Skocz do zawartości
Forum

Nie chce mi się żyć, nie mam siły na to wszystko


Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Może tutaj dostanę jakąś poradę jak życ. Mam 30 lat, czuje, że zmarnowałem całą młodość, nie jestem z siebie w ogóle zadowolony. Otóż moje życie to podejmowanie dziwnych, pochopnych decyzji. Po skończeniu szkoły - technik informatyk (była to dla mnie tragedia, nie cierpiałem tego profilu, dłużyło mi się strasznie, moim celem było ta szkole skończyć nie koniecznie z dobrym wynikiem). Po ukończeniu szkoły zrobiłem kurs operatora koparki- można powiedzieć rodzinny zawód, podjąłem pracę jednak świeżo po kursie moje umiejętności niebyły za duże i pociągałem tam parę miesięcy, zostałem zwolniony. Ogólnie moje życie zawodowe to wyglądało tak - parę miesięcy pracy po czym się zwalniałem bo zawsze mnie coś denerwowało, szukałem czegoś lepszego, bardziej dochodowego. Był roczny epizod z Niemczech, potem trochę pracy na miejscu. Zauważyłem, że mój maks w pracy to rok. Odkładanie pieniędzy szło mi bardzo powoli, zawsze miałem jakieś 10-20 tys na koncie, nie więcej. Trochę zarobiłem więc trzeba było wydac na jakieś pierdoly, nie miałem jakiegoś celu, tak po prostu żyłem, od weekendu do weekendu - żeby się napić pod korek, tak jest z resztą do dziś. Każdy dzień dobry wolny to okazja żeby się zachlać, a nawet i w dniu pracy zdążało się przesadzić z alkoholem. W wieku 25 lat tak naprawdę co miałem to samochód za 15tys i 15tys na koncie…. Poznałem wtedy pierwszą dziewczynę - do tej pory jakoś ze względu na swoją wstydliwość nie potrafiłem się do żadnej odezwać. Poznałem ją na portalu randkowym. Wiadomo z początku zauroczenie, było to fajne uczucie kogoś w końcu mieć. Dzięki niej pojechałem do Szwecji do pracy, do jej znajomych. Pojechałem w charakterze operatora koparki, praca była cudowna, zarobki świetne i super znajomi. Czułem się wspaniale, można było zarobić około 18tys za miesiąc pracy. Dalej nie miałem jakiegoś większego celu. Kupiłem samochód za 50tys, który okazał się nie wypałem, rok to tak naprawdę dokładanie co chwilę czegoś, finalnie dołożyłem 20tys w rok jednak udało się sprzedać bez większej straty, potem samochód za 120tys, drogie ubrania i gadżety ( no co ? Jeżeli zarabiam po 20tys to mnie nie stać ? Tak sobie myślałem). Po 2 latach firma się rozleciała, koparki trzeba było sprzedać i firma świadczyła tylko usługi w zakresie budowania hal stalowych, miałem wybór - albo się zwolnić albo pracować jako monter. Zacząłem pracować jako monter ? Szczerze ? Nie cierpię tej pracy ale jakoś tak zapuściłem korzenie i do dziś tu pracuje, zarobki też poszły w górę- można zarobić ok 22tys na rękę. Jednak te pieniądze gdzieś się rozchodziły, coś tak odkładałem ale tak jak powinnno to być. Moje uczucie po 2 latach do dziewczyny gasło - w końcu powiedziałem, że chyba musimy się rozejść. Dziewczyna nie mogła tego znieść, słyszałem jak płacze. Winę za decyzję zwaliłem na alkohol, jakoś tak żyjemy do dziś a ja dalej nie potrafię nic zdecydować- tak mi jest łatwiej. W weekend wolę isc napić się z kolegami a Ona tego nie cierpi. W wieku 25 lat jakos, zaraz na początku pracy w Szwecji zapragnąłem mieć tatuaż typu rękaw, oczywiście musiał być na już, terminy u dobrych tatuażystów były dla mnie za odległe. Znalazłem gdzieś jakiegoś tatuażystę, który miał termin za 2 tygodnie. Pierwsza sesja wyszła bardzo kiepsko ale jakoś wyparłem to z mojej psychiki, było to przedramię. W końcu jednak doszło do mnie - co ja takiego zrobiłem, przecież