Skocz do zawartości
Forum

Muszę w końcu to przyznać przed samą sobą - boję się samotności


MiaM

Rekomendowane odpowiedzi

Co ciekawe w przeszłości samotność nigdy mnie nie przerażała. Zawsze miałam wizję siebie jako osoby samotnej. W głębi duszy marzyła mi się  miłość bezwarunkowa, w którą jednak  nigdy nie wierzyłam (mam na myśli miłość między kobieta a mężczyzna a nie np matkę i dziecko) Los spłatał mi figla ponieważ ponad 10 lat temu poznalam swojego obecnego "partnera". Piszę przez cudzyslow ponieważ o jakimkolwiek partnerstwie mogę sobie pomarzyć. Początkowo jak w wiekszisci przypadków związków było pięknie i sielankowo. Posiadałam też różowe okulary. Po jakichś 2-3 latach się popsuło i od tamtego czasu egzystuję w związku, który śmiało mogę nazwać żywy trup. Żywy tylko dlatego bo warczy, kąsa i sieje destrukcję. Trup bo ten związek nie ma żadnych znamion nie tylko związku ale jakiejkolwiek normalnej relacji międzyludzkiej. Brak  porozumienia, wspólnego języka, właściwie to w ogóle jakichkolwiek zwykłych rozmów... Brak wspólnych żartów, wspólnego spędzania czasu, czułości  namiętności, seksu. Czegokolwiek... Jedyne co mam to poczucie bycia kochaną. Wiem, że jest w stanie rzucić wszystko jeśli cokolwiek by mi się stało (i takie sytuacje miały już miejsca) Wiem, że sie o mnie martwi. Właściwie to jedynymi z nielicznych rozmow (nie licząc kłótni, wypominan itp) jakie prowadzimy to takie kiedy on do mnie dzwoni informując, że jest sliska droga, mgla, jakieś wypadki itp i żebym jechała powoli. Wiem, że się o mnie martwi. Kiedy miałam podejrzenie poważnej choroby to odchodzil od zmysłów. I to jest właśnie ta bezwarunkowa miłość o której kiedyś marzyłam. Nie ma w tym związku nic co by go przy mnie trzymało, co by podtrzymywało miłość co by dawalo powód do kochania. Nawiązując do wstępu  mojego wywodu to los spłatał mi figla i spelnił moje marzenie. Powiedzenie "uważaj o czym marzysz bo może się spełnić" jest przerażająco trafne. 

Tak czy inaczej nie potrafię uwolnić się z tego impasu. Ta jego miłość jest jednocześnie czymś bardzo małym ale jednocześnie czymś bardzo ogromnym. 

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, MiaM napisał:

Jedyne co mam to poczucie bycia kochaną.

Hmmm, zastanawia mnie jak możesz mieć poczucia bycia kochaną skoro masz to:

20 godzin temu, MiaM napisał:

 egzystuję w związku, który śmiało mogę nazwać żywy trup. Żywy tylko dlatego bo warczy, kąsa i sieje destrukcję. Trup bo ten związek nie ma żadnych znamion nie tylko związku ale jakiejkolwiek normalnej relacji międzyludzkiej. Brak  porozumienia, wspólnego języka, właściwie to w ogóle jakichkolwiek zwykłych rozmów... Brak wspólnych żartów, wspólnego spędzania czasu, czułości  namiętności, seksu.

Przecież to sie wyklucza. Gdzie tu widzisz miłość o Ciebie? 

20 godzin temu, MiaM napisał:

Wiem, że jest w stanie rzucić wszystko jeśli cokolwiek by mi się stało (i takie sytuacje miały już miejsca) Wiem, że sie o mnie martwi. Właściwie to jedynymi z nielicznych rozmow (nie licząc kłótni, wypominan itp) jakie prowadzimy to takie kiedy on do mnie dzwoni informując, że jest sliska droga, mgla, jakieś wypadki itp i żebym jechała powoli. Wiem, że się o mnie martwi. Kiedy miałam podejrzenie poważnej choroby to odchodzil od zmysłów. I to jest właśnie ta bezwarunkowa miłość o której kiedyś marzyłam.

