Skocz do zawartości
Forum

Rozczarowanie psychoterapią


Gość Karola

Rekomendowane odpowiedzi

Karola z tym small- talkiem

 

On jest dlatego trudny, bo kompletnie poza intelektualny. On pokazuje jak sie plynie... Nikogo small - talk nie interesuje. Small talk to jak gra wstepna, wyczucie rytmow, dostrojenie, wybadanie... Zarzucanie sieci, ( czasem kotwicy ? )

Small- talk nie jest interesujacy w swej tresci ( co sie mowi) , ale jak sie mowi.

Pokazuje umiejetnosci, nawet jesli nie jestes w tym dobra, to poddaj sie komus kto jest w tym lepszy, masz byc w nim taka jaka jestes..small talk to takue obwachiwanie.

Ja tez sie uczylam small talku, tylko u mmie probrem byl taki ze ja zbyt szybko przechodzilam do meritum, nie szanujac czyis rytmow ?

 

 

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Gość Karola napisał:

Teraz to nie wiem czy kontynuować psychoterapię u tej samej osoby czy u innej. Trochę irytujące by było znów wszystko od początku omawiać z nową osobą. 

Może pochodź jeszcze na tą terapię, bardziej się otworzyć i spróbuj popracować nad sobą, nad tym w jaki sposób rozmawiac"o pogodzie". Być może dzięki temu łatwiej będzie ci nawiązywać rozmowę i szybciej poznawać innych ludzi. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Wam bardzo za rozmowę ze mną w tym trudnym dla mnie temacie ? Jeszcze nie wiem czy wrócę na ostatnią psychoterapię czy pójdę na inną w innym nurcie (muszę sobie to przemyśleć, poukładać, poczytać o innych nurtach jeszcze raz). 

PS dla balotelli: Kiedyś byłam bardzo brzydka, bo miałam niedowagę i mega trądzik, często mdlałam i trafiałam niekiedy na kroplówkę do szpitala. Później po przeprowadzce z domu rodzinnego zaczęłam normalniej jeść i przytyłam 30kg, bo nie byłam gotowa na to jak przejść z niedowagi do normalnej wagi ? później zaczęłam leczyć trądzik, insulinooporność, niedoczynność tarczycy i doszłam do jakieś normalnej wagi i w miarę gładkiej cery. Mimo tej przemiany na lepsze i nauce makijażu jednak nigdy nie miałam powodzenia u mężczyzn i wszystkich facetów z którymi się spotykałam to w sumie chyba ja ich zdobyłam, przekonałam do siebie, bo jak np na studiach technicznych było na 300 osób tylko 7 kobiet to miałam wrażenie, że są jawne funcluby pozostałych 6 dziewczyn i jak miałam chłopaka ze studiów to po 4 miesiącach nabrał on pewności siebie przy mnie i zmienił mnie na dużo ładniejszą dziewczynę z którą był 6 lat ? też zdarzało mi się słyszeć od moich byłych partnerów, że jestem akceptowalna, albo na tyle ładna by mnie jeszcze móc chcieć... A raz w ramach poprawy nastroju spotkałam się z mężczyzną co hobbistycznie robił zdjęcia każdemu kto się zgłosił do niego. Po sesji pokazał mi zdjęcia i jak zapytałam które wg niego jest najładniejsze to pokazał to na którym twarz zasłaniałam rękoma... jak zobaczył moją zasmuconą minę to dopiero próbował wybrnąć z sytuacji i pokazał jakieś inne zdjęcie gdzie i tak mało było widać moją twarz, bo byłam cała na zdjęciu i lekko włosy część twarzy zasłaniały ? więc te historie sprawiają, że chyba jestem brzydka. Kiedyś byłam na pewno, teraz siebie z wyglądu akceptuje, ale nigdy nie odczułam od kogokolwiek bym była piękna czy chociażby ładna. 

Odnośnik do komentarza
Gość Lenkaka

Ja na szczęście jestem zadowolona z mojej terapii psychiatrycznej. Miałam już wszystkiego dosyć i chciałam zmienić jakość swojego życia? Pracownia pomocy psychologicznej zaproponowała mi sesje na których każdy otrzyma pomoc w problemach życiowych. Jeżeli szukasz dla siebie dobrego psychiatry w Mińsku Mazowieckim to zgłoś się do pracowni EGO i skorzystaj z konsultacji.

Odnośnik do komentarza

Tak, wróciłam. Dalej nie czuje by to coś dawało, ale to dopiero 2 spotkania od przerwy, którą miałam. Ogólnie dalej mam mega poczucie bezsensu, bezsilności i braku nadziei. Zmieniłam też leki od psychiatry. Często płaczę. Próbuje jakoś nawiązywać kontakty z ludźmi, ale czuje mega strach przed tym, większy niż kiedykolwiek czułam w swoim życiu. 

Odnośnik do komentarza

Wróciłaś na prywatną psychoterapię czy chodzisz państwowo? Zmieniłaś leki czy masz zwiekszoną dawkę? Ten strach przed nawiązywaniem kontaktów powinnaś przepracować na terapii. Ale musisz uzbroić sie w cierpliwość.Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Na prywatną psychoterapię poszłam. Zmieniłam całkowicie leki z tych z sertralina na takie z duloksetyna - poza tym że non stop mnie suszy jakbym była odwodniona to nie widzę innej zmiany. 

Wiem, że muszę to przepracować, ale ta praca jakaś takaś dziwna, bo Pani mi powiedziała, że jestem zamkniętą w sobie osobą i ludzi to może do mnie zniechęcać, ale to zrobić by zachęcić ludzi to już nie wiem, a wiem doskonale jakie są efekty zniechęcenia ludzi do mnie. Niedługo idę na nieoficjalną integrację mojego nowego zespołu w pracy i się obawiam jak to będzie, bo tych ludzi znam od roku ale nigdy nie próbowałam z nimi nawiązać żadnego kontaktu, a oni są zgranym zespołem od wielu lat. Uciekłam od zespołu gdzie miałam relacje na granicy mobbingu, ale obawiam się jak to będzie tutaj, bo wcześniej chodziłam na terapię by się tego ustrzec, a ostatecznie i tak mnie to spotkało i tylko ucieczka mi pomogła, ale nie chciałabym co rok zmieniać pracy czy zespołu.... kiedyś co kilka miesięcy zmieniałam pracę, ale mogłam się przed nowym pracodawcą tłumaczyć, że studiowałam i pracowałam w małych projektach na zlecenie. Jako dorosła dawno po czasie studiów to już raczej nie bardzo mogę się tak tłumaczyć. 

