Skocz do zawartości
Forum

Chcę uciec


Rekomendowane odpowiedzi

Uciekaj z tej wsi. Jesteś młoda, całe życie przed Tobą. Ja wiem, że łatwo się mówi, a trudniej zrobić, ale w tej sytuacji musisz zrobić jakiś krok w przód. Mąż nie ma prawa skazywać was / Ciebie na takie życie. Pracujesz, czyli jesteś niezależna finansowo. Może starczy na jakieś małe mieszkanko ? A maż, tylko wówczas może zrozumie, że nie chcesz tak żyć. Mieszkasz na jakimś zimnym strychu, otoczona kurami, krowami, nie możesz decydować nawet w tak błahych sprawach jak pora o której zjesz śniadanie. To jakieś więzienie ? Czytając Twoje wpisy, aż trudno uwierzyć, że takie coś ma miejsce w dzisiejszych czasach, do tego wbrew woli kobiety. Nikt nie może Cię zmuszać do takiego życia. Co z tego,że pójdziesz do psychologa, taka terapia może trwać miesiącami. A co ona da, skoro będziesz wracała do tego domu ? Trzeba najpierw pozbyć się ogniwa problemu. A Twoim problemem jest to, że mieszkasz w tym miejscu, i jeśli się z niego nie wyprowadzisz, to żaden psycholog Ci nie pomoże.
Piszesz, że mąż nie chce zostawiać mamy samej, musi jej pomóc w gospodarstwie itp, ale przecież on ma rodzeństwo. Nie mogą się jakoś podzielić obowiązkami ? Siostry przyjeżdżają rekreacyjnie z mężami, dziećmi, narzeczonymi ? A Twój maż ma wszystko robić ?
Też mogą pomóc matce.
Na Twoim miejscu w porozumieniu z mężem, poszukałabym jakiejś kawalerki w najbliższym mieście, tak aby mąż mógł zawsze podjechać do mamy i w czymś pomóc. Podaj mu argumenty, że wtedy bylibyście sami, a do mamy miałby blisko. Jeżeli mąż się na to nie zgodzi, to trudno, jego sprawa. Ty nie możesz poświęcać i marnować swojego życia, bo masz je tylko jedno. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie mogę zdecydować o zakupie bluzki, czy zrobieniu prania. Dziewczyno, ocknij się. Masz 27 lat!!!!!!! Ile jeszcze chcesz mieszkać u kogoś, na jakimś zimnym strychu ???? Pogoń męża do jakiejkolwiek pracy zarobkowej. To jest nieprawdopodobne, że młodzi ludzie tak mogą żyć. A jakie wy macie przyjemności, zainteresowania ? Co lubicie robić z mężem w wolnym czasie ?, wychodzicie gdzieś razem ? Spotykacie się z przyjaciółmi ?
Nie można swojego życia podporządkowywać świniom i krowom. Piszesz o dziecku. Gdzie Ty chcesz to dziecko wychowywać, na zimnym strychu pokrytym eternitem ?
Musisz coś zrobić. To jest Twoje życie, przeżyj je tak jak byś chciała, a nie tak jak decyduje Twój mąż i teściowa. Musisz zrobić pierwszy krok. Tylko od Ciebie zależy, jak dalej potoczy się Twoje życie.

Odnośnik do komentarza

@Inna ładnie motywujesz, ale myslę, ze Twoje motywacje to jest takie gadanie panienki, która ma zaplecze w postaci zasobnej rodzinki lub dobrze płatny zawod, lub jedno i drugie.

Autorka i jej mąz to dwoje ludzi, ktorzy może studia przeżyli dzięki pomocy z domu i stypendium. Teraz mają takie zawody, ktore nie są zbyt chodliwe w dzisiejszych czasach, skoro facet decyduje się być zarejestrowany jako bezrobotny.
Autorka nic nie pisze o możliwej pomocy ze strony swoich najbliższych. Natomiast jej mąz może marzy, ze na gospodarstwie może mama odpisze mu kawalek gruntu, na którym to sposobem gospodarczym postawi sobie chatkę, gdzie z żoną będa wiedli spokojne życie i plodzili dzieci.
Chatkę będzie stawiał powoli, bo powoli bedzie gromadzil gotówkę na materiał budowlany. Gdy z żoną pójdzie na wynajmowane, to wynajmującemu odda pieniądze, które mógłby przeznaczyć na materiał budowlany.

