Skocz do zawartości
Forum

Życie straciło barwy


Gość Karolina

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Karolina

Mam 31 lat. Od 2 lat opiekuję się mamą, która ma I grupę inwalidzką (narząd ruchu i wzroku). Musiałam wrócić do domu rodzinnego ze względu na mamę. Skończyłam 2 prestiżowe kierunki studiów. Dyplomy obroniłam celująco. I na tym koniec. Moje życie stanęło w miejscu. Nie mogę podjąć pracy w zawodzie, bo mama wymaga praktycznie stałej opieki. Zostałam tylko ja. Jej siostra urwała z nami kontakt. Uciekła od problemów i obowiązków. Ja straciłam większość znajomych, z nikim nie spotykam się, nie rozmawiam. Z dnia na dzień czuję się gorzej. Mama cały czas leży jęcząc z bólu lub będąc wściekłą. Praktycznie cały ten rok upłynął nam na wizytach u różnych specjalistów, rehabilitantów etc; załatwianiu transportów sanitarnych, próbach dotarcia wszędzie z mamą na wózku inwalidzkim. Jestem coraz bardziej zmęczona psychicznie i sfrustrowana. Jedyną moją odskocznią od tego wszystkiego jest codzienna, kilkugodzinna jazda na rowerze. Od zawsze marzyłam o psie, jednak wg. mamy nigdy nie było odpowiedniego momentu, by go wziąć. Tak też jest i teraz. Od pewnego czasu próbuję przekonać mamę, by go przygarnąć. Kategorycznie nie zgadza się. Dlaczego już do końca mam zrezygnować z siebie? Pogodziłam się już nawet z tym, że nie założę własnej rodziny. Więc skoro nie mam już nikogo poza mamą, czuję się samotna jak palec czy naprawdę nie zasługuję chociaż na tyle, będąc w tym wieku? Postanowiłam napisać na tym forum, bo sytuacja, która miała miejsce przed chwilą, sprawiła, że już totalnie wszystko "wylało się" ze mnie. Spytałam mamę czy naprawdę chce, żebym żyła tak samo, jak ona: między łóżkiem, a toaletą. I tyle mam z tego wszystkiego, że poszłam dziś na roraty i do sklepu, bo inaczej oszalałabym. Uslyszałam z pretensjami: "No i byłaś na roratach! Nie każdy może żyć jak gwiazda filmowa!" - Nie będę nic więcej dodawała. Każda rozmowa i z mamą i próba zrozumienia mnie kończy się tak samo. Jestem opiekunką, służącą i nie powinnam narzekać. Jest dobrze, kiedy usługuje i nie buntuje się. A mamie chyba to odpowiada...

Odnośnik do komentarza

Dałaś sobie też wejść na głowę, teraz trudno to będzie zmienić. Mieszkacie w bloku? 

Nie mogłabyś zatrudnić opiekunki na godziny, żeby zacząć pracować, chociaż w niepełnym wymiarze, albo chociaż załatwić jakąś pracę zdalną. 

 

Odnośnik do komentarza

Nie jesteś sama. Bóg jest z Tobą. Kiedyś to zrozumiesz. Teraz łap z życia ile się da. Czytaj, uprawiaj sport, poznaj kogoś. 

Przyjmij postawę i konsekwentnie się jej trzymaj aż mama zrozumie, że jesteś jej zbawieniem bo poświęcasz dla niej życie. 

Kiedyś stanie się dla Ciebie światło. I ty nim będziesz. Wytrwaj.

Odnośnik do komentarza
Gość HansHans11

Karolina, podziwiam Cię. Jesteś bardzo silna. 

Bardzo ciężka sytuacja, tym bardziej, że masz jakby nie było dopiero 31 lat i w pewnym sensie obecnie tracisz życie, karierę i młode lata. Ale z drugiej strony... to matka, która dała Ci życie i zapewne opiekowała się Tobą w dzieciństwie. Naprawdę ciężka sytuacja. A tą siostrę matki bym chętnie wypatroszył. Wstydu nie ma.

Nie miej też pretensji do matki za czasem przykre słowa. Ona cierpi i jest na pewno rozgoryczona swoją sytuacją, i właśnie często się zdarza, że tacy bywają niemili wobec osób które im pomagają. Wiem co mówię bo sam pracuje jako opiekun osób starszych od wielu lat.

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Pomagasz mamie ale żyjesz jak w klatce. To nie jest życie na dłuższą metę. Jesteś młoda i żyjąc tak je marnujesz. Nie twierdzę że nie masz się opiekować matka ale to co jest w tym momencie to poświęcenie. Bo nie masz pracy, nie masz partnera, nie masz hobby itp. Twoje życie jest podporządkowane matce. Ja również sugerowałabym wynajęcie kogoś do opieki i pójście do pracy. Choć to niełatwa zapewne decyzja. 

