Skocz do zawartości
Forum

Terapia - POMOCY!


Gość Iza

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich,

Leczę się psychiatrycznie, mam stwierdzone zaburzenia nerwicowe i depresyjne. Psychiatra uznał, że moje leczenie potrwa nie krócej niż 2 lata, że przez ten czas mam brać leki i chodzić na terapię. Chciałabym się zapytać czy ktoś na tym forum leczył się tyle lub dłużej? Jak z poznawaniem nowych osób np. nowego chłopaka? Boję się, że będę wykluczona ze społeczeństwa, że żaden chłopak nie będzie chciał być ze mną jeśli dowie się o mojej chorobie, że uzna mnie za wariatkę i mnie skreśli nawet mnie nie poznając. 

W kim ja mam szukać wsparcia, jeśli moja rodzina uważa, że sama dałabym sobie radę, bez żadnych leków czy specjalistów. A ja wiem, że sama sobie nie dam rady, pół roku zmagałam się ze swoimi problemami zanim poszłam do lekarza. Biorę leki 7 tygodni, ale jeszcze nie rozpoczęłam psychoterapii, bo nie mogę trafić na odpowiedniego psychologa, nie każdy mnie rozumie. Psychiatra uznał, że psychoterapia jest bardzo trudna i trzeba trafić na ,,swojego" psychoterapeutę. 

Odnośnik do komentarza
Gość Inguśinguś

Witaj, 

Ja chodzę na psychoterapię nie caly rok, biorę też leki. Dwóch lat jeszcze nie ma, ale myślę że jeszcze te pół roku co najmniej będę korzystać z usług psychoterapeuty. Fakt, ze ten do którego chodzę bardzo mi pomógł. Szukając specjalisty bardzo ważne jest to żeby miał on duże doświadczenie w tej dziedzinie ( polecam terapię poznawczo - behawioralną )

Czytaj też opinie na temat osoby, która ma Ci pomóc. Dobry specjalista ma cale mnóstwo dobrych komentarzy w Internecie. Ja zanim się zdecydowałam na obecnego, to też mi trochę czasu zajęło, ale jakoś intuicja mi podpowiedziała ze to ten ? i nie zawiodła!! 

Nie zwlekaj z tym. Leki tak naprawdę tylko tłumią lęki, ale nie leczą. Leczy terapia!!! Mnie naprawdę bardzo pomogła. Wiem z czym się zmagam, nauczyłam się sobie z tym radzić. Przede wszystkim rozumiem skąd się wzięła nerwica lękowa, gdzie leży problem. To niesamowite ile rzeczy dowiedziałam się o sobie na terapii. 

Oczywiście to nie jest tak, że lęki całkowicie ustąpiły. Zresztą lęk to emocja jak każda inna. Najważniejsze że nawet jeśli pojawią się myśli, które powodują lęk mogę już zatrzymać to błędne koło lęku. I funkcjonuje odpukać całkiem nieźle. A może i dobrze, tylko jeszcze trudno mi w to uwierzyć.

Co do chłopaka hmmmm. Jak poznasz to czym tak naprawdę są zaburzenia lękowe / depresja, to zobaczysz, że to nie jest taki problem, który ograniczy Twoje prawo do szczęścia. 

Zacznij psychoterapii, a jeśli do tego uwierzysz w jej działanie, to dość szybko poczujesz różnice w samopoczuciu. 

 

Odnośnik do komentarza
W dniu 18.06.2020 o 14:56, Gość Iza napisał:

Noję się, że będę wykluczona ze społeczeństwa, że żaden chłopak nie będzie chciał bć ze mną jeśli dowie się o mojej chorobie, że uzna mnie za wariatkę 

W kim ja mam szukać wsparcia, jeśli moja rodzina uważa, że sama dałabym sobie radę, bez żadnych leków czy specjalistów. 

Rodzina nie zawsze jest sprzymierzencem w terapii...

Kryzysy psychogiczne troche rodzine nieraz obnazaja, czesto wskazuja na niewydolnosc rodziny i wtedy rodzina zwyczajnie wypiera problemy jej czlonka...system rodzinny sie chroni, tak sie mawia.

Co do chlopaka nie szukaj na sile. Gdy znajdziesz sie ju w terapii , skup sie na sobie... Nieraz te dramy towarzysko-sercowe odciagaja od terapii- od jej meritum.

 

 

Odnośnik do komentarza

W kim ja mam szukać wsparcia, jeśli moja rodzina uważa, że sama dałabym sobie radę, bez żadnych leków-----niestety rodzina z ogromnym trudem adaptuje się do tego, że 1 osoba zaczyna się leczyć. To jest znane zjawisko. Dobrze by by ło pogadac nt. temat z osobą, któtra ukończyła kursy EX-in/ekspert przrz doświadczenie/-jest taka strona na Fejsie/, można znalęść na niej telefony do tych osób. Napewno porozmawiają i wyjaśnią wiele . Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wsparcie i rady, to jest bardzo dla mnie ważne i pomocne. 

