Skocz do zawartości
Forum

Theraflu a brak kontaktu z otoczeniem


Gość Milka

Rekomendowane odpowiedzi

40 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

Mój kumpel miał ten zabieg niedawno. Boli jak cholera. ?

 

Nic nie boli tak jak życie ? Taki jest tytuł jednej z płyt Budki Suflera :)

40 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

A tak poza tym to jak tam Twój dom, pięć mieszkań i ziemia?

Jak już odłożę to od razu przerywam pracę i robię sobie wolne bo brakuje motywacji. Nie żyje się dla siebie a skoro nie mam nikogo to wolę dobrze zjeść i pić dobre trunki niż oszczędzać. Dziwię się że Ty oszczędzasz a mimo tego nie masz nic. To jest jakiś bug w systemie.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Balotelli, jeśli chodzi o THC to wszystkim, których znam pomagało do czasu aż tego używali. 

To jest roślinka, która jest przez liberałów przedstawiana jako niegroźne, miękki narkotyk etc, ale prawda jest taka, że jest silnie lękoggena i u ludzi, którzy regularnie przypalają pojawiają się tendencje do nerwic, stanów lękowych i zmiany w mózgu rozbudowa ciała migdalowatsgo, ale to czujesz dopiero jak już przestaniesz jarać. Dopóki jarasz to jest ok. 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
7 minut temu, Gość mózg napisał:

Nic nie boli tak jak życie ? Taki jest tytuł jednej z płyt Budki Suflera :)

Jak już odłożę to od razu przerywam pracę i robię sobie wolne bo brakuje motywacji. Nie żyje się dla siebie a skoro nie mam nikogo to wolę dobrze zjeść i pić dobre trunki niż oszczędzać. Dziwię się że Ty oszczędzasz a mimo tego nie masz nic. To jest jakiś bug w systemie.

Ale w ten sposób jak przepjeprzysz to musisz do tej pracy wracać, a to jest błędne koło. 

Ja Odkładam po to, żeby wygenerować dochód pasywny, nie być niewolnikiem i mieć święty spokój od sytemu. Dzięki temu, że mam pięć zer na koncie(mam nadzieję że wkrótce 6) ,to mogę w każdej chwili powiedzieć w robocie "a w doopie mam was wszystkich", wstać i wyjść. Zapewne i tak za parę lat Morawiecki mi to skofiskuje, ale spróbuję się bronić. 

Odnośnik do komentarza
55 minut temu, Gość mózg napisał:

Jak mogłaś nazwać to uzależnieniem? ?

Bo uzależniamy się od kropli do nosa. Uzależnienie polega na tym, że nie możesz bez nich funkcjonować. Nie mówiąc już o uszkodzeniach śluzówki. 

" objaw uzależnienia śluzówki od preparatu – jeśli go zażyjemy, odczuwamy ulgę, jeśli zaś go odstawimy, ponownie pojawi się uczucie zatkanego nosa." 

 

Odnośnik do komentarza
10 minut temu, Gość ka-wa napisał:

Bo uzależniamy się od kropli do nosa. Uzależnienie polega na tym, że nie możesz bez nich funkcjonować. Nie mówiąc już o uszkodzeniach śluzówki. 

 

Nie mogę się z tym zgodzić ponieważ wcześniej też nie mogłem funkcjonować aż odkryłem te krople i to jest mega poprawa jakości życia, Gdyby uzależnienie tak wyglądało to byłbym jego orędownikiem ale to po prostu zaleczanie długofalowego problemu którego nie da rady wyleczyć na stałe. Uszkodzeń śluzówki nie stwierdziłem. Jak już to raczej uszkadza się przez to że mam zatkany nos i nie mogę normalnie oddychać a nie przez to.

12 minut temu, Gość ka-wa napisał:

" objaw uzależnienia śluzówki od preparatu – jeśli go zażyjemy, odczuwamy ulgę, jeśli zaś go odstawimy, ponownie pojawi się uczucie zatkanego nosa." 

 

Na tej zasadzie mój ociec chory na serce jest uzależniony od leków zbijających ciśnienie bo bez nich miałby ciągłe nadciśnienie. Czyli lepiej żeby miał bo to uzależnienie? Ta logika na to by wskazywała ale uzależnienie jest czymś zupełnie innym. To jest taki stan że ktoś zażywa substancje psychoaktywne bo jest uzależniony od ich stanu szczytowego czyli nawet jeżeli ktoś zażywa psychotropy np SSRI to nie znaczy że jest uzależniony bo to wtedy lekarstwo. Uzależnienie jest wtedy kiedy nie ma efektu terapeutycznego a jest wyłącznie rekreacyjny i nie można się bez niego obejść.

25 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

Balotelli, jeśli chodzi o THC to wszystkim, których znam pomagało do czasu aż tego używali. 

 

No bo to taka substancja ale z badań naukowych wynika że pomaga na ADHD i tak jak odpisałem do ka-wy o uzależnieniach - nie chodzi o to że ktoś musi zażywać daną substancję żeby było dobrze tylko o to czy substancja wywołała ten efekt. Jeżeli on był przed jej pierwszym zażyciem, pomaga a po odstawieniu wracają objawy to nie jest objaw uzależnienia tylko odstawienia leku.

27 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

To jest roślinka, która jest przez liberałów przedstawiana jako niegroźne, miękki narkotyk etc, ale prawda jest taka, że jest silnie lękoggena i u ludzi, którzy regularnie przypalają pojawiają się tendencje do nerwic, stanów lękowych i zmiany w mózgu rozbudowa ciała migdalowatsgo, ale to czujesz dopiero jak już przestaniesz jarać. Dopóki jarasz to jest ok. 

Odwrotnie. Po odstawieniu wracają dawne lęki które były maskowane przez substancję. Na pewno lepiej zajarać niż napić się wódki albo 8 piw i znam dużo osób które palą właśnie tak okazyjnie. Gdybym miał dostęp do towaru dobrej jakości to bym palił codziennie bo lepiej wydać na dobry weed niż na jakieś żarcie albo inny syf z którego nic nie wynika. Odstawienie palenia generuje lęki ale to nic dziwnego skoro jest to substancja bardzo mocno tłumiąca lęk i powodująca pozytywne myślenie. To co jest w Holandii to zupełnie inny produkt niż ten maczany syf od polskich dealerów.

32 minuty temu, Gość BógJestZły napisał:

Ale w ten sposób jak przepjeprzysz to musisz do tej pracy wracać, a to jest błędne koło. 

 

Ale to działa na plus bo wraca motywacja. Potrzebuję kasy na biężąco ale nie mam większych wydatków. Najwięcej idzie na żarcie i na wachę.

34 minuty temu, Gość BógJestZły napisał:

Ja Odkładam po to, żeby wygenerować dochód pasywny, nie być niewolnikiem i mieć święty spokój od sytemu.

Trzymam kciuki żeby Ci się udało ale nie przewiduję Ci sukcesu z tym podejściem. Na pasywkę musiałbyś zarabiać dużo więcej a oszczędności to dla mnie cebulactwo. Chcąc mieć więcej wolałbym zwiększyć zarobki niż ograniczać wydatki a jak już mam odłożoną kasę na 3 miesiące to motywacja do pracy sama znika i mnie wyrzucają bo podświadomie robię wszystko żeby tak było. Np spóźniam się codziennie o pół godziny, 20 minutowa przerwa zamienia się w 40 minut i jeszcze piję wtedy browara. Jestem na maksa nieodpowiedzialny i badam granice na ile mogę sobie pozwolić i zwykle okazuje się że wszyscy się boją przekroczyć czas o minutę a spokojnie można 2 miesiące walić w chooya i dopiero po czasie staje się to problemem ?

37 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

Dzięki temu, że mam pięć zer na koncie(mam nadzieję że wkrótce 6) ,to mogę w każdej chwili powiedzieć w robocie "a w doopie mam was wszystkich", wstać i wyjść. Zapewne i tak za parę lat Morawiecki mi to skofiskuje, ale spróbuję się bronić. 

Ja nic nie mam więc mi nic nie zabiorą a kiedy będę potrzebował to sobie zarobię. Twoje podejście jest chyba bardziej życiowe ale będziesz w ten sposób całe życie nieszczęśliwy a ja jestem niestabilny ale przynajmniej mam często stany szczytowe i nie potrzebuję do tego ćpać. To jest samoistne.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Ja też się z tym nie zgadzam co pisze ka-wa, jestem zwolennikiem, żeby człowiek sobie ulżył w cierpieniu kiedy można. 

Sam dałbym wszystko, żeby mieć taki lek, który by wreszcie usunął moje problemy z żołądkiem, a nie codziennie meczarnia. Miałbym w d..czy uzależnia. 

Uważam, że człowiek ma wystarczająco przewalone i trzeba unikać cierpienia. Chociaż to jest sprzeczne z filozofią buddyjską, która była mi zawsze najbliższa, ale oni są np. przeciwnikami eutanazji, bo uznają to za ucieczkę przed cierpieniem. Ja jestem jak najbardziej za eutanazją. 