Można wyjechac do pobliskiego miasteczka tam gdzie Autorka ma pracę, ale pewnie dlugo będą żyli na wynajmowanym. Jak Autorka urodzi dziecko/ dzieci to czy wychowując je zdola jeszcze zawodowo pracowac aby zdobywac pieniądze dla własciciela mieszkania. A gdzie za co mogłaby myslec o swoich własnych m kwadratowych.

Jezeli organicznie nie cierpi mieszkania na wsi u rodziny męza, to pewnie powinna się wyprowadzić a nie nocami trzęsc się na mysl o tym i nic nie czynić.
Natomiast jej mąz tylko przy rodzinie widzi szanse, ze jakoś z czasem się odbije i będzie miał swoje własne mury. Nikt z nas a pewnie i Autorka, nie zna domówień matki i syna oraz całego rodzeństwa.

Tyle, ze to raczej twarde życie, gdzie nie ma miejsca na dopytywanie się o przyjemności, zainteresowania i miło spedzany czas wolny- to jest życie i walka o racjonalne przetrwanie w nim.

Zyczę autorce sensownych wyborow, umiejętności dogadywania się z mężem a jej męzowi, zeby naprawdę a nie za pomocą gołoslownych obietnic wiedział na czym stoi.

Odnośnik do komentarza

Autorka postu przez to ze miała ojczyma, ktory bił i pił miała potrzebę ocięcia się mentalnego od swojej rodziny nawet jak mieszkała jeszcze w domu- dzis jej mama pełni zaszczytną funkcję jej powiernicy, ale pewnie specjalnie młodym nie jest w stanie pomóc. Dobrze, ze była obrotna i sama na studiach umiala sobie wynajmowac mieszkanie.

Autorka nic nie pisze o tesciu, ktory być może juz z tego świata odszedł i wymógł przed śmiercią na jedynym swoim męskim potomku aby się opiekował rodziną, jak jego juz nie będzie. A może bezposrednio po pogrzebie bliżsi i dalsi krewni kiwali ze smutkiem głowami i mówili dobrze, ze został syn to on będzie czuwał nad rodziną- i takie coś trudno przerwać racjonalnym stwierdzeniem- założyles swoją własną rodzinę, bo poslubiłes kobietę, to już nie wnikaj jak Twojej dotychczasowej rodzinie będzie się zyło bez Ciebie. On czuje się odpowiedzialny za gospodarkę, matkę i żonę-( a może jeszcze deliberuje czy wszystkie siostry bezpieczne) i powstaje taki galimatias, w którym jego żona jest nieszczęsliwa, bo mieszka na zimnym strychu i nie widzi aby praca jej męza kiedykolwiek im, jako małżeństwu się zwróciła. Tyle, ze jest mlodziutką 4 miesięczną zoną a może wcześniej jako dziewczyna czy narzeczona mogła wyczuć jak sprawy będa się miały, a może bardzo pragnęla faceta za męza i uważała, ze reszta jakoś się ułoży a teraz widzi, ze się uklada ale nie po jej mysli i jest jej trudno

Odnośnik do komentarza

Najmłodsza siostra męża np w poniedziałki ma wolne, to gdy teściowa jedzie z ciocia na chemię to ona musi dać zwierzakom jeść i zrobić obiad. Chodzi wtedy naburmuszona a na obiad jest spaghetti albo pomidorowa, bo ona nic więcej nie umie.
Jak ja mam zostać to zwierzaki to samo ale obiad to na początku teściowa mi narzucała, to jakiś tort nalesnikowo szpinakowy albo pieczony kurczak i zapiekane ziemniaczki, a to jakaś potrawka. Zawsze robiłam po swojemu, ona oczywiście to krytykowała i komentowała że wszystko by zrobiła inaczej.
Aaaa no i ten jej tekst "to wy musicie wiedzieć". Co za hipokryzja, zawsze narzuca swoje zdanie albo czyjeś zachowanie krytykuje ale przecież zrobisz jak chcesz. Grrr
Ona nie jest zła. To ja ją już tak odbieram, mimo że ona może chce dobrze to ja już jestem wrogo nastawiona.
Nie chce krzywdzic mojego męża. Strasznie oddaliliśmy się od siebie. Jemu wystarczy to że jestem, że się usmiechne i go przytule a on myśli że jest dobrze. On stoi w miejscu, nic już nie robi w kierunku na przód. Jakiekolwiek wyjścia to zaraz kogoś z rodziny brał więc ja już nie chce. Nawet jak jechałam po suknie zaproponował matce i siostrze bez zapytania mnie o zdanie.
Ja potrzebuje akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, swobody i zrozumienia. Mi brakuje faceta z którym mogłam się wyglupiac, gadać godzinami, grać w planszowki, jeść razem kolacje, brać kąpiele, oglądać razem filmy które nas oboje interesują, przyjmować gości, bo teraz nikt nie chce mnie odwiedzać.
Nie wiem czy będzie nadal mi tak bliski jaki był, czy będzie mnie pociągał, bo z tym też mam problem ostatnio.
Przeze mnie nie układa nam się w małżeństwie :'(

