Skocz do zawartości
Forum

Jak żyć z żoną choleryczką?


Rekomendowane odpowiedzi

Człowieku ty boisz się cokolwiek zrobić bo co powie twoja Pani. Jesteś już zastraszony i powiem ci będzie jeszcze gorzej. Nie rozumiem jak możesz godzić się na takie traktowanie i nie mów mi tu o miłości, bo on chyba jest jednostronna. Odejdź od niej bo będziesz się szarpał całe życie a wasze dziecko będzie na to patrzeć. Mówię to jako córka choleryczki i bardzo spokojnego faceta który już jest wrakiem, choć totalnie od niej uzależnionym. I "podziękowałam" im już za moje dzieciństwo i młodość w domu. Wasza córka zrobi tak samo

Odnośnik do komentarza

Witam ponownie po 3 latach.
Jestem autorem wątku "Jak żyć z żoną choleryczką" (https://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/305228,jak-zyc-z-zona-choleryczka) - piszę, bo to istotne dla zrozumienia tego, co przeszedłem w latach 2011-2015, a było to istne piekło. Nagrania z tamtego czasu mam do dzisiaj, dobrze ukryte.
ANNA
W skrócie - postawienie się Annie trochę utemperowało jej charakter i nasze życie to nie jest już taka straszna rzeźnia już kiedyś. Daje się lubić, jest dobrą gospodynią i niezłą matką, dogadujemy się jako tako. Z tym, że jak zwykle łatwo się wkurza, i choć nie tak notorycznie i czepialsko jak kiedyś, to jej wybuchy przybierają nieakceptowalne dla mnie formy. Bywa, że wydrze się na Helenkę (7 i 1/2 l.) za jakąś nieprawdziwą winę (tłumaczenia - groch o ścianę), zdarzyło jej się ją wytargać za ramiona (rozdzieliłem je), albo - co mnie się nie mieści w głowie - nie przyjęła przeprosin małej za jakieś tam przewinienie (mam gdzieś Twoje przeprosiny, mała odwraca się do mnie i mówi Co ja mam teraz zrobić tatusiu? Nic córeczko, mamie przejdzie. I przechodzi). Więc tak żyjemy sobie w sumie zgodnie, ale na wulkanie.
JA
Teraz ja. W 2015 wybiłem sobie z głowy samobójstwo bo jestem niezbędny Helence - kto inny stanie w jej obronie? I ogólnie ciesz mnie, że tamten koszmar się skończył, nawet jeśli jego widmo przebija chwilami. Problem w tym, że po tym co przeżyłem, nie potrafię Anny pokochać na nowo. Akceptuję ją bo muszę, lubię, bo na co dzień to fajna dziewczyna. Ale podskórnie się jej boję, bo wiem, jaka potrafi być. Trochę jak w "Zwierzogrodzie" - drapieżnik zawsze będzie drapieżnikiem. Ten podskórny lęk przed nią spowodował takie problemy w łóżku, że nasze pożycie to pustynia, bo mnie się za każdym razem siada koncentracja, nie potrafię się zaangażować, zresztą Anna to typ kobiety-kłody: czeka na pieszczoty i sama tylko zaczepia temat słowie, po czym staje się zupełnie bierna. Ja tak nie mogę, nawet jak zaczynam to nie mogę skończyć. W efekcie frustracji i lęku przed kolejną porażką ostatni seks był pół roku temu, a zakończony pełnym sukcesem to w lutym 2017 r. Anna jest przy tym osobą, która nie potrzebuje kompletnie czułości na co dzień. I tu się też kompletnie różnimy, bo mnie bardzo brakuje choćby zwykłego przytulenia, ale trudno - powiedziałem sobie. Poza seksem nie jest tak źle, a i tak jestem tu głównie dla dziecka. I po tych 9 latach od ślubu już się przyzwyczaiłem. Trudno.
PLAN
Plan wymyślony jeszcze 3 lata temu w środku domowego piekła mam taki, że albo Anna będzie agresywna tak jak dawniej i będę miał nagrania i wtedy zagram na orzeczenie o jej winie i opiekę nad Helą (to drugie jest kluczowe), albo wytrzymam jeszcze z 8 lat i rozwiodę się jak Hela będzie miała jakieś 15-16, żeby miała świadomość pewnych rzeczy. Zresztą i tak już ma, bo wie, jaka mama jest. Choć ją bardzo kocha, zresztą Anna ją też, i nierzadko to sobie okazują. A ja - może nawet lubię Annę, normalnie się z nią gada, obowiązki dobowe wypełniamy, czasem się z czegoś pośmiejemy, obgadamy pracę (ta sama instytucja). Ale to nie jest miłość. Próbowałem znaleźć w sobie to co czułem do niej na początku, ale tego już tam nie ma, zadeptała to w tamte koszmarne trzy lata. Doprowadziła mnie do stanu, po którym nie potrafię patrzeć na nią jak wcześniej. Żyję z nią bo nie mam wyjścia, ale np. dawno już złapałem się na tym, że na każde jej podniesienie głosu na Helę zmierzam bliżej nich w gotowości do łagodzenia gniewu. Cóż, taka moja rola.