Boję się kogoś poznawać, jakiegoś nowego chłopaka, boję się, że on mnie skreśli. 

A co do rodziny, to niestety naprawdę nie mam w nich wsparcia. Dzisiaj powiedziałam mamie, że miałam wizytę kontrolną u psychiatry, to mama nawet nie zapytała się jak na mnie działają te leki, czy mi pomagają itp. tylko od razu z tekstem ,,po co ja w ogóle do niej chodzę, tak będzie, że trafię do psychiatryka, że sama powinnam sobie pomóc, że nie powinnaś brać te leki, bo będzie z Tobą gorzej i nikt Cię nie pokocha". A jak zaczęłam mówić, że lepiej się po tych lekach czuję, że potrzebuję wsparcia i pomocy u rodziny, to uznała, że przecież daje mi to wsparcie, że ją serce boli, że ja nie umiem sama sobie pomóc. I od razu wszystko co mówiłam przyjmowała jako atak w jej stronę. 

Ja już nie wiem co ja powinnam robić, jak sama przez to wszystko przejść, jest mi cholernie trudno i wiem, że sama sobie nie poradzę, ale bez wsparcia to nie wiem czy przez to przejdę. 

Jestem z Warszawy i nie znam tu dobrego psychoterapeutę w tym nurcie. Zapisałam się na NFZ ale ona nie ma żadnych opinii w internecie i nie wiem jaka ona jest, czy dobra czy nie, czy ma w tym doświadczenie czy nie. 

Odnośnik do komentarza
47 minut temu, Gość Iza napisał:

 

Jestem z Warszawy i nie znam tu dobrego psychoterapeutę w tym nurcie. Zapisałam się na NFZ ale ona nie ma żadnych opinii w internecie i nie wiem jaka ona jest, czy dobra czy nie, czy ma w tym doświadczenie czy nie. 

 

Opinie terapeutow na necie... Nakrecaja tez sami sobie terapeuci - serio ? tak to dziala, szczegolni ci mlodsi stazem. Ja bylam proszona 2 razy o wystawienie " jakiejs " opini.

Ci naprawde dobrzy - zwykle i tez nie maja wielkich banerow reklamowych. Ludzie chodza do nich z polecenia. Chociaz ludzie wiadomo i tam pisza opinie..

Kryterium ktore ja bralam po uwage jest wiek - doswiadczenie... I jeszcze cos takiego: to pierwsze wrazenie jak wchodzisz - czy nic Cie w srodku nie uwiera ? to  sprawdza sie tez i  w prywatnych relacjach 

Odnośnik do komentarza
W dniu 18.06.2020 o 14:56, Gość Iza napisał:

Leczę się psychiatrycznie, mam stwierdzone zaburzenia nerwicowe i depresyjne. Psychiatra uznał, że moje leczenie potrwa nie krócej niż 2 lata, że przez ten czas mam brać leki i chodzić na terapię.

Witaj Iza. To dobrze że lekarz poinformował cię na jak długie leczenie musisz się przygotować. Dobrze też że jesteś pod jego opieką i że zalecił ci terapię.
 

W dniu 18.06.2020 o 14:56, Gość Iza napisał:

Jak z poznawaniem nowych osób np. nowego chłopaka? Boję się, że będę wykluczona ze społeczeństwa, że żaden chłopak nie będzie chciał być ze mną jeśli dowie się o mojej chorobie, że uzna mnie za wariatkę i mnie skreśli nawet mnie nie poznając. 

Iza, najpierw zajmij się swoim zdrowiem aby twój stan psychiczny i fizyczny się poprawił. Możesz poznawać nowych ludzi, ale nie warto mówić każdej osobie że chodzisz na terapię czy bierzesz leki. Na pewno nie nowo poznanym. Poczekaj aż twoje zdrowie sie poprawi i wtedy zacznij myśleć o tym jak poznawać chłopaków. Ludzie z zaburzeniami to osoby chore. Więc najlepiej teraz skup się na sobie. Nie masz na czole napisane że chodzisz na terapię, bierzesz leki. Nikt cię nie będzie skreślał. Jeżeli chciałabyś komukolwiek powiedzieć że się leczysz to niech to będzie osoba która znasz, jest to twoja zaufana osoba na tyle że wiesz że nie powie o tobie źle i nie powie innym osobom o twoich problemach. Mio wszystko najpierw skup się na swoim zdrowiu, później myśl o czym poważniejszym gdy twoje zdrowie wyprowadzisz na "proste tory" i poczujesz się pewniej. Narazie widzę że się boisz o to co inni powiedzą.

