Skocz do zawartości
Forum

Problem nie do rozwiązania


Gość lilavati

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Urodziłam się w jednej z tych rodzin, gdzie mama bardzo nie chciała mieć dzieci, a tacie było to obojętne. Od początku życia czułam się w tej rodzinie, jak takie zgniłe jajo, którego nikt nie chce. Inaczej było z moim bratem. Miałam wrażenie, że oboje jesteśmy niechciani, ale on jest zaakceptowany, a ja według swojej mamy nie powinnam istnieć. Mój brat był zabawny, był duszą towarzystwa, nie przejmował się porażkami, więc cała rodzina go zawsze lubiła. Ja natomiast starałam się być doskonałą uczennicą, bo w tym kierunku miałam talent. I ogólnie starałam się być "grzeczna", taka, żeby nikt nie mógł mi nic zarzucić, bo moja mama często wpadała w szał i wtedy godzinami musiałam stać i milczeć słuchając o tym, że jestem nikim i że jestem beznadziejna. Nigdy nie mogłam przewidzieć, za co tym razem mi się oberwie, więc starałam się zachowywać najciszej jak to możliwe, tak, jakbym nie istniała.

Na samym początku nie miałam żadnych problemów w relacjach z rówieśnikami, właściwie wszystko było w porządku. Jednak z czasem było gorzej. W okolicach gimnazjum nabawiłam się fobii społecznej, bałam się wychodzić z domu, bałam się przechodzić obok obcych na ulicy, bałam się ludzi. Myślałam o sobie, że umiem się tylko uczyć, ale nikt mnie nie lubi.

W liceum było podobnie. Nie umiałam nawiązać żadnych relacji. Nawet jeśli w gimnazjum czy liceum z kimś rozmawiałam, to kiedy tylko szkoła się skończyła nieliczne kontakty urwały się. 

Na studiach bardzo z tym walczyłam, byłam na dwóch terapiach. I było trochę lepiej, miałam jakichś znajomych. Ale ludzie odchodzą, jakby się mną nudzą. Ciągle mam wrażenie, że wypracowałam sobie jakieś sposoby na to, żeby jakby sztucznie ludzi przyciągać do siebie. Mam jakieś poczucie humoru, jakieś ciekawe opowieści o swoim życiu i innych rzeczach. I mam wrażenie, że dopóki jestem nowością, dopóki umiem kogoś zabawić rozmową, dopóki się poznajemy ludzie chcą mojego towarzystwa, ale jak już nastąpi ten etap, że nie mam niczego fascynującego do opowiedzenia oni odchodzą. Jestem jak taka wydmuszka - kolorowa i pomalowana z zewnątrz, więc można się poprzyglądać przez chwilę, ale tam w środku nic nie ma. 

Mam wrażenie, że im jestem starsza tym jest gorzej. Bo mam coraz więcej bolesnych doświadczeń z ludźmi i coraz mniej naturalnych okazji do tego, żeby kogoś poznać. W pracy jestem jedyną osobą w swoim zespole, która z nikim nie rozmawia na przerwach. Jem obiad sama.

Mam wrażenie, że gdzie nie pójdę nigdzie mnie nie chcą. Nieważne, czy się staram być miła, czy nie, czy wykazuję inicjatywę, czy nie itd. Dla mamy byłam zgniłym jajkiem, na które patrzyła z obrzydzeniem nieważne co zrobiło i mając prawie 30 lat dalej nim jestem. Nieważne, co zrobię.

Kiedyś walczyłam obsesyjnie o to, żeby mieć więcej znajomych, teraz chciałabym po prostu nie czuć się bezwartościowa. Ale jak tylko kolejna osoba przestaje się odzywać, jak tylko ktoś mi pokazuje, że mnie nie lubi, jak tylko ktoś na mnie znów patrzy z obrzydzeniem natychmiast pojawiają mi się w głowie myśli "jestem bezwartościowa", "jestem do niczego", "nie powinnam istnieć". Nawet nie bardzo wiem, jak inaczej miałabym na takie sytuacje reagować. Jakie inne myśli powinny mi się pojawić w głowie?

