Skocz do zawartości
Forum

Rozczarowanie psychoterapią


Gość Karola

Rekomendowane odpowiedzi

Niedawno zakończyłam drugą juź moją psychoterapię. Ogólnie jestem z dysfunkcyjnego domu, ale od 13 roku życia czytałam książki psychologiczne i starałam się na tyle ile to możliwe zmieniać swoje życie. Dużo czasu w ciągu dnia analizuje swoje życie, sytuacje i próbuje stosować różne techniki i podejmuje decyzje które mogą pomóc na moje problemy, ale doszłam do momentu w którym nie umiałam sobie pomóc sama, a że kilka osób w moim otoczeniu było na psychoterapii dzięki której osiągnęli wiele m.in. to co sama chciałam osiągnąć to też poszłam na psychoterapię.

1 psychoterapia była poznawczo-behawioralna. Trwała 4 miesiące, bo zaczęłam w pewnym momencie czuć że robimy totalne głupotki, bo dostałam karteczki z pytaniami "kim jestem?", "co powiedziałabym sobie sprzed 5 i sprzed 10 lat?", albo jakieś rysowanki typu "koło życia", albo dostałam zalecenie prowadzenia pamiętnika. Początkowo te zadania robiłam bo uważałam, że to miało za zadanie by psychoterapeuta mnie poznał i to jak myślę. Z czasem dawałam mu znać, że nie widzę sensu w tych zadaniach i by mi wytłumaczył co to ma za zadanie, bo może czegoś nie wiem. Odpowiedź była taka, że te zadania są po to bym zaczęła się zastanawiać i analizować swoje życie... powiedziałam, że 50 razy więcej zastanawiam się nad życiem poza terapią i poza tymi pytaniami. Rozmowy zaczęły być totalnie jałowe a gdy już miałam wrażenie, że psychoterapeuta chyba mnie naciąga to była sesja gdzie dał mi bezsensowne rady, które i tak stosowałam przed psychoterapią (polecał mi poznawać nowych ludzi bym znalazła przyjaciół i lepiej się poczuła, ale ja już przed psychoterapią organizowałam planszówki dla ludzi z internetu oraz próbowałam utrzymać kontakt z ludźmi z pracy gdzie byli spoko ludzie, ale to nie zmieniało tego że nie miałam przyjaciół, a nawet w trakcie psychoterapii straciłam kilka ważnych dla mnie znajomości i psychoterapeuta często próbował omijać ten temat gdy go tylko poruszałam).

2 psychoterapia była w klinice która miała wiele filii w różnych miastach i była w nurcie psychodynamicznym. Pani psychoterapeutka była miła, słuchała i pamiętała o czym mówiłam. Ogólnie w trakcie tej psychoterapii to z czym przyszłam tylko się nasiliło kilkakrotnie oraz straciłam nadzieję na poprawę. W trakcie terapii mówiłam o swoim domu rodzinnym, co robiłam by poprawić swój los, o tym jak się czułam w rożnych momentach mojego życia, o tym jakie teraz odczuwam problemy z powodu mojego domu rodzinnego, ale jedyne co psychoterapeutka robiła to rozczulała się nad moim losem i mną, przez co miałam poczucie że moje życie jest dużo gorsze niż myślałam, że jest. Pogadałam o tym z nią to zaczęłyśmy planować cały miesiąc co po kolei będziemy robić i nad czym pracować oraz Pani starała się aż tak nie rozczulać nade mną. Nie dowiedziałam się niczego nowego o sobie a jedynie powiedziałam co wiem, a Pani to podsumowywała lub powiedziała to samo innymi słowami. W pewnym momencie zaczęłam mocno komunikować że czuje się dużo gorzej i że to co uważałam że jest już dawno za mną teraz mi dokucza bo Pani się nad tym nadmiernie rozczulała co dawało mi poczucie że nie ma nadziei dla mnie, oraz że ta psychoterapia to dla mnie jedyne co to miejsce gdzie mogę się wygadać i wypłakać, ale nic z tego nie wynika i nie pomaga mi się uspokoić. Pani psychoterapeutka zdawała się nie rozumieć, że to co robimy w ogóle jest niepomocne dla mnie, bo dziwiła się że wygadanie się nie pomaga mi w ogóle i w ogóle miałam wrażenie że jest mega zaskoczona że mam dość terapii i że mi ona nie pomaga. Przyszłam by poczuć troszkę ulgi, nie liczyłam, że moje problemy się nagle rozwiążą, ale myślałam, że może po terapii będę w siebie wierzyć i zdam prawo jazdy, którego się boję bo kilka razy już oblewałam egzaminy praktyczne. Czuje też brak poczucia bezpieczeństwa (w sensie, że to jest na stałe, że nie jest tak, że zostanę wyrzucona, zdradzona,niekochana itp po raz kolejny) w relacji/związku, ale jedyne co dostałam to pani informacja bym porozmawiała o tym z chłopakiem, albo zastanowiła się co powinien robić bym poczuła się bezpiecznie, ale... ja o tym gadałam i rozmyślałam też w poprzednich relacjach i w obecnej a jakoś minęło 10 lat i dalej tkwię w tym samym miejscu co przed terapią... 

Ogólnie jestem rozczarowana, bo psychoterapia nic mi nie dała poza tym że wydałam pieniądze, straciłam czas i w tej drugiej mimo branych leków od psychiatry miewałam coraz więcej dni gdy byłam pozbawiona nadziei na lepsze życie. Nie mam pojęcia co robić... mam wrażenie że doszłam do momentu w którym nikt mi nie pomoże, bo sama nie umiem sobie pomóc. Jest to mega smutne, że muszę walczyć ze sobą samą codziennie i nie da się tej walki zmniejszyć, albo ułatwić choć odrobinę, bo to jest po prostu męczące...

Odnośnik do komentarza

Witaj Karola. Jak rozumiem chodziłas na tą jedną i drugą psychoterapię prywatnie (czyli płaciłas za wizyty). Czasami jest tak że nie trafi sie od razu na odpowiedniego psychoterapeutę. I niestety nawet uwagi z twojej strony mogą nie trafiać, bo każdy psychoterapeuta działa w pewien określony sposób. Być może nie trafiłas na psychoterapeutów którzy prowadziliby z tobą dialog, a postawili na ćwiczenia. Ćwiczenia, czy pisanie dziennika jest ok, ale terapeuta powinien z tobą to omawiać, ukierunkowywać cię. Ogólnie psychoterapia przez 4 miesiące nic nie da. To za krótki czas. Aby terapia mogła ci pomóc powinna trwać o wiele dłużej, na pewno nie miesiąc czy nie 4 misiące. Takie psychoterapie bardzo czesto trwają wiele lat. Więc może poszukaj w internecie opinii o psychoterapeutach którzy leczyli już osoby z dysfunkcyjnego domu i z nawarstwionymi problemami. Możesz też sprawdzić opinie i czy tacy psychoterapeuci przyjmują na NFZ. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Cześć. Tak obie psychoterapie chodziłam prywatnie. Nie mam nic do ćwiczeń, ale jeśli są dobrze określone to fajnie, ale ćwiczenie by przebywać wśród ludzi jest mało pomocne jak ma się problemy z relacjami mimo przebywania wśród ludzi. Obu psychoterapeutów sprawdziłam w internecie i mieli same pozytywne komentarze od zadowolonych klientów. Mieli wszystkie potrzebne certyfikaty, superwizje i sporo szkoleń związanych z DDD i depresją, także nie wiem co szło nie tak... Na psychodynamicznej miałam wrażenie że jedyne co robimy to ja przeżywam swoje bolączki i smutki a Pani się nad tym rozczula i to wszystko. Na psychodynamicznej byłam 7 miesięcy a już w połowie 4 miesiąca zaczęłam rozmawiać o tym, że nie widzę co mogłoby mi pomagać w psychoterapii. 

