Skocz do zawartości
Forum

Pragnę umrzeć!


Gość rafik54321

Rekomendowane odpowiedzi

Gość rafik54321

Jestem z rocznika 93.
Pierwsze co pamiętam to śmierć rocznej siostry (miałem wtedy 4 lata). Leżała na łóżku, płakała, pogotowie biegało, nagle przestała się ruszać. Rodzice płakali, a ja wiedziałem że Anetka się nie obudzi... Podobno byłem z nią strasznie zżyty (nie pamiętam tego). Bałem się, byłem przerażony, nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi, czułem się opuszczony. Od tamtej pory to czuję...

Ojciec był alkoholikiem, codziennie wypijał min 8 piw, codziennie urządzał awantury, które trwały nieprzerwanie od 18 do nawet 2 w nocy... Że to był kawał chłopa (110kg wagi, a dłoń jak u niedźwiedzia), to z paniki chowałem się pod biurkiem, zamykałem oczy i słyszałem tylko skrzyp podłogi zwiastujący awanturę... Bał się jedynie mojego dziadka. Zawsze pragnąłem aby ojciec był ze mnie dumny, obwiniałem się o jego alkoholizm, że jestem za głupi, za brzydki... Bo koledzy ojca się "chwalili" swoimi synami, a mnie zamykano jak psa w aucie... Matka nic nie robiła - nie potrafiła.

Gdy miałem 7 lat dziadek zmarł, pamiętam jak wynoszono go z rozbitą czaszką, zacząłem się bać jeszcze bardziej.

Poszedłem do szkoły, nie miałem kolegów, poza jednym, który po podstawówce mnie olał bo skrytykowałem jego palenie papierosów i picie alkoholu...

Pewnego dnia w szkole nie miałem zadania domowego (to była 2 klasa podstawówki). Nauczycielka mnie z pretensją zapytała czemu (przed całą klasą). Odpowiedziałem z płaczem, że ojciec pił i się awanturował. Nauczycielka stwierdziła "trudno" i wstawiła mi pałę... Szkoła o wszystkim wiedziała...
Miałem problemy z chodzeniem do szkoły (nie z nauką, oceny miałem dobre), bo tylko rano w domu był spokój (a szkoła była rano). W szkole nie mogłem znieść presji nauczycieli.

Ojciec otwarcie mnie nienawidził, nazywał "paniczkiem, pier***nym", kazał "zdychać pod płotem"...

Gdy miałem 13 lat, ojca wysłano na przymusowe leczenie. Po wyjściu uwierzyłem że będzie ok, ale po 3 miesiącach wrócił do nałogu. Wtedy pierwszy raz chciałem umrzeć, ale nie wiedziałem jak to zrobić...

Po roku, wyprowadził się, pod groźbą sprawy w sądzie, ale że pracował obok naszego domu to widywałem go codziennie. Ból psychiczny przerodził się w fizyczny, zaczęło mnie boleć serce, skronie, brzuch, stawy... Naturalnie lekarze byli bezradni.

Wtedy zacząłem się trzymać z dwoma kolegami. Do tej pory byłem sam.
W 2008r zmarł - tętniak na aorcie. To był dokładnie 13 piątek, czerwiec 2008r godzina 15.00. Nie byłem szczęśliwy, było mi smutno. Pomyślałem, że skoro jego już nie ma to już wszystko będzie dobrze.
Wtedy miałem nauczanie w domu (3 gimnazjum), leczyłem się u psychologów, miałem orzeczoną niepełnosprawność. Chodziłem do kogo mnie tylko wysłano: psychologów, terapeutów, psychiatrów, neurologów, kardiologów...
Samych psychologów zaliczyłem 6 - reszty nie zliczę. Brałem leki, ale po nich nie było mi lepiej, czułem się tylko stłumiony, kipiałem w środku, ale nie potrafiłem tego wylać na zewnątrz. Zmieniano mi leki - bez skutku. Każdy psycholog twierdził: "że to tylko mi się wydaje, że ja nie mam problemu, że mam nie myśleć...", wmawiali mi że to moja wina... Po każdej sesji czułem się coraz gorzej. Po roku nie chciałem już do nich chodzić.
Gdy skończyłem terapię dotarło do mnie, że już zawsze tak będzie, że za późno, załamałem się. Stanąłem na krześle z pętlą na szyi. Ale wiedziałem że matka nie da sobie rady sama - odpuściłem.

Z w/w powodu, nie dałem rady skończyć żadnej szkoły średniej, zaczynałem technikum i zawodówkę, ale po miesiącu nie byłem w stanie funkcjonować.