Odnośnik do komentarza

Cały czas pozostaje pytanie, dlaczego za niego wyszłaś , jak praktycznie nie odpowiadał Ci pod żadnym względem,
wychodzi na to, że po tych dwóch latach mieszkania pod wspólnym dachem ,powinnaś odejść , a nie brać ślub,
bo chyba nie wierzysz ,że ślub cokolwiek zmienia na lepsze ,jak już to na gorsze:P
Wiem ,powiesz ,że liczyłam..., rozumiem, przeliczyłaś się, zdarza się, gorzej ,że nie potrafisz nic zmienić...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Kar1991
Najbliże mi osoby mają mnue już dość. Ciągle tylko narzekam. Chwilę jest fajnie, śmieje się a potem znowu marudze. Nawet mówią już na mnie maruda. A w tym domu np składając mi życzenia mówią żebym nie denerwowała się już tyle na męża. Niby to wszystko w zastać ale teraz jak o tym myślę to pewnie ja jestem ciągle ta niezadowolona, tą złą której nie da się dogodzić. Zawsze są jakieś problemy. Nie miałam lekko w życiu, ale kto miał. Nie wiem czy to mieszkanie tu mnie tak zmieniło czy jestem toksyczna albo coś ze mną jest nie tak.
Teraz większość myśli zostawiam dla siebie i dopiero w krytycznym dla mnie momencie staram się zwierzyć. Przyjaciółce lub mojej mamie.
Każdy z nas podobny problem inaczej odczuwa, dla każdego będzie on miał inną skalę trudności mimo że jest ten sam. Więc ja ze swoim nie umiem sobie poradzić. Mimo że ktoś umialby sprawę postawić jasno

Wychowałaś się w rodzinie gdzie panowała przemoc spowodowana alkoholizmem ojczyma.Bierna matka która nic z tym faktem nie robiła.Pozwalając na przemoc wobec dziecka/ dzieci skazała Ciebie na stan w jakim aktualnie jesteś.Przyczyniła się do Twojej nerwicy i Twojej życiowej nieporadności./Więc nie zwalaj teraz wszystkiego na terażniejszą sytuację/.
Teraz ta matka, jest Twoją powiernicą przed którą wylewasz łzy,przy czym wkurzasz tym swojego męża.
Ja mu się nie dziwię.On na codzień obserwując swoją matkę,jej cieżki trud w opiece na chorą na raka siostrą,ogarniającą gospodarstwo,obejście,ogólnie trudne życie ma żal że nie masz dla tej kobiety zrozumienia.

Może najpierw pogadaj z psychologiem o swoim patologicznym domu, bo tu zapewne tkwi żródło Twoich emocjonalnych problemów.Tak myślę.

