Skocz do zawartości
Forum

on mnie straszy ze zabierze mi dziecko[


Gość aniaaf

Rekomendowane odpowiedzi

Niestety nie mam tutaj zadnej rodziny (tzn sa tesciowie ale nie utrzymujemy kontaktow bo nigdy od nich nic dobrego nie dpstali,ani dobrego slowa,wsparcia nic)ani kolezanki tylko znajome w szkole ktore tez nie mozna nazwac kolezankami niestety znajomosci tutaj raczej sa powierzchowne..studiuje dental technology bede robila protezy,mostki,aparaty prostujace zeby koronki itd..mam ponad 2 lata przed soba nauki jeszxze.w usa juz 12 rok leci..

Odnośnik do komentarza

Z ta praca to tez nie takie hop siup wiadomo jak to na obczyznie najpierw swoi a pozniej cala reszta..o co mi chodzi to o to ze czlowoek musi sie postarac bardziej tutaj zeby miec co tutejszy dostaje z latwoscia..a to akcent a to ze nie swoj itd...

Odnośnik do komentarza

Ania,potrzebuje głównie pogadać,dlatego zadaje różne pytania ,żeby potrzymać dyskusję ,nie ma się co dziwić ,skoro mąż jej zabrania,jak kiedyś pisała, spotkań przy kawie w domu czy u sąsiadki,tak samo pewnie jest z koleżankami ze szkoły...,
tym bardziej Ania, powinnaś utrzymywać dobre kontakty z teściami ,ale widać też nie jesteś tym zainteresowana ,
masz co masz na własne życzenie,każdy postępuje w życiu jak uważa ,a Ty tylko skupiasz się na biadoleniu ,a to w niczym Ci nie pomoże.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

~unna
Jonka zadajesz za duzo pytan za malo odpowiadasz;p

unna, bez urazy, ale wyskoczyłaś trochę jak Filip z konopi.
My tu sobie z ~aniaaf vel ~zonkas rozmawiamy od pewnego czasu.
Nie wiem, czy czytałaś wszystkie wątki Ani, ale może sama się ustosunkujesz do jej problemu.
Dlaczego pytam, to proste, nie z wścibstwa, bo przecież wszyscy jesteśmy tu anonimowi, tylko ze zwykłej sympatii i chęci udzielenia jakiejś pożytecznej rady z której być może autorka skorzysta.

Odnośnik do komentarza

~aniaaf , jesteś młodą kobietą i masz całe życie przed sobą.
Rozumiem, że jesteś zawiedziona postawą męża, źle czujesz się w otoczeniu w którym mieszkasz.
To co teraz powiem jest banalne i z pewnością na tę chwilę wcale Cię nie pocieszę, ale raczej nie zdarza się, żeby ktokolwiek, przez całe życie pławił się w totalnym szczęściu i zawsze miał z górki.
Wszyscy mają jakieś problemy, ale chodzi o to, żeby nie zdominowały one naszego życia. Z przeciwnościami należy walczyć doceniając jednocześnie to co mamy, lub to co możemy osiągnąć w najbliższym czasie, to co jest w zakresie naszych możliwości.
Chodzi mi o to, że jednego uszczęśliwi np. nowy, lepszy samochód (bo go stać), a drugiego przeczytanie fajnej książki.
Twoje marzenie o przeprowadzce do własnego domu, na dzień dzisiejszy jest nierealne, więc zamiast zadręczać się z tego powodu, bo i tak niczego w tym momencie nie zmienisz, pomyśl pozytywnie; z czego jesteś zadowolona, co sprawia Ci przyjemność. Niektórym osobom pomaga metoda małych kroczków; codziennie zrobić coś miłego dla siebie.
Nie uzależniaj swojego szczęścia od męża.
Jest, jaki jest i trudno będzie go zmienić. Ty miej swoje plany (już je zresztą realizujesz - szkoła), a czy on w przyszłości znajdzie się w nich , czy nie, o tym zadecydujesz, gdy pewniej staniesz na nogach.
A na te Walentynki sama sobie kup wielki, piękny bukiet. Wiem, że to nie to samo co dostać kwiaty od ukochanego, ale sprawisz sobie małą przyjemność, a gdy on zacznie gderać, że szkoda było pieniędzy, przygotuj sobie jakąś ripostę, byle nie agresywną.