Znam taka sytuację bo bliska mi osoba ma podobną sytuację. Opieka nad totalnie bezwładna leżącą osoba w dodatku z chora głowa więc dodatkowa masakra.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

Tak, mieszkamy w bloku. O opiekę dla mamy staram się od ponad pół roku. Na razie bez skutku. Mama ma siostrę, w dodatku mieszkającą na drugim osiedlu i przez ten fakt otrzymałam już dwukrotną odmowę. Z kolei zwykła opiekunka środowiskowa nie wystarczy (chociażby z racji ilości i częstotliwości przyjmowania leków; mama sama ich nie weźmie, bo nie widzi). Posiłków również sama nie jest w stanie przygotować, zrobić zakupów, umyć się... No, generalnie większości czynności dnia codziennego. Pracę zdalną mam od czasu do czasu. Zupełnie ona niczego nie zmienia i nie wnosi niczego do mojego życia. Tęsknię za moim zawodem, którego nie sposób wykonywać zdalnie. Kiedyś wszędzie było mnie pełno, dusza towarzystwa, ekstrawertyczka. Najpierw walczyłam o dostanie się na uczelnię, później, by ukończyć ją i to z jak najlepszym wynikiem, a koniec końców obroniłam dyplom i wróciłam do domu (początkowo przez pandemię). Już na etapie studiów pracowałam w zawodzie i szło mi świetnie. Nie jestem zmęczona fizycznie, tylko psychicznie, ale też nie zastaną sytuacją, tylko zerowym brakiem zrozumienia mnie przez mamę (choć ona twierdzi, że rozumie i bardzo cierpi z tego powodu). Coraz częściej nie mogę przestać myśleć o tym, że bezpowrotnie mija mi młodość. Jestem bardzo atrakcyjną kobietą (zdaję sobie z tego sprawę). I nie żyję. Ja wegetuję. Kiedy oznajmiłam, że pies i tak będzie, bo jestem dorosła i mam prawo decydować w takim samym stopniu jak ona, usłyszałam: "To jest moje mieszkanie i to ja decyduję! Najlepiej od razu kup mi trumnę!". Mama nie znosi sprzeciwu. Jest bardzo despotyczną i autorytarną osobą. Tylko, że ja mieszkam z mamą, bo taka sytuacja losowa nastąpiła, to nie jest mój wybór... Mama potrafi przez cały dzień nie wstać z łóżka, żeby pójść do kuchni po szklankę wody. Po prostu leży w ciemności. Słyszałam też wielokrotnie z jej ust: "Ja się tobą też zajmowałam przez całe życie, a wam tak ciężko, kiedy musicie się trochę poświęcić dla rodzica...!" lub: "Nie bój się, ja już długo nie pożyję. W końcu uwolnisz się ode mnie." albo: "Nikt ci nie każe tutaj ze mną siedzieć! Wyjeżdżaj, droga wolna! Może ciotka przyjdzie raz w tygodniu i co się martwisz czy umrę czy co się ze mną stanie...?!" A przecież zupełnie nie o to chodzi... Później mam wyrzuty sumienia, że może nie powinnam tak narzekać, stawiać się... Ale nie wytrzymuję już coraz częściej. Gdybym chociaż miała oparcie w kimkolwiek w tej sytuacji... Zostałam całkowicie sama. Niby mam wybór, a tak naprawdę w ogóle go nie mam. Zrezygnowałam praktycznie ze wszystkiego. Pogodziłam się też z większością rzeczy - że nie pojadę na wakacje, nie wrócę do zawodu, nie poznam nikogo - bo nie jest to możliwe. Skoro już nie mogę mieć większości, czy pies naprawdę jest aż taką abstrakcją w obecnej sytuacji? Wiedząc, że podołam, bo jestem odpowiedzialna i muszę być w ciągłym ruchu. Brakuje mi kogoś bliskiego i wiem, że psiak dałby mi choć namiastkę. 

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

*Kogoś bliskiego i szczęśliwego, bo osoba chora, która jest w ciągłym bólu, odbiera całą energię i radość życia. Bardzo udziela mi się nastrój mamy. Czuję się też wewnętrznie, jakbym postarzała się o 30 lat...

Odnośnik do komentarza

Pytałam gdzie mieszkacie, w bloku to jednak musiałabyś przekonać mamę, bo pies byłby praktycznie cały czas w domu. Do tego z jej osobowością, tak by Ci dała w kość, że byś musiała go oddać, może na kotka by się zgodziła. 

Ja Ciebie rozumiem, teraz w pandemię to i tak kto może siedzi w domu, więc to musisz przetrwać. Na dłuższe spacery pozostaje chodzić. 

Ale jak minie pandemia szukaj pracy i wynajmnij opiekunkę prywatnie, generalnie jak się ma dzieci, to ciężko o pomoc z PCK. 

To co mówi mama, nie bierz za bardzo do siebie, bo starsze osoby, do tego chore są też znerwicowane, jak do tego dodać charakter mamy... 

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

Na sierść kota i inne zwierzęta domowe, niestety mam alergię. 

