Skocz do zawartości
Forum

Proszę o rade.


Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich,
Piszę tutaj ponieważ nie bardzo mam z kim o tym porozmawiać, a sam już nie wiem czy postępuję źle czy po prostu normalnie. 2 lata temu ożeniłem się, mamy z żoną córeczkę 1,5 roku. Mieszkamy u teściów z jej rodzeństwem i w najbliższym otoczeniu cała jej rodzina - promień 50 metrów. Ja pochodzę z małego miasta, w mieście się wychowywałem i na co dzień żyłem, byłem bardzo mocno związany ze swoimi przyjaciółmi i swoją rodziną, zawsze uznawano mnie że jestem taką duszą towarzystwa. Jednak po 2 latach mieszkania na wiosce, i dzień w dzień obcowania z żony rodziną (teściami, rodzeństwem, szwagrami, dziećmi) mam po prostu dość... zwyczajnie jestem tym zmęczony i czuję, że to nie jest mój świat w którym teraz żyję. Urodziny, imieniny, grille itp wszystko w gronie żony rodziny, tak jak by w zamkniętym kręgu. Od dłuższego czasu się zwyczajnie duszę, nie jestem sobą, nie robię rzeczy których chciałbym robić, nie czuję się swobodnie, co raz rzadziej spotykam się z przyjaciółmi, bo żona moja nie bardzo ma ochotę się z nimi spotykać, a sam chcę być w porządku wobec niej i za często nie wychodzić aby nie doprowadzać do kłótni itp ale szczerze nie wyobrażam sobie kolejnych 2 lat tak żyć. Najgorsze jest chyba tez to że trochę się w sobie zamknąłem i nie bardzo czasami nawet mówię jej co mnie boli, co mnie strasznie denerwuje, co bym chciał zmienić itp. Ale w drugą stronę jest tak samo, bo z żoną zwyczajnie od dłuższego czasu mało rozmawiamy o nas, o planach, marzeniach itp. Rozmawiamy tylko o tym co jest konieczne czyli zakupy i bieżące rzeczy. Próbowaliśmy kiedyś to zmienić, i więcej ze sobą rozmawiać, ale stanęło na niczym. Ani ja ani Ona nie dążyliśmy do dialogu. Są rzeczy których nie chce robić, ale robię, bo nie chcę sprawiać mimo wszystko przykrości żonie, a może też dopuszczam do siebie myśli co mi powiedzą teściowie.. np. moja żona jak i jej rodzina są wierzącymi ludźmi chodzącymi do kościoła co niedziele, każde święta, drogi krzyżowe itp. Ja absolutnie nie mam nic do tego, ale mam trochę inne podejście do tego.. jestem też osobą wierzącą ale nie mam potrzeby chodzić do kościoła, wolę indywidualne rozmawiać, modlić się itp.. ale jak jej powiedzieć że nie chcę chodzić do kościoła tak żeby się na mnie cała rodzina nie obrażała ? Zrobiłem sam z siebie troszkę takiego chłopczyka grzecznego.

Zona moja jest raczej domatorką, ja też lubię w domu posiedzieć, ale mimo wszystko potrzebuję czasami wyjść do ludzi, spotkać się z kimś, porozmawiać, napić się przysłowiowego piwa. Zdałem sobie chyba sprawę, że ciężko mi się żyje 24h/ na dobę w obecności rodziny i potrzebuję czasami wyjść.