Balotelli, to, że nie popadam w hedonistyczny tryb życia to nie znaczy, że jestem nieszczęśliwy. Mnie uszczęśliwia co innego niż Ciebie. 

To jest tak jak np. niektórzy kochają duże miasta, a inni małe miasta. 

To, że oszczędzam nie znaczy, że żyje jak asceta. Po prostu te rzeczy, które mi sprawiają radość są tanie, albo nie kosztują żadnych pieniędzy. 

 

Odnośnik do komentarza
9 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

Sam dałbym wszystko, żeby mieć taki lek, który by wreszcie usunął moje problemy z żołądkiem, a nie codziennie meczarnia. Miałbym w d..czy uzależnia. 

 

No to jaranie tylko że w Holandii albo Kanadzie. Ja Ci powiem coś o wiele gorszego - przyzwyczaiłem się do tego syfu i jakoś mimo tego szukam pozytywów. Staram się przypomnieć sobie to co myślałem kiedy czułem się idealnie i nie muszę tego czuć żeby przypomnieć sobie wnioski i sposób rozumowania. Potem przychodzi stan mega załamki a potem znowu jest spoko ale argumentując wolę przekonywać do tego co spoko niż do tego drugiego. Jeszcze wcześniej właśnie przekonywałem innych do tego że jest źle i to z taką charyzmą że każdy przejmował ode mnie ten stan chooyozy bo rzadko ktoś potrafi tak argumentować jak ja.

10 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

Uważam, że człowiek ma wystarczająco przewalone i trzeba unikać cierpienia. Chociaż to jest sprzeczne z filozofią buddyjską, która była mi zawsze najbliższa, ale oni są np. przeciwnikami eutanazji, bo uznają to za ucieczkę przed cierpieniem. Ja jestem jak najbardziej za eutanazją. 

 

Bardzo szanuję buddyzm tak jak cycki Katie Perry ale to nie znaczy że jest nieomylny. Dawni buddyści nie mieli tego co jest teraz więc zbudowali sobie filozofię odpowiednią do tamtych czasów. Bardzo fajnie ale wypadałoby się dostosować. Też jestem za eutanazją ale też kiedyś narzekałem na to że się urodziłem a potem zrozumiałem że nie dało się nie urodzić a życie jest przymusem więc trzeba zmienić przymus w coś co jest spoko.

13 minut temu, Gość BógJestZły napisał:

To, że oszczędzam nie znaczy, że żyje jak asceta. Po prostu te rzeczy, które mi sprawiają radość są tanie, albo nie kosztują żadnych pieniędzy. 

 

Czyli np co? Ja lubię bardzo niewiele rzeczy. Kilka lat temu moją ulubioną czynnością było wciąganie fety i myślenie po tym i dlatego jestem tak mądry ale potem już było tak że jadłem kreskę i od razu czułem że umieram i po małej ilości wydawało się jakbym przedawkował i dlatego nie wierzę w uzależnienie od stymulantów. Prędzej czy później musi przyjść zmęczenie i potem pojawia się jakiś wstręt do tego i to samo jest z wódą która jest fajna póki nie urywa Ci się film. Jak ktoś się w to wpakuje na grubo to musi być głupi i nie wyciągać wniosków. Miłość może wszytko zmienić ale już w to nie wierzę w swoim przypadku a życie może być piękne ale nie moje. Może po prostu jestem silny i wiem jak to znieść ale często czuję się jakby było dokładnie na odwrót i wtedy interpretuję tą siłę jako narcyzm. Kiedy jest już najgorzej następuje powrót siły jakbym szedł pod prąd z podniesioną gardą przeciwko stadu trolli z którymi nie mam szansy wygrać. Idę na żywioł i wtedy problem odpuszcza na jakiś czas a potem to już wszystkie problemy wydają się odległe z tego względu że nawet jeśli są realne to gdybym miał się tym ciągle przejmować to lepiej się powiesić. Chciałbym żeby istniała substancja działająca jak feta ale nie powodująca zjazdu i ciut bardziej serotoninowa i działająca o połowę krócej, Uwielbiam MDMA ale tego też nie da się zażywać codziennie i nie ma skąd pobrać. Serotoninowa faza jest idealnie przyjemna ale potem trzeba odczekać kilka miesięcy żeby odczuć podobną przyjemność. Trzeźwość jest najgorsza ale można się do tego jakoś przyzwyczaić i to tylko dlatego że nic nie daje trwałej poprawy więc jest przymus oswojenia tego.

Odnośnik do komentarza
12 godzin temu, Gość mózg napisał:

po odstawieniu wracają objawy to nie jest objaw uzależnienia tylko odstawienia leku.

Uzależnienie, uzależnieniu nierówne, tu można też mówić o efekcie odstawienia. Nie ja to wymyśliłam, widocznie to jest udowodnione i zaleca się krótkotrwałe używanie kropli do nosa. 

W tym przypadku trzeba usunąć przyczynę, jeśli się da, ale rozumiem w jakiej jesteś sytuacji. 

Oczywiście, że leki na nadciśnienie uzależniają, bo też nie leczą, tylko swoim działaniem wyrównują ciśnienie. 

Można powiedzieć, że każdy lek, brany ciągle, podtrzymujacy komfort życia, uzależnia. 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Haha, z tematu o leku na grypę wywiązała się dyskusja na tematy głębokie i egzystencjalne. 

11 godzin temu, Gość mózg napisał:

No to jaranie tylko że w Holandii albo Kanadzie. Ja Ci powiem coś o wiele gorszego - przyzwyczaiłem się do tego syfu i jakoś mimo tego szukam pozytywów. Staram się przypomnieć sobie to co myślałem kiedy czułem się idealnie i nie muszę tego czuć żeby przypomnieć sobie wnioski i sposób rozumowania. Potem przychodzi stan mega załamki a potem znowu jest spoko ale argumentując wolę przekonywać do tego co spoko niż do tego drugiego. Jeszcze wcześniej właśnie przekonywałem innych do tego że jest źle i to z taką charyzmą że każdy przejmował ode mnie ten stan chooyozy bo rzadko ktoś potrafi tak argumentować jak ja.

Przyzwyczaiłeś się tzn. do czego konkretnie? bo z tej wypowiedzi nie wynika o co chodzi? Do jakichś przewlekłych problemów ze zdrowym, do jarania, czy pesymistycznego toku myślenia, albo ciulowego samopoczucia?

W każdym razie jest to jakiś sposób, by przypomnieć sobie tok myślenia, ja też pamiętam swój tok myślenia z okresu dzieciństwo-25 rok życia i wiem też, że jest tak, że nie tylko tok myślenia jest wtórny do samopoczucia, ale i odwrotnie, gdy przyjmuję stary tok myślenia to generuje mi to poprawę samopoczucia i podniesienie dopaminy. Tylko, że trudniej jest to zrobić, gdy fizycznie czujesz się źle. 

Mój tok myślenia z okresu dzieciństwo-25 lat był optymistyczny, pełen nadziei i napawający euforią, naturalnie, bez dragów. Tylko, że zauważyłem, że jak się z nim ujawniałem to spotykało się to ze straszną dezaprobatą i negacją ze strony innych ludzi, którzy uważali go za nieracjonalne. Gdy dzieliłem się swoimi myślami to natychmiast było detonowane przez inne osoby i kontrowane próbą "sprowadzenia mnie na ziemię" Ludzie chyba nie lubią, gdy ktoś czuje się za dobrze i jest oderwany od rzeczywistości w kierunku optymistycznym.

11 godzin temu, Gość mózg napisał:

Też jestem za eutanazją ale też kiedyś narzekałem na to że się urodziłem a potem zrozumiałem że nie dało się nie urodzić a życie jest przymusem więc trzeba zmienić przymus w coś co jest spoko.

Wiele razy również narzekałem na to, że się urodziłem i szukałem czegoś co można obarczyć za to odpowiedzialnością za to, że tak się stało, zwłaszcza w sytuacji chorób, mienia przerąbane, bólu fizycznego i psychicznego. Nikt nie zapytał o decyzję czy chcesz. Im dłuższy okres cierpienia w życiu tym bardziej miałem pretensje do całego świata, że wcale tego nie chcę i nie godziłem się na to. Tylko, że mam g... do gadania. Najgorszy okres to są ostatnie lata z powodu ciągłych problemów z układem trawiennym i ciągłego dyskomfortu z tym związanego, ja czekam aż stanie się coś co przerwie to pasmo, bo nasłuchałem się o tym, że nie może wiecznie być źle, że po długiej nocy zawsze musi wzejść słońce.

Do lekarza się nie udaję, bo z doświadczeń znanych mi osób wychodzi na to, że oni po szeregu bolesnych i upokarzających badań jeszcze to tylko pogorszą. Jak słyszysz, że ktoś poszedł z takimi problemami jak ty, bo go bolało, a teraz po "interwencji" lekarskiej boli jeszcze gorzej to odechciewa ci się szukać pomocy w takich miejscach.

