Skocz do zawartości
Forum

Co mam zrobić...


Rekomendowane odpowiedzi

Witam , jestem 20 letnia kobietą. Mam od dłuższego czasu "problem" z sobą. Jestem przygnębiona , smutna , czasami odczuwam lęk, mam trudności w zasypianiu, przez co ciągle jestem zmęczona, brak mi sił energii. Robiłam podstawowe badania, wyszły ok. Lekarz mówił że w tych badaniach nie widzi przyczyn mojego zmęczenia.
Problem nadal istnieje. Najbardziej uciążliwy jest sen- ciągle rozmyślam przed zaśnięciem (co się wydarzyło w ciągu dnia, co będzie jutro). Czytałam już wiele artykułów , starałam się wyciszać przed snem, próbowałam wielu rzeczy i nic.
Do tego dochodzi lęk,niepokój. Czasami jest on powodem tego że np. jutro ma ważny egzamin na studiach, coś poważnego ma się wydarzyć , a czasami sama nie wiem skąd się on bierze ... Nie mogę się wtedy skupic na niczym , jestem rozkojarzona , nie można się ze mną dogadac ..
Dodatkowo ma jakieś dziwne myśli że coś złego się wydarzy, że komuś z mojej rodziny czy mi przydarzy się jakieś nieszczeście.. Mam tak przez chwile, bo od razu gdy nachodzą mnie te mysli staram się myśleć o czymś innym ( czasem pomaga).
Przez te wszystkie dolegliwości zawalam studia, nie potrafię się skupić na zajęciach. Do nauki jest mi się ciężko zmobilizować(estem na drugim roku), nauki jest coraz więcej... Chciałabym coś z tym zrobić ale nie wiem co .. Codziennie jestem zmeczona, niewyspana, co 2 dni pije kawę żeby funkcjonować w dzień. Momentami sobie nie radzę ze wszystkim, czuję się wtedy bezsilna. . .
Z rodziną średnio się dogaduje. Czasami mam wrażenie że jestem samotna, mimo iż mam wokół siebie ludzi. Rodzice są wiecznie zajęci , jak mam jakiś problem nie ma szans że ze mną pogadają . Dlatego pisze tu, potrzebuje to z siebie wyrzucić...
Myślałam nad pójściem do psychologa, tylko kompletnie nie wiem czy mój problem się nadaje , czy nie jest zbyt błahy ? Poza tym chyba nie dałabym rady się otworzyć przed nim ...
Prosze Was o radę , co mogę zrobić w mojej sytuacji?

Odnośnik do komentarza
Gość Olineczka

Kochana!
Trafiłaś z tym pytaniem na osobę, która zaczynała od podobnych objawów - jakbym siebie czytała... z czasem, niestety, było tylko gorzej. Bałam się wyjść z domu, przerażona sama nie wiem, czym. Zaczęłam mieć tak uciążliwe zawroty głowy, że nie umiałam ustać w miejscu. Zaczęłam mieć migreny, potworne, chociaż wcześniej nie miałam. Kołatania serca, wieczny niepokój, lęk, strach, płczliwość... w końcu poszłam do neurologa -myślałam, że takie objawy sugerują coś z układem nerwowym. Przy okazji zaczęłam się bać, że coś naprawdę poważnego mi jest, i cały krąg się pogłębiał. Badania neurologiczne i rezonans z kontrastem niczego nie wykazały. Na szczęście, trafiłam na mądrego neurologa i dostałam skierowanie do... psychiatry. Kiedy do niego szłam pierwszy raz, chowałam się za drzewami, żeby mnie nikt nie zobaczył, bo "to taki wstyd, pomyślą, że jestem psychiczna!"... jakoś się przemogłam i dotarłam do lekarzapsychiatry, który zdiagnozował... nerwicę lękową. Od tamtego czasu minęło ponad 1.5 roku. Do tej pory biorę jeden lek, który po 2 tygodniach zaczął działać na mój organizm, a ja w tempie natychmiastowym odzyskałam spokój i radość życia :). Idź, proszę, do swojego lekarza, opisz objawy i poproś o skierowanie do psychiatry. I nie wstydź się! Zęby leczy dentysta, dzieci pediatra, a psychikę psychiatra. Daj szansę sama sobie.