To nie jest bezwarunkowa miłość wg mnie. Nie wiem o czym marzyłaś, ale to co opisujesz to troska, opieka. I wcale nie musi oznaczać miłość, a moze być np. uzależnieniem emocjonalnym. Miłość nas uskrzydla, a skoro mimo tych oznak troski czujesz sie w związku źle, to nie jest miłość. Moze marzyłaś o czymś czego nie miałaś w dzieciństwie? Nie otrzymywałaś wtenczas dostatecznie dużo uwagi, opieki, troski, wsparcia.... a więc marzyłaś by związek uzupełnił Ci deficyty z dzieciństwa? Tylko, że tego nie możesz nazywać miłością, ale po prostu łataniem dziur z dzieciństwa. 

20 godzin temu, MiaM napisał:

Nie ma w tym związku nic co by go przy mnie trzymało, co by podtrzymywało miłość co by dawalo powód do kochania. Nawiązując do wstępu  mojego wywodu to los spłatał mi figla i spelnił moje marzenie. Powiedzenie "uważaj o czym marzysz bo może się spełnić" jest przerażająco trafne. 

Fakt, mogło tak być, że otrzymałaś uzupełnienie braków z dzieciństwa, ale tym samym zafundowałaś sobie nowy brak. To nie los sprawił Ci figla, to Ty sama go sobie sprawiłaś, a los tylko posłusznie wypełnił Twoje figlarne życzenie ? 

20 godzin temu, MiaM napisał:

Tak czy inaczej nie potrafię uwolnić się z tego impasu. Ta jego miłość jest jednocześnie czymś bardzo małym ale jednocześnie czymś bardzo ogromnym. 

Pisałabym "miłość" w cudzysłowiu, bo nie mam przekonania, że nią właśnie jest. Za mało szczegółów by to stwierdzić. 

Tak naprawdę zachowujesz sie jakby tonący brzytwy sie chwytał, toniesz, ale mimo pokaleczenia jakiego doznasz chwytając sie brzytwy, robisz to. Możliwe, że nie umiesz poznać czym jest prawdziwa miłość. Czy miałaś ją kiedyś do samej siebie? 

A co ma tytuł wątku do jego treści? Z jakiego powodu, mimo iż czujesz sie zaopiekowana i zadbana, to masz lęk przed samotnością? I czym jest ta samotność wg Ciebie? Czego konkretnie sie boisz? 

Edytowane przez Javiolla

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Nie chcę za bardzo się zdradzić odnośnie mojego prywatnego życia, jednak było w nim wiele sytuacji kiedy on pokazał mi cos bezwarunkowego. Jedna z tych sytuacji była jednak kluczowa. Powiedzmy, że chciał mi oddać swoją nerkę. 

Dosyć niedawno  zapytalam go czego najnardziej się boi, zasugerowałam że boi się chorób, bo uwazam go za hipochondryka. Odpowiedział mi, że to nie to, że jego największym strachem jest to, że to mi coś się stanie a nie jemu. 

Kiedyś widziałam pewna grafikę. W  deszczu  na ławce siedzieli staruszkowie, albo raczej dwa zgredy. Byli odwróceni do siebie plecami, wyglądali jakby się nawzajem nienawidzili. Mimo to dziadek trzymal nad babcia parasolkę by ta nie zmokła. Kiedy to zobaczyłam to poczułam, że ten obrazek idealnie odzwierciedla mój związek. 

Nie wiem czy rekompensuje braki z dzieciństwa. Może i coś w tym jest. Jednak moje pragnienie wzięło się raczej stąd, że w czasach nastoletnich cieszyłam się bardzo dużym powodzeniem. Zawsze miałam wtedy poczucie, że liczy się tylko mój wygląd,  że jesli tylko się skończy to i miłość przeminie. Byłam przekonana, że mężczyźni nie są w stanie pokochać mnie jako całości, że liczy się tylko okładka.  W przypadku mojego obecnego "partnera" ta okładka w ogóle nie miała znaczenia a jeśli tak było to przez bardzo krótki czas. 

W dzieciństwie czułam sie kochana przez matkę ale zawsze miałam silne poczucie przemijania, że ona nie bedzie wieczna i że  moje potencjalne dzieci by mnie zostawiły  by założyć nowa rodzinę a ja bym została odepchnięta jak  wyeksploatowany but. 

Chwytanie się brzytwy podczas toniecia to trafna metafora, sama jej niejednokrotnie używam w swoich myślach. 

Czego się boję? Chyba tego, że nie będę miała dla nikogo znaczenia. Że gdybym umarła to leżałabym w pustym domu aż nie rozszedłby się smród. Że mój los nikogo by nie obchodził, że nikt by mi nie pomógł choćbym nawet krzyczała z rozpaczy. 

