Skocz do zawartości
Forum

Ciągłe darzenie uczuciem byłej dziewczyny


grejpfrut

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy wcześniej nie korzystałem z porad psychologa. Ogólnie uważam, że obca mi osoba nie jest w stanie mi pomóc, tym bardziej, że jestem na tyle uparty, że pewnie nie chciałbym się podporządkować radą obcej osoby, nawet psychologa. Chyba jedynym powodem napisania tego opowiadania jest chęć wygadania się i nadzieja, że to pomoże. Nadzieja na to, że gdy po raz kolejny, po latach, zamienię swoją historię i swoje obecne myśli w tekst, to poukłada mi się w głowie „to wszystko” na nowo.

Mam 34 lata. Pochodzę ze wsi, od 14 lat mieszkam w jednym z największych miast w Polsce. Będąc na studiach, gdy miałem 23 lata, poznałem dziewczynę (maj 2003 roku, przez Internet, na portalu Sympatia), nazwijmy tę dziewczynę B. (nie jest to pierwsza litera imienia) . Zauroczyła mnie, zadurzyłem się, zakochałem się. Spotykaliśmy się przez pół roku. Na początku listopada 2003 powiedziała mi, że szuka kogoś bardziej otwartego i że nic z tego nie będzie.

Tutaj muszę wtrącić dygresję. Byłem wtedy osobą bardzo nieśmiałą, zamkniętą w sobie, zakompleksioną, bardzo się wstydziłem, nawet przed tą dziewczyną. Bardzo mało mówiłem, tylko patrzyłem na Nią i upajałem się tym co Ona mówiła, i samą jej obecnością. Gdy przechodziliśmy do korespondencji internetowej byłem o wiele bardziej wygadany. Nie miałem odwagi, żeby Ją pocałować, długo walczyłem ze sobą, żeby Ją objąć, nie miałem odwagi, żeby opowiadać o sobie. Wtedy myślałem, że to „po prostu nieśmiałość”, dzisiaj po zrobieniu sobie kilku testów jest dość prawdopodobne, że mam Zespół Aspergera.

W każdym razie, B. początkowo mną oczarowana z czasem zaczęła się niecierpliwić, że się nie otwieram przed Nią i oczarowanie Jej przeszło, stąd prawdopodobnie Jej ówczesna decyzja.

Dla mnie tamten wieczór na początku listopada 2003 był najgorszym jak dotąd w życiu. Zawalił się dla mnie cały Świat. A właściwe walił się przez kolejne miesiące i lata, bo tego pierwsze wieczora, po rozmowie z Nią, do końca to do mnie nie dotarło. Wpadłem w stan, w którym za wszelką cenę chciałem zrobić cokolwiek, żeby mi dała drugą szansę. Zasypywałem Ją mailami, wysyłałem kwiaty, wysyłałem prezenty w postaci książek. Chciałem się z Nią spotkać, Ona nie chciała, po kilku miesiącach od rozstania napisała mi, że ma chłopaka i żebym nie wysyłał Jej prezentów i kwiatów. Ta informacja była kolejnym ciosem pogłębiającym stan rozpaczy i desperacji. Nie posłuchałem Jej i pisałem do Niej maile, wysyłałem kwiaty, pisałem, że Ją kocham. Stałem się natrętny. Przez Internet wyznałem Jej bardzo osobistą tajemnicę z dzieciństwa, o której nikomu wcześniej ani później nie mówiłem. To był akt desperacji, żeby udowodnić, że chcę się przed Nią całkowicie otworzyć. Oczywiście pisanie Jej o tym w takiej formie i w takim czasie było z mojej strony szczytem głupoty. Jej irytacja rosła i po pewnym czasie nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.

