Skocz do zawartości
Forum

Podejrzewam u siebie depresję


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.
Od jakiegoś czasu mam problem, który z perspektywy innych ludzi wydaje się błahy, czasem nawet go nie widzą.
Podejrzewam u siebie depresję. Choć obserwuję u siebie wszystkie objawy, a ogólnodostępne testy wskazują na to, że jestem chora, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Cały czas mam wrażenie, że to minie, że to chwilowe i tylko coś sobie ubzdurałam.
Jestem wiecznie wyczerpana, jakby coś wyssało ze mnie życie. Kiedy się budzę rano, chcę zostać w tym łóżku i nie wychodzić już nigdy. Gorzej sypiam, późno się kładę i śpię 5-6 godzin, kiedy normalnie bym spała 8-10.
Ilekroć towarzyszy mi uczucie, że i tak dana czynność nie ma sensu, tylekroć jestem na skraju płaczu. Wiele razy mówię "Lepiej się zabić i sobie nie utrudniać", na co otrzymuję odpowiedź "Zachowujesz się jak dziecko". Przyszłość widzę w czarnych barwach. Tak, że nie dostanę się do wymarzonego liceum, i że skończę w podartym swetrze na ulicy. Towarzyszy mi pustka, przez którą płaczę. Tak jak smutek albo śmiech wywołują płacz, u mnie wywołuje to pustka. Mam kompleksy, choć wielu mi mówi, że nie mam ku temu powodów. Przez to ogarnia mnie nienawiść do samej siebie. Nienawidzę siebie też przez to, że się boję komukolwiek o tym powiedzieć. Być może to głupota z mojej strony, że piszę to tu, a być może znajdzie się ktoś kto mi poradzi co mam robić.
Pustka mnie rozdziera, tak, że łaknę bólu. Nie tnę się, od razu zapewniam. Inaczej wypełniam pustkę. Czasami się biję po twarzy i po dłoniach. Specjalnie prowadzę do tego bym czuła zimno. Chodzę lekko ubrana na mrozie, ale tak abym nie ucierpiała fizycznie, ale też tak bym czuła temperaturę.
Ciężko jest mi się skoncentrować. Kiedy czytam książki, które stanowią dla mnie ucieczkę z rzeczywistość, muszę czytać to samo zdanie jeszcze raz, bo za pierwszym razem nie zrozumiałam o co chodziło w treści. Mam trudności w nauce, a i tak jak się zabiorę do nauki to z nastawieniem "To bez sensu".
Co do ucieczki - uważam, że rzeczywistość jest nudna. Nic się nie dzieje, a świat mnie nie interesuje. Jednym z "portali" do innego świata jest cały czas towarzysząca mi muzyka. Muzyka, w której czuję emocje, a teksty opisują to co czuję. Za to kocham trzy zespoły, których nazw nie ma sensu wymieniać.
Boję się ludzi, wśród nich czuję się jak ofiara, a gdy idę gdzieś sama, mam wrażenie, że ktoś idzie za mną.
Ciągle boli mnie głowa, całymi dniami na to narzekam. Kiedyś brałam lekarstwa, ale przestałam. Codzienne jedzenie grama paracetamolu nie jest zdrowe, prawda?
Najgorsze jest to, że kiedyś to uczucie mi już towarzyszyło. Kiedyś się złamałam i zaczęłam chodzić na terapię poznawczo-behawioralną do szkolnej pani psycholog. Chodzę do niej co tydzień. Ustało na jakiś czas po miesiącach pracy. A jakiś miesiąc temu to wróciło i boję się powiedzieć o tym psycholożce. Nie darzę jej wystarczającym zaufaniem, a przynajmniej tak to sobie tłumaczę.
Mam coraz większy apetyt, choć rano nie chcę jeść. Mimo ilości jedzenia jaką dziennie pochłaniam, chudnę. Nie wiem ile, ale to widać po mnie.
Mam swoje hobby, stale go rozwijam, ale powoli przestaję odczuwać przyjemność z tego.

Wszystko to nazywam demonem, który jest skryty za maską radości, lekkiej złośliwości i szaleństwa. Śmieję się, wiem, że jest to szczery śmiech. Ale kiedy to robię, w umyśle nie ma nic. Demon chichocze za każdym razem, gdy zdejmuję maskę. Wtedy płaczę, ale staram się by nikt tego nie usłyszał. Jestem pozornie całkowicie zdrowa. Na pierwszy rzut oka, a ja po prostu dobrze to ukrywam.

Moje pytanie brzmi: jak o tym powiedzieć mamie? Mam z nią bardzo dobry kontakt, to samo z tatą, ale to chyba naturalne, że córka mówi mamie, a syn tacie? Wciąż się boję, wyczekuję momentu w którym się złamię i w końcu pod wpływem emocji powiem, że podejrzewam u siebie depresję. Chciałabym jej powiedzieć też o tym, że chciałabym się spotkać z psychiatrą, który w razie potrzeby zleci leczenie farmakologiczne. Tylko... cały czas mam wrażenie, że dramatyzuję, i że się użalam. I że to normalne.
Mam też obawy, że pomimo dobrych więzi z mamą, powie, że to dorastanie albo hormony, z uwagi na moją niedoczynność tarczycy. Po prostu się boję. Czuję się jak głupi i nic niewarty tchórz.

Myślę, że to wszystko. Kiedy czytałam pytania internautów o depresję, widziałam "pomocy" i "nie daję rady". Nie wiem czemu tego nie napisałam, choć myślę tak samo. Szukam pomocy, bo wiem, że sama sobie z tym nie poradzę. Z góry dziękuję za wszystkie porady i zalecenia.

Odnośnik do komentarza

Jeśli czujesz, że sama nie poradzisz sobie ze swoimi problemami, nawet przy wsparciu psychologa, powinnaś powiedzieć o wszystkim swojej mamie, z którą - jak zapewniasz - masz dobry kontakt. Wierzę, że mama Cię wysłucha i doradzi, a przede wszystkim, że razem postanowicie pójść do specjalisty. Nie wiem, czy cierpisz na depresję, ale wiele wskazuje na obniżony nastrój - problemy z nauką, zmiany apetytu, zaburzenia snu, smutek, przygnębienie, zmęczenie, utrata radości itd. Nie bój się i powiedz o swoich kłopotach. Już sama rozmowa przyniesie Ci ulgę. Pozdrawiam i powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...