Skocz do zawartości
Forum

Depresja po stracie ukochanego zwierzaka


Gość Estera01

Rekomendowane odpowiedzi

Gość amazonka 58

Rozumiem i współczuję!!!!!Miałam boksera,bardzo Go kochałam i nadal kocham.Cztery lata temu zachorował na raka.Robiłam wszystko,żeby żył-chemia.operacja.leki.I niestety musiałam podjąć najgorszą decyzję w życiu. Tago odszedł...Do tej pory tęsknię i jest mi bardzo smutno.Mam drugiego boksera,ale to nie to samo.Pozdrawiam i życzę pogody ducha

Odnośnik do komentarza

Ja też współczuję i to bardzo bo w marcu pochowałam moją sunię, która miała prawie 15 lat. Najbardziej ironiczne w tym wszystkim było to, że pies jak na swój wiek czuł się świetnie, biegała za patykami, normalnie jadła kicała na łóżko itp. Pewnej nocy dostała jakby ataku padaczki przebyła 2 dni w szpitalu, wypisali ją, dali do domu leki, po odstawieniu leków kolejny atak, i do szpitala. Od środy do niedzieli codziennie siedziałam z nią w szpitalu na kroplówce. Kroplówka szła 7 godzin, nie chodziłam do pracy, miałam urlop, bo chciałam być przy niej. W niedzielę gdy jechałyśmy na kroplówkę, mała nie mogła się podnieść. Cały czas ją na rękach nosiłam ale tym razem w ogóle nie mogła się podnieść. Po kroplówce zdecydowałam że zostawię ją na noc w szpitalu bo jej stan był cieżki. Wróciłam do domu po 19:00 o 20 telefon, że krew wykazała sepsę. 22 telefon, że dostała ataku serca i jest reanimowana. Byłam w taksówce pare ulic przed szpitalem jak dostałam telefon, że nie udało się jej uratować. Gdy do niej wpadłam leżała przykryta różowym kocykiem i była cieplutka, ale była też bardzo zmieniona na pyszczku bardzo cierpiała. Ja cierpiałam podwójnie: po pierwsze straciłam ją w 10 dni a po drugie nie było mnie przy niej w tych ostatnich chwilach i do tej pory jest mi ciężko z tego powodu. Stawałam na głowie żeby ją uratować, ale nie udalo się. To nie była padaczka to był gruczolakorak z przerzutami do ukladu limfatycznego czy coś takiego. Nie mogłam zrobić nic bo ten rak wcześniej nie dawał żadnych znaków, a ten paraliz i padaczka to był ucisk mozliwe ze w mózgu - udar mózgu/guz - niewiadomo. Nie robiłam sekcji, bo nie chciałam, histopatologia znamienia na paszce wykazała raka z przerzutami i tyle mi starczyło. Mniej wiedzieć w tym wypadku to mniej stresu dla mnie. I tak bardzo przezyłam to co sie z nią działo w te 10 dni. Budzisz sie a Twoj pies jest powyginany jk po egzorcyzmach trzese sie uderza głową o ziemie nie kontaktuje itd. I te jej spojrzenie gdy zostawiałam ją w szpitalu, taka obojętność... Najgorszy dzien w moim zyciu, ale musze z tym zyc, bo pomimo, że jje nie uratowalam, wiem, że ona czuła, że robiłam wszystko i ze nie było leku/zastrzyku/ czegokolwiek czego bym dla niej nie kupiła czy nie sprowadziła. Ale czasem i lekarz nie pomoze ani zwierzakowi ani człowiekowi. Tak już w zyciu jest, los nam daje to co kochamy a potem często nam to zabiera. Moze to taki sprawdzian dla nas? A moze musimy sie ocierpiec i otesknic aby potem zostało nam to wynagrodzone?

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

Ostatnio miałam bardzo podobną sytuacje i wciąż nie mogę się pogodzić z utratą ukochanego zwierzaka miałam psa 11 lat ! I nagle gdy wyjechałam do Anglii mój ojciec wyszedł z nią na spacer.. no i stało się wyrwała się ze smyczy i wpadła pod samochód ...też obwiniałam siebie mówiłam , a co by było gdybym ja była itd... teraz wciąż jest mi trudno.. i nie moge się z tym pogodzić pomimo iż mineły 2 miesiące, chce o niej pamiętać ale rzadko oglądam zdjęcia itp. to zbyt bolesne :(

Boże widzisz a nie grzmisz :)

Odnośnik do komentarza

franca
:(((((
Chyba najgorsze jest, gdy zwierzątko wtedy cierpi...:( Ja też uważam, że zwierzęta czują, że ich właściciele robią dla nich wszystko, co mogą, nawet wtedy, gdy Ci właściciele nie mogą być przy nich do ostatniej chwili...

