kikunia55
Masz po prostu słaby apetyt na życie i rozwijasz w sobie lękliwość. Nasz papież mówił: nie lekajcie się.
Pomijając, ze kobiety ogólnie częściej od mężczyzn lubią szukać dziury w całym, czyli teraz jest dobrze i pięknie, ale przecież to niemożliwe , żeby zawsze było tak różowo. Jutro moze się zdarzyć choroba, wypadek, czyjaś śmierć. Sobie w wolnej chwili wizualizują i klopoty gotowe. Nie ma na codzienne głupie myśli rady, jak codzienna z nimi walka, którą czynisz: książka, sport, przebywanie z ludżmi o optymistycznym charakterze.
Ja największy hardcor w życiu sobie wkręcalam jak byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem a trzeba bylo wtedy rodzić w szpitalu, przypisanym twojemu rejonowi. Od rana do wieczora miałam z tylu głowy wszystkie opowieści o nieudanych porodach, nieudolnej służbie zdrowia w nietypowych przypadkach, konsekwencjach z tego tytulu dla dziecka lub matki. Doszłam do tego, że jak kladłam się spać, to nie moglam usnąć, bo taki jakby ciężki kamień leżal mi na klatce piersiowej i jakby mnie dusił. Jak chodzłiam , to wisiał on jakby na niewidzialnym sznurku i bardzo mnie męczył.
W końcu się s a m a na s i e b i e zbuntowałam i zaczęlam w myślach się "wychowywać". Kobieto, czynność rodzenia dzieci jest związana z istnieniem ludzkości nierozerwalnie. Babo jedna, przeciez dziewczyny rodziły jak nie było szpitali siłami natury i same sie po porodzie oporządziły. Nie wszystkie porody może były udane, ale ogromna większość tak, bo ludzkość istnieje. Urodzisz i nic się nie stanie. Dlaczego masz być tym procentem niudanym? Będzie jak będzie i nie masz na to wplywu i nie masz co się zadręczać. Przeciesz jesteś na tym świecie, spodziewasz się dzidziusia, czyli raczej Ci się udaje, ktoś nad Tobą czuwa to i z porodem jakoś dasz radę. Perswazję przeprowadzałam wielokrotnie i w końcu ten straszny kamień odpuścił.
Oczywiście nie bez pewnych problemów, ale dziecko szczęśliwie urodziłam.
Dlatego, to jednak my same jesteśmy do pewnego stopnia odpowiedzialne za swoje myśli i tę naturalnie nam przyrodzoną umiejętność wkręcania się ,musimy uczyć się hamować Rozwijanie jej ,nie niesie nam żadnych pożytków.
Odwagi do życia życzę, wiary w to, że nie wszystkie nieszczęścia świata muszą dotknąć Ciebie lub Twoich najbliższych. Proste kobiety kiedyś, jak miały naprawdę zmartwienie ( a nie to spodziewane, wydumane) i trudno im było zasnąć, to zmieniały bok leżąc w łożku i mówiły "przyjdzie dzień, przyjdzie rada". Noc jest zazwyczaj trochę bardziej czarna, nawet w naszych myślach.
Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, a nawet jak się noga w życiu powinie to i wtedy będziemy dość silne, aby sobie dać radę i umieć żyć w zaistnialych sytuacjach.
O smierci jak się jest młodym, może za dużo nie trzeba myśleć. Jest nam poprzez to, że przyszliśmy na ten świat przypisana i na pewno nas czeka. Ale zanim ona nastąpi to trzeba to życie ciekawie wypełnić swoimi pasjami, nauką, pracą, pomocą bliżniemu, kochać, rodzić, wychowywać. O śmierci trzeba wiedzieć, że ona jest i umieć pomagać odchodzić naszym bliskim: dziadkom, rodzicom, po prostu przy nich w tych trudnych chwilach być. Więcej o śmierci nie wiem, czy warto rozważać, ona nas znajdzie sama i już.
Dziekuję kikunia55 ;) Masz rację powinnam hamować te myśli, ale naprawdę cieżko jest to robić nie mają wsparcia od strony rodziny ;/ Najgorzej to czuć się samotnym mimo otaczających Cie ludzi ..