W wieku 19 lat poszedłem do pracy na pół etatu.
Po roku pracowania tam poznałem taką kamilę (która wyrządziła mi największą krzywdę w życiu)...
Śliczną, uśmiechnięta, radosna - to o czym marzyłem... Wcześniej wgl nie interesowałem się kobietami.
Zaczęliśmy się spotykać, ale miała kogoś. Po kilku tygodniach okazało się, że ten jej ją rzucił, a ona była z nim w ciąży. Zaopiekowałem się nią, to nas bardzo zbliżyło. Wiedziałem o rzeczach o których nikt nie wiedział, jej pierwszej w pełni powiedziałem o swoim życiu. Gdy pierwszy raz mnie przytuliła, byłem zaskoczony, ale otworzyłem oczy i wszystko nabrało sensu, było piękne, w końcu... Po około 3 miesiącach znajomości byłem pewny że ją kocham, wyznałem jej to. I wszystko się zmieniło, zniknęła dobra kamila... Wyśmiała mnie, że "co ja sobie myślałem? Że ona nie będzie z takim frajerem, że jestem dzieciakiem, który tylko ryczy". Pastwiła się nade mną, wychwalając swoich kolegów, że dla tamtego to by z majtek wyskoczyła itp.
Załamałem się jak nigdy wcześniej, byłem na skraju obłędu, jeździłem jak wariat (140km/h przez miasto, na oślep), byle poczuć coś innego niż ból, wolałem się bać, niż czuć ból. Nie potrafiłem jej zostawić - niszczyła mnie przez kolejne 4 miesiące, aż kumple dosłownie na siłę mnie odciągnęli...
Pierwszy raz sięgnąłem po alkohol...

Potem było dużo różnych dziewczyn, ale wciąż miałem złamane serce. Nie ma sensu pisać o każdej - generalnie to zawsze wyglądało tak: zapoznanie, "spodobanie się", moje zaangażowanie, czasem wykorzystanie, odrzucenie/odrzucenie z wyśmianiem.
Każda kolejna porażka brzmi mi tak, jakby to kamila właśnie teraz, w tej chwili się ze mnie śmiała.
Na początku 2015 roku, dowiedziałem się że kamila ma już innego, że ona śmieje się z nim ze mnie, że ich to bawi. Dostałem chyba zawału serca, ukląkłem i myślałem że umieram, ocknąłem się po pół dnia, przez kolejny tydzień ledwo chodziłem przez ból serca.

W 2015 poznałem Sylwię. Panna prawie idealna, ładna, mądra, uśmiechnięta... Też zajęta. Ale ona dopiero mi okazała serce, dobroć. Nie wyśmiała tego że mam złamane serce. Mogłem z nią porozmawiać, pośmiać się. Siedziałem, płakałem, a Sylwia tylko podniosła mi głowę, podtarła łzy i powiedziała "ej, już nie płacz, będzie dobrze, choć tu..." i mnie przytuliła długo i mocno, ból w sercu zmienił się w takie ciepło, takie hiper przyjemne...
Spotykaliśmy się często (na wpół po kryjomu - jej chłopak był chorobliwie zazdrosny), a ja podkochiwałem się w Sylwii, ale wciąż się rozklejałem. Aż przypadkiem coś wyszło - gdy Sylwia tuliła mnie bez powodu, ot tak sobie, to było ok, przestałem mieć ataki depresji. I dotarło do mnie, co mi jest potrzebne - czułość, tylko tyle. A depresja to błaganie o czułość z litości nade mną.
Sylwia mi powiedziała słowa "każda marzy o takim jak ty" i to mnie trochę podbudowało - w końcu było co postawić przeciw zdaniu kamili. Chciałem spędzać jak najwięcej czasu z Sylwią, bo czułem się kochany przez nią (choć tak nie było), możliwość pokazania się z nią też była miła dla mnie...
Jej chłopak to wariat, chorobliwie zazdrosny (nie tylko o mnie), pijak, ćpun... A jednak Sylwia wolała jego niż mnie.
On jej postawił pół roku temu ultimatum: on albo ja. I tak zostałem sam, świat mi znowu runął. Na dokładkę wtedy straciłem pracę - redukcja etatów...
Przez to wszystko czuję się gorszy od najgorszych sukinsynów, bo ich jednak kobiety pragną, a mnie odrzucają, więc muszę być gorszy...

Od tej pory jestem totalnie rozbity, pragnę śmierci, nie widzę najmniejszych szans aby wyjść z tego, bo co mogłem to już zrobiłem. Lekarzy zaliczyłem, przyjaciół (którzy okazali się zdrajcami), rozmowy z nieznajomymi...
Mam skrajnie niską samoocenę, brak mi pewności siebie, mam ataki depresji i paniki. Tracę kontrolę nad swoimi emocjami.

Teraz piszę z pewną Kasią, która jest podobna do mnie, też ma te same "objawy", ale zrażam ją do siebie swoim stanem, co mnie jeszcze bardziej dobija. Chciałbym żeby to się udało, ale nie wierzę w to...

Jedyne co na pewno może mnie pozbierać do kupy to właśnie miłość, prawdziwa, szczęśliwa... Ale na to nie ma szans...
Napisanie tutaj to ostatnia moja próba szukania pomocy, jeśli tutaj nie wyjdzie, to kończę ze sobą...

Odnośnik do komentarza

Historia Twojego życia jest naprawdę trudna i jesteś bardzo silny skoro to wszystko przetrwałeś i szukałeś pomocy.
Wiesz, trudno tak na forum pomóc komuś i pisać, że wydaje mi się tak lub inaczej. Wiem, że korzystałeś z pomocy specjalistów, teraz piszesz jasno, że chcesz popełnić samobójstwo. Czy rozważałeś teraz wizytę u psychiatry i przyjmowanie lekarstw które na poziomie biologicznym wyrównałyby twoje samopoczucie?
Nie można pracować na sobą i nad swoim problemami, gdy stan jest tak ciężki, emocje tak silne i samopoczucie na tak niskim poziomie. To jest po prostu nieefektywne.