Tak, jak wychodzę codziennie na rower na 2-3h, żeby odreagować trochę, tak wychodziłabym z psem na długi spacer. A spacery z rana i wieczorem - codziennie jestem w sklepie, coś załatwiam... To nie byłby dla mnie problem. Mama psa nie wyrzuciłaby, ale tak suszyłaby mi głowę, że nie wiem czy bym to wytrzymała... A argumenty, które podaje na "nie", są naprawdę komiczne: "Wystarczy, że spóźnisz się 3, 4h i kto z psem wyjdzie?!" - pierwsze pytanie, skąd miałabym wracać, żeby się spóźnić, jeśli od 2 lat poza domem jestem najdłużej przez 3h./ "Jestem uziemiona. Ja z psem nie wyjdę!" - nikt nie będzie kazał zajmować się mamie psem; ja go biorę, więc to ja jestem za niego odpowiedzialna./ "W każdej chwili mogę całkowicie stracić wzrok!" - jak to się ma do posiadania psa przeze mnie? Tym bardziej mama potwierdza, że będę musiała z nią już cały czas mieszkać./ "Wystarczy, że przeprowadzisz się i wynajmiesz mieszkanie z psem?!" - tak, można wynająć mieszkanie razem z psem, ale zacznijmy od tego, że ja już nie wierzę w to, że kiedykolwiek wyprowadzę się stąd. Sama jakiś czas temu kilkukrotnie miała chwile słabości i płakała, że jest całkowicie zdana na łaskę drugiej osoby. Kuzynka doradzała jej dom opieki (rozumiała mnie, bo ma syna w moim wieku), ale mama ewidentnie nie chce tam pójść.

Przyjaciółka, która jeszcze studiuje też twierdzi, że większość osób teraz tak czy siak siedzi w domach, nauka znowu jest zdalna i również ma poczucie "utraty czasu".

Przed chwilą znowu usłyszałam: "Tak wielce mi pomagasz?! To wyjeżdżaj! Tylko napisz sms'a wcześniej do ciotki, że wyprowadzasz się." Wczoraj z kolei: "Przeze mnie nie masz chłopaka, znajomych? Przeze mnie?!" Nawet lekarze i pielęgniarki w szpitalu były zaskoczone, kiedy codziennie docierałam z mamą autobusem miejskim, na wózku inwalidzkim na zabiegi. Mówili: "No, byleby pani nie przyzwyczaiła się do tego wszystkiego. Bo teraz jest pani wygodnie, córka wszystko robi, bezgraniczne oddanie i poświęcenie, naprawdę, my to widzimy, rzadko zdarza się, ale ona wcale nie musi tego robić, a pani musi mieć też mieć trochę motywacji."

Naprawdę w takich momentach mam ochotę rzucić wszystko i zostawić Ją samą. Przecież tutaj nie ma nawet za grosz wdzięczności i jakiegokolwiek zrozumienia z Jej strony... Jest super pewną siebie bohaterką, która ma wszystko gdzieś. A już najbardziej mnie. 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gość Karolina napisał:

Jest super pewną siebie bohaterką, która ma wszystko gdzieś. A już najbardziej mnie. 

To nie jest tak do końca, są matki, które uważają, że mają dziecko/dzieci po to, żeby się mini opiekowały na stare lata, bo one przecież tak się poświęciły... 

Tylko, że nikt nam nie kazał rodzić dzieci i to co my dajemy dzieciom, one dają swoim. 

Dlatego ja nawet bym nie chciała, żeby dzieci poświęcały się nad moją opieką, bo dla mnie ich komfort się liczy, nie mój. A już takie teksty jak ma Twoja mama nie mieszczą mi się w głowie. 

Ale matki są jeszcze gorsze niż Twoja, jeśli to jakieś pocieszenie. 

Dla Ciebie jak już pisałam pozostaje, jak minie pandemia, pójść do pracy, zatrudnić prywatnie, nawet sąsiadkę z bloku do pomocy. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 3.12.2021 o 00:33, Gość Karolina napisał:

A mamie chyba to odpowiada...

Niestety tak. Dałaś się totalnie zmanipulować niestety ?  Pomyślałaś kiedyś o psychologu? Potrzebny jest Tobie ktoś kto nauczy Cię jak się bronić przed manipulacją, jak żyć z taką osobą, kto doda Ci sił, wiary w siebie i energii do życia. 

W dniu 4.12.2021 o 13:59, Gość Karolina napisał:

Naprawdę w takich momentach mam ochotę rzucić wszystko i zostawić Ją samą. Przecież tutaj nie ma nawet za grosz wdzięczności i jakiegokolwiek zrozumienia z Jej strony... Jest super pewną siebie bohaterką, która ma wszystko gdzieś. A już najbardziej mnie. 

To Ty jesteś super bohaterką!!! Kup sobie na gwiazdkę koszulkę z takim napisem i perfidnie w niej chodź, zasługujesz na takie miano. To co napiszę wyda się perfidne ale tylko dla tych, którzy nie musieli przeżywać takich rzeczy jak Ty. Może trzeba pomyśleć o ośrodku dla mamy. Jeśli nie to chociaż o opiece chociaż kilkugodzinnej abyś miała czas dla siebie. Każdy zajmujący się chorą osobą (dorosłą czy dzieckiem) powinien mieć czas dla siebie. Wyjść z domu, odstresować się, zrelaksować. Pomyśl o tym poważnie, a w chwilach wolnych zapisz się na aerobik/basen, wyjdź na rower czy spacer do parku. Co do pieska.... skoro jesteś uczulona na domowe zwierzaki to na sierść psa też, a więc chyba to nie jest dobry pomysł by go mieć. Brakuje ci po prostu kogoś poza mamą, a pies był alternatywą na pretekst do wyjścia z domu, na przytulenie się do kogoś, powiedzenie czegoś do innej istoty niż mama. Rozumiem to, ale może tak naprawdę zamiast tego psa potrzebujesz bardziej sama siebie! 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
Gość Taka sama