ŚWIATEŁKO
Nie wiem tylko, czy tak przedstawiające się relacje to jest jeszcze małżeństwo. Ale tak sobie wegetowałem we względnym spokoju od spięcia do spięcia, dopóki nie wpadłem na Beatę, moją miłość sprzed bardzo wielu lat (1998-2001), w sumie pierwszą i największą jaką przeżyłem, która mnie zresztą wtedy zostawiła, ale była bardzo młoda. Było minęło. Dziś ma 37 lat i 15-letnią córkę. Mieliśmy tylko pogadać przy kawie, a wpadliśmy oboje po uszy - okazało się, że ona przez 15 lat małżeństwa z człowiekiem chamskim i prostackim (wyniósł się od niej do kochanki ponad rok temu, rozwód w toku) cały czas nosiła mnie gdzieś z tyłu głowy, z narastającą świadomością, że straciła miłość życia. I to się oczywiście przerodziło nie wiadomo kiedy w czułości, jakich oboje nie zaznaliśmy od lat. Znakomicie się rozumiemy. Zahartowały nas lata i przeżycia, ale w głębi jesteśmy tą samą zgraną parą co w młodości. Zaczęliśmy się potajemnie spotykać, przy czym niestety zdaję sobie sprawę ze swojej podłości wobec Anny, ale nie potrafię Beaty od siebie odsunąć. Drżę nieustanie że to się wyda i jak nastąpi rozwód to z mojej winy a o dziecku mogę zapomnieć. Do tego nie może dojść ze względu na Helę. Ale nie potrafię zrezygnować z Beaty na rzecz tej przygasłej wegetacji co do tej pory. Zresztą, o Losie, ja miałem plan, miałem zasady, wiem ile rozwód kosztuje dziecko (gdy ojciec odszedł miałem 13 lat, siostra 9 a brat rok). I każdej innej kobiecie odmówiłbym związku bez chwili wahania - ale nie akurat jej, wobec jej uroku poczułem się kompletnie bezbronny. Zobaczyłem, że może być inaczej, że jest w tym cholernym tunelu światełko. Teraz dzięki niej czuję na nowo że żyję, od lat nie rozmawiałem z nikim z takim poczuciem szczęścia - że jest. Każde przytulenie dodaje mi sił, nabieram wartości jako człowiek. Ale przecież jestem żonaty, więc co to za człowiek - wiarołomca? Zresztą czuję, że Anna mimo wszystko nie zasługuje na zdradę - ale czy nie przemawia przeze mnie łagodny syndrom sztokholmski?
W KROPCE
Nie wiem, co mam robić, nie wiem też jakiej porady oczekuję. Może chciałem się po prostu wygadać. Jestem w kompletnej kropce i chyba będę czekał na rozwój sytuacji - może nurt przyniesie dobre nagrania dla sądu (choć teraz jest o nie dużo trudniej, bo sytuacja jest nie taka zła i paradoksalnie w 2013 r. łatwiej byłoby mi się rozwieść niż teraz, ale Hela była bardzo mała), a może ten przedziwny układ przetrwa na tyle długo, żeby Hela podrosła (mało prawdopodobne, pewnie się w końcu kiedyś wyda), albo nie wiem już co… Nie potrafię drugi raz rozstać się z Beatą - chyba bym umarł z żalu (na szczęście ona nie napiera na nic poza kontaktem i spotkaniami, niejedno przeszła, zna życie). Ale ja już i tak mam poczucie winy że nie mogę jej dać tego, czego oboje pragniemy. Nie wyobrażam sobie też spędzić całej reszty życia z Anną (wobec niej też mam poczucie winy rzecz jasna). Z drugiej strony - nie wiem, czy "obecna" Anna mimo wszystko zasługuje na zdradzającego męża i rozwód (na pewno nie teraz, Hela ma dopiero 7 lat). Nie wiem, czuję zachwyt i wstręt do siebie jednocześnie. Niebo i piekło w jednym.

Odnośnik do komentarza

W dobrym czasie się nie rozwiodłeś i jeszcze bardziej skomplikowałeś sobie życie, a wtedy miałeś szansę na opiekę nad dzieckiem.