Poza tym mam wieczne kompleksy na temat swojego charakteru, tego, kim jestem. Jako nastolatka byłam bardzo wybuchowa, potem intensywnie nad sobą pracowałam i zmieniłam się, ale dalej jestem jedną z tych osób, które łatwo denerwują się w dyskusjach, kiedy jest wymiana poglądów itd. Czuję się beznadziejna. Wszystkie kobiety ciągle narzekają na swój wygląd, a ze mną to było tak, że ludzie do mnie podchodzili, komplementowali albo mój wygląd albo intelekt (choć jestem naprawdę przeciętnie wyglądającą osobą, może inteligentną, ale jest cała masa takich osób, żaden ze mnie geniusz), a potem zajmowali się przyjaźnią z kim innym. Komplementy oczywiście są miłe i je doceniam, ale to jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że problem nie tkwi ani w moim wyglądzie, ani w głupocie, tylko we mnie, w tym, kim jestem. 

Niestety krążą mi po głowie myśli o samobójstwie, bo nie widzę powodu, dla którego miałabym żyć, skoro jestem nikim w oczach innych ludzi. Przez długie okresy czuję się dobrze, a potem nagle to we mnie uderza i tak od 30 lat. Nie wiem, co z tym zrobić. Jak mam czuć się wartościowym człowiekiem? Na czym mam oprzeć niby to poczucie wartości, skoro zewsząd dostaję dowody na to, że jestem bezwartościowa? Psychoterapeuci mam wrażenie chcieli, żebym się podbudowała tym, że przecież tu mnie zaprosili, przecież ta osoba chce mnie zobaczyć, przecież mam tego znajomego. Ale to nie działa, bo związki się zmieniają, ludzie odchodzą. Nie da się oprzeć na czymś, co z definicji jest chwiejne i zawsze może przyjść okres samotności.

Odnośnik do komentarza
14 minut temu, Yen napisał:

Tak sie konczy typowo polska mentalnosc ze jak kobieta wpadnie to musi donosic ciąze do konca chocby nie wiem co.

Wiesz co, z jednej strony tak, ale jak moja mama zaszła w ciążę to aborcja w Polsce była jeszcze legalna dla wszystkich. Raz w życiu mi powiedziała, że miała taką opcję i w sumie sama nie rozumiem czemu ostatecznie wybrała inaczej. Sarkastycznie powiedziała "Tak, aborcja, super rozwiązanie". Mam wrażenie, że zrobiła to z wewnętrznego poczucia obowiązku, ale powiedziała też, że byłam wpadką.

Odnośnik do komentarza
39 minut temu, Gość lilavati napisał:

Urodziłam się w jednej z tych rodzin, gdzie mama bardzo nie chciała mieć dzieci, a tacie było to obojętne. Od początku życia czułam się w tej rodzinie, jak takie zgniłe jajo, którego nikt nie chce. Inaczej było z moim bratem. Miałam wrażenie, że oboje jesteśmy niechciani, ale on jest zaakceptowany, a ja według swojej mamy nie powinnam istnieć.

39 minut temu, Gość lilavati napisał:

I ogólnie starałam się być "grzeczna", taka, żeby nikt nie mógł mi nic zarzucić, bo moja mama często wpadała w szał i wtedy godzinami musiałam stać i milczeć słuchając o tym, że jestem nikim i że jestem beznadziejna. Nigdy nie mogłam przewidzieć, za co tym razem mi się oberwie, więc starałam się zachowywać najciszej jak to możliwe, tak, jakbym nie istniała.

43 minuty temu, Gość lilavati napisał:

Mam wrażenie, że im jestem starsza tym jest gorzej. Bo mam coraz więcej bolesnych doświadczeń z ludźmi [...]