Odnośnik do komentarza

Droga Jonko jeszcze mam taki problem ze nie wyrabiam sie w szkole.mam strasznie zawalony semestr duzo trudnej nauki(chemia,biologia)a za malo czasu na nauke.chociaz do szkoly chodze tylko 3 razy w tyg.pon,srody,piatki od 7do 13to jest mi cholernie ciezko jestem wyczerpana juz bardzo.co prawda maz zajmuje sie malai mi pomaga w domu to jednak ja i tak mam duzo do zrobienia-gotowanie dla malej papek do jedzenia.pranie.sprzatanie. ale on wychodzi do pracy na 9 godz.i ja w tym czasie ja chcialabym sie pouczyc a najczesciej nie moge bo malutka pochlania woekszosc m9jego czasu.moj dzien wyglada tak ze wstaje o 5 rano ide do szkoly na 7:30 przychodze do domu o 13:30ucinam sobie drzemke okolo45 min.maz idzie do pracy na 15 przychodzi o 24;(w tym czasie malutka spi ma trzy drzemki 30 min i to jest wszystko.Ja w miedzyczasie malo mohe z lekcji zrobic.do nocnego spania malutka kladzie sie ok20-21a i tak niespokojnie spi,wiec musze sie odrywac i ja kolysac usypiac kiedy juz na spokojnie zasnie jest 24 a ja juz wtedy nie mam sily na nauke..jak ja mam to wszystko pogodzic?rzucenie studiow odpada bo mi maz nie pozwoli...i to by znaczylo brak pracy w przyszlosci..to jest moj 2 semestr z mala i jest mi naprawde ciezko;(((

Odnośnik do komentarza

Rozumiem Cię, sama urodziłam dziecko, gdy miałam jeszcze rok studiów. wiem też jak to jest, zrobić cokolwiek, jednocześnie mając małe dziecko pod opieką.
Jednak można i trzeba, walczysz o przetrwanie.
Musisz wykorzystać dosłownie każdą wolną chwilę na naukę, zwłaszcza, że masz dzień przerwy od szkoły.
Nie wiem, ile miesięcy ma Twoja córeczka, ale raczej nie jest już noworodkiem, postaraj się ją przyzwyczajać do poobiedniego snu.
Nawet w przedszkolu małe dzieci mają poobiednią drzemkę i większość 3- latków jednak zasypia.
Czy ona tak wcześnie się budzi, że musisz wstawać o 5 rano?
W każdym bądź razie, wykorzystaj czas dopóki dziecko nie chodzi, bo potem będziesz jeszcze bardziej uwiązana.
Nie możesz porzucić tej nauki, bo stracisz szansę na godne życie i tym bardziej uzależnisz się od męża.
Domyślam się też, że jemu trudno byłoby pogodzić się z taką stratą pieniędzy, po za tym Twój mąż pewnie oczekuje w przyszłości Twojego wkładu w rodzinny budżet.

~aniaaf pisałaś tutaj o wielu swoich problemach i właściwie masz dwa wyjścia i dwa prawdopodobne scenariusze:

1. poddajesz się, przerywasz naukę, siedzisz w domu z dzieckiem, kupno wymarzonego domu oddala się w czasie, bo mąż nie wyrabia finansowo, obydwoje jesteście sfrustrowani, Ty masz niespełnione pragnienia, wieczne pretensje do męża, on reaguje agresywnie. Na nic Cię nie stać, bo on oszczędza, a po za tym nie lubi wydawać, jesteś całkowicie uzależniona od męża, dziecko wychowuje się w domu pełnym kłótni, a w końcu któreś z Was nie wytrzymuje. Ty wracasz do kraju z niczym, dobiegasz 40-tki i zaczynasz wszystko od nowa, lub zostajesz tam i wykonujesz jakąś nędzną pracę ledwo wiążąc koniec z końcem, mieszkasz jeszcze gorzej niż w tej chwili. Ewentualnie on odchodzi, płaci alimenty na dziecko, znajduje kobietę, która ma stabilną sytuację zawodową, rozpoczyna nowe życie i z radością odpoczywa od Ciebie spotykając się z dzieckiem od czasu do czasu.

