Skocz do zawartości
Forum

Witam, trochę mi ciężko.


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Zacznę od tego, że jak pewnie większość osób,  długo  zastanawiałem się czy pisać czy nie pisać, ale chyba jednak emocje wzięły górę i  zwyczajnie muszę się wygadać..

Od prawie 7 lat miewam kiepski nastrój, coraz więcej rzeczy staje się dla mnie obojętne, nie realizuje się, nie spełniam marzeń, oddalam się od przyjaciół, zrobiłem się bardziej zamknięty, co raz więcej czasu spędzam z telefonem w ręku  i tak w tym wszystkim tkwię.. miewam lepsze nastroje, ale znacznie więcej jest tych kiepskich.. snuje sobie plany, że w końcu muszę coś zmienić, że muszę zacząć coś z sobą robić bo zwariuję, łapię się za głowę z tej bezradności, która mnie otacza i powtarzam sobie, zrób coś człowieku bo tak się nie da żyć, miewam nerwobóle, częściej boli mnie głowa, ze stresu czasami boli mnie brzuch, do tego stopnia że chce mi się wymiotować, wracam z pracy która nie jest fizyczna, ale jestem zmęczony jak bym pracował 12h w kopalni..

Prawie 7 lat temu wprowadziłem się z miasta na wieś, do żony z którą mamy wspaniałą córeczkę, mieszkamy z jej rodzicami w domu, a w promieniu 50 metrów mieszka żony prawie cała rodzina, i jak to na wiosce same domy i jedna ulica, kościół i sklep..  te prawie 7 lat życia na wsi zweryfikowało mnie, i wydawało by się że człowiek do miejsca potrafi się przyzwyczaić, ale mi po tych 7 latach jest jeszcze gorzej niż na samym początku gdy się wprowadziłem do żony rodziny. To nie, że ja personalnie coś do kogoś mam, że kogoś nie lubię,  itp.. ja się po prostu tam kompletnie nie odnajduję nawet w 5% i każdy dzień można powiedzieć jest dla mnie naprawdę ciężki, prawie codzienne myślę o swojej sytuacji i się tym dołuję, .. u nas w domu jest taka centrala, cały czas ktoś przyjeżdża, a to żony siostra która mieszka w domu obok, a to żony brat który 2 lata temu się wyprowadził, ale 2 razy dziennie przyjeżdża, a to żony kuzynka z gromadką dzieci i tak jest cały czas, zbieram wszystkie plotki z wioski no bo dochodzą do mnie siłą rzeczy, co w kościele, co w sklepie, co w przedszkolu, co u kogo w pracy i łeb mi rozsadza, bo to mnie nie obchodzi, a wszyscy mówią do mnie tak jak by powinno mnie wszystko obchodzić bo mieszkam na wsi. . ja ludzi nigdy na oczy nie widziałem, a mógłbym ich życie im opowiedzieć z tego plotkowania . Pierwsze 2 lata mieszkania tam, to bym dla mnie istny dramat, co 2 tygodnie byliśmy na jakiś imieninach u kogoś z rodziny, chrzciny, komunie, imieniny, urodziny, kościół, obiad z teściami, rocznice i tak w kółko, gromada dzieci, wiski, darcia się, i cały czas to wszystko z rodziną, człowiek ani chwili spokoju nie miał, bo jak z pracy przyjeżdżałem, to przez pierwsze 3 lata, żony siostra z całą rodziną przychodziła do nas na obiady, dzień w dzień.. nigdy nic nie mogłem sobie zaplanować, bo wiecznie trzeba było jechać gdzieś, w sensie do żony brata na imieniny 6 letniego dziecka, albo akurat w kościele masz była za dziadzia którego nigdy na oczy nie widziałem. Przez te prawie 7 lat niestety mam wrażenie że dałem sobie wejść dosłownie na łeb, bo z człowieka który wcześniej był uśmiechnięty, miał pomysł na życie, nie bał się coś powiedzieć, stałem się taką osobą w tym momencie o niskim poczuciu własnej wartości, bojącą się coś powiedzieć, obojętną, nie walczącą o siebie o swoje marzenia.. Ale żeby nie było, że ja tylko o sobie i o swoich planach i marzeniach,.. mam cudowną córkę, ma 6 lat, uwielbiam z nią spędzać czas, uwielbiam z nią rozmawiać, bawić się, jestem strasznie z niej dumny, ale czasami jak wracam do domu o 15, wybieram ją z przedszkola i przebywam z nią całymi dniami, tygodniami, to jestem zwyczajnie już zmęczony, a momentami już nawet robię się nerwowy, bo zwyczajnie też potrzebuje jakiejś odskoczni, wyjść z domu, spotkać się z przyjaciółmi, napić się piwka, pojechać w góry.. mam taką potrzebę spędzenie czasu sam ze sobą niekiedy, wsiąść w samochód i pojechać bez celu cały dzień gdzieś, ale niestety mam to trochę utrudnione, bo moja żona ma trochę zakorzenioną mentalność, i robi mi problemy z tego tytułu, czyli można powiedzieć że jestem pod butem, bo nie potrafię się jej sprzeciwić i na to jestem na siebie wściekły, czuje się przy niej jak bym był dziadkiem, a mam 37 lat, tutaj też z żoną jako tako relacji najlepszych nie mamy, rozmawiamy ze sobą, nie kłócimy się, ale też nie żyjemy ze sobą w małżeństwie tak jak to powinno wyglądać, ja zmieniłem trochę front i trochę mnie od żony odrzuciło, w momencie kiedy kompletnie zaczęła mi układać życie, jak musiałem się jej pytać czy mogę jechać w góry – które były i są moją pasją, jak chciałem jechać do domu rodzinnego 30 minut od wioski w której mieszkam, do mamy w odwiedziny i zostać u niej na noc, spotkać się z przyjaciółmi przy okazji, pogadać, spędzić z nimi czas, jak chciałem wyjść na miasto też aby spotkać się z przyjaciółmi ( raz na 3 miesiące) . . zaczęło mnie to wszystko gnębić, że z wszystkim co chcę zrobić ma problem, 3 lata temu kazała mi żebym zmienił sobie nawet kolegów, zupełnie nie wiem dlaczego, ja mam swój rozum, wiem co dla mnie jest dobre co nie, wiem że mam rodzinę, dziecko i jest to moim priorytetem, ale ja od 7 lat żyję tylko rodzinnie, tylko rodzina mojej żony i nic więcej , duszę się już w tym układzie, mówiłem nie raz jedzmy nad wodę, do moich przyjaciół którzy czy jedzmy razem z nimi w góry, to wiecznie było nie, wiecznie wszędzie jeździliśmy tylko razem z dzieckiem, celowo zmieniałem nie raz plan wycieczki żeby nie spotkać się z przyjaciółmi bo żona nie chciała, kłamałem ich wielokrotnie że gdzieś nie przyjadę, albo gdzieś nie przyjdę, bo żona gdzieś wychodzi, albo ma jakiś wyjazd w tym czasie, albo co gorsza że mam dziecko chore, bo zaraz była by awantura że wychodzę zamiast w domu siedzieć,. Zacząłem z biegiem czasu zwyczajnie zazdrościć niektórym ludziom chodziarz by z pracy takiej zwyczajnej swobody, takiego luzu, że oni też mają dzieci i mogą wyjść, mogą gdzieś pójść, pojechać na weekend na ryby i nic się nie dzieje, że tak się da.. ale u mnie się nie da, może dlatego że jestem za miękki po prostu i szybko odpuszczam. Zacząłem już wybierać co jest dla mnie lepsze np. z bratem od 7 lat umawiamy się na jakiś weekendowy wypad w góry, i powiedzmy w tym samym miesiącu szykuje mi się jakieś spotkanie z przyjaciółmi, to wybieram gdzie lepiej pójść, żeby nie mieć awantury że w miesiącu dwa razy wyszedłem i mnie nie było .. paranoja jakaś..