Teraz też masz, nagrywaj dalej poczynania żony wobec córki i Ciebie, dodaj poprzednie i wnieś sprawę o rozwód.
Już sam taki ruch może spowodować jej zmianę o 180st. i nawet jak się nie rozwiedziesz, zyska na tym córka i Ty.
Najpierw uporządkuj swoje życie, dopiero myśl o ułożeniu sobie życia z inną kobietą,
do tej pory się z nią nie spotykaj, bo prędzej czy później to się wyda,
wtedy żona będzie chciała rozwodu z Twojej winy i opieka na dzieckiem stanie pod znakiem zapytania.

Nie ma sensu czekać aż córka będzie miała 16 lat, ona już jest okaleczona, czytałeś wpisy osób mających takiego rodzica, to wiesz jak to wpływa na psychikę dziecka,
a Ty tkwiąc przy żonie przyzwalasz na krzywdę dziecka.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

@ka-wa
Dzięki za rzeczowy głos rozsądku, jak zawsze. Wiem, że ten romans wiąże się KOLOSALNYM zagrożeniem WSZYSTKIEGO (od rodziny, przez B., aż po pracę). Muszę przystopować, bo jak to wyjdzie to będzie najgorszy scenariusz z możliwych, przy którym wszystko wcześniej to pluszowy miś. Zostałbym z niczym. No, może z mieszkaniem (jest wyłączną moją własnością).
Wydaje mi się, że orzeczenie winy samo w sobie nie przekreśla przyznania opieki, no ale w przypadku mężczyzny przyznanie opieki to karkołomna sprawa i bez tego.

@onkaY
Ja przeżyłem rozwód rodziców, więc wiem. Określenie "mniejszego zła" dla małej jest dla mnie nieprawdopodobnie trudne, a może niemożliwe. Z jednej strony chcę ją ochronić przed tymi wybuchami (i wszystkim co ze sobą niosą - reżim, lęk itp.), z drugiej - rozwód rodziców to rozwód rodziców. Dlatego m.in. nie zdecydowałem się na to wcześniej (2012-2014). I też mam wrażenie, że tamte nagrania nie mają mocy na dziś. Źle się stało, że przestałem nagrywać późniejsze - rzadsze, ale w całości zachowań z tych wszystkich lat to wzięte razem właśnie powoduje mordęgę - dzisiejsze wybuchy to przebłyski tego co wtedy było i za każdym razem może wrócić. Hela też - mimo tego że mamę kocha i sobie to przecież okazują - z jakąś drobną "winą" typu rozchlapana woda przychodzi po cichutku do mnie, "bo mama się zdenerwuje i będzie wrzeszczeć".
Teraz punkty (niektóre):
1. Wtedy miała 19 lat, teraz 36 - i to jest trochę różnica.
2. Nie wiem czy jestem jedną z opcji - w tym momencie chyba nie. Ale masz rację, że B. jest w nieporównywalnej sytuacji.
3. Nie wiem czy liczę że będzie czekała tyle lat. Ja się z tym rozwodem noszę niezależnie od niej, no ale trudno zaprzeczyć, że mnie ona motywuje. Od myślenia o dziecku to jestem w tym układzie ja, ale B. też to rozumie. Raczej.
4. No wiem, rozważamy z B. opcję zawieszenia spotkań, albo przynajmniej zmniejszenia częstotliwości. Czy to się wyda? Nie wiem, zdarzają się romanse niewykryte. Kontakt na pewno chcemy utrzymać, a gdyby się to wszystko udało przeprowadzić, wtedy zobaczymy w jakich miejscach jesteśmy.
5. No tak, do tej pory łatwiej było pogodzić się z tym co jest i "robić swoje" (chronić małą).
6. Kamera nie jest potrzebna, my przebywamy ze sobą niemal bez przerwy (wychodzę tylko na spacery jak mała już śpi, i raz na miesiąc na jakieś piwo ze znajomymi (zwykle też jak mała już śpi). Dyktafon w komórce starcza.
7. Tak, oczywiście że nie prosto do kochanki. To zresztą jest sprawa otwarta, bo ona też nie jest wyplątana i nie wiemy co i jak będzie tak naprawdę - i za ile czasu (lat?). Ale jako motywacja i wsparcie B. jest nie do przecenienia, dzięki niej trochę zaczynam wierzyć, ze z tego się może uda wyjść - i mnie i małej. Że przeczekiwanie nie jest może jedyną opcją.
8. Nie ma. Kiedyś (2012 albo 13) miała przyjaciela w innym mieście, w którym robiła studia zaoczne, ale nie wiem czy ze sobą spali. Widziałem przypadkiem maila, ale byłem wtedy w takim stanie że uznałem że ma prawo i nawet nie skopiowałem maili (dzisiaj wiem że to wielki błąd, ale w tamtym momencie jeszcze nie myślałem o rozwodzie, nawet nie nagrywałem chyba jeszcze). To się potem urwało, a mam pewność że nic później nie było z żadnym innym - w naszym układzie dnia nie ma kiedy, za dużo rzeczy robimy razem.

