Skocz do zawartości
Forum

Poczucie przygnębienia i beznadziejności


Gość zagubiona26

Rekomendowane odpowiedzi

Gość zagubiona26

Witam,mam 26 lat i nie wiem co mam robić,miałam dosyć ciężkie życie i nadal uważam że nie jest ono łatwe,za dużo by pisać na ten temat.Jednak od dluższego czasu czuje sie beznadziejnie,jestem cały czas przygnębiona i smutna,nic mnie nie cieszy,nie mam ochoty nigdzie wychodzić,czasem nawet po dwa,trzy dni i wiecej nie wychodze z domu,żeby wyjsc musze sie zmusić,ogólnie to musze sie zmuszać żeby cokolwiek zrobić bo nic mi sie nie chce i to dosłownie,mam problemy z zasypianiem,często budze sie w nocy albo mam dziwne uczucie ze nie spałam.Jednak jak już zaspię to potrafie spać po 12godzin a i tak nie mam ochoty wstawać,przejmuje się nawet drobnostkami i cały czas sie zamartwiam wszystkim.Mam ciągłe poczucie bezsilnosci i już nie chce tak się czuć,chcę czuć że żyję,mieć siły i werwę do życia,proszę o pomoc co mam robić.

Odnośnik do komentarza

Możliwe, że dopadł Cię jakiś stan depresyjny, który może przerodzić się w depresję, dlatego aby tego uniknąć, powinnas zapisac się do psychologa i porozmawiac o swoim samopoczuciu. Piszesz, że miałaś ciężkie życie - może warto porozmawiać z kimś na ten temat, aby zdystansować się do przeszłości? Powinnas porozmawiac z psychologiem o Twoim stanie na dzień dzisiejszy, Twoich uczuciach i samopoczuciu, a także odnieść się do przeszłości, która na pewno w znaczny sposób na Ciebie wpłynęła. Jeśli chciałabys z kimś porozmawiać zanim nadejdzie termin wizyty, możesz zadzwonić pod poniższy numer telefonu i porozmawiać o sobie i o swoich problemach:

DLA OSÓB DOŚWIADCZAJĄCYCH DEPRESJI
tel. 022 838 34 96
Stowarzyszenie ISKRA przy ośrodku Nowolipie
czwartek w godz. 17.00 - 19.00

Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość Jacek-lat30

Cześć.
Prawdę mówiąc nawet teraz nie wiem co mam powiedzieć i o co mi chodzi, ale jakoś spróbuję.
Więc tak, mam poczucie ogromnej beznadziejności mojej osoby, życia i wszystkiego. Skąd to się wzięło? Nie wiem. Generalnie to tak, kiedyś nie byłem taki byłem raczej osobą, ktora lubiła wyjść ze znajomymi, pogadać itd. Problem pojawił się w chwili gdzie rodzice wpadli w długi i zrobiło nam się niesamowicie ciężko. Zmieniłem swoje priorytety, tzn zaoczne studia, praca, zero imprez, itd. Robiłem wszystko żeby pomóc. Później zanim to wszystko mniej więcej się ułożyło zauważyłem że już "najlepszy" okres minął i aktualnie wszyscy są żonaci, albo żonaci z dzieciakami itd. Zauważyłem że jestem zwyczajnie sam. 2lata temu okazało się że znowu długi u mojej mamy, więc nie myśląc za długo wziąłem kredyt, z którym zostałem po prostu sam. Mam brata i rodziców i nie licząc mamy mam wrażenie że nikogo to nie obchodzi i każdy żyje własnym życiem a ja swoim marnym z ogromnym długiem. Miałem pracę, całkiem dobrze płatną, ale niestety firma została zamknięta całkowicie. Później okazało się że i mój brat popadł w długi. Ojca mam po odwyku alkoholowym, który jest zaje**** egoistą teraz i wszystko ma w d i świat się kreći wokół niego. Teraz próbowałem z koleżanką rozkręcić własny biznes ale niestety nie wyszło...za mało kasy jest niestety. Aktualnie muszę wrócić do pracy ale poważnie mówię że nie wiem co chcę robić. Wcześniej w dużej części byłem przedstawicielem, ale nie bawi mnie ta rola, nie mam z niej satysfakcji. Jedyne co miło wspominam to pracę na magazynie lata temu, ale na tym stanowisku nie zarobię zbytnich "kokosów" a z 8lat temu wypadł mi dysk co ma konsekwencje do dziś a kredyt trzeba spłacać. Nie widze siebie po prostu nigdzie. Nie wiem co robić. Nie chce mi się wychodzić do znajomych których i tak mam garstkę. Nie chce mi sie NIC. W niczym się nie czuje teraz dobrze, nic nie umiem robić. Za granicę nie chce za bardzo wyjeżdżać bo i nie bardzo jest już gdzie pojechać. Mam wrażenie że wpadłem w sidła tych wszystkich kredytów i ogólnych problemów i sam sobie z nimi nie radzę. Czy jest coś, jakieś słowa, czyny czy cokolwiek czym mógłbym sobie pomóc? Będę wdzięczny za wszelkie rady.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witaj Jacek-lat30!