Tak franca, najgorsze jest cierpienie zwierzaka i bezradność właściciela, gdy tak naprawdę nie możesz pomóc. Możesz zdeycowac się na uśpienie, mnie to na szczęście (?) ominęło. Czemu myślę, że na szczęście - bo uważam, że ta decyzja by była najgorszą w moim zyciu, dlaczego ja mam decydować o tym, kiedy ona umrze? Mój chłopak powiedział mi, że powinnam się cieszyć że tylko 10 dni chorowała bo jego pies pół roku jeździł po klinikach miał raka i musieli go uśpić i że powinnam się cieszyć, że nie musiałam podejmować tej decyzji, że nie musiałam się bawić w "Boga" decydując czy ma prawo żyć czy lepiej nie. Bo gdybym ją uśpiła bym sobie mówiła a co jeśli... tak samo gdybym ją wzieła tej ostatniej nocy do domu, plułabym sobie w brode ze a moze gdybym ją zostawiła to by ją uratowali? A tak, zostawiłam ją bo ją kochałam, skoro oni nie dali rady to ja tym bardziej bym nie dała, nie pomogła. Żałuje że mnie przy niej nie było, ale miała swój kocyk, swoją podusię, swoje jedzenie,wszystko miała, była w dużej klatce na wysokości klatki piersiowej, nie gdzieś w kącie ciemno itd, nie, miała jakby swoje łóżeczko. Ja to naprawdę bardzo przezyłam, mogłoby się wydawać, że "to tylko pies", ale tak nie jest. Jak się ma 25-26 lat a ma się psa 15 to naprawdę człowiek nie traktuje go jako psa, zwłaszcza, że ja miałam naprawdę cudowną sunię (beagla), grzeczną, która przeżyła wypadek gdy miała pół roku (wyrwała głowę z obroży i pobiegła do psa, w szoku uciekła osiedle dalej szukaliśmy jej kilka godzin, ale znaleźliśmy!) i co najważniejsze - dostałam ją od mojej zmarłej mamy obiecałam sobie i jej, że będę się sunią opiekowała, dlatego mam nadzieję, że dotrzymałam obietnicy, pomimo, że sunię straciłam przez okropne choróbsko.

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

Mnie takie mówienie "To tylko pies", "To tylko kot", itd w ogóle nie przekonuje. Przecież, gdy człowiek przygarnia zwierzę pod swój dach, troszczy się o nie, to naturalne, że tworzy się wtedy wzajemne przywiązanie, i to bardzo silne.
Tiara, Twój chłopak ma chyba trochę racji w tym, że jednak pewne szczęście miałaś. Bo po pierwsze, on musiał podjąć tę decyzję o uśpieniu, a to pewnie zawsze jest bardzo trudne... Po drugie, jego piesek męczył się o wiele dłużej...
Z moją drugą kotką było niemal identycznie, jak u Martusyyy z jej psem. Ja też wyjechałam, pod moją nieobecność zajmowała się nią moja siostra, i pewnego dnia siostra nie zauważyła, jak kicia wymknęła się z domu. Zaczęła jej szukać z parogodzinnym opóźnieniem. Niestety, kotka zdążyła już sie wtedy wymknąć na ulicę, potrącił ją samochód. Okazało się, że jacyś obcy ludzie ją znaleźli, zawieźli ją do schroniska, a tam weterynarz stwierdził, że jest w tak ciężkim stanie, że bez uśpienia nie da rady. Także została uśpiona zanim moja siostra zdążyła przyjechać na miejsce... No więc chyba jednak i ona i ja miałyśmy pewne szczęście... Przynajmniej nie musiałyśmy patrzeć, jak kicia się męczy, i decydować o tym uśpieniu. Ale z drugiej strony żałuję, że nie byłam z nią wtedy, tak jak Ty ze swoją sunią...