Dziękuję Wam za refleksje i poświęcony czas. Muszę to wszytsko jakoś poukładać, rozważyć koszty, nie wyobrażam sobie z jednej strony rozwodu, z drugiej - trwania w nieskończoność, zwłaszcza ze świadomością rezygnacji z próby wyjścia. No dramat :(

@Skawa
Maila publicznie nie podam, jeśli możesz napisz o co chodzi.

Odnośnik do komentarza

Myślę, że Pana córka jest już na tyle duża, że z wielu spraw świetnie zdaje sobie sprawę, a przede wszystkim czuje, jak jest między tatą a mamą. Tak naprawdę przedłużacie jakieś jedno wielkie kłamstwo. Gracie przed córką zgraną, fajną rodzinę, gdy tymczasem dominuje fałsz i obłuda. To jest to "lepsze zło", o którym Pan mówi? Nie wydaje mi się... Już teraz trudno Panu spojrzeć sobie w twarz, bo z jednej strony oszukuje Pan żonę i córkę, spotykając się z dawną miłością, a z drugiej strony, z racji swojej sytuacji życiowej, nie może Pan zaangażować się w relację z Beatą. Tak naprawdę i żona, i kochanka są w niewygodnej sytuacji, a Pan wobec obu pań nie fair. Nie będę moralizowała i pisała, co powinien Pan zrobić. Wierzę, że sam Pan dokona takich refleksji i dojdzie do takich wniosków, które uwolnią Pana z niewygodnych układów i sprawią, że w końcu poczuje się Pan szczęśliwszy i wolny. Póki co jest Pan więźniem samego siebie. Pozdrawiam i powodzenia!

Odnośnik do komentarza

@krzysiek
Stary, powiem Ci, że miałem podobnie - może bez wątków finansowych, za to z obroną dziecka przed matką; wszystko jest opisane w tym wątku. Ostatecznie po 3-4 latach po którejś awanturze zrobionej małej wziąłem się w garść, i jak już położyłem małą, wycedziłem żonie, że jeszcze jedna taka akcja, a tak ją urządzę, ze do końca swoich dni będzie siedziała u tatusia i zastanawiała się gdzie jest jej mąż i co porabia jej córka. I nie czekając na odpowiedź poszedłem na długi nocny spacer. I pomogło - obłędny okres się skończył, teraz miewa tylko wyskoki (ale to inny temat). Spróbuj więc tego. Odpowiem Ci też od razu, że JA TEŻ SOBIE NIE WYOBRAŻAŁEM ŻE MOGĘ.

Inna sprawa, że dziś, trzy lata później, jestem wrakiem i kłębkiem nerwów. Moja żona zbudowała sobie iluzję kochającej się rodziny, w której dla dobra dziecka gram swoją rolę, zresztą na co dzień nie jest to piekło, Anna się zmieniła i daje się lubić. Ale przede wszystkim pilnuję małej przed akcjami mamy - już rzadszymi, ale nadal występującymi. Ale powiem Ci, że tych uczuć, które zniszczyła we mnie przez te 3 lata podłego traktowania, nigdy nie udało mi się w sobie odbudować. Żyję tylko dla dziecka. I to piekło domowe jest już teraz tylko we mnie.

Nie wiem co Ci poradzić, bo sam nie wiem co mam począć. Pozdrawiam.

@mała33
Jak odejść od choleryczki? Jako ojciec mam niewielkie szanse na opiekę, a córki nie zostawię samej z matką - nie poradzi sobie z nią. Jak, Twoim zdaniem, Twój tata powinien był postąpić? Ja swoje życie poświęciłem temu, żeby amortyzować małej relacje z matką, więc nie jestem biernym i potulnym widzem jej (żony) akcji, ale nie potrafię chyba postawić wszystkiego na głowie i się rozwieść. Dla małej byłby to koniec świata, wydaje mi się. Bardzo mamę kocha, jakikolwiek miała by charakter.