Moją pasją największą są piesze wędrówki po górach, jazda rowerem.. kiedyś co weekend praktycznie wyjeźdzałem pochodzić po górach, a teraz od 2 lat praktycznie w ogóle. Powiedzcie mi czy jest coś złego w tym, że chcę pojechać w góry na maks 2 nocki na typową górską wyprawę ze swoim przyjacielem ? Czy jest coś złego w tym, że czasami chcę iść na koncert ? czy jest też coś złego w tym, że chciałbym pojechać do swojego rodzinnego miasta, do domu i zostać na noc, spotkać się z przyjaciółmi, pogadać z mamą i następnego dnia wrócić ? Czy naprawdę jest tak, że jak człowiek się ożeni i ma dziecko to wszystko się tak zmienia że już nawet nie może realizować swoich pasji ? Czasami mam tak, że jak w piątek kończę pracę, to mam straszną chęć jechać do rodzinnego domu niż do tego w którym mieszkam obecnie. Nie zrozumcie mnie też źle, ja absolutnie nie mam nic do żony rodziny są to na prawdę dobrzy ludzie, pomocni, na których można liczyć i złego słowa na nich nie powiem nigdy, ale sam fakt że ciągle z nimi przebywam po prostu mi zbrzydł. Dodam, że nie mam w ogóle żadnych znajomych tu gdzie obecnie mieszkam. Fakt mam córeczkę, i jest moim całym życiem, największym szczęściem jakie mnie w życiu chyba spotkało, zdaję sobie sprawę,że są nowe priorytety, obowiązki itp. ale wydaje mi się, że to wszystko można ze sobą pogodzić, pasje, życie codzienne, rodzinę i obowiązki.
Jestem trochę zagubiony tym wszystkim, chciałbym strasznie coś w swoim życiu zmienić, być bardziej aktywny, ale jak to zrobić kiedy nie zmienia się już teraz rzeczy które mnie denerwują tylko cały czas brnę w to głębiej.
Bardzo bym prosił o jakieś może rady, wskazówki, o pomoc zwyczajną.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Oj jonik ,ty chcesz chyba zostać świętym za życia. Naprawdę nie musisz sie tłumaczyć z tego, że chciałabyś miec odrobine wlasnego życia. Małżeństwo to nie kajdany i więzienie, zeby pozbawiać człowieka całkowicie, jego indywidualności.
Owszem priorytety, czy styl życia sie zmieniają, ale nie tak ,zeby sie w nich dusić. Jesli nie masz pewności ,to ci powiem ,ze masz prawo do wszystkiego ,o czym piszesz i nikt nie może mieć do ciebie o to żadnych pretenesji. Jesli masz ochotę zostać u rodziców, to porostu powiedz zonie ze zostajesz i nie pytaj ja, czy mozesz.
Jesli lubisz wycieczki to jedź, a nie zastanawiaj sie ,co na to twoja rodzina. Czasami zaproś tez do Was swoich kolegów ,czy swoją rodzinę.
Wytłumacz żonie, że nie mozesz tak dalej żyć ,bo sie dusisz. Jesli zalezy jej na twoim szczęściu, to zrozumie bo za jakis czas, wasze małżeństwo na tym ucierpi ,jeżeli nic sie nie zmieni, a ty będziesz popadal w coraz większa frustrację.
A najlepiej ,to wyprowadzcie sie od teściów i zacznijcie żyć po swojemu, a nie według ich schematów.
To jest zawsze najzdrowsza sytuacja.
Musisz byc bardziej stanowczy, bo wszyscy weszli ci na głowę.

Odnośnik do komentarza

Masz rację, że zrobiłeś z siebie chłopczyka, boisz się narazić, tym samym nie jesteś sobą, robisz wszystko, żeby innych zadowolić kosztem siebie, więc się nie dziw, że się czujesz jak się czujesz...,należy to zmienić.
Musisz zacząć rozmawiać z żoną, facet musi nosić spodnie, być decyzyjnym,a nie takie, sorry, ciepłe kluchy...
Zacznij od tego, że np. planujesz jechać na weekend do rodziców, sam, z córką czy również z żoną, ich wybór, bierz na klatkę ew. sprzeciw argumentując swoją decyzję.
W małżeństwie też trzeba mieć swoje życie, bo faktycznie można się udusić, a już w takim ulu..., współczuję.
Też uważam, że najlepiej jakbyście się wprowadzili.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