Odnośnik do komentarza

Taka terapia DDD to musiałaby być dla ciebie nauka jak radzić sobie z twoimi problemami, i abyś nauczyła się działać inaczej niż do tej pory (inaczej niż działałaś gdy żyłas w rodzinie dysfunkcyjnej). Takie leczenie zalezy od twoich indywidualnych cech,twojej gotowości do zminay i stopnia trudności z jakimi w codziennie się zmagasz. Więc w części zalezy to od ciebie a psychoterapeuta powinien ciebie ukierunkowywać, wiedzieć jak z tobą pracować, wybrać odpowiednią metode. I 4 miesiące i 7 miesięcy to za krótko. Nie wiem czy nie podobały ci się tylko metody tych psychoterapeutów, czy jednak była w tym też twoja niecierpliwość i chęć aby już tobie ta terapia pomogła. Szybko się zniechęciłaś. Są osrodki psychoterapii dla DDD może warto abyś poszukała pomocy w takim ośrodku.

Odnośnik do komentarza

Mogło być, że byłam zniecierpliwiona, bo latami sama sobie pomagałam, ale więcej czasu zajmowało mi realizowanie jakiś technik czy samo działanie w rozwiązywaniu problemów, a podczas psychoterapii miesiącami nie widziałam co mogłabym zrobić, a psychoterapeuci prosili bym się zastanawiała co chcę zrobić by było lepiej, albo co inni ludzie mają zrobić by mi było lepiej. Uważam to jednak za jałowe, bo co ja mogę zrobić to nie wiem bo próbowałam już tego co znam i wyczytałam w książkach, a tego co chcę od innych to ciężko egzekwować a od niektórych to nawet nie wiem co mogłabym chcieć więcej niż to co mam. Czułam się w martwym punkcie jak przed terapią tyle że mogłam sobie o tym z kimś pogadać jak się czuje z tym i to tyle... ?

PAni nie wiedząc jak mi pomóc zaproponowała mi terapię grupową, ale boje się, że to będzie jak z poprzednimi terapiami, że poznawczo-behawioralną wybrałam bo wyczytałam, że jest idealna na moje problemy, ale nic mi tam nie pomagało więc zaproponowano mi psychodynamiczną, na której też nie czułam by coś mi pomagało choćby się ciut uspokoić już nawet nie mówiąc o rozwiązywaniu moich problemów, bo nie widziałam wyjścia z moich problemów a nawet na terapii tej miałam poczucie, że to co osiągnęłam to szczyt dla mnie i prędzej powinnam się pogodzić z tym wszystkim... słabe to to. A grupowa to nie wiem jak może mi pomóc, mam taką obawę, że się nie otworze przed ludźmi tam a prędzej zacznę wszystkim tam pomagać, a jak sama o sobie coś powiem to szybko ludzie mnie znienawidzą i będę płacić za sytuację którą chciałabym wyeliminować... ? 

Odnośnik do komentarza
7 minut temu, Gość Karola napisał:

bo co ja mogę zrobić to nie wiem bo próbowałam już tego co znam i wyczytałam w książkach, a tego co chcę od innych to ciężko egzekwować a od niektórych to nawet nie wiem co mogłabym chcieć więcej niż to co mam.

Właśnie po to jest psychoterapia aby sie dowiedziała nie z książek ale od siebie samej co potrzebujesz, co chcesz zmienić, abyś pomyślała najpierw a później starała się z czasem zmieniać twoje życie tak aby nie powtarzać tych zachowań z domu.Ale do tego trzeba więcej czasu.

9 minut temu, Gość Karola napisał:

A grupowa to nie wiem jak może mi pomóc, mam taką obawę, że się nie otworze przed ludźmi tam a prędzej zacznę wszystkim tam pomagać, a jak sama o sobie coś powiem to szybko ludzie mnie znienawidzą i będę płacić za sytuację którą chciałabym wyeliminować... ? 

Odgórnie zakładasz że nie pomoże ci taka psychoterapia, być może właśnie w grupie będzie ci łatwiej się otworzyć gdy zobaczysz że są osoby o podobnych problemach, którzy mówią o tym jak oni sobie nie radzą lub próbują radzić. Grupowa terapia jest zupełnie inna, ale także potrzeba twojego zaangażowania aby spojrzeć z dystansu na to co było, i na to jak możesz zminić to co w tej chwili jest twoim problemem do przepracowania. Nie zakłądaj jakiegoś szybkiego rozwiązania bo takie nigdy nie istniało. Praca nad sobą będzie trwała dłużej niż przeczytane książki. Wazne że dzięki temu co przeczytałąś już wiesz jak sama możesz (oprócz samej terapii) działać.

 

Odnośnik do komentarza

Ja wiem co chciałabym osiągnąć i dlaczego tego nie umiem osiągnąć, ale nie wiem jak z tym walczyć ? wiele moich myśli przerzucam przez grube sito logicznego myślenia dzięki czemu jako tako funkcjonuje. Obaj psychoterapeuci i mój psychiatra wszyscy mówili że dla nich cierpię na depresję, ale taką depresję wysokofunkcjonującą (nie ma takiego oficjalnego określenia, ale jest określenie alkoholika wysokofunkcjonującego czyli osoby co cierpi na alkoholizm ale nadal potrafi nie omijać dni pracy, pracować, zarabiać, dbać o rodzinę itp.). 

Zdaje sobie sprawę że praca nad sobą jest długa, bo o tym wiem bo od 17 lat pracuje nad sobą i w międzyczasie przeczytałam bardzo dużo książek dzięki którym sobie na wiele moim problemów sama pomogłam. Czytanie książki to kilka wieczorów, ale później lata działań, ale na psychoterapii są miesiące gdzie nie mam pomysłu na działanie i nie widać by było coś co mogłabym robić i ani nie działam, ani nie wiem co robić, a problemy dalej są. A im dłużej psychoterapia trwała to tym bardziej oddawałam się złym myślą, by np zerwać kontakt z ludźmi i się w ogóle nie starać, bo moje starania były nieowocne a nie miałam pojęcia co zrobić by było lepiej. Tym bardziej dobija mnie fakt, że znam w swoim otoczeniu ludzi co w ogóle nie starali się o poznawanie ludzi i nawet się przed nimi bronili a mają niesamowitych przyjaciół, ja kiedyś stroniłam od ludzi i nie miałam przyjaciół, a jak otworzyłam się na ludzi to... dalej nie mam przyjaciół, a przez chwilę miałam koleżankę co siebie nazwała moją przyjaciółką, ale jak raz jedyny możliwie najdelikatniej jej powiedziałam, że jakieś jej zachowanie mnie rani to nazwała mnie egoistką i więcej się do mnie nie odezwała... Choć w sumie było dużo rzeczy, które bardziej o niej świadczyły że jest egoistką, bo spotkania zawsze były tak by jej pasowało miejsce, a jak się przeprowadziłam jakieś 20-30 kilometrów dalej to raz tylko mnie odwiedziła mimo że miała samochód i prawo jazdy w przeciwieństwie do mnie... Jednak nigdy nie udało mi się z nią przegadać moich i jej bolączek w relacji mimo, że ja byłam zwarta i gotowa nawet na nieprzyjemną rozmowę, a nawet próbowałam się z nią skontaktować kilkukrotnie w tym celu, ale mnie olała. Ogólnie mam wrażenie że stosuje się do wielu rzeczy co innym ludziom pomaga, ale w moim wykonaniu to wcale nie pomaga. Np. rozmowa z partnerem, że coś chcę lub coś mi się nie podoba - jak jesteśmy możliwie jak najbardziej do siebie podobni to te związki jakiś czas żyją, ale jak są jakieś konflikty czy różnice to nagle się okazuje że rozmowy nic nie dają. Wielu facetów przerobiłam i w sumie zawsze coś było nie tak, więc starałam się wybrać tak by najmniej rzeczy było nie tak, ale w tym co mi nie pasuje mogę gadać i mam wrażenie, że jedyne co tym robię to zniechęcam faceta do siebie, więc staram się poważne rozmowy ograniczać bo tylko bym problemy generowała.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Karola napisał:

Ja wiem co chciałabym osiągnąć i dlaczego tego nie umiem osiągnąć, ale nie wiem jak z tym walczyć ? 