Karolina ja jestem w podobnej sytuacji ale mam prawie 2 razy więcej lat a moja mama którą się opiekuje ma chorobę Alzheimera i jest na wózku. Najpierw tata dawal sobie radę sam bo stan mamy nie był najgorszy. Wymagała opieki ale chodziła i była samodzielna . Dwa lata temu wszystko się zmieniło. Długo by pisać ale w skrócie przez rok ja i brat na zmianę mieszkaliśmy z rodzicami. Ja na tygodniu on w weekendy. Rodzice mieszkali na wsi więc dojeżdżaliśmy tam ,zostawiając swoje życie i sprawy. Od roku mama jest u mnie a tata u brata bo o

 

PizPewnie sytuacja nie uległa by zmianie gdyby nie moja decyzja że zabieram mamę i jadę do domu bo miałam już dość zachowania ojca. To wcale nie było łatwe że chciałam ich rozdzielić, ale musiałam podjąć taka decyzję i wiem ze byla sluszna. Moja mama to cudowna osoba i nawet w tej chorobie okazuje nam miłość i przywiązanie, choć dokuczać tez potrafi, ale to nie jest jej wina tylko choroby. Natomiast ojciec od czasu kiedy przestał sobie radzić i musiał korzystać z pomocy, stal sie i innym człowiekiem. On nigdy nie pogodził się ze starością, chorobą mamy i swoimi ograniczeniami. Przez to zrobił się zgryźliwy, zły na cały świat i na mnie bo byłam pod ręką. Nie było tygodnia żebym nie wracala do domu z płaczem po tygodniu służby u rodziców . Nigdy od niego nie usłyszałam dobrego słowa, nigdy nie zapytał jak sobie radzi moja rodzina beze mnie. Był mily dla wszystkich tylko nie dla mnie. Nie rozumiałam o co chodzi, dlaczego zamiast wdzięczności okazuje mi tylko zle emocje. Musisz zrozumieć, że człowiek kiedy zaczyna być zależny od innych zmienia się bo tak działa jego system obronny. Nikt nie lubi okazywać słabości i byc ciężarem dla otoczenia. Ludzie cierpią, są sfrustrowani i nie panują nad emocjami. Dlatego muszą je rozładować i zwykle czynią to na najbliższych bo są obok . Dorosły nagle staje się znow dzieckiem a role sie odwracają. To nie jest łatwa sytuacja dla nikogo. Ty jesteś sfrustrowana i twoja mama też.  Każda na swój sposób. Ona mimo kalectwa i zależności dalej chce być i czuć się matką, panią domu i osobą decyzyjną, a ty jesteś już dorosla i chcesz mieć kontrolę nad swoim życiem. Tego nie da się pogodzić . Ja swoje przeszłam ale w pewnym momencie umiałam powiedzieć dość. Tak dalej byc nie może bo ja mam tez swoje życie i musze zorganizować to inaczej. Myślę że Twoja mama jest jeszcze dość młoda i mimo kalectwa moze żyć wiele lat. Chodzi o to,że musisz umieć wyjść z roli córki i przejąć dowodzenie . Rolę się odwróciły i to teraz ty musisz podejmować ważne decyzje za siebie i za mamę. Twoja mama mimo tego co myślisz, dokładnie wie ile ci zawdzięcza i wie doskonale ze jej choroba niszczy tez twoje życie, ale duma nie pozwala jej tego okazać.  Karolina musisz mieć wsparcie, żeby pokonać swoje ograniczeniami. Jeśli cie stać idz do terapeuty, bo szkoda żebyś zmarnowała swoje życie. Pamiętaj że mama jest ważna i to co robisz dla niej świadczy o tym jakim dobrym człowiekiem jesteś, ale ty tez jesteś  WAŻNA. Nie zapominaj o sobie. A psa adoptuj i nie oglądaj się na mamę. Masz do tego prawo,z jej zgoda, czy bez . Pozdrawiam cie serdecznie. 

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

Na sierść psa nie mam alergii - były w mojej rodzinie 2 psy, którymi sama zajmowałam się, kiedy ciotka wyjeżdżała z wujkiem za granicę. Poza tym, co kilka lat mam robione testy alergiczne (jestem pod kontrolą lekarza alergologa).