Odnośnik do komentarza

Moja rodzona mama na nic nie przyzwalała. Mieszkaliśmy na jednym pokoju z kuchnią i łazienką. Mam dwóch starszych braci. Za ścianą w drugim mieszkaniu babcia i prababcia do których były drzwi. Mój tata był dwa lata młodszy od mamy. Powiesił się w kuchni jak miałam 7 miesięcy. Moja mama go znalazła, zawołała pogotowie i policję, zorganizowała pogrzeb. Taty matka obwinia moja mamę o jego śmierć. Babcia i prababcia zaraz po śmierci wzięły mojego najstarszego brata w rodzinę zastępczą. (nie wiem po co, ale podejrzewam że mama nie miała wtedy siły im odmówić zwłaszcza że mieszkania były połączone). Ja znam kilka wersji powodu czemu tata się powiesił, ale wiadomo każdy swoje 5gr dołoży. On tylko wie czemu to zrobił.
Mama zmieniła mi imię jak miałam ponad rok. Wyszła drugi raz za mąż jak miałam 3 lata.
Ja o tacie dowiedziałam się mając 6/7 lat.
Bawiłam się na podwórku, wrócił mój ojczym z moją siostrą (ona wtedy miała z 3/4latka). Zawołał mnie do domu. Zdjął pas i pokazał żebym poszła do kuchni. Spytał 3/4 latkę czy lać. Skąd ona mogła wiedzieć o co chodziło. To miała być kara za to że wyszłam na dwór. Babcia mi pozwoliła a pamiętam jak dziś że nie miałam wtedy szlabanu.
Dostałam najgorsze lanie w życiu. Miałam rany na plecach. W miejscu gdzie powiesił się mój tata błagałam ojczyma "tatusiu proszę nie bij". Babcia do tej pory jak widziała że paskiem dostaliśmy to z nim się kłóciła, ale nikomu nie było wolno nic powiedzieć bo co ludzie powiedzą. Po tamtym zabrała mnie na obdukcje. Prosiłam na policji żeby go zamknęli. Babcia jednak poprzestala na ostrzeżeniu. Oczywiście umówiła się ze mną że nic nie powiem, mamie, nikomu. Bracia w tej kuchni śmiali się że mieliśmy tatę ale on wolał umrzeć niż mieć takie dzieci i że to przez to że się urodziłam. Śmiali się tak kilka dni aż się poskarzyłam babci zza ściany. Wtedy mi wytłumaczyła że wujek do którego chodzę na grób to mój tata i że kiedyś miałam inaczej na imię i że dlatego tak z prababcia do mnue mówią.
Nie umiałam tego zrozumiec. Nazwisko mi nie pasowało.
I wtedy dotarło do mnie że facet którego nienawidzę, za którego modlę się aby umarł nie jest moim ojcem.
Jak miałam 8lat urodziła się moja najmłodsza siostra i wtedy przeprowadziliśmy się pół miasta dalej od babci. Najstarszy brat został z babcią.
Wtedy mama zaczęła widzieć że coś jest nie tak. Były awantury. Raz pamiętam że się szarpali to mój ojczym tak po pysku dostał bo chciał mamę uderzyć. Wyleciał na zbity pysk jak miałam 9/10 lat.
Separacja sądowa i on jest do tej pory w Anglii.
Teraz umiem z tym żyć. On jest jak pasożyt. Dopóki daleko to mnie nie obchodzi.
Wiem że on nie miał w życiu łatwo. Jego rodzice faworyzowali jego starszego brata a druga miała być córcia, lecz niestety wyszedł mój ojczym. Jego brat miał sponsorowane studia, wszystko. On musiał chodzić do zawodówki i pracować, oraz płacić rodzicom za mieszkanie i jedzenie od 16roku życia. Jego ojciec mi to opowiadał. Umiem logicznie sobie to poukładać że on był skrzywdzony i skrzywiony. Lecz nienawidzę go i nie usprawiedliwia tego co nam zrobił.

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Kar przede wszystkim bardzo współczuję.Naprawdę bardzo szczerze.
Przeżyłas piekło i mimo że uważasz że nauczyłaś się z tym żyć.To na pewno, tak nie jest,że to co zdążyłaś, nie pozostawiło śladu po sobie.Pozostawiło w
Twojej psychice.
Dobrze Ci radzę,przerób tę traumę z psychologiem.Wtedy spojrzysz na swoje problemy z innej strony.Nabierzesz siły i pewności siebie.Naprawdę warto.

Ps.Przykro mi to pisać ale jak to stało, że mama nie widziała siniaków na Twoim ciele?
Z Twojej relacji wynika, że to babcia odznaczyła się wielką głupotą,brakiem empatii chroniąc bandytę zamiast wnuczkę.Bardziej się liczyła opinia sąsiadów! Boże...