Czy nie umiem poznać czym jest prawdziwa miłość? Prawdopodobnie tak, nigdy nie wierzyłam w jakąkolwiek miłość. Wiem jednak, że to czego doświadczam jest na pewno toksyczne. Czy czułam kiedyś miłość do siebie? Prawdopodobnie nie bedxue to pasowalo do obrazu ale tak, zawsze czułam i czuje do siebie miłość. Może to jest przyczyna mojego nieszczęścia? Może jestem narcystyczna egoistka, która poza sobą nie potrafi kochać nikogo więcej? 

Odnośnik do komentarza
21 godzin temu, MiaM napisał:

zawsze miałam silne poczucie przemijania, że ona nie bedzie wieczna i że  moje potencjalne dzieci by mnie zostawiły  by założyć nowa rodzinę a ja bym została odepchnięta jak  wyeksploatowany but. 

Czyli żyjesz dla kogoś, poświęcasz sie komuś, a gdzie Ty jesteś w tym wszystkim? Przecież dzieci nawet gdy założą rodzinę i wyprowadzą sie to nadal będą kochać ?  Wyczuwam tendencje do uzależniania emocjonalnego od innych osób. Prawdopodobnie spowodowane jest to niskim poczuciem wartości. Nie znasz siebie na tyle by uwierzyć, że mozesz czuć sie dobrze sama ze sobą, że Twoje własne emocje/uczucia są ważne. 

21 godzin temu, MiaM napisał:

Byłam przekonana, że mężczyźni nie są w stanie pokochać mnie jako całości, że liczy się tylko okładka.

Czyli ponownie widzę zależność niskiego poczucia wartości, braku sympatii do siebie, z tym jak żyjesz i jakich ludzi wybierasz. 

21 godzin temu, MiaM napisał:

Czego się boję? Chyba tego, że nie będę miała dla nikogo znaczenia. Że gdybym umarła to leżałabym w pustym domu aż nie rozszedłby się smród. Że mój los nikogo by nie obchodził, że nikt by mi nie pomógł choćbym nawet krzyczała z rozpaczy. 

A jakie znaczenie masz sama dla siebie? I to jest najważniejsze w życiu, czyli jaki mamy stosunek do siebie, jak ważni jesteśmy sami dla siebie. Czyli trzeci przykład drastycznie niskiego poczucia wartości ? Wnioskuję, że jesteś z nim z lęku przed tym co napisałaś wyżej. 

21 godzin temu, MiaM napisał:

Czy nie umiem poznać czym jest prawdziwa miłość? Prawdopodobnie tak, nigdy nie wierzyłam w jakąkolwiek miłość. Wiem jednak, że to czego doświadczam jest na pewno toksyczne. Czy czułam kiedyś miłość do siebie? Prawdopodobnie nie bedxue to pasowalo do obrazu ale tak, zawsze czułam i czuje do siebie miłość. Może to jest przyczyna mojego nieszczęścia? Może jestem narcystyczna egoistka, która poza sobą nie potrafi kochać nikogo więcej? 

A w jaki sposób czujesz tę miłość do siebie? Faktycznie nie pasuje do tego co wcześniej napisałaś. Gdybyś kochała samą siebie to nie czułabyś lęku przed samotnością, nie byłabyś z kimś tylko dlatego, że jest lepszy dla Ciebie niż Ty sama dla siebie, nie pakowałabyś sie w toksyczne relacje. Czym więc sie objawia ta miłość do siebie? 

21 godzin temu, MiaM napisał:

jednak było w nim wiele sytuacji kiedy on pokazał mi cos bezwarunkowego. Jedna z tych sytuacji była jednak kluczowa. Powiedzmy, że chciał mi oddać swoją nerkę. 

A moze jest to miłość bardziej przyjacielska, może partner bardziej Ci ojcuje niż powinien to robić?  Możliwe, że właśnie to Ci doskwiera, bo wolałabyś miłość typowo damsko-męską, typu mąż-żona, kochanek-kochanka. Byłaś adorowana na początku co dawało Ci poczucie wyjątkowości, a teraz tego nie masz. 