Wpadłem w stan, który ja określam depresją, choć nigdy nie byłem z tym u lekarza, więc nie jest to diagnoza fachowa, a ludzie którym psycholog zdiagnozował depresję bardzo się oburzają, gdy ktoś sam sobie ją diagnozuje, więc staram się tak nie nazywać swojego stanu. Przesiadywałem na czatach, wyżalałem się nieznajomym dziewczynom, zanudzałem je po wielokroć swoją opowieścią. Z niektórymi umawiałem się na spotkania w parku – za każdym razem po 5 minutach spotkania już chciałem iść do domu, bo ta z którą się spotykałem nie była Nią, nie była B.
Życie straciło dla mnie jakikolwiek sens, nie chciało mi się jeść, nie chciało mi się nic robić, ciągle myślałem o B., analizowałem na wszelkie możliwe sposoby Jej krótkie odpowiedzi na moje długie maile. Ryczałem, odzyskiwałem nadzieję, chwytałem się pojedynczych słów, znowu ryczałem. Nie należę do płaczliwych, ale przez tamte lata ryczałem bardzo często. Z perspektywy czasu sam się trochę dziwię, że napisałem i obroniłem pracę magisterską, że skończyłem te studia, a po studiach zacząłem pracować.

Mój zły stan psychiczny trwał około 6 lat. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale chyba w 2009 roku dowiedziałem się, że wyszła za mąż, właśnie za chłopaka, którego miała kilka miesięcy po rozstaniu ze mną. To był wstrząs, po którym uznałem, że to koniec i żeby przetrwać muszę się jakoś z tą stratą pogodzić. Przestałem wysyłać Jej maile, postanowiłem dać Jej żyć ze swoim wybrankiem. Starałem się o Niej nie myśleć, nadać jakiś sens swojemu życiu, powoli zacząłem w miarę normalnie żyć. Założyłem ponownie konto na Sympatii.

Z grona setek dziewczyn zainteresowało mnie ledwie kilka. Z jedną z nią postanowiłem się spotkać. To było 4-5 lat temu. Od samego początku mówiłem Jej, że nie szukam miłości, że chciałbym się z kimś zaprzyjaźnić. Opowiedziałem Jej też o swojej sytuacji „sercowej”. Zaczęliśmy się spotykać. Nazwijmy ją C. (nie jest to pierwsza litera imienia). Rozmawialiśmy, mi z czasem mówienie do dziewczyny sprawiało coraz mniej problemów. Byłem też mniej wstydliwy, bo jednak przez te 6 lat gehenny starałem się zmuszać samego siebie do kontaktu z ludźmi i przełamywania nieśmiałości.

C. zakochała się we mnie. Ja Ją lubiłem, dobrze się z Nią czułem. Wyjeżdżaliśmy wspólnie w Tatry, nad morze, w końcu powiedziała, że mnie kocha. Ja ciągle nie byłem w stanie Jej tego powiedzieć, bo to co do Niej czułem było czymś innym od uczucia do B.
Zamieszkaliśmy razem z C. w moim mieszkaniu. Z czasem nie czułem się zbyt dobrze ze wspólnym mieszkaniem, zaczęły mnie irytować Jej niektóre zachowania, Ona widziała, ze bywam coraz bardziej złośliwy. Wytrzymałem rok. Powiedziałem, że potrzebuję oddechu i chciałbym, żebyśmy znowu mieszkali osobno. Bardzo było Jej z tym źle, pewnie myślała, żeby ze mną zerwać. Szukaliśmy dla Niej mieszkania, aż w końcu znaleźliśmy.

Dzień, w którym C. wyprowadzała się ode mnie był ostatnim jak dotąd i pierwszym po wielu latach od rozstania z B., w którym znowu się poryczałem. Na kilka godzin przed przyjazdem firmy przeprowadzkowej rozbeczałem się w Jej ramionach i prosiłem, żeby się nie wyprowadzała. Ona zachowała trzeźwość umysłu i jednak zgodnie z planem wyprowadziła się. Pomogłem przewieźć Jej rzeczy, spałem pierwszej nocy w Jej nowym mieszkaniu, żeby nie było Jej bardzo smutno samej, następnego dnia wróciłem do siebie. W drodze powrotnej znowu było mi tak źle jak w czasach „depresji”. Było mi źle, że krzywdzę C., że nie potrafię się zaangażować i odwzajemnić jej uczucia, było mi źle bo przypomniał mi się stan „po B.” a tym samym sama B. i tamto niespełnione uczucie.

