Skocz do zawartości
Forum

Brak sił do życia


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.
Ja już nie wiem co mam robić, muszę to z siebie wyrzucić bo nie wytrzymam.
Dla mnie życie jest chyba jakąś karą, nic mi się nie udaje, mam 22 lata. Od początku nigdy nie miałem przyjaciół, takich na których mogłem polegać, baa nawet kolegów i koleżanki, z którymi mógłbym się spotykać poza domem, czy pójść na piwo, czy na dyskoteki. Najgorsze jest to, że nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi. Nie, że jestem nieśmiały, bo jestem śmiały,ale nie potrafię zawierać nowych znajomości i to pewnie dlatego. Nie wiem co chcę robić w życiu, nie mam zaplanowanego celu. Ciągle siedzę w domu, czasem wyjdę na spacer z psem, lub sam do parku. Rodzinie prawie w ogóle nie obchodzę, nie zapytają się co u mnie, jak się czuję, czy czegoś nie potrzebuję. Zamknięty w pokoju siedzę,
Miałem dwa razy próby samobójcze, poprzez wzięcie tabletek. A żeby było mało to mam problemy w domu, poprzez ojca, bo jest chory psychicznie i znęca się nad nami, nie chce brać leków. Żyję tak jakby tylko po to, by sprzątać, siedzieć w pokoju i cierpieć w samotności. Pracy dla mnie nie ma, skończyłem szkołę zawodową jako kucharz. Byłem skierowany na staż, ale nie przyjęli mnie. Chodzę wszędzie gdzie się da. Jestem osobą bardzo szczupłą i niewyglądającą jak na swój wiek bo inni dają mi 17 lat. Jak patrzą na mnie to mówią, że sobie bym w pracy nie poradził, że nawet patelni bym nie dał rady podnieść. Dziwnie patrzyli się na mnie pracodawcy. Wszystko, mi się nie udaje. Żyję tylko tak jakby czekając na śmierć, a ja już tak nie chce. Sam już nie wiem co robić. Nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć, nawet ja sam siebie. Psycholog mi nie pomógł więc odpada. Chyba najbardziej potrzebuję bliskiej osoby, która mogłaby mnie pokochać i czuć się dla kogoś ważnym. Miałem niedawno dziewczynę, która zostawiła mnie dla jakiegoś chłopaka, Chciała się przyjaźnić, ale ja nie potrafiłem, bo nie mogłem znieść bólu i cierpienia, ale udawałem to przed nią. Nie mogliśmy się spotykać bo jej chłopak kazał jej zakończyć ze mną znajomość, ale i tak ze mną pisała, rozmawialiśmy przez telefon, ale spotykać się nie mogliśmy. Tak na prawdę to tylko ją miałem. Chciałbym zakończyć te moje życie, popełnić samobójstwo, ale wiem, że to nie byłoby rozwiązaniem dla mnie. Jest bardzo ciężko i źle. Już tak nie potrafię żyć.