A zastanawia mnie co w Twoim związku warczy, kąsa i sieje destrukcję? On na Ciebie warczy, on kąsa? W jaki sposób działa na Ciebie destrukcyjnie i czy częściej niż objawia sie ta jego "miłość"?  Jesteś w związku, który nie ma żadnych znamion normalnego związku. Piszesz, że brak porozumienia, wspólnego języka, zwykłych rozmów, brak wspólnych żartów, wspólnego spędzania czasu, czułości  namiętności i wreszcie seksu. To jest związek -jak domniemam- oparty jedynie na tym, że on sie Toba opiekuje na swój sposób, czuje sie za Ciebie odpowiedzialny, zatroskany jak o niewinną biedną istotkę, a Ty takową dla niego jesteś. To jest wg mnie chory układ a nie miłość. Gdybyś miała zrobić bilans: wypisać na kartce wszystkie plusy i minusy, ale tak uczciwie i szczerze, bez próby oszukiwania/ukrywania przed sobą czegokolwiek, to czego wyszłoby więcej? 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
12 godzin temu, Javiolla napisał:

Czyli żyjesz dla kogoś, poświęcasz sie komuś, a gdzie Ty jesteś w tym wszystkim? Przecież dzieci nawet gdy założą rodzinę i wyprowadzą sie to nadal będą kochać ?  Wyczuwam tendencje do uzależniania emocjonalnego od innych osób. Prawdopodobnie spowodowane jest to niskim poczuciem wartości. Nie znasz siebie na tyle by uwierzyć, że mozesz czuć sie dobrze sama ze sobą, że Twoje własne emocje/uczucia są ważne. 

"Zauważam, że relacja w której tkwię jest uzależnieniem emocjonalnym jednak znowu uważam, że źródło jest inne. Nigdy nie uważałam żebym miała niskie poczucie własnej wartości."

Czyli ponownie widzę zależność niskiego poczucia wartości, braku sympatii do siebie, z tym jak żyjesz i jakich ludzi wybierasz. 

A jakie znaczenie masz sama dla siebie? I to jest najważniejsze w życiu, czyli jaki mamy stosunek do siebie, jak ważni jesteśmy sami dla siebie. Czyli trzeci przykład drastycznie niskiego poczucia wartości ? Wnioskuję, że jesteś z nim z lęku przed tym co napisałaś wyżej. 

A w jaki sposób czujesz tę miłość do siebie? Faktycznie nie pasuje do tego co wcześniej napisałaś. Gdybyś kochała samą siebie to nie czułabyś lęku przed samotnością, nie byłabyś z kimś tylko dlatego, że jest lepszy dla Ciebie niż Ty sama dla siebie, nie pakowałabyś sie w toksyczne relacje. Czym więc sie objawia ta miłość do siebie? 

"Myślę, że nie jestem osobą dosyć oczywista i można nawet na codzień zauważyć we mnie pewne sprzeczności. Np w pracy zachowuje się jak typowy ekstrawertyk jednak już w życiu prywatnym zmieniam się w introwertyka i nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie, lubię być sama z sobą.  Spotkania towarzyskie często mnie wypompowują, jednak w pracy już nakręcają. 

Jestem wesoła jednak w ogóle nie pasuje to do moich ogólnych poglądów i wizji życia. 

Jestem mizantropem jednak indywidualnie nie ma żadnego człowieka, którego bym nie lubiła (bardziej odbywa się to na zasadzie tolerowania i nietolerowania a nie jakichś głębszych odczuć. 

Z jednej strony jestem zimna ale z drugiej strony poruszają mnie kwestie na które większość nawet nie zwraca uwagi. 

Jestem bardzo opanowana w sytuacjach skrajnie kryzysowych jednak w drobnych sytuacjach potrafię wpaść w szał. 

Mogłabym tak długo. Wracając jednak do poczucia własnej wartości i kochania siebie, to akceptuje sama siebie, znam swoje wady i zalety i zarówno jedne jak i drugie mi odpowiadaja. Nawet mnie cieszy, że nie jestem ideałem bo czułabym się zle jako ideał w nieidealnym świecie. Lubię spędzać czas z sama soba, lubię swoje wewnętrzne monologi. Poza tym w wielu sytuacjach zawodowych czy naukowych wiem lub wiedziałam, że zrobię cos szybciej czy lepiej. Jeśli coś było trudne to wiedziałam, że jest to zadanie dla mnie. Nigdy nie czułam się gorsza od innych, nawet w sytuacjach kiedy ktoś inny tak o mnie myślał. Właściwie to też mało mi zależy na tym co ktoś o mnie myśli, moje własne przekonania uważam za bardziej istotne. 