Coraz częściej myślę o wizycie u psychologa. Czekam tylko na wypłatę za zlecenie zdalne. Oczywiście mama wyśmiewa, kiedy tylko rzucę hasło "psycholog". Pyta też "jakie problemy mają moi znajomi, że potrzebny im psycholog?" i "teraz chyba jest w modzie chodzenie do psychologa!". Ale ja czuję się coraz gorzej. Zwłaszcza teraz, kiedy pada śnieg, bo na rower już nie pójdę, a tylko on pomagał mi w tej całej sytuacji. Jestem dokumentnie uziemiona. Życie bez celu naprawdę nie ma sensu. A ja sobie to z każdym dniem coraz bardziej uświadamiam. Staram się już nie myśleć o tym, co mogłabym robić w tym momencie, jaką mieć pracę, bo narasta we mnie jeszcze większa frustracja. Od kilku dni nie mogę zasnąć do 5/ 6 rano. Później śpię do 13. Wstaję tylko po to, żeby podać mamie leki, zmienić plastry przeciwbólowe, zmierzyć ciśnienie, podać jedzenie... I ponownie siadam do komputera, na przemian z chodzeniem koło niej i tak każdy dzień wygląda. Jeszcze w międzyczasie mama jęczy i syczy z bólu, a to też sprawia, że czuję się fatalnie. Zawsze byłam bardzo silna psychicznie, ale już nie czuję się taka. Poza tym, w moim życiu nastąpił splot wydarzeń - rozstanie z chłopakiem (które bardzo przeżyłam), obrona pracy magisterskiej, przeprowadzka do innego miasta - dostałam tam pracę, ale chciałam szybciej pozbierać się po rozstaniu, nagle pandemia, powrót do miasta rodzinnego i choroba mamy. Jeszcze w tym roku covid, w trakcie którego odchodziłam od zmysłów, kiedy karetka zabrała mamę do szpitala, a ja zostałam sama w domu, nie mogąc go opuścić (izolacja). Wtedy myślałam, że oszaleję. Wczoraj powiedziałam mamie, że już nie daję rady i czy w ogóle jest w stanie choć odrobinę zrozumieć, co ja czuję, a nie tylko cały czas skupi się na sobie. Krzyknęła: "To uduś mnie poduszką i będziesz miała spokój!". Czuję się jak w wariatkowie... Kiedy zaczynam też temat psa (chciałam wziąć kilkuletniego ze schroniska), wkłada palce do uszu lub ustawia radio na cały regulator. Później znowu jest miła, kiedy zależy jej, bym coś podała do łóżka. Mama ma mieć operację w styczniu, bo w przeciwnym razie czeka ją życie w nieustannym bólu i wózek inwalidzki już do końca. Widzę jednak, że robi wszystko by jej mieć. I nie będzie miała, bo nawet nie chce pójść do dentysty (warunek operacji, to zdrowe zęby). Również boję się tej operacji i długotrwałej rehabilitacji, ale chcę, żeby coś w końcu zmieniło się. Lekarz przyśpieszył termin, kiedy usłyszał, jak wygląda moja sytuacja. Jeszcze w zeszłym roku funkcjonowałam jako-tako, bo raz na tydzień wyrywałam się do przyjaciółki. Ale przyjaciółka z mężem aktualnie woli zapraszać innych znajomych. Ostatni raz widziałyśmy się w sierpniu. Kilka dni temu próbowałam poradzić się jej się przez Internet... Odpisuje po kilku dniach i widać, że robi to "bo wypada odpisać". Raz nawet zamilkła na 3 m-ce - obraziła się o coś. Tak samo inna bliska znajoma. Kontakt urwała ze mną w czerwcu. Już nie jestem atrakcyjna dla nikogo. W końcu nic się u mnie nie dzieje.

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

Sytuacja sprzed kilku godzin. Przestałam odzywać się do mamy po dzisiejszej porannej kłótnie. Usłyszałam z drugiego pokoju, że coś mówi do siebie wściekła. Podeszłam pod drzwi. Próbowała się podnieść. Wysyczała: "ty mordo jedna..." Odezwałam się ponownie przed chwilą, bo zrobiło mi się jej żal. Rozmowa była w miarę normalna, dopóki ponownie nie poruszyłam tematu psa. Zapytałam czy gdybym chciała mieć dziecko w tym momencie, również zabroniłaby mi. Usłyszałam: "Nie, bo tym dzieckiem zajmowałabyś się sama." Aha, czyli psa biorę/ kupuję dla niej... Wcześniej jeszcze tonem rozkazującym powiedziała: "Zrób mi kanapkę z serkiem topionym!". Odparłam na to, że jestem tylko służącą dla niej; "JA TOBIE SŁUŻYŁAM PRZEZ 30 LAT! WYJDŹ!" 

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

"Taka sama" - z góry chciałam bardzo podziękować za słowa wsparcia, zrozumienie i empatię.

Mama zostawiła ojca (podobno nadużywał alkoholu), kiedy miałam 4 lata i przeprowadziła się wraz ze mną do innego miasta. Nigdy go nie poznałam (pamiętam tylko jak przez mgłę, jak raz siedziałam u niego na kolanach). Był tutaj kilkukrotnie, jak byłam mała - wystawał pod drzwiami, ale mama go nie wpuściła. Później wysyłał kartki, aż w końcu dał sobie spokój. Mieszkałyśmy razem z babcią, która zmarła 14 lat temu. Aktualnie z dnia na dzień jest coraz między mną a mamą. Przed chwilą powtórzyła słowa, które wielokrotnie wypowiadała, kiedy była na mnie wściekła: "Dobrze, że w tym momencie nie zaglądasz do mojej głowy...!" Ale też i kilka dni temu usłyszałam któryś już raz: "Cała rodzina twojego ojca robiła tak samo, jak ty!"