Odnośnik do komentarza

Babcia wtedy mi proponowała jak mam się ubrać. Mama wychodzila wcześniej więc do szkoły szykowała mnie babcia. Jeśli mama coś zauważyła to było na moich braci albo gdzieś spałam czy się przewróciłam. Bardzo długo się moczyłam więc to był główny powód lania. Mama też o to krzyczała na mnie więc nie podejrzewałam że ojczym robi źle. Uważałam to za karę.
Moi bracia pamiętają tatę. Jeden miał 3 lata i widział jak mama go odciela i jak tatę zabierają. Bawił się z innymi dziećmi w policję i pakowanie do torby. Obecnie siedzi w więzieniu.
Najstarszy brat, wychowany przez babcie i prababcie, uniknął bicia. Ale on psychicznie najbardziej ucierpiał. Miał niecałe 6 lat jak tata umarł. Szybko poszedł do babci. My z bratem dostawalismy za wszystko, a ten najstarszy o tym nawet nie wiedział. Stracił więź z mamą bo potem się przeprowadziliśmy. Miał źle towarzystwo. Myślę że nie umiał się odnaleźć. On był zawsze najbystrzejszy. Uczyć się nie musiał na 5 i 6. A psychicznie jest najsłabszy. Obecnie ma kilkoro dzieci, każde w innym mieście, brał narkotyki, był chwilę bezdomny, nie wiem co on ma w głowie. Żal mi go. Dużo razy mu pomagalismy, mieszkania, prace.... Ach... Nie wiem co z nim jest.

Odnośnik do komentarza

Po pierwsze współczuję.Tak naprawdę to ty nigdy nie miałaś wzorców normalnej rodziny.Stąd twoje wyobrażenie o tym co chciałabyś robić w wolnym czasie z mężem.Jeszcze raz podkreślam że jedyny ratunek dla was ,to wyprowadzić się i zamieszkać oddzielnie.Musisz jakoś delikatnie i powoli do tego dojść.Może nie teraz ,zaraz kiedy ciocia męża jest tak chora ,ale może do roku czasu?Kurczę ,a jaki kierunek ukończył twój mąż?

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Kar to znaczy że każde z dzieci ucierpiało.Niestety ale przez winni za Wasze życiowe niepowodzenia są dorośli.
Jeśli dziecko się moczy to musi być jakaś przyczyna.Wtedy matka szuka przyczyny,a nie wpędza w poczucie winy...

Historia Twojej rodzina jest tragiczna.Wierz mi jak to czytałam to miałam gule w gardle.
Powiem szczerze,mam nerwa na rodziców czy rodzinę która swoim życiem,złymi wyborami okalecza psychicznie swoje dzieci.

Wierzę że chciałabyś wreszcie poczuć swobodę,być u siebie ,bo to naturalne zwłaszcza po takich przejsciach.
Mąż w tej chwili bez pracy...matka zmagająca się z chorobą siostry...Nie jest mu łatwo podjąć wiążącą decyzje.Kluczy.
Zgadzam się z tymi,którzy proponowali Wam terapię.Taką solidną,dobrze prowadzoną przez terapeutę który siedzi w temacie.No i Twoja terapia DDD żeby pozbyć się tych demonów przeszłości i zacząć nowe życie.

Odnośnik do komentarza

Ja rozumiem jej męża. Poczucie obowiązku, przywiązanie do rodziny, to są pozytywne cechy.
Do tego jeszcze mieszkanie, za które nie muszą płacić gotówką, choć oczywiście mąż w pełni na siebie zarabia, pracując w gospodarstwie.
Ale rozumiem też Kar.
Wymarzyła sobie własny kąt, tylko z mężem. Jej marzenia nie ziściły się, legły w gruzach.
Nie rozumiem tylko jednego. Mieszkała tam dwa lata, wiedziała jak tam jest, widziała że mąż jest zaangażowany w rodzinne sprawy, więc czemu podjęła decyzję o ślubie?
Myślała, że ślub zmieni wszystko?
Wiedziała, że mąż jest przywiązany do swojej rodziny, do gospodarstwa, że wymagają oni pomocy.
łatwo nam mówić, niech mąż porzuci to wszystko, jedzie za ukochaną żonką.
A on jest odpowiedzialnym facetem, który chce pogodzić wszystko i pewnie liczył na zrozumienie ze strony Kary. Nie zaskoczył jej, ona widziała jak sprawy się mają.