Mam wrażenie, że gdzie nie pójdę nigdzie mnie nie chcą. Nieważne, czy się staram być miła, czy nie, czy wykazuję inicjatywę, czy nie itd. Dla mamy byłam zgniłym jajkiem, na które patrzyła z obrzydzeniem nieważne co zrobiło i mając prawie 30 lat dalej nim jestem. Nieważne, co zrobię.

Witaj lilavati, nie miałaś wpływu na swoją mamę i tym bardziej obojetnego tatę. Chciałaś zadowolić mamę jako dziecko mimo że traktowała cię w sposób straszny. Twoja mama nietrzymała emocji, jeżeli czesto wpadała w szał i ciebie karała w jakikolwiek sposób, to prawdopodobnie dlatego że nie umiała siebie zaakceptować, być może miała sama problemy z depresją lub cierpiała na inne zaburzenia emocjonalne. Nie umiała być matką dla ciebie, nie okazywała pozytywnych uczuć  i obwiniając ciebie, krzycząc na ciebie pokazała w jaki sposób widzi siebie, jak sama siebie traktuje wewnątrz. I tak traktowała ciebie. Traktowała ciebie swoją miarą. Twoja mama wbiła ci do głowy to co z tobą jest do dnia dzisiejszego, i co sobie powtarzasz, co też napisałas tutaj że jesteś beznadziejna, zgniłe jajo, do niczego... Ale to są słowa twojej matki, to nie jesteś ty dlatego że ona tak mówiła. Sama napisałas że :

Godzinę temu, Gość lilavati napisał:

Ja natomiast starałam się być doskonałą uczennicą, bo w tym kierunku miałam talent.

Być może chciałaś pokazać i udowodnić mamie że jesteś wartościowa. Że umiesz i masz talent do bycia "kimś". A twoja mama to olewała bo po prostu była osobą która nie potrafiła tobie okazać uczuć. Nie potrafiła ciebie zaakceptować bo prawdopodobnie nie potrafiła zaakceptować siebie. Po prostu nie umiała być matką. Ale ty nie jesteś swoją matką, jesteś sobą. Matki które nie okazują uczuć i karzą dzieci za "nic", przekazują dzieciom takie same wartości jakimi się kierują.

46 minut temu, Gość lilavati napisał:

Kiedyś walczyłam obsesyjnie o to, żeby mieć więcej znajomych, teraz chciałabym po prostu nie czuć się bezwartościowa. Ale jak tylko kolejna osoba przestaje się odzywać, jak tylko ktoś mi pokazuje, że mnie nie lubi, jak tylko ktoś na mnie znów patrzy z obrzydzeniem natychmiast pojawiają mi się w głowie myśli "jestem bezwartościowa", "jestem do niczego", "nie powinnam istnieć"

To obrzydzenie pojawia się u ciebie dlatego bo matka ci to wmawiała, tego cię uczyła przez najważniejsze lata twojego życia, tak ukształtowała twój system wartości że przez tyle lat od dziecka uważasz że jedyną słuszną miarą jaka ciebie określa to te słowa i zachowanie matki.

49 minut temu, Gość lilavati napisał:

Niestety krążą mi po głowie myśli o samobójstwie, bo nie widzę powodu, dla którego miałabym żyć, skoro jestem nikim w oczach innych ludzi. Przez długie okresy czuję się dobrze, a potem nagle to we mnie uderza i tak od 30 lat. Nie wiem, co z tym zrobić. Jak mam czuć się wartościowym człowiekiem? Na czym mam oprzeć niby to poczucie wartości, skoro zewsząd dostaję dowody na to, że jestem bezwartościowa? Psychoterapeuci mam wrażenie chcieli, żebym się podbudowała tym, że przecież tu mnie zaprosili, przecież ta osoba chce mnie zobaczyć, przecież mam tego znajomego. Ale to nie działa, bo związki się zmieniają, ludzie odchodzą. Nie da się oprzeć na czymś, co z definicji jest chwiejne i zawsze może przyjść okres samotności.