Nasze relacje wcześniej przypominały roller coaster. Raz dobrze, największe przyjaciółki, później liczne kłótnie. I tak na przemian. Mama zawsze skarżyła na mnie ciotce, kiedy byłam mała i stosowała różnego rodzaju kary - np. nie mogłam gdzieś pojechać razem z nimi. Ciotka z kolei zawsze broniła. Była "ta dobra". Raz wyrzuciła za karę do zsypu moją ulubioną lalkę i śmieję się do dziś, że musiała to być dla mnie jakaś duża trauma, bo dokładnie pamiętam, jak płakałam wtedy przez długi czas. Nawet aktualnie - sytuacja sprzed 2 m-cy - skarżyła na mnie - przy mnie - wujkowi, kiedy pomagał nam w mieszkaniu. To był taki kilkugodzinny ping-pong. Ona na mnie nadawała, ja na nią.

Również wiecznie nie była zadowolona z moich wyników w nauce (mimo, że prawie rok rocznie przynosiłam paski do domu). O, i ponoć miałam nie nauczyć się czytać. Do dziś wujek śmieje się z tego. 

Mama chyba do tego stopnia przedstawiała mnie przed rodziną, że musiałam mu pokazywać dyplomy ukończonych uczelni.

Byłam w dwóch poważnych związkach, które z perspektywy czasu - wydaje mi się - zepsułam na własne życzenie. Ostatniego związku żałuję po dziś dzień. Koniec końców, scenariusze podobne. Mama tak klarowała mi na temat jednego i drugiego, tak byłam nabuzowana po licznych rozmowach z nią przez telefon, że raz - wyładowywałam się na nich od razu po odłożeniu słuchawki, dwa - wierzyłam w to, co mówi. A mówiła np.: "Gdyby naprawdę cię kochał, to..." / "Cooo, już ci zabrania nawet z matką rozmawiać?!". Dzwoniła wtedy non-stop i była coraz bardziej wściekła, że nie mam dla niej czasu. Do dziś tłumaczy to tym, że dowiedziała się o diagnozie i była strasznie załamana. Ale też była sytuacja, że chłopak przyjechał tutaj po mnie, żeby mnie zabrać do innego miasta (wcześniej byliśmy pokłóceni przez pewien czas). Mama wygadywała takie rzeczy do mnie zza zamkniętych drzwi, że nie byłam w stanie skupić się na szybkim spakowaniu. Serce waliło mi wtedy jak oszalałe. Usłyszałam m.in., że traktuje mnie instrumentalnie, że służę mu jako wkład do łóżka, że zaraz wrócę tutaj w podskokach... Dokładnych słów nie pamiętam, bo było to ponad 3 lata temu. Oczywiście po tej sytuacji byłam już strasznie zdenerwowana, zdołowana... Musiał zapewniać mnie przez pół drogi w aucie i później udowadniać, że wcale tak nie jest. No i nie było, oczywiście. A z pierwszym chłopakiem była analogiczna sytuacja. Również nie podobało się mamie, jak P. mnie traktuje i np. przechodziła ostentacyjnie pod drzwiami, chrząkając na całe mieszkanie. Albo: "Gdyby naprawdę cię kochał, wytatuowałby sobie twoje imię na ręce, nie jakieś wzorki." Później śmiała się z tego mówiąc, że żartowała, ale ja w to wierzyłam. Miałam wtedy 19 lat. I podobnie poddawałam wszystko w wątpliwość, urządzałam różne sceny, że aż chłopak nie wytrzymał.

Mama mówi, że musiała taka być, bo robiła za matkę i ojca jednocześnie.

Odnośnik do komentarza

Była i jest toksyczną matką, dlatego tak Cię uzależniła od siebie i raczej nie będziesz miała siły, żeby cokolwiek zmienić, jedynie terapia mogłaby Ci w jakimś stopni pomóc. Pomyśl tylko o sobie, żeby sobie pomóc, bo matce to już nic nie pomoże. 