Odnośnik do komentarza
49 minut temu, Gość Karola napisał:

Na prywatną psychoterapię poszłam.

I w końcu jaki nurt?

51 minut temu, Gość Karola napisał:

Zmieniłam całkowicie leki z tych z sertralina na takie z duloksetyna - poza tym że non stop mnie suszy jakbym była odwodniona to nie widzę innej zmiany. 

Niestety na pierwsze efekty trzeba czekać przynajmniej 2 tygodnie.

53 minuty temu, Gość Karola napisał:

Wiem, że muszę to przepracować, ale ta praca jakaś takaś dziwna, bo Pani mi powiedziała, że jestem zamkniętą w sobie osobą i ludzi to może do mnie zniechęcać, ale to zrobić by zachęcić ludzi to już nie wiem, a wiem doskonale jakie są efekty zniechęcenia ludzi do mnie

A czego bardziej oczekujesz od ludzi, których chciałabyś zachęcić? Czy Twoim motywem jest głównie wyjście z tej nienormalnej sytuacji i posiadanie grupy znajomych bo to byłoby zdrowe i męczysz się ze świadomością, że coś jest nie tak, czy chodzi konkretnie o przyjaźń i miłość same w sobie bo brakuje Ci odpowiednich ludzi? Możesz być zamknięta w sobie z powodu innych (nie pasują Ci, są z innej bajki, nie ufasz im) albo z własnego (lęk społeczny, wstyd). Jeśli z powodu innych, to napotykając odpowiednio dopasowaną osobę będziesz otwarta. Sposobów na zachęcenie jest wiele, ale jeżeli wewnętrznie tego nie chcesz, to żaden nie pomoże.

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Uciekłam od zespołu gdzie miałam relacje na granicy mobbingu, ale obawiam się jak to będzie tutaj, bo wcześniej chodziłam na terapię by się tego ustrzec, a ostatecznie i tak mnie to spotkało i tylko ucieczka mi pomogła, ale nie chciałabym co rok zmieniać pracy czy zespołu...

Mobbing jest przestępstwem. Mogłaś to zgłosić. A pamiętasz jak to się zaczęło?

Odnośnik do komentarza

Nie zgłosiłam mobbingu, bo bałam się ewentualnej konfrontacji, próby udowadniania że coś faktycznie jest mobbingowe, bałam się tego że firma po prostu nie przedłuży mi okresu próbnego (rocznego) jeśli będę zgłaszać jakieś problemy. Ogólnie gadałam o tym z psychoterapeutą, ale nie opowiedział mi jakby to mogło wyglądać, a właśnie wiedząc czego się spodziewać może bym się zdecydowała. Kiedyś (w czasie studiów) nie zgłaszałam mobbingowych zachowań, bo wtedy dopiero co wyszłam z dysfunkcyjnego domu gdzie byłam przyzwyczajona do złego traktowania i prędzej myślałam, że to moja wina i że lepiej uciec tak jak to uciekłam z domu. Obecnie wiem że to nie tylko moja wina, ale mogę swoim zachowaniem budować zachęcenie do takich zachowań w osobach co lubią się pastwić nad innymi. 

 

W sumie to obecnie jestem samotna bo nie mam w ogóle przyjaciół i chciałabym mieć w pracy ludzi z którymi mogłabym pogadać na luzie, pośmiać się, powygłupiać. Mieć po prostu przyjazny kontakt z grupą ludzi gdzie mogłabym czuć się częścią grupy bez względu na to czy mówię czy tylko słucham, ale by w razie tego gdy coś już mówię to by mnie wysłuchano. W jednej tylko pracy byłam 3 lata, ale firma podjęła jakieś dziwne decyzje i zespół się posypał, ludzie rozeszli się do innych firm bojąc się że z dnia na dzień zostaną bez pracy. W tej fajnej pracy czułam się super i nie musiałam się wysilać by być w grupie akceptowana. Chętnie pracowałam z biura, bo każdy dzień był wręcz przygodą towarzyską, bo zawsze ktoś coś opowiedział o sobie z dnia codziennego i inni się do tego odnosili albo humorystycznie, albo starali się pomóc. Tego mi bardzo brakuje, a w obecnej pracy w poprzednim zespole próbowałam się wczuć w zespół i chciałam z nimi rozmawiać, ale jakoś po czasie jedna osoba non stop mnie krytykowała, a nawet jak zrobiłam coś ponad swoje umiejętności czy swoją rolę to ta osoba znalazła małą lukę by mi wypomnieć błąd lub niedociągnięcie. Cały czas byłam traktowana jak jakiś idiota co nie jest odpowiedzialny itp. Przed zmianą pracy byłam na psychoterapii poznawczo-behawioralnej by może poznać jakieś techniki by unikać takich sytuacji, albo poznać kiedy zaczyna się takie pastwienie się nade mną zanim będzie już za późno by z tego jakoś wyjść. Nie przygotowałam się na tej terapii do niczego w sumie. 
Co do mojej zaciętości w sobie to raczej chodzi o to, że boję się powiedzieć za dużo o sobie na początku znajomości, bo bardzo często miałam sytuacje gdy powiedziałam coś o sobie i ludzie to wykorzystywali przeciwko mnie, a nie umiem "wyczaić" kiedy ktoś ze mną rozmawia bo jest przyjazny czy po prostu wyciąga ode mnie informacje by je wykorzystać przeciwko mnie. A nie umiem tego "wyczaić" bo większość podstawówki, gimnazjum i liceum byłam izolowana od rówieśników przez matkę, bo jej nie odpowiadali, a Ci co jej odpowiadali to z reguły byli moi oprawcy co się ze mnie śmiali, wykorzystywali informacje o mnie przeciwko mnie albo dla zabawy robili mi jakieś niemiłe numery.