Odnośnik do komentarza

A ja polecam ćwiczenia fizyczne. Jak się człowiek porządnie zmęczy, najlepiej na świeżym powietrzu, to przychodzi ochota do życia, nabiera się sił.
Kiedyś nie było tylu osób z tego typu dolegliwościami, ale ludzie mieli więcej ruchu, a teraz komputer, telewizja i dalej nic.
Człowiek musi rozwijać się harmonijnie, w równym stopniu dbać o ciało, jak i umysł. Zapominamy o tym , nie dbamy o siebie, ale jak się przełamiesz i zaczniesz się intensywnie ruszać, to odczujesz poprawę.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za Wasze komentarze .
Ja naprawdę próbowałam wielu rzeczy: sport, bieganie . Pomaga to na chwilę odciągnąć myśli, zapomnieć;/ A za chwile wszystko wraca .. Wielokrotnie próbowałam znaleźć sobie też inne zajęcia: dobra książka, film, cokolwiek . Efekty są różne albo nie mogę się skupić , albo uda mi się poprawić nastrój na kilka dni i potem wraca..
Wczoraj na przykład przed zaśnięciem miałam lęk, zaczełam rozmyślać nad wszystkim, nad swoim życiem, nad śmiercią .
Naprawdę zazdroszcze innym którzy mogą zasnąć spokojnie i na drugi dzień są wyspani,wypoczęci, zadowoleni z życia .

Odnośnik do komentarza

Masz po prostu słaby apetyt na życie i rozwijasz w sobie lękliwość. Nasz papież mówił: nie lekajcie się.

Pomijając, ze kobiety ogólnie częściej od mężczyzn lubią szukać dziury w całym, czyli teraz jest dobrze i pięknie, ale przecież to niemożliwe , żeby zawsze było tak różowo. Jutro moze się zdarzyć choroba, wypadek, czyjaś śmierć. Sobie w wolnej chwili wizualizują i klopoty gotowe. Nie ma na codzienne głupie myśli rady, jak codzienna z nimi walka, którą czynisz: książka, sport, przebywanie z ludżmi o optymistycznym charakterze.

Ja największy hardcor w życiu sobie wkręcalam jak byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem a trzeba bylo wtedy rodzić w szpitalu, przypisanym twojemu rejonowi. Od rana do wieczora miałam z tylu głowy wszystkie opowieści o nieudanych porodach, nieudolnej służbie zdrowia w nietypowych przypadkach, konsekwencjach z tego tytulu dla dziecka lub matki. Doszłam do tego, że jak kladłam się spać, to nie moglam usnąć, bo taki jakby ciężki kamień leżal mi na klatce piersiowej i jakby mnie dusił. Jak chodzłiam , to wisiał on jakby na niewidzialnym sznurku i bardzo mnie męczył.
W końcu się s a m a na s i e b i e zbuntowałam i zaczęlam w myślach się "wychowywać". Kobieto, czynność rodzenia dzieci jest związana z istnieniem ludzkości nierozerwalnie. Babo jedna, przeciez dziewczyny rodziły jak nie było szpitali siłami natury i same sie po porodzie oporządziły. Nie wszystkie porody może były udane, ale ogromna większość tak, bo ludzkość istnieje. Urodzisz i nic się nie stanie. Dlaczego masz być tym procentem niudanym? Będzie jak będzie i nie masz na to wplywu i nie masz co się zadręczać. Przeciesz jesteś na tym świecie, spodziewasz się dzidziusia, czyli raczej Ci się udaje, ktoś nad Tobą czuwa to i z porodem jakoś dasz radę. Perswazję przeprowadzałam wielokrotnie i w końcu ten straszny kamień odpuścił.
Oczywiście nie bez pewnych problemów, ale dziecko szczęśliwie urodziłam.

Dlatego, to jednak my same jesteśmy do pewnego stopnia odpowiedzialne za swoje myśli i tę naturalnie nam przyrodzoną umiejętność wkręcania się ,musimy uczyć się hamować Rozwijanie jej ,nie niesie nam żadnych pożytków.