Mógłbym tak sypać i sypać przykładami, ale chyba to nie ma sensu, zwyczajnie trochę czuję się zakładnikiem w swoim własnym ciele i zwyczajnie nie daje sobie z tym rady, kompletnie zaprzestałem żonie już cokolwiek nawet mówić, bo straciło to dla mnie sens, nie mówię jej o swoich marzeniach, planach, bo i tak wiem że dla niej najlepiej by było jak bym siedział w domu.. ale ja czuje wewnętrznie, że ja muszę zrobić jakiś krok do przodu, bo ucieka mi życie, marnuje je sobie, spędzam je tak jak nie chcę.. mam dość ciągłego spędzania czasu tylko i wyłącznie z rodziną, i pytanie się o zgodzę  żony która całe życie siedziała w domu i prawi mi swoje mądrości z poziomu biurka i komputera przy którym pracuje i nie odchodzi praktycznie na krok, albo w głowie już mam taką niechęć, że nie, nigdzie nie pojadę, zostanę w domu i pójdę spać o 21, pomimo tego że bardzo chcę np. gdzieś wyjść.. z żoną wychodzimy czasami gdzieś do restauracji, ale to tylko z nią, bo jak piszę ona nie bardzo chce z moimi przyjaciółmi się spotykać.

 Dziękuję !

Odnośnik do komentarza

Jesteś jaki jesteś, podporzadkowany żonie, od początku nie liczyła się z Twoim zdaniem, Ty na to przyzwalaleś i tak masz. 