2 godziny temu, Gość Iza napisał:

A co do rodziny, to niestety naprawdę nie mam w nich wsparcia. Dzisiaj powiedziałam mamie, że miałam wizytę kontrolną u psychiatry, to mama nawet nie zapytała się jak na mnie działają te leki, czy mi pomagają itp. tylko od razu z tekstem ,,po co ja w ogóle do niej chodzę, tak będzie, że trafię do psychiatryka, że sama powinnam sobie pomóc, że nie powinnaś brać te leki, bo będzie z Tobą gorzej i nikt Cię nie pokocha".

Z rodziną najczęściej jest tak że pieknie się wychodzi tylko na zdjęciu. A faktycznie nie zawsze można na nią liczyć. Twoja mama chyba zupełnie nie rozumie twoich problemów, nie chce chyba nawet ich zrozumieć i wydaje osąd że skoro się leczysz, bierzesz leki (które tobie pomagają) to będzie gorzej i nie cię nie pokocha - to jest bzdura. Twoja mama wpycha cię w kompleksy tylko dlatego że albo się wstydzi tego że się leczysz u psychiatry , albo nie chce cię w ogóle zrozumieć bo nie widzi w tym problemu. Cokolwiek z jej strony by nie było, to nie ma racji. Ty robisz dobrze że się zdecydowałaś na wizytę u psychiatry i dobrze że zdecydowałaś się na terapię. Nie słuchaj twojej mamy że nikt cię nie będzie chciał tylko dlatego że zaczęłaś dbać o swoje zdrowie. Nie słuchaj takiego gadania. Ludzie chodzą na terapie, leczą się wiele lat u psychiatrów, nie trafiają do szpitali i zakładają z czasem rodziny. Myślę że podejście twojej mamy bardzo źle na ciebie działa. Na pewno nie pomaga, a powinna być rodzicem który jednak cię wspiera. Nawet jeżeli ona tego nie robi z jakiś przyczyn, to ważne abyś ty o siebie walczyłą - zdrowie masz jedno i to twoje życie. Pzdr.


 

 

Odnośnik do komentarza

Ja z depresji leczyłam się 2,5 roku. Leki chyba z 2 lata, a terapia troszkę dłużej.

Zastanawia mnie dlaczego masz się chłopakowi nowo poznanemu tłumaczyć, że się leczysz psychiatrycznie? Ja w ciągu całego okresu leczenia nie powiedziałam kompletnie nikomu (tylko mężowi po pewnym czasie) i nikt mnie nie wykrył, nikt się nie domyślił i nie wykluczył. Poza tym nie wiem czy odpowiednim momentem na poznawanie chłopaka jest okres leczenia się. Najpierw powinnaś uporać się sama ze sobą a potem poznawać. Chłopak nie ma być drugim terapeutą, maszyną do nagrywania zwierzeń, słuchaczem żalów, a tak by pewnie wyglądało.

Natomiast wsparcia nie musisz w nikim szukać, bo wsparcie da Ci terapeuta. Ja tez nie miałam oparcia w mężu, a poza nim nikt nie wiedział i dałam sobie radę. Słuchałam rad terapeuty, odbierałam jego sugestie, pracowałam nad sobą sama i starałam się wspierać się sama. A takie pytanie mam: jaki to wg Ciebie odpowiedni terapeuta?

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

A jak sobie wyobrażasz budowanie związku na kłamstwie, na ukrywaniu choroby? Bo ja tego sobie nie wyobrażam.

Każdy kto poznaje się z drugą osobą to chce o niej wiedzieć jak najwięcej i chce wiedzieć o niej prawdę o nie kłamstwo lub żeby coś ona ukrywała. Dlatego pojawiły się moje obawy, czy będę w stanie odważyć się powiedzieć chłopakowi na co choruję i jednocześnie go nie stracić, bo boję się czy on mnie nie uzna za wariatkę. Dla niektórych jeśli ktoś leczy się psychiatrycznie to równa się, że jest chory psychicznie, a chyba tak od razu nie musi znaczyć, prawda? Czytałam gdzieś, że zaburzenia nerwicowe czy depresyjne to nie jest choroba psychiczna, tylko zaburzenie. Ale ile w tym prawdy to nie wiem. 

Ponadto uważam, że jeśli w relacji będzie się od samego początku opierało na szczerości to nie powinien on później do mnie czuć żalu, że mu np. nie powiedziałam o istotnej kwestii. 

Boję się iść do terapeuty, ponieważ już byłam u kilku i żaden mi nie dał wsparcia, tylko czułam się gorzej po tych wizytach i bardzo się zraziłam.