to jest okropne. Pojawił się problem - albo usunąć albo próbować to jakoś ratować, poszlem do innego tatuażysty dorabiając jakiś element - tak powstawał ten „rękaw” na końcu wizyta u trzeciego tatuaży, bardzo dobrego który dorobił cały rękaw, przy okazji poprawiając całośc. Finalny koszt - 10tys. Proces trwał jakos 4 lata. Nie byłem jakoś z niego zadowolony, ale obracałem to w żart. Pół roku po ostatniej sesji nie wytrzymalem, pojawił szły się stany lękowe, było to w pracy. W momencie zasypiania duszności i kołatanie serca, czułem sie psychicznie bardzo zle, uczucie smutku i lęku nie do opisania. Powiedziałem brygadziście, że muszę zjechać do domu, po prostu nie dawałem rady. Nie mogłem sobie wybaczyć tego błędu. To było najgorsze pół roku, przeleżałem w łóżku 2 miesiące, schudłem, płakałem, nie jadłem, pojawił się pisk w uchach i napięciowy ból głowy. Rodzina nie wiedziała co mi jest, wstyd było się przyznać więc powiedziałem co mnie tak gryzie- idiotyczny tatuaż. Kiedy stałem w podkoszulku przy ludziach myślałem, że nie wytrzymam, pociłem się. Po 2 miesiącach męczarni pojechałem do psychiatry, prawie powodując wypadek - po prostu ledwo kontaktowałem. Dostałem leki, po których jakoś się zebrałem do kupy. Był to naprawde potworny czas, w pewnych momentach chciałem się zabić bo myślałem, że nie wytrzymam tego lęku i tego wszystkiego. Myślenie o tym błędzie cały czas, codziennie, nie mam ochoty żyć. Nie potrafię sobie wybaczyć tego błędu. Teraz wiem co mnie tak gryzło przez ostatnie 5 lat. To było podświadome ukrywanie tego tatuażu. Poszlem też do psychologa - ale przecież on nie sprawi, że tatuaż zniknie albo go zaakceptuje, nie zwróci mi tych 5 lat krępowanie się. Usunięcie to zera jest raczej nie możliwe, ze względu, że jest on poprawiony i bardzo ciemniały, napigmentowany, raczej trzeba go będzie rozjaśnić na ile się da i przykryć czymś innym, chociaż zdecydowanie wolał bym mieć czystą skórę. Koszt usunięcia to kilkadziesiąt tysięcy, jestem po trzech sesjach a efekt prawie żaden… tych sesji będzie z 50 bo rękę trzeba dzielić na partie ze względu na duży obszar. Nie mam siły już z tym walczyć, nie chce wydawać tyle pieniędzy, odpuściłem siłownię bo i tak wyglądam jak ostatni cymbał z paskudztwem na ręce. Przestałem dbać o wygląd. Jest mi potworny wstyd. Czuję się nic nie wartym gownem. Niewiem co robić. Cały czas myślę o samobojstwie. Wieczne uczucie lęku jest nie do wytrzymania. Nie wyobrażam sobie życia z tym. Jest mi potworny wstyd, zawiodłem rodziców.  Mama mówi, że tatuaż jest ładny żeby mnie pocieszyć chociaż wiem, że wolała by żebym go nie miał. Chłopaki, z którymi pracuje budują domu, mają żony i dzieci a ja w wieku 30 lat mam jedynie auto za 120tys i drugie tyle na koncie. Uważam to za potwornie mało. Powinienem mieć z 500tys bo przychód roczny to ok 180tys a pracuje tu już 5 lat. Nie chce żyć jak nieudacznik, każdy dzień to piekło. Czuję, że przyjdzie jakiś moment i z sobą skończę jednak mamie by chyba pękło serce. Czuję, że nic dobrego mnie nie spotka. Psycholog to po 7mii wizytach to zbieranie wywiadu i jakieś glupie gadanie. Po prostu wizytach mam podejrzenie adhd(ale do tej pory nie potwierdzone w 100procentach)Mam wrazenie, ze naciąga mnie na kasę i nie widzę w tych wizytach jakiegoś powodzenia. Wiem, że nie robiąc tego paskudztwa na ręce bym był teraz całkiem innym człowiekiem, może to on gryzł mnie podświadomie i przez to nieracjonalnie wydawałem pieniądze. Czuję się kompletnym nieudacznikiem. Nie chce mi się żyć 