Odnośnik do komentarza

endophine, rzeczywiście przez Internet trudno jest Ci pomóc, bo podejrzewam, że słowa pocieszenia na nic się zdadzą. Masz zaniżoną samoocenę, dostrzegasz tylko swoje wady i porażki, a nie widzisz tego, co udało Ci się zrobić, co osiągnąłeś, np. to, że skończyłeś szkołę i masz kwalifikacje kucharza. Dewaluujesz się na każdym kroku, więc nic dziwnego, że masz zaniżony nastrój. Możliwe, że rozwija się u Ciebie depresja. Warto byłoby skonsultować się z lekarzem psychiatrą. Poza tym nie przestawaj szukać pracy, która mogłaby Ci pomóc uporać się ze złym nastrojem. Wysyłaj CV, idź jeszcze raz do urzędu pracy (może tym razem jest szansa na jakiś staż), idź do agencji pracy tymczasowej, popytaj wśród znajomych. Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Zapisz się do Hufców Pracy, oni tam robią szkolenia i staże, mi pomagają. Mam taki sam zawód jak ty i też mi ciężko znaleźć pracę.
Jeśli chcesz to możemy popisać.
Zapisz się do psychiatry, i tak dlugo trzeba czekać w kolejce. Szukaj pracy jak tylko się da, chociażby do tesco, musisz uciekać z domu, zdobyć swój kąt, wtedy będzie lepiej, poznasz nowe towarzystwo. Wiesz, mi tez 2 psycholodzy nie pomogli, ciągną sie za mną problemy aż do teraz, i postanowaiłam poszukać innego lub gdy zdobedę pracy pójść prywatnie. NIe poddawaj się, życie masszz tylko jedno i dlaczego to ty masz cierpieć i się przejmować głupimi ludźmi. I tak każdy umrze, prędzej czy szybciej.
Mam taką samą sytuację jak ty, nie raz mam mysli samobójcze i brakuje mi odwagi, pozostaje 2 wyjścia albo ze sobą skończyć albo o siebie walczyć , przeciwko sobie samemu o siebie.
Widzisz, napisałeś tutaj , czyli chcesz walczyć, nie poddawaj się. Musimy się wspierać nawzajem, dużo ludzi ma kłopoty, czasami wydaje nam się że jesteśmy sami, a tutaj to sam widzisz. Ja w szkole nie mialam nikogo, tylko jedną koleżankę z moich "sfer" (tzn cichą) ale mnie olała, poznała chłopaka . A ja dalej jestem sama, całe moje życie i nic nie zabije takiej pustki.
Otwórz się na ludzi, pracuj nad sobą. Masz jaką ciotkę albo dziadków żeby wynieść się od ojca ? To straszne że cię bije, tutaj na forum masz podane nr tel zaufania, zadzwoń tam , napewno coś ci doradzą co masz zrobić, nikt nie ma prawa cie bic ani poniżać.

Odnośnik do komentarza

Witam.
Dziękuję za odpowiedzi, że ktoś się zainteresował, że w ogóle ktoś miał ochotę przeczytać, bardzo jest mi miło. Nie liczyłem na to, że ktoś odpowie. Napisałem to tylko żeby z siebie to wyrzucić, bo tego już w sobie nie mogłem trzymać.
Byłem już raz kiedyś u psychiatry, podajże 4 lata temu. Przepisał leki, zażywałem je tak jak lekarz zalecił, ale bez żadnych rezultatów, dalej było tak samo. Jestem dość bardzo trudnym człowiekiem. Mam pewnie taką osobowość. Myślałem, żeby iść pracować do biedronki, ale też nic. Z poznawaniem ludzi bardzo ciężko mi idzie, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi jak także ich poznawać, więc liczę na to, że będę sam do końca a łudzić się i mieć nadzieję nie będę bo zawiodła mnie. 5 lat temu miałem dziewczynę, którą tylko ją miałem, zmarła właśnie w tamtych latach. Kilka miesięcy temu, w tym roku, po tych 5 latach poznałem dziewczynę, 140 km od siebie mieszkaliśmy, poznaliśmy się. Spotykaliśmy się przez jakiś czas. Pomyśleliśmy sobie, że przeniosę się bliżej jej miejscowości, znalazłem mieszkanie za 100 zł, bo to wynajmował jej przyjaciółki tata, ale wiadomo, trochę w gorszym stanie jak za tyle zł, ale mi to nie przeszkadzało był remont mówił, że zadzwoni ale nie dzwonił. A że dziewczyna mnie zostawiła to się nie przenoszę bo nie ma po co. Mam możliwość jechać do Anglii, bo mam tam siostrę, sama mi zaproponowała bym tam się do niej przeprowadził, ale zanim to by było to pewnie w lato, bo kupują nowy dom. Ale też angielski trzeba znać i w ogóle, a z nauką języków obcych ciężko mi idzie, a że jak wcześniej wspominałem, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi oraz poznawania nowych znajomości, jest ciężej, Mam wujostwo ale zapewne nie chcą bym na jakiś czas się do nich przeniósł, bo za nami nie przepadają, ze względu ojca. Mam tylko babcię, ale ona u swojej córki mieszka bo już kilka lat choruje. Więc wszystko jest trudne. Pani ekspert napisała, że mam zaniżoną samoocenę i dostrzegam tylko swoje wady i porażki, no i tak właśnie jest. Nie potrafię żyć inaczej gdyż to wszystko w taki sposób się dzieje, a nic dobrego się nie zamierza, Powinienem cieszyć się tym, że osiągnąłem to, że skończyłem szkołę zawodową gastronomiczną, no fakt i cieszę się, tylko że skończyłem szkołę względu litości, bo miałem bardzo słabe oceny, bo nie miałem możliwości się uczyć, jak miałem i mam taką sytuację w domu. W ogóle skupić się nie mogłem, uczyłem się tylko w 2-5 nocy a wiadomo jaki później jest wyczerpany organizm. Walczyć o siebie nie potrafię, próbowałem cały czas, przez kilka lat. Nawet zapisałem się na wspólnotę NEO i przez rok tam chodziłem i zaprzestałem, ciągle tam słyszałem, jak innym się powodzi, jak Bóg im pomaga. Jestem bardzo wierzącą osobą, chodzę do kościoła, codziennie się modlę długimi godzinami tylko, że po swojemu. Starałem pomóc innym ludziom. Kiedyś jadąc rowerem do szkoły w czasie zimy w dużym mrozie, mimo to, że byłem już spóźniony na lekcję, pomogłem staruszce wstać i przejść przez pasy na drugą stronę ulicy, bo się przewróciła i nie mogła wstać, bardzo mi podziękowała, jestem z tego siebie dumny. Więc Bóg powinien się ucieszyć i jakoś mi to wynagrodzić czy tam pomóc tak jak innym, którzy mają mniej problemów niż ja, oni mają kogoś kto im pomaga, ja nikogo nie mam. Ale oczywiście nie liczę na to, bo to zrobiłem tylko dla dobra tej staruszki. W ogóle nie mam z czego się cieszyć. a na takie życie chyba nie zasługuję,niczym nie zawiniłem :c
Wiem, że inni też mają problemy cięższe, lżejsze, ale oni mają kogoś kto im pomaga wesprze, przytuli. a ja właśnie nikogo.