Pogląd odnośnie niepokochania mnie jako całości uważam, że wziął się raczej z logicznych obserwacji niż głębokich emocji. Jeśli już na pierwszym spotkaniu chłopak od razu się mną zainteresiwal  i totalnie ignorował inne okoliczności tj np zupełnie odmienne poglady, złe traktowonie z mojej strony, zupełny brak mojego zainteresowania, jawne okazywanie moich wad albo wręcz ich celowe wyjaskrawianie itd, to oczywistym było, że jeśli tylko uroda minie to zostanie zdjęta kurtyna. 

Nie była to kwestia moich  doborów znajomości. W życiu przetoczylam się w wielu środowiskach, piszę też (ale nie tylko) o swiezopoznanych osobach, z którymi nigdy później nie miałam do czynienia. 

Zawsze miałam świadomość, że mój surowy charakter nie jest zachęcający dla mężczyzn i byłam pewna, że gdyby nie uroda to żaden z chłopców by się mną nie interesował. Wcale to jednak nie oznaczało, że mi to przeszkadzało w samej sobie. Powodzenie nigdy nie bylo moim priorytetem, przypodobywanie się komukolwiek tym bardziej. 

Pomimo pozornych sprzeczności w samej sobie o których pisałam powyżej to jednak czuję się że sobą spójnie."

A moze jest to miłość bardziej przyjacielska, może partner bardziej Ci ojcuje niż powinien to robić?  Możliwe, że właśnie to Ci doskwiera, bo wolałabyś miłość typowo damsko-męską, typu mąż-żona, kochanek-kochanka. Byłaś adorowana na początku co dawało Ci poczucie wyjątkowości, a teraz tego nie masz. 

"Zdecydowanie jest to relacja na zasadzie ojcowania niż adorowania. Choć sama często mówiłam o tym jak o miłości brata z siostrą."

A zastanawia mnie co w Twoim związku warczy, kąsa i sieje destrukcję? On na Ciebie warczy, on kąsa? W jaki sposób działa na Ciebie destrukcyjnie i czy częściej niż objawia sie ta jego "miłość"?  Jesteś w związku, który nie ma żadnych znamion normalnego związku. Piszesz, że brak porozumienia, wspólnego języka, zwykłych rozmów, brak wspólnych żartów, wspólnego spędzania czasu, czułości  namiętności i wreszcie seksu.

"Obydwoje siebie kąsamy i obydwoje warczymy. Działa na mnie destrukcyjnie bo jeszcze nikt nie doprowadzał mnie do takich stanow co on, czasami wywoła we mnie cos takiego, że sama jestem zaskoczona swoimi reakcjami. Nie działa na mnie uspokajająco tylko dolewa oliwy do ognia i naciska na moje odciski. Nie umiemy rozmawiać normalnie wiec ograniczyliśmy to do minimum. Między nami ciągle wisi topór wojenny. Kiedy przychodzi się pogodzić to powstaje jeszcze większa awantura niż ta poprzednia. Wiec nawet już godzenie się nie ma sensu. Głównym problemem są błędy komunikacyjne, jednak on nie widzi w tym problemu i nie ma zamiaru tego zmieniać choć z tego względu ma nie tylko problem ze mną ale też z innymi.

Obydwoje też jesteśmy uparci i wybuchowi, ani ja ani on nie ustępujemy. "

To jest związek -jak domniemam- oparty jedynie na tym, że on sie Toba opiekuje na swój sposób, czuje sie za Ciebie odpowiedzialny, zatroskany jak o niewinną biedną istotkę, a Ty takową dla niego jesteś. To jest wg mnie chory układ a nie miłość. Gdybyś miała zrobić bilans: wypisać na kartce wszystkie plusy i minusy, ale tak uczciwie i szczerze, bez próby oszukiwania/ukrywania przed sobą czegokolwiek, to czego wyszłoby więcej? 