Niewykluczone, że w wyniku różnych trudnych doświadczeń życiowych, szczególnie wskutek presji związanej z koniecznością spłacania długów, nabawiłeś się depresji albo nerwicy. Żyjesz w ciągłym stresie, obawie, czy zdołasz spłacić kredyt. To niekorzystanie wpływa na Twoje samopoczucie. Kredyt do spłacenia jest, więc teraz trzeba pomyśleć, jak go spłacić, gdzie szukać pracy. Pomyśl, w czym się widzisz, co lubisz robić, jakie masz doświadczenie albo na czyją pomoc mógłbyś liczyć (może jakiś znajomy mógłby Cię gdzieś polecić?). Dowiedz się w banku, czy nie możesz zmienić warunków spłacania kredytu tak, by były dla Ciebie bardziej korzystne. Skoro kredyt był brany na spłatę długów rodziny, to może warto porozmawiać z nimi, by reszta też dokładała się do rat kredytu. Dlaczego Ty masz spłacać czyjeś długi i sam się o to zamartwiać? Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość Jacek-lat30

Witam. dziekuje za odpowiedź.
Generalnie nerwów nie brakuje. sam uważam że jestem bardzo nerwowy, może to nerwica, a może jestem cholerykiem (jeśli to nie to samo).
W sumie to jest tak, że teraz nie widze się w niczym. Handel mnie niesamowicie zmeczyl i nie chciałbym do tego wracać. praca fizyczna którą lubię odpada ze względu na plecy. innych pomysłów nie mam bo nie próbowałem wcześniej. Zmienić calkowicie branże i charakter pracy nie łatwo przy 10-letnim stażu w jednej branży - próbowałem, ale wszyscy oczekują doświadczenia. Jest jedno normalne i osiągalne stanowisko ale niestety albo bardzo mało firm takowego poszukuje albo jest połączone z drugim co juz raczej mnie wyklucza.
co do samych długów i rozmów - ja splacam. ojciec jak pisałem +brak zdrowia i pracy. mama sie interesuje ale nie zarabia na tyle żeby pomóc. brat tonie w swoich długach chyba większych od "moich". Przy braniu kredytu inaczej sie umówiliśmy ale niestety życie nas nie oszczedza i wszystko sie pochrzanilo. Trochę to głupie bo wychodzi na to że nasze życie kręci sie wokół kasy a raczej jej braku, tak nie jest ale jest to główny nasz problem. Czuje się beznadziejnie i jakbym był bez żadnej wartości że nie mogę nic zrobić. chcialbym też zająć się troche sobą ale jak? Może nie mam myśli typowo samobójczych ale czasem chciałbym żeby wybuchła wojna, albo ktoś rozwalil całą naszą ziemską technologię i żebyśmy wrócili do epoki kamienia lupanego. to głupie ale....
I tak trochę w złym miejscu...nigdy nie robiłem tego co chciałem tylko to co musialem, może to stąd to moje zagubienie i brak właściwej drogi.
Nie oczekuje że ktoś mi napisze zrób to i to ale może czyjeś doświadczenie pozwoli jakoś wskazać drogę w mniejszym lub większym stopniu.
Sorki za ewentualne literowki :-)

Odnośnik do komentarza

Zostałam sama, bez grosza i pracy , zaczęłam się załamywać - a właściwie załamałam się całkowicie.
Ale czytałam książki, takie podbudowujące psychikę. Tam było dużo przykładów ludzi, którym się udało, mimo wszelkich przeciwności.
W pewnym momencie powiedziałam sobie z całą mocą i przekonaniem - radziłam sobie kiedyś, poradzę sobie i dziś.
Ta moja zmiana psychiczna sprawiła, że zaczęłam dostrzegać pewne możliwości działania, zaczęłam mieć nowe pomysły, które wprowadziłam w życie.
I tak stopniowo było coraz lepiej - a dziś jest już zupełnie dobrze.