Karola, właśnie dlatego jest potrzebna psychoterapia, aby pomóc ci zrozumieć "problem" który nałożył się przez lata i pomóc ci uporać się z nim. Ale nie robić tego za ciebie, psychoterapia ma pomagać wzmocnić ludzi, pokazac nam że umiemy być silni. I w tym wskazać nam w jaki sposób działać tu i teraz z myślami na przyszłość, ale umiejąc rozwiązywać problemy przeszłe. Chodzi o przepracowanie tego co powoduje u ciebie brak możliwości ruszenia do przodu. Ten etap najgorszy. Psychoterapia jest też nauką dla ciebie aby umieć radzić sobie nie tylko z przeszłymi problemami ale abyś umiała radzić sobie z każdym innym problemem który jeszcze może ci się przytrafić. To ma być wzmocnienie ciebie, nauka radzenia sobie i patrzenia na to co było pod innym kątem, z dystansu i cierpliwie.

2 godziny temu, Gość Karola napisał:

Zdaje sobie sprawę że praca nad sobą jest długa, bo o tym wiem bo od 17 lat pracuje nad sobą i w międzyczasie przeczytałam bardzo dużo książek dzięki którym sobie na wiele moim problemów sama pomogłam. Czytanie książki to kilka wieczorów, ale później lata działań, ale na psychoterapii są miesiące gdzie nie mam pomysłu na działanie i nie widać by było coś co mogłabym robić i ani nie działam, ani nie wiem co robić, a problemy dalej są.

Książki zawsze w peny sposób mogą nam pomóc w zrozumieniu działania innych osób i siebie. Ale własnie do przepracowania tego w życiu realnym potrzeba twojego działania i pomocy przez długotrwałą psychoterapię. Bardzo czesto gdy osoba ma depresję pojawia się myślenie że "nie dam rady", "nie wiem jak, nie mam pomysłu", "nie widzę zmian bo coś zrobiłam ale się nie udaje". Takie rzeczy trzeba cały czas ćwiczyć na psychoterapii. Oczywiście z pomocą właśnie psychoterapeuty. A co do problemów, niestety one zawsze będą. Zawsze w naszym życiu są jakieś problemy, z którym uczymy się radzić sobie w najróżniejsze sposoby.

2 godziny temu, Gość Karola napisał:

Tym bardziej dobija mnie fakt, że znam w swoim otoczeniu ludzi co w ogóle nie starali się o poznawanie ludzi i nawet się przed nimi bronili a mają niesamowitych przyjaciół, ja kiedyś stroniłam od ludzi i nie miałam przyjaciół, a jak otworzyłam się na ludzi to... dalej nie mam przyjaciół, a przez chwilę miałam koleżankę co siebie nazwała moją przyjaciółką, ale jak raz jedyny możliwie najdelikatniej jej powiedziałam, że jakieś jej zachowanie mnie rani to nazwała mnie egoistką i więcej się do mnie nie odezwała...

Są rózni ludzie ale uwierz że kazdy ma jakieś problemy. Nawet ci którzy tego po sobie nie pokazują. Co do przyjaźni to zawsze lepiej mieć jedną osobę jako przyjaciela niż 100 znajomych którzy nam tyłek obrobią. Jest takie powiedzenie że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". To jest bardzo na czasie. Być może twoja t.zw. "przyjaciółka" nie była gotowa na wyznania twoje, być może nie chciała wiedzieć wiecej więc można uznać że była zwykłą znajomą, koleżanką.

2 godziny temu, Gość Karola napisał:

Ogólnie mam wrażenie że stosuje się do wielu rzeczy co innym ludziom pomaga, ale w moim wykonaniu to wcale nie pomaga. Np. rozmowa z partnerem, że coś chcę lub coś mi się nie podoba - jak jesteśmy możliwie jak najbardziej do siebie podobni to te związki jakiś czas żyją, ale jak są jakieś konflikty czy różnice to nagle się okazuje że rozmowy nic nie dają.

Mam wrażenie że potrzebujesz psychoterapii aby stac się i bardziej pewną siebie, aby poznać swoją prawdziwą wartość, aby być bardziej asertywna wobec innych ale także aby przepracować to co było w przyeszłości i wtedy będziesz umiała zacząć iść do przodu, zacząć wszystko z nową czystą kartką. Także jeżeli chodzi o zwiazki i rozmowy z mężczyznami ale także z innymi ludźmi. Bo jako DDD jesteś osobą która widziała i była wychowywana w pewien sposób gdzie widziałaś konkretne zachowania dorosłych którzy powinni być dla cbie przykładem. To jacy byli rodzice/opiekunowie, jak ze sobą rozmawiali, jak z tobą rozmawiali i postępowali - to wszystko ma wpływ na to jak teraz sama sobie radzisz z problemami, ja siebie postrzegasz i jak może ci się układać/nie układać z mężczyznami oraz jak nawiązujesz kontakty z innymi ludźmi.

 

Odnośnik do komentarza

Czyli myślisz, że lepiej bym wróciła do psychoterapii, na którą chodziłam ostatnio? Przyznam szczerze, że do grupowej nie jestem w ogóle przekonana, więc jeżeli już to lepsza byłaby indywidualna, ale... skąd mogę wiedzieć, czy mój ostatni psychoterapeuta był dobry? Wg opinii ludzi z internetu, certyfikatów, szkoleń, superwizji itp itd to ta ostatnia wydawała się być idealna, ale jakoś nie czułam pomocy i w sumie nie wiem już co powinnam czuć na psychoterapii, bo jedyne co zdarzyło mi się odczuć, że Pani psychoterapeutka głęboko mi współczuje i się bardzo przejmuje tym co mnie spotkało kiedyś, ale to rozczulanie się nade mną tylko sprawiło, że sprawy które rozwiązałam jakoś, albo rzeczy które jakoś przeżyłam były dużo gorsze niż mi się wydawało i przez to mam poczucie braku nadziei by było ze mną lepiej. Nie jestem pewna czy dawać tej psychoterapeutce szanse by mi pomóc. Ogólnie tak jakoś nie wiem jak psychoterapia może pomóc... jakoś tak jestem rozdarta co dalej.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Karola napisał:

bo jedyne co zdarzyło mi się odczuć, że Pani psychoterapeutka głęboko mi współczuje i się bardzo przejmuje tym co mnie spotkało kiedyś, ale to rozczulanie się nade mną tylko sprawiło, że sprawy które rozwiązałam jakoś, albo rzeczy które jakoś przeżyłam były dużo gorsze niż mi się wydawało i przez to mam poczucie braku nadziei by było ze mną lepiej.