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Byłem właśnie u specjalistów, psychologów, psychiatrów. Leki mi zmieniano, bardzo dużo zrobiłem ze sobą przez ten czas, kiedyś byłem całkowicie wycofany i nieśmiały, dziś jestem już prawie "normalny". Z drobniejszymi atakami daję sobie radę "przez zaciśnięte zęby". Ale z tymi silnymi już nie...

Sprawę utrudnia fakt, iż mam ejdetyczną psychikę, zdolność projekcji stanu emocjonalnego innych ludzi. Dlatego z automatu, gdy ktoś się ze mnie śmieje, odczuwam 2 rzeczy na raz: to jak bardzo cieszy to tamtą osobę i to jak bardzo mnie to boli...

Dodam bez bicia, że jestem bardzo poważnie zagrożony alkoholizmem. Zdarza mi się pić gdy jestem zrozpaczony, dlatego przez siłę odliczam dni żeby nie pić zbyt często...

Dużo rzeczy robię przez siłę, np nie mam siły czegoś zrobić, ale i tak to robię choćbym miał sobie żyły wypruć. Taka fala była w podstawówce...

Odnośnik do komentarza

Witaj. Wierzę że jest Ci ciężko,bo najgorzej jest przejsc przez to wszystko samemu. Ludzie mówią, nie poddawaj sie, zycie jest jedno,idz do przodu..ale to wszystko w nas glęboko siedzi i cholernie trudno jest kiedy walczysz sam ze sobą. Czytając to widzę, ze sporo przeszedłeś,mimo to zdobyles wiele doświadczeń,porażek,napotkałeś ludzi na swojej drodze dzieki ktorym wiesz czego mozesz się spodziewac aby nie byc znowu rozczarowanym. Tylko jak tu zaufać komuś nowo zapoznanemu? gdy wracają wspomnienia.. mówisz o lekarzach, byc moze nie trafiłeś na odpowienio fachową pomoc? może spróbuj jeszcze do kogos sie zwrocić, jednak nie ma co wszystkich zbierać do jednego wora..wiem,jak tu kolejny raz opowiadać swą historie, to trudne..masz racje, przydałby się ktoś kto pomógłby Ci przejsc przez to wszysyko razem, najgorzej jest ukryć się , pozostać sam ze sobą, zabunkrować się w domu,wtedy jest jeszcze gorzej i do głowy przychodzą rózne dziwne rzeczy. Mimo to nie poddawaj się, gdzieś ktoś napewno jest w pobliżu kto będzie starał Ci się pomóc..

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Teraz nawet nie mogę iść do lekarza bo nie mam ubezpieczenia...

Staram się dążyć do takiego stanu - aby dla świata być jak terminator, nie do ruszenia, jak pancernik. Gruba skóra, nie do przebicia. Ale dla osób w potrzebie, dla najbliższych, być wrażliwym, czułym, opiekuńczym... Chyba każdy taki powinien być. To próbuję pokazać poznanym kobietom, dwojakość charakteru, hybryda romantyka z bezkompromisowym macho. Ale nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami gdy zaczyna mi zależeć.

Trochę pomogła mi książka Krzysztofa Króla. Uświadomiła mi jak myślę, co jest dlaczego, jak się pozbierać - kłopot w tym że nie potrafię tego wykonać, przez emocje.

Znam drogę, ale brak mi "paliwa" by nią iść.
Wiem, że gdybym był z taką Sylwią, to byłbym nie do zdarcia i w 2 tygodnie byłbym w pełni wyprostowany.
Potrafię znieść ból, wyzysk, obelgi - mogę, ale potem potrzebuję emocjonalnego "serwisu" w kobiecych ramionach :( . Gdy się spotykałem z Sylwią pracowałem na wulkanizacji po 9-10 godzin na dzień, od rana do nocy na 100%, bez przerwy, nawet zjeść było ciężko. Ale potem i tak miałem siłę by iść do Sylwii i było mi dobrze.

Inną drogą która mogłaby mi pomóc, to cała "armia" ludzi którzy by prostowali konkretne aspekty w tym samym czasie. Tj, ktoś kto dałby mi spokojne miejsce do mieszkania, ktoś inny pracę w której by nie było presji, jeszcze ktoś inny edukację na moje tempo, jeszcze ktoś inny musiałby dbać aby nie było zmartwień finansowych, gromadka znajomych którzy nie mieliby mnie dość, no i jakiś terapeuta/psycholog czy co tam jest... Ale tak się nie da :( .
Widział ktoś film "X men"? Bo chyba profesor Xavier byłby mi w stanie pomóc, bo mi siedzi tyle że nie da się tego spisać.

Jedyną istotą (bo nie osobą) która mnie chyba kochała to mała suczka Korsa :( . Tylko pies wiedział co zrobić gdy miałem doła, sama przyszła, wtuliła się... Pies był mądrzejszy od ludzi... Ale i to mi los odebrał - po śmierci ojca, suczka dostała raka wątroby. Też mnie to dobiło.

