Skocz do zawartości
Forum

Nie potrafimy się rozstać - pomocy!


Gość lillka_12

Rekomendowane odpowiedzi

Gość lillka_12

Nie mam już sił. To już 4 rok jak rozbijamy się od złości do nienawiści, od miesiąca miodowego po dobre okresy. Tak bardzo chciałabym zakończyć ten związek, w wciąż brakuje mi sił na definitywne odejście (próbowałam wiele razy) i zakończenie tej niestabilnej relacji.

Jest coś chorego w nas, że wciąż nas do siebie ciągnie, ale nic stałego nie potrafimy zbudować. Ja mam 30 lat, chciałabym stworzyć rodzinę, prawdziwy dom, ale z nim nie potrafię. Co najśmieszniejsze, on też tego pragnie, ale to nie wychodzi.

Jestem już wyczerpana, czuję się jak w matni, czuję się samotna, okaleczona, zdana na samą siebie, oszukana.

Dlaczego nie potrafię zatem być konsekwentna i odejść finalnie. Zawsze mam do niego jakiś taki chory pociąg, a on do mnie.

Proszę.... niech mi ktoś pomoże wyjść z tego uzależnienia. Chcę być szczęśliwa, uśmiechnięta, pogodna, zrelaksowana. Dlaczego mi się to przydarzyło....?

Odnośnik do komentarza
Gość lillka_12

Ja chodzę na swoją. Dzięki niej odbudowuję swoje poczucie wartości, potrafię więcej działać i w końcu stawiać granice.

I właśnie z tej pracy na terapii powstał we mnie ten bunt, ja już nie mogę... Nie chcę tak żyć. Po tym co się stało, ponad dwa tygodnie temu wyprowadziłam się z sypialni, czasami nie mogę na niego patrzeć, nie chcę żeby mnie dotykał, nie mam mowy o czymś więcej.

Emocjonalnie próbuję wszystkimi siłami odejść, bo wiem, że zasługuję na coś lepszego, "normalnego" i stabilnego, ale wystarczy, że zrobimy jakąś rzecz wspólnie (bo nie da się od tego uciec mieszkając razem), to znowu się mieszam, tracę siłę np. na wyprowadzkę i wtedy zaczynam go kąsać, bo nie jestem w stanie znieść tego rozdźwięku, że nie chcę z nim być, a jednak nie potrafię odejść...

Tak źle jeszcze nigdy nie było... Czuję też, że intencjonalnie przestaję go kochać, nie widzę kompletnie szans dla nas i przyszłości, a jedna nadal tu jestem i marnuje swoje najlepsze lata życia...

Nawet nie mam klasy w tym odejściu. Albo się do niego nie odzywam i jestem agresywna (ale tę złość potrafię przekuć na działanie ku próbom odejścia i uniezależnienia się od niego) albo zaczynam się na nim wyżywać słownie, raniąc i plując jadem...

Pomocy...

Odnośnik do komentarza

Nie wiem co się stało ,że nie możesz na niego patrzeć,ale dziwię się że psycholog nie pomógł Ci się od niego uwolnić ,może zmień psychologa ,dlaczego się nie wyprowadzisz?
Nie ma sensu tkwić w takim chorym związku,jesteście widać, już uzależnieni od przemocy,bo paradoksalnie też od tego można się uzależnić.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jestem silna, konsekwentna. Od dziś zmieniam swe życie, na lepsze. Zasługuję na spokojne, szczęśliwe życie...
Te i podobne sugestie, wtłaczajcie sobie do głowy, poprzez ciągłe powtarzanie. Tak w kółko, na okrągło o tym myślcie.

Na razie macie myśli - nie mogę, nie potrafię itd. - i to się sprawdza w życiu.
Więc te myśli trzeba zastąpić innymi, takimi, które was podbudują, a nie osłabiają.
Najpierw trzeba przekonać siebie, a potem działać.
Nasza podświadomość nie od razu przyjmuje nowe, ale jak będziecie konsekwentne, to w końcu uwierzycie, że dacie radę rozpocząć nowe, lepsze życie.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

lillka_12, super, że korzystasz z psychoterapii i pracujesz nad wzmocnieniem swojego poczucia wartości. To już pozwoliło Ci w pewnym sensie ocenić Waszą relację, zobaczyć jej wady i zalety. Co dalej? Koniecznie wspólna terapia z partnerem, terapia dla par, która unaoczni Wam, czy Wasz związek ma sens i warto go "uzdrowić", czy lepiej się rozstać, bo tworzycie relację toksyczną, uzależniając się od siebie, ale jednocześnie bardzo siebie raniąc. Tak na dłuższą metę się nie da, bo sama dostrzegasz, do jakich negatywnych emocji to prowadzi. Pozdrawiam i zachęcam do skorzystania z terapii dla par!

Odnośnik do komentarza
Gość lillka_12

Dziękuję za odpowiedzi. W tej chwili stoję w kropce. Ale to wszystko cholernie trudne.

Co tu robić?

Czuję, że się wypalam, a uczucie blednie… Czuje, że wciąż mi na nim zależy i nie chcę się z nim rozstawać, nie chcę tego po prostu. Jednocześnie czuję i uznaję nasz związek za porażkę. Nie daliśmy rady po prostu.

Co się w takiej chwili robi?

Czy po prostu boję się pójść do przodu i zamknąć drzwi?

Czy to jest miłość czy strach?
Czy mogę się mylić i za miłość brać strach?

Tęsknie za nim (jest na wyjeździe).

Zaproponowałam dziś spotkanie z terapeutą. Nie wiem czy się zgodzi. On nigdy tego nie uznawał.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...