A może nie jesteś przyzwyczajona do takich zachowań jakie okazuje ci psychoterapeutka, może czujesz się zagubiona także przez to. Może ta psychoterapeutka sprawiła że wróciłaś do momentu takiego kiedy właśnie WYDAWAŁO cię się że rozwiazałaś sprawy i sobie z nimi jakoś poradziłaś. Dlatego że nie jesteś pewna czy sobie z nimi pporadziłaś, a może widzisz i czujesz że nie do końca sobie poradziłaś z przeszłością, dlatego teraz masz poczucie braku nadziei. Bo jeszcze nie przerobiłas faktycznie tego co najgorsze w przeszłości i nie wiesz jak sobie z tym radzić teraz oraz z innymi problmami które się mogą nawarstwić. Jestes wrażliwa, ale też bardzo szybko się zniechęcasz. Spróbuj wrócić nie na parę miesięcy, ale twoja psychoterapia musi potwać dłużej abyś zobaczyła i poczuła wewnętrznie że tą traumę z przeszłości przepracowujesz. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Fakt, że nikt nigdy się tak nade mną nie rozczulał i tak mocno nie współczuł i budzi to we mnie dyskomfort, bo daje poczucie, że to co przeżyłam było wiele razy bardziej traumatyczne niż mi się wydawało i niż jak to przeżyłam. Np. jak mówiłam o tym, że w szkole mnie nie lubili i raz mi buty do śmieci wrzucili to ja to przeżyłam tak, że uważałam te dzieciaki za jakaś totalnych debili co nie umieją się zająć czymś pożytecznym, jakimś sportem czy czymkolwiek innym, a Pani terapeutka po tym co powiedziałam to przerwała mi wpadła w słowotok gdzie mówiła coś w stylu "ale to musiało być przykre", "to było bardzo mocno nienawistne", "musiałaś to bardzo mocno przeżywać", "jaka samotna byłaś w tym smutnym momencie" itp itd. To przeżycie było dla mnie niemiłą historią, która mi się przydarzyła bo ludzie potrafią być okrutni bez faktycznego powodu i chciałam tylko wyrazić że nie rozumiem takich zachowań, ale nie roztrząsałam tego ani wtedy ani obecnie, a Pani tym słowotokiem raczej mocno nakreśliła, że ta sytuacja była dużo gorsza niż mi się wydawało - bo dla mnie było na zasadzie "głupie gówniarze, nie będę marnować na nich mojego czasu" a Pani mi to przedstawiła jako "ogromny akt nienawiści i przemocy w stosunku do mnie, olaboga byłam z tym problemem całkowicie osamotniona". Przez to poczułam się gorzej, bo rzeczy które zostawiłam za sobą, ale były rzeczami których nie rozumiem i chciałam na przyszłość uniknąć stały się na terapii nagle wyolbrzymione i bardziej było skupienie na tych negatywach sytuacji niż na jakimś konkretnym działaniu dzięki którym mogłabym się w przyszłości dobrze czuć, bo wiedziałabym co robić gdy ktoś mnie bezpodstawnie krzywdzi. Także ta terapia jakby miała bardziej za cel bym mocno przeżyła swoją przeszłość, nawet jeśli były sytuacje które byłam w stanie zaakceptować że się wydarzyły i chcieć tylko wiedzieć jak przeciwdziałać temu. Dalej nie wiem jak przeciwdziałać takim sytuacjom i jak się zachować gdy już się wydarzą, ale wiem po terapii że jestem mega samotna, źle traktowana, nikt mnie nie lubi do punktu w którym zachęcam ludzi do nienawistnych zachowań na mnie. Jakoś nie widzę tego jako coś pomocnego, a jako coś co mnie cofa w osiągnięciach, bo chyba wielu ludzi na terapii uczy się akceptacji że coś miało miejsce i nauczeniem się życia z tym, a ja to miałam przerobione i chciałam tylko nauczyć się przeciwdziałać takim zachowaniom ludzi.

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Karola napisał:

dla mnie było na zasadzie "głupie gówniarze, nie będę marnować na nich mojego czasu" a Pani mi to przedstawiła jako "ogromny akt nienawiści i przemocy w stosunku do mnie, olaboga byłam z tym problemem całkowicie osamotniona". Przez to poczułam się gorzej, bo rzeczy które zostawiłam za sobą, ale były rzeczami których nie rozumiem i chciałam na przyszłość uniknąć stały się na terapii nagle wyolbrzymione i bardziej było skupienie na tych negatywach sytuacji niż na jakimś konkretnym działaniu dzięki którym mogłabym się w przyszłości dobrze czuć, bo wiedziałabym co robić gdy ktoś mnie bezpodstawnie krzywdzi. Także ta terapia jakby miała bardziej za cel bym mocno przeżyła swoją przeszłość, nawet jeśli były sytuacje które byłam w stanie zaakceptować że się wydarzyły i chcieć tylko wiedzieć jak przeciwdziałać temu

Cześć Karola. Właśnie psychoterapia bardzo często polega na ttym aby wrócić do przeszłości i ją jeszcze raz przerobić. Wtedy widzisz jak takie sytuacje które ty przeżyłaś są postrzegane przez inną osobę np. panią psychoterapeutkę która nakreśliła ci że to nie było ot tak zażartowanie z ciebie, ale im częściej takie sytuacje w szkole (przemocowe, gdy cię ktos wyśmiewa) zdarzały się i to czesto, w tedy byłas sama, i były to sytuacje krzywdzące ciebie. Wtedy ty byłas sama i musiała sobie sama z tymi emocjami radzić, jakoś sobie tłumaczyć. A teraz na psychoterapii trafiłas na empatyczną sobę która nakreśla ci rózne zachowania osób i sytucji w których doświadczyłaś negatywnych rzeczy, emocji. Moim zdaniem psychoterapeutka skupiła się na tym aby pokazać ci że te emocje negatywne i sytucje które się zdarzyły były jednymi z wielu i mogą mieć wpływ na to jak teraz postrzegasz i zachowujesz się w stosunku do innych ludzi. Ty byłas w stanie pewne sytuacje zaakceptować te które się wydarzyły, te negatywne. Ale ich nie przerobniłaś w sposób taki aby je przeanalizować z inną sobą od pczatku do końca i pogodzić się z tym, bo żebyś mogła ruszyć dalej musisz najpierw "przeprać brudy" i zobaczyć jak one wpłynęły na teraźniejszość twoją, na ciebie bezpośrednio. Ty na pewne sprawy nie będziesz umiała jeszcze spojrzeć z dystansu i w obiktywny sposób (pisze o sytuacjach z przeszłości) bo uczucia, wychowanie sprawiło że masz ustalone spojrzenie, także zachowanie którego się nauczyłaś aby się w jakiś sposób odciąć od toksycznej rodziny. Psychoterapeutka pokazuje ci że w trakcie przerabiania tych wszystkich sytuacji z przeszłości masz prawo do tego aby nie być twardą, aby pokazywać uczucia jakie tobie towarzyszyły i towarzyszą. Żebyś się otworzyła i mówiła o tym. Jestes wrazliwa i niecierpliwa ale też myślę że zamknięta w sobie i co do okazywania uczuć - nie lubisz tego robić otwarcie bo nie umiesz. Dlatego zachowanie psychoterapeutki takie jest dla ciebie wyolbrzymione. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Dzięki Ci za to, że ze mną tutaj piszesz. Myślę, że wrócę na terapię, ale chciałabym jeszcze mieć mini burzę mózgów z Tobą, jak psychoterapeutce wytłumaczyć by mi mówiła co robi w terapii i dlaczego? Bo ja osobiście jak jej nakreślałam, że się źle czuje i nie widzę by było coraz lepiej tylko jest coraz gorzej to ona jakoś nie bardzo się do tego odnosiła w sposób, który mógłby mi wytłumaczyć jej działania i być może podjąć mi decyzję o tym czy zerwać czy zostać w terapii. 

Odnośnik do komentarza

Rozumiem co czujesz. Ja obecnie czuję się koszmarnie. Od psychologów też wiele nie wniosłam, tylko bardziej się zdołowałam. Czuję się bardzo bezsilna, tkwię w roli ofiary bo wiele złych rzeczy się wydarzyło, mam taki bałagan w głowie. Nie wiem kogo, co obwiniać, od czego zacząć, nie wiem zupełnie nic. Czy to coś ze mną nie tak czy wyolbrzymiam? Wręcz nienawidzę siebie. 