Odwagi do życia życzę, wiary w to, że nie wszystkie nieszczęścia świata muszą dotknąć Ciebie lub Twoich najbliższych. Proste kobiety kiedyś, jak miały naprawdę zmartwienie ( a nie to spodziewane, wydumane) i trudno im było zasnąć, to zmieniały bok leżąc w łożku i mówiły "przyjdzie dzień, przyjdzie rada". Noc jest zazwyczaj trochę bardziej czarna, nawet w naszych myślach.
Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, a nawet jak się noga w życiu powinie to i wtedy będziemy dość silne, aby sobie dać radę i umieć żyć w zaistnialych sytuacjach.

O smierci jak się jest młodym, może za dużo nie trzeba myśleć. Jest nam poprzez to, że przyszliśmy na ten świat przypisana i na pewno nas czeka. Ale zanim ona nastąpi to trzeba to życie ciekawie wypełnić swoimi pasjami, nauką, pracą, pomocą bliżniemu, kochać, rodzić, wychowywać. O śmierci trzeba wiedzieć, że ona jest i umieć pomagać odchodzić naszym bliskim: dziadkom, rodzicom, po prostu przy nich w tych trudnych chwilach być. Więcej o śmierci nie wiem, czy warto rozważać, ona nas znajdzie sama i już.

Odnośnik do komentarza

kikunia55
Masz po prostu słaby apetyt na życie i rozwijasz w sobie lękliwość. Nasz papież mówił: nie lekajcie się.

Pomijając, ze kobiety ogólnie częściej od mężczyzn lubią szukać dziury w całym, czyli teraz jest dobrze i pięknie, ale przecież to niemożliwe , żeby zawsze było tak różowo. Jutro moze się zdarzyć choroba, wypadek, czyjaś śmierć. Sobie w wolnej chwili wizualizują i klopoty gotowe. Nie ma na codzienne głupie myśli rady, jak codzienna z nimi walka, którą czynisz: książka, sport, przebywanie z ludżmi o optymistycznym charakterze.

Ja największy hardcor w życiu sobie wkręcalam jak byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem a trzeba bylo wtedy rodzić w szpitalu, przypisanym twojemu rejonowi. Od rana do wieczora miałam z tylu głowy wszystkie opowieści o nieudanych porodach, nieudolnej służbie zdrowia w nietypowych przypadkach, konsekwencjach z tego tytulu dla dziecka lub matki. Doszłam do tego, że jak kladłam się spać, to nie moglam usnąć, bo taki jakby ciężki kamień leżal mi na klatce piersiowej i jakby mnie dusił. Jak chodzłiam , to wisiał on jakby na niewidzialnym sznurku i bardzo mnie męczył.
W końcu się s a m a na s i e b i e zbuntowałam i zaczęlam w myślach się "wychowywać". Kobieto, czynność rodzenia dzieci jest związana z istnieniem ludzkości nierozerwalnie. Babo jedna, przeciez dziewczyny rodziły jak nie było szpitali siłami natury i same sie po porodzie oporządziły. Nie wszystkie porody może były udane, ale ogromna większość tak, bo ludzkość istnieje. Urodzisz i nic się nie stanie. Dlaczego masz być tym procentem niudanym? Będzie jak będzie i nie masz na to wplywu i nie masz co się zadręczać. Przeciesz jesteś na tym świecie, spodziewasz się dzidziusia, czyli raczej Ci się udaje, ktoś nad Tobą czuwa to i z porodem jakoś dasz radę. Perswazję przeprowadzałam wielokrotnie i w końcu ten straszny kamień odpuścił.
Oczywiście nie bez pewnych problemów, ale dziecko szczęśliwie urodziłam.

Dlatego, to jednak my same jesteśmy do pewnego stopnia odpowiedzialne za swoje myśli i tę naturalnie nam przyrodzoną umiejętność wkręcania się ,musimy uczyć się hamować Rozwijanie jej ,nie niesie nam żadnych pożytków.

Odwagi do życia życzę, wiary w to, że nie wszystkie nieszczęścia świata muszą dotknąć Ciebie lub Twoich najbliższych. Proste kobiety kiedyś, jak miały naprawdę zmartwienie ( a nie to spodziewane, wydumane) i trudno im było zasnąć, to zmieniały bok leżąc w łożku i mówiły "przyjdzie dzień, przyjdzie rada". Noc jest zazwyczaj trochę bardziej czarna, nawet w naszych myślach.
Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, a nawet jak się noga w życiu powinie to i wtedy będziemy dość silne, aby sobie dać radę i umieć żyć w zaistnialych sytuacjach.