Odnośnik do komentarza

Kurczę jak czytam ten temat to dochodzę do wniosku ze mamy ze sobą wiele wspólnego kolego.
Też jestem po zawodówce, też nikogo nie mam, nie umiem budować relacji z ludźmi i również mam toksyczną rodzinę.
Pocieszę cię tym że nie jesteś sam, ba ja nigdy nie miałem dziewczyny, nawet żadnej nie trzymałem za rękę.
Pod tym względem ci zazdroszczę.
Ale co do życia to nie poddawaj się, musisz się dokształcić, zrobić średnie wykształcenie i praca będzie.
Nawet teraz jakaś znajdziesz jak będziesz się starać.
Poczytaj mój temat jak chcesz, nie jesteś sam, jak coś to możemy pogadać.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Czytam i również mam wrażenie jakby to był mój opis. Kiedyś byłam normalna, pełna życia. Obecnie wszystko mnie męczy. Mam wrażenie, że nie pasuję do rzeczywistości. Nic mi sie nie chce, dłuższe wyjścia są męczarnią. Stale udaję kogoś kim nie jestem żeby sie dopasowac bo uwazam sie za osobe nudna i niewarta uwagi. Nie mam żadnego celu, planów, bliższych przyjaciół. I to nie dlatego że nie umiem nawiazac kontaktu. Po prostu ja i moi rówieśnicy nie nadajemy na tych samych falach. Ponadto zadnych zainteresowan, czegos co nadaloby sens zyciu. Brak mi takze osoby ktora by mnie zrozumiala.