Czas to zmienić, porozmawiaj z żoną poważnie, powiedz, że zmieniasz swoje życie, bo się dusisz, źle się czujesz psychicznie, potrzebna Ci odskocznia. I nie pytaj o zgodę, tylko informuj o swoich planach i rób swoje. Nie chcesz robić nic złego. W małżeństwie trzeba mieć też swoje życie. 

Żona będzie musiała zaakceptować Twoją decyzję, a najlepiej jakbyście wyprowadzili się na swoje, dalej od jej rodziny, ale na to ona raczej nie pójdzie, a Ty nie jesteś zbyt decyzyjny. 

Musisz też być bardziej asertywny, bo np. na mszę za dziadka nie musiałeś iść. 

Tylko bez pomocy psychologicznej sam pewnie nie wyjdziesz z tego dołka. 

 

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Dokładnie, jest chyba tak jak Pani pisze.. i ja sam sobie z tego zacząłem zdawać sprawę jakiś czas temu..

Niestety podejrzewam, że opcja wyprowadzki ze strony żony może nie wchodzić w rachubę, ponieważ ja mam mieszkanie w mieście, po Mamie która zmarła, i moglibyśmy się tam wprowadzać, ale raczej żona nie jest tym zainteresowana, chyba za daleko od domu, od rodziny (50 km )..Dwa razy poruszałem temat, ale ona milczy.. wolałbym najgorszą odpowiedz uzyskać niż takie milczenie, które mi jeszcze bardziej dołuje i często tak bywa, że po prostu milczeniem na większość rzeczy odpowiada, przez to i ja się taki zacząłem robić, często informuję ją z dnia na dzień o czym o czym wiem już od tygodni, bo przestałem czuć jakaś potrzebę mówienia jej o wszystkim..  Nie pozostaje mi nic innego jak porozmawiać poważnie z żoną, bo ostatnie dni to jakaś kulminacja złości, frustracji,  czuję że jestem na jakieś granicy wytrzymałości i niestety złością zaczynam reagować coraz częściej w kierunku nic nie winnego dziecka.. z czego też jestem na siebie zły, bo ja sobie zdaję sprawę już z całej sytuacji przez co to wszystko się dzieje. 

 

Odnośnik do komentarza

Myślę, że taka poważna rozmowa, co dalej robimy że swoim życiem, może być jak się faktycznie wyprowadzisz i to na neutralnym gruncie. 

A, że temu będą też towarzyszyły duże emocje, więc dobrym pomysłem by było najpierw się wyprowadzić, wszystko dokładnie przemyśleć, jak i swoje opcje, i napisać do żony w mailu, taka korespondencja pozwoli na konstruktywną rozmowę, przed ew. spotkaniem i ustaleniami szczegółów. 

Widzisz taką opcje, że sprzedajesz mieszkanie, wkładasz w remont góry, teściowie ją wam zapisują?

To byłoby najlepsza opcja dla żony, choć niekoniecznie dla Ciebie, dlatego pytam.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
16 godzin temu, ka-wa napisał(a):

Widzisz taką opcje, że sprzedajesz mieszkanie, wkładasz w remont góry, teściowie ją wam zapisują?

żona moja już ma dom przepisany na siebie i dokładnie wygląda to tak, że oni (teściowie) mieszkają na dole, a my na górze, i tak jest od 4 lat, nie wyobrażam sobie zrobić taki ruch, ze sprzedaje mieszkanie i pakuje to w remont góry domu, ponieważ mam wrażenie, że nie dotarliśmy się dostatecznie z żoną i trochę nasze światy się rozbiegają, a po drugie to ja tam nie chce mieszkać i naprawdę nie wiem czy jest coś w stanie mnie przekonać abym zmienił zdanie, no chyba tylko córka.  Pomimo tego, że te nasze światy się rozbiegają, to myślę że mogło by to ujść, ale bardzo martwi mnie i przeraża perspektywa na przyszłość, że mam tak dalej żyć i czuć się tak skrępowany praktycznie na każdej płaszczyźnie i żyć według ram które panują u żony w domu, bo wszystko co wykracza po za ta ramę jest nie dobre.

Ja od 2 tygodni wiem, że w czerwcu mam męski wypad w góry z 4 bardzo mi bliskimi przyjaciółmi, a moja  żona jeszcze tego nie wie, dlatego że przez te wszystkie lata jak jej coś mówiłem, to na początku było ok, ale 2 dni do wyjazdy i zaczynało się rodeo i przez to ja też zrobiłem się taki trochę wycofany,.. to jest nie normalnie, ja powinienem jej w pierwszej kolejności o tym powiedzieć zupełnie na luzie bez spinania się, a ja nie wiem na co czekam, chyba na dobrą okazje, dziwną barykadę wokół siebie stworzyłem, która daje mi teraz popalić. 

