Skocz do zawartości
Forum

brak emocji/brak empatii/brak przyjemności


Gość Namesya

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, postanowiłam założyć ten wątek, bo jest coś, o co chciałabym zapytać. Pytałam już na innym forum, ale nie otrzymałam żadnej normalnej odpowiedzi, dlatego pytam tutaj.

Mam 21 lat, jestem ambitną dziewczyną, która właśnie dostała się na studia medyczne w Poznaniu. Mogłabym powiedzieć, że mam dosyć udane życie: tata mnie utrzymuje, uczę się dwóch języków obcych, byłam zagranicą na wymianie uczniowskiej, potem po liceum podróżowałam przez rok po Wielkiej Brytanii, uprawiam regularnie sport i szybko zdobywam sympatię innych ludzi. Jest niby dobrze. Mimo to, wewnątrz czuję się dziwnie... pusta. Nie umiem tego wyjaśnić. Mam wrażenie, że cierpię na anhedonię - nic nigdy mnie nie satysfakcjonuje, nie sprawia mi przyjemności. Nie działa to, niestety, w drugą stronę - jeśli coś jest nie tak, jak chcę, jeśli coś nie wychodzi mi perfekcyjnie, to tracę nerwy i potrafię się zrobić bardzo nieprzyjemna. Gdy innym ludziom jest wesoło (np. na grupowym wyjściu gdzieś do baru), ja się uśmiecham nieszczerze, żeby nie odstawać od reszty. Tak samo jest ze wszystkim innym - na wyjściu na koncertach, grając w jakieś gry, oddając się innym rozrywkom. Nie mam żadnego hobby, choć przymierzałam się do kilku (nic jednak nie zostało ze mną na dłużej), a sport uprawiam tylko dla utrzymania kondycji. Stan taki utrzymuje się ze mną praktycznie od zawsze i dosyć się do niego przyzwyczaiłam, ale wkraczam w nowy etap życia i zaczęło mi to przeszkadzać - chciałabym nic nie odgrywać przed światem, ale obawiam się, że odstawałabym wtedy od grupy.

Do tego dochodzi fakt, że nie umiem wejść w poważne relacje z innymi ludźmi. Bardzo szybko znajduję nowych znajomych i ludzie mnie uwielbiają, bo "umiem zrobić dobre wrażenie", ale na tym się kończy. Przyjaźnie ze mną rozpadają się bardzo szybko i to z mojego powodu: nie umiem dać nic od siebie, bo po prostu niczego nie czuję wewnątrz. Przyjaźnię się z kimś, ale ta przyjaźń nie opiera się na mojej sympatii do tej osoby (mogłaby w ogóle nie istnieć dla mnie), a na tym, że spędzam z nią czas, bo np. nudzi mi się. Mija trochę czasu, przestaje mi się chcieć udawać, że lubię tę osobę i zaczynam powoli zmieniać swoje zachowanie w stosunku do niej, w efekcie czego osoba ta mówi, że "kiedyś byłam inna", że "mnie nie poznaje", że "zmieniłam się", co daje mi poczucie bezradności i wyprowadza z równowagi, i w rezultacie urywam z taką osobą kontakt. Przy czym robię to najczęściej w taki sposób, że odwracam kota ogonem, zganiając winę na tę drugą osobę, znajdując w niej wady i wypominając wszystko to, co kiedykolwiek złego zrobiła - nie wiem, dlaczego to robię, nie umiem inaczej, po prostu. Chyba, ironizując, jest to jedyna rzecz, jaka sprawia mi przyjemność - gdy inni błagają mnie, żebym się do nich odezwała, wydzwaniają, piszą. A ja się nie odzywam, ignoruję. Daje mi to strasznie dużą satysfakcję. Ostatnio zaczęłam myśleć, że chyba tak raczej nie powinno być, że to nie jest normalne.

Byłam też kiedyś w związku, ale rozpadł się z identycznego powodu. Nie poświęcałam drugiej połówce wystarczająco dużo uwagi, zarzucano mi egoizm, słyszałam cały czas, że "jestem zimna". Zerwałam ja. Więcej związków nie miałam, zdarzyło mi się parę kontaktów seksualnych, ale żaden nie był poważny na tyle, aby powstał z niego związek.