Odnośnik do komentarza

a no niestety, nie można mieć wszystkiego co by się chciało. Tyle w głowie marzeń i pozytywnych wizji,tylko jak do nich dążyc i je realizować? Masz rację,najwyrazniej potrzebujesz ramion,brakuje Ci czułości,to może wszystko przez to te problemy,od małego juz czułeś się samotnie..a jak teraz zyjesz,co z Matką? nie daje Ci otuchy gdy zostaliście sami? tez chyba przeszła troche,jak to mówią razem łatwiej..chociaż w wielu przypadkach się sprawdza, ze zyje się "razem,a jednak osobno..". Co do psa, to chyba racja,pies jest chyba najwierniejszym przyjacielem człowieka,potrafi wyczuć emocje.

Odnośnik do komentarza

Bardzo Cię życie przeczołgalo i faktycznie jesteś silny skoro jeszcze jakoś starasz się funkcjonować.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że Twoje ocieranie się o alkoholizm to testament po Twoim tacie? Wyrastałeś w domu, w którym pokazano Ci, że jak są zmartwienia, komplikacje, frustracje to nie da się ich inaczej rozkminić ,tylko dzięki alkoholowi. Uważaj prawie przejąleś ten sposób myślenia. Następna pułapka po tatusiu to agresja. Na razie nie zeznajesz, że Cię ona trapi, ale uważaj, bo takie zachowania się wdrukowywują w człowieka i jak jest bezsilny wobec życia to wypływają z niego.

Wyświetlałam sobie tę pamięć ejdedyczną i psychikę ejdedyczna i rzucilo mi się w oczy zdanie:
"Aż 80% wśród najbardziej uznanych pisarzy cierpi z powodu zaburzeń emocjonalnych i zaburzeń nastroju, poeci często z powodu cyklofrenii (Andreasen 2005). "
To może trzeba zacząc coś tworzyć zamiast alkoholem sobie rzeczywistość odbarwiać.

Z dziewczynami o których wspomniałeś było dobrze, ale wiadomo że nie mogło być tak do końca, ponieważ krążyleś wobec zajętych dziewcząt. One znajomością z Tobą uzupelnialy w sobie potrzebę takiego samarytanizmu, czułości jaką okazuje się dziecku, osobie zabiedzonej i zdolowanej. Wydawało im się, że są w porządku wobec swoich chlopaków, bo tutaj tylko spelnialy funckcję altruistyczne. Dlaczego w takiej sytuacji nie traktujesz jako przyjaciólki takiej dziewczyny, tylko się w niej zakochujesz? Jakbyś nieopatrznie mieszał pojęcia i wtedy dostajesz po łapach od życia. Dziewczyny czasem lubią być samarytankami, ale niekoniecznie w tej roli chcą występować w stosunku do swojego faceta. Jak byly zajęte, to emocjonalnie nie powinieneś próbować się z nimi łączyć na płaszczyżnie facet-kobieta. Rozumiem, ze potrzebujesz czulości, ale jak wcinasz się w jakiś uklad, to możesz dostać po pupie i już.

Wszystko to bylo, nie zniszczylo Cię, to próbuj powstawać jak Feniks z popiołow. Zyczę twardości i mądrości przy codziennych wyborach.
A ten koncert życzeń jest do zrealizowania tylko powoli, krok po kroczku. Różnych ludzi się spotyka jak idzie się przez życie-tych złych i tych dobrych. Tych co rzucają kłody pod nogi i tych, którzy podają pomocną dloń.
Wrzesień niedługo. Proponuję przyłożyć się do sposobu podwyższenia swoich kwalifikacji- to na pewno w życiu się przyda. Pracę też jakąś musisz mieć- rozglądaj sie - teraz jest lato to i pracy więcej na rynku.

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Jeśli matka już miała jakiś wzlot "opiekuńczości" to wyczuwałem jej strach, co potęgowało moje przerażenie...

Z racji iż psychologowie mi nie pomagali, czytałem o psychologii by samemu dla siebie być terapeutą. Ale jak oszukać własną podświadomość? Nie wiem czy kontakt fizyczny jest mi potrzebny na poziomie "psychicznym" (że po prostu to mnie uspokaja) czy biologiczno-chemicznym (że kobieta wytwarza jakieś hormony które chemicznie stymulują moją psychikę), ale co to za różnica?

Moja psychika jest już chyba przygotowana, ułożona, zrównoważona. Brakuje tylko czegoś co pozwoli mi złapać za wodze, utrzymać kontrolę...
Brakuje czegoś co mógłbym przeciwstawić przeszłości (analogicznie jak ze zdaniem kamili i Sylwii).

Najśmieszniejsze jest to, że ja potrafię wyciągnąć kogoś z depresji...

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Podałem 2 ważniejsze przykłady jeśli chodzi o kobiety, ale 90% była wolna (lub deklarowała że jest wolna).