Odnośnik do komentarza

Witam, pierwszy raz w życiu odważam się żeby "wyspowiadać się" z mojego problemu. Jestem 20-letnią kobietą, więc mój problem od zawsze był ignorowany przez rodzinę, gdyż jak twierdzili "jesteś młoda, Ciebie to nie dotyczy i wymyślasz", ale przechodząc do rzeczy - od jakichś 3 lat czuję się wyjątkowo bezradna na wszystko, co mnie tylko spotka, nie mam nawet siły na najbardziej podstawowe czynności. Odkąd skończyłam szkołę (którą z tego względu zawalałam), leżę w łóżku, praktycznie nie jem i nie mogę zebrać się w sobie żeby chociaż iść i zrobić sobie najzwyklejszą kanapkę, nie mówiąc o wyjściu z domu, gdyż sama myśl wywołuje u mnie panikę, że ktoś mnie zobaczy, dręczą mnie myśli, że nikt mnie nie lubi, każdy życzy mi źle. Coraz częściej myślę o samobójstwie jako o ucieczce od tego stanu, bo boję się, że będę taka już zawsze, lecz problem leży w tym, że nawet nie mam siły się zabić. Niegdyś bardzo dbałam o siebie, teraz problem sprawia mi umycie włosów.Rodzina bez przerwy wykrzykuje mi, że to lenistwo i że szukam wymówek dla mojego "nieróbstwa" bo jest mi za siebie wstyd. Nie jest to zgodne z prawdą, więc niejednokrotnie z niemocy, że nikt mi nie wierzy - traciłam nad sobą kontrolę i raz doszło nawet do tego, że pocięłam sobie biodra, czego później nawet nie pamiętałam. Nie mam oparcia w nikim, często nachodzą mnie chore myśli, że umieram, albo że coś zaraz spadnie mi na głowę i umrę, wtedy panikuję, ledwo oddycham i niemalże tracę przytomność. Dodatkowo występują u mnie książkowe objawy nerwicy natręctw (w postaci ciągłego liczenia np. kroków, czy łyków wody, robienia wszystkiego parzyście, obsesyjne mycie rąk, czy ustawianie przedmiotów jak do linijki), co nie pomaga mi w moim stanie. Uważacie, że naprawdę jest coś ze mną nie tak, czy rodzina ma rację, że coś mi się wydaje? Jestem już zupełnie bezradna, a moim marzeniem jest normalne życie i praca, ale nie mam siły ruszyć z miejsca... Przepraszam za długi wywód i pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Hej,
Jesteś kobietą czy mężczyzną? Sprzeczne treści podajesz.

Ok, nieważne.
Ważnym jest, że niewątpliwie jest coś z Tobą nie tak.
Cierpisz na silne zaburzenia psychiczne. Jeśli chcesz normalnego życia, musisz koniecznie udać się do psychiatry ( przyjmuje bez skierowania).
Wiem, że to standardowa odpowiedź...ale co innego radzić osobie w takim stanie?

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Jestem kobietą, w profilu omyłkowo ustawiłam złą płeć i nawet nie zwróciłam uwagi :) po prostu mam wrażenie, że całkiem oszalałam i nigdy nie mogłam tego z nikim przedyskutować, musiałam to w końcu z siebie wyrzucić i liczyłam na delikatną podpowiedź, czy naprawdę jest coś ze mną nie tak, czy rodzice jednak mają rację i po prostu przesadzam. Dodatkowo był okres czasu, kiedy przyjmowałam pramolan, nie zmieniło to zupełnie nic, więc rodzice znów postawili swoją diagnozę, która brzmiała "leki Ci nie pomogły - symulujesz, żeby uniknąć dorosłego życia". Już ręce mi opadają...

Odnośnik do komentarza

Leki Ci nie pomogły, bo widać źle Cię zdiagnozowali, albo był zły lek, lub dawka.
Jak rozumiem, byłaś już u psychiatry?
Z tego co piszesz, to jasno wynika, że masz zaburzenia i to poważne. Wpierw jawiła mi się depresja, ale to samookaleczenie i nerwica natręctw, to już nie przelewki.
Kochana, nie wyjdziesz z tego sama :/
Wsparcie bliskich też jest bardzo ważne echhh