Sama radziłam, by Kara się wyprowadziła. To jej marzenia, jej plany, legły w gruzach.
Może powinni się rozstać? I niech każde z nich żyje własnym życiem?
A może to Kara powinna ugiąć się i zaakceptować tą sytuację?
Jeśli tak zrobi, to musi nauczyć się być bardziej niezależna, mieć własne zdanie i nie ulegać presji rodziny.
To trudne, musiałaby zmienić plany i nauczyć się "samodzielności" w takim układzie, w jakim jest.
Musiałaby nauczyć się mówić NIE i przyzwyczaić do tego całą rodzinę.
A przede wszystkim, przestać się przejmować.
Można się tego nauczyć.

Odnośnik do komentarza
Gość innnaaaaaaaa

@Inna ładnie motywujesz, ale myslę, ze Twoje motywacje to jest takie gadanie panienki, która ma zaplecze w postaci zasobnej rodzinki lub dobrze płatny zawod, lub jedno i drugie.

Piszę przede wszystkim jako osoba, która kiedyś była w podobnej sytuacji. Mieszkałam z teściową i wiem co to znaczy. Jednak dzięki ciężkiej pracy, i wielu wyrzeczeń, udało nam się mieć swój dom. Fakt mój mąż wiedział doskonale, że ta sytuacja nie może trwać wiecznie, ponieważ wszyscy byśmy wylądowali w psychiatryku.

Autorka, jest osobą nieszczęśliwą, w przeciwnym razie nie szukałaby pomocy na forum. Jej głównym problemem jest to, że mieszka na wsi u teściowej, na jakimś strychu, gdzie oprócz jej, męża, teściowej, ciotki przyjeżdżają jeszcze jakieś siostry z mężami, dziećmi. Pozbawiona możliwości kupienia sobie majtek, bez komentarza rodziny. Nie mając przy tym nic do powiedzenia, zdana całkowicie na decyzje męża i jego mamy. Jasne, można tak żyć, wszystko można!!!! Generalnie i pod mostem można mieszkać!! Można czekać aż mąż przejmie część gospodarki, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że nie jest sam do tego podziału, to będzie to na pewno niewielka część. I męczyć się dalej, w tym środowisku, w tym domu. Rodzić dzieci jedno za drugim. Ale autorka nie chce tak żyć, chce coś zmienić, dlatego prosi o pomoc!! Tylko obawiam się, że może przyjść czas, kiedy wówczas już nawet psycholog autorce nie pomoże, bądź ona sama popadnie w ciężką depresję, z której wyjść jej będzie trudno.
Autorka jest młodą, niezależną finansowo osobą, pracującą w swoim zawodzie, i co najważniejsze zdrową ( nie pisze nic o poważnych problemach zdrowotnych ). Jej mąż pracował na budowach, lecz już nie pracuje ponieważ zajmuje się gospodarką. Nie uwierzę, że w tym zawodzie można być bezrobotnym!!!! Ja przez pół roku szukałam malarza, bo wszyscy są zajęci. Sąsiad prowadzi firmę budowlaną to w domu go zastać można wyłącznie w niedzielę.
Mamy dwoje ludzi, zdrowych, bezdzietnych, którzy mogą góry przenosić. Znam mnóstwo przykładów, osób które przyjechały z malutkich miejscowości z ,, jedną reklamówką ,, do większego miasteczka, gdzie znaleźli pracę, wynajęli mieszkanie, niektórzy kupili w kredycie, i jakoś w miarę swoich możliwości żyją.
Sama poniekąd jestem taką osobą.
Nie dostałam od rodziców worka wypchanego pieniędzmi willi z basenem.
Młoda, fajna, zaradna dziewczyna jest w miejscu, z którego jak pisze chce uciec. I nikt o zdrowych zmysłach nie będzie jej radził, żeby tam została, i siedziała cicho, najważniejsze, że ma dach nad głową. No nie!!!!!!
Ja wiem, jak ciężko jest dzisiaj, wiem że łatwo się gada mając swój dom, w miarę ogarniętą pracę itp, ale uważam, że życie mamy tylko jedno, i trzeba się wziąć w garść i małymi kroczkami jakoś iść do przodu. Na pewno znacznie łatwiej byłoby autorce, gdyby miała wsparcie ze strony męża, który za wszelką cenę chciałby zmienić ich dotychczasową sytuację. Jeżeli autorka ucieka z domu, biorąc nadgodziny w pracy, to znaczy że i w małżeństwie nie dzieje się dobrze. Zresztą wcale się jej nie dziwię, sama też bym uciekała w opisanej sytuacji. Ja również, życzę udanych decyzji, podejmij najwłaściwszą i najlepszą dla siebie. Zdrowy egoizm, jak już ktoś wyżej napisał, jest nawet wskazany, szczególnie w tej sytuacji.