Jedyne co mogę Ci powiedzieć to myślę że powinnaś sama wziąść się za siebie, psycholog może Ci tylko doradzić. Sama. Nikt inny za Ciebie tego nie zrobi. 

Ja doszłam do tego wniosku. 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Karola napisał:

Dzięki Ci za to, że ze mną tutaj piszesz. Myślę, że wrócę na terapię, ale chciałabym jeszcze mieć mini burzę mózgów z Tobą, jak psychoterapeutce wytłumaczyć by mi mówiła co robi w terapii i dlaczego? Bo ja osobiście jak jej nakreślałam, że się źle czuje i nie widzę by było coraz lepiej tylko jest coraz gorzej to ona jakoś nie bardzo się do tego odnosiła w sposób, który mógłby mi wytłumaczyć jej działania i być może podjąć mi decyzję o tym czy zerwać czy zostać w terapii. 

Poproś ją bezpośrednio, bez owijania w bawełnę i bez nakreślania.  Zapytaj ją w jaki sposób terapia może poprawić twoją asertywność, poczucie wartości, w jaki sposób ona chce prowadzić z tobą terapię tak abyś uczuła się sama radzić sobie z problemami. Czy ona chce analizować wszystkie kwestie/ problemy od samego poczatku czy chce pomóc tobie w inny sposób. I wtedy możesz jej powiedzieć że źle się czujesz gdy wracasz do przeszłych spraw z którymi uważasz że jakoś sobie poradziłaś. Nakreśl jej jakie problemy chciałabyś z nią przerobić, tak aby pomogła tobie ruszyć na przód i nie popełnianie błędów z przeszłości. Powiedz jej otwarcie jakie zachowania/pytania jej w stosunku do ciebie sprawiają że zaczynasz czuć się źle. On jest psychoterapeutką ale nie wrózką ;) Nie domyśli sie wszystkiego o czym myślisz czy czego od niej wymagasz - jakiej pomocy-  w twojej sytuacji. Potraktuj ją jako przyjaciółkę z która możesz otwarcie rozmawiać i mów o tym co myślisz, pytaj o to co uważasz za ważne dla ciebie. Jeżeli widzisz że na jakieś pytanie nie chce tobie odpowiedzieć to pytaj czemu nie chce ci bezpośrednio powiedzieć. Gdy ona zobaczy co ciebie najbardziej gnębi, martwi powinna ci powiedzieć co uważa, dlaczego tak a nie inaczej postępuje wobec ciebie na terapii, co uważa za najlepszą terapię dla ciebie. Możesz też zapytać ją w jaki najbardziej skuteczny sposób ty możesz poza terapią pracować nad sobą. Powinna ci coś podpowiedzieć. Ale przygotuj się na to że terapia będzie długo trwała, a każdy psychoterapeuta (twoja psychoterapeutka również) ma swoją wypracowaną metodę prowadzenia terapii. Dlatego pytaj ją bezposrednio abyś ty wiedziała o co chodzi, i aby ona zobaczyła jak i mogła ci lepiej pomóc. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Hej Karola, terapia psychodynamiczna jest dlugodystansowa. Minimum rok by byly efekty, ludzie zazwyczja chodza 2-3 lata.

Na poczatku terapii wychodza frustracje, jest najtrudniej. Trudno tez zaufac, przyjac. Psychodynamiczna jest terapia glebsza... Zalecana do glebszych problemow.

--

Osobiscie ja - nie jestem entuzjastka behawioralnej -  jest dobra,  szybka i b. skuteczna ale  na okreslone problemy, nie zawsze te najtrudniejsze. Mnie to  meczylo , by nie powiedziec nudzilo...i zrezygnowalam, to bylo dla takie plaskie ?

Dobre efekty daje terapia schematu (nurt bechawioralnej), ale stosunkowo rzadko stosowana w Polsce 

Na psychodynamicznej trudne jest to, ze terapia odbywa sie ponizej tego co "konkretnie okreslone". Terapeuta ma zaobserwowac nieswiadome proces,  a wiec to co nie wypowiadane wprost... Nie da sie zaplanowac tej terapii - jej przebiegu- tak jak oczekujesz , ona sie po prosti dzieje sama. Ta terapia jest frustrujaca. Po prostu...Szczegolnie  gdy sie rozkreca.

Prawdopodobnie wspolczucie terapeutki "wywalalo " Cie do trudnych wspomnien. A  ich okreslenie jakie sa i jaka wage maja , jest jak piszesz trudne dla Ciebie. Psychodynamiczna wraca do przeszlosci - takie jest jej zalozenie: powrocic, przezyc, oczyscic.

JesliCiebie to meczy, mozesz tez poszukac jakiegos terapeuty eklektycznego (tylko doswiadczonego). Wtedy ta terapia jest bardziej  z wielu stron prowadzona, ale trzeba sie liczyc  ze nie zawsze narzedzia sa precyzyjne... To jest takie pi razy oko.

Co do grupowej to jak bardziej -  jest konfrontujaca, intensywniejsza... Pewnych rzeczy na indywidualnej nie zobaczysz tak szybko.

Wszystko zalezy.

 

Odnośnik do komentarza
11 godzin temu, Gość Agu napisał:

Na poczatku terapii wychodza frustracje, jest najtrudniej. Trudno tez zaufac, przyjac. Psychodynamiczna jest terapia glebsza... Zalecana do glebszych problemow.

Najgorsze są początki i ten moment kiedy wychodzą te trudne rzeczy które w sobie dusiliśmy, lub gdzieś schowaliśmy w jakiś zakamarek naszej psychiki i do którego nie chcemy wracać. A niestety na tym polega psychoterapia.
 

11 godzin temu, Gość Agu napisał:

Co do grupowej to jak bardziej -  jest konfrontujaca, intensywniejsza... Pewnych rzeczy na indywidualnej nie zobaczysz tak szybko.

Dokładnie tak. Tym bardziej że są inne osoby w grupie z podobnymi problemami, i każdy o problemie drugiej osoby może się wypowiedzieć z własnej perspektywy także doświadczenia. Myślę że po pewnym czasie sama pani psychoterapeutka powinna stwierdzić czy tak terapia z nią jest tą odowiedznią, czy jednak warto przenieść się na grupową. Pzdr

 

Odnośnik do komentarza

Dla mnie najgorsze w terapii psychodynamicznej w której byłam jest to, że przyszłam z w miarę sprecyzowanymi problemami z moim wytłumaczeniem dlaczego tak wg mnie jest i listą rzeczy, które już robiłam by to poprawić, a co nie zadziałało lub pogorszyło sprawę. Zatem myślałam, że psychoterapia pomoże mi poznać nowe sposoby radzenia sobie z problemem, na które nie wpadłam sama ani z pomocą książek czy obserwacji innych ludzi. Poszłam na psychoterapię bo właśnie wiele problemów udało mi się samodzielnie rozwiązać np. zaakceptowałam to co było w przeszłości i jedyne co chciałam osiągnąć terapią to to by móc zapobiegać pewnym schematom działania, które wywodzą się z przeszłości i nie zostały przeze mnie rozwiązane w ogóle. Jednak na tej terapii tylko Pani się nade mną rozczulała co dawało mi poczucie, że ona nic mi nie pomaga i że tylko mi głęboko współczuje i się mną martwi i że to co sobie pomogłam sama to jest maks co mogę osiągnąć i że to co osiągnęłam to i tak bardzo wiele jak na moją historię. Przez co poczułam beznadzieję i brak nadziei że mogę coś dalej osiągnąć. Rozmawiałam o tym często na tej psychoterapii, ale te rozmowy do niczego nie zmierzały poza tym, że Pani mi obiecywała zmianę podejścia albo skupienie się na jakimś temacie, ale i tak zawsze to się kończyło moim zwierzaniem się z jakiś spraw i Pani głębokie rozczulanie się nade mną, a nie było choćby naprowadzenia co mogłoby pomóc czy być działaniem innym niż te co stosuje obecnie, tak by mieć choćby coś do wypróbowania by zobaczyć co się będzie dziać albo to by może pomogło mi wpaść na swój własny pomysł...