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

nerwica potrafi mnie napadać jak szalona, wtedy nawet o 4 rano wstaję z łóżka i próbuję sprzątać, gdzie zaraz rezygnuję z braku siły, wtedy zaczyna się jeszcze gorsze rozdrażnienie, płacz i złość na siebie, że chcę, ale nie mogę :/
Jestem przewrażliwiona na punkcie wszystkiego, każdy najmniejszy ból tłumaczę sobie rakiem i już mam wizję śmierci. Pramolan dostałam na próbę co prawda od lekarza rodzinnego, miałam nawet ustaloną wizytę u psychiatry, którą moja mama (jako że boję się rozmawiać nawet przez telefon) musiała odmawiać, gdyż obwieściła mi, że mam iść sama, bo ona nie chce się wstydzić za mnie tylko dlatego, że trzeba mnie "prowadzać za rączkę" a jednym z moim problemów jest to, że boję się także wyjść z domu, więc ze strachu zaszyłam się w pokoju i przespałam cały dzień. Straciłam już nadzieję na wsparcie ze strony rodziców, kiedy ojciec przyłapał mnie w nocy podczas mojego stałego ataku płaczu, starałam mu się wygadać, przyznać że chciałabym umrzeć, ale on zakończył rozmowę słowami "pakuj się i wynoś się z mojego domu, jak masz się tak nade mną znęcać i szantażować, że się zabijesz". Oczywiście szantaż nie miał miejsca, a ja wyleciałam z domu na 3 dni, a przez ten czas ojciec groził mi przez telefon, że sprawa o szantażowanie go skończy się na policji. Mam wrażenie, że moi rodzice się mnie po prostu wstydzą i chcą jakoś pozbyć :(

Odnośnik do komentarza

Oj, to rzeczywiście trudna sprawa ech.
W takim razie musisz wziąć los w swoje ręce, zarejestruj się sama do psychiatry. Musisz się przełamać i iść, nie ma innego wyjścia.
Takie przepisywanie leków zaocznie, źle się kończy.
U Ciebie to nie tylko depresja, ale i silna nerwica i kto wie co jeszcze...
Kiepsko masz w domu, sama bym się nerwicy nabawiła :/
Tylko specjalista pomoże, na rodziców nie ma co liczyć, na znajomych także...
Spróbuj się przełamać i zadziałaj...ratuj siebie dziewczyno!

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

wiedziałam, że to dobry pomysł, żeby tu napisać :) z rodzicami miałam zawsze super kontakt, tylko zaczęło się psuć, kiedy przestałam sobie radzić i się poddałam, więc pewnie i ten obrót sytuacji pogarsza trochę sprawę. Przyznam, że zmotywowały mnie Twoje słowa, poczułam się odrobinę pewniej, bo nigdy w życiu nikt nie próbował mnie "pogonić" do dążenia do normalnego życia, co o dziwo jakoś podniosło mnie na duchu ( a nie wierzyłam, że życzliwość i chęć pomocy od nieznanego mi w sumie człowieka ma aż taką moc :) ) i pewnie jutro z trzęsącymi rękami i łamiącym się głosem spróbuję przedzwonić do psychiatry. Wykorzystam ten moment i będę próbować do skutku, w końcu z tym człowiekiem i tak sporo przegadam, więc może rozmowa przez telefon nie będzie aż taka tragiczna i nie spanikuję jak zawsze, chyba potrzebowałam takiego kopa w tyłek. Dzięki Ci ogromne cudowna kobieto, zdrówka i szczęścia życzę bo dzięki Tobie zebrałam w sobie choć trochę siły na jakiekolwiek działanie i Twoje "spróbuj się przełamać" myślę będzie przełomowe :) jej, chyba naprawdę potrzebowałam kopa, bo nie spodziewałam się, że niedużo brakuje, żeby mnie zmotywować.

Odnośnik do komentarza

Też kiedyś byłam załamana, a wtedy z półki spadła książka i otworzyła się. Podniosłam ją i czytam- z dnia na dzień wszystko może zmienić się na lepsze.-
Te słowa dały mi nadzieję i otuchę, nabrałam chęci, by wyjść z tej niemocy i marazmu.
Może i tobie to pomoże?
Z DNIA NA DZIEŃ, WSZYSTKO MOŻE ZMIENIĆ SIĘ NA LEPSZE.
Jak w to zaczniesz wierzyć, to poradzisz sobie ze wszystkim.