Pełną dawkę nowego leku biorę w sumie już 2.5 tygodnia, ale poza tym suszeniem w ustach to nie widzę innej zauważalnej różnicy. Może po prostu te leki SSRI na mnie nie działają tak dobrze, bo nie mam za wiele lub w ogóle tych hormonów szczęścia w organizmie. No nie wiem. Planuje psychiatrę poprosić o jakieś skierowanie na badanie w kierunku tych hormonów, albo jakąś próbę obciążeniową kortyzolem by zobaczyć co się dzieje ze mną.

Poszłam prywatnie na psychoterapię psychodynamiczną na którą chodziłam 7 miesięcy. Kontynuuje ją na podobno nowych warunkach, które ustaliłam na pierwszej wizycie po przerwie. Nie wiem czy to dobra decyzja. W sumie nic nie wiem obecnie xD nie mam pomysłu co może mi faktycznie pomóc i tak sobie błądzę. Obecnie kontynuuje tą ostatnią psychoterapię, bo byłam na niej krócej niż rok, a podobno psychodynamiczna trwa ok 1-2 lata, a nie 7 miesięcy po których się wkurzyłam i rzuciłam psychoterapię (w konsultacji z psychoterapeutą oczywiście, a nie samodzielnie z powodu jakiegoś focha ? )

Odnośnik do komentarza
W dniu 13.07.2020 o 15:08, Gość Karola napisał:

Tak, wróciłam. Dalej nie czuje by to coś dawało, ale to dopiero 2 spotkania od przerwy, którą miałam. Ogólnie dalej mam mega poczucie bezsensu, bezsilności i braku nadziei. Zmieniłam też leki od psychiatry. Często płaczę. Próbuje jakoś nawiązywać kontakty z ludźmi, ale czuje mega strach przed tym, większy niż kiedykolwiek czułam w swoim życiu. 

Cześć Karola, po tych lekach może cię suszyć. Ale gdy masz leki zmienić to też zajmuje trochę czasu. Więc organizm musi się przestawic z działania starego leku na nowy i na dawkę nowego leku który zaczęłaś przyjmować. Te leki działają najprościej mówiąc na depresję i także na zaburzenia lękowe. Myślę że to m.in. z tych powodów płaczesz i z tych powodów możesz mieć problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi ludźmi. Bałaś się również zgłosić mobbing, boisz się konfrontacji...boisz się ludzi. Ja od siebie uważam że powinnaś spróbować terapii grupowej, bo też widze że chcesz szybko zobaczyć wyniki, jesteś niecierpliwa. Na razie sama widzisz że to nic nie daje, ale też nie dajesz sobie i psychoterapeucie czasu aby wskazać tobie z czym powinnaś nad sobą najwięcej popracować. Niestety nikt, nawet psychoterapeuta nie powie ci jak żyć. Możesz zwracać uwagę na to co tutaj piszemy, i możesz przyjmowac to co psychoterapeuta do ciebie mówi, przemyśleć i zacząć cos zmieniać, starać się wprowadzać coś dzieki czemu będziesz mogła poczuć sie pewniej sama ze sobą. Nie wkurzaj się bo każda terapia i praca nad sobą wymaga czasu i poświęcenia. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, że zmiany wymagają czasu i jakiegoś działania, ale właśnie jakoś nie wiem nad czym mogę pracować. Rozmowy z psychoterapeutą jakieś takie mało konkretne mi się wydają, bo jak wiem nad czym pracować to nie mam pojęcia jak. Grupowa terapia mnie przeraża niestety i boję się, że tam mogłabym się nie otworzyć, albo jeśli bym się otworzyła to tych ludzi moje problemy by wkurzały tylko. Może mam mylne spojrzenie, ale po prostu miałam przyjaciółkę co zajmowała się terapiami i wydawało mi się, że powinna mnie rozumieć i akceptować a się okazało że w sumie to mnie nie rozumie, a moje problemy czy jakieś niedociągnięcia ją wkurzały i gdy tylko po raz pierwszy zwróciłam jej uwagę na jej zachowanie to po prostu bez mrugnięcia zerwała ze mną znajomość i mimo moich prób przegadania sytuacji by się lepiej zrozumieć to mnie całkowicie olała... ;( Z powodu tej sytuacji i też dawnych sytuacji gdy komuś coś bardziej o sobie powiedziałam mam wrażenie, że jak tylko wspomnę o jakimś swoim problemie to ludzi to wkurza albo totalnie nie obchodzi. Znowu jak nic osobistego o sobie nie powiem to ludzie znowu się dystansują ode mnie i czasem też zaczynają być dla mnie niemili. Tego mechanizmu totalnie nie rozumiem mimo, że wielokrotnie go przegadywałam z psychoterapeutą i jego wniosek był taki tylko że nie spotkałam odpowiednich ludzi. Mam jednak jakieś poczucie że to nie do końca jest tak, bo przecież inni potrafią mieć neutralne relacje z innymi ludźmi, a nie albo przyjaźń albo nienawiść jak ja i że nie ma niczego pomiędzy. Chciałabym mieć znów jakiś przyjaciół, ale jeśli ludzie byliby choćby neutralni dla mnie to już by mi coś pomogło i może dało trochę wiary w to, że jakąś przyjaźń uda mi się znaleźć. 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Rozumiem, że zmiany wymagają czasu i jakiegoś działania, ale właśnie jakoś nie wiem nad czym mogę pracować. Rozmowy z psychoterapeutą jakieś takie mało konkretne mi się wydają, bo jak wiem nad czym pracować to nie mam pojęcia jak.