Odnośnik do komentarza

Skoro dom jest żony, to nie możesz liczyć, że się wyprowadzi. 

To zmienia postać rzeczy. 

Pozostaje robić swoje, nie zwracać uwagi na fochy żony, z czasem się przyzwyczai do tego, że chcesz mieć też swoje życie. Albo się rozwiedziecie. 

Musisz przestać bać się żony. 

 

Edytowane przez ka-wa

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Cóż... cała ta historia wygląda jakbyście sie nie znali przed ślubem. Nie wiedziałeś jak wygląda życie na wsi? Nie bywałeś tam, nie widziałeś tego otwartego domu i plotek? Nie wyczuwałeś, że nie lubi Twoich znajomych? Ponadto... czy nie rozmawialiście przed ślubem o tym jak ma wyglądać Wasze wspólne życie (wypady, wychowanie dzieci, czas na pasje, wspólnie spędzany czas, jaki kto ma model rodziny itp)? Z pewnością różniliście się już przed ślubem, a więc teoretycznie wiedząc to, sam dobrowolnie wszedłeś w bagno... albo byliście bezmyślni i nie poznaliście sie dobrze.

Nie prosisz o żadne rady, chciałeś sie tylko wygadać, a więc trudno coś w tej sytuacji napisać. Moge jednak przedstawić swój punkt widzenia. Wg mnie najrozsądniej byłoby wybrać połączenie wsi i miasta czyli małe miasteczko. Tylko trudne w realizacji, bo Ty masz mieszkanie a ona dom i musielibyście oboje się tego pozbyć... czego pewnie nie chcecie. Chyba, że stać Was na pozostawienie tego, a kupienie sobie czegoś w miasteczku pomiędzy wsią a miastem. I wtenczas zacząć od nowa, z nowymi uzgodnieniami. Problem jedynie widze taki, że Wy musielibyście zacząć sie poznawać od początku, co skutkowałoby pewnie tym, że ostatecznie wyszłoby jak do siebie nie pasujecie. Jeśli i tak nie ma między Wami małżeńskiego życia, nie ma relacji pełnej miłości to może trzeba szczerze i uczciwie powiedzieć, że Was już nic poza dzieckiem nie łączy. A dziecko będziesz tak samo kochał po rozwodzie (lub w separacji), odwiedzać je też możesz, zabierać do siebie lub razem z córką wyjechać np. w góry. Kontakt codzienny też nie jest problemem przy dzisiejszej technologii. 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
W dniu 22.04.2024 o 14:49, Javiolla napisał(a):

Cóż... cała ta historia wygląda jakbyście sie nie znali przed ślubem. Nie wiedziałeś jak wygląda życie na wsi? Nie bywałeś tam, nie widziałeś tego otwartego domu i plotek? Nie wyczuwałeś, że nie lubi Twoich znajomych? Ponadto... czy nie rozmawialiście przed ślubem o tym jak ma wyglądać Wasze wspólne życie (wypady, wychowanie dzieci, czas na pasje, wspólnie spędzany czas, jaki kto ma model rodziny itp)? Z pewnością różniliście się już przed ślubem, a więc teoretycznie wiedząc to, sam dobrowolnie wszedłeś w bagno... albo byliście bezmyślni i nie poznaliście sie dobrze.

Nie prosisz o żadne rady, chciałeś sie tylko wygadać, a więc trudno coś w tej sytuacji napisać. Moge jednak przedstawić swój punkt widzenia. Wg mnie najrozsądniej byłoby wybrać połączenie wsi i miasta czyli małe miasteczko. Tylko trudne w realizacji, bo Ty masz mieszkanie a ona dom i musielibyście oboje się tego pozbyć... czego pewnie nie chcecie. Chyba, że stać Was na pozostawienie tego, a kupienie sobie czegoś w miasteczku pomiędzy wsią a miastem. I wtenczas zacząć od nowa, z nowymi uzgodnieniami. Problem jedynie widze taki, że Wy musielibyście zacząć sie poznawać od początku, co skutkowałoby pewnie tym, że ostatecznie wyszłoby jak do siebie nie pasujecie. Jeśli i tak nie ma między Wami małżeńskiego życia, nie ma relacji pełnej miłości to może trzeba szczerze i uczciwie powiedzieć, że Was już nic poza dzieckiem nie łączy. A dziecko będziesz tak samo kochał po rozwodzie (lub w separacji), odwiedzać je też możesz, zabierać do siebie lub razem z córką wyjechać np. w góry. Kontakt codzienny też nie jest problemem przy dzisiejszej technologii. 

 

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...