Odnośnik do komentarza

Piszesz, że ,,Najpierw powinnaś uporać się sama ze sobą a potem poznawać" - ale ja nie wiem ile potrwa moje leczenie i do tego czasu mam być sama? Jestem kobietą koło 30, jak będę czekała aż wyleczę się, aż będę całkowicie zdrowa (a nie wiem kiedy to nastąpi) to mogę już później nikogo nie znaleźć, bo będę za stara na poznawanie facetów. Z każdym wiekiem są coraz mniejsze szanse, żeby kogoś fajnego poznać.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Iza napisał:

Ponadto uważam, że jeśli w relacji będzie się od samego początku opierało na szczerości to nie powinien on później do mnie czuć żalu, że mu np. nie powiedziałam o istotnej kwestii. 

Boję się iść do terapeuty, ponieważ już byłam u kilku i żaden mi nie dał wsparcia, tylko czułam się gorzej po tych wizytach i bardzo się zraziłam.

2 godziny temu, Gość Iza napisał:

Piszesz, że ,,Najpierw powinnaś uporać się sama ze sobą a potem poznawać" - ale ja nie wiem ile potrwa moje leczenie i do tego czasu mam być sama? Jestem kobietą koło 30, jak będę czekała aż wyleczę się, aż będę całkowicie zdrowa (a nie wiem kiedy to nastąpi) to mogę już później nikogo nie znaleźć, bo będę za stara na poznawanie facetów. Z każdym wiekiem są coraz mniejsze szanse, żeby kogoś fajnego poznać.

Hej Iza. uważam że nie trzeba od razu na perwszej randce mówic o tym jakie ma się problemy ze zdrowiem. Ludzie są jacy są i niestety wiele osób nie chce i nie umie mimo poznania wartościowej osoby zaakceptować jej problemów. Ty od razu martwisz się na zapas o to że ktoś będzie miał do ciebie żal. Jeżlei chodzi o terapeutów to pytanie czy chodziłas do psychoterapeutów czy do psychologów (to róznica).

Jeżeli chodzi o poaznawanie innych osób, to poznawaj, ale nie mów że jesteś chora na to i na tamto, że się leczysz. Nie każdy chce to wiedzieć już od samego poczatku o danej osobie. Najpierw trzeba poznać inną osobę na tyle aby mieć do niej zaufanie i szacunek (ze wzajemnością). Jeżeli tak od "wejścia" wyparowujesz komus nowo poznanemu że masz problemy i się leczysz to osoba po prostu może sie wystraszyć, poczuć że w jakiś sposób obciążasz ją takimi informacjami, a przeciez wcale się jeszcze nie znacie na tyle aby sobie mówić tak bardzo ważne rzeczy. Najwazniejsza sprawa to że nawet będąc w związku "nie pokazuje się całej D." . Chcę także napisac że masz DOPIERO ok. 30 lat więc jesteś młoda kobietą. Nie wiem skąd pomysł że narzucasz sobie jakieś kryteria że do ...lat jesteś za stara na ... Popracuj nad pewnością siebie i poczuciem wartości. Pzdr.

 

Odnośnik do komentarza

Skoro masz takie podejście, że choroby należy ukrywać przed partnerem. To mam pytanie jak byś zareagowała gdyby Twój partner ukrył przed Tobą widoczną chorobę (której np. nie znasz, ale widzisz, że coś z nim jest nie tak) i powiedziałby Ci po kilku miesiącach znajomości? Jak byś się czuła? Nie bałabyś się, że to może być genetyczne, że Wasze dzieci mogą to odziedziczyć? Że gdybyś tylko wiedziała wcześniej i nie mówię na pierwszej randce ale np. na trzeciej, czwartej to może mogłabyś na to się jakoś psychicznie przygotować. I zacząć traktować tę jego chorobę jako coś co jest na porządku dziennym. Mieć wiedzę, a nie tylko się domyślać. Nie czułabyś się oszukana, że przed Tobą coś ukrywał, chociaż to widać, ale nie powiedział Ci tego wprost. 

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość Iza napisał:

Jestem kobietą koło 30, jak będę czekała aż wyleczę się, aż będę całkowicie zdrowa (a nie wiem kiedy to nastąpi) to mogę już później nikogo nie znaleźć, bo będę za stara na poznawanie facetów. Z każdym wiekiem są coraz mniejsze szanse, żeby kogoś fajnego poznać.

Szanse na poznanie kogos rosna, przedewszystkim , gdy jestesmy na to gotowi - uczuciowo i mentalnie.

Nie kazde zycie uklada sie jak od foremki,  z reklamy margaryny.

Na dobry zwiazek trzeba zapracowac, jesli jest jakas praca do wykonania w nas samych - nalezy ja wykonac...

 

Odnośnik do komentarza
34 minuty temu, Gość Agu napisał:

Szanse na poznanie kogos rosna, przedewszystkim , gdy jestesmy na to gotowi - uczuciowo i mentalnie.

Nie kazde zycie uklada sie jak od foremki,  z reklamy margaryny.

Na dobry zwiazek trzeba zapracowac, jesli jest jakas praca do wykonania w nas samych - nalezy ja wykonac...