W takich sytuacjach zawsze się zastanawiam o czym ludzie rozmawiają ze sobą przed ślubem. Ludzie powinni znać przed ślubem poglądy na wszystkie możliwe tematy i powinni przedyskutować wszystkie możliwe rozwiązania. Młodzi za mało ze sobą rozmawiają na poważne życiowe tematy, a za dużo na temat drobiazgów. Przepraszam za wymądrzanie, ale takie jest moje zdanie.
Jako mieszczuch miałeś chyba jakieś poglądy na temat mieszkania na wsi, ona też wiedziała jakby się zachowywała w mieście z dala od rodziny.
Z pewnością widziałeś przed ślubem jej związanie z rodziną, ten zamknięty krąg, a ona wiedziała, ze jesteś towarzyski.
Gdybyście te sprawy porządnie przedyskutowali moze udałoby się uniknąć tej sytuacji.
Widać natomiast, że zonie odpowiada taki klimat i nie będzie chciała mieszkać w mieście. Trudny orzech do zgryzienia.
Trzeba żonie szczerze powiedzieć jak jest. Małżeństwo to nieustanny kompromis. Przedyskutujcie temat, poszukajcie sprawiedliwego rozwiązania. Myślę, ze tutaj uczciwie byłoby zamieszkać w małym miasteczku. Jest to połączenie klimatu wiejskiego i miasta. Jest centrum jak w miecie, a na obrzeżach jest jak na wsi. Może uda się zamieszkać gdzieś pomiędzy jej wsią a Twoim miastem czyli niemal w równej odległości od swoich rodzin. W ten sposób umocnicie więzi miedzy sobą, bo częściej będziecie sami, a każdy będzie musiał dojechać do rodziny. Sprawiedliwie i rozsądnie.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Wam za odpowiedzi..
Tak wcześniej niczym pobraliśmy się przebywałem u żony dość często, ale wtedy była trochę inna atmosfera, pewniej się wycofywałem z czegoś co mi nie pasowało, nie uczęszczałem u nich tak na imprezach rodzinnych, i nie wczuwałem się tak rodzinę. Po ślubie myślałem, że dam sobie rade mieszkać tak na kupie z wszystkimi członkami jej rodziny, ale okazuje się, że to nie jest takie proste dla mnie. W mojej ocenie wydawało mi się, że nie robię nic złego, że czasami sobie wyjdę ze znajomymi, czy pojadę w góry na jedną nockę... Ale pamiętam, że pierwszym razem szykował mi się wyjazd w góry z noclegiem, żona zrobiła mi awanturę że nie ma mowy, że co ja sobie wyobrażam itp.. trochę zgłupiałem w tym momencie jak to usłyszałem, aż w końcu się zgodziła.. ale co z tego jak później człowiek jedzie w te góry trochę zmartwiony sytuacją, zamiast się cieszyć, to rozmyśla.. Ja mam się pytać i prosić o wyjazd w góry ? wydawało mi się to chore i nie zrozumiałe, bo dla mnie jest ona zupełnie normalna, a dla niej nie. Nie raz jej mówiłem wyjdź gdzieś, jedz, spotkaj się z koleżankami cokolwiek, idź na dyskotekę baw się dobrze ja nawet po Ciebie przyjadę jak trzeba będzie.. ale odpowiedz jest taka, że ona nie potrzebuję wychodzić z domu, a ja potrzebuję. A nie raz jak wyjdę raz na dwa miesiące to mi jeszcze powie, że i tak za często wychodzę. Dodam jeszcze, że obowiązkami w wychowywaniu dziecka dzielimy się, jest to nasz obowiązek to jest oczywista sprawa, ale ja jak przyjeżdzam z pracy po 15, to przejmuję córeczkę i zajmuję się nią do samego praktycznie zaśnięcia. Piszę o tym abyście nie myśleli że jestem taki lelum polelum, że tylko praca, troszkę obowiązków i cyk od razu koledzy.

W każdym bądź razie raz jeszcze dzięki za odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza

Czyli klasyka. Widzimy przed ślubem, ale myślimy, że jakoś się ułoży, że to się zmieni. Ja sądziłam, że w pewnych sprawach moja miłość męża zmieni.. Po ślubie bardzo rzadko się coś zmienia... na lepsze.
Teraz pozostaje Ci szukać kompromisów.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Nie przewidziales mentalnosci jaka na wsi panuje. Podoba ci sie zycie rodzinne, widocznie to lezy w twojej naturze, ale nie sadziles ze takie zycie moze stlamsic.
Twoje wycieczki w gory moga byc odbierane jako fanaberia, z miasta jestes, nudzilo ci sie, to jezdziles. Teraz jestes na wsi a tam zawsze jest duzo pracy, i na takie wycieczki nie ma czasu. Oczekiwania tez sa inne od faceta ktory na wsi mieszka.
Nie wiem jakie obowiazki tam masz, czy rodzina zony ma gospodarstwo, co tam robisz po pracy.
Ja nic zlego nie widze w tym by miec troche wlasnego zycia w malzenstwie, kochasz gory to jezdzij, masz ochote spotkac sie ze swoja rodzina, to jedz, nie pytaj. Wyglada to tak ze po 2.5 roku ty jeszcze nie masz miejsca w rodzinie zony i zaczyna ci to przeszkadzac.