Odnośnik do komentarza

Dwa tygodnie po śmierci mojej Tiny, zadzwonił do mnie ojciec z pytaniem czy chce psa. Myslałam ze sobie zarty robi bo ja sama powiedziałam, ze nie chce juz psa. Pytam sie wiec o co chodzi: on ze o nic tak albo nie. Mowie tak. Czekałam godzine, wyszłam na parking pod blok, przyjechał z duzym psem, ala amstaff (suczka), wychudzona... no patyk normalnie, zebra zapadniete tylko łeb duzy. Troche brudna przestraszona, pytam sie skad Ty ja wziales? A on ze ta psina juz od x czasu lezala przy drodze jak z pracy wracal i tego dnia zatrzymal sie i po prostu ją wzią. I tak oto mam swojeg osierściucha. Nie jest Tiną i nigdy nią nie będzie i dobrze, że jest inna. Nie porównuję, nie chcę porównywać. To dwa rózne psy i różne chwile z nimi spędze. Wazne, ze psiak jest ze mna, moze tak miało byc, ze ta sunka czekała tam na nas? Jest wystraszona, bardzo pokorna moze byla bita? Nie wiem, wiem tylko tyle ze juz nie jest wychudzona, biega jak opetana za piszczacymi zabawkami, ladnie chodzi bez smyczy po parku i ciesze sie ze nie wracam do pustego domu tylko wybiega mi na klatke czarna 30 kilogramowa torpeda, rozsmiesza mnie jak taki wielki pies skacze kica kuca i wydaje z siebie inne dzwieki. Pierwszy tydzien jak ta wczesniejsza sunka zmarla, jak wchodzilam i widzialam jej kocyk to czekalam az wybiegnie zza rogu, jak zawsze. A jak jej nie bylo, to parzylam sie w kocyk. Nie zabralam jej rzeczy, tata pozbeiral miski, koszyk, smycz i schowal. A ta sunka ma wszystko swoje, nowe i zaczynamy wszystko od nowa i wiem, ze Tina biega sobie za teczowym mostym, pewnie z psem mojego faceta ;-))

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

30 kilo? O kurczę, to nieźle :O To znaczy, tak mi sie wydaje, ale nie jestem obyta w psim temacie.;) Pewnie wiele przeszła, zanim do Ciebie trafiła. :( No, ale najważniejsze że teraz jest już zdrowa i wesoła. :)

Tarja
i wiem, ze Tina biega sobie za teczowym mostym, pewnie z psem mojego faceta ;-))

Hehe, pewnie tak :)))
W sumie z tym kocurkiem, którego mam teraz, też było tak, ze został znaleziony przy drodze wychudzony, mizerny, itp. :( Nie szukałam wtedy jeszcze nowego kota, ale tak się jakoś trafiło. No i jak doszedł do siebie, to też zaczął szaleć. Normalnie, jak się na to patrzy, to jakby się fragmenty Toma i Jerry'ego oglądało :DDD

Odnośnik do komentarza

Estero , bardzo Ci współczuję. Wiem co znaczy taka strata . Pochowałam trzy pieski. Dwóch wcześniejszych w ogóle nie odnalazłam , ale to było wiele lat temu. W przypadku mojej jamniczki , a następnie ślicznego pekińczyka bardzo walczyliśmy bratem o ich życie. Niestety nie udało się i po części zawinił niedokształcony weterynarz, który zamiast skierować od razu Deyzika na operację trzymał go przez tydzień na antybiotykach. W końcu pojechaliśmy do innego weterynarza , ale pomimo tego że operacja się udała , pies zmarł w nocy przy mnie. Trudno powiedzieć , co czułam po ich stracie. Są pochowane obok domu w ogródku. Powiedziałam , że nie chcę już żadnego zwierzaka. Ale los chciał, że po trzech tygodniach zobaczyłam na targu trzymiesięczną suczkę. Nie wiem dlaczego na nią zwróciłam uwagę , bo były tam jeszcze dwa pieski. Widocznie to ona mnie wybrała. Teraz śpi ze mną, jest straszną pieszczochą, a jej dotyk jest lepszy niż najlepsze leki .

Odnośnik do komentarza

Współczuję autorce i to bardzo.
Ja sam mam teraz problem ponieważ mój piesek jest poważnie chory i ma problem z jelitami przez co konieczna będzie operacja a ta operacja będzie w czwartek, strasznie się denerwuje ponieważ to zawsze jest ryzyko a piesek jest młody (ma 7lat) i pełny energii, oby wszystko się udało.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...