Karola, ty masz pracować przede wszystkim z psychoterapeutą i słuchać jeżeli coś mówi ci względem twojego zachowania czy tego jak postrzegasz innych ludzi, lub ludzie ciebie. Bierz słowa psychoterapeuty jako radę. Nikt tobie konkretnie nie powie że masz : być uśmiechnięta i zacząć rozmawiać z ludźmi ale nie opowiadać szczegułów twojego życia bo niestety ale znajomości to nie przyjaźń, ludzi nie obchodzą take sprawy jak to że chodzisz na psychoterapię. Takimi rzdczami lepiej się nie dzielić kiedy się kogoś poznaje. Psychoterapeuta ma z tobą przwertować twoje życie i dotrzeć do tego co jest priorytetm abyś najpierw sobie uświadomiła gdzie jest ten błąd w twoim zachowaniu i dopiero wtedy zacząć pracowac nad sobą. Myślę że nie masz pojęcia jak pracowac bo jesteś zamknięta na innych, i nie chcesz też przyjmowac że ich rady, sugestie względem twojego zachowania mogą przynieść poprawę.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Grupowa terapia mnie przeraża niestety i boję się, że tam mogłabym się nie otworzyć, albo jeśli bym się otworzyła to tych ludzi moje problemy by wkurzały tylko. Może mam mylne spojrzenie, ale po prostu miałam przyjaciółkę co zajmowała się terapiami i wydawało mi się, że powinna mnie rozumieć i akceptować a się okazało że w sumie to mnie nie rozumie

chwilka Karola, to była twoja znajoma a nie psychoterapeutka prywatna. Chyba że chodziłas do niej na terapię i jej płaciłaś. Nie miała ona obowiązku aby przeprowadzać w wolnym czasie po pracy na tobie terapii. Ludzie chodzą do pracy a po pracy chcą mieć świety anielski spokój. Tym bardziej może zwróciłaś jej uwagę na jej niedociągnięcia ale - jeszcze raz podkreślę -ona nie miała obowiązku aby cie terapeutyzować. Była albo przyjaciółką albo traktowałas ją jako terapeutkę. Natomiast grupowa terapia jest o tyle dobra że nie pakują wszystkich ludzi z różnymi problemami do jednego pokoju i tyle. Ludzie na grupowych są podzieleni według zaburzeń, probemów. ciebie też by przydzielono do odpowiedniej grupy, i z takimi osobami jak ty wtedy się pracuje razem. Każda osoba z was ma możliwość powiedzenia o tym co się dzieje, czemu ludzie was nie rozumieją, co jest największym problemem, ludzie podają przykłady z jakimi się spotykają. Jeżlei ktos chce to mówi jak nie to słucha. Nikogo sie nie przymusza. Ale trzeba na taką terapię chodzić reagularnie aby widzieć jak ciebie postrzegają inni, aby dostawać wskazówki także od innych i od psychoterapeutów. Wtedy na takiej terapii miałabyś mozliwość aby uzyskać więcej informacji o sobie, przejście przez te sprawy na których tobie zalezy, dotarcie do tego nad czym powinnaś propracować i w jaki sposób. mogłabyś zweryfikowac i porównać swoje problemy i innych na grupie ktore mogły by być podobne. Tam równiez nauczyłabyś się jak nawazywac realcje. Także byc może inaczej byś spojrzała na swoje problemy gdy mogłabyś je obgadać na grupie. Każdy podobnie jak na forum swój punkt widzenia ale na grupie są osoby z podobnymi problemami do twoich. Więc myśle że więcej byś na tym zyskała. Do tej pory tak skaczesz z jednej terapii na drugą. To nie jest dobre. Pzdr.

 

Odnośnik do komentarza

Właśnie od psychoterapeutki do której chodzę nigdy nie dostałam żadnej rady, a sugestie co do mojego zachowania były czymś co znam, ale nie miałam i nie mam pojęcia co z tym zrobić, a próbowałam w przeszłości. Wiedząc, że jestem zamknięta w sobie kiedyś próbowałam mówić coś o sobie ludziom np. to czym się interesuje, co lubię robić w wolnym czasie, jakie są moje marzenia, co robiłam wczoraj czy w weekend, ale te rzeczy jakoś nie przybliżały mnie mimo wszystko do tych ludzi mimo, że oni podobne rzeczy między sobą mówili i wtedy to nagle było ciekawe jeśli to inna osoba niż ja mówiła o sobie. Nie rozumiem tego mechanizmu i właśnie boli mnie to, że na psychoterapii mimo że poruszam takie kwestia to w sumie donikąd nie dotarłam i mam wrażenie że cały czas gadam o tym samym w sumie w różnych słowach i to tyle. Na poznawczo-behawioralnej dostałam informację od psychoterapeuty, że jestem super osobą, która ma wielkie umiejętności kreowania przyjaznego sobie środowiska i bym szukała nowych znajomości poza pracą. Tak też robiłam i organizowałam różnego rodzaju rozrywki grupowe dla ludzi z internetu w których czynnie brałam udział. Jednak widzę, że ludzie tam połapali znajomości a ja zostałam w tym pominięta, tworząc kolejne grupy i kolejne. W sumie czuje się jakbym tworzyła idealne środowisko dla innych do nawiązywania znajomości a nie dla mnie. Boli też mnie często, że ja tak mocno wychodzę z inicjatywą poznawania ludzi, jestem odważna i nie wykazuje cech osoby nieśmiałej, a mimo to mój chłopak co stroni od ludzi, jest nieśmiały, przed spotkaniami z obcymi ludźmi to dwa dni przed ma ostre biegunki ze stresu to zawsze jacyś ludzie chętnie nawiązują z nim kontakt i nigdy nie miał sytuacji, w której nie miał choćby jednego bliskiego przyjaciela. Ja czasem próbowałam stosować technikę by się nie angażować w znajomości (tak by symulować jego zachowanie) i to sprawiało, że ludzie nawet nie wiedzieli kim jestem, jak mam na imię itp... 