Ty nie jesteś nikim w oczach innych ludzi, ty siebie tak postrzegasz bo matka ci to wmawiała i pokazywała swoim zachowaniem. To ona zaniżyła twój system wartości do takiego stopnia że po tylu latach uważasz że inni ludzie też ciebie postrzegają jak twoja matka. A tak nie jest. Jak masz się czuć wartościowym człowiekiem? Żebyś poznała swoją wartość do tego potrzebujesz jedynie lustra. Nie słów matki czy innych ludzi, ani ich pochwał czy krytyki kogokolwiek. W lustrze nie widzisz swojej matki, ojca  czy brata. Widzisz siebie, osobę która dorosła i dała sobie radę z wieloma trudnościami.Pomyśl mimo takiego domu w jakim przyszło ci się wychowywać i dorastać poradziłaś sobie. Nie jesteś ani twoją mamą, ani ojcem ani bratem. Nigdy nie będziesz swoją matką.  Jesteś sobą, indywidualną osobą ze swoim charakterem, wyglądem, inteligencją. To jak  sama siebie traktujesz i postrzegasz, jest odbierane przez innych ludzi w około ciebie i przez to widzą jak traktować ciebie. Bądź dla siebie dobra. Traktuj siebie z szacunkiem bo na niego zasługujesz. Nie każdy z osób w naszym życiu zostaje z nami, zaprzyjaźnia się z nami do końca naszych dni. Są osoby które są z nami na chwilę, i takie na dłużej. Ale jeżeli już na starcie jesteś nastawiona że ktos cię zostawi, że nie jesteś warta znajomości to ludzie widzą jakie masz podejście do nich i do siebie. Psychoterapeuci pewnie dobrze chcieli. Ale najważniejsze kto musi chcieć to TY. W naszym dorosłym życiu ludzie przechodzą przez rózne okresy, nie ma tak żeby zawsze było dobrze. Takie jest życie. Zbudowane z dobrych i tych gorszych chwil. Żeby było dobrze trzeba najpierw uporać sie z tym czasem gorszym w naszym życiu. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

A jeśli Ci napiszę że tak naprawdę jesteś bardzo wartościowa, że tak naprawdę byłaś kochana? Że, tak jak napisała Loraine, to Twoi rodzice czuli się niekochani, nie wartościowi i właśnie to Ci przekazali? Że dlatego jesteś na tym świecie bo tak naprawdę jesteś bardzo wartościowa? Żyjesz, czujesz a już to sprawia że jesteś wartościowa, kochana. 

Bardzo dużo napisałaś o swojej nie wartościowości a jednak jak dużo napisałaś wartościowych sformułowań. Popatrz jakimi ogromnymi wartościami siebie określiłaś, jak dużo osiągnęłaś?

Uwierz właśnie w to, przejdź ten ciężki etap, popracuj nad tym a zobaczysz jak wartościową osobą jesteś. Już tyle osiągnęłaś a więc jesteś w stanie osiągnąć znacznie więcej.

Tu na forum każdy przeszedł różne niemiłe historie, każdy w jakimś stopniu miał podkopane poczucie własnej wartości i dał radę. I Ty również dasz radę, wiele osób jest w stanie dać Ci wsparcie i przy tym wsparciu również Ty odnajdziesz swoją wartość. Powodzenia. 