 

Chyba nie do końca tak jest. Liczba kandydatów maleje z każdym wiekiem, czym jesteśmy starsi tym mniejsze szanse na poznanie odpowiedniego partnera, który będzie do nas pasował. Ci najlepsi są już pozajmowani, a zostają jedynie najgorsze "egzemplarze", ci przebrani. Co z tego, że ktoś będzie gotowy uczuciowo i mentalnie jak nie będzie mógł znaleźć odpowiedniego kandydata. Ma brać pierwszego lepszego? 

Odnośnik do komentarza
2 minuty temu, Gość Olkus napisał:

 

Czlowiek to jednak cos wiecej niz wspolrzedna statystyczna.Poznac kogos odpowiedniego   jest trudno generalnie... niezaleznie od wieku.

 liczba kandyatow maleje przedewszystkim wraz z tym   jak  jestesmy nieodpowiedni i nie przygotowani na bycie dla kogos partnerem. 

 

Odnośnik do komentarza

To załóżmy autorka będzie przygotowana do bycia z kimś i ma brać pierwszego lepszego, bo nie będzie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata? A akurat walnie jej 40 lat, bo zamiast szukać faceta, będzie leczyła się, nauczała itp. A zegar biologiczny tyka.  

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Iza napisał:

Skoro masz takie podejście, że choroby należy ukrywać przed partnerem. To mam pytanie jak byś zareagowała gdyby Twój partner ukrył przed Tobą widoczną chorobę (której np. nie znasz, ale widzisz, że coś z nim jest nie tak) i powiedziałby Ci po kilku miesiącach znajomości? Jak byś się czuła? Nie bałabyś się, że to może być genetyczne, że Wasze dzieci mogą to odziedziczyć? Że gdybyś tylko wiedziała wcześniej i nie mówię na pierwszej randce ale np. na trzeciej, czwartej to może mogłabyś na to się jakoś psychicznie przygotować. I zacząć traktować tę jego chorobę jako coś co jest na porządku dziennym. Mieć wiedzę, a nie tylko się domyślać. Nie czułabyś się oszukana, że przed Tobą coś ukrywał, chociaż to widać, ale nie powiedział Ci tego wprost. 

Hej Iza. Jeżeli by się już związała z kimś, to między nami musiało by być i zaufanie wzajemne i wzajemny szacunek. Ukrywanie czegoś co jest widoczne jest nie tylko nieodpowiedzialne ale po prostu dziecinne. Jak można ukrywać coś co widać. Mozna nie umieć tego opisać, można nie umieć tego zdiagnozować ale każda osoba widzi że coś jest. Więc jeżeli widziałaś że jest na coś chory i jednak zdecydowałaś się na związek z nim mimo że nie chciał mówić o chorobie, to ty podjęłaś decyzję że jednak ci to nie przeszkadza i akceptujesz swojego partnera takim jaki jest. Zapytaj się sama czy to żebyś się dowiedziała jaka t choroba nie na pierwszej ale np. na trzeciej randce to byś z nim nie była już wtedy. Ja uważam że aby mówic o chorobach wzajemnie trzeba być już ze sobą jakiś czas. Nie 4 randka, ale później kiedy już widzimy że z tej znajomości może coś być. I to co napisałam jeżeli obydwoje ludzi ma do siebie wzajemnie zaufanie i się szanuje wtedy można ze sobą rozmawiać na takie tematy. Ale trzeba się poznać aby być pewny że chce się ze sobą być czy to w związku czy mieć dzieci. Jeżeli już mówimy o chorobach, tych genetycznych również to jezlei ludzie się kochają i chcą ze sobą być, planują przyszłosć, wtedy nawet wiedząc że partner/partnerka mają choroby genetyczne któr mogą przekazac dzieciom, to nie powinno zniszczyć związku bo to by znaczyło że tak naprawdę się nie kochacie. Jeżeli takie informacje o  chorobie zmieniają twoje podejście to wyobraź sobie że znajdujesz tego wysnionego partnera. Wiesz że nie jest obciążony genetycznie, planujecie ciążę. Rodzi się dziecko i wychodzi że jednak dziecko może być chore bo nie partner ale w jego lub twojej rodzinie babcia czy dziadek czy prababcia na coś tam cierpieli i teraz u waszego dziecka pojawia się choroba. Przestaniesz kochac partnera i dziecko? Moim zdaniem ty nie kochałas tego partnera na tyle aby zaakceptować jego chorobę która była od początku widoczna. Więc podam inny przykład jeszcze. Gdybyś się spotykała z fajnym mężczyzną, macie wspólne tematy, lubicie swoje towarzystwo, macie wspólne hobby,jesteście zakochani i on by ci powiedział że nie może mieć dzieci  to jaka by była twoja reakcja? Pzdr.