Zdaję sobie sprawę z wymienionych przez ciebie pułapek, dlatego jeszcze w nie całkiem nie wpadłem. Gdy czuję że rośnie we mnie agresja to odchodzę, gdzieś w kąt, koncentruję się na działaniu, tak aby wyżyć się np pracą, ćwiczeniami. Trochę to pomaga.
Najtrudniejsze jest to że gdy ktoś mnie denerwuje (i wywołuje tą agresję) a ja odchodzę by nie wybuchnąć, to tacy ludzie uwielbiają biegać za mną żeby dokończyć dzieła :(

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Co do "tworzenia" - niestety jestem ścisłowcem. Pisanie opowiadań bardzo średnio mi wychodzi (dobrze jak na ścisłowca, średnio jak na humanistę). Malowanie mi wcale nie wychodzi. Komponowanie jeszcze gorzej. Dobrze mi wychodzi naprawianie różnych rzeczy. Dlatego teraz dorabiam jako majster-klepka (typu przykręć gniazdko, wymień kran, zawieś półkę...), to czego fachowcy robić nie chcą (bo to za drobne). Myślałem żeby firmę otworzyć na to, ale porażka byłaby zbyt kosztowna.

Odnośnik do komentarza

Hej.

Czytam ile i w jaki sposób ma do powiedzenia fajny, inteligentny i rozgarnięty chłopak i aż mnie szlag trafia, że taka osoba zawsze musi trafić na specyficzny rodzaj dziewczyn. Jedna toksyczna, ale przyciągała, druga altruistka, ale się pożegnała, wszak miała już kogoś dla kogo chce się poświęcać, itd...
Czy już nie ma fajnych i wolnych, niepokręconych dziewczyn?
Oczywiście, że są. Nawet na tym forum wypowiadają się czasami mądre, samotne, ale zagubione dziewczyny.

Wiele razy wpadłeś w nieodpowiednie układy i się zniechęcasz, ale bądź silny i walcz, jednak bez spinania. Gdy się mocno spina i robi coś na siłę, wtedy najczęściej nie wychodzi. Może postaraj się podchodzić do sprawy związku bardziej lajtowo. Ona, ta jedyna na Ciebie czeka, jestem tego bardziej niż pewna. Tylko wszystko ma swój czas.

Z Kasią bądź ostrożny, w ogóle bądź ostrożny. Wiem, że cierpisz na deficyt uczuć i czułości i jesteś jak gąbka chłonny każdego dobrego słowa, przyjaznego gestu, ale postaraj się o troszkę racjonalnego podejścia i nie angażuj się z mety na pełen gwizdek ( że tak to kolokwialnie ujmę).

Już po tym w jaki sposób ubierasz myśli, widać, że jesteś inteligentnym człowiekiem, wielka szkoda, że zaniechałeś dalszej edukacji.

Można tutaj radzić i radzić, wypisywać banały w stylu "weź się w garść". Ty już to wszystko wiesz i znasz zapewne co zrobić, żeby wziąć się w kupę i chcieć żyć. Potrzebujesz skrzydeł w postaci miłości. Za Ciebie nikt nie znajdzie tej jedynej. Ale nie należy się poddawać, zniechęcać, załamywać, nawet po wielu porażkach, bo nigdy nie wiesz kiedy Twoja cierpliwość zostanie wynagrodzona, kiedy jak grom z jasnego nieba spadnie szczęście i ktoś Cię dopełni. Wreszcie Ktoś właściwy.

Cholera wie, co pisać i radzić. Po prostu trzymam kciuki bo wierzę w Ciebie. Ten świat nie może być tak do końca poroniony i rzeczywiście tym którzy proszą w końcu będzie dane.
Nie unicestwiaj się.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Lena ma rację, czytając Twoje wpisy odrazu widać,że mamy doczynienia z inteligentnym człowiekiem. Z tego co widzę jesteś świadomy swojego problemu. Trochę już w zyciu próbowałeś. Masz pomysł na siebie,ale boisz się zaangażować ,bo od razu z góry boisz się porażki. Na ziemi tylu ludzi się przewija i jak to mówią, tego kwiatu pół światu. Gdzieś na pewno jest osoba,która nadaje na podobnych falach i zaakceptuje Cię takim jakim jesteś. Człowiek jest czasami nastawiony anty do ludzi,ale podobno żeby kogoś zaakceptować kogoś najpierw trzeba siebie,a z tym to już nie raz problem. ech wiem co masz na myśli, od zawsze starałam się pomagać i wspierać innych,a sama ze sobą nie potrafię dojść do ładu,dziwne to ale prawdziwe i pewnie dotyka wiele osób.
Ale nie ma co jesteś silny,dajesz rade w tym całym pioruńskim wirze. Mam nadzieje, że się podniesiesz psychicznie i zmienisz ten okropny tytuł wątku,który do Ciebie pasować nie powinien. :)

Odnośnik do komentarza
Gość rafik54321

Kłopot w tym, że nawet jeśli trafi mi się jakaś bardziej ogarnięta to i tak zrażam je do siebie swoim stanem, co podcina mi całkowicie skrzydła, miesza z błotem i mieli i tak już połamane serce :( .

Żeby za bardzo się nie wkręcać w pojedynczą relację, staram się spotykać np z dwoma na raz (nie tak żeby z obiema być, ale żeby się rozładować na dwoje). Z tym że to nie wychodzi mi, bo najpierw jedna się zraża, a potem zaraz druga...