Odnośnik do komentarza
Gość Taka sama

Ka-wa ma rację. Twoja mama była i jest  bardzo toksyczna . To bardzo uzależniający uklad i wymaga duzo determinacji żeby z niego sie wyrwać. Dam ci parę rad jak powinnas to zrobić, ale wszystko zależy od tego ile masz determinacji i woli przerwania dominacji matki nad tobą i twoim życiem. Otóż nawet w sytuacji całkowitej zależności od twojej opieki ,matka nie chce uznać tego faktu i dalej uważa, że jej pozycja jest tak silna, że zachowuje się wobec ciebie jakby miała nad tobą władzę i przewagę psychiczną. Jest pewna, że wpędzanie ciebie w poczucie winy,jest skutecznym sposobem manipulacji. Ona wie, że nie możesz jej się przeciwstawić, bo zawsze tak bylo,bo tak cie ukształtowała. Sposobem na przerwanie tej patologi, jest zaznaczenie i realizowanie swojej własnej woli, bez żadnych konsultacji z nią . Po pierwsze, nie dyskutuj dłużej na temat psa. Po prostu któregoś dnia go przyprowadź do domu i nawet o tym nie mów. Sama uslyszy, że jest nowy domownik . Jeśli będzie komentować ,nie słuchaj, nie dyskutuj. Jeśli się obrazi, trudno. Poczekasz aż bedzie musiał się odezwać, bo coś będzie chciała. Więcej tego tematu z nią nigdy juz nie poruszaj . Tylko czyny,  nie słowa, mogą cos zmienic w postrzeganiu przez nią, twojej osoby. To będzie pierwszy mały krok ku twojej wolności. Jeśli np zrobisz jej coś do jedzenia a ona będzie wybrzydzać, to zabierz i nie dawaj nic w zamian. Jeśli coś chce od ciebie  to powiedz jej ....poproś ,a nie razkazuj . Jeśli nie zmieni tonu,  nie dawaj i nie rób ,aż zauwazy, że coś się zmieniło i to ona powinna się dostosować, do Nowej Ciebie . Generalnie przestań byc mala córeczka swojej mamusi, tylko bądź kobietą alfa w waszym stadzie. 

Teraz sprawa chyba na później, ale bardzo ważna w temacie wyrwania sie spod dominacji toksycznej matki . Otóż ona zdecydowała za ciebie i pozbawiła cie z własnych egoistycznych pobudek, kontaktu z ojcem. Przez nią, nigdy go nie poznałaś , a miałaś do tego święte prawo, tym bardziej że on się starał. Twoja matka popełniła bardzo ciężki grzech ,przeciw własnemu dziecku . Pamietaj ,ze znasz tylko jej wersję wydarzeń i nigdy nie miałaś okazji poznać drugiej strony medalu. Ja na twoim miejscu nawiązała bym kontak z ojcem, choćby tylko dlatego żeby móc podjąć własną decyzje w tej sprawie, a nie sankcjonowac tej , którą za ciebie podjęła kiedys matka. Masz prawo do własnej oceny i jesteś juz na tyle dorosla, żeby pewne sprawy zrozumieć. Ale najważniejsze w tym byłoby to, ze tym faktem, wybijesz się na niepodległość, zaznaczysz i pokażesz matce, ze będziesz podejmować własne decyzje wbrew temu co ona uważa.  .  I pamiętaj...zasada jest taka.  Nie pytasz o zgodę, nie dyskutujesz,nie wykłócasz się, nie przekonujesz do swoich racji. Po prostu działasz i stosujesz tatyke faktów dokonanych. Matka w końcu zauważy, ze jej władza nad tobą sie skończyła i zacznie cie szanować i traktować poważnie twoje decyzje. Przestań  się w końcu  jej bać, bo co ona może ci zrobić....obrazi się ?  Niech sie obrazi. To tak z grubsza, ale wasze relacje sa na tyle skomplikowane, że pomoc terapeuty uważam za niezbędną. 

Aha....wiesz ,że jeśli z powodu opieki nad matką zrezygnowałaś z pracy, to należy ci sie zasiłek opiekuńczy. 

Odnośnik do komentarza
58 minut temu, Gość Taka sama napisał:

Nie pytasz o zgodę, nie dyskutujesz,nie wykłócasz się, nie przekonujesz do swoich racji. Po prostu działasz i stosujesz tatyke faktów dokonanych

Tylko, że to jest za trudne i niewykonalne dla autorki. Żeby cokolwiek zrobiła w tym kierunku, musi najpierw przejść chociaż jakiś etap terapii. 

Na początek powinna nie brać do siebie jej gadania, a ona przejmuje się jej każdym zdaniem, a ta nadaje bez pytania i ograniczeń. 

Matka jest nieobliczalna i Karola nie wytrzyma psychicznie jej reakcji. 

Jeszcze, jeśli chodzi o psa, to można by jeszcze się na niego zdecydować, wziąć pod uwagę przygadywania matki, ale też trzeba by pomyśleć, co będzie z psem jak Karolina pójdzie do pracy, matka pewnie go wygna, pod jej nieobecność?

Tak naprawdę najlpiej by było się wyprowadzić i na zmianę zapewnić opiekę z opiekunką, bratem i siostrą matki. 

Jak trzy razy dziennie tylko  na 1 godz. będzie ktoś u niej, może  wtedy doceni córkę, choć też wątpię. 

 

Odnośnik do komentarza

Wspominałaś, że wujek był, to skojarzyłam z bratem. Nie dziwię się, że siostra zerwała kontakt, jak mama tak traktuje najbliższych. Jakby mama mieszkała sama to odnowiła by kontakt z siostrą, to by ją nauczyło trochę pokory. 

To co my piszemy ma dać Ci do myślenia, ja wiem, że nie zostawisz mamy, bo wyrzuty sumienia też by Ci nie dały spokoju. 

Dlatego, żeby nabrać dystansu, potrzebna Ci terapia. 