12 godzin temu, Gość mózg napisał:

Czyli np co? Ja lubię bardzo niewiele rzeczy. Kilka lat temu moją ulubioną czynnością było wciąganie fety i myślenie po tym i dlatego jestem tak mądry ale potem już było tak że jadłem kreskę i od razu czułem że umieram i po małej ilości wydawało się jakbym przedawkował i dlatego nie wierzę w uzależnienie od stymulantów. Prędzej czy później musi przyjść zmęczenie i potem pojawia się jakiś wstręt do tego i to samo jest z wódą która jest fajna póki nie urywa Ci się film. Jak ktoś się w to wpakuje na grubo to musi być głupi i nie wyciągać wniosków. Miłość może wszytko zmienić ale już w to nie wierzę w swoim przypadku a życie może być piękne ale nie moje. Może po prostu jestem silny i wiem jak to znieść ale często czuję się jakby było dokładnie na odwrót i wtedy interpretuję tą siłę jako narcyzm. Kiedy jest już najgorzej następuje powrót siły jakbym szedł pod prąd z podniesioną gardą przeciwko stadu trolli z którymi nie mam szansy wygrać. Idę na żywioł i wtedy problem odpuszcza na jakiś czas a potem to już wszystkie problemy wydają się odległe z tego względu że nawet jeśli są realne to gdybym miał się tym ciągle przejmować to lepiej się powiesić. Chciałbym żeby istniała substancja działająca jak feta ale nie powodująca zjazdu i ciut bardziej serotoninowa i działająca o połowę krócej, Uwielbiam MDMA ale tego też nie da się zażywać codziennie i nie ma skąd pobrać. Serotoninowa faza jest idealnie przyjemna ale potem trzeba odczekać kilka miesięcy żeby odczuć podobną przyjemność. Trzeźwość jest najgorsza ale można się do tego jakoś przyzwyczaić i to tylko dlatego że nic nie daje trwałej poprawy więc jest przymus oswojenia tego.

To w takim razie zupełnie nie pokrywa się to co lubimy. Ja lubię mieć święty spokój. Zwłaszcza ostatnimi czasy, byle nikt nic nie chciał. Najlepiej zaszyć się w jakiejś głuszy i lesie. 

Twierdzisz, że stałeś się mądry od wciągania krech? Jaki mechanizm tu zadziałał? Uważasz, że po kresce przyjmuje się mądrzejszy tok myślenia? Nie wykluczam, ja tylko raz w życiu zajepałem kreskę, ale próbowałem różnych innych rzeczy. Zawsze z zachowaniem kilkumiesięcznego odstępu, jak miałem dzień wolny i spokój to czasem sobie coś wziąłem, aż doszło do tego momentu, że wszystko co wezmę albo działa na mnie źle i generuje bad tripa, albo w lepszej opcji nie działa w ogóle.

Możliwe, że to kwestia problemów zdrowotnych, z którymi się borykam i nie wiem nawet jaka jest diagnoza ze strachu przed lekarzami i służbą zdrowia. 

Najlepsze przeżycia z tego co pamiętam to miałem po mefedronie (tylko raz spróbowałem) i DXM (kilka razy), DXM strasznie różnie działa na ludzi, mnie dawał tak silną euforię i poczucie jedności ze światem, sensu i zrozumienia, że nawet mefedron i kreska się nie umywały. No, ale to były jednorazowe wyskoki. Nigdy nie miałem ciągów i nigdy nie zażywałem czegoś nawet dwa dni pod rząd. Ustaliłem sobie granice raz na kilka miesięcy, bo lubię mieć kontrolę nad wszystkim, chociaż może to mnie gubi paradoksalnie.

Zawsze wszystko miałem pod kontrolą, sytuację finansową, substancje etc. I może to powoduje ciągłe napięcie, a trzebaby odpuśić i upaść na dno, żeby przeżyć też w życiu sytuację utraty nad rzeczywistością i oswoić to. Tak zrobił kiedyś mój ogarnięty znajomek, który stwierdził, że chce upaść na dno, żeby już wiedzieć jak to jest być najniżej jak się da. Tylko, że u niego to był według mnie pretekst do ćpania i wytłumaczenie uzależenienia. 

Ja już od dłuższego czasu nie mam żadnych styczności z substancjami, bo doszedłem do pewnego momentu, jak mówiłem, że po wszystkim czuję się gorzej. 

Powiem ci, że Ty piszesz, że trzeźwość jest najgorsza, ale mnie nigdy nie przeszkadzała dopóki nie zaczęły się problemy zdrowotne, od tej pory trzeźwość, czy nietrzeźwość każdy dzień to udręka i cierpienie.

Dlatego zalecam doceniać jeśli nic was nie boli.

Odnośnik do komentarza
W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Przyzwyczaiłeś się tzn. do czego konkretnie? bo z tej wypowiedzi nie wynika o co chodzi? Do jakichś przewlekłych problemów ze zdrowym, do jarania, czy pesymistycznego toku myślenia, albo ciulowego samopoczucia?

 

Do tego że świat to jest chójoza w najczystszym wydaniu ale patrzę na widok przez okno i wiem że chcę żyć bo tu jest pięknie. Pesymistyczny tok myślenia współistnieje z czymś co nazywam generatorem złych myśli. Czasem nie da się temu przeciwdziałać i to są najgorsze momenty ale są też takie kiedy czuję się świetnie i wtedy myślę pozytywnie i nie potrzebuję tych rzeczy które w złych chwilach wydają się konieczne do szczęścia. Tak samo jest z pragnieniem śmierci które od razu przechodzi kiedy masz to zrobić i działa noradrenalina. Nawet jak jest relatywnie ok ale zdajesz sobie sprawę ze swojego chójowego położenia czasem mogą powstać myśli samobójcze ale kiedy chcesz za nimi pójść to wzrasta strach. Co innego czują ludzie chorzy aż tak że nie da się przez to normalnie funkcjonować i nie ma wolnej woli bo choroba wygrywa. Narkotyk wygrywa i tak samo jak kasuje negatywny stan i zamienia go w pozytywny to zła faza panuje nad ćpunem a narkotykiem jest wszystko co daje szczęście i zapewnia spokój. Zaburzenie tych czynników panuje nad naszym stanem emocjonalnym i pod tym względem nikt nie ma wolnej woli bo albo musiałoby zawsze istnieć dobre wyjście z jakiejś sytuacji (a nie istnieje dla każdego przypadku a może nawet dla większości) albo musielibyśmy być cielętami bez własnych pragnień i swojego zdania akceptującymi wszystko jak leci.

To co wybieramy świadomie powinno być pozytywne. Narzekanie i mówienie że będzie źle jest bezproduktywną czynnością maskującą realne problemy ze sobą. Jest źle w Twoim życiu ale skupiasz swoją uwagę na świecie zewnętrznym i tam szukasz wad.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

W każdym razie jest to jakiś sposób, by przypomnieć sobie tok myślenia, ja też pamiętam swój tok myślenia z okresu dzieciństwo-25 rok życia i wiem też, że jest tak, że nie tylko tok myślenia jest wtórny do samopoczucia, ale i odwrotnie, gdy przyjmuję stary tok myślenia to generuje mi to poprawę samopoczucia i podniesienie dopaminy. Tylko, że trudniej jest to zrobić, gdy fizycznie czujesz się źle. 

 

Chodzi o to żebyś wiedział że czujesz się źle a nie że obiektywnie jest źle. Mimo wszystko da się znaleźć tutaj wartości.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

W każdym razie jest to jakiś sposób, by przypomnieć sobie tok myślenia, ja też pamiętam swój tok myślenia z okresu dzieciństwo-25 rok życia i wiem też, że jest tak, że nie tylko tok myślenia jest wtórny do samopoczucia, ale i odwrotnie, gdy przyjmuję stary tok myślenia to generuje mi to poprawę samopoczucia i podniesienie dopaminy. Tylko, że trudniej jest to zrobić, gdy fizycznie czujesz się źle. 

 

Nie wiem bo może byłeś zbyt oderwany od rzeczywistości i inni racjonalnie na to wskazywali albo chodziło o to że są pesymistami i to jest sprzeczne z ich przekonaniami. I tak narzekają biadolą zamiast to olać i zrobić ze sobą coś konkretnego. Czasem narzekam na różne rzeczy a czasem jestem optymistą. Jak ktoś jest tylko taki lub taki to nie dziwię się że innym się to nie podoba.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Wiele razy również narzekałem na to, że się urodziłem i szukałem czegoś co można obarczyć za to odpowiedzialnością za to, że tak się stało, zwłaszcza w sytuacji chorób, mienia przerąbane, bólu fizycznego i psychicznego. Nikt nie zapytał o decyzję czy chcesz.

Z tego powodu irytują mnie religie i teoria że jako dusze sami wybieramy sobie to życie albo że Bóg jest sprawiedliwy więc wszystko zrekompensuje się po śmierci. Kolejni którym wydaje się że posiedli wiedzę na ten temat.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Najgorszy okres to są ostatnie lata z powodu ciągłych problemów z układem trawiennym i ciągłego dyskomfortu z tym związanego

To jest kluczowy skutek jakichś problemów w psychice (mogą odbić się na układzie trawiennym) albo to realna przyczyna Twoich cierpień. Coś się popsuło w brzuchu i to odbija się na Twojej psychice i neuroprzekaźnikach.