Odnośnik do komentarza

Na wsi gdzie mieszkam nie mam kompletnie żadnych obowiązków, moim jedynym obowiązkiem po pracy to jest spędzanie czasu z córką. Tak, to fakt że mentalność ludzi mieszkających na wiosce zwyczajnie mnie przerosła, i nie przyzwyczaję się nie niej chyba nigdy, a nawet nie chcę się przyzwyczajać.. i czasami ciężko jest mi się odezwać na jakiś temat który był by sprzeczny z ich teoriami, bo pomyślą że ze mną coś nie tak. Prawdą też jest, że dokąd tam mieszkam ciągle się nie mogę przyzwyczaić, nie czuję się jak u siebie i nie będę czuł nigdy ponieważ nie mam tam swobody. Moja żona średnio akceptuje też moich przyjaciół dlatego nie wchodzi w rachubę nawet to abym ich do siebie zaprosił. Tkwię w takim stanie już od 2 lat i naprawdę już mam tego dość, nie wyobrażam sobie żyć tak kolejne miesiące, i czuję że w końcu coś się musi zmienić.
W góry jeździłem dużo przed tym niczym poznałem swoją żonę.. jak już byliśmy ze sobą jeździłem z taką samą częstotliwością także ona wie że to jest mój konik.
Historia z przed miesiąca, mówię choć pojedziemy na taki festiwal muzyczny do mojego rodzinnego miasta, spotkamy się ze znajomymi, napiję się z nimi piwka i wrócimy.. tak ty mnie tylko bierzesz bo kierowcy potrzebujesz itp.. ciul nie pojechaliśmy, za to na drugi dzień pojechałem sam, bo ona już nie chciała jechać.. pyta się i jak się czujesz z tym, że się nie napijesz z kolegami piwka.. ja na to, że normalnie, ale jak się stanie tak że się napiję piwka lub dwóch, to zostanę spać w domu rodzinnym i wrócę z samego rana. Odpowiedz była do przewidzenia : wiedziałam że tak będzie, widzisz jak się ze sobą męczymy, najlepiej to się wyprowadź i spotykaj się z kolegami kiedy chcesz.. no kurde jak bym się z nimi spotykał co tydzień, to miała by prawo tak mówić, ale raz na dwa miesiące ?? no i oczywiście co, pojechał i wróciłem w nocy, bo co sobie o mnie pomyślą itp. Głupie mam strasznie myślenie chyba, jak ktoś wyżej napisał rzeczywiście dałem sobie wejść na głowę każdemu i tak żyję jak potulny baranek. Może i sobie pomyślicie, że gówniane problemy ludzie mają większe itp. rzeczywiście na pewno tak jest, ale ja nie mam nikogo z kim mógłbym o tym pogadać, kogoś starszego kto ma jakieś doświadczenie i mógłbym mi troszkę naświetlić ten temat.

Odnośnik do komentarza

Problem tkwi w tym, ze nie masz obowiazkow. Na wsi jest to niedopuszczalne. Jestes mezem i to wszystko. Od ciebie oczekuje sie jednak czegos innego, ty masz zarabiac, wybudowac dom, zaopiekowac sie rodzina bez niczyjej pomocy.
Przypuszczam ze w domu w ktorym mieszkasz, sa inni mezczyzni i oni nie iddadza ci wladzy jaka maja, a ty nie wiesz co zrobic zeby ja miec.
Najlepiej gdybyscie oboje sie wyprowadzili, bo te problemy sie nie rozwiaza, one beda narastac. Tu nie chodzi o twoich kolegow czy gory, tu chodzi o to ze widocznie za malo zarabiasz zeby dom budowac, a dwa nie zdobedziesz w tym domu zadnego autorytetu.
Tak wlasnie wyglada mentalnosc na wsi.

Odnośnik do komentarza

Zgadza się mieszkają inni mężczyźni. I choć wiem, że jeden z nich za 2-3 lata się wyprowadzi, to i tak będzie w tym domu dużo przebywał.. Dom w którym my mieszkamy z żoną, ma odziedziczyć w najbliższym czasie. Ale co z tego jak ja tam nie chcę mieszkać, żyć.. wiem, że mieszkając tam, zawsze będę miał na głowie jej rodzinę. Zwykłe gówniane malowanie pokoju jak robimy, to już oburzenie jest, bo znów malują, znów remonty.. ostatnio jak trochę starych gratów wynosiliśmy z domu, bo robiliśmy małe zmiany, to musiałem stare niepotrzebne łóżko wynosić jak teściu był w pracy, żeby się nie burzył.. Dla mnie coś takiego jest nie zrozumiałe, ze strony mojej rodziny to są zupełnie normalne rzeczy, stare, bezużyteczne rzeczy i nie potrzebne w domu oddać komuś kto chce albo wystawić koło śmietnika, i ktoś je weźmie. No ale nie będę sypał tutaj przykładami cały czas, bo w zasadzie prosiłem o radę która jest opisana w pierwszym moim poście, ale przy okazji wypłynęły inne rzeczy, ale są to rzeczy ważne dla mnie, i sytuacja w której się dusze, a w życiu chyba nie o to chodzi żeby przechodzić przez nie męcząc się i utrudniając życie, ja właśnie to robię po części, bo nie potrafię się odnaleźć w sytuacji przez co też nie do końca jestem sobą.