"Tu się zgadzam. Robiłam już kiedyś bilans zysków i strat, bilans jego wad i zalet. Wszystko wskazuje na rozstanie ale nadal z nim jestem. Nie napisałam też  czegoś jeszcze... Juz kilka razy próbowałam się z nim rozstać ale on zupełnie nic sobie z tego nie robi... Abo nie bierze tego na poważnie albo postanowił, że pozostanie że mną na zawsze nawet wbrew mojej woli"

 

Odnośnik do komentarza
6 godzin temu, MiaM napisał:

Zauważam, że relacja w której tkwię jest uzależnieniem emocjonalnym jednak znowu uważam, że źródło jest inne. Nigdy nie uważałam żebym miała niskie poczucie własnej wartości

Ok w takim razie źródłem moze być po prostu jakieś zaburzenie lub ogólne problemy emocjonalne. Wspomniałam wcześniej o uzupełnianiu deficytów z dzieciństwa i twierdziłaś, że miałaś kochających rodziców i udane dzieciństwo. Tylko czy na pewno? Często nie zdajemy sobie sprawy, że cos było niewłaściwe. Ja bym jednak pogrzebała w tym temacie ?  bo to tez jeden z powodów tkwienia w takim związku. 

6 godzin temu, MiaM napisał:

Np w pracy zachowuje się jak typowy ekstrawertyk jednak już w życiu prywatnym zmieniam się w introwertyka i nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie, lubię być sama z sobą.  Spotkania towarzyskie często mnie wypompowują, jednak w pracy już nakręcają. 

Jeśli jesteś podatna na emocje innych, to z automatu przyjmujesz to co się dzieje w otoczeniu. Np. w pracy wszyscy są nakręceni, zapracowani, żywiołowi więc i Ty przejmujesz ich emocje. W domu masz partnera spokojnego, zagorzałego domownika więc i Ty przejmujesz ten model zachowania. Jeśli nie znasz siebie dostatecznie dobrze, jeśli nie żyjesz sobą lecz innymi to tak się może dziać. 

6 godzin temu, MiaM napisał:

Jestem bardzo opanowana w sytuacjach skrajnie kryzysowych jednak w drobnych sytuacjach potrafię wpaść w szał. 

To jest charakterystyczne dla osób, które nie potrafią panować nad swoimi emocjami, a które dają sie im ponieść. Tak więc punktem zaczepienia moze być jakiś problem emocjonalny. 

6 godzin temu, MiaM napisał:

Wracając jednak do poczucia własnej wartości i kochania siebie, to akceptuje sama siebie, znam swoje wady i zalety i zarówno jedne jak i drugie mi odpowiadaja. Nawet mnie cieszy, że nie jestem ideałem bo czułabym się zle jako ideał w nieidealnym świecie. Lubię spędzać czas z sama soba, lubię swoje wewnętrzne monologi. Poza tym w wielu sytuacjach zawodowych czy naukowych wiem lub wiedziałam, że zrobię cos szybciej czy lepiej. Jeśli coś było trudne to wiedziałam, że jest to zadanie dla mnie. Nigdy nie czułam się gorsza od innych, nawet w sytuacjach kiedy ktoś inny tak o mnie myślał. Właściwie to też mało mi zależy na tym co ktoś o mnie myśli, moje własne przekonania uważam za bardziej istotne. 

Ten opis nie pasuje do narcyzmu o jakim wcześniej wspominałaś. 

6 godzin temu, MiaM napisał:

Zdecydowanie jest to relacja na zasadzie ojcowania niż adorowania. Choć sama często mówiłam o tym jak o miłości brata z siostrą

Czy Twój partner jest dużo starszy od Ciebie? Z ciekawości pytam, bo tak wygląda z jego ojcowania. Zdarza się bowiem, że dużo starszy partner czuje potrzebę opieki, czuje taki jakby instynkt ojcowski, który musi jakoś zaspokoić.  Skoro weszłaś w taki związek gdzie Ty lubisz by Ci ojcowano, to musiałaś mieć jakieś deficyty. Dobrze się nad tym zastanów.  Jesli faktycznie wykluczasz niskie poczucie wartości, które byłoby drugim powodem, bo takie ojcowanie by Cie dowartościowywało. A czy on zdaje sobie sprawę z tego jak Ty sie czujesz, że to chory związek, że Ci ojcuje zamiast mieć w Tobie partnerkę? Sądzę, że nie bo jak sama napisałaś, brak jest rozmów. Moze czas to zmienić?

6 godzin temu, MiaM napisał:

Głównym problemem są błędy komunikacyjne, jednak on nie widzi w tym problemu i nie ma zamiaru tego zmieniać choć z tego względu ma nie tylko problem ze mną ale też z innymi.