Moim zdaniem powinieneś się na tym skupić i na chwilę olać pozostałe rozkminy.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Najgorszy okres to są ostatnie lata z powodu ciągłych problemów z układem trawiennym i ciągłego dyskomfortu z tym związanego

Nie no co Ty nie baw się w incella. Te badania nie muszą boleć jak masz odłożoną kasę i nie ma żadnych upokorzeń. Płacisz sobie za uśpienie i zrobią Ci badania z wycinkami które pójdą do laboratorium i lekarz na naukowych podstawach stwierdzi co Ci jest albo nic nie stwierdzi ale przynajmniej będziesz w punkcie wyjścia i z wiedzą że zrobiłeś co mogłeś.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

To w takim razie zupełnie nie pokrywa się to co lubimy. Ja lubię mieć święty spokój. Zwłaszcza ostatnimi czasy, byle nikt nic nie chciał. Najlepiej zaszyć się w jakiejś głuszy i lesie. 

 

To jest raczej skutek złego samopoczucia.

Odnośnik do komentarza
W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Twierdzisz, że stałeś się mądry od wciągania krech? Jaki mechanizm tu zadziałał? Uważasz, że po kresce przyjmuje się mądrzejszy tok myślenia? Nie wykluczam, ja tylko raz w życiu zajepałem kreskę, ale próbowałem różnych innych rzeczy. Zawsze z zachowaniem kilkumiesięcznego odstępu, jak miałem dzień wolny i spokój to czasem sobie coś wziąłem, aż doszło do tego momentu, że wszystko co wezmę albo działa na mnie źle i generuje bad tripa, albo w lepszej opcji nie działa w ogóle.

Nie no żartowałem. Po prostu dzięki temu dużo czytałem zamiast spać jak reszta :D Mam jeszcze kilka innych obserwacji ale one nie nadają się do napisania na forum publicznym. Niektóre rzeczy nieopacznie zrozumiane mogą wywołać więcej krzywdy niż pożytku, Tobie bym chętnie opowiedział ale nie ma jak bo nie mamy nawet kont na forum.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Ustaliłem sobie granice raz na kilka miesięcy, bo lubię mieć kontrolę nad wszystkim, chociaż może to mnie gubi paradoksalnie.

Doskonale to rozumiem. Po takich przeżyciach łatwiej się kontrolować bez poczucia straty bo układ nagrody już się nasycił a Ty wiesz co jest mądre ale pewnie chciałbyś odpuścić tą kontrolę i poddać się wodzy szaleństwa.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Zawsze wszystko miałem pod kontrolą, sytuację finansową, substancje etc. I może to powoduje ciągłe napięcie, a trzebaby odpuśić i upaść na dno, żeby przeżyć też w życiu sytuację utraty nad rzeczywistością i oswoić to. Tak zrobił kiedyś mój ogarnięty znajomek, który stwierdził, że chce upaść na dno, żeby już wiedzieć jak to jest być najniżej jak się da. Tylko, że u niego to był według mnie pretekst do ćpania i wytłumaczenie uzależenienia. 

A poza tym to przesada. Nie trzeba upadać na dno ale trzeba zajrzeć tam na chwilę i tak samo na szczyt ale też pojąć to co jest pomiędzy. Twój ziomek może mieć borderline bo to charakterystyczne myślenie dla tego zaburzenia.

Ja po prostu olałem kontrolę bo mnie męczyła wraz z całym tym życiem i paradoksalnie odzyskałem ją znowu ale w przystępniejszej formie jaką mogę zaakceptować.

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

Dlatego zalecam doceniać jeśli nic was nie boli.

Doceniasz dopiero jak Cię bolało i przestaje. Trzeźwość jest dla mnie najgorsza bo brakuje w niej pozytywnych bodźców. W dzieciństwie takimi była dla mnie gra na komputerze, wolne po szkole, gra w piłkę i tak cieszyłem się takimi głupotami ale z nich wyrosłem i nie powstało nic w zamian bo nigdy nie miałem dziewczyny.

Odnośnik do komentarza
38 minut temu, Gość mózg napisał:

, Tobie bym chętnie opowiedział ale nie ma jak bo nie mamy nawet kont na forum.

 

Hahaha mezczyzni... Faktycznie sutuacja bez wyjscia ?

To zalozcie sobie konta. Tymbardziej jesli mialbys tu  siac zgorszenie, niech nasze oczy tego nie widza...?

 

W dniu 11.12.2020 o 12:52, Gość BógJestZły napisał:

 

Zawsze wszystko miałem pod kontrolą, sytuację finansową, substancje etc. I może to powoduje ciągłe napięcie, a trzebaby odpuśić i upaść na dno, żeby przeżyć też w życiu sytuację utraty nad rzeczywistością i oswoić to. 

 

I dlatego nie odpuszczasz, bo masz wyobazenie, ze odpuszczenie to "pojscie na dno". Wszystko trzeba kontroloeac bo onaczej swiat runie.

A ze nie odpuszczasz, to tworzysz (utrzymujesz) napiecie w ciele .ktora jest brakiem przeplywu...

Odnośnik do komentarza
16 minut temu, Gość Agu napisał:

Hahaha mezczyzni... Faktycznie sutuacja bez wyjscia ?

 

Bez przesady ale podejrzewam że nikt z nas nie będzie specjalnie zakładał konta w tym celu bo BJZ aż tak nie zależy na tej odpowiedzi a jeśli zależy to się na pewno dogadamy ?

17 minut temu, Gość Agu napisał:

To zalozcie sobie konta. Tymbardziej jesli mialbys tu  siac zgorszenie, niech nasze oczy tego nie widza...?

 

Nie chodzi o zgorszenie tylko o indywidualne mechanizmy. To co u mnie zadziałało widziałem tylko u niektórych osób a większość może się tym łatwo zniszczyć.

19 minut temu, Gość Agu napisał:

I dlatego nie odpuszczasz, bo masz wyobazenie, ze odpuszczenie to "pojscie na dno". Wszystko trzeba kontroloeac bo onaczej swiat runie.

A ze nie odpuszczasz, to tworzysz (utrzymujesz) napiecie w ciele .ktora jest brakiem przeplywu...

I powiem Ci że u większości osób lepiej sprawdza się to napięcie niż odpuszczanie chociaż to też nie jest korzystne. Trzeba wybierać mniejsze zło ale dla każdego to może być czymś zupełnie innym.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
36 minut temu, Gość Agu napisał:

Hahaha mezczyzni... Faktycznie sutuacja bez wyjscia ?

To zalozcie sobie konta. Tymbardziej jesli mialbys tu  siac zgorszenie, niech nasze oczy tego nie widza...?

 

I dlatego nie odpuszczasz, bo masz wyobazenie, ze odpuszczenie to "pojscie na dno". Wszystko trzeba kontroloeac bo onaczej swiat runie.

A ze nie odpuszczasz, to tworzysz (utrzymujesz) napiecie w ciele .ktora jest brakiem przeplywu...

Co nie zmienia i tak faktu, że wyciąg z CIEBIE dałby mi władze nad światem. 

W połączeniu z moimi obecnymi zasobami po wstrzyknieciu tego sobie powstałaby niewyobrażalna potęga. I zostałbym imperatorem to wreszcie na świecie zapanowałby porządek.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
17 godzin temu, Gość mózg napisał:

Do tego że świat to jest chójoza w najczystszym wydaniu ale patrzę na widok przez okno i wiem że chcę żyć bo tu jest pięknie. Pesymistyczny tok myślenia współistnieje z czymś co nazywam generatorem złych myśli. Czasem nie da się temu przeciwdziałać i to są najgorsze momenty ale są też takie kiedy czuję się świetnie i wtedy myślę pozytywnie i nie potrzebuję tych rzeczy które w złych chwilach wydają się konieczne do szczęścia. Tak samo jest z pragnieniem śmierci które od razu przechodzi kiedy masz to zrobić i działa noradrenalina. Nawet jak jest relatywnie ok ale zdajesz sobie sprawę ze swojego chójowego położenia czasem mogą powstać myśli samobójcze ale kiedy chcesz za nimi pójść to wzrasta strach

Myślę, że odbiór świata jako choojozy może wynikać z uwarunkowań genetycznych i indywidualnych predyspozycji.

Np. dresy mają wysokie poczucie dobrostanu, ale nie dzięki rozkminom, jakiejś filozofii życiowej i odkrywczym wnioskom. Może to kwestia budowy układu nerwowego, obdarzenia przez naturę dużym zagęszczeniem neuronów dopaminergicznych, GAbaergicznych, etc. Oni są wyluzowani, bujają się i na naturalnej wyjepce, napewno czują takie ciepło i czują się generalnie dobrze. U nich anomalią i wyjątkiem jest sytuacja beznadziejnego samopoczucia. To widać po nich, że oni to mają we krwi i nie potrzebują jakiejś recepty na życie. Nasza chujoza może wynikać, że mamy za dużo czegoś innego, acetylocholiny, noradrenaliny etc. Mam takiego kumpla, którego znam od dwudziestu lat, od podstawówki i jego usposobienie to wieczny pesymizm, brak motywacji i poczucie beznadziejności. Powiedziałem, żeby zrobił sobie test bravemana, ale to mało wiarygodne.