Odnośnik do komentarza

Małżeństwo ogranicza, ale wy kompletnie do siebie nie pasujecie, nie rozumiecie się, ma tak być jak chcę żona, Ty boisz się wychylić, boisz się bronić własnego zdania, wszystkiego w sumie się boisz i wychodzisz na ciepłe kluchy, wszyscy myślą, że tak jest, a jest inaczej, udajesz, że wszystko jest ok. I się męczysz.
Nie czujesz się jak u siebie, bo nie jesteś i nie będziesz, bo jeśli kiedyś zapiszą ten dom to tylko córce, a Ty po latach możesz zostać z ręką w nocniku.
Dlatego, że jesteś taki uległy, powiedziała bym podległy, żona Cię nie szanuje i lekceważy od początku.
Ciekawe, że przed ślubem pasowała jej Twoja rodzina i znajomi.
Teraz jak macie dziecko, stosuje szantaż, jak Ci się nie podoba, to wynocha...
Powiedz, czy żona pracuje, dlaczego po pracy nie znajdziesz sobie dodatkowego zajęcia?
Musisz mieć plan na życie, konkretny, poważnie porozmawiać z żoną, jak niekomfortowo się tu czyjesz, nie czujesz się jak u siebie, zaproponuj alternawtywę, wyprowadzamy się, albo rodzice dzisiaj zapisują nam dom/połowę domu, bierzesz pożyczkę i spłacasz im połowę wartości.
Wtedy będziesz na swoim.
Ale jak generalnie nie chcesz tu mieszkać, a żona będzie się upierała, przy tym co jest, powiedz, że się wyprowadzasz i tak zrób.
Jak ona faktycznie poczuje, że może Cię stracić, zmieni front. Jeśli nie, pozostaje Ci rozwód, nie ma sensu męczyć się w takim związku.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Z ciezkim sercem musze sie z ka- wa zgodzic.
Nie jestes u siebie i tak tez jestes traktowany. Jesli chodzi o rozwod to mozliwe ze rodzice juz ja do tego namawiaja. Pewnie ciaza byla niespodziewana, wiec lepiej bylo zeby corka wyszla za maz niz byla panna z dzieckiem.
Jeslu zona cos odziedziczy, to bedzie jej dom, nie twoj. Spadek nie wchodzi do wspolnoty majatkowej. Nie liczylabym, ze rodzice zrobia jej darowizne, bo moglbys miec jakies prawa do tej darowizny a przypuszczam ze oni do tego nie dopuszcza. Dlatego mysle, ze zona sama mowi zebys odszedl, woli rozwod z twojej winy.
Porozmawiaj z zoba, czy bylaby w stanie wyprowadzic sie razem z toba, gdziekolwiek. Bedziesz wiedzial czy jest sens ciagnac to dalej czy nie.

Odnośnik do komentarza
Gość do chłopczyka

Kupujesz mieszkanie lub wynajmujesz, urządzacie po swojemu. Teściów zapraszacie grzecznościowo 2 x w roku, na święta. Kupujesz samochód, namiot, 2 rowery górskie i co 2 tygodnie wyjeżdżacie na rower w góry pod namiot lub jakiegoś schroniska młodzieżowego
za 28zł/ doba. Nie pytasz ani baby ani teściów o zgodę, tylko jedziecie gdzie zaplanujesz, i basta. W przeciwnym razie udusisz się w sosie prymitywnych teściów. A jak baba będzie stawiać opór, to jedziesz sam, a tam masz szansę poznać właściwą kobietę.