Na psychoterapię myślałam, że przyszłam by się przygotować przez trudnymi zmianami w moim życiu i by to co mi nie wychodzi zazwyczaj by jakoś ruszyć do przodu, ale... tylko straciłam nadzieję i nie ruszyłam nigdzie z miejsca. Także niby wrócę na terapię, bo tylko 7 miesięcy na nią chodziłam, ale nie wiem czy coś ruszy. Jeśli będzie jak jest to będę się tylko czuć jakbym była traktowana jak idiota co nigdy nie myślał nad swoim życiem i nie przeczytał ani jednej książki psychologicznej czy też w ogóle nie zastanawia się nad otaczającym go światem mimo, że na te rzeczy poświęcam wiele godzin w ciągu każdego dnia... 

Odnośnik do komentarza

Czułam się gorzej przez to rozczulanie się, bo myślałam, że ta przeszłość była trudna, ale nie aż tak przeraźliwie mocno i że to że poszukuje pomocy jest bezsensu bo to co osiągnęłam to i tak tak wielka rzecz że więcej już z siebie nie wyciągnę.

 

W sumie nie wiem co robić, bo wcześniej byłam też na poznawczo-behawioralnej, ale ta terapia w ogóle była dziwna, bo Pan po moich słowach zawsze opowiadał jakąś historyjkę i pytał jak się w niej odnajduje. A zadania domowe to były jakieś karteczki z pytaniami w stylu "kim jesteś?", "co byś powiedział sobie sprzed 5 i 10 lat?". Na początku traktowałam to jak poznanie się, taki wstęp, ale trwało to dłużej niż miesiąc terapii więc zaczęłam poruszać obecne moje problemy. Na problemy w kontaktach międzyludzkich dostałam zadanie by gdzieś wyjść do obcych ludzi na jakiś kurs, siłownię, klub hobbystów. Jednak na siłownię już chodziłam i jakoś tam nigdy z nikim nie miałam nawet wymiany zdań. Zaczęłam więc organizować spotkania planszówkowe, ale... jak miałam problemy w kontaktach międzyludzkich tak dalej miałam, tyle, że wychodziłam do ludzi. Samo przebywanie z ludzmi nie sprawia że mi się poprawia, bo zawsze jest tak, że na początku moje nowe znajomości są obiecujące, ale po czasie grupy ludzi mnie odrzucają po prostu i to bez względu czy się staram coś robić czy tez nie, a są ludzie co w ogóle mają wyjebane na ludzi a mają niesamowicie oddanych przyjaciół. Nie czaje tego i tego chciałam się dowiedzieć na terapii, ale się nie dowiedziałam.

Odnośnik do komentarza
47 minut temu, Gość Karola napisał:

Na początku traktowałam to jak poznanie się, taki wstęp, ale trwało to dłużej niż miesiąc terapii więc zaczęłam poruszać obecne moje problemy.

Kruszynka, nie przepracowałas tego co było, zniecierpliwiłas się już po miesiącu i chciałaś od razu przejść na obecne problemy.
 

50 minut temu, Gość Karola napisał:

Samo przebywanie z ludzmi nie sprawia że mi się poprawia, bo zawsze jest tak, że na początku moje nowe znajomości są obiecujące, ale po czasie grupy ludzi mnie odrzucają po prostu i to bez względu czy się staram coś robić czy tez nie, a są ludzie co w ogóle mają wyjebane na ludzi a mają niesamowicie oddanych przyjaciół.

Prawda, samo przebywanie nic nie da. Można siedzieć w najwiekszym tłumie, a być samotnym. Porównujesz się do innych ludzi, jesteś niecierpliwa, a oprócz tych zadań które miałaś zrobić sama musisz pracować nad sobą, zastanowić się czemu tak krótko twoje znajomości trwają, czemu czujesz że jesteś odrzucana. Pomyśl o tym jak się zachowujesz w stosunku do innych ludzi na dłuższą metę.
 

53 minuty temu, Gość Karola napisał:

Nie czaje tego i tego chciałam się dowiedzieć na terapii, ale się nie dowiedziałam.

Kruszynka, nikt ci nie poda gotowego przepisu na to jak zmienic  spojrzenie na swoje życie, na innych, jak sobie poradzić z problemami. Sama musisz przez te rzeczy jakie ćwiczysz na terapii próbowac aby cokolwiek z tego wprowadzić do życia. Jeżeli psychoterapeuta ci mówi abyś wyszła do ludzi to nie chodzi o to abyś sobie pochodziła na spacerze w tłumie ludzi, ale chodzi o to abyś np. w grupie ludzi próbowała odnaleść sie, poznawać ludzi i te znajomości o ile są satysfakcjonujące utrzymywać. Jeżeli nie umiesz, uważasz że coś jest przez co ludzie nie chcą z tobą się kolegować to też pomyśl nad tym co sprawia że tak jest. Próbowałaś terapii grupowej? Pzdr.

 

Odnośnik do komentarza

Co nie idzie mi w kontaktach międzyludzkich?
Nie rajcuje mnie smalltalk, więc nie umiem rozmawiać o niczym z kimś totalnie obcym kogo nie znam. Muszę mieć jakiś punkt zaczepienia - miejsce pracy, zainteresowanie, podobna sytuacja domowa (zwierzaki w domu, plany na kupno mieszkania itp.). Czyli nie umiem rozmawiać z osobą o której totalnie nic nie wiem. Gdy trafiam w nowe środowisko to obserwuje otoczenie by wychwycić coś takiego na czym mogłabym się zaczepić w rozmowie, ale w wielu środowiskach/grupach gdy już zacznę się odzywać to ludzie mnie ignorują bo wcześniej pokracznie rozmawiałam o pogodzie czy innym podobnym smalltalk. 

Jeśli uda mi się przejść na kolejny etap znajomości to zaczynam z czasem czuć, że bardziej się staram o znajomość niż druga strona i zaczynam wyczuwać, że ta druga strona próbuje się mną wysługiwać/wykorzystywać mnie. Jeśli nie daję się wykorzystywać i jeszcze ktoś sprawi mi dyskomfort jakimś swoim zachowaniem to druga osoba kończy znajomość, albo zaczyna źle się do mnie odnosić (w szkole padałam ofiarą obgadywania, wyśmiewania się ale też numerom typu wyrzuceniem moich butów do śmieci czy aktami zazdrości, że jak śmiem się dobrze uczyć, umieć ładnie rysować skoro mam ojca alkoholika, biedę że chodzę w niemodnych cuchach i że jem obiady opłacane przez szkołę, w pracy padałam ofiarą mobbingu). Czasem miewałam momenty gdy w grupie ludzie zaczynali się zwierzać z czegoś, próbowałam tym osobom jakoś pomóc, a jeśli to było tylko gadanie by się wygadać to postanawiałam też się podzielić jakimiś swoimi smuteczkami by dać się poznać, ale zawsze kończyło się to nienawiścią do mnie (np. w LO dziewczyny zwierzały się że chcą być ładniejsze i szczuplejsze, to wtedy zwierzyłam się, że mam problem z tym, że często mdleję, ale chyba to że byłam wychudzona i niedożywiona było chyba mi zazdroszczone i moje smuteczki sprawiły tylko że dziewczyny pałały do mnie nienawiścią). 