Odnośnik do komentarza

Tu jest największy problem w tym, że każde z nich myśli o tym, by to drugie mu się podporządkowało. Nie ma tu porozumienia, dojścia do kompromisu, nie ma pomysłu, jak to rozwiązać. Każde z nich inaczej ocenia sytuację, każde ma inne plany.
Czy Kara jest gotowa na rozstanie? Chciałaby mieć lepsze życie, ale czy jest gotowa zaryzykować, że zostanie sama?

Odnośnik do komentarza

Witaj! Napisze ci krótko z tego dalej nic nie będzie uciekaj stamtąd dziewczyno bo szkoda lat tam zmarnowanych , ja w ciąży nie mając nic i nikogo zamieszkałam w piwnicy nie miałam nawet na jedzenie ale miałam to co najważniejsze święty spokoj i nadzieje. Dziś mam mieszkanie męża i dziecko prace ale wtedy ....szkoda mówić .Przeszłam wiele ale na pewno nie żałuje że uciekłam
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nie mam ochoty już żyć. Bardzo Kocham męża. Raz planuje ucieczkę i przygotowuje sobie torbę a jak jest jeden 'normalny' dzień, w sensie że mam wolne schodze na dół siku i widzę że ciotka, teściowa i najmłodsza siostra męża są miłe, uśmiechnięte. Potem rozmowa z mężem, znowu kolejna. Że obiecuję mi że się wyprowadzimy, że mnie kocha i nie może patrzeć jak się męczę. Że on może się poświęcić. I wtedy czuje wyrzuty sumienia, zaczynam myśleć że to on resztę życia będzie się ze mną męczył. Marzyłam że kiedy założę rodzinę, że będę miała męża. Inteligentnego, z ambicjami, miłego, co nie przeklina, że będę dla niego najważniejsza. Chociaż dla kogoś w życiu bym chciała. Wiem że to takie harlequinowe ale marzyłam o wielkiej miłości. Mój mąż jest taki. Mój wymarzony, tylko pogubił się w tym. Teraz odmówili mu dwóch posad więc chcę go wspierać zamiast mu dokładać marudzenia o pracy. On chodzi codziennie do pracy na budowę, przynosi pieniądze do domu i tym zawsze się broni. Jest to mniej niż ja. Nie liczy mu się to do emerytury. Wszystko jest teraz odkladane. Wyjazdy do przyjaciół, rodziny. Zawsze argumentem przeciwko zaplanowaniu wyjazdu jest: "nie wiadomo co z tą pracą, jak dostanę to nie możemy jechać" tak mówi mój mąż. Przed ślubem też ciągle to słyszałam, tylko że mówił że nie rejestruje się do urzędu bo jak dostanie pracę to nikt mu nie da urlopu na podróż poślubną. Mi się wydaje że to kwestia dogadania i uprzedzenia na wstępie że ślub planowaliśmy półtorej roku i tyle. Wprowadziliśmy się i chwilę potem mi się oświadczył. Nie umiem ocenić go. Nie chce też wygarnąć rodzince co mnie boli, bo nie zrozumieją na pewno, a mama zrobi z siebie ofiarę i będzie cierpiała. Może nie zrobi tego perfidnie, poprostu to prosta kobieta która nie zrozumie złożoności tej sytuacji. Nie zrozumie że nie dam rady z nimi mieszkać nawet jak bardzo się będę starała. Powodem jest moje dzieciństwo, przykład babci która się rozwiodla z dziadkiem mieszkali w przechodnim pokoju i ten ją zdradził. Przykład mamy która mieszkała w połączonych mieszkaniach z moją babcia i prababcia, tata też ją ponoć zdradzał i powiesił się. Ojczym.... Nie oszczedzal nas. Często się przeprowadziliśmy. Przed matura wynajelam pierwsze mieszkanie, poszłam na studia, tam mieszkałam w akademiku. Ostatnie dwa lata studiów były super bo wtedy żyła w dwupokojowy mieszkanku, z siostrą dzięki czemu zblizylysmy się do siebie. Jeździłam konno, chodziłam na tańce, pracowałam. Jak miałam doła to albo ukladala puzzle albo kąpiel i jakieś super żarcie. Mój mąż, wtedy kumpel często nas odwiedzał. Znaliśmy się bo byłam staroscina u siebie na roku a on zaczął chodzić do nas jako drugi kierunek. Miał wypadek i mnie strzelilo, bałam się że go stracę i nie powiem że go kocham. Od wtedy byliśmy razem. Od razu się wprowadził, wcześniej mieszkał w akademiku. Wtedy naszym największym problemem było żeby jego mama nie dowiedziała się że mieszkamy już razem, dziwna sytuacja z właścicielem mieszkania. Mąż zawsze był zaradny i opanowany. Jak nas sąsiadka zalała to on się wszystkim zajął. Kurcze gdzie jest ten człowiek? Nie mam ochoty dalej żyć. Ciągle płacze, już o wszystko. W pracy też nie jest ciekawie bo co chwile coś zapomnę. Jestem obojętna do ludzi bo ciągle zamyslona. Cały czas czuje ból. Jak leżę to boli mnie głowa. Najchętniej to bym już nie wstawala. Nie chce stąd wychodzić. Płacze, teraz też płacze, on śpi. Nie poradzę sobie, nie dam już rady