Jeśli chodzi o samobójstwo to nie wiem jaki jest stan i skok noradrenaliny przed, bo zwyczajnie wiem, że nie potrafiłbym tego dokonać, więc nawet nie opłaca mi się próbować. Oczywiście kusząca bywa myśl, że jedziesz autem, odbijasz gwałtownie w drzewo i w ułamku sekundy pozbywasz się wszystkich swoich problemów, ale to nie dla mnie. Po co się słabić na coś czego i tak nie zrobisz. Są takie osoby, które nie byłyby w stanie sobie rozciąć ręki do krwi. Ja tak mam z samobójem.

17 godzin temu, Gość mózg napisał:

To co wybieramy świadomie powinno być pozytywne. Narzekanie i mówienie że będzie źle jest bezproduktywną czynnością maskującą realne problemy ze sobą.

To zależy. Zapętlanie się w narzekaniu jest bezproduktywną czynnością, ale czasami narzekanie jest stwierdzeniem faktu np: "Do doopy zarabiamy w tej firmie i trzeba to głośno powiedzieć", wynikają z tego konkretne skutki. Mówienie, że jest super, kiedy obiektywnie nie jest to też jest według mnie pewien rodzaj patologii.

 

17 godzin temu, Gość mózg napisał:

Z tego powodu irytują mnie religie i teoria że jako dusze sami wybieramy sobie to życie albo że Bóg jest sprawiedliwy więc wszystko zrekompensuje się po śmierci. Kolejni którym wydaje się że posiedli wiedzę na ten temat.

Teoria, że wybieramy sobie życie miałaby sens, jeśli po śmierci uwalniałaby się twoja dusza i nabierała percepcji, której nie masz w tej chwili tutaj, dlatego może ci się wydawać, że za cholerę nie wybrałbyś takiego życia, bo nie wiesz dlaczego, ale twoja dusza wie, że masz coś do nauczenia i zniesiesz to. To tylko luźna spekulacja, bo mnie też takie teorie nie przekonują, ale mają więcej sensu niż to co mi wpajano w kościele katolickim.

W kościele wpojono mi, że wszystkie moje pragnienia, nad którymi nie panuję to grzech i uleganie im skazuje na potępienie. To doprowadza do konfliktu. Według kościoła grzechem jest wszystko co jest wpisane w naturę ludzką na głębokim poziomie biologicznym, ale z drugiej strony zauważyłem pewien sens w tym co zawiera pismo święte. Np. te wszystkie grzechy, które widnieją jako 7 grzechów głównych to rzeczy, które wyniszczają twoje zdrowie i popełniając je szkodzisz sam sobie i swojemu ciału. Pycha, zazdrość, nieumiarkowanie w żarciu, gniew, nieczystość, lenistwo chciwość to wszystko jest fizycznie szkodliwe i nie podlega dyskusji i to te rzeczy wykańczają człowieka. Ja ciągle najwięcej grzeszyłem obżarstwem i teraz mam problemy z układem pokarmowym, może to jest coś co mam do przepracowania.

16 godzin temu, Gość mózg napisał:

Doskonale to rozumiem. Po takich przeżyciach łatwiej się kontrolować bez poczucia straty bo układ nagrody już się nasycił a Ty wiesz co jest mądre ale pewnie chciałbyś odpuścić tą kontrolę i poddać się wodzy szaleństwa.

Ta potrzeba kontroli i granica wynika też z tego, że wiem, iż ciało i układ nagrody przyzwyczaja się do bodźca. Ćpanie w ciągach zwyczajnie nie ma sensu, bo po jakimś czasie już w ogóle nie osiągasz tego co jest celem ćpania, pozytywne przeżycia, koktajl neuroprzekaźników, organizm wszystko wyrównuje i potem ćpasz tylko po to, żeby nie czuć się do doopy, a tak jeśli zarzucisz raz na jakiś czas to czujesz w pełnej krasie i osiągasz cel, bo organizm nie wytworzył tolerki. To jest kalkulacja zysków i strat. Po co robić coś, dla celu, którego nie osiągniesz i jeszcze ci to zaszkodzi? Każdy ćpun w nałogu w pewnym momencie wali już tylko po to, żeby nie czuć się fatalnie, a po wrzuceniu uzyskuje stan, który był normalnym funkcjonowaniem, gdy nie był w nałogu.

 

17 godzin temu, Gość mózg napisał:

To jest kluczowy skutek jakichś problemów w psychice (mogą odbić się na układzie trawiennym) albo to realna przyczyna Twoich cierpień. Coś się popsuło w brzuchu i to odbija się na Twojej psychice i neuroprzekaźnikach.

Moim zdaniem powinieneś się na tym skupić i na chwilę olać pozostałe rozkminy.

Obawiam się, że jest odwrotnie, choroba organiczna wpływa na samopoczucie psychiczne. I miałeś rację, że stąd może potrzeba izolacji, bo nie chcę, żeby ktoś coś ode mnie chciał, kiedy boli.

 

16 godzin temu, Gość mózg napisał:

Ja po prostu olałem kontrolę bo mnie męczyła wraz z całym tym życiem i paradoksalnie odzyskałem ją znowu ale w przystępniejszej formie jaką mogę zaakceptować.

Nie wiem dlaczego tak jest, ale zauważyłem, że u mnie też tak to działa często, że dopiero w momencie, gdy zaakceptuję i pogodzę się z czymś, oleję to i mówię sobie: "widocznie tak musi być i już zawsze tak będzie" to dokładnie wtedy następuje odmiana.

Przez kilka lat w pracy narzekałem, że pracuję poniżej swoich kompetencji, że nie można dostać awansu etc. wkurzało mnie to, po kilku latach się pogodziłem z tym i powiedziałem sobie: "trudno, już zawsze będę pracował w tej rutynie i robił to co robię, takie są realia, życie to nie bajka, wielu ludzi tak ma i tyle". Zaraz potem zadzwonili, że dostałem awans. 

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Myślę, że odbiór świata jako choojozy może wynikać z uwarunkowań genetycznych i indywidualnych predyspozycji.

Np. dresy mają wysokie poczucie dobrostanu, ale nie dzięki rozkminom, jakiejś filozofii życiowej i odkrywczym wnioskom. Może to kwestia budowy układu nerwowego, obdarzenia przez naturę dużym zagęszczeniem neuronów dopaminergicznych, GAbaergicznych, etc. Oni są wyluzowani, bujają się i na naturalnej wyjepce, napewno czują takie ciepło i czują się generalnie dobrze.

Nie wiem gdzie Ty żyjesz że masz takich uberdresów ale większość tych co ja znam to ludzie którzy mieli przerąbane od dziecka, w domu alkoholizm a mamusia odrabiała za nich lekcje żeby przeszli do następnej klasy. Ich ciągła frustracja życiem i samym sobą nauczyła ich jakiejś twardości na pozór i sami zaczęli brać sprawy w swoje ręce jeszcze jako gówniarze ale oczywiście działając naokoło. Kiedy byłem w gimbazie szkolne dresy już chodziły na dziesionę bo musieli mieć za co kupować fajki i najki. Drugi rodzaj dresów to są tacy ludzie których lubię i są jeszcze pozerzy którzy chcą przynależeć do jakiejś subkultury i naśladują ruchy silnych osób. Szufladkujesz  i robisz z dresów jakichś półbogów. Zobacz jak wygląda Jakub Żulczyk - pisarz i inteligentny chłop a z wyglądu dres i zakapior.

Wracając do poczucia chójozy to u każdego może być inna przyczyna. Większość ludzi łączy ogólne cierpienie z powodu warunków. Najbardziej cierpi się przez choroby, stratę bliskich, brak perspektyw finansowych wynikających z systemu. Każdy system jest zły i czy będzie kapitalizm czy socjalizm to większość będzie przez to cierpieć. Inteligentni cierpią bo widzą głupotę większości a do tego dochodzą jeszcze inne problemy. Patrzę indywidualnie na swoje życie i wiem że nie zaznam prawdziwego szczęścia ale kiedyś cierpienie było nie do wytrzymania a teraz jak już zaakceptowałem że jest jak jest już nie wchodzę w emocjonalne przeżywanie tego i skupiam się na tym co mogę osiągnąć żeby nie było gorzej. Przez całe życie miałem różne okresy więc to nie jest tak że to neuroprzekaźniki. One się produkują kiedy podświadomość wysyła im takie polecenie a dużo zależy od tego co się dzieje z czego na większość spraw nie mamy bezpośredniego wpływu.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

eśli chodzi o samobójstwo to nie wiem jaki jest stan i skok noradrenaliny przed, bo zwyczajnie wiem, że nie potrafiłbym tego dokonać, więc nawet nie opłaca mi się próbować. Oczywiście kusząca bywa myśl, że jedziesz autem, odbijasz gwałtownie w drzewo i w ułamku sekundy pozbywasz się wszystkich swoich problemów, ale to nie dla mnie. Po co się słabić na coś czego i tak nie zrobisz. Są takie osoby, które nie byłyby w stanie sobie rozciąć ręki do krwi. Ja tak mam z samobójem.