 

Co do tej przyjaciółki to nie chodziłam na terapię do niej, tylko ze dwie sesje hipnozy na uspokojenie nerwów u niej miałam w ramach znajomości i tego że ogólnie byłam ciekawa co to. Ogólnie to ona była żoną jednego z moich kolegów z liceum i w pewnym momencie z powodu tego, że często się widywałyśmy na jakieś planszówki na mini imprezach to ona sama nazwała się moją przyjaciółką. Wtedy po prostu był taki czas, że już straciłam nadzieję że kiedykolwiek będę miała własną koleżankę/przyjaciółkę, a nie żonę/dziewczynę kolegi co się ze mną widuje bo idą w parze po prostu. Ucieszyłam się mocno a jak zaproponowała babskie wieczory to już w ogóle byłam szczęśliwa, ale w pewnym momencie próbowała na jakimś spotkaniu towarzyskim innej osobie zaproponować swoją terapię zamiast tej na którą ta osoba już długo chodziła i widać było efekty pozytywne. Ja wtedy powiedziałam, że rozumiem że chce pomóc w trudach, ale jak coś działa to po co to zmieniać, ale wtedy się mega obraziła i już więcej ze mną nie gadała... później od innej osoby dowiedziałam się, że ją zawsze irytowałam tym, że więcej zarabiam od niej oraz tym, że nie słuchałam jej jak mam sobie znajdować partnera życiowego (bo ona jako przepiękna kobieta, którą wszędzie faceci podrywali miała zupełnie inną strategię randkowania niż ja którą faceci dopiero w tłumie widzieli jak inne kobiety ich odrzuciły). Może jeszcze więcej ją coś bolało, bo na ostatnim spotkaniu nie dała mi za bardzo dojść do słowa i czułam że mocno się nie rozumiemy. Jednak... nigdy nie dała mi szansy na choćby przegadanie sprawy nawet jeśli nie chciała mnie już znać i kolegować się ze mną. Zawsze jakaś informacja zwrotna byłaby mile widziana dla mnie nawet jeśli byłoby to coś złego. W każdym bądź razie ta relacja mnie boli, bo ktoś sam chciał być moim przyjacielem a gdy starałam się to pielęgnować i raz jedyny powiedzieć że coś mi się nie podoba (nie miałam zamiaru by to ich bolało, tylko dać im informację, że coś mi się nie podoba i nie miałam złych zamiarów). 

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Na poznawczo-behawioralnej dostałam informację od psychoterapeuty, że jestem super osobą, która ma wielkie umiejętności kreowania przyjaznego sobie środowiska i bym szukała nowych znajomości poza pracą. Tak też robiłam i organizowałam różnego rodzaju rozrywki grupowe dla ludzi z internetu w których czynnie brałam udział. Jednak widzę, że ludzie tam połapali znajomości a ja zostałam w tym pominięta, tworząc kolejne grupy i kolejne. W sumie czuje się jakbym tworzyła idealne środowisko dla innych do nawiązywania znajomości a nie dla mnie.

Widzisz Karola, to już dużo, coś w tym jest. Bo jednak dostałaś informację od psychoterapeuty. Masz wskazówki nad czym powinnaś popracować. Czyli nie jesteś introwertyczką skoro umiesz organizować jakieś grupy, spotkania dla wszystkich chetnych. Ja bym na twoim miejscu zamiast organizowac to pójść na jakieś już zorganizowane spotkanie i tam nie próbowac zdobywać kolejne znajomości skupiając sie na sobie, na tym jakiej znajomości szukasz. Jezeli twój chłopak tak boi się wychodzenia do ludzi, jest introwertykiem to on także ciebie hamuje. niestety tak jest że w zwiazkach dwie strony na siebie wpływają. Uważam nadal że terapia grupowa wiele by ci dała, uzmysłowiła i pomogła. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Nie powiedziałabym, że nie jestem introwertykiem, bo w sumie jakbym miała z kim od czasu się spotkać czy pogadać (jak mój własny chłopak co ma rodziców, siostrę, przyjaciół, kolegów z pracy) to bym mało gdzie wychodziła, ale zdaje sobie sprawę że bez starań to zostanę tylko z chłopakiem o ile on nie będzie miał mnie dość z czasem.

Chodziłam też na jakieś spotkania gdzie ktoś organizował zajęcia, ale tam z reguły ludzie chodzili w parach lub grupami znajomych i ciężko się było tam wbić przychodząc samemu. W sumie to tam się czułam jak sierotka co nie umie sobie znaleźć miejsca a inni się już zaczynają świetnie bawić, a organizator szuka mi miejsca gdzie jest jakiś wolny slot do dołączenia do grupy... Moje spotkania co organizowałam to starałam się by to były osoby które same przychodzą i się nie znają, dzięki czemu wszyscy zaczynali z tego samego poziomu co ja i było łatwiej mi się jakoś odnaleźć. 

Co do mojego chłopaka to on ma już dwie grupy super przyjaciół takich z LO/studiów i takich z pracy. Z jego przyjaciółmi świetnie się gada, ale to w sumie jego przyjaciele nie moi i prędzej mogą być naszymi wspólnymi przyjaciółmi, ale fajnie jednak mieć kogoś swojego. Zawsze jak miałam jakiegoś chłopaka to miałam wspólnych przyjaciół, ale jak dochodziło do zerwania (bez względu czy z mojej czy drugiej strony inicjatywy) to Ci przyjaciele okazywali się być jednak przyjaciółmi tylko tego byłego chłopaka. 
Co do terapii grupowej to nie czuje się na to gotowa obecnie. Boję się tego niemiłosiernie więc wezmę tą propozycję pod rozważania, ale póki co będę się oswajać z myślą o takiej terapii i pewnie w końcu pójdę. 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Co do terapii grupowej to nie czuje się na to gotowa obecnie. Boję się tego niemiłosiernie więc wezmę tą propozycję pod rozważania, ale póki co będę się oswajać z myślą o takiej terapii i pewnie w końcu pójdę. 

Cześć Karola, możesz też zapytać się psychiatry lub terapeuty czy taka terapia grupowa byłaby dla ciebie odpowiedniejsza. Zobacz co powie, i przemysl to bo uwazam że byłaby dla ciebie dobra, otworzyłaby ciebie na innych, twoje problemy zobaczysz z innej perspektywy. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
W dniu 15.07.2020 o 09:02, Gość Karola napisał:

Grupowa terapia mnie przeraża niestety i boję się, że tam mogłabym się nie otworzyć, albo jeśli bym się otworzyła to tych ludzi moje problemy by wkurzały tylko.