O smierci jak się jest młodym, może za dużo nie trzeba myśleć. Jest nam poprzez to, że przyszliśmy na ten świat przypisana i na pewno nas czeka. Ale zanim ona nastąpi to trzeba to życie ciekawie wypełnić swoimi pasjami, nauką, pracą, pomocą bliżniemu, kochać, rodzić, wychowywać. O śmierci trzeba wiedzieć, że ona jest i umieć pomagać odchodzić naszym bliskim: dziadkom, rodzicom, po prostu przy nich w tych trudnych chwilach być. Więcej o śmierci nie wiem, czy warto rozważać, ona nas znajdzie sama i już.


Dziekuję kikunia55 ;) Masz rację powinnam hamować te myśli, ale naprawdę cieżko jest to robić nie mają wsparcia od strony rodziny ;/ Najgorzej to czuć się samotnym mimo otaczających Cie ludzi ..

Odnośnik do komentarza

Ale Twój los w Twoich rękach. Wkręcasz się raczej indywidualnie, więc i indywidualnie musisz nad tym panować. Ja bylam w moim hardcorze otoczona rodziną, życzliwą rodziną, ale oni chyba by mnie wyśmiali jakbym wyłuszczyła swoje obawy. Tzn. moja mama nie, bo sama powiła swoje pierwsze dziecko jako martwe niemowlę i nawet nie umiala się dość cieszyć z mojej ciąży ( pewnie bała się, że historia się powtórzy)- przez to nie byla dla mnie partnerką do mego strachu, bo chyba intuicyjnie uważałam, że by go potęgowała. Moj mąż zawsze byl bojowy i chyba na mnie popatrzylby jak na idiotkę jakbym mu farmazony o nieudanym porodzie wkręcała.

Do dziś niespecjalnie dzielę się wkrętami z małżonkiem, bo najczęściej nie rozumie i patrzy jak na stukniętą, czasem fuknie,:tak, jutro mozna umrzeć, zachorować i co jeszcze? To będzie jutro, a dziś trzeba żyć jakby się mialo żyć 100 lat! Lepiej umrzeć w ruchu i w dzialaniu niż położyć się do łożka i czekać na co, na chorobę, na śmierć? A czasem jak się wkręcam jakimś niepokojem o dzieci np.i mu to sprzedam, to jeszcze bardziej cierpię, bo chyba go nastraszę, on się nie przyzna, robi się nerwowy, wyciąga cale historie mlodzieńczych wyborów naszych dzieci z ogromną krytyką, że pewnie trzeba bylo inaczej, tylko on o tym wspominal, ale to zostalo zbagatelizowane. I od tego jego mielenia dawnych faktow, przeinaczania, jeszcze bardziej jestem nieszczęśliwa.
Jakby na to nie patrzeć nie mam warunków na głośne wkręcanie się- czyli mogłabym za Tobą powiedziec, że "Najgorzej to czuć się samotnym mimo otaczających Cie ludzi .."

Ale jestem już dość długo praktykująca wkręcanie się, tak że staram się stosować taktykę z mojego pierwszego postu do Ciebie, bo tylko ona przynosi rezultaty, po których ma się moc działania i apetyt na życie.

Sprzedalam Ci swoje sposoby na hamowanie wkręcania się abyś na ich podstawie nieugięcie ćwiczyła swoje techniki mobilizujące, a nie obezwladniające. Jak się ma charakter, który mimowolnie chciałby dązyć do wkrętów, to niestety codzienne niemalże pilnowanie się w tym zakresie jest niezbędne.To coś jak higiena osobista, codziennie się myjesz, myjesz ząbki, to i codziennie nie dopuszczaj wkrętów do siebie. A pogodni, zdrowo myślący ludzie w otoczeniu, niezastąpieni- przy takich to i wkręty w wolnych chwilach jakieś mizerne są.

Powodzenia Ci życzę i codziennej higieny, nie tylko tej w łazience!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...