Ja próbowałem ale w decydującym momencie ręce się trzęsły, wyrzut adrenaliny i paraliż. To trzeba robić na chłodno. Potem żałowałem że się nie zabiłem i trzeba kontynuować ten bezsens.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

To zależy. Zapętlanie się w narzekaniu jest bezproduktywną czynnością, ale czasami narzekanie jest stwierdzeniem faktu np: "Do doopy zarabiamy w tej firmie i trzeba to głośno powiedzieć", wynikają z tego konkretne skutki. Mówienie, że jest super, kiedy obiektywnie nie jest to też jest według mnie pewien rodzaj patologii.

 

Dlatego optymalnym podejściem jest to które próbuję tu wpajać czyli zaakceptować że świat to ultrachójoza do nieskończonej potęgi ale dostrzegać pozytywy i robić tak żeby było dobrze.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Teoria, że wybieramy sobie życie miałaby sens, jeśli po śmierci uwalniałaby się twoja dusza i nabierała percepcji, której nie masz w tej chwili tutaj, dlatego może ci się wydawać, że za cholerę nie wybrałbyś takiego życia, bo nie wiesz dlaczego, ale twoja dusza wie, że masz coś do nauczenia i zniesiesz to. To tylko luźna spekulacja, bo mnie też takie teorie nie przekonują, ale mają więcej sensu niż to co mi wpajano w kościele katolickim.

To już prędzej na odwrót że tutaj mam percepcję której nie mam tam i dlatego źle wybrałem, emocjami ale w takim razie uważam że to i tak nie byłby żaden wybór. Gdyby dusza wybrała to wcielenie musiałbym jej przecież nienawidzić ? Trafiamy tu przez nieświadomość albo przez przypadek lub może faktycznie jakaś zła cywilizacja gadów uczyniła sobie planetę niewolników bo generujemy im energię albo jakiś nietypowy składnik którego akurat potrzebują a my go tu nie dostrzegamy bo od razu zabierają to dla siebie. Jest mnóstwo takich teorii i fajnie się o tym rozmawia ale z tego nic realnie nie wynika poza samą przyjemnością z myślenia i rozmowy.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

W kościele wpojono mi, że wszystkie moje pragnienia, nad którymi nie panuję to grzech i uleganie im skazuje na potępienie. To doprowadza do konfliktu. Według kościoła grzechem jest wszystko co jest wpisane w naturę ludzką na głębokim poziomie biologicznym, ale z drugiej strony zauważyłem pewien sens w tym co zawiera pismo święte.

Bo kościół wpaja moralność niewolniczą którą pięknie wypunktował Nietzsche który w zamian wprowadził pojęcie woli mocy i zaprzeczył istnieniu dobra i zła - jest za to siła i słabość. Kościół robi to nie przez przypadek bo w ten sposób manipuluje ludźmi i uzależnia ich od siebie przez wpajanie poczucia winy i bycia nikim. Grzechy główne to coś co dotyczy każdego i tak oto każdy jest wielkim grzesznikiem który ma się bać piekła i błagać Boga o litość. Jeżeli prawdą jest reinkarnacja na zasadzie wybierania sobie potem wcielenia to te biedne dusze katolików z automatu wybierają sobie piekło po raz kolejny bo wierzą że są winni. To uniemożliwia lub poważnie utrudnia głębokie zmiany. Trzeba sobie pozwolić na typowe grzechy bo nikt nie jest idealny ale robić to tak żeby w ogólnym rozrachunku nie być przez to stratnym. Zamiast żyć w poczuciu winy trzeba mu zapobiegać.

 

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Ta potrzeba kontroli i granica wynika też z tego, że wiem, iż ciało i układ nagrody przyzwyczaja się do bodźca. Ćpanie w ciągach zwyczajnie nie ma sensu, bo po jakimś czasie już w ogóle nie osiągasz tego co jest celem ćpania, pozytywne przeżycia, koktajl neuroprzekaźników, organizm wszystko wyrównuje i potem ćpasz tylko po to, żeby nie czuć się do doopy, a tak jeśli zarzucisz raz na jakiś czas to czujesz w pełnej krasie i osiągasz cel, bo organizm nie wytworzył tolerki. To jest kalkulacja zysków i strat. Po co robić coś, dla celu, którego nie osiągniesz i jeszcze ci to zaszkodzi? Każdy ćpun w nałogu w pewnym momencie wali już tylko po to, żeby nie czuć się fatalnie, a po wrzuceniu uzyskuje stan, który był normalnym funkcjonowaniem, gdy nie był w nałogu.

Tak jest zwłaszcza u ćpunów uzależnionych od opioidów, leków (np benzo) i alkoholików w poważnym stadium. Ci co jarają nadal czują przyjemność a tolerancja nie rośnie aż tak bardzo a jak rośnie to wystarczy krótka przerwa. Stymulantów nie da się spożywać ciągle bo w pewnym momencie walisz i nic i to nie jest żaden powrót do normalnego stanu tylko niektórzy mają tak że walą krechę i chce im się spać. Poza tym zjazdy są coraz gorsze, wyniszczenie szybko widać więc najdłużej ćpają ci co robią to co 3 dzień lub czasem rzadziej a czasem przez tydzień ciurkiem. Ciąg jest uzasadniony tym że jak już się naćpasz i zaczyna schodzić to chcesz poczuć to co przed chwilą i niekontrolowane dojadanie kończy się czasem na sorze. Nie u każdego występuje taki mechanizm a niektórzy go znają ale mu się nie poddawali bo jak już raz zaliczysz poważny zjazd że wydaje się że to już koniec to potem to zostaje z tyłu głowy przy następnych razach. I bardzo ważne jest to że większość substancji nie działa fazująco tylko dopiero daje polecenie do mózgu żeby wydzielił swoje naturalne neuroprzekaźniki endogenne. Gorzej jest z substancjami tłumiącymi a zwłaszcza z opioidami które nie uwalniają neuroprzekaźników tylko działają bezpośrednio na receptory. U tych ludzi faktycznie zawsze występuje ten mechanizm.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Obawiam się, że jest odwrotnie, choroba organiczna wpływa na samopoczucie psychiczne. I miałeś rację, że stąd może potrzeba izolacji, bo nie chcę, żeby ktoś coś ode mnie chciał, kiedy boli.

 

To najprawdopodobniejsza przyczyna a skoro Twoja mama narzekała na wszystko to też mogło Ci się utrwalić i masz 2 w 1. Radzę Ci jak już przejdzie pandemia iść do gastrologa. Możesz też spróbować ziołolecznictwa już teraz. Pewnie masz zepsutą florę bakteryjną więc probiotyki też mogą pomóc. No i dieta, głównie odstawienie cukru i glutenu co jest niestety trudne ale jeżeli masz deprechę od bebechów to warto spróbować. Dawniej nie było tylu chorób układu trawiennego a dziś to prawdziwa plaga i wiąże się to właśnie ze zwiększeniem podaży tych 2 składników.

4 godziny temu, Gość BógJestZły napisał:

Nie wiem dlaczego tak jest, ale zauważyłem, że u mnie też tak to działa często, że dopiero w momencie, gdy zaakceptuję i pogodzę się z czymś, oleję to i mówię sobie: "widocznie tak musi być i już zawsze tak będzie" to dokładnie wtedy następuje odmiana.

Przez kilka lat w pracy narzekałem, że pracuję poniżej swoich kompetencji, że nie można dostać awansu etc. wkurzało mnie to, po kilku latach się pogodziłem z tym i powiedziałem sobie: "trudno, już zawsze będę pracował w tej rutynie i robił to co robię, takie są realia, życie to nie bajka, wielu ludzi tak ma i tyle". Zaraz potem zadzwonili, że dostałem awans. 

Może to akurat przypadek albo faktycznie działa coś w rodzaju prawa przyciągania ? Chodziło mi o inny mechanizm polegający na tym że jak się godzę i niczego nie tłumię to przeżywam chójozę ale nie da się jej wiecznie przeżywać. Wracają tłumione uczucia a jak pozwalasz im wolno płynąć to spływają po Tobie jak spływ po mefedronie ? Skupiasz się wtedy na innych rzeczach traktując tamte jako oczywistość. Z tego radzenia sobie w trudnych warunkach też poprawia się myślenie i chemia mózgu.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
22 godziny temu, Gość mózg napisał:

Doceniasz dopiero jak Cię bolało i przestaje. Trzeźwość jest dla mnie najgorsza bo brakuje w niej pozytywnych bodźców. W dzieciństwie takimi była dla mnie gra na komputerze, wolne po szkole, gra w piłkę i tak cieszyłem się takimi głupotami ale z nich wyrosłem i nie powstało nic w zamian bo nigdy nie miałem dziewczyny.

W takim razie jesteśmy podobni i mieliśmy podobne upodobania. Hektolitry dopaminy, która przetaczała się przez mózg podczas grania w RPG, FPSy robiło swoją robotę przez wiele lat. Niestety też z tego wyrosłem, ale może wynika to z faktu, że odkąd pojawiły się moje dolegliwości to nie potrafię się skupić na dłużej niż 10 minut.