Odnośnik do komentarza

Jezu, jakie cytaty... Po raz pierwszy w życiu nie jestem w stanie doczytać wszystkich komentarzy. Po raz pierwszy w życiu... A więc powinienem trzymać mordę w kubeł. Ale to naprawdę przecież nie moja wina, że ktoś Cię cytuje na 10 akapitów. Powiem Ci tak. Miej to wszystko w dupie. Jestem Twoim rówieśnikiem. Bez ambicji na bycie internetowym psychologiem. Szukasz wśród przypadkowych ludzi mierników tego czy jesteś coś warta. Jakaś Kasia M. Bartek Ch. albo Joanna W. obrazują, czy jesteś fajna czy nie jesteś fajna. Dla Ciebie naprawdę jakaś Kasia M. Bartek Ch, i Joasia W. są ważni? Dziewczyno, Ty chcesz aby cały świat Cię kochał? Nie kochała Cię własna matka, więc naprawdę miej wszystko w dupie. Skup się na sobie. Tylko na sobie. Masz dobrze wyglądać. Nic więcej. A gdy się zakochasz i on zakocha w Tobie, to wtedy myśl dniami i nocami jakby to było fajnie, gdyby on faktycznie kochał Cię cały czas. Szczęśliwie okaże się, że on serio Cię kocha. I wtedy bajka się spełni. Poczujesz się szczęśliwa jak ja. Żyje się dla jednej osoby. A nie jakichś przypadkowych znajomych. Kasia, Bartek i Joasia są od roboty. Przestań nam mówić kto Cię nie lubi. Lubić ma Cię tylko jedna osoba w życiu. Nawet jego matka nie musi. Ani brat. 

Odnośnik do komentarza

 

Poczucie bezpieczeństwa

Potrzebujemy w życiu przynajmniej jednej osoby, która stanie przy nas i powie dobre słowo, kiedy zrobi się trudno. Psychologowie zwracają uwagę na rozwijanie empatii, która w tym szczególnie trudnym czasie jest nam szczególnie potrzebna. Sugerują, aby zastanowić się nad tym, jak to jest z empatią w moim życiu. Od kogo otrzymujesz wsparcie? Wypisz osoby z twojego otoczenia, które mogą ci pomóc. Kogo chciałbyś mieć w swojej sekcji wsparcia podczas pandemii? Jak możesz o to zadbać? Jak możesz o to poprosić? Odpowiedzi na te pytania, pozwolą ci w budowaniu zewnętrznego wsparcia, a co za tym idzie również bezpieczeństwa.   Zobacz też mój  cały tekst na  aleksandrahesperyjska1.wordpress.com

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Żebyś poznała swoją wartość do tego potrzebujesz jedynie lustra.

Bardzo ci dziękuję za tę szczegółową analizę mojego wpisu. Myślę, że jest bardzo trafna.

To prawda, sama potrzebuję wyrzucić ze swojej głowy niektóre rzeczy, przestać je sobie powtarzać. Problemem już nie jest moja mama, od niej się tylko zaczęło. Teraz już nie jest ważne, co ona by powiedziała, ja i tak uważałabym się za bezwartościową. 

Boję się stracić kontakt z rzeczywistością, stać się jednym z tych ludzi, którzy nie dostrzegają swoich realnych wad, dlatego nie wiem, czym te swoje okropne, krytyczne myśli zastąpić. 

Odnośnik do komentarza

Witaj autorko. Też już jestem po 30 stce. Doskonale Cię rozumiem bo miałem tak samo. Rodzice szybko zaczęli mnie traktować jako balast, nie dorośli do bycia rodzicami. Moje ponad 20 lat w domu rodzinnym to był horror. Dużo by opowiadać, mógłbym książkę napisać taką dla młodych ludzi co to narzekają, że rodzice nie chcą kupić drogiego modnego ciucha czy najnowszej konsoli. Po przeczytaniu takiej książki docenili by co mają.  Człowiek wył z rozpaczy i niemocy. Nigdzie nie mógł znaleźć wsparcia. Reszta rodziny chowała głowę w piasek nie chcąc podpaść matce i ojcu. Teraz jestem na swoim ale od przeszłości nie ucieknę, ciągnie się to za mną do dzisiaj.