Odnośnik do komentarza

Pani Magister, dziękuję za odpowiedź.
Obłuda, fałsz, niewygodna sytuacja? Tak, wszystko to prawda, łagodnie nazwana. Ale ten weekend utwierdził mnie w przekonaniu, że Anna jest absolutnie pewna, że jesteśmy taką właśnie rodziną - fajną i zgraną. Na co dzień tak to właśnie wygląda, a jak coś z rzadka wybuchnie to po jakimś czasie przechodzi. I wtedy wyrzucam sobie, że tak naprawdę noszę się z zamiarem zniszczenia życia żonie i córce w imię jakichś własnych przesadzonych, wydumanych problemów. Bo przecież - powiedziałaby Anna - "mam prawo się wkurwić jak się nie słuchacie" albo podobnie. No i przecież one naprawdę i szczerze się kochają. A ochronić ją przed ewentualnymi wybrykami mogę będąc jak najbliżej. Ja sam w tym wszystkim z każdego punktu widzenia jestem najmniej ważny, z czym się chyba pogodziłem i nie wiem, czy będę potrafił wyzwolić się DLA SIEBIE - bo MIMO WSZYSTKO rozwód byłby krzywdą dla Heli większą, niż ta iluzja. To piekło które przeżywam, jest we mnie - nie widać go na zewnątrz. Ale prawda jest taka, że czuję się kompletnie złamany i uwięziony w życiu. To też moja wina - ktoś odporniejszy pewnie nie robiłby problemu z tego, że żona na niego wrzeszczała 3 lata temu (jak to teraz piszę to kompletnie groteskowe). Ja też myślałem, że sobie z tym poradzę jeśli tylko się uspokoi. A mnie to zdruzgotało zupełnie, tamte przeżycia i słowa siedzą we mnie bardzo głęboko. Nawet nie potrafię się z nią przespać jak mężczyzna. Nie myślałem, że to się tak skończy i prawdę mówiąc czuję się trochę pogrzebany za życia (wyjąwszy Helę, moją największą radość). Ale czy moje miejsce nie jest przy niej, zwłaszcza w tej sytuacji? Może, że to iluzja - widzę tylko ja? Anna wydaje się być bardzo mocno i szczerze zadowolona z naszego życia. Zresztą czegóż by nie - wygląda tak jak chciała, a ja nie sprawiam kłopotów "wychowawczych"...

Odnośnik do komentarza

A ja cię rozumiem i jestem po twojej stronie. To twoja żona swoim zachowaniem zniszczyła wasz związek i miłość i nie ważne kiedy to było i że teraz jest trochę lepiej. Coś w tobie wtedy umarło ,bo nie mogło być inaczej. Teraz jesteś tylko zombie. Popełniłeś błąd,że nie odszedles wtedy ,dla dobra dziecka.
Poswieciles siebie,nie wiem czy do końca slusznie. Wg mnie ..nie. Ale to twój wybór.
Ty cierpisz, a twoja żona ,żyje sobie w przekonaniu,że wszystko jest ok. Dlaczego jej tego nie uswiadomisz.? Dlaczego tyko ty masz nieść ciężar jej nieodpowiedzialnego zachowania.
Teraz poświęcasz się głównie dla córki,to szczytny powód,ale jak kiedyś z perspektywy czasu,spojrzysz ,na tą całą sytuację,to życzę ci tego,żebyś uznał,że było warto.
Mamy tylko jedno życie i mamy prawo do osobistego szczęścia.
Myślę,że powinieneś skorzystać z terapii, sam albo wspólnie z żoną,skoro chcesz z nią zostać. To pomogło by rozwiązać twoje wewnętrzne dylematy.

Odnośnik do komentarza

@No tak
Na razie czekam co czas przyniesie. Beata odradza pośpiech. Sama też ma nieuregulowaną sytuację i, przynajmniej obecnie, mówi, że też potrzebuje czasu , może lat, na poukładanie wszystkiego na nowo. Oboje uzgodniliśmy, że nasze relacje postaramy się utrzymać w przyjacielskich ryzach - no ale nie potrafimy się całkiem ich wyrzec. Choć wiem, oboje wiemy, że to nieuczciwe. Ale oboje potrzebujemy jakiejś bliskości.

@onkaY
Autor zrozumiał to nie nagle, tylko to był proces trwający jakieś ostatnie półtora roku. Wcześniej autor starał się to odbudować i na nowo pokochać żonę na nowo jakby nigdy nic, ale z czasem zdał sobie sprawę, że nie potrafi, bo - w uproszczeniu - za bardzo się jej boi, oraz za mocno i za długo go upokarzała. Autor, jak pisał, pogodził się ze swoim położeniem i miał - nadal chyba jeszcze ma - zamiar wytrzymać tak w imię - tu znowu w skrócie - opieki nad córką. I autor nie wypiera się, że spotkanie kochanki zadziałało trochę jako katalizator, ale nie tylko dlatego żeby natychmiast być z nią, bo nie wiem jakie będą nasze dalsze losy. Ale Beata pokazała mi i pokazuje, że z toksycznej relacji może warto się wyplątać. Stąd autor pojawił się na forum właśnie teraz.
Kiedy żona zachowywała się nieporównywalnie gorzej, autor miał 1-3 - letnią córeczkę i nie myślał o rozwodzie, tylko samobójstwie, i to nawet nie po to, żeby przestać się męczyć, tylko po to, żeby przestać męczyć innych. I był przekonany, że nie ma najmniejszych szans na wywalczenie opieki. I uznał, że mniej skrzywdzi dziecko jeśli przetrwa obok małej, niż jeśli odejdzie.
Ale oczywiście nie ma obowiązku temu wierzyć.