Odnośnik do komentarza
W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

nie miałem jakiegoś celu, tak po prostu żyłem, od weekendu do weekendu - żeby się napić pod korek, tak jest z resztą do dziś.

To już masz jeden punkt zaczepienia: brak celu, picie na umór. 

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

ja dalej nie potrafię nic zdecydować- tak mi jest łatwiej.

Drugi aspekt, idziesz na łatwiznę. Wcześniej wspominane zwalnianie sie gdy coś Cie zdenerwuje jest z tym powiązane. Nie chcesz problemów, kłopotów, odpowiedzialności więc wolisz uciec.... bo tak łatwiej. 

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

stany lękowe, było to w pracy. W momencie zasypiania duszności i kołatanie serca, czułem sie psychicznie bardzo zle, uczucie smutku i lęku nie do opisania. Nie mogłem sobie wybaczyć tego błędu

Widzę unikanie błędów, stąd to w.w. pójście na łatwiznę, bo ciężko znosisz trudności i własne błędy. A czy lubisz siebie w ogóle? Znasz swoją wartosć? 

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

Cały czas myślę o samobojstwie. Wieczne uczucie lęku jest nie do wytrzymania. Nie wyobrażam sobie życia z tym. Jest mi potworny wstyd, zawiodłem rodziców.  

Mam nadzieję, że nadal bierzesz leki. Terapeuta nie usunie tatuażu, ale ja widze u Ciebie wiele do przepracowania więc jest co robić. Np. akceptacja siebie, uczenie sie na błędach, uzależnienia od alko, cele i ich realizacja.

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

Uważam to za potwornie mało.

Jesteś perfekcjonistą? Dla kogo potrzebujesz te 500 tys? Komu chcesz cos udowodnić? 

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

Psycholog to po 7mii wizytach to zbieranie wywiadu i jakieś glupie gadanie.

A jakie to "głupie" gadanie. Dasz przykłady, zacytujesz jakieś jego wypowiedzi? Poza tym 7 wizyt to za mało aby widzieć efekt. Ja leczyłam sie na depresje i chodziłam na terapie 2,5 roku. A Ty oczekujesz efektów po 7 wizytach, gdzie pierwsze 2-3 zawsze są zbieraniem wywiadu, kolejne są szukaniem przyczyn/diagnozowaniem, a dopiero potem jest leczenie.  

W dniu 3.03.2024 o 19:13, Cezary23 napisał(a):

Wiem, że nie robiąc tego paskudztwa na ręce bym był teraz całkiem innym człowiekiem,

Myślę, ze sobie tak tłumaczysz, ale zauważ, że zanim zrobiłeś tatuaż to tez miałeś problemy. Sam je opisywałeś. Przeczytaj swoją wypowiedź i pomiń część o tatuażu, czy uważasz, że tatuaż naprawde jest winien? wg mnie to była konsekwencja niewłaściwego życia, bez celu, z alko, braku odpowiedzialności za siebie, ucieczek od trudności. To co czujemy dziś ma podłoże najczęściej w dzieciństwie, młodości.... a ten tatuaż to było takie przegięcie pałki, przelanie się szamba. To nie przyczyna to efekt czegoś co było wcześniej. 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