2. Robisz wszystko, żeby skończyć szkołę, szukasz pracy, jesteś niezależna. Pracujesz, dokładasz do budżetu, wspólnie decydujesz o wspólnych wydatkach. Wreszcie mieszkasz w wymarzonym domu. Nawet, jeśli mąż w swoim skąpstwie nie będzie chciał np. wyjechać na wakacje, Ciebie będzie stać na to, żeby wyjechać sama z dzieckiem. Gdy mała podrośnie, możesz uzupełnić wykształcenie lub zdobyć inne kwalifikacje, rozwijasz się i nie musisz o wszystko prosić męża. Bez względu na to jak ułoży Ci się z mężem, wiesz, że sama sobie poradzisz.

Zastanów się i wybierz, jak chcesz żyć?

Odnośnik do komentarza

Jonko wiesz nie napisalam tez ze mam od dziecka stwierdzona dyslekcje i nauka przychodzi mi dwa razy ciezej(maz o tym wie) niz takiej osobie ktora tego nie ma:(pozatym mala ma 8 juz miesiecy i wymaga bez przerwy mojej uwagi..boje sie po prostu ze nie podolam ze za duzo na siebie wzielam..jak wiesz nie mam tutaj nikogo z kim moglabym zostawic mala(a i obcym nie ufam).

Odnośnik do komentarza

Witaj, wybacz, że nie odzywam się systematycznie, ale nie mogę codziennie siedzieć w necie i prowadzić ożywionej korespondencji. Mam sporo pracy. Czasami jestem bardzo zmęczona.
~aniaaf , nie wiem, czy Twojego męża można nazwać skąpcem. Znam (trochę) problem z Twojego punktu widzenia, być może Twój mąż przedstawiłby sprawę z zupełnie innej strony. Jak to mówią; punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Myślę, że dla niego priorytetem jest jak najszybszy zakup domu, a z pewnością jest to spory wydatek. Rozumiem maksymalne ograniczenie mniej istotnych wydatków, na rzecz wyznaczonego celu, ale rezygnacja dosłownie z wszystkiego jest lekką przesadą.
Osobiście nie wiem jak wytrzymałabym, bez choćby krótkiego wyjazdu na wakacje. Nie muszą być luksusy, ale podstawowe wygody, po to żeby zmienić otoczenie, podziwiać piękne widoki, odstresować się. Dla mnie to potrzebne do życia, po prostu, ale np. moja ciocia, przez lata nigdzie z rodziną nie wyjeżdżała i jakoś z tej przyczyny nie cierpieli, taki mieli styl życia.
Myślę, że możesz co jakiś czas w spokojnej rozmowie, uświadamiać mężowi, że rezygnacja z wszystkich przyjemności jest nieporozumieniem, życie ucieka.
Za kilkadziesiąt lat dojdziecie do wniosku, że niczego fajnego w życiu nie przeżyliście, bo ciągle trzeba było na coś ciułać.
Jeśli on idzie w zaparte, to nie pozostaje Ci nic innego, jak przetrwać trudny czas, skończyć szkołę, znaleźć pracę i choć trochę uniezależnić się finansowo od niego.
Niefajne jest też to, że on całkowicie odcina Cię od finansowych decyzji, prawie Cię ubezwłasnowolnił.
Uważam, że zawsze należy rozmawiać, starając się jednocześnie nie doprowadzać do awantury, bo wtedy do niczego nie dojdziecie.