Odnośnik do komentarza

Czytając Twoją historie, aż się przestraszyłam, że Cię dobrze znam, ale na szczęście na samym końcu chodziło o zupełnie inną kobietę. Jeżeli mogę coś doradzić, to to że może tak się stać ,że się rozwiedziesz , zwiążesz z byłą ukochaną - niespełniona miłością Twojego życia, a Twoja już "była żona" zacznie sobie układać życie na nowo i bez Ciebie, zacznie być szczęsliwa . A Ty zamieszkasz z nową kobietą , albo będziesz z nią randkował i okaże się w dłuższej perspektywie, że zaczniesz nagle interesowac się byłą żoną, i nawet poczujesz zazdrość ,że ona kogos próbuje poznać itd; zaczniesz nagle żałować wszystkiego i zechcesz wrócić do tej byłej żony, bo nagle uświadomisz sobie ,że miłośc nie zna swej głebi dopóki nie nadejdzie godzina rozstania ....I co wtedy:, wrócisz do żony , zostawisz tą swoją biedną niespełnioną miłość rujnując jej życie i nadzieje ? Ja myślę, że lepiej reanimuj swoje małżeństwo, porozmawiaj szczerze, może jakaś wspólna terapia , kolacja przy świecach, zadbaj o siebie a może zmień styl ubioru, zacznij być jeszcze bardziej pociągającym mężczyzną i zrób coś, aby żona poczuła zazdrość ... może jak poczuje zagrożenie, a Ty nagle zrobisz się jeszcze bardziej zadbanym super facetem (nie wiem możejuż taki jesteś ), to ona zacznie się starać. Mój znajomy wrócił po 2 latach do byłej żony mimo tego,że ta żona zamieniła jego życie i rozwód w piekło. On spotykał się po rozwodzie z tą swoją niespełniona byłą miłością( która niby nigdy nie wygasła z jego strony) , ale gdy była żona nagle zaczęła zarabiać duże pieniądze i pokazała ,że jest niezależna, mój znajomy nagle zaczął obie Panie porównywać i doszedł do wniosku ,że jednak była żona jest wspaniała, bo zaradna, bo zarabia ogromne pieniądze, bo nagle wypiękniała i zaczął byłą żonę na nowo podrywać,nagle przestali sie kłócić podczas widzeń z dzieckiem. Wybaczył jej dosłownie wszystko, a kobieta zniszczyła mu dosłownie życie .Zostawił swoją niespełnioną miłość ,która niby była dla niego wszystkim,niby miał jej niezapomnieć do końca swojego życia, a jednak wrócił do swojej byłej "wrednej "żony. Nagle zakochał sie na nowo i o dziwo ze wzajemnością, nie widzą świata poza sobą , urodziło im się kolejne dziecko i wiedzie sie tak jak nigdy przedtem,wzięli drugi ślub. W tym wszystkim ucierpiała tylko ta niewinna dziewczyna , ta była jego niespełniona miłość, odszedł od niej z dnia na dzień nawet nie poinformował ,że wrócił do byłej żony aby ja poślubić po raz drugi. Zerwał z nia całkowity kontakt. Ta biedna dziewczyna zapłaciła najwyższa cenę , bo została sama z ogromnym poczuciem winy ,że wpadła jak śliwka, że dała sie tak omamić i tak bardzo oszukać , dała z siebie wszystko aby on zaznał szczęścia , ale niestety wybrał jednak byłą , już ustawioną życiowo - finansowo żonę. W końcu mężczyźni kochają mimo wszystko "zołzy" ... Dlatego zastanów się co robisz, bo może ucierpieć potem, tylko ta niewinna kobieta . Nie wiem którą Panią ostatecznie wybierzesz, ale przemyśl i taką ...ewentualność.

Odnośnik do komentarza
Gość Miałem to

Stary,żyjesz w toksycznym związku w którym Ty jesteś wrażliwym flegmatykiem( z teorii) a twoja niestety wybranka jest uszkodzoną kobietą, problem jest taki,że nie spełniasz jej wymogów i na przestrzreni czasu Ona cię nie szanuje(i już nie będzie) ta relacja jest złożona i nie chce mi się pisać ale mam rade: gnaj ją jak najdalej to chore babsko i szkoda zachodu i życia i nerwów i dziecka, kombinuj jak sie cholery pozbyć a córce opowiesz że, mama wypadek miała, NIE LICZ ŻE BĘDZIE DOBRZE, nie będzie to uszkodzony mózg jest, ratuj się puki możesz.