No ale co robić w takiej sytuacji ? Bo to już naprawdę jest nie do wytrzymania. Mam podejrzenie adhd ale podobno teraz ten termin jest mocno nadużywany. Czuję, że muszę mieć wszystko na już, coś co jest odległe odpuszczam - np budowa domu, po prostu nie wyobrażam sobie tego procesu, który ma trwać latami, stanie w kolejce w sklepie jest nie do wytrzymania bo staje się nerwowy. Jeżeli powiedzmy faktycznie jestem adhdowcem - to co zmienię się? Psycholog np na jednej sesji omawiał mi budowę i zasadę działania mózgu za co wziął 150zl. O ile to jeszcze jestem wstanie zrozumieć tak byłem też wcześniej u innego psychiatry, który zaproponował hipnoterapie. Miałem zamknąć oczy, odprężyć się i baba zaczęła coś opowiadać, żebym wyobraził siebie obok domu, jakieś chmurki sobie wyobraził, ogólnie cyrk na kółkach, wzbraniałem się żeby nie parsknąć śmiechem podczas tego wszystkiego, policzyła od 10 do 1 po czym rzekomo miałem się wybudzić z stanu „hipnozy” i zapłaciłem za to wszystko chyba 550zl. Poczułem się jak jeszcze większy idiota. Moja mama zarabia jakieś grosze a ja za godzinę pierdol zapłaciłem 550zl zamiast dać jej czy wydać w jakiś bardziej sensowny sposób. Po co mi 500 tys ? A no dlatego, że celem życia mężczyzny wg mnie jest wybudowanie domu. Owszem mam nogi i ręce, żyje i jetem zdrowy, mam na swoje wydatki, nikogo nie zabiłem ani nie skrzywdziłem. Patrząc z tego punktu widzenia powinienem być bardzo szczęśliwy. Ale to wszystko jest jakieś dziwne, przytłacza mnie życie. Wiem, że zawsze byłem osobą nieszczęśliwą, zawsze czułem bezsens istnienia i jakoś. Czuję się nieudacznikiem życiowym, łatwo mną manipulować, nie mam swojego zdania i nie jestem asertywny, brakuje mi bardzo decyzyjności. Psycholog sprawi, że to się zmieni ? Mam ochotę po prostu zjechać z zagranicy, poszukać pracy na miejscu, może uda się znaleść pracę, w której zarobił bym z 7tys (może), dojdą wyżyty u psychologa - 600zl miesięcznie i sesja usuwania tego paskudztwa na ręce z 1500zl, zostaje 5, paliwo, jedzenie, może z 3tys uda się odłożyć, rocznie - 30tys. Mam wrażenie, że te bazdgroly na ręce po prostu mnie zmieniły, wpłynęło to na moja osobowość, czuję że nie jestem sobą. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

No ale co robić w takiej sytuacji ? Bo to już naprawdę jest nie do wytrzymania.

Brać leki, chodzić na terapie (do psychoterapeuty a nie na pogadanki do psychologa), i sam pracować nad sobą. Nie ma innej drogi. Choć szczerze mówiąc nie wiem czego innego oczekujesz...

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

Czuję, że muszę mieć wszystko na już, coś co jest odległe odpuszczam

No i już masz jedną rzecz, nad którą mozesz sam popracować. Niestety nie ma nic na już... Terapia trwa, działanie leków trwa, efekty pracy nad sobą... to też chwile potrwa. Zacznij od zmiany nastawienia.

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

Czuję się nieudacznikiem życiowym, łatwo mną manipulować, nie mam swojego zdania i nie jestem asertywny, brakuje mi bardzo decyzyjności. Psycholog sprawi, że to się zmieni ?

Psycholog nie jest czarodziejem. Psycholog jest od pogadanki/testu, ale porządny psychoterauta+Twoja ciężka praca nad sobą to moze zmienić. Z biegiem czasu oczywiście 😉

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

Jeżeli powiedzmy faktycznie jestem adhdowcem - to co zmienię się?

Tak, poprzez terapie i leki. Mam znajomą, której córka jest ADHD (bardziej pod kątem ruchowym i intelektualnym). I po kilku latach leczenia jest już ok, zachowuje się spokojnie, "normalnie" funkcjonuje. 

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

nie mam swojego zdania

Jak to nie masz? W tym poście zanegowałeś z zasadzie wszystkie najlepsze metody leczenia czyli masz własne zdanie 😉 

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

zawsze czułem bezsens istnienia i jakoś.