Z mężczyznami umiem nawiązywać kontakt, a z kobietami jest to dla mnie totalnie niemożliwe. Miewałam jakieś koleżanki czy "przyjaciółki" w swoim życiu, ale zawsze to się źle kończyło. W podstawówce miałam mega koleżankę z którą miałam te same pasje i upodobania, ja kochałam spędzać z nią czas, ale jak tylko grupa innych kobiet chciała się z nią zadawać to całą wiedzę jaką miała o mnie wykorzystała by mnie obgadywać i wbić się w tą grupę... W gimnazjum i w LO zawsze miałam w klasie jakąś dzianą laskę co była "szefem" kobiet i inne kobiety za wszelką cenę chciały się jej przypodobać naśladując ją, a te dziane laski mnie nienawidziły bo byłam biedna, brzydka, nie obgadywałam ludzi, miałam bardzo dobre oceny. Więc zawsze w szkole byłam ja i reszta dziewczyn osobno. Z chłopakami udawało mi się nawiązywać kontakt, ale często oni chcieli spotykać się z jakąś dziewczyną z drugiego obozu więc zaczynali mnie ignorować by nie zepsuć sobie szans u tych dziewczyn. Jak dorosłam to jeden z moich kolegów wziął ślub i jego żona została samozwańczo moją przyjaciółką. Byłam sceptyczna, ale wydawała się miła więc się temu poddałam. Spotykałyśmy się w parach i same na damskie wieczorki. To było jak bajka, ale z czasem ja zaczęłam się bardziej  starać niż ona, a na koniec chyba moja sytuacja życiowa ją denerwowała i gdy zachowywała się w sposób taki że forsowała na mnie jakieś poglądy i jej powiedziałam o tym to nazwala mnie nie wiedzieć czemu egoistką i zakończyła znajomość. Próbowałam się z nią skontaktować albo umówić na spotkanie by omówić z nią sytuację by zrozumieć o co jej chodzi i by ona zrozumiała mnie, ale nic się nie wydarzyło. Obecnie nie widuje się ani z nią ani z jej mężem mimo że jej mąż był moim przyjacielem z LO i obecnie nie mam w ogóle przyjaciół. 

Ogólnie nie czaje jednej rzeczy... kiedyś ludzie nienawidzili mnie że byłam biedna, niemodna, brzydka, chuda, miałam patologiczną rodzinę a mimo to dobrze się uczyłam, miałam dobre zachowanie w szkole i umiałam rysować tak w miarę ładnie. Obecnie mam wrażenie że ludzie których poznałam w szkole i mnie akceptowali to teraz mnie nienawidzą za to, że już nie jestem biedna mimo, że się z tym nie obnoszę w słowach. Po prostu korzystam z swoich pieniędzy kupując sobie w końcu kosmetyki by walczyć z trądzikiem i zakrywać swoją brzydotę, zaczęłam chodzić do stomatologa w końcu i ogólnie do innych lekarzy by zadbać o swoje zdrowie. A 2.5 roku temu po raz pierwszy wyjechałam na jakiekolwiek wakacje, a rok temu po raz pierwszy zobaczyłam polskie góry i morze, oraz udało mi się wyjechać po raz pierwszy na weekendową wycieczkę zagraniczną. Gdy znajomi mówili mi o jakiś swoich sukcesach to zawsze radowałam się z nimi, a gdy ja zaczęłam w końcu zaczynać żyć jak inni to nagle jakby inni uważali że nie mam do tego prawa. Tylko w jednej pracy miałam zespół gdzie czułam się jak z rodziną jakiej nigdy nie miałam, ale na tą posadę zostałam polecona przez mojego starszego brata (niestety sielanka się skończyła po 3 latach, bo moja firma została sprzedana i ludzie z zespołu uciekali do innych firm bo nie czuli stabilności zatrudnienia). W innych moich miejscach pracy zawsze ludzie pałali do mnie z czasem niechęcią lub nawet nienawiścią. W obecnej firmie padłam ofiarą mobbingu i zmieniłam zespół, ale nie wiem co mnie teraz będzie czekać... W poprzednich firmach jak było źle to zmieniałam pracę bez względu na to czy pracuje 3 miesiące czy 10 miesięcy. W jednak firmie tylko wytrzymałam ponad rok i to były te 3 lata sielanki, a w obecnej jestem ok 8 miesięcy i musiałam zmienić zespół bo źle się działo... 

Odnośnik do komentarza
29 minut temu, Gość Karola napisał:

Co nie idzie mi w kontaktach międzyludzkich?
Nie rajcuje mnie smalltalk, więc nie umiem rozmawiać o niczym z kimś totalnie obcym kogo nie znam. Muszę mieć jakiś punkt zaczepienia - miejsce pracy, zainteresowanie, podobna sytuacja domowa (zwierzaki w domu, plany na kupno mieszkania itp.). Czyli nie umiem rozmawiać z osobą o której totalnie nic nie wiem.

Hej Karola. Co jest nie tak w twoich relacjach międzyludzkich. Nie wiem. Ty musisz sama zobaczyć, przeanalizować i wyłapać co jest nie tak. Być może przez to co napisałaś wyżej, trudno jest ci się otworzyć na terapii. Ty obserwujesz ludzi na poczatku bo nie idzie ci ot takie rozmowy o pogodzie. Ale są osoby które już na początku "jak cię widzą tak cię piszą". Czyli też cię obserwują i już po pierwszym "wrażeniu" oceniają. Niestety tak jest bardzo czesto nie tylko w twoim przypadku.
 

35 minut temu, Gość Karola napisał:

eśli uda mi się przejść na kolejny etap znajomości to zaczynam z czasem czuć, że bardziej się staram o znajomość niż druga strona i zaczynam wyczuwać, że ta druga strona próbuje się mną wysługiwać/wykorzystywać mnie. Jeśli nie daję się wykorzystywać i jeszcze ktoś sprawi mi dyskomfort jakimś swoim zachowaniem to druga osoba kończy znajomość, albo zaczyna źle się do mnie odnosić

Jesteś jak rozumiem DDA, ale z tego co teraz napisałaś wnioskuję że bardzo dobrze się uczyłaś mimo ojca alkoholika, mimo trudnej sytuacji, wyśmiewania równieśników. Zrozum pewną rzecz, że ludzie czy to znajomi czy nie, ale wyczuwają twoje słabości. Jeżeli widzą że mogą cię wykorzystywać bo im na to pozwalasz, to to zrobią. Jeżeli ty pokazujesz ze też chcesz mieć w drugiej osobie przyjaciela do wysłuchania twoich smutków, to od razu te osoby się urywają, kończa znajomość. Ale dla ciebie to dobrze bo widzisz że faktycznie te osoby chciały cię tylko wykorzystać, ty nie mogłabyś na te osoby liczyć. Tylko do ciebie pytanie czemu wybierasz takie osoby które cię wykorzystują i czemu się starasz widząc że one tego nie robią?
 