To co napisałaś trochę zmienia postać rzeczy. Nie myślałaś nigdy, że on swoim ojcowaniem, troską/opieką jaka Ci sie podoba po prostu Cię manipuluje? Facet prawdopodobnie wie, że w ten sposób gdy będziesz chciała odejść to on poudaje zatroskanego, da Ci to co chcesz (złudzenie tej bezwarunkowej "miłości") i Ty zmiękniesz i znów z nim zostaniesz. Podejrzewam, że on też jest zaburzony, a moze to on ma bardzo niskie poczucie wartości i panicznie boi sie samotności więc stosuje techniki manipulacyjne by zatrzymać Ciebie przy sobie.  

6 godzin temu, MiaM napisał:

Juz kilka razy próbowałam się z nim rozstać ale on zupełnie nic sobie z tego nie robi... Abo nie bierze tego na poważnie albo postanowił, że pozostanie że mną na zawsze nawet wbrew mojej woli

Oczywiście, że nic sobie z tego nie robi bo wie, że nie odjedziesz ?  Coś czuję, że zna Cię lepiej niż Ty sama siebie, a podobno siebie lubisz. Hmmm moze lubisz wyobrażenie o sobie, a nie prawdziwą siebie? Wiesz, że osoba która siebie lubi dostatecznie mocno, jest na tyle pewna siebie i silna, że nie miałaby problemu z odejściem? Coś więc jest nie tak z tym lubieniem siebie...

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Moje dzieciństwo było dalekie od szczęśliwego i udanego jednak pomimo tego czułam się kochana i to co zawsze uważałam, że jako jedne z nielicznych wartości jakie wyniosłam z domu to właśnie te poczucie własnej wartości. Widzę pewna zaleznosc/powód wyniosiony z domu przez który mogę być w obecnej sytuacji, jednak nie będę go omawiała na publicznym forum. 

Nie wiem czy jestem podatna na emocje innych ludzi, właściwie to wielokrotnie słyszałam, że jestem wręcz zimna emocjonalnie  oraz nonkonformistyczna. Kiedys też rozmawiałam ze swoją bardzo bliska koleżanka, która wręcz mi zarzuciła (niby w żartach) że mogę być właśnie  narcyzem i dodatkowo psychopatka. 

Poza tym w pracy zwykle pracuje solo, wiec nie do końca mam od kogo czerpać ? Domatorem chyba byłam  zawsze. Nawet jako dziecko uwielbiałam przebywać sama w domu. Poza tym mój partner jest bardzo  aktywny. Na codzień angażuje sie w wiele aktywności. Kiedy bywają  lepsze dni to zawsze próbuje mnie gdzies wyciągnąć. Nieraz mi zarzuca, że moje problemy z nim nie wynikająz tego, że jestem niezadowolona z tego związku, tylko że jestem pracoholiczka, która po pracy nie ma żadnych ciekawych zajęć i swoje frustracje przelewam na niego i ten związek. 

Jestem ciekawa skąd pomysł, że żyję innymi? 

Mój partner jest starszy ode mnie o 6 lat. Jest też najstarszy wśród swojego ridzenstwa do którego ma podobne  zachowanie  jak do mnie. To samo ze swoją matka. Pamiętam sytuację kiedy miała wypadek samochodowy. Pojechaliśmy na miejsce. Mój partner zaczął na nią krzyczeć za to, że nie uważała na drodze, że w ogóle po co wyjeżdżała z domu w taka pogodę, że on mógł ją zawieźć itd, itp. W domu jeszcze przez długi czas to przeżywał a potem kiedy przyszedł czas zakupu nowego samochodu to znowu była awantura, że ona już w ogóle nie powinna wsiadać za kółko. Poza tym  czesto do niej jeździ żeby jej pomóc w jakichś pracach ogrodowych itp różnica jednak między jego matka a mną jest taka, że ona nie widzi absolutnie nic złego w jego zachowaniu czy sposobie mówienia, totalnie to ignoruje. W moim przypadku jest tak, że od razu wybucha kłótnia. Nie życzę sobie jakiegoś debilnego karcenia a on zupełnie nie rozumie w czym jest problem, uważa że tkwi we mnie skoro nie akceptuje czegoś co w jego mniemaniu jest zupełnie normalne. Ze wzgledu na to, że jego relacja z matką jest bardzo bliska tej ze mną wykluczam opcje przebiegłej manipulacji. On po prostu taki jest i zgadzam się, że jest zaburzony, wiem o tym od dawna, kiedyś nawet mi to przyznał. Nie wiem czy to wynika z poczucia niskiej wartości, nigdy nie odnosiłam takiego wrażenia, zawsze wydawał mi się, że ma obojętny stosunek do samego siebie. 

