi z uśmiechem ironicznym, ze chyba nie potrafi kochać. Podpytałam go także o związki poprzednie i trochę mnie przeraził mówiąc, że on odchodził od kobiet bez żadnego żalu. Z jedna był kilka lat i po kilku latach po prostu z dnia na dzień odszedł, mówił, że wtedy nie interesowały go uczucia tych kobiet, tylko juego własne, że to on chciał być szczęśliwy, a odchodził naprawdę z byle powodów. Nigdy też ni czuł lęku przed porzuceniem ani zazdrości o żadną kobietę, wyjaśnił mi to mówiąc, że on bierze zycie jakim jest, gdy się rozstaje z kims to tylko mówi "trudno" i idzie dalej. Po tym, co mi powiedział, ja go już chyba nie uznaję za osobę zdrową emocjonalnie, przecież to nie jest normalne, by nie mieć jakichś głębszych uczuć!Z triumfem w głosie opowiadał mi, jak zakomunikował żonie, że się z nią rozwodzi, mówił, że błagała go, by nie odchodził, widział strach w jej oczach, ale wtedy czuł się... lepiej, gdy widział, jak ona go błaga! I wspomniał mi (o czym wczesniej nie wiedziałam), że rozwodził się już majac inna kobietę na boku- koleżankę swojej byłej żony! BYł z nią przez kilka lat i póxniej rzucił, potem znów z jakąś był kilka miesięcy i też rzucił. Ta szczera rozmowa otworzyła mi bardzo oczy i przeraziła! Matko, przecież z tych jego opowiesci wynika, że to skończony drań! To zapewne ta biedna żona była ofiarą, nie on! Zarzadziłam miesiąc przerwy, po miesiacu powiem mu, co postanowiłam, ale już raczej podjęłam decyzję, że odejdę, mimo, że bardzo go kocham. Przeciez to jego zachowanie jest nieludzkie, zraził mnie tą opowieścią, jak flirtował na oczach zony z jej koleżanką, a pózniej jeszcze wmawiał zonie, że go sama w jej ramiona pchnęła, bo był niezadowolony z tego małżeństwa! Robił to samo, co ze mną- przerzucał winę na nią. On w ogóle przyjmuje wszystko bez emocji do siebie, tak, jakby był z kamienia, tylko ironicznie się uśmiecha. Przyznał też, że nie czuje, że mnie kocha, że on w ogóle nikogo nie kocha i śmiał się przy tym głupkowato! Ja nie wiem, czy to nie jakaś psychopatia. W dodatku podczas tej szczerej rozmowy dowiedziałam się, że rzucał w domu przedmiotami, potłukł mikrofalówkę, wyrzucił telefon przez okno, prowokował żonę, by go szarpała, ona wpadała w szał, krzyczała i płakała, a on trzymał jej ręce i się śmiał. Dziś uciekłam od niego i przez miesiac nie chcę go widzieć! Muszę pomyśleć nad tym wszystkim, w zmianę nie wierzę, bo on jest chyba nienormalny! Nie mam ochoty już na niego patrzeć. Rany, a tak się maskował na poczatkach- normalnie robił z siebie ofiarę złych kobiet, okrutnej żony- hetery, udawał uczuciowego cierpiętnika, wzbudzał we mnie litość, udawał, że mnie najchetniej to na rękach nosiłby- normalnie człowiek cudo- myślałam, że Boga za nogi złapałam. Teraz powoli sam się wygaduje, co wyprawiał, wygaduje się, bo mi zaufał i mysli, że okażę mu aprobatę za te zachowania, a ja specjalnie go podbierałam, by mówił więcej, no i wygadał się dość sporo- co mi wystarczy na przyszłość i szczerze powiem, że te negatywne odczucia do niego sa silniejsze niż cała moja miłość, zraził mnie skutecznie do siebie, nie chcę go widzieć, uważam, że nie jest normalny!

Odnośnik do komentarza

Po rozwodzie powiedziałam sobie - samotność w pojedynkę, jest zdecydowanie mniej bolesna, niż samotność we dwójkę.
I myślę, że to także odnosi się do ciebie.
Praktycznie jesteś sama ze swoimi problemami, za to cierpisz z powodu jego zachowania.
On się nie zmieni, za to w każdej chwili może cię bez słowa, porzucić.
Czy warto cierpieć?

Odnośnik do komentarza
Gość Wiesia1965

Dobrze, ale czuję się w totalnej rozsypce. Czuję się oszukana, wykorzystana, naiwna. Mam swoje lata, a mimo to facet potrafił tak zagrać, że uwierzyłam, że jest taki, jak na poczatku, żałowałam go, źe kobiety tak go niszczyły, że była zona była potworna dla niego, że niewdzięczna, złośliwa- karała go za nic... Boli strasznie, pokochałam tego człowieka, starałam się dać mu wszystko- od miłości po ciepło, nawet zapraszałam go w różne miejsca, by miał troche radości, rozrywki, ale on zaczął powoli robić coś takiego, że wymagał ode mnie doskonałości, każde drobne przewinienie, jeżeli jakaś drobna sprzeczka była, traktował jak coś okropnego, jako moja jakąś straszną wadę. Kiedyś powiedział, że widzi, że ja jak reszta kobiet- nie jestem doskonała. Odpowiedziałam mu, że przeciez nikt nie jest doskonały, on także. Ale on zaczynał mi stawiać siebie za wzór, że on w danej sytuacji reaguje tak lub tak, że mam brać przykład, bo to właściwe relacje itp. Rok związku, a ja czuję się wyczerpana, jakbym z nim przeżyła 10 długich lat. Jak ta żona mogła wytrzymać z nim kilkanaście?! Podziwiam ją!

Odnośnik do komentarza

Uciekaj. Nie mam więcej do dodania :p
Kobiety mają to do siebie, że wierzą w swoją wielką moc zmieniania innych ludzi. Ale czegoś takiego nie ma. Psychika się kształtuje latami i latami musi się odkształcać i znowu kształcić - jak ktoś tego chce, oczywiście. Nie wierz w zmianę. A jakakolwiek zmiana będzie udawaniem i to chwilowym. Schemat.

Wszystko jest możliwe. Nikt nie zna granic naszego umysłu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...