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Gość Olkus napisał:

To załóżmy autorka będzie przygotowana do bycia z kimś i ma brać pierwszego lepszego, bo nie będzie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata? A akurat walnie jej 40 lat, bo zamiast szukać faceta, będzie leczyła się, nauczała itp. A zegar biologiczny tyka.  

Nikt nie kaze nikomu na nic czekac.Ani nikt nie kaze zwlekac nikomu z terapia gry jest konieczna.

Ludzie potrzebuja roznie czasu by poukladac pewne sprawy. Najgorsze to robic rzeczy w nieodpowiednim czasie i miejscu. Trzeba robic to , co jest do zrobie nia teraz, na ten wlasciwy moment... Ibyc wobec tego czujnym

A tyka wszystko. Czas tyka, choroba tyka, gospodarka tyka... niepewnosc tyka....Wszystko tyka.

Dlatego tymbardziej trzeba umiec zadbac i izainwestowac odpowiednio w siebie , by moc sie w tym wszystkim swiadomie odnales . 

A ty piszesz z perspektywy oczekiwan do rze zywistosci ( i dobrze j st byc ich swiadomym) niemniej my bardziej jestesmy tu gosciem na tym swiecie...i nalezy sie w tym odnalezc, i zastanowic co mamy tu do zrobienia.

Odnośnik do komentarza
W dniu 22.06.2020 o 23:38, Gość Loraine napisał:

Hej Iza. Jeżeli by się już związała z kimś, to między nami musiało by być i zaufanie wzajemne i wzajemny szacunek. Ukrywanie czegoś co jest widoczne jest nie tylko nieodpowiedzialne ale po prostu dziecinne. Jak można ukrywać coś co widać. Mozna nie umieć tego opisać, można nie umieć tego zdiagnozować ale każda osoba widzi że coś jest. Więc jeżeli widziałaś że jest na coś chory i jednak zdecydowałaś się na związek z nim mimo że nie chciał mówić o chorobie, to ty podjęłaś decyzję że jednak ci to nie przeszkadza i akceptujesz swojego partnera takim jaki jest.  Zapytaj się sama czy to żebyś się dowiedziała jaka t choroba nie na pierwszej ale np. na trzeciej randce to byś z nim nie była już wtedy. Ja uważam że aby mówic o chorobach wzajemnie trzeba być już ze sobą jakiś czas. Nie 4 randka, ale później kiedy już widzimy że z tej znajomości może coś być. I to co napisałam jeżeli obydwoje ludzi ma do siebie wzajemnie zaufanie i się szanuje wtedy można ze sobą rozmawiać na takie tematy. Ale trzeba się poznać aby być pewny że chce się ze sobą być czy to w związku czy mieć dzieci. Jeżeli już mówimy o chorobach, tych genetycznych również to jezlei ludzie się kochają i chcą ze sobą być, planują przyszłosć, wtedy nawet wiedząc że partner/partnerka mają choroby genetyczne któr mogą przekazac dzieciom, to nie powinno zniszczyć związku bo to by znaczyło że tak naprawdę się nie kochacie. Jeżeli takie informacje o  chorobie zmieniają twoje podejście to wyobraź sobie że znajdujesz tego wysnionego partnera. Wiesz że nie jest obciążony genetycznie, planujecie ciążę. Rodzi się dziecko i wychodzi że jednak dziecko może być chore bo nie partner ale w jego lub twojej rodzinie babcia czy dziadek czy prababcia na coś tam cierpieli i teraz u waszego dziecka pojawia się choroba. Przestaniesz kochac partnera i dziecko? Moim zdaniem ty nie kochałas tego partnera na tyle aby zaakceptować jego chorobę która była od początku widoczna. Więc podam inny przykład jeszcze. Gdybyś się spotykała z fajnym mężczyzną, macie wspólne tematy, lubicie swoje towarzystwo, macie wspólne hobby,jesteście zakochani i on by ci powiedział że nie może mieć dzieci  to jaka by była twoja reakcja? Pzdr.

No niby tak, ale spotykając się z kimś nie wiesz od razu czy będziecie ze sobą, czy zaiskrzy, czy w sobie się zakochacie, więc to, że na początku jest fajnie, nie wiadomo jakby było później i rozumiem, że w takiej sytuacji nie ma co chwalić się swoimi problemami. Można być dla kogoś przyjacielem i też akceptować widoczną chorobę, ale o niej nie wiedzieć bo po co? Jest to nie potrzebne. A jak ktoś Ci mówi, że w Tobie się zakochał ze wzajemnością, ale nie mówi o swojej chorobie, bo przecież to zaakceptowałaś i widziałaś - to uważasz, że to jest uczciwe podejście jak mówi dopiero po kilku miesiącach znajomości? Przecież zakochanie nie pojawia się od tak, to była praca, wzajemny szacunek, wzajemne zaufanie, dużo rozmów i spotykania. To dlaczego dopiero po kilku miesiącach dowiadujesz się o chorobie, która dotyczy Twojego partnera z którym masz plany przyszłościowe. Ty o tym parterze chcesz wiedzieć jak najwięcej, żeby spać spokojnie, żeby o niego się nie martwić i ze spokojem myśleć o przyszłych dzieciach, o wspólnej przyszłości. A to, że widziałaś tę chorobę nie znaczy od razu, że możesz na niej się znać, może to nie choroba, a taka przypadłość człowieka, że np. tak wygląda, a nie że jest to związane z chorobą. Nie każdy skończył medycynę, że ma się znać na danych chorobach czy mieć jakąś dodatkową wiedzę. 