Przeraża Cię bo właśnie tu masz te deficyty i podświadomie wolisz przed nimi uciekać niż konfrontować. Te obawy sporo mówią o przyczynach Twoich problemów. Terapia grupowa ma jeszcze tą zaletę, że każdy ma inną perspektywę i może akurat trafisz na osobę, która trafnie Cię skrytykuje, albo będzie miała podobny problem, tylko już zinterpretowany. Jeżeli będziesz kogoś wkurzać to zobaczysz jaki to typ człowieka i co mu nie odpowiada. Może coś wtedy zrozumiesz albo uznasz, że to tak absurdalna i bezpodstawna krytyka, że przestaniesz się nią przejmować. Możliwości jest na pewno więcej niż na indywidualnych spotkaniach z terapeutą.

W dniu 15.07.2020 o 09:02, Gość Karola napisał:

mam wrażenie, że jak tylko wspomnę o jakimś swoim problemie to ludzi to wkurza albo totalnie nie obchodzi

Może to kwestia sposobu w jaki mówisz, a nie Twoich problemów? Ludzie zazwyczaj nie chcą słuchać o czyichś nierozwiązanych problemach.

W dniu 15.07.2020 o 09:02, Gość Karola napisał:

Znowu jak nic osobistego o sobie nie powiem to ludzie znowu się dystansują ode mnie i czasem też zaczynają być dla mnie niemili

Tak to działa. Trzeba mówić trochę o sobie, ale na początku na pewno nie o problemach. Nie masz żadnych pozytywów? Ja mam ten problem z ludźmi, których już dobrze znam, bo pozytywy się wyczerpują, nie chcę narzekać i wiem, że to bezcelowe, a neutralne tematy też się w końcu wyczerpują i wtedy ludzie zaczynają mi wchodzić na głowę, a ja zaczynam mieć dość.

Odnośnik do komentarza

Mam pozytywy, ale też większości ludzi mówiąc o problemach nie mówię o takich wielkiego kalibru tylko o jakiś drobnostkach typu ktoś ma koty w domu przez całe życie, a ja mam jakiś problem ze swoim i się zwierzam, a ta osoba raczej nie musi się wiele wysilać by mi coś doradzić, albo po prostu powie jak sobie poradziła z takim problemem, przy okazji można poopowiadać śmieszne rzeczy o swoich kotach i jest i problem i pozytyw, ale no ogólnie może przez to, że mówię dość cicho jak na kobietę (bo często spotykam raczej takie mega gadatliwe i głośne), albo fakt, że mam 30 lat a nie planuje dzieci sprawia, że ludzie nie mają o czym ze mną rozmawiać i nawet nie traktują moich słów poważnie. 

Co do terapii grupowej i krytyki to w sumie nie chciałabym być tam krytykowana, bo całe życie zawsze ktoś mnie krytykuje zarówno konstruktywnie jak i niekonstruktywnie... co powoduje że właśnie padam ofiarą mobbingu w pracy, a w domu rodzinnym byłam nawet krytykowana za swoje życiowe osiągnięcia i sytuacje które uważałam za bardzo radosne oraz za rzeczy które były moimi jakimiś niedociągnięciami czy potknięciami. W sumie to nawet mam wrażenie że wszyscy mnie widzą źle i że większość osób jak z katalogu avon wybiera sobie za co mógłby mnie nie lubić. Np. przez jedną znajomą jestem nie lubiana, bo jak wyszłam z biedy to zaczęłam po raz pierwszy jeździć na jakiekolwiek wycieczki i wakacje, a ona jako dziecko zwiedziła pół europy ale obecnie raz do roku tylko jeździ gdziekolwiek - czy to rozumiem? Nie, zupełnie nie rozumiem czemu jej nastawienie do mnie się zmieniło przez zazdrość. Ja ludziom zawsze zazdrościłam wielu rzeczy, ale zamiast ich za to nienawidzić czy źle traktować, po prostu starałam się co się da osiągnąć sama i móc choćby przeżyć namiastkę tego co Ci ludzie opowiadali ze swoich np. podróży. W każdym bądź razie będę myśleć o grupowej, ale póki co strach mnie bierze jak myślę o tym. 

Odnośnik do komentarza
13 godzin temu, Mario B. napisał:

Przeraża Cię bo właśnie tu masz te deficyty i podświadomie wolisz przed nimi uciekać niż konfrontować. Te obawy sporo mówią o przyczynach Twoich problemów. Terapia grupowa ma jeszcze tą zaletę, że każdy ma inną perspektywę i może akurat trafisz na osobę, która trafnie Cię skrytykuje

 

Terapia grupowa jest intensywniejsza i bardziej konfrontująca. aje to nie znaczy że akuratna na wszystko.

Wręcz przeciwnie, ktos kto ma leki przed grupa, może sie  na grupie terapeutycznie kontrolowanej nauczyć zaistnieć - pozwolić dać się sobą zaopiekować grupie - więc nie jest tak żę tam o te "przerażliwe konfrontacje" tylko chodzi, które mieliby dostarczać nam inni., ale o umiejętnośc przyjmowania od otoczenia i przepływu z nim.

ja "słyszę" Karolę tak że feedback potrafi przyjąć. Grupa - bycie z innymi, zawsze nas "naraza" na przypominanie sobie  o naszych "dziurach" tęsknotach" "frustracjach" ...to jest trudne:  A to komus zazdrosicimy, a to ktoś nas wkurza..a to czyjaś trauma przypomina o przerażliwym smutku, którego my sami może jeszcze  wsobie nie dotykamy. dialog między dwojgiem mozna przerwać, a proces grupowy płynie, nie da się z niego tak łatwo ewakuować jak z rozmowy między dwojgiem.

Uważam że należy robić to co na dany moment jest dobre- nie można na siłę przekraczac swoich ograniczeń, ale do tego dojrzewać.  jesli wróciłas na terapie indywidualną, to super, kontynuj to i przyjmuj to co JEST.

13 godzin temu, Mario B. napisał:

 Ja mam ten problem z ludźmi, których już dobrze znam, bo pozytywy się wyczerpują, nie chcę narzekać i wiem, że to bezcelowe, a neutralne tematy też się w końcu wyczerpują i wtedy ludzie zaczynają mi wchodzić na głowę, a ja zaczynam mieć dość.

mi brzmi to podobnie, , wejscie w przepływ z otoczeniem -  i wychodzenie  ze skrajności  na skali:  dominacja vs. skrajne wycofanie.