Tutaj sam sobie powiedziałeś, że problem nie tkwi w tatuażu, ale źródło problemu było od zawsze... długo zanim powstał ten felerny tatuaż. Dlatego powinieneś dać sobie spokój z tym obwinianiem rysunku na skórze, ale poszukać przyczyn w dalekim dzieciństwie. Pomoże w tym terapeuta. A na marginesie: moze zamiast starać sie ratować marny tatuaż to postaraj się dowiedzieć jak go usunąć? Są sposoby, bo kiedyś widziałam o tym program. Wprawdzie zostaną jakieś blizny, ale ponoć jest to lepsze niż to co sie chce usuwać.  

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

Miałem zamknąć oczy, odprężyć się i baba zaczęła coś opowiadać, żebym wyobraził siebie obok domu, jakieś chmurki sobie wyobraził, ogólnie cyrk na kółkach, wzbraniałem się żeby nie parsknąć śmiechem podczas tego wszystkiego, policzyła od 10 do 1 po czym rzekomo miałem się wybudzić z stanu „hipnozy” i zapłaciłem za to wszystko chyba 550zl. Poczułem się jak jeszcze większy idiota.

A więc nie pamiętasz co było między odprężeniem a odliczaniem i wybudzeniem? Wnioskuję, że hipnoza zadziałała. I co stwierdziła hipnotyzerka, czego sie dowiedziała, czy coś przekazała Twojej podświadomości? Skoro tyle zapłaciłeś to chyba się dopytywałeś, dowiedziałeś czegoś?

W dniu 10.03.2024 o 11:28, Cezary23 napisał(a):

Mam ochotę po prostu zjechać z zagranicy, poszukać pracy na miejscu, może uda się znaleść pracę, w której zarobił bym z 7tys (może), dojdą wyżyty u psychologa - 600zl miesięcznie i sesja usuwania tego paskudztwa na ręce z 1500zl, zostaje 5, paliwo, jedzenie, może z 3tys uda się odłożyć, rocznie - 30tys. 

To zrób tak jak masz ochotę. 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za trud jaki włożyłaś, żeby mimo wszystko odpisać załączając screeny.  Naprawdę dużo to dla mnie znaczy. Wydaje mi się na 90proc, że to właśnie przez tą głupią decyzję popadłem w taki stan w jakim jestem teraz. Wiem, że to postępowało przez ten czas od pierwszej sesji tatuażu u tego paproka. Cały czas o tym myślałem - pierwsza sesja była okropna, naprawde, to wyszło potwornie. Miała to być postać Zeusa i znajomi z pracy, koledzy mówili, że w życiu by do takiego tatuażysty nie poszli, często pytali - co to jest ? To było naprawdę do niczego nie podobne, ludzie mylili z twarzą Jezusa, jedni nazywali to po prostu dziadkiem albo mordą. Szybko chciałem dorobić t.zw „rękaw” żeby to się jakoś zlało, łudziłem się też, że można to jakoś poprawić no i tyle narobiłem, że nie mogę tego wytrzymać, nałożone kolejne warstwy to dodatkowe sesje usuwania bo tatuaż usuwa się warstwami. To jest naprawdę długi, kosztowny, bardzo bolesny proces choć ból w tym wszystkim to najmniejszy problem. Już wydałem 5 tysięcy a pewnie nikt by nie zauważył, że się to zmieniło. Wiem, że łatwo mówić komuś kto tego nie ma i ktoś kto to czyta myśli, sobie - idiota zrobił tatuaż a teraz płacze. Ludzie mają takie problemy, ostatnio na grupie usuwania tatuażu nawiązałem kontakt z 37letnia kobietą, żoną i matką dzieci, która zrobiła tatuaż z imionami dzieci i popadła w taki stan lękowy, że chciała się zabić bo nie mogla tego wytrzymac. A gdzie to co ona ma z tym co ja mam. Czesto słyszę, że to problem jest w glowie- że to nie tatuaż mnie gryzie w myśl o nim ale idąc tym tokiem rozumowania, wyjdę nagi na ulicę i też sobie przecież mogę pomyśleć, że to jest w mojej głowie, że ludzie się ze mnie śmieją. Tatuaz obracałem w żart, wiem, że wpłynęło to na moją psychikę i zmieniło osobowość. Jak można czuć się pewnie, jak dorosły facet z takimi bazgrołami na ręce ? Wydaje mi się, że podswiadomie udawałem głupca, którym nie jestem. Naprawdę nie mam siły już z tym walczyć, przerosło mnie to, cały czas czuję ucisk w głowie, naprawdę czuję takie napięcie czy lęk w całym ciele, nie potrafię się niczym zająć czy rozwijać. Tak jak pisałem usunięcie całkowite do gładkiej skóry jest praktycznie nie możliwe, mam tam wiadro tuszu, okropnie ciemne. Jest to droga w niewiadome tak naprawdę, oczywiście kliniki będą obiecywać, że usuną w trzy sesje bo i w takiej klinice byłem. Chyba najbardziej znana klinika na świecie z USA pokazują liczbę sesji do całkowitego usunięcia i przy tak ciemnym tatuażu to min 15 sesji oddalonych co 2-3 miesiące a rękę trzeba podzielić na 4/5 partii ze względu na obszar więc 50 sesji po tysiącu, nie wliczając rekonwalescencji bo 2 dni muszę się wzbronić od pracy. 50 tysięcy + 10tys zrobienie + najprawdopodobniej kolejne 10 na zrobienie czego co by to zakryło tylko po to żeby było to jakoś milsze dla oka + leki, psychiatra, wstyd przed ludźmi i rodziną, zmarnowane najlepsze młode lata na myślenie o tym paskudztwie i co ny było gdybym tego nie robił to dla mnie wystarczający powód żeby z sobą skończyć. Nie chce tak żyć, przerosło mnie to. Ja się poprostu zalewam potem jak stoję wśród ludzi z krótkim rękawem. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