Czy osoba, która pomimo tego, że widziała, że partner prawdopodobnie na coś choruje i na początku nie planuje z nim przyszłości, bo na początku związku mało kto o tym myśli tak od razu - bo nie wie co będzie później. Dowiaduje się po długim czasie co tak naprawdę partnerowi dolega, że to jednak nie przypadłość związana z taką budową ciała a choroba i zaczyna też myśleć poważnie o przyszłości, o wspólnej przyszłości, ale z czasem zaczynają pojawiać się obawy, lęki, wątpliwości czy będzie w stanie podołać temu - to jest już nienormalne podejście, ona nie miała prawa mieć obawy, lęki? Jest podłym człowiekiem, że w ogóle takie lęki, obawy się pojawiły? Jakby nie patrząc wiązanie się z osobą na coś chorą to jest ogromne wyzwanie i nie każdy na to by się zdecydował, bo nie każdy jest tak silny psychicznie. Ludzie, którzy są zdrowi i się ze sobą wiążą, są w sobie zakochani to od początku ich miłość przygotowuje się na problemy, które mogą pojawić się w związku, w życiu np. choroby, zdarzenia i inne problemy. A tu na starcie jest choroba o której nic nie wiesz i jak ta miłość ma do tego się przygotować? Od razu zaznaczasz, że osoba nie kochała skoro nie potrafiła zaakceptować tej choroby, a może właśnie kochała, ale ją z czasem przerosło, bo miłość nie zdążyła do tego dojrzeć i się przygotować?

Odnośnik do komentarza

Myślę jeszcze, żeby coś trudnego umieć zaakceptować, to trzeba o tym dużo rozmawiać już od początku związku, żeby ten problem był dobrze przegadany i zrozumiany. A przede wszystkim traktować go jak coś "normalnego", będącego na porządku dziennym, a nie będący tematem tabu. Skoro ma się do partnera zaufanie to i trudne tematy też trzeba poruszać. Nie uważasz?

Odnośnik do komentarza
W dniu 24.06.2020 o 10:13, Gość Iza napisał:

A jak ktoś Ci mówi, że w Tobie się zakochał ze wzajemnością, ale nie mówi o swojej chorobie, bo przecież to zaakceptowałaś i widziałaś - to uważasz, że to jest uczciwe podejście jak mówi dopiero po kilku miesiącach znajomości? Przecież zakochanie nie pojawia się od tak, to była praca, wzajemny szacunek, wzajemne zaufanie, dużo rozmów i spotykania. To dlaczego dopiero po kilku miesiącach dowiadujesz się o chorobie, która dotyczy Twojego partnera z którym masz plany przyszłościowe. T

Witaj Iza. Masz rację, ale to wszystko zalezy od tego czy partner też ma do ciebie zaufanie, czy też chce tego samego co ty. Bo plany mogłas robić, ale czy ten partner też rozmawiając nawet o waszej przyszłości chciał tego samego w niedługim czasie. Kwestia choroby partnera jest bardzo poważna bo choroby też na starość się ujawniają, wiele chorób. Nawet partner też może nie wiedzieć w młodości że jest narażony na rózne choroby bo nikt w rodzinie mu nie mówił o tym jakie mieli choroby jego dziadkowie czy rodzice. Jak najbardziej masz prawo wiedzieć o jego chorobie. Natomiast jeżeli on cię kochał, a ty widziałaś że jest coś nie tak i powiedział ci o chorobie po paru miesiącach to czy ta kwestia bardzo zmienia twoją miłość do niego czy raczej chodzi o to że swoją chorobę może przekazać (ale nie musi) waszym dzieciom, lub wiąże się z tym twoja obawa o przyszłość ale tego jak ty sobie poradzisz z tym że on jest chory. Więc mimo że się dowiedziałaś o jego chorobie to twoja miłość automatycznie zaczęła wygasać bo sie wystraszyłaś, lub nie chcesz jednak takiego partnera. Tylko weź pod uwagę że skoro go kochałaś to nawet następny partner który może nie wiedzieć o swojej chorobie którą genetycznie może przenieść na wasze dzieci, niby zdrowy ale jednak w przyszłości może wyjść że dzieci na coś chorują. To tylko przykład. Bierz też pod uwagę to że ty jak będziesz starsza też na coś będziesz chorowała, i czy to spowoduje u jakiegoś partnera/twojego męża że powinien ciebie zostawić bo zachorowałaś? Bierz rózne kwestie pod uwagę. Dla ciebie jest ważne to aby partner był zdrowy ze względu na to że chcesz dzieci i boisz się że choroba będzie dziedziczna. Tak to odbieram.