U mnie po okresie dojrzewania gry zastąpił sport i medytacja. Nie uwierzyłeś mi ostatnio, gdy pisałem o tych stanach narkotykowych. No, ale praktykowałem medytację godzinami dziennie i naprawdę wynosiło to moje samopoczucie do poziomu, który porównałbym do narkotykowego. bonusem były piękne sny, w których wyruszałem na wyprawy i odkrywałem tajne przejścia, jaskinie, góry podziemia, bardzo piękne i wyraziste sny.

Niestety poziom dobrostanu, który udało mi się wypracować poległ, gdy zaczęła się praca w systemie zmianowym, a potem problemy z bebechami i nieopisany ból codziennie, którego nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, ale strach, że Polska służba zdrowia, nawet płatna tylko to pogorszy jest u mnie silny i niebezpodstawny, bo znam mnóstwo takich przypadków z otoczenia.

41 minut temu, Gość mózg napisał:

Bo kościół wpaja moralność niewolniczą którą pięknie wypunktował Nietzsche który w zamian wprowadził pojęcie woli mocy i zaprzeczył istnieniu dobra i zła - jest za to siła i słabość. Kościół robi to nie przez przypadek bo w ten sposób manipuluje ludźmi i uzależnia ich od siebie przez wpajanie poczucia winy i bycia nikim. Grzechy główne to coś co dotyczy każdego i tak oto każdy jest wielkim grzesznikiem który ma się bać piekła i błagać Boga o litość. Jeżeli prawdą jest reinkarnacja na zasadzie wybierania sobie potem wcielenia to te biedne dusze katolików z automatu wybierają sobie piekło po raz kolejny bo wierzą że są winni. To uniemożliwia lub poważnie utrudnia głębokie zmiany. Trzeba sobie pozwolić na typowe grzechy bo nikt nie jest idealny ale robić to tak żeby w ogólnym rozrachunku nie być przez to stratnym. Zamiast żyć w poczuciu winy trzeba mu zapobiegać.

 

W tym tonie zawsze Kotoński mówi o kościele i z racjonalnego punktu widzenia to wszystko do siebie pasuje. Z punktu widzenia racjonalnego kościół to potężna, komercyjna organizacja z wysoką pozycją, która ma charakter sekty.

Jednak zakorzenione emocjonalnie wzorce są ciężkie do przełamania u osób, które zostały w tym wychowane. Dlatego wielu ateistów nawraca się przed śmiercią, albo podczas choroby. Sam mam takie przypadki w rodzinie cynicznych ateistów, którzy się nawrócili.

Ja na poziomie racjonalnym zdaje sobie sprawę na jakich mechanizmach psychologicznych bazuje kościół, że sam jest instytucją zepsutą do granic możliwości, choć to jeszcze nie znaczy, że nie ma w niczym racji, nawet najgorszy zwyrol jeśli powie prawdę to jest to prawda. Nie twierdzę, że kościół mówi prawdę, ale ludzie obrażają się na fakty i często wykazują dwie postawy, albo ślepa wiara, albo cyniczna nienawiść i reagowanie agresją na wszystko co związane z religią, ja chciałbym zachować postawę chłodnej ambiwalencji, racjonalnej obojętności. Nienawiść świadczy o tym, że ciągle jesteś w jakiś sposób zniewolony przez to.

To mi też przeszkadzało w praktyce medytacyjnej. Pamiętam jak wracały do mnie lęki, że cała ta medytacja i pozytywne skutki to kredyt, że będę za to płacił cenę, że za tym stoją złe siły etc. Umysł racjonalny się z tego śmiał i traktował to jako ćwiczenie. Niestety wzorce zakorzenione w podświadomości trzymają korzenie w mózgu silnie wrośnięte i stąd czasami miałem sny, że coś chce mnie opętać, albo stoję w swoim pokoju w ciemności i czuję obecność jakiejś wrogiej siły. 

Niestety to wzorce podświadome sterują układem wegetatywnym, jak idę do lekarza to racjonalny umysł mówi "nie ma się czego bać to rutynowe badanie, przecież to śmieszne, ludzie mają to gdzieś, przechodzą to, bądźmy poważni", za to ciało drży, serce napiertala potem ciśnienie 200/100, tachykardia 120 i lekarz: "Trza brać leki", potem wychodzę z gabinetu, serce spokojne jak ocean, ciśnienie 120 na 80 bez leków, a tętno 65.

 

38 minut temu, Gość mózg napisał:

Tak jest zwłaszcza u ćpunów uzależnionych od opioidów, leków (np benzo) i alkoholików w poważnym stadium. Ci co jarają nadal czują przyjemność a tolerancja nie rośnie aż tak bardzo a jak rośnie to wystarczy krótka przerwa. Stymulantów nie da się spożywać ciągle bo w pewnym momencie walisz i nic i to nie jest żaden powrót do normalnego stanu tylko niektórzy mają tak że walą krechę i chce im się spać. Poza tym zjazdy są coraz gorsze, wyniszczenie szybko widać więc najdłużej ćpają ci co robią to co 3 dzień lub czasem rzadziej a czasem przez tydzień ciurkiem. Ciąg jest uzasadniony tym że jak już się naćpasz i zaczyna schodzić to chcesz poczuć to co przed chwilą i niekontrolowane dojadanie kończy się czasem na sorze. Nie u każdego występuje taki mechanizm a niektórzy go znają ale mu się nie poddawali bo jak już raz zaliczysz poważny zjazd że wydaje się że to już koniec to potem to zostaje z tyłu głowy przy następnych razach. I bardzo ważne jest to że większość substancji nie działa fazująco tylko dopiero daje polecenie do mózgu żeby wydzielił swoje naturalne neuroprzekaźniki endogenne. Gorzej jest z substancjami tłumiącymi a zwłaszcza z opioidami które nie uwalniają neuroprzekaźników tylko działają bezpośrednio na receptory. U tych ludzi faktycznie zawsze występuje ten mechanizm.

No, ale mój najlepszy przyjaciel próbował wszystko, włącznie z metą, opiatami etc i nic go nie wciągnęło, a uzależnił się od trawki, ona zniszczyła mu życie. Dlatego miałem pokaz na jego przykładzie, że zioło to też nie przelewki. 

Wiem, że ludzie, którzy regularnie zażywają jakiś związek mają bakcyla, żeby wyszukiwać pozytywne działania i skutki swojej substancji. Ja mam tak z kofeiną, czuję, że nie działa fajnie, ale za to jest lista pozytywnych skutków, którą uspokajam swoje sumienie i wymówki.

Odnośnik do komentarza

Czyli jesteś nerwicowcem. Twoja nerwica nie chce iść do lekarza a nie Ty. Przecież nie musisz się na nic godzić jeżeli leczenie nie będzie Ci odpowiadać a nic nie zastąpi diagnostyki porządnym sprzętem. Wolisz chorować do końca życia i narzekać na to co jest w świecie do dupy?

Też miałem okres z medytacją ale nie mogę tego porównać do żadnych stanów narkotycznych. Raczej spokój, lepsze zrozumienie siebie, poukładanie myśli. Teraz codziennie medytuję nawykowo bez nastawienia że medytuję.

Z kościołem przeszedłem przez 3 etapy. Najpierw wiary połączonej z wątpliwościami ale byłem wtedy dzieckiem i nie potrafiłem uznać że jestem mądrzejszy od dorosłych. Później nienawidziłem kościoła i religii bo byłem świeżo po rozkminieniu że to oszustwo i manipulacja umysłami ludzi żeby nigdy nie dosięgnęli celu życia czyli szczęścia. To jest tak potworne sqrwysyństwo że dalej tym gardzę ale raczej o tym nie myślę bo po czasie nienawiść zmieniła się w to że to po prostu oczywiste i nie ma się już nad czym zastanawiać.

1 godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Niestety to wzorce podświadome sterują układem wegetatywnym, jak idę do lekarza to racjonalny umysł mówi "nie ma się czego bać to rutynowe badanie, przecież to śmieszne, ludzie mają to gdzieś, przechodzą to, bądźmy poważni", za to ciało drży, serce napiertala potem ciśnienie 200/100, tachykardia 120 i lekarz: "Trza brać leki", potem wychodzę z gabinetu, serce spokojne jak ocean, ciśnienie 120 na 80 bez leków, a tętno 65.

To chodziłbym codziennie do lekarza aż  organizm by się przyzwyczaił. Takie bodźce trzeba przełamywać robiąc krok dalej. Rozwój to w dużej mierze przełamywanie własnych granic.

1 godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

No, ale mój najlepszy przyjaciel próbował wszystko, włącznie z metą, opiatami etc i nic go nie wciągnęło, a uzależnił się od trawki, ona zniszczyła mu życie. Dlatego miałem pokaz na jego przykładzie, że zioło to też nie przelewki. 