Odnośnik do komentarza

Droga jonko otrzymuje od niego bardzo niepokojace sygnaly dotyczace kupna domu jaki planujemy za ok 2,5 roku.Ja ten sam mniej wiecej schemat juz widzialam a byl to czas kiedy mielismy wynajmowac mieszkanie duzo lepsze lepsza dzielnica itd..pisalan juz o tym ze w ostatniej minucie sie wycofal nez w sumie przedyskutowania tego ze mna(jak zwykle zreszta).Teraz on tobi sobie takie notatki i pisze co ile mogloby kosztowac widze ze robi to od dobrych kilku dni i tylko na glos wypowiada"nie stac mnie,nie mam pieniedzy"i tak za kazdym prawie razem czym wywoluje u mnie wewnetrzny strach ZE POMIMO OBIECANEGO KOPNA DOMU NIC Z TEGO NIE BEDZIE.Wczoraj tak glupio wspomnialam ze drogi mamy na kompleksie mieszkaniowym zle odgarniete i ze to jest ryzyko poslizgu auta a ten na mnie ze MAM MU NIE OBRZYDZAC MIEJSCA ZAMIESZKANIA I ZE MAM GO NIE PRZECIAGIWAC NA SWOJA STRONE !#co kolwiek by to nie znaczylo..jestem przerazona bo on wie i ty tez jak cholernie mi zalezy zeby sie stad wyrwac ..ze to nie jest dobre miejsce dla rodziny z malutkim dzieckiem.

Odnośnik do komentarza

Spróbuj może z innej strony, tzn. nie mów mu ciągle, w jak beznadziejnym miejscu mieszkacie, bo on już to wie.
Interesuj się na bieżąco stanem Waszych oszczędności, pytaj go czy ma już upatrzone miejsce, dom, kiedy zaczniecie szukać już konkretnie. Nie neguj każdego jego pomysłu, ale też przedstawiaj swoje. Oglądaj często, nawet w jego obecności oferty kupna- sprzedaży nieruchomości, pokaż, że jesteś zainteresowana. Nie dawaj się zbywać, ale też nie drąż tematu, jeśli zobaczysz, że on zaczyna być poirytowany. Odłóż kolejną rozmowę, zawsze w miłej atmosferze, na np. za miesiąc.
Jeżeli doprowadzisz do tego, że temat będzie ciągle "na tapecie", on w pewnym momencie poczuje (przynajmniej powinien) że ten wydatek go nie ominie.
Wykaż też czasami zrozumienie dla jego oszczędnościowych decyzji np. "fajnie byłoby kupić nową sofę, ale rozumiem, że oszczędzamy, tylko musimy trochę uważać, żeby się nie załamała":D:D:D lub "domyślam się, że lepiej czułbyś się w moim towarzystwie, gdybym była tak fajnie ubrana, jak twoje koleżanki, ale wiem, że nas nie stać. Przechodzę więc kolejny rok w tych butach, mam nadzieję, że się mnie nie wstydzisz?":)
Może ruszy go sumienie i czasami odpuści, wydając z bólem jakiś grosz.
Już kiedyś pisałaś, że on skrupulatnie notuje wszystkie wydatki, zapytaj np. z czego musielibyście jeszcze zrezygnować, żeby wyjechać choć na tydzień na wakacje. Zasugeruj, że to przede wszystkim w interesie jego zdrowia, bo przecież tak bardzo się przepracowuje, nawet w święta.
Zresztą, to akurat nie są żarty, każdemu człowiekowi potrzebny jest urlop i odpoczynek.
Wiesz, skąpcy (nie wiem, czy on faktycznie nim jest) mają to do siebie, że napawają się samym faktem posiadania pieniędzy, niekoniecznie robiąc z nich użytek. Nienawidzą też ich wydawania, a niezbędne opłaty wnoszą na ostatnią chwilę.
Wiem jak ciężko żyć z takim człowiekiem, bo mam takiego w domu, tyle, że ja od lat żyję za swoje i nic od niego nie chcę.

Odnośnik do komentarza

~aniaaf
On mnie wyklucza Z decyzji finansowych bo nie Pracuje.wiec nie mam prawa glosu,wyboru.