Wiem że nie należy być "potrzebującym", w książce o której pisałem wyraźnie to zaznaczono, jednak zbyt bardzo pragnę bym mógł to wstrzymać na siłę.

Tak sobie myślę, że gdybym miał takie porządne wsparcie, to może od września bym coś zaocznie zrobił. Mam talent do mechaniki i wgl tematów technicznych. Może frezarz, nie wiem... Ale brakuje mi sił na to wszystko...

Dołuje mnie fakt że kobiety widzą we mnie tylko tą depresję, pomijając całkowicie to jak bardzo różnię się od "standardowego" faceta...
Często potrafię wypowiedzieć myśli kobiet lepiej niż one same, nie wiem dlaczego, ale jakoś tak potrafię... Kiedyś Sylwia właśnie kminiła dlaczego jej chłopak nie odpisuje jej, wypytałem o kilka rzeczy i stwierdziłem "ma duży ruch w pracy, napisze później". Gdy po 20min faktycznie jej napisał że był ruch, to była w szoku :(...
Często przewiduję takie rzeczy, najczęściej złe... To przykre wiedzieć że coś się stanie i nie móc nic z tym zrobić - brzmi trochę jakbym był jasnowidzem, ale to chyba "wilczy instynkt".

Dziadek wielokrotnie nam powtarzał "za was to bym życie oddał, bym się zabił żeby wam serce oddać..." i to mi się wryło w pamięć, chyba tylko dlatego nie poszedłem w ślady ojca - dziadek mi zaimponował bardziej. Chyba też dlatego mam tak wielkie parcie na "życie dla kogoś" a nie dla siebie samego...

Odnośnik do komentarza

"Tak sobie myślę, że gdybym miał takie porządne wsparcie, to może od września bym coś zaocznie zrobił. Mam talent do mechaniki i wgl tematów technicznych. Może frezarz"

Ty to napisałeś a ja tylko cytuje. Najbardziej porządne wsparcie, to jest Twoje własne dla Twojej własnej osoby. Jesteś bystry i musisz w sobie znaleśc wolę aby to zrobić dla nikogo innego tylko dla siebie samego. Badz ważny sam dla siebie i sobie obiecaj,że weżmiesz się i zrobisz to co Cie interesuje a i przyda się na przyszłośc.

Wiem, że ciągną Cie dziewczyny, no bo niby kiedy mialyby najbardziej ciągnąc jak nie teraz. Za naukę masz się wziąć dla siebie a nie dla żadnej laski. Jak jaka się kolo Ciebie będzie kręcila, to dobrze, pewnie też sie ucieszy- ale Ty wyksztalcenie uzupełniasz dla siębie w ogólności i w szczególności. Pamietaj, badz wązny dla siebie. Bedziesz ważny dla siebie to i dla dziewczyn bedziesz ważny, mniej się bedziesz w oczy rzucal jako ten potrzebujący, one będa w Tobie znajdować pewnośc, że wiesz czego chcesz od życia.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

z tym że po prostu nie mam sił dosłownie na nic...

Nie chce kolejny raz szarpać się bez nawet obietnicy że będzie dobrze. Praca i szkoła to ogromny stres dla mnie, dużo obcych ludzi, dużo obowiązków, wymagana niezawodność, do tego w domu też dużo stresów (sąsiad jest mocno walnięty)... Cały czas jestem pod presją i nie mogę tego wytrzymać. Do tego reszta znajomych których miałem postanowiła mnie wyśmiać i olać... W tej chwili zostałem już całkowicie sam i nie widzę powodu aby wgl żyć.
Bo najbardziej chcę by już nie cierpieć by nie bolało, by mieć w końcu spokój, nie martwić się ciągle o coś...

Dokładnie wiem co zrobić, ale po prostu nie mam już ani woli, ani chęci, ani sił żeby to zrobić. Bo próbowałem tego już kilka razy i wszystko się psuło przez czynniki niezależne ode mnie - np utrata pracy przez redukcję etatów, albo utrata znajomości z Sylwią przez jej chłopaka...
Jak masz mieć chęć próbować dalej gdy nie popełniło się błędu a i tak to się posypało? I to nie pierwszy, drugi czy trzeci raz...
Po prostu jestem zmęczony walką, tym wszystkim, przeszłością... Nawet tu na forum zadałem pytanie "specjaliście" i też zostałem olany, tak więc nie ma już nadziei...
A jeszcze żyję tylko dlatego bo jestem uparty jak osioł, ale i to już zawodzi...
Najlepiej by było umrzeć tak, aby zostać dawcą organów - może wtedy nikt by mnie egoistą nie nazwał ;(

Pamiętajcie że poczta priv nie działa na forum :/

Odnośnik do komentarza

"A jeszcze żyję tylko dlatego bo jestem uparty jak osioł"

Znów tylko Ciebie cytuję. bez słow następnych o zawodzeniu, bo one oslabiają.

Sprawiedliwości dziejowej na tym świecie nie ma. Jednym los uklada się względnie dobrze, Ty miałeś ciągle pod górke i naprawdę podziwiam Twój hart ducha.