Co może być ze mną nie tak? Co mogę zrobić, żeby cokolwiek zmienić? Wizyta u psychologa/psychoterapeuty odpada, nie pójdę na coś takiego.

Odnośnik do komentarza

No nie wiem,jak ty myślisz,ale skoro chcesz być lekarzem,a sama leczyć się nie chcesz, tylko szukasz diagnozy w internecie ,to coś tu jest nie halo.
Anhedonia,dystymia..mogą występować jako oddzielne zaburzenie,ale najczęściej zwiastuja depresję, a często są jej integralną częścią. Jeśli chcesz mojej opinii,to mnie to wygląda na zaburzenie osobowości. Żeby się tego dowiedzieć,to potrzebna jest wizyta u psychologa klinicznego,bo on się tym zajmuje. Psychiatre też oczywiście polecam.
Zrobisz jak uważasz ale w mojej opinii z takimi cechami ,,charakteru,, to nie powinnaś być lekarzem.

Odnośnik do komentarza

I nie prosiłam cię o opinię dotyczącą mojej kariery, prawdę mówiąc - w ogóle mnie ona nie inetresuje. Mam wysokie umiejętności analityczne i w dziedzinach ścisłych oraz przyrodniczych czuję się jak ryba w wodzie oraz wiem, czego chcę, niech to ci wystarczy.

Odnośnik do komentarza

Pozwoliłas sobie na napisanie na tym forum, odsłoniłaś się a teraz się dziwisz, że ktokolwiek może wrzucić kamyczek do Twojego ogrodka,

Fajnie, że jesteś ambitna i pracowita, ale własciwie wyrażnie mówisz, że nie lubisz ludzi.

Drzewiej mówiono,że lekarz to nie zawód to powołanie. I nasuwa się wtedy pytanie jak można go rzetelnie wykonywać nie lubiąc ludzi, czyli "materiału" na którym się pracuje.

A co do kontaktów z rówieśnikami- to od początku w nowej grupie powinnaś być taka leniwa i niewychylająca się- wtedy wysyłasz jasny sygnał, że jeśli komuś na Tobie zależy i chce Cię jakoś poznać to on musi się starać i zabiegać a Ty może jak Cię ruszy to jakoś łaskawie się dostosujesz. To będzie uczciwsze i nie będzie niosło nikomu frustracji.

Ponieważ Twoje radosne udawanie na początku Cię trochę rozkręca, ale tak naprawdę Cie nuży i zupełnie niedługo odwracasz kota ogonem. W danej sytuacji może i masz chwilowo uśmiech na ustach, bo wydaje Ci się ze panujesz nad innymi, ale skoro tu piszesz to jednak jest to takie pyrrusowe zwycięstwo. Zwycięstwo niosące pustkę, bo Tobie na nikim nie zależy a i dla innych w ostatecznym rozrachunku nie jesteś ważna.

Zastanów się z czego to wynika. Może jesteś jedynaczką, ktora nigdy w procesie dorastania nie musiała się troszczyć o samopoczucie innej bliskiej osoby z rodziny.Jakbyś nie zdązyła w sobie wykształcić potrzeby bliskości z drugim człowiekiem. Nie nauczylaś się tego od maleńkości i teraz jakbyś była trochę kaleką emocjonalną.