Odnośnik do komentarza
Gość Tak Mówi Mela
W dniu 20.12.2013 o 14:48, rozwiazanie napisał:

Tez jestem corka choleryczki i mam juz prawie 35 lat. To co matka zrobila nam wszystkim czyli calej rodzinie nie da sie wybaczyc. Jako dziecko niczego nie rozumialam ale teraz wiem ze nie da sie normalnie rozwijac w takim otoczeniu. Rodzina nie polega na sprzataniu taka czy inna sciereczka, na czystym czy brudnym domu na dobrym czy zlym posilku tylko na rozmowach, zrozumieniu, wsparciu i wspolnym milym i konstruktywnym spedzaniu czasu. Jak mozna do kilkuletniego dziecka powiedziec *ja cie zabije*? Jak ??? Z doswiadczenia moge powiedziec ze wyzywanie sie na dziecku nie tylko psychiczne ale i fizyczne bedzie permanentne i bez ograniczen. Male dziecko jest mile i bezbronne, dorastajace juz jest trudniejsze w relacjach a co dopiero nastolatek ! dlatego z czasem bedzie tylko gorzej. Takie traktowanie dziecka nie pozwala potem dziecku normalnie zyc przez cale jego zycie. Ja jestem dosc silna i swiadoma osoba, dobrze sobie radze w zyciu ale emocjonalnie jestem osoba zniszczona i nieszczesliwa oraz osoba ktora uwaza ze nigdy nie byla kochana bo jak mozna nazwac miloscia takie traktowanie? Moje siostry to jednak inna bajka, to sa osoby mocno zaburzone i jest im bardzo ciezko nawiazac normalne relacje i zbudowac normalne zwiazki. Jedna przjela role matki, despotki, a druga role ojca ofiary, godzacego sie na wszystko. Nic z tego dobrego nie wyszlo i z dzieci z takich chorych kolejnych malzenst tez nic normalnego nie wyszlo. Dla mnie osoby jak twoja zona to sa osoby chore psychicznie. Jesli chodzi o mojego ojca to nie mam do niego tez zadnego szacunku bo to znosil, niby dla dobra dzieci, rodziny choc dla mnie to bylo krzywdzenie dzieci pozwalajac na ich dorastanie w takich warunkach ! Jako ojciec nie powinienes pozwolic aby twoje dziecko dorastalo w takich warunkach ! Ja jako corka choleryczki i despotki dzis nienawidze matki i czesciowo tez ojca, mam b duze problemy z depresja z zyciem z zaufaniem do ludzi, a do ojca nie mam szacunku bo na to wszystko pozwalal poniewaz mimo poszukiwan i staran nigdy nie znalazl sposobu na ukrucenie jej karygodnych zachowan. Uwazam ze jestes doroslym czlowiekiem i masz prawo i isc do psychologa i do prawnika i do swoich bliskich, to ze tego nie robisz wynika z jakiejs wewnetrznej obawy, blokady , slabosci albo jeszcze czegos innego i powinienes nad tym popracowac. Uwazam ze nie mozesz dopuscic do tego aby twoje dziecko bylo traktowane w taki sposob i dorastalo w takim psychicznie agresywnym i niestabilnym srodowisku. Ja wiedze tylko jedno rozwiazanie: nagrywanie jej parszywych zachowan i ich upublicznienie np w rodzinie albo przed sadem tak aby uzyskac rozwod i opieke nad dzieckiem. Proba rozwodu nie musi tez byc ostateczna. Pary z dzieckiem i w rozwodzie o orzekaniu o wine ciagna sie dlugo i sa te pary tez kierowane na terapie. Trwa to latami i prowadzi do zastanowienia sie nad soba i swoim postepowaniu. Twoja pozycja jest jasna, ty nie chcesz rozwodu ale chcesz aby zona szanowala ciebie, corke i rodzine, aby zachowywala sie inaczej albo chociazby chciala sie poprawic swoej zachowanie przez probe badan chormonalnych, rozmow z psychologiem itp. w takich warunkach nie da sie normalnie zyc i normalnie wychowywac dziecka. Jej zachowanie to dla mnie to jest jak jakas forma alkocholizmu, dopoki czlowiek sie nie leczy i nie stara to nie mozna z nim normalnie zyc bo to tylko krzywdzi otoczenie a dzieci sa niezwykle wrazliwe na zle traktowanie i nie potrafia sobie z tym radzic ani sie normalnie rozwijac w takim otoczeniu. Nagrywanie awantur to dobry sposob, pokazuje na zimno zobaczyc jak absurdalna jest ta sytuacja. Oraz uwazam ze uczciwe pokazanie swiatu brudow oczyszcza i jest tez nauczka dla ludzi ktorzy do tej pory mysla ze moga bezkarnie pomiatac innymi, i to slabszymi osobami takimi jakimi sa dzieci. Widmo straty meza i dziecka moze pozwoli jej na zrozumienie ze moze powinna sie jednak zachowywac inaczej i szanowac ludzi ktorzy sa jej rodzina. Liczenie na pomoc rodziny tesciow raczej nie licz, bo oni nie powinni sie za bardzo wtracac w czyjes zycie, moga wysluchac doradzic ale w zadnym wypadku nie licz ze oni za ciebie rozwiaza ten problem.
W zadnym wypadku nie powiniennes popelnic samobojstwa zostawiajac w tym gownie twoja coreczke. Powinienes dla niej byc obecnym i wspierajacym ojcem i zawsze jej sie starac pomoc. To twoje dziecko jest najwieksza ofiara tej sytuacji i powinienies za wszelka cene chronic i wspierac to dziecko. Ja niestety nie wierze w cuda i jesli nie zrobisz nic, nie bedzie lepiej tak wiec trzeba wziasc sie w garsc i dzialac. Zycze powodzenia !