Zazwyczaj ludzie przechylaja się w jędna lub w drugą, a idelany balans pomiedzy jednym i drugim przynosi satysfakcje -  daje płyniecie w kolektywie..Pełnego zaistnienia z moim "daję" i moim "przyjmuję". Wtedy nie ma juz tych kalkuacji na pozytywy, negatywy. Grupowa też uczy szacunku do rytmu (procesu) , że wszsytko sie dostanie ale w swoim czasie...( tak bardzo mi się to kojerzy z roszczeniami panów na równoległych wątkach)

:)

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość Karola napisał:

Mam pozytywy, ale też większości ludzi mówiąc o problemach nie mówię o takich wielkiego kalibru tylko o jakiś drobnostkach typu ktoś ma koty w domu przez całe życie, a ja mam jakiś problem ze swoim i się zwierzam, a ta osoba raczej nie musi się wiele wysilać by mi coś doradzić, albo po prostu powie jak sobie poradziła z takim problemem, przy okazji można poopowiadać śmieszne rzeczy o swoich kotach i jest i problem i pozytyw, ale no ogólnie może przez to, że mówię dość cicho jak na kobietę (bo często spotykam raczej takie mega gadatliwe i głośne), albo fakt, że mam 30 lat a nie planuje dzieci sprawia, że ludzie nie mają o czym ze mną rozmawiać i nawet nie traktują moich słów poważnie. 

Co do terapii grupowej i krytyki to w sumie nie chciałabym być tam krytykowana, bo całe życie zawsze ktoś mnie krytykuje zarówno konstruktywnie jak i niekonstruktywnie... co powoduje że właśnie padam ofiarą mobbingu w pracy, a w domu rodzinnym byłam nawet krytykowana za swoje życiowe osiągnięcia i sytuacje które uważałam za bardzo radosne oraz za rzeczy które były moimi jakimiś niedociągnięciami czy potknięciami. W sumie to nawet mam wrażenie że wszyscy mnie widzą źle i że większość osób jak z katalogu avon wybiera sobie za co mógłby mnie nie lubić. Np. przez jedną znajomą jestem nie lubiana, bo jak wyszłam z biedy to zaczęłam po raz pierwszy jeździć na jakiekolwiek wycieczki i wakacje, a ona jako dziecko zwiedziła pół europy ale obecnie raz do roku tylko jeździ gdziekolwiek - czy to rozumiem? Nie, zupełnie nie rozumiem czemu jej nastawienie do mnie się zmieniło przez zazdrość. Ja ludziom zawsze zazdrościłam wielu rzeczy, ale zamiast ich za to nienawidzić czy źle traktować, po prostu starałam się co się da osiągnąć sama i móc choćby przeżyć namiastkę tego co Ci ludzie opowiadali ze swoich np. podróży. W każdym bądź razie będę myśleć o grupowej, ale póki co strach mnie bierze jak myślę o tym. 

Karola, brak ci pewności siebie, masz niskie poczucie wartości wdłg. mnie. Już ci to osoby na forum także pisały. Takie rozmowy o zwierzakach czy nawet cudzych dzieciach jest fajne bo pokazuje na ile umiemy z innymi utrzymywać rozmowę, kontakt pozytywny. To że masz 30 lat nie znaczy że masz już mieć dzieci. Nie kazdy chce mieć dzieci. Ale ja np. umiem rozmawiać o dzieciach ze znajomymi, uwielbiam ich dziecko. W ogóle dzieci są świetne i można o nich duzo rozmawiać. To jest kwestia też jakby twojej otwarości i ja tak uważam że w jakiś sposób jesteś przez swoje dziećiństwo zamknieta na kontakty z innymi. Zamknięta, ale raczej w pewien dla ciebie wygodny sposób, bo myślę że twoje zachowanie w dzieciństwie to wykształcenie pewnego rodzaju mechanizmów obronnych. I te machanizmy wpływają cały czas na to jak jesteś postrzegana. Nie chcesz konstruktywnej krytyki która niestety jest wazna w życiu bo dzięki niej możesz zauważyć i przeanalizować dzięki innym to nad czym powinnaś popracować. Konstruktywna krytyka nie jest złośliwością. Nie ma na celu poniżenia kogoś, żartowania sobie z kogoś celowo aby go upokorzyc. A ja mam wrażenie że ty się cały czas bardzo tego boisz, nie umiesz sobie z tym poradzić. Jeżlei chodzi o zazdrość czy to dot. podrózy czy wyglądu, ubrań czy zarobków - tego się nei uniknie. Niestety ale ludzie zazwyczaj zazdroszczą gdy widzą że ludziom którym wiodło się źle teraz wiedzie się lepiej od nich. I nie zmienimy ludzi. Mozemy jedynie dobrać do swojego towarzystwa osoby między którymi czujemy się ok, a inne osoby które uważamy za toksyczne możemy odwalić. Być może potrzebujesz terapii grupowej ale sama musisz się zdecydować, pogadać ze swoim terapeuta czy warto czy to jest dobry moment. W pewnym momencie przyjedzie taki czas że dobrze by było otworzyć się i swoje problemy skonfrontować z ludźmi którzy patrzą z oku na ciebie i twoje problemy. Ty się boisz chyba konfrontacji ze swoimi problemami. Sama wiesz z czym masz największe problemy, ale boisz się moim zdaniem konfrontacji z innymi bo boisz się tej konstruktywnej krytyki. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
19 godzin temu, Gość Karola napisał:

Mam pozytywy, ale też większości ludzi mówiąc o problemach nie mówię o takich wielkiego kalibru tylko o jakiś drobnostkach typu ktoś ma koty w domu przez całe życie, a ja mam jakiś problem ze swoim i się zwierzam, a ta osoba raczej nie musi się wiele wysilać by mi coś doradzić, albo po prostu powie jak sobie poradziła z takim problemem, przy okazji można poopowiadać śmieszne rzeczy o swoich kotach i jest i problem i pozytyw, ale no ogólnie może przez to, że mówię dość cicho jak na kobietę (bo często spotykam raczej takie mega gadatliwe i głośne), albo fakt, że mam 30 lat a nie planuje dzieci sprawia, że ludzie nie mają o czym ze mną rozmawiać i nawet nie traktują moich słów poważnie. 