Odnośnik do komentarza

Słuchaj dziewczyno ,nie możesz wykazywać w tej sytuacji zniecirpliwiena.Jesteś mężatką dopiero od kilku miesięcy.Jesteście z mężem młodymi ludźmi.Wszystko przed wami.Nikomu nic nigdy nie spada z nieba.Tylko praca pozwoli wam stanąć na nogi.Macie atrakcyjne zawody ,ale niestety nie w naszym kraju.Może sprobowali byście poszukać pracy np. w Norwegii ,Danii ,lub Finlandii.Nie mówię na zawsze.Taki kontrakt na dwa lata postawił by was na nogi.A przede wszystkim jako młode małżeństwo moglibyście sie dotrzeć.No i być razem.Nie rób głupot i nie odchoc od męża ,bo przecież dopiero chwilkę jesteście małżeństwem.Co on sobie pomyśli ,gdy to zrobisz.

Odnośnik do komentarza

Kar...przestań płakać, rozczulać się nad sobą, podejmij jakąś decyzję i zacznij działać.
Z tobą jest coraz gorzej, żyjesz tylko niezrealizowanymi marzeniami o idealnym życiu, żyjesz przeszłością.
Jak tak dalej będziesz robiła, to w końcu wylądujesz w " wariatkowie", wpadniesz w ciężką depresję i stracisz zdrowie.
Do tego stosunki z mężem się pogorszą, w pracy już jest gorzej, w końcu możesz ją stracić. Co ci pozostanie? Nic.

To są realia, to jest twoje codzienne życie tu i teraz.
Otrząśnij się, weź się w garść. Wynajmij sobie mieszkanko, weź torbę w garść , resztę rzeczy niech mąż ci przywiezie, będziecie też mieli okazję porozmawiać.

Ty nie musisz podejmować decyzji, za męża. To on zdecyduje, gdzie chce być. Czy wybierze ciebie, czy wybierze gospodarstwo.
To będzie jego decyzja, nie twoja.
A jeśli zdecyduje się być z tobą to zawsze pamiętaj, że to jest jego dobrowolny wybór. On nic nie musi, on chce.
Jeśli zostanie tam, to też będzie jego wybór.
Ty sobie popłaczesz, ale wreszcie masz szansę na normalne życie. Nie zmarnuj go, idź do przodu, działaj.

Musisz to przerwać, musisz działać, bo inaczej przegrasz całe swoje życie.
U ciebie nic się nie polepsza, wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej. Nie ma szans na to, by coś tam się ułożyło.
Torba w garść, wyprowadź się. Najlepiej dziś, już teraz, bo nie masz na co czekać.
Nie marnuj swojego życia. Tylko ty za nie odpowiadasz.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...