41 minut temu, Gość Karola napisał:

w LO dziewczyny zwierzały się że chcą być ładniejsze i szczuplejsze, to wtedy zwierzyłam się, że mam problem z tym, że często mdleję, ale chyba to że byłam wychudzona i niedożywiona było chyba mi zazdroszczone i moje smuteczki sprawiły tylko że dziewczyny pałały do mnie nienawiścią

Karola,szkoła średnia pokazuje czesto jak dzieci są wychowywane i co jest dla nich wartością najważniejszą. Często młodzież uważa że wygląd i pieniądze są najwazniejsze. Że jest to coś co wskazuje na naszą faktyczną wartość, na wartośc każdego człowieka. Jeżeli widzą że komuś się lepiej powodzi, że ktoś jest łądniejszy to albo nienawidzą do smierci albo chcą miec taką osobę za swojego przyjaciela. Zazdrość jest jak jad który zatruwa ludzi od środka. Więc jeżeli dziewczyny widziały że jesteś taka z wyglądu jakie one nie mogą być, że jesteś ładna, masz dobry kontakt z chłopakami, że się bardzo dobrze uczysz co oznacza że jesteś mądra i lepsza od nich - za to wszystko cię nienawidzą bo ci zazdroszczą. Zazdroszczą że one mimo dobrych rodzin i pieniędzy nie mają tego co ty, urodę i rozum :)
Ta sama strategia działa w życiu dorosłych ludzi. Jeżeli widza że sobie dajesz radę, że jesteś ładna, masz super sylwetkę i t.d. to ludzie potrafią być tak zazdrośni że mogą "podkładac świnie", hejtować wprost i za  plecami. Jeżeli ktoś wie że od zawsze miałaś problemy w domu, nie miałaś pieniędzy, a teraz masz, radzisz sobie, jesteś ładna i mądra to w zależności w jakie środowisko trafiasz także w pracy ale zazdrość ze strony niektórych osób zawsze będzie. Są ludzie których bardzo boli że komuś może się lepiej powodzić niż im samym. Że mimo trudnej przeszłości udaje im się w życiu.
Uważam że twoim problemem jest to że trochę naiwnie wierzysz ludziom, nie umiesz wyłapać tego jakie ktos ma wobec ciebie po pewnym czasie znajomości zamiary. Myślę że jesteś wrażliwa i ludzie to wykorzystują. A w dodatku kwestie przeszłości, DDA są dla ciebie do przepracowania. Pracowanie nad twoim systemem wartości i asertywność jest czymś co musisz poćwiczyć.

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Tylko w jednej pracy miałam zespół gdzie czułam się jak z rodziną jakiej nigdy nie miałam, ale na tą posadę zostałam polecona przez mojego starszego brata (niestety sielanka się skończyła po 3 latach, bo moja firma została sprzedana i ludzie z zespołu uciekali do innych firm bo nie czuli stabilności zatrudnienia). W innych moich miejscach pracy zawsze ludzie pałali do mnie z czasem niechęcią lub nawet nienawiścią. W obecnej firmie padłam ofiarą mobbingu i zmieniłam zespół, ale nie wiem co mnie teraz będzie czekać...

Karola, jak uważasz co wpływa na ludzi w twoich pracach że tak cię nienawidzili czy czuli niechęć? Coś musi wpływac na to że wywołujezz takie emocje i ty czujesz się źle w innych miejscach pracy.Pzdr

 

Odnośnik do komentarza

Można mnie zaklasyfikować jako DDA, ale nie mam biegłości w relacjach międzyludzkich bo do skończenia podstawówki miałam tylko jedną koleżankę, z którą mi nie wyszło i poza tym nikt ze mną nie chciał rozmawiać, więc nie miałam jak uczyć się relacji międzyludzkich i moja naiwność może polegać na tym, że nie miałam kontaktu z ludźmi i patrzę na nich przez pryzmat tego co sama bym zrobiła w danej sytuacji, a jak widać ludzie reagują zupełnie inaczej niż ja. Ogólnie w szkole miałam mało znajomości i byłam nienawidzona, więc ciężko było mi uczyć się relacji skoro większość była od początku do mnie nastawiona wrogo, a od kobiet się mocno różniłam i przez to często te znajomości nie wychodziły (np. zapisałam się kiedyś na kółko teatralne, które prowadził hobbistycznie jakiś były uczeń mojego liceum. Dziewczyny w tym kółku były dużą większością i one się podkochiwały w prowadzącym czego ja nie rozumiałam, bo wg mnie on prowadził to kółko teatralne tylko po to by ktoś go wielbił, bo rzadko tam robiło się coś innego niż słuchało o jego przygodach z liceum czy szkoły aktorskiej). No ogólnie było też tak, że nikt nie rozumiał czemu ten kto wg mnie jest przystojny nie jest w mojej ocenie osobą do spotykania się. 

Czemu mi nie szło w kontaktach w poprzednich pracach? Nie chciałam być pracoholikiem co pracuje po godzinach za darmo, albo że niektórych zadań nie chciałam robić, bo nie umiałam a nie było osoby co mogłaby mi w tym pomóc, może kobiety co ze mną współpracowały nie lubiły tego że pracuje w zawodzie postrzeganym jako męski, jasno i szczerze odpowiadałam jak ktoś mnie zapytał o jakiś pogląd na jakiś temat (np. Ktoś:co byś dała sobie odciąć za 1mln dolarów? Ja: Nic, bo nie chcę być oszpecona. Ktoś: nie ufam osobom, które nie chcą łatwych pieniędzy). Ogólnie mam wrażenie że charakterologicznie jestem jakaś inna, bo jestem kobietą i jestem introwertykiem, a ludzie oczekują od kobiety mnóstwa gadania i takiego mega ciepła czy gadania o dzieciaczkach, a ja jak nie czuje że mam coś do powiedzenia to nie mówię, nie chcę mieć dzieci, mam do siebie dystans i lubię żartować nawet na swój temat czasem, ale w wielu środowiskach jest to traktowane jakoś źle...  

Odnośnik do komentarza

Hej Karola. Wiesz co sobie pomyślałam jak teraz przeczytałam twój wpis, że jesteś nie tylko introwertyczką, ale jesteś inteligentna czego prawdopodobnie zazdrościły ci dziewczyny w klasie, ale też wyglądu bo byłaś szczupła i nie musiałaś nic robić aby się odchudzać kiedy one zapewne szalały żeby zrzucić pare kilo. Myślę też że to że się dobrze uczyłaś ale nie zabiegałaś o uwagę chłopaków, co było dla innych dziewczyn zagrożeniem i to absolutnym. Nie dośc że mądra, uczy się dobrze to jeszcze ładna i olewa chłopaków. Myślę też że masz w sobie coś z męskiego charakteru, tego w jaki sposób podchodzisz do pewnych spraw. Równiez to ze napisałaś że pracujesz  w raczej męskim zawodzie i nie cieszą cię takie small talk czyli pitu pitu ? Jeżeli rozmawiasz to konkretnie na tematy konkretne a nie o tym że wczoraj padało dzisiaj jest słońce. Ja ciebie przynajmniej tak odbieram. I też myślę że dlatego jest ci łatwej nawiązać kontakt z facetami ale co do związków to już nie idzie tak łatwo. Tak samo poprzez twój konkretny charakter, twoja psychoterapeutka może nie umieć (mimo że powinna) udzielić ci pewnych wskazówek lub porozmawiac z tobą o tym co było i co jest w sposób konkretny a nie rozwądzący się nad tobą. Myślę też że twój charakter jest twardy bo musiałaś sobie sama radzić z różnymi problemami, ale jest mylący co do wyglądu. Być moze własnie tak cię postrzegano w szkole. Wygląd delikatny, ale twardy charakter. Faceci (co do związków) się tego boją (takiego twardego charakeru), a kobiety nienawidzą i zazdroszczą. Nie wszyscy ale sama widzisz że duża część. Myślę że w pracy też twój twardy charakter dał o sobie znać i jesteś indywidualistką która nie zostanie po godzinach za free aby odwalać robotę. Jeżeli gdzies sie pomyliłam to przepraszam, ale taki jest mój odbiór twojej osoby. Przede wszystkim to nad czym powinnaś popracować to nawiązywanie kontaktów z innymi ludźmi, ale też nadal uważam że jest ci potrzebna praca nad twoim systemem wartości. Jeżlei jesteś introwertykiem to na grupie się nie otworzysz albo będzie ci to po prostu bardzo ciężko szło. Powinnaś miec dobrze dobranego psychoterapeutę. Bo terapia może być dobra ale psychoterapeuta musi umieć ją poprowadzić z tobą. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...