Mam wrażenie, że intuicyjnie dobrze czuję na czym polega Twój problem, ale to nie jest proste do opisania. Spróbuję na swoim przykładzie w odniesieniu do kilku typowych sytuacji.

Sytuacja 1 (najprostsza): załatwiam coś z obcą osobą, więc od razu zaczynam od sedna i kończę słowami "dziękuję, do widzenia". W ogóle nie myślę i wszystko odbywa się automatycznie.

Sytuacja 2: mam do załatwienia konkretną sprawę z osobą, którą znam. Nie zaczynam od razu od biznesu, tylko od sztywnego wstępu. Pierwsze słowa to jakieś proste pytanie i rozmówca prosto odpowiada. Na tym etapie nie chodzi o informację zwrotną i wszyscy mówią prawie to samo. To jak pierwszy ruch pionkiem. Gadka szmatka o byle czym przychodzi mi naturalnie i nie zastanawiam się nad tym co mówię. Płynnie przechodzę do sedna, które było celem rozmowy, a po omówieniu znów przechodzę do błahego tematu. Odbiór jest dobry, prawie nie myślę.

Sytuacja 3: rozmawiam z osobą, którą właśnie poznałem więc mam duży wybór co powiedzieć, słucham z zainteresowaniem, nie zależy mi na opinii tej osoby, ale jestem jej ciekaw i wzajemnie możemy odnosić się do swoich historii i poglądów. Na tym etapie prowadzę z ludźmi ciekawe dyskusje, które nieraz są zażarte i wzbudzają emocje. "Napęd" do rozmów jest naturalny i jest równowaga między emocjami i myśleniem. Uczę się nowej osoby i buduję przed nią swój wizerunek.

Sytuacja 4: rozmawiam ze znajomym, z którym spotykam się od czasu do czasu. Zwykle opowiadamy o tym co się działo od czasu poprzedniego spotkania, wspominamy różne sytuacje, komentujemy bieżące wydarzenia, rozmawiamy o tym co nam się podoba, co lubimy i czego nie lubimy, opowiadamy o śmiesznych i dziwnych sytuacjach, które nas spotkały, nowej wiedzy, która nas zaciekawiła, planach na przyszłość, śmiejemy się z ludzi, żartujemy na temat swoich wad, świata i innych ludzi, odgrywamy fikcyjne role żeby wyśmiać czyjś sposób myślenia przedstawiając go w krzywym zwierciadle karykaturalnie naśladując czyjś głos, wadę wymowy itd. Te zachowania zmniejszają dystans między ludźmi i dystansują ich od wad i oceniania samego siebie. Emocje i zabawa stanowią większą część niż informacje. Wymieniając się emocjami z innymi ludźmi uzyskujemy samouspokojenie bo nie jesteśmy skoncentrowani emocjonalnie na samym sobie i własnych problemach. Zyskujemy chwilową wolność od wyższych potrzeb i poczucia "domknięcia" swojego ja w sztywnych ramach, które dają poczucie wypalenia jakby nie dało się już nic wymyślić. Brak wymiany emocji to samotność więc paradoksalnie da się być samotnym wśród ludzi (zamkniętym w swojej "puszce informacyjnej" i skupionym tylko na sobie) i nie czuć się samotnym w patologicznych relacjach, w których nie ma zrozumienia i ciężko znaleźć jakąś zaletę. Osobiste motywy tych osób ograniczają się do jednej rzeczy - dzięki realizacji tych podświadomych schematów wchodzą w role uwalniające ich od własnego subiektywnego ciężaru. Ofiary często czują wolność kiedy wcielają się w katów i odgrywają odwrócony schemat . Inny typ ofiar odcina się od potencjalnego źródła ataku i blokuje lub przyhamowuje wymianę emocji z innymi.  Niektórzy odczuwają namiastkę wolności odtwarzając rolę ofiary.

Sytuacja 5: rozmawiam z osobą, która zna moje cechy, poglądy, anegdoty, żarty, plany i wady. Potrafimy wzajemnie przewidywać reakcje na różne sytuacje. Widywaliśmy się często na 4 etapie, ale przestajemy być dla siebie interesujący. Nie ma wielu tematów do rozmów, schematy tych ludzi zaczynają nas nudzić i irytować. Wzajemne oczekiwania rosną, a możliwości się kurczą. Przerwa od relacji może cofnąć ją do 4 sytuacji. Czy Ty nie masz blokady już na 3 w postaci przyhamowania wymiany? Wywoływałoby to atmosferę sztywności, która przenosi się na drugą osobę bo na poziomie emocji wysłałaś jej swoje napięcie i wycofanie. Wtedy nie wiadomo o czym mówić i znajduje się tematy, które nie interesują Ciebie ani Twojego rozmówcy. Wymiana emocji między Wami jest przyblokowana więc odczuwacie większy ciężar bycia sobą niż w samotności i to co przychodzi do głowy wydaje się nieadekwatne, błahe, służące płytkim celom, wynikające z przeszłych doświadczeń i nieistotne. Można sobie pomyśleć "qrwa, mam tyle wartościowych przemyśleń i zainteresowań, a bredzę nieswoim tonem o jakichś kotkach", a potem krojąc kartofle przypominasz sobie o wujku, którego nie widziałaś od 5 lat i uświadamiasz sobie, że przecież jest podróżnikiem tak jak Twój rozmówca, z którym ani razu nie zamieniłaś ani słowa na ten temat, a przecież moglibyście gadać o tym godzinami.

Odnośnik do komentarza

raczej utykam na sytuacji 2 (bo gadki szmatki o niczym mi kompletnie nie wychodzą naturalnie, a mega sztywne bo nie czuje z nich radości z rozmowy) albo próbuje przejść od 1 do 3 gdzie najczęściej czeka mnie odrzucenie bo nikogo nie obchodza moje historie bo nie miałam zbyt ciekawego i emocjonującego życia, a moje podróże to zaledwie 3 wyjazdy w góry po 2 dni, 3 weekendy za granicą i jedna wizyta nad morzem... 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...