Mijały kolejne miesiące, nie przestaliśmy się widywać z C. Ja przyjeżdżałem raz w tygodniu po pracy do Niej, ona na weekendy do mnie. Jej uczucie do mnie nie osłabło. Ja zacząłem się zastanawiać co do Niej czuję, czy te uczucia można nazwać miłością. Bardzo Ją lubię, szanuję, nie chcę Jej skrzywdzić, chciałbym, żeby była szczęśliwa, swobodnie się przy Niej zachowuję. Kilka razy wcześniej mówiła mi, że mnie kocha, za każdym razem widziałem w Jej oczach ten smutek i skrywany zawód, gdy ja nie byłem w stanie tego powiedzieć do Niej. Dużo nad tym myślałem, o sensie tego wszystkiego, o różnych rodzajach uczuć. Gdy pół roku temu byliśmy na Helu, powiedziałem Jej, że Ją kocham. Była bardzo szczęśliwa, mimo, że pewnie miała podejrzenia, że to był wynik nie namiętnego uniesienia, a moich przemyśleń. We wrześniu byliśmy razem w Tatrach, było bardzo fajnie, ciągle się spotykamy i mieszkamy osobno. Mój dawny ból zniknął. Tzn. wydawało mi się, że zniknął, podczas gdy tak naprawdę był tylko odsuniętych gdzieś w kąt i o nim nie myślałem.

I tak to trwało aż do zeszłego poniedziałku, gdy na przystanku w okolicy gdzie mieszkam od ponad 7 lat, zobaczyłem B.
Wstrząs, uderzenie gorąca, szybsze bicie serca, podenerwowanie, ściskanie w mostku. Udawała, że mnie nie zna. Przeszła obok mnie. Chyba zauważyła mnie gdy wsiadaliśmy do autobusu, bo ruszyła w kierunku tych drzwi co ja, ale nagle się wycofała i poszła do innych. Wysiadła jeden przystanek przede mną. Stojąc na przystanku spojrzała na mnie, po sekundzie odwróciła wzrok w bok. Nie widziałem Jej od… nie wiem, 7-8, może 9 lat, nie pamiętam. W tej jednej chwili, mimo, że się trochę zmieniła, patrząc na Nią byłem pewien, że to Ona.

Gdy dojechałem do pracy napisałem do Niej maila. Krótkiego, dwa zdania, że „tak, to byłem ja na przystanku” i żeby się nie obawiała i nie będę Jej zaczepiał. Odpisała, że to nie była Ona i żebym więcej nie pisał. Wahałem się czy cokolwiek odpisywać, w czwartek jednak odpisałem, że skoro to nie Ona, to zagadam do „tej nieznajomej” następnym razem i szkoda, że uważa mnie za idiotę. Być może wiele razy mijała mnie na tym przystanku, a ja Jej nie widziałem, ale tym razem spojrzałem na Nią i zauważyłem.

Przez cały zeszły tydzień byłem rozbity. Walczyłem ze sobą, żeby nie wspominać, nie analizować dwuzdaniowego maila od Niej, Jej zachowania, żeby nie przypominać sobie przeszłości. Przecież mam dziewczynę, która mnie kocha, nie mogę Jej skrzywdzić, a mimo to ciągle powracają myśli o B. O zdarzeniu nie powiedziałem C., miała wczoraj urodziny, kupiłem Jej prezent, nie chciałem Jej martwić, sprawiać bólu. W zeszłym tygodniu, z powodu pracy C., nie spotkaliśmy się, przyjechała do mnie w piątek i była do dzisiejszego ranka. Dałem Jej wczoraj prezent, była bardzo zadowolona i szczęśliwa.