Odnośnik do komentarza
Gość Karolina

Dodam, że ciotka urwała z nami kontakt po tym, kiedy powiedziałam jej, że postępuje z mamą tak samo, jak z babcią. Rzuciła się do mnie ze słowami: "O ty suko jedna!" (nie wiedziałam, że jest tak prostacka, aż mnie zamurowało), wcześniej śmiejąc się, że jestem sfrustrowana i że odbija mi przez siedzenie w domu (jej mąż stale twierdzi, że doprowadziła babcię do śmierci, tylko wiadomo - do niego aż tak nie rzuci się; bliższa koszula ciału). Krzyczałam: "Tak, odbija mi! Nie jeżdżę na działkę dzień w dzień tak, jak ty, nie zajmuję się aktualnie urządzaniem domku!"  Ciotka bagatelizowała objawy, które babcia jej opisywała przez długi czas. Koniec końców, babcia trafiła na stół operacyjny, kiedy nagle jej stan gwałtownie pogorszył się. Zmarła w szpitalu. Kiedy studiowałam w innym mieście, to ona doglądała mamę. Jej pomoc polegała na tym, że zaglądała do mamy raz w tyg. na 10 min., kładąc zakupy na stole w kuchni i kolejne leki na (mama narzekała, że coraz bardziej bolą ją kolana i biodra). Wizyty u lekarza nie zaproponowała, bo nie uznaje lekarzy. Finalnie - mama brała taką ilość tabletek przez ostatnie lata, że w tym roku przez 2 m-ce leczyła się na krwotoczne zapalenie żołądka. Była w tak strasznym stanie, że przewracała się (wszystko, co zjadła, zwracała). Obyło się bez szpitala (choć lekarz rodzinny naciskał na pobyt tam). Jeszcze wcześniej był covid... Dlatego też po tych wszystkich sytuacjach zdrowotnych, jestem tak wypompowana psychicznie. Byłam wtedy na najwyższych obrotach. Spałam jak mysz pod miotłą, budząc się za każdym razem (co 2-3h), kiedy mama szła do łazienki. Najbardziej boli mnie, że mama nadal potrafi wykrzyczeć, że ciotka nie pomaga, bo ja tutaj jestem. Stale jej broni. Nawet kilka dni temu usłyszałam: "Gdyby nie ciotka...".  Zastanawiam się czy naprawdę w to wierzy, czy chce mnie zdenerwować. Czy może już nie pamięta, że dzwoniła do niej trzykrotnie w maju, prosząc z płaczem, żeby jej pomogła, bo ja chcę wrócić do pracy. Mama pytała też czy będzie jeździła z nią na zabiegi rehabilitacyjne przez 2 tygodnie. Usłyszała wtedy: "A cooo, Karolinka taka bohaterka i już nie daje rady?! Ja mam jeździć z tobą tam dzień w dzień?! Tobie nie pomogą już te zabiegi. Kupię ci jakieś akcesoria i będziesz ćwiczyła w domu." I mama sama wtedy była załamana, widząc w jakim jest stanie i przyznała, że nic jej nie da to, że ciotka znowu zajrzy raz na kilka dni. Bo chociażby trzeba leki podać. Ciotka wpadła wtedy na wspaniałomyślny pomysł podziałki na leki. Co też skończyło się płaczem u mamy, bo sama przyznała, że podziałka jest dobra dla osób, które zapominają, które leki należy brać, a nie dla osób, które prawie nie widzą. 

Często też słyszę, że "studia skończyłam dzięki ciotce". - Bo to ona pomagała mi finansowo. Gdyby mama była tak lojalna wobec mnie, jak jest w stosunku do niej... Kilkukrotnie powiedziała, że ciotka jest mściwa, pamiętliwa, ale ogólnie odnoszę wrażenie, że jest bardziej za siostrą niż za mną. 

 

W kwestii ojca - nie czuję kompletnie żadnej potrzeby, by go poznać. Mama wielokrotnie mówiła: "Żeby tylko czasem do nie przyszło ci do głowy, żeby po mojej śmierci nawiązywać z nim jakikolwiek kontakt! To nieobliczalny wariat! Jeszcze tak cię urządzi, że na stare lata będziesz musiała płacić na niego alimenty!" A kiedy brałam ją pod włos, zawsze denerwowała się i mówiła, że gdyby był normalny, nie musiałaby uciekać 400 km do innego miasta z małym dzieckiem...

Odnośnik do komentarza

Z tego wychodzi, że siostry są siebie warte. 

Też wierzysz we wszystko mamie, ciotkę obwiniasz, a jest taka sama jak mama. Nie wiesz jak postępowała z babcią, więc nie powinnaś jej osądzać. Zresztą Twoja mama i Ty  mogłyście też się zainteresować babcią. 

Dlatego nie powinnaś wypominać ciotce, ja widzę, że wy wszystkie jesteście kłótliwe. Tylko pretensje i wymagania macie... Przykre, że najbliższe osoby nie potrafią się wspierać. 

Ty chociaż studiowałaś, przyjeżdżałaś do domu, też mogłaś bardzej zainteresować się mamą. Mama też miała swój rozum, co do leczenia, a Ty teraz wszystkie psy wieszasz na ciotce. 

Mama o ojcu powiedziała co chciała, nawet nie sprawdziłaś dyskretnie, jaka była prawda. 

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...