 

Nie trawka zniszczyła mu życie tylko to że jest debilem. To tak jakbyś nie chciał pić piwa bo widzisz alkoholików wyniszczonych przez picie wódy dzień w dzień przez 40 lat albo nie używałbyś cukru bo widzisz grubasów takich jak był Gnatowski. Trawa bardziej uzależnia tylko dlatego że ciężko o motywację żeby rzucić jak już ktoś pali bo praktycznie nie ma skutków ubocznych. Tak samo właśnie kawa. Ludzie jarają i piją kawę nie tylko dlatego że są uzależnieni. Może lubią i często to powtarzają skoro mogą. Tak samo z graniem na kompie - dziś dalej byłbym graczem gdyby mi się nie znudziło. To wszystko można robić bez wpadania w nałóg. Wszystko zależy od człowieka.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Jutro odpiszę obszernej, ale teraz chciałem jeszcze napisać, że generalnie mózg słusznie robisz z tymi substancjami, choć wiele osób będzie to piętnować, albo mówić, że niezdrowe. Nie mają racji. 

Zobrazuję to poprzez taką analogię. Jeśli masz piękny, nowy samochód, limuzynę z salonu, ale nie jeździsz, tylko trzymasz w garażu, bo szkoda Ci eksploatować. Ona i tak ulegnie zniszczeniu.

Tak samo jest z Twoim ciałem. Ciało i tak się zużyte. Oszczędzanie go w nadmiarze to głupota. Tak samo jak skrajna eksploatacja. 

Nie rozumiem czemu z wiekszą stygmatyzacją spotka się ktoś kto zjada jointa, wciągnie krechę, albo weźmie garść leków niż ktoś kto pójdzie się najepać. 

Jak zrobisz to pierwsze to przylgnie łatka ćpuna. Jak zrobisz to drugie to po prostu "chłopak zabalował"

Ludzie myślą że alkohol to nie narkotyk, bo można go kupić w sklepie. Definicja alkoholu jest taka sama jak definicja narkotyku. Egzogenna substancja zmieniająca biochemię mózgu. 

A ludzie uważają, że jest między nimi diametralna różnica. 

Tylko, że ja sobie kiedyś wykombibowalem Balotelli, że te dragi podnoszą, albo aktywują coś co już masz mózgu. One nie dają ci nic nowego. Można ten mózg zmusić, żeby aktywował to bez podawania substancji, tylko piekielnie ciężko jest go tak oszukać. Mogę Ci podać na to dowód, że można być na kresce bez kreski.

Wyobraź sobie, że człowiek, który od lat chodzi do pracy, której nienawidzi, nie wysypia się, przeżywa koszmar latami, rozmyśla sobie o swojej beznadziejnej sytuacji. Ma już dość i jego największym pragnieniem jest żeby to się skończyło. Siedzi sobie i rozmyśla, że dziś znów do tej beznadziejnej roboty. Nagle dostaje telefon, że wygrał 10 milionów w totka. Najpierw jest szok, niedowierzaniem, potem się upewnić, potwierdza się, że to prawda. Następuje potężna eksplozja dopaminy w mózgu porównywalna z zażyciem kreski, choć fizycznie się nic nie zmieniło. Efekt wywołała informacja. Przez mózg tego człowieka natychmiast przewija się fala myśli i obrazów: już nie muszę do tej roboty, boże, dziękuję, boże, po tylu latach, jutro to pier...jadę nad jezioro, na plażę, będę leżał i popijał szampana, drinki, limuzyna, święty spokój. Myśli o tym a mózg się nakreca euforycznymi wizjami, uwalnia coraz więcej dopaminy. Haj jest już na poziomie kreski

Wybiega z domu i tańczy z ludźmi, skacze z radości. Choć jeszcze przed chwilą był załamany.

Dlatego mówiłem ci o tym, że potrafiłem wywołać różne stany, bo da się, twój mózg potrafi uwolnić potężne ilości wszystkiego, ale musi uwierzyć, że stało, albo stanie się coś co zasługuje, żeby wygenerować tę euforię. 

Fizycznie się nic nie zmieniło. Człowiek usłyszał informację i to mózg sam z siebie bez pomocy wywołał haj. 

Tylko, że mózg oszczędza takie coś na specjalne sytuacje, bo to jest duży wydatek energetyczny. 

Powiem więcej. Ta osoba jeszcze przez tydzień będzie się budzić, oczy się otworzą i jak przypomni sobie, że od niedawna jest milionerem to od razu tryb kreski załaduje się sam. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 14.12.2020 o 00:00, Gość mózg napisał:

 

I powiem Ci że u większości osób lepiej sprawdza się to napięcie niż odpuszczanie chociaż to też nie jest korzystne. Trzeba wybierać mniejsze zło ale dla każdego to może być czymś zupełnie innym.

powstrzymywani kontrola vs totalna rozlałosc bez struktury  -  to bieguny tego samego  rysu analnego rozwiązanego w rózny sposób ( juz Ci kiedys o tym pisałam, dosc konkretnie)

Dla kogoś, kto redukuje napięcie, poprzez wylewanie wszystkiego i odpuszczenie wszystkiego (łącznie z oszczednosciami, stała praca, respektowaniem umownych struktur),   powsciaganie i trzymanie paternu jakiegos będzie rozwojowe.

Dlatego uważam że pownnniście sie z BJZ skupmlowac, bo to miedzy Wami korzystnie rezonuje ?

 

 

Odnośnik do komentarza
9 godzin temu, Gość Agu napisał:

powstrzymywani kontrola vs totalna rozlałosc bez struktury  -  to bieguny tego samego  rysu analnego rozwiązanego w rózny sposób ( juz Ci kiedys o tym pisałam, dosc konkretnie)

 

Nie wierzę w te teorie które nie są potwierdzone naukowymi badaniami i mają jedynie pasować do jakiejś teorii która też jest niezbyt naukowa a z pkt widzenia tego co wiem to jest wręcz bardzo płytka. Z całym szacunkiem oczywiście dla tych którzy w to wierzą bo coś w tej teorii im podpasowało.

Zresztą nie jest powiedziane że to są przeciwieństwa. Dla mnie to jak gaz, hamulec i sprzęgło a silnik działa swoją drogą i są różne silniki oraz różne drogi więc czasem trzeba jechać bardzo ostrożnie a czasem można sobie pozwolić na bardzo dużo i to wszystko zależy od konkretnej sytuacji i wszystkich przeżyć które składają się na to co robi dany człowiek i dlaczego. I nie da się tego ustalić żadną teorią ale SAMI WIEMY jeżeli znajdziemy W SOBIE odpowiedź. I nie ma innej drogi.

9 godzin temu, Gość Agu napisał:

Dla kogoś, kto redukuje napięcie, poprzez wylewanie wszystkiego i odpuszczenie wszystkiego (łącznie z oszczednosciami, stała praca, respektowaniem umownych struktur),   powsciaganie i trzymanie paternu jakiegos będzie rozwojowe.

 

Ty tu wrzuciłaś wszystko do jednego wora i zrzucasz to na redukowanie napięcia ale to przecież nie jest tak. Nie chodzi tylko o napięcie ale jeszcze o ważniejsze rzeczy: zastane tutaj realia, własną sytuację, popędy, potrzebę czucia się dobrze i bycia szczęśliwym i w tym wszystkim trzeba znaleźć odpowiedni dla siebie złoty środek i znać swój organizm, swoje wady i słabości, lęki, pragnienia i preferencje.

A drugim biegunem jest tu trzymanie się kurczowo i zafiksowanie na jednym z aspektów lub nadmierny lub albo nadmierna kontrola. Ja mam w sobie po trochu ze wszystkiego więc ciężko tu mówić o drugim biegunie. Łączę w sobie cechy wrażliwca, normalnego asertywnego człowieka i patusa. Kocham to i nienawidzę ale tak naprawdę nie odczuwam aż tak skrajnych emocji jak sugerowałby opis bo wyznaję zasadę złotego środka i staram się te przeciwieństwa łączyć a nie tłumić jedno lub drugie. Wychodzi z tego rozsądek, pozwalanie sobie na wiele ale powściągliwość i jeżeli wydaje Ci się to sprzecznością to tylko dlatego że słowa są zbyt prymitywne żeby wszystko opisać. Myślę że na bardzo wysokich etapach ewolucji które jeszcze nie nastąpiły na tej planecie to co ewoluuje z ludzi nie będzie używało słów bo tylko wprowadzałyby im zamęt do klarownego postrzegania rzeczywistości takiej jaka jest. Życie w świecie opisów to jest to co buddyzm opisuje jako nieprzebudzenie a ludzie są niewolnikami wyrazów i złożonych z nich zdań. Powiesz że każdy jest człowiekiem a każdy człowiek jest inny. Widzisz ścianę i nazwiesz ją ścianą ale to zupełnie inna ściana niż pozostałe. Nie należy uogólniać ale jednocześnie właśnie należy uogólniać tylko nie można uważać ogólnych opisów za wystarczające.

9 godzin temu, Gość Agu napisał:

Dlatego uważam że pownnniście sie z BJZ skupmlowac, bo to miedzy Wami korzystnie rezonuje ?

 

BJZ już uważam za swojego kumpla tylko jeszcze internetowego. Korzystnie rezonuje to że jesteśmy logikami dążącymi do prawdy czyli odkrywcami świata :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...