Jakbym o sobie czytała. Matka choleryczka, ojciec - niedołęga nie umiejący się postawić. Życie z cholerykiem to gehenna, piekło na ziemi. Z dzieciństwa wyniesione- zupełnie brak macierzyńskiej miłości. Dorastanie w ciągłym poczuciu winy, bez poczucia godności i wartości. Dziecko myśli, jeżeli mama nakrzyczała widocznie jestem zła. Strach było do domu wracać, nie wiadomo co cię spotka i o co matka wybuchnie, nie wiadomo czy dzień skończy się spokojnie; wieczna niepewność. Obłęd, ciągłe myślenie jak tu się odezwać, jakich słów użyć, jak się zachować, żeby tylko nie wyprowadzić jej z równowagi. W domu byłam skrępowana, ciągle spięta, zalękniona. Dom był pułapką, więzieniem, ringiem. Efekty identyczne jak w przykładzie powyżej - nikomu nie ufam, nienawidzę ludzi, w tak zwaną miłość nigdy nie uwierzę, bo skoro osoba która miała być najbliższa nie miała dla mnie uczucia, to kto je będzie miał? Nienawidzę zwłaszcza kobiet, czuję wstręt, jakąś blokadę. Depresję mam od 30 lat i brak sukcesów pomimo leczenia farmakologicznego i psychoterapii. Żal będzie zawsze do obojga rodziców. Bierność ojca nie do wybaczenia. Ojciec jest w mojej ocenie fajtłapą, niedołęgą. Żałuję, że nie walnął pięścią w ten przeklęty rozdarty ryj, niechby krew trysnęła pod sufit, może by się ta przeklęta morda wreszcie zamknęła. Ja jestem odwrotnością ojca, chcąc niechcąc, jestem surowa i krytyczna, bo mój ojciec taki nie był. Jestem karcąca, skazująca, potępiająca; szybko się odcinam, odsuwam i uciekam przy pierwszym skrzywdzeniu przez kogoś, ponieważ mój ojciec pozwalał się poniewierać latami (BYŁ WORKIEM TRENINGOWYM) i nigdy nawet nie przebąkiwał o swoim odejściu, choć mógłby przynajmniej postraszyć. Ja stawiam twarde ultimatum, nie daje prawa powrotu; ojciec był miękki jak wosk. Ojciec to antyprzykład, antybohater.

Na nic już nie czekam, na nic nie mam nadziei. Oboje niech pójdą ręką w rękę na sąd Boży, po sprawiedliwą zapłatę. Tyle mi pozostało do chcenia i marzenia. Pomoc, jaka pomoc? Od kogo? Księża, którzy każą ci wybaczyć na siłę, bez dyskusji, taki imperatyw czy szanowni psychologowie, którzy pitolą coś o wewnętrznym dziecku. Psychoterapeuta, który jedno tylko umie mówić: "przykro mi o tym słuchać". Pisanie listów, pisanie na forach jak to - wszystko nie warte funta kłaków, ulga żadna, wielkie łajno. nic to nie daje. Myślicie, że takie wyznania cokolwiek pomagają? Błąd!. Trzeba było zadziałać na czas. "Myśl w trakcie nie po fakcie" - to jest przysłowie.

OJCOWIE CÓREK, NA WAS ZWŁASZCZA SPOCZYWA ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA ICH PRZYSZŁOŚĆ!!! WEŹCIE SOBIE TO DO GŁOWY I DO SERCA!!!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...