Odnośnik do komentarza

Myśmy razem już doszli do tego, że nie bardzo do siebie pasujemy,że nie dogadujemy się lub w ogóle nawet nie dyskutujemy ze sobą na tematy ważne, nie rozmawiamy o sobie itp.. i pewnie gdyby nie nasze dziecko to kto wie jak by to teraz było.. O wyprowadzce na swoje myślę od bardzo dawna, ale niestety finanse mi póki co na to nie pozwalają, ale może zmieni się to trochę w najbliższym czasie... w tym właśnie jest cały sęk. Czas pokaże jak to będzie wyglądało i w którą stronę to będzie szło, ja w każdym razie chcę się trochę zmienić i przede wszystkim być bardziej stanowczy i trzymać się swojego zdania, a już przede wszystkim je wypowiadać, nawet jeśli będę musiał się z kimś skonfrontować i komuś nie będzie to pasowało.. koniec z byciem chłopczykiem... jeśli, to zmienię to wydaje , to będzie już mój mały sukces.

Odnośnik do komentarza

To już jakiś sukces, tylko wprowadzaj go w życie.
Musisz być na swoim i do tego dąż, jak nie tu, to kupuj mieszkanie na kredyt, tylko realne posunięcia dadzą żonie do myślenia, co jest ważne w związku i należy liczyć się że zdaniem partnera.
Niczego się nie obawiaj, bądź sobą, przez życie trzeba nie raz iść po grudach, żeby wyjść na prostą.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

"w ogóle nawet nie dyskutujemy ze sobą na tematy ważne, nie rozmawiamy o sobie". To jest największy błąd ludzi młodych. Chodzą ze sobą, a się nie znają, nie omawiają przyszłości, nie wiedzą jakie mają poglądy.
Jednak nic straconego. Jesteście młodym małżeństwem, możecie się jeszcze dotrzeć. Zrób wszystko, abyście zamieszkali sami. A zanim to nastąpi to już od teraz zacznijcie nadrabiać wspólne rozmowy. Wprowadź jakiś system, ze np. weekendowy wieczór poświecicie sami dla siebie. Będziecie rozmawiać o sobie, omawiać marzenia, wspólnie snuć plany. Polecam wspólne wyjazdy choćby na weekend lub na wycieczki całodniowe. Tylko Wy sami, bez babć, cioć i reszty rodziny. W końcu jesteście teraz oddzielną rodziną, macie osobne gospodarstwo domowe i budujecie własne gniazdko. Polecam też na wspólne wieczory gry planszowe, gry w karty, aby wypełnić jakoś czas, a nie siedzieć sucho/bezczynnie. Jest tyle fajnych gier w jakie dorośli mogą grać z satysfakcją. Pewnie dla wielu młodych to dziwne, ale uwierz mi, że znam sporo młodych osób, które spotykają się, aby grać, a nie pić, tańczyć, oglądać filmy/mecze i co tam jeszcze na spotkaniach robią wspólnie młodzi ;) .

Wszystko pomalutku, konsekwentnie i dotrzecie się. Tego Wam życzę.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Ponownie ja. To wszystko wydaje się dużo trudniejsze niż mi się wydaje, nie wiem dlaczego ale nie potrafię się przełamać jakoś żeby z nią porozmawiać i powiedzieć jej wszystko to co mnie boli... Zacznę od tego, że chciałem jechać w góry na jeden dzień, a w zamian za wyjazd była awantura i teraz ciche dni.. Wiecie już tak sobie myślę, że nawet nie chodzi o ten mój wyjazd, a o to że my kompletnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać, nie rozmawiamy o sobie, o marzeniach i przyszłości, mam wrażenie że tak naprawdę czasami się nie znamy, a przez to że ze sobą nie rozmawiamy dusimy się nawzajem.. oczywiście nie pojechałem na wyjazd, bo usłyszałem że czego jej nie zaproponuje wyjazdu tylko zawsze w góry jadę z kolegą.. nie chcę jej powiedzieć jaka jest prawda, że mam dość tego otoczenia w którym jestem na co dzień i chcę przez jeden dzień sobie odmienić, żeby nie czuła się smutnie, ale wiem, że przez to że tych rzeczy nie mówię popełniam bardzo duży błąd.
Nasze życie, to mam wrażenie trochę dwa inne światy, mamy inne oczekiwania, os siebie, od życia. Ja nie umiem żyć 24h/dobę z jej rodziną, i szczerze mam ochotę wykrzyczeć to nie raz. Ja chyba nie potrafię żyć w związku, nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że mam sie pytać o pozwolenie, i jak się nie zgodzi nie odzywać aż nam przejdzie, i w ogóle nie będziemy tego tematu poruszać. Jestem już zmęczony tą sytuacją, bo nie potrafię sobie z nią trochę poradzić, albo po prostu mówiąc krótko nie mam jaj.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...