Odnośnik do komentarza

Napisałam w celu innym niż wysłuchiwanie wykładów, jaki zawód powinnam wykonywać i jakiego nie powinnam. Medycyna to akurat taka wspaniała dziedzina, że można robić po niej całe multum rzeczy, równie dobrze mogę zostać na uczelni i prowadzić badania, a nie robić za wypisywacza recept w gabinecie i pseudo "podporę emocjonalną" rodziców jakiegoś dzieciaka, odchodzących od zmysłów, bo złapał byle katar. No i "powołanie" - haha, dobre sobie, jakby człowie w wieku 19 lat faktycznie miał powołanie do czegokolwiek. A co to w ogóle to całe powołanie? Chęć pomagania ludziom? Gdybym chciała pomagać ludziom, to poszłabym na wolontariat albo na pielęgniarkę, na psychologa, na opiekunkę domu dziecka, a nie na lekarza. Lekarz to profesjonalista, który ma leczyć, zajmować się ciałem ludzkim i chorobami, powołanie to może sobie mieć ksiądz. To, co zamierzam robić w przyszłości, to nie twoja sprawa i sorry, ale nie pomagasz mi w ten sposób, bo decyzję i tak mam już podjętą, maturę dobrze napisałam, na studia się dostałam, zaraz pierwszy rok studiów. Opisałam się tu, żeby przedstawić swoją osobę, a nie żeby być kolejnym bezkształtnym anonimem wylewającym w internecie swoje żale. Równie dobrze mogłabym nie pisać nic ani o swoim wieku, ani o studiach, ani o podróżach, ale zrobiłam, to, bo chciałam się zwyczajnie, po ludzku przedstawić. Postaraj się to pojąć.

I nie, nie zrozumiałaś. Nie mówię, że nie lubię ludzi - mówię, że mnie nudzą. Spotykam się z ludźmi z nudów, jak nie mam co robić. A nie mam co robić, bo nie mam hobby i nic mnie nie interesuje. Jak zaczną się studia, tego czasu raczej na sto procent będzie mniej, więc nie będę tego tak odczuwać, ale i tak w dalszym ciągu brakuje mi jakiejś stymulacji, czasem nosi mnie i chodzę jak głupia po pokoju, chcąc coś zrobić, ale nie wiem co. Próbowałam wielu rzeczy, gry na pianinie (chodziłam jako dziecko do szkoły muzycznej i ukończyłam pierwszy stopień), łyżwiarstwa, malarstwa, szachów, harcerstwa, kung fu, nawet chodziłam przez jakiś czas na spotkania buddystyczne - ale nic, wszystko po jakimś czasie porzucam i wszystko wydaje mi się stratą czasu, czuję, że mogłabym robić coś lepszego i bardziej godnego uwagi. Czasem udaje mi się całą tę roznoszącą mnie energię zbić na siłowni, ale ile można?

Odnośnik do komentarza

No i dlaczego miałabym być "leniwa i niewychylająca się" w kontaktach z innymi? Chcę wyglądać i prezentować się dobrze, chcę mieć dobrą reputację, w tym chyba nie ma nic złego. Nie chcę być jakąś tam stojącą pod ścianą niecnieznaczącą jednostką, której nikt nie zauważył.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze dobrze nie powąchałaś murów Uniwersytetu Medycznego (ledwie papiery tam zaniosłaś) a już z ogromnym lekceważeniem wyrażasz się o całej rzeszy lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, ktorym przychodzi na co dzień obcować z nieprzebraną ilością osób,.Jeszcze powinni im pomóc zgodnie ze swoją wiedzą i niestety coraz mniejszymi możliwościami finansowymi naszego państwa dla nas ,zwykłych szaraczków. Zauważasz ten etap pracy lekarza, że powinien on umiec zachować spokój i życzliwośc dla pacjenta i jego rodziny niezależnie czy trafil mu się katarek i kaszelek czy objaw może świadczący o jakiejś bardzo poważnej chorobie. Widzisz to, ale w Tobie budzi to lekceważenie, traktujesz tę częsc grupy ludzi z Twojego przyszłego zawodu, jako robiących "za wypisywacza recept w gabinecie i pseudo "podporę emocjonalną" rodziców jakiegoś dzieciaka ".

Myślę, że Twoje określenie, że ludzie Cię nudza a moje, że po prostu ich nie lubisz opisują może innymi słowy ale ten sam stan rzeczy. Drugi człowiek Cię nie interesuje- jesteś tak inteligentna, że świetnie zagrasz osobę otwartą i zainteresowaną, ale tego nie pociągniesz, bo nikt Cię tak naprawdę nie interesuje.
Znam owszem wielu ludzi, którzy cenią sobie swój czas i nie marnotrawią go na liczne, powierzchowne kontakty, próby zachowywania się zgodnie z etykietą itp, itd. Ale zazwyczaj mają oni pewną istotną dla siebie garstkę osób, z którymi się widują lub wymieniają inna drogą informacje o sobie i swoich przemyśleniach i uważnie sluchają tego co im drugi człowiek ma do zakomunikowania. Oni wlaśnie uważają, że są stworzeni do dzialania a nie do gadania.