Dzisiaj na przystanku ponownie „spotkałem” B.. Ponownie potraktowała mnie jak powietrze, jak całkowicie obca osobę.

Znowu nie chce mi się pracować, znowu nie widzę sensu tego wszystkiego, znowu czuję jak ogarnia mnie apatia i najchętniej usiadłbym w kącie i wył z powodu tego jakim byłem frajerem, idiotą i ofiarą losu. Sytuacja jest o tyle bardziej skomplikowana niż kilka lat temu, że jest przecież C., nie mogę Jej skrzywdzić. Powinienem Jej powiedzieć, ale boję się, że ta informacja wpędzi Ją w depresję, którą dawno temu przeżyła. Cały czas sobie powtarzam, że to, że nie mogę dojść do ładu z własnymi uczuciami nie może przysparzać bólu C. i uprzykrzać życia B.
To drugie jest w miarę proste: nie piszę do Niej, nie mam zamiaru pierwszy odzywać się do Niej na przystanku, nie narzucam się i z dotrzymaniem tych zasad nie powinno być problemu. To pierwsze już tak proste nie jest i póki co nie wiem co zrobić, żeby nie zadać cierpienia C. Zbieram się , żeby jutro o tym zdarzeniu powiedzieć C..

Wydaje mi się, że najbardziej boli mnie ta obojętność B. Minęło 11 lat od tamtego listopadowego wieczoru, wiem, że swoim natręctwem i uporem osła zraziłem B. do siebie, ale trudno mi się pogodzić z tym, że w najlepszym wypadku darzy mnie niechęcią, a w najgorszym obrzydzeniem.

Z.

Odnośnik do komentarza

To naprawdę ,niesamowita historia,rozumiem pierwsza wielka miłość...,ale ,żeby nie pozwoliła Ci normalnie żyć ,to już jest coś nie tak,
szkoda ,że wtedy nie skorzystałeś z psychoterapii ,która pozwoliłaby Ci przerwać to cierpienie ,które również przez lata zadawałeś B,całkiem niepotrzebnie i bezsensownie...,

teraz nie dziw się ,że ona udaje,że Cie nie zna,bo boi się powtórki z rozrywki...,nie uporałeś się jednak sam z przeszłością,to jak budować przyszłość!?

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

A czy Ty w ogóle kochasz C? bo jeśli nie to nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Powiedz jej o tym. Będzie cierpieć ale dasz jej tym samym szansę na ułożenie sobie życia z kimś innym. Jeśli kochasz ją to daj sobie z B spokój. Wyraźnie dała Ci odczuć że nie chce mieć z Tobą nic wspólnego.

Odnośnik do komentarza

Witaj grejpfrut

Zadziwiająca historia. Moim skromnym zdaniem mamy tu problem z zaakceptowaniem odrzucenia. Pielęgnujesz w sobie przez 11 lat tę sytuację, twoje działania były bezskuteczne i nie wyciągnąłeś z tego wniosków. Zdaję sobie sprawę jak cierpisz ale z całym szacunkiem Ty chyba to lubisz i chcesz takim być - wiecznie użalającym się nad sobą. Takie sprawy zazwyczaj się zamyka jak drzwi i się do nich nie wraca, bo życie toczy się dalej. Stoisz w miejscu, mało tego pojawiła się w Twoim życiu inna oddana Tobie kobieta, która teraz cierpi z powodu problemu który Ty sam sobie stworzyłeś. Nie powiem Ci: chłopie wyluzuj, bo nie tego Ci trzeba. Jesteś (jak sądzę z opisu całej tej sytuacji) bardzo kruchy i delikatny, łatwo cię zranić i nie jesteś w stanie przejść nad tym do porządku dziennego (po wygaśnięciu emocji). To, czego Ci trzeba, to terapia. Sądzę, że to wszystko co w sobie nosisz i pielęgnujesz z takim uporem ma swoje źródło w dzieciństwie. Proszę: szukaj pomocy u specjalisty, bo kolejne lata spędzisz na unieszczęśliwianiu zarówno siebie jak i osób które w ostateczności odejdą, bo nie będą wiedziały jak Cię kochać.

Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Nie zapominaj, że B. ma męża. Nie psuj jej życia, nie rób tego również C., jeśli jej nie kochasz.
Myślę, że powinieneś być szczery z C, najgorsze w związkach są tajemnice. Jesteś wrażliwy, więc zjedzą Cię i tak wyrzuty sumienia. To będzie bolało, ale będzie też uczciwe.
Troszkę beznadziejna sytuacja...minęło tyle lat, a B., jeszcze nie wyszła Ci z głowy, ale jak ktoś tu napisał, ta pierwsza niespełniona miłość boli najbardziej. Dlatego tak jest, bo to były pierwsze uczucia, pierwszy dotyk, wszystko wyidealizowane...i nawet nie miało czasu to wszystko zbrzydnąć, spowszechnieć.
Trudno coś poradzić, bo B. to Twoja idee fixe, nie chcesz przyjąć do wiadomości, że możesz być szczęśliwy z kimś innym, kochać i być kochanym. A co jeśli B. wcale nie była dla Ciebie? Może los naszykował Ci coś piękniejszego.
Wiem, że to trudne, ale myśl optymistycznie, skup się na tym co masz i to doceniaj. Otwórz się na szczęście, zapomnij o B., bo to tylko fatamorgana, a Ty nie chcesz cierpieć.

Odnośnik do komentarza

grejpfrut
dzięki wszystkim, że chciało się Wam to przeczytać

Hmm ..... ja też przeczytałem. Strasznie dużo tego było. W odróżnieniu od poprzedników absolutnie nic nie będę Ci radził, bo sam napisałeś, że rad nie chcesz a zresztą uważam, że udzielanie Ci rad nie ma sensu. Ty się "wygadałeś" - ja przeczytałem - masz jednego czytelnika więcej i tyle - wystarczy Werterze ???? :)

Odnośnik do komentarza

Widać, że wiele ludzi nie wie co to prawdziwa miłość. Czyli wieczna, niezniszczalna oraz bezgraniczna. Prawda jest taka, że to co czujesz do C nie jest żadną miłością, a nawet zakochaniem, a raczej po prostu nie chcesz jej ranić. Twoją wielką miłością była pani B o której chcesz czy nie nigdy nie zapomnisz, zawsze będzie w twoim sercu, bo przecież gdyby miało być inaczej już dawno byś o niej zapomniał. Jednakże sytuacja jest o tyle trudna, że pani B ma własne życie i męża. Niestety musisz po prostu dać sobie spokój, zająć się czymś, postarać się nie myśleć. Być może ona dalej Cię kocha, ma jakieś problemy czy coś, a może po jakimś czasie sama się do ciebie odezwie, bądź wytrwały i spokojny. Nic nigdy nie wiadomo, ale nie trać nadziei, bo wszystko się kiedyś ułoży i powiem Ci, że byłam w bardzo podobnej sytuacji.

Odnośnik do komentarza

~rrrrr
Być może ona dalej Cię kocha, ma jakieś problemy czy coś...

Z tym się nie mogę zgodzić, na pewno mnie nie kocha i raczej nie ma problemów.

Odzyskałem mniej więcej równowagę i trzeźwy osąd sytuacji. Postanowiłem zmienić strategię blokowania myśli na strategię oswojenia się z tym, że żyje niedaleko mnie i może się zdarzyć, że czasami na Nią trafię. Oswojenie, spokój i nieanalizowanie przeszłości.

Oczywiście, że nigdy o Niej nie zapomnę i nie chcę Jej wymazywać z pamięci, ale muszę się nauczyć żyć z tym, że jest gdzieś niedaleko.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...