Odnośnik do komentarza
9 minut temu, Gość Loraine napisał:

Witaj Iza. Masz rację, ale to wszystko zalezy od tego czy partner też ma do ciebie zaufanie, czy też chce tego samego co ty. Bo plany mogłas robić, ale czy ten partner też rozmawiając nawet o waszej przyszłości chciał tego samego w niedługim czasie. Kwestia choroby partnera jest bardzo poważna bo choroby też na starość się ujawniają, wiele chorób. Nawet partner też może nie wiedzieć w młodości że jest narażony na rózne choroby bo nikt w rodzinie mu nie mówił o tym jakie mieli choroby jego dziadkowie czy rodzice. Jak najbardziej masz prawo wiedzieć o jego chorobie. Natomiast jeżeli on cię kochał, a ty widziałaś że jest coś nie tak i powiedział ci o chorobie po paru miesiącach to czy ta kwestia bardzo zmienia twoją miłość do niego czy raczej chodzi o to że swoją chorobę może przekazać (ale nie musi) waszym dzieciom, lub wiąże się z tym twoja obawa o przyszłość ale tego jak ty sobie poradzisz z tym że on jest chory. Więc mimo że się dowiedziałaś o jego chorobie to twoja miłość automatycznie zaczęła wygasać bo sie wystraszyłaś, lub nie chcesz jednak takiego partnera. Tylko weź pod uwagę że skoro go kochałaś to nawet następny partner który może nie wiedzieć o swojej chorobie którą genetycznie może przenieść na wasze dzieci, niby zdrowy ale jednak w przyszłości może wyjść że dzieci na coś chorują. To tylko przykład. Bierz też pod uwagę to że ty jak będziesz starsza też na coś będziesz chorowała, i czy to spowoduje u jakiegoś partnera/twojego męża że powinien ciebie zostawić bo zachorowałaś? Bierz rózne kwestie pod uwagę. Dla ciebie jest ważne to aby partner był zdrowy ze względu na to że chcesz dzieci i boisz się że choroba będzie dziedziczna. Tak to odbieram.

Ale skoro partner rozmawia na temat przyszłości i mówi o takich samych planach to chyba chce tego samego. 

Wydaje mi się, że nie ma co porównywać osoby, która od dziecka jest na coś chora i żyje z tą chorobą ileś tam już lat, a z osobą, która na starość na coś choruje. Bo ludzie zdrowi też chorują na starość, ciało i organizm przecież się zmienia. Co to w ogóle jest za porównanie? I ludzie zdrowi, którzy wiążą się ze sobą to też mogą przenieść dalej jakieś choroby o których nie wiedzą (ale ryzyko i strach nie jest tak duży jakby wiedzieli o danej chorobie żyjąc z nią).

Ponadto biorąc ślub przyrzekają, że będą ze sobą w zdrowiu i chorobie, więc to uczucie które ich łączy latami przygotowuje się na różne problemy, choroby, które napotkają w życiu i są ze sobą aby się wzajemnie wspierać i być ze sobą. Ale jeśli spotykasz się z osobą która od samego początku jest na coś chora (i nic nie wiesz o tej chorobie, kompletnie nic) no to jak ta miłość ma dojrzeć i się przygotować? Chyba normalnym jest to, że w takim związku człowiek boi się o przyszłość, o dzieci itp. bo już na starcie jest choroba i jesteś świadoma jej, więc nie bez powodu pojawia się lęk dot. dziedziczenia czy innych obaw. Wydaje mi się, że to jest proces, żeby coś takiego zaakceptować i iść przez życie z taką osobą i nie da się tego od tak zaakceptować. 

Piszesz, że ,,Dla ciebie jest ważne to aby partner był zdrowy ze względu na to że chcesz dzieci i boisz się że choroba będzie dziedziczna." - myślę, że każdy kto chce mieć dzieci to chce, żeby były one zdrowe, nie znam pary dla której nie byłoby to istotne. A jeśli partner jest na coś chory to zawsze może zrobić badania genetyczne, nie sądzisz? Gorzej jak nie chce, bo uważa, że nie potrzebuje. 

I jeszcze taka myśl, w związku w którym są zdrowi ludzie, to są równe szanse, a w związku w którym jedna strona jest chora to wydaje mi się, że jest ciężej.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...