Może wydawałaś pieniądze na, jego zdaniem, zbytki?
Może powinnaś wcześniej przedyskutować, co zamierzasz kupić?
Oczywiście nie jest to dla Ciebie komfortowa sytuacja, ale jeżeli on w tym momencie jest jedynym żywicielem rodziny, a do tego macie w planach kupno domu, to niestety, trzeba zacisnąć pasa.
Jednak całkowite odsunięcie Cię od wszelkich finansowych decyzji, nosi znamiona przemocy ekonomicznej.
Żeby zmienić tą sytuację, przynajmniej spróbować, musisz znowu przemyśleć, jak z nim rozmawiać.
Jeśli naskoczysz na niego z pretensją, że Cię ubezwłasnowolnił i stosuje wobec ciebie przemoc!!! to znowu pogłębisz kryzys.
Spróbuj, nie wdając się w dyskusję, informować go krótko jak się z tym czujesz; czuję się upokorzona, gdy mnie tak traktujesz. Nie opowiadaj mi proszę o zakupach swoich koleżanek, bo jest mi przykro, gdy na nic nie mogę sobie pozwolić. Nie rozumiem dlaczego traktujesz mnie jak dziecko. Chcę mieć udział w planowaniu wydatków. Szkoda, że nie mogłeś urodzić dziecka, chętnie zamieniłabym się z tobą rolami itd.
Z tym, że jeden komentarz na tydzień wystarczy, żeby nie wywoływać kłótni, jednocześnie uświadomić mu jak się czujesz w roli jaką Ci wyznaczył.
Gdy wieczorem będzie oglądał jakiś film, przełącz na bajki i powiedz, skoro tak mnie traktujesz, to ja chcę bajki! (trochę ryzykowne) :)

Odnośnik do komentarza

Dziekuje slicznie za odp. Jeszcze cos mi nie daje spac:
mam pytanie a raczej dylemat czy 
zglosilabys babe ktora prawdopodobnie zneca sie nad swoim dzieckiem?chodzi mi o moja sasiadke.ta wariatka wrzeszczy na dzieciaka swojego(on jest opozniony w rozwoju)normalnie jak wsciekle zwierze..takiego ryku jeszcze nigdy nie slyszalam.ciagle tylko slysze"wynos sie!.zamknij sie!"...rece opadaja....tak sie chyba nie postepuje z niepelnosprawnym (uposledzonym)dzieckiem.?ona to tlumaczy ze musi trzymac go w ryzach..co robic?dla mnie jest to zle i nie do pomyslenia.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji. Jeśli to zgłosisz, możesz narazić się na nieprzyjemności ze strony sąsiadów.
Jednak, z tego co wiem, w krajach wysoko rozwiniętych, takie donosy nie przechodzą bez echa i często kończą się, przynajmniej czasowo, odebraniem dziecka i umieszczeniem go w rodzinie zastępczej np Niemcy, Norwegia.
Nie wiem jak jest w USA, ale słyszy się często, że czarni mają tam podobno większe przywileje. Sama wiesz najlepiej jak jest.

Odnośnik do komentarza

Oczywiście, że tak rodzic nie powinien się zachowywać.
Jeśli chcesz zgłosić to anonimowo, zastanów się, czy pierwsze podejrzenia nie padną na Ciebie.
Wiadomo będzie, że zgłosił ktoś z sąsiadów, jeżeli jesteś jedyną osobą, która dawała do zrozumienia , że nie podoba Ci się takie zachowanie, to raczej z anonimu nic nie wyjdzie.
Żebyś sobie nie napytała biedy

Odnośnik do komentarza

Zgłosiłaś przemoc w rodzinie sąsiadki?
Może i dobrze, raz - ze względu na to dziecko, a dwa -hmm
Obawiam się, że baba może zrobić Ci piekło, gdy się dowie.
Może wtedy Twój mąż podejmie decyzję o przeprowadzce, ale może też mieć do ciebie pretensje, że doprowadziłaś do takiej sytuacji. On wie, że to zgłosiłaś?
Macie jakieś realne szanse na wynajęcie mieszkania w innej, lepszej dzielnicy? Ale tam chyba też będą czarni.
Napisz, jeśli możesz, jak to tam wygląda, bo znam tylko opowieści mojej rodziny, o której Ci pisałam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...