Czytałam sąsiedni wątek
https://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1701221,nerwica-depresja-schizofrenia?3579951fbef4d7d1366c7e948cd42fa7#lastpost

i zaskoczylam, że młodzi ludzie mają zdrowe rączki i nóżki,brzuszki tylko często tu piszą o depresji, takiej ich obezwładniającej i za mało im się zwraca uwagę na odtrucie organizmu- przeciez Ty piszesz, że ciągle jako dziecko i młodzieniec biegaleś po doktorach, to pewnie pakowali w Ciebie i antydepresanty i coś na stawy i na serduszko- ileś tego świństwa wątróbka przerobiła, ale ileś mogl organizm zatrzymać i też gorzej reagujesz na stresy.

Nie chciałabym zachęcać Cię do specyfików ,w którymś z podanych artykułów podanych przy tej chelatacji ,ale post Daniela, teraz w lecie nie obciąży Ci kieszeni a może coś Ci w organiżmie unormuje. Ludzie zazwyczaj ku takiemu myśleniu się zwracają, gdy boli, brzuszek, nożka itp...A przecież mózg to też chemia organizmu, jak on podsuwa myśli o unicestwieniu się, to może poprawa chemii całego organizmu, też wplynie na optymistyczniejsze działanie mózgu.

http://www.akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
http://www.akademiawitalnosci.pl/qa-002-najczestsze-pytania-na-temat-postu-daniela/

Jest Ci trudno, ale powolutku jak znów uparcie będziesz wiazal wszystkie końce, to nie zawsze wszystkie się będą rozsypywać. Wierzę w to głęboko. Bądz uparty jak osioł i staraj się żyć, a w tym życiu powoli poszczególne elementy poprawiać- nawet z r-ku prawdopodobieńtwa wynika, że coś musi się udać. Walcz o siebie dla SIEBIE.

Odnośnik do komentarza

Ekspert Cie nie olal, tylko do wczoraj tutaj zadnego eksperta przez dluzszy czas nie bylo. Chyba byl na urlopie. Zreszta jesli jest juz duzo odpowiedzi to zazwyczaj kluczowe rzeczy juz padly i ekspert daje sobie spokoj z tym watkiem. Zreszta czy myslisz, ze taki psycholog przez neta odkryje dla ciebie Ameryke? Poczytaj inne odpowiedzi eksperta i sam wyciagnij wnioski.

Odnośnik do komentarza

A ze znajomymi jak nie utrzymujesz kontaktów, to na czas porządkowania sobie życia może i dobrze. Zbyt rozrywkowi znajomi człowieka rozpraszają. Nie utrzymujesz teraz kontaktu, to nie rozpatruj tego w kategoriach porażek, tylko w kategoriach urlopu od życia towarzyskiego, po to aby mieć spokojną duszę do ogarnięcia pracy i szkoły- sam piszesz,że to duże dla Ciebie obciązenie.
Oczywiście możesz mi powiedzieć, że jak po stresach masz się z kim odprężyć to lepiej- pytanie, czy to jest rozprężenie, czy oddalenie Ciebie od podstawowych Twoich celów. Przeciez czy w pracy czy w szkole też są ludzie i może tam się zaprzyjażnisz z kimś sensownym a cele będziecie mieli wspólne.

Nie masz różowo, to więcej niż pewne. Ale też więcej niż pewne, że jak się zaprzesz to powolutku Twój wcześniejszy koncert życzen sobie sam swoimi rękoma skompletujesz zarówno przy sprzyjających jak i niesprzyjających okolicznościach.Wierzę w tak sensownego chłopaka jak TY. Kto ma zwycięzać krok po kroku jak nie młody co to "jestem uparty jak osioł".

Odnośnik do komentarza

Kiedy tak jak teraz leżę i nic nie robię, to po prostu jest tylko źle. Ale gdy próbuję się poderwać żeby coś zmienić, to często coś właśnie mi to wszystko psuje i wracamy na początek, bardzo mnie to zniechęciło do czegokolwiek...

Dziś czasy są szybkie i po prostu chore, tego nie zmienię... Praca - szkoła - praca - szkoła (itd) to duże obciążenie stresowe, (szefowie uwielbiają się krzykiem wyżywać, a ja akurat na to jestem przewrażliwiony - zwyczajnie, gdy nawet coś skopię to lepiej nic do mnie nie mówić i pozwolić mi to samemu naprawić, bo po krzyku nie potrafię panować nad własnymi rękami, myślami...).
Ileś dam radę po prostu wytrzymać, znieść, po prostu puścić mimo uszu, ale u mnie ten margines to najwyżej kilka dni, pod rząd (o wiele za mało aby móc się pozbierać). Ten stres po prostu mnie fizycznie boli, dosłownie boli (na sercu), w końcu stres który nie zostaje odreagowany, przeradza się w agresję i wtedy sam będąc wściekły muszę się koncentrować aby nie zrobić nawet komuś krzywdy (bo w ataku nerwów sam się boję do czego mogę być zdolny).