Piękne, że marzysz o pracy naukowej, badawczej na uczelni i może nawet jesteś do tego stworzona, bo jesteś ambitna, pracowita, rzetelna i może bardzo wytrwała, nie odpuszczasz założonego celu. Wlaściwie z takim nastawieniem jakie teraz prezentujesz to może faktycznie najmniej byś ludziom zaszkodzila a może nawet gdyby los Ci sprzyjał odkryłabyś coś ważkiego, co w ostatecznym rozrachunku służyłoby ludzkości. Niemniej aby zostać na uczelni, trzeba umieć wspólistnieć z innymi kolegami, którzy też sa typowani do takiej pracy, umieć wspólpracować z zastanym zespolem ludzkim w danej katedrze. A Ty nie znając ludzi, ich psychiki nie czujesz po prostu ludzi.

Nam tutaj, gdy nie odpowiedzieliśmy Ci po Twojej myśli odpowiedzialas tak, że odniosłam wrażenie iż rozmawiam z "pyszczącą" 14-16 latką a nie 21 letnią kobietą.

Propozycja, żeby odwiedzić terapeutę też wydaje mi się bardzo na m-scu.

Czas na uczelni, to czas bardzo intensywnej nauki, ale i czas dorastania. To 6 lat cięzkiej pracy. Zyczę Ci abyś trafila do sympatycznej grupy dziekańskiej, gdzie będziesz mogla trochę dowiedzieć sie przy tej cięzkiej nauce jak buduje się relacje międzyludzkie. Zyczę Ci tego z całego serca, bo życie człowieka niezależnie jaki zawód wybrał jest trudne i wyboiste, trochę puste i spaczone jak nie umie budować relacji międzyludzkich. A zawód lekarza wymaga aby ucząc sie o człowieku coś o nim wiedzieć. Nie tylko od strony tkanek, kości i procesów biochemicznych.

Odnośnik do komentarza

Powód może być różny a jeszcze trudniej ustalić jak to zmienić.

Spróbuj dyskusyjnego klubu o książkach. Tam się dużo rozmawia z ludźmi i to ci jest potrzebne. Z jakiegoś powodu nie jesteś przyzwyczajona do normalnych kontaktów z ludźmi.

Odnośnik do komentarza

Namesya, napisałaś post na publicznym forum, oczekujesz odpowiedzi, ale niemal każdą kontestujesz. Czego oczekujesz? Diagnozę sobie sama wstępnie określiłaś (anhedonia). Niestety, do psychologa/psychiatry nie pójdziesz, bo twierdzisz, że tego nie potrzebujesz. Nikt Cię siłą tam nie zaciągnie. Wspomniałaś jednak, że to, czego doświadczasz sprawia, że czujesz dyskomfort. Jeśli czujesz owy dyskomfort i nie układają Ci się relacje z innymi osobami, to są już dwie przesłanki ku temu, że warto skorzystać z pomocy psychologicznej. Co sama zrobisz z własnym życiem, zależy wyłącznie od Ciebie. Nie licz jednak, że nie robiąc nic, dyskomfort spadnie albo zniknie. Pozdrawiam i życzę rozsądnych wyborów!

Odnośnik do komentarza

Wiesz co ja myślę jak na razie. Jesteś bardzo samotną osobą , co zresztą sama piszesz i tu nie ma żadnego odkrycia nieznanego lądu. Cierpisz , ale nie pozwolisz sobie pomóc , bo uważasz ,że Ty wszystko wiesz najlepiej , jesteś mądrzejsza niż inni itd. I w pewnym sensie tak jest , że przewyższasz inteligencją swoich rówieśników. Niemniej jednak piszesz , bo masz problem , coś Cię męczy. No ale cóż , do pomocy też trzeba dojrzeć. Ty na razie nie dojrzałaś do tego, by powiedzieć, w pewnych sferach życia jestem słaba i proszę o pomoc. Jak dojrzejesz i poczujesz , że to jest ten moment, to będziesz wiedziała co zrobić.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...