Odnośnik do komentarza
26 minut temu, Gość lilavati napisał:

Bardzo ci dziękuję za tę szczegółową analizę mojego wpisu. Myślę, że jest bardzo trafna.

To prawda, sama potrzebuję wyrzucić ze swojej głowy niektóre rzeczy, przestać je sobie powtarzać. Problemem już nie jest moja mama, od niej się tylko zaczęło. Teraz już nie jest ważne, co ona by powiedziała, ja i tak uważałabym się za bezwartościową. 

Boję się stracić kontakt z rzeczywistością, stać się jednym z tych ludzi, którzy nie dostrzegają swoich realnych wad, dlatego nie wiem, czym te swoje okropne, krytyczne myśli zastąpić. 

Nie jesteś każdym, ale każdy jest kimś. Jesteś wartościowa, tylko nie umiesz swojej wartości dostrzec i wydobyć na wierzch. Każdy ma wady, ale i zalety. Ty widzisz w sobie tylko wady bo tego zostałaś nauczona. Patrzysz na wszystko krytycznie bo przez lata tylko tak na ciebie patrzono. Masz kogoś konkretnie na myśli  pisząc że  boisz stać się jednymi z tych ludzie którzy nie dostrzegają swoich realnych wad? Masz na myśli matkę,ojca i ludzi którzy tak postępowali/postępują jak oni? Nad myśleniem o sobie, o tym krytycznym spojrzeniu i podejściu trzeba pracować. Musisz pracować nad sobą, nad tym abyś zauważyła że nie ma na świecie i w twoim życiu tylko czerni. Są też inne kolory, cała gama pieknych kolorów. Abyś mogła zastąpić krytyczne myśli, zacznij wprowadzać więcej kolorów które lubisz do swojego życia, tych które lubisz, zacznij od zmian tego co zawsze chciałaś zmienić. Spójrz na swoje życie, na siebie jako na nową osobę z wieloma perspektywami bo jesteś młodą osobą która potrzebuje rozwinąć skrzydełka które od dziecka były ci podcinane.

Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Gość lilavati napisał:

 Mam wrażenie, że zrobiła to z wewnętrznego poczucia obowiązku, ale powiedziała też, że byłam wpadką.

No więc sama widzisz jak ona to postrzegała i chyba nic tutaj się nie zmieniło. 

Ja tylko nie rozumiem skoro nie chciała mieć dzieci a mężowi było to obojętne to czemu nie zdecydowała się na tzw trwała antykoncepcję? Poza tym 1 dziecko to jeszcze idzie zrozumieć bo wpadka ale dwoje? W sytuacji niechęci do posiadania dzieci?!

A wracając do Ciebie. Jesteś pełnowartościowa osoba i powinnaś to wiedzieć. Znać swoją wartość. Niezależnie od opinii innych. Nawet matki i ojca. W miarę możliwości powinnaś się odseparowac. Żyć po swojemu i własnym życiem. Pokazać też poniekąd rodzicom że ich nie potrzebujesz. A co do wad to każdy je ma. Trzeba niektóre zaakceptować a z niektórymi walczyć. Bądź silna bo nie masz na kim polegać za bardzo. Szkoda że masz takich rodziców. Większość uważa że dziecko to dar. Ale jak widać są wyjątki..

 

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
W dniu 23.04.2020 o 18:16, Gość Jakobus napisał:

Witaj autorko. Też już jestem po 30 stce. Doskonale Cię rozumiem bo miałem tak samo. Rodzice szybko zaczęli mnie traktować jako balast, nie dorośli do bycia rodzicami. Moje ponad 20 lat w domu rodzinnym to był horror. Dużo by opowiadać, mógłbym książkę napisać taką dla młodych ludzi co to narzekają, że rodzice nie chcą kupić drogiego modnego ciucha czy najnowszej konsoli. Po przeczytaniu takiej książki docenili by co mają.  Człowiek wył z rozpaczy i niemocy. Nigdzie nie mógł znaleźć wsparcia. Reszta rodziny chowała głowę w piasek nie chcąc podpaść matce i ojcu. Teraz jestem na swoim ale od przeszłości nie ucieknę, ciągnie się to za mną do dzisiaj.