Co pozwala mi odreagować stres - w zasadzie tylko dwie rzeczy są skuteczne, jedna jest po prostu niebezpieczna, a na drugą nie ma szans... Mianowicie: adrenalina - tj po prostu jeżdżenie jak wariat, tak aby cały żal spalił się po przez adrenalinę, aby sytuacja wymagała ode mnie tyle uwagi (ze względu na możliwość wypadku), aby stres minął, oczywiście to skrajnie niebezpieczne, więc nie chcę z tego korzystać... Druga opcja to właśnie kobiety ;( , tu nie muszę nic chyba pisać...

Zwykle u ludzi stres przechodzi sam z siebie - wystarczy im kilka dni odpoczynku i już, ale nie u mnie i to też jest kłopot, u mnie on się zbiera...

Wiem, że nawet jeśli właśnie teraz jakimś cudem by było tak, jakbym chciał, to i tak przez jakiś czas dalej bym był walnięty, myślę że trwałoby to tak od 2 do 4 tygodni...
Zwykle około 1-2 razy na tydzień mam większego doła, wtedy mam ochotę gadać, a może po prostu poczuć wsparcie, albo "spuścić" stres (ale chyba tak na serio wszystko na raz).
Szukałem ludzi którzy by to po prostu rozumieli, że to takie moje "kalectwo" i że tak jak chorzy na zespół touretta, przeklinają w niekontrolowany sposób, to takie moje załamania są na podobnej niekontrolowanej zasadzie...

Wgl chyba te moje załamania są wołaniem (na poziomie podświadomym) o wsparcie, uwagę, czułość itp. Bo jeśli ktoś mi to daje nawet gdy nie mam załamania to te załamania są rzadsze, krótsze lub czasowo nie występują wcale. Zabrzmi głupio, ale chyba najbardziej brakuje mi "niezawodnej grupy wsparcia"...

Leki - jestem bardzo lekkooporny, jeśli mam wziąć leki przeciwbólowe to muszę brać podwójną dawkę (choć ważę tylko 65kg), alkohol podobnie 150ml wódki mnie nie ruszy (a przecież po takiej dawce już nie można prowadzić). Staram się nie brać żadnych leków - nawet gdy jestem chory.

W tej chwili, nie wiem czy jest cokolwiek co mogłoby mnie przekonać że warto się podnieść.

Pamiętajcie że poczta priv nie działa na forum :/

Odnośnik do komentarza

Nie wiem jakich kolegow w pracy spotkales- jak słabych to trzeba uważac, z tego wniosek. Wyścig szczurów, czyli konflikt interesów w każdym p-cie drogi zawodowej. Z zalożenia, damsko męskich spraw w pracy nie powinno się uprawiać, bo jak nie ułoża się to porażka na całej linii. Raz, że smutek, bo nadzieje były duże i się rozplynęły, dwa, bo cały tabun ludzi, których musimy codziennie spotykać jest jakby cichym tłumem dopingującym, komentującym wsadzającym nos w nie swoje sprawy. Dlatego praca to slabe m-ce na kontakty damsko męskie- choć tak dużo czasu się w pracy spędza, że młodośc i popędy bywają jednak niepoprawne i część ludzi znajduje się jednak w pracy.

Nie ustawiaj się na "nie", bo wiesz, że pracy masz przed sobą dużo. Swojej pracy nad sobą.

Odnośnik do komentarza

Wykonałem jej też już nie mało - szczęśliwi są wszyscy w okół mnie...

Często gdy ktoś mnie wyśmiewa, czuję jednocześnie dwie rzeczy, to jak bardzo mi to przeszkadza, jak bardzo mnie to boli, ale co równie bolesne, czuję to, jak bardzo fakt wyśmiewania mnie cieszy innych ludzi...

Często i ciągle słyszę te same rady: "idź do lekarza, bierz leki, weź się w garść, przestań się użalać, o co ci chodzi?..." to wszystko już było próbowane i bez efektu...

Szukam czegoś ci mi pomoże, coś nowego, coś skutecznego.
Wiem co działało, ale zostało mi odebrane nim zdążyłem się w pełni wyprostować...

Pamiętajcie że poczta priv nie działa na forum :/

Odnośnik do komentarza

Zwykle u ludzi stres przechodzi sam z siebie - wystarczy im kilka dni odpoczynku i już, ale nie u mnie i to też jest kłopot, u mnie on się zbiera...

Więcej jest takich osób,można powiedzieć niezrównoważonych emocjonalnie ,co im się zbiera ,zbiera ,aż nie wiadomo kiedy wybuchną ,to jest cecha osobowości,
utrudniająca życie otoczeniu,pewnie zainteresowanemu też.
Zapisz się na jogę.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jest stres i potrzebujesz go rozładować- wiesz, że jest taki mechanizm i inni to też wiedzą- w dużych korporacjach gdy może nikt po chamsku na drugiego nie wrzeszczy, ale spokojniutko i kulturalnie mu dokopuje, budują pracownikom siłownie, baseny aby stres rozładowywali poprzez ruch i podniesienie andrealiny w meczu koszykówki, siatkówki czy piłki nożnej.

Czyli reagujesz prawidłowo, tylko może nieprawidłowo- w sensie niebezpiecznie go odreagowujesz.

Czyli jakby do sportow ekstreamalnych sie nadajesz.

A jakie wogóle sporty uprawiasz? Okazjonalnie czy regularnie?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...