Więc zacznij od powiedzenia sobie, że radziłeś sobie kiedyś, poradzisz sobie i dziś.
Mów sobie, że z dnia na dzień będzie lepiej, że wszystko się dobrze ułoży.
Psychika to podstawa, jak uwierzysz że możesz - to będziesz mógł.

A kręgosłup? Miałam potworne kłopoty, bóle, które mnie wręcz paraliżowały.
Ale mówiłam sobie, że ból minie, / gdy mnie złapał i nie mogłam się ruszyć/, że nabieram kondycji, że jest coraz lepiej.
Nauczyłam się z tym kręgosłupem żyć i pracować, jest zdecydowanie, bez porównania lepiej.
Znowu psychika była podstawą zmian na lepsze.

Tak więc głowa do góry, poradzisz sobie, bo jak widzę, chcesz to zrobić.
Uda ci się.

Odnośnik do komentarza

Witam Was ponownie.
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i przepraszam, że się nie odzywałem ale jakoś wybrnąłem z tego wszystkiego do ostatnich dni. Na chwilę wrócę do tematu, ale troszkę z innej strony. Kontynuując moje "piękne" życie dopisze, że 7lat temu zginął mi brat z którym byłem niesamowicie zżyty. Bratnia dusza w niesamowitym stopniu. Wiele rzeczy robiliśmy razem czego mi teraz strasznie brakuje jak i jego samego. Masa łez, nieprzespanych nocy, różnych stanów emocjonalnych itp.

7lat temu poznałem w pracy dziewczynę, z którą niesamowicie się zżyłem (nie mylić tutaj z jakąś miłością czy coś w ten deseń). Ogólnie bardzo dobrze się dogadujemy, rozmawiamy chyba na każdy możliwy temat, czujemy się normalnie w swoim towarzystwie itp. Ostatnio ta właśnie osoba ma problemy zdrowotne związane ze swoim wyglądem, ale to jest generalnie jej urojenie. Nic się nie zmieniło, tylko ona to widzi że się zmieniło. Psychicznie się wykańczała więc ją zabrałem do psychologa, później poszła do psychiatry i dostała leki, które jej co nie co pomagają. Leki bierze od kilku dni. Oczywiście z mojej strony pełne wsparcie, miłe słowo, itd.
Aktualnie ja na nowo straciłem swoją wiarę w siebie, dlaczego? Miałem 3oferty pracy, w poniedziałek okazało się że nie mam żadnej bo za długo zwlekałem. Powiem tak, rozmawialiśmy przez telefon, powiedziała mi że bierze leki i troszkę lepiej się czuje co mnie troszkę podniosło na duchu, po czym jakby mnie ktoś w głowę młotkiem walnął wpadłem w taki stan, że prawdę mówiąc do dzisiaj beczałem jak mały chłopiec, że nic mi nie wychodzi. Umówiłem się z psycholożką jutro i na piątek z psychiatrą ale chce poznać również Wasze zdanie.

Teraz sedno sprawy.
1. Ta kumpela jest dla mnie niesamowicie ważna. Tzn nigdy się nie spodziewałem, że poznam taką osobę, która po prostu ma taki wpływ na psychikę że jestem w szok. Dwa słowa i po prostu pomaga. Czy jest prawdopodobieństwo, że w jakiś sposób przelałem na nią uczucia ze zmarłego brata? Jest również niesamowicie bratnią duszą itp.
2. Czy powinienem powiedzieć jej że postrzegam ją jako właśnie przyjaciółka, bratnia dusza, czy taka trochę starsza siostra?
3. Czy jako że ona ma teraz taki problem, powinienem unikać rozmów na swoje problemy żeby jej nie stresować pomimo że widać przecież że coś jest ze mną teraz nie tak?

Nie chcę w głupi sposób popsuć relacji między nami. tego bym nie przełknął. Boje się tego, bo wiem co znaczy utrata bliskiej osoby, dlatego też nie mam drugiej połówki, itp żyję dla kogoś, nie dla siebie i zawsze będzie dla mnie ważniejszy ten ktoś niż ja sam. Jakby dwie bliskie mi osoby potrzebowały nerki i tylko ode mnie mogłyby je dostać to rzuciłbym się w przepaść żeby obie nerki dało się wykorzystać no.

Sorry za te pytania, może są troszkę dziecinne, lamerskie, itp, ale mówię, nie spodziewałem się że są na świecie takie osoby a już na pewno nie że taką poznam i tak się zżyję.

Dziękuję Wam za odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...