Cały czas o tym myślałem

I robisz to nadal. A wiedz, że problem rośnie tym bardziej im więcej o nim myslisz. Nie karm problemu swoją uwagą! Czas z takim błędnym myśleniem skończyć. Mądry człowiek wyciąga wnioski ze swojego błędu, otrzepuje sie i idzie dalej mądrzejszy o jedno doświadczenie. Nie bądź głu*i. Zacznij od zmiany myślenia, bo nic Ci nie daje wałkowanie tematu na okrągło. Podaj jakiś 1 rozsądny argument; co Ci pozytywnego daje ciągłe myślenie o zrąbanym tatuażu? 

W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

z takimi bazgrołami na ręce ?

A odważysz się przysłać mi na pw fotkę tego "bazgroła"?  Moze naprawdę nie jest tak źle jak myślisz? Może naprawde to siedzi w Twojej głowie? 

W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

Naprawdę nie mam siły już z tym walczyć,

To nie walcz. Tak jak pisałam wyzej... nie myśl już o tym. No trudno... masz bazgroła i nie Ty jeden na świecie. Miałam kiedyś sąsiada, który wytatuował sobie twarz żony i jej imię. Wyobraź sobie co on musiał przeżywać gdy go żona zdradziła i sie rozwiedli? A on został z tym "dziełem" na klacie 😉  

W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

zmarnowane najlepsze młode lata na myślenie o tym paskudztwie

W takim razie już nie myśl. Trudno... popełniłeś błąd. Każdy jakieś błędy popełnia i nie sztuka ich nie popełniać, ale sztuka się z tym pogodzić. Zlej to, bo robiłeś co mogłeś, a teraz jedyne co mozesz to zadbać o zdrowie psychiczne. 

W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

leki, psychiatra, wstyd przed ludźmi i rodziną

A żyjesz dla innych czy dla siebie? Poza tym nikt nie musi wiedzieć, że bierzesz leki od psychiatry i chodzisz na terapie. 

W dniu 16.03.2024 o 17:10, Cezary23 napisał(a):

 dla mnie wystarczający powód żeby z sobą skończyć. Nie chce tak żyć, przerosło mnie to.

Moim zdaniem jesteś dla siebie zbyt krytyczny. Naprawde są inne rozwiązania niż kończyć ze sobą. Jeśli coś nas przerasta to olewamy to i żyjemy dalej. 

Edytowane przez Javiolla

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...