Ciekawi mnie, ile jest takich osób. 

Powiem szczerze, że to wszechobecne nazywanie dzieci największymi skarbami, darami i cudami wywołuje we mnie straszną złość. Bo one jakoś nimi są za nic, a ja byłam tym, czym byłam, również za nic. i dlatego ciekawa jestem ilu rodziców patrzy na swoje dzieci tak, jak moi rodzice patrzyli na mnie. Zastanawiam się po prostu, czy jestem w mniejszości, czy raczej niekoniecznie.

Odnośnik do komentarza
20 minut temu, Gość lilavati napisał:

Ciekawi mnie, ile jest takich osób. 

Ja myślę, że to jest margines, ale to tylko moje odczucie, to jest nie do określenia, bo to co się dzieje w czterech ścianach to temat tabu, nawet się o tym nie mówi, tak jak o przemocy seksualnej wobec dzieci w rodzinie, czyli tak, jakby problem nie istniał. Bo rodzina to rzecz święta ??
 

Odnośnik do komentarza
23 minuty temu, Gość lilavati napisał:

Ciekawi mnie, ile jest takich osób. 

Powiem szczerze, że to wszechobecne nazywanie dzieci największymi skarbami, darami i cudami wywołuje we mnie straszną złość. Bo one jakoś nimi są za nic, a ja byłam tym, czym byłam, również za nic. i dlatego ciekawa jestem ilu rodziców patrzy na swoje dzieci tak, jak moi rodzice patrzyli na mnie. Zastanawiam się po prostu, czy jestem w mniejszości, czy raczej niekoniecznie.

No i po co Ci to wiedziec.  Nie ma to wplywu juz na Twoja przyszlosc.

Ja do dzisiaj sie wsciekam jak jakas dorosla kobieta dostaje uwage - taka ojcowska stabilna np. W pracy, a jak dostaje ja za nic i   to ola boga. Widac ta milosc jest za nic, nie dystrybuuje sie jej za cos. Zadroszcze i ociera sie to o zawisc.. i to jest to poczucie niesprawiedliwosci.

Te bunt jako etap jest wazny, ale ostatecznie nie ma co sie szarpac z losem. Trzeba go przyjac, bo szkoda czasu 

Ktos dostal wiecej , ja mniej. A stawalam na rzesach. No nie wiadomo czemu tak jest, logiki w tym nie ma ?

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Lilavati, przez lata żyjesz w błędzie co do tych relacji z ludźmi. To nie z Tobą jest problem tylko ludzie są zjepani i mają wyrąbane na innych. Po prostu to nie jest tak, że to ty masz w sobie coś złego, tylko ponad 90 procent ludzi jest totalnie nic nie warta i równie dobrze mogloby ich nie być. To nie ciebie olewają, tylko wszyscy wszystkich. Ja też tak mam, że ludzie przychodzą i odchodzą, już mam w to wywalone totalnie. Wiem, że nie ma już normalnych relacji międzyludzkich. Ja miałem dosłownie naście tysięcy znajomych i dostawałem 100 telefonów i smsów z życzeniami w każde święta, jak powstał Facebook i wszyscy go założyli, a ja nie, bo uznałem, że to jest gofno to mnie wszyscy olali, bo nikomu się już nawet nie chciało dzwonić, pisać i śmiałem się, bo mówiłem, że teraz widać, że każdy ma na mnie wyrypane. Teraz generalnie są takie czasy, że każdy ma każdego gdzieś i nie ma już żadnych więzi między ludźmi. Wszystko jest instant. 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...