Poza tym zauważyłam też jeszcze jedna zaleznosc w jego rodzinie. Wszyscy mężczyźni w jego rodzinie są wyjątkowo wierni jednej kobiecy, i nie mam tu na myśli spraw seksualnych bo o tym nie wiem, mam na myśli związki. Np jego brat jest święcie przekonany, że w całym życiu można się zakochać tylko w jednej kobiecie. Jego wujek po rozstaniu z kobietą przeszedł załamanie i nigdy więcej już się z nikim nie związał. Jego dziadek zawsze powtarzał, że babcia była jego ta  jedyna. Kuzyn rozstał się ze swoją dziewczyną, która wyjechała i poznala innego,z którym zamieszkała. On mimo to na nią czekał, czy też nadal nie odpuszczał. Po jakimś roku znowu się zeszli i teraz są już po ślubie i mają dziecko. Właśnie ta sprawa z kuzynem zwróciła mi uwagę na podejście mężczyzn w ich rodzinie.

 

Odnośnik do komentarza
W dniu 19.01.2023 o 00:33, MiaM napisał:

jednak nie będę go omawiała na publicznym forum. 

Jesli chcesz o tym porozmawiać to zapraszam na pw. To moze być ważny wątek. 

W dniu 19.01.2023 o 00:33, MiaM napisał:

tylko że jestem pracoholiczka, która po pracy nie ma żadnych ciekawych zajęć i swoje frustracje przelewam na niego i ten związek. 

Pracoholizm jak każdy holizm, każde uzależnianie ma swoje powody. A jak sie ustosunkujesz do tego co powiedział? Faktycznie zanadto pracujesz, uciekasz w pracę, nie masz zajęć po pracy? 

W dniu 19.01.2023 o 00:33, MiaM napisał:

Jestem ciekawa skąd pomysł, że żyję innymi? 

Napisałam: jeśli jesteś podatna na emocje innych, to z automatu przyjmujesz to co się dzieje w otoczeniu. A czy tak jest to sama musisz zaobserwować. Twierdzisz wręcz, że w ogóle nie jesteś emocjonalna, ale to sie gryzie z tym co napisałaś wcześniej, że z byle powodu możesz wpaść w szał. Robisz awanturę o to, ze jest względem Ciebie nadopiekuńczy. Czyli masz w sobie emocje, tylko nie umiesz nimi kierować, nie umiesz nad nimi zapanować. 

W dniu 19.01.2023 o 00:33, MiaM napisał:

i zgadzam się, że jest zaburzony, wiem o tym od dawna, kiedyś nawet mi to przyznał. Nie wiem czy to wynika z poczucia niskiej wartości, nigdy nie odnosiłam takiego wrażenia, zawsze wydawał mi się, że ma obojętny stosunek do samego siebie. 

Każde zaburzenie ma jakiś związek z poczuciem wartości. To, że się Tobie wydaje obojętny względem siebie, to po 1.może sie właśnie wydawać, bo on takie stwarza pozory. A po 2. obojętność to  efekt niskiego poczucia wartości. Najpierw siebie nienawidzimy, ale aby przeżyć, mniej cierpieć robimy sie obojętni wobec siebie i udajemy, że nas nie ma, poświęcając sie innym w 200%. To takie zagłuszanie samych siebie. 

W dniu 19.01.2023 o 00:33, MiaM napisał:

Właśnie ta sprawa z kuzynem zwróciła mi uwagę na podejście mężczyzn w ich rodzinie.

To moze być pewnego rodzaju nawyk rodzinny, jeśli nie zapis w genach, ale moze być zwyczajnym zbiegiem okoliczności. wszak mężczyzn w rodzinie jest z pewnością wiecej i nie sądzę, że dosłownie każdy ma takie podejście. Trochę teraz zeszliśmy z tematu, bo to Ty boisz sie samotności na starość, to Ty tkwisz w związku braterskim zamiast partnerskim, to Ty czujesz się z tym źle. A więc powinniśmy raczej rozmawiać o Tobie. 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...