Odnośnik do komentarza

Gaparom.
Strasznie się ucieszyłam na Twoje słowa : )
Mam nadzieję, że nie będziesz się lękała. Tak jak napisałaś, z lekarzem będziesz musiała przeprowadzić rozmowę ( może niejedną ), więc jeden mały telefon nie powinien sprawić Ci trudności, a będzie przełomowy.
Tylko nie stchórz i nie bój się.
Jesteś zdana na siebie, więc działaj : ) Koniecznie pisz tutaj o wszystkim.
I proszę, nie denerwuj się : )

Unna,
Święte słowa : )
Ja lubię otwierać książki na przypadkowej stronie i patrzę co do mnie mówią ( najczęściej jest to Biblia) : )

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość midnightsun89

endophine
Kiedy czytam ten post "Brak sił do życia" to jakbym czytała o sobie :D dosłownie, tylko z tą różnicą że ja skończyłam studia, mam magistra, a pracy niestety BRAK, starałam się bardzo, uczyłam się, a teraz nikt nie chce tego docenić :( Powinieneś się cieszyć, że nie zmarnowałeś 5 lat, w sumie to 9 lat bo jeszcze technikum zaliczyłam :(

Też myślę o śmierci, ale samobójstwo nigdy nie wchodziło w grę, gdybym miała umrzeć to stało by się to już dawno, a miałam już parę okazji, raz rozpędzony samochód o mało mnie nie przejechał na przejściu dla pieszych (miałam zielone!), powinnam mieć też parę wypadków samochodowych a nic się nie stało, a tydzień po narodzinach mało nie umarłam :/
I dlatego myślę że Bóg ma dla mnie jakiś plan i nie chce mojej śmierci :)

Mam czasami ciężkie dni :( wiem że sama się nakręcam i dołuję, ale próbuję myśleć pozytywnie, ale nie zawsze to się udaje, wystarczy jakiś bodziec i koniec. Więc staram się unikać smutnych filmów i przygnębiającej muzyki oraz programów tv typu interwencja, uwaga, sprawa dla reportera... :/ ci ludzie ich problemy i niesprawiedliwość świata, to wszystko na mnie bardzo źle działa, tobie też odradzam taką rozrywkę.

Niektórzy proponują wizytę u psychologa, czy psychiatry, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Z problemem trzeba się zmierzyć samemu, lekarz ich na pewno nie rozwiąże, a faszerowanie się lekami, które tylko tłumią "ból, uczucia" też nie pomoże! Mnie osobiści zajęcia z psychologiem na studiach okrutnie zdołowały!!!! Rozmawialiśmy o typach osobowości, robiliśmy testy i wyszło mi że jestem beznadziejnym przypadkiem :/ i kiedy psycholog opisywał poszczególne typy padło takie stwierdzenie "że takich osób trzeba unikać" :( Nigdy więcej żadnych psychologów! Parę lat temu zrobiłam sobie test na fobię społeczną i wyszedł mi bardzo zaawansowany poziom, żałuję tego wolałabym nie wiedzieć takich rzeczy i nie chce żeby dodatkowo ktoś mnie analizował i wynajdował kolejne "choroby".

Odnośnik do komentarza

Masz 22 lata, niedawno miales laske to nie ma tragedii. Zanim się załamiesz, to się postaraj chociaż coś na koniec lub początek zrobić. Ojca możesz się pozbyć, pomóż matce, pogadaj z nią o zgłoszeniu przemocy psychicznej, lub ze odkreca gaz w kuchence co chwile. Jezeli nie bedziesz miał spokoju, leczenie nawet nie ruszy. Albo idź do szpitala, nabierz sił i wtedy coś wymyśl. Jest takich przypadków pełno, prawo często za to nie jest przychylne pokrzywdzonym. Musisz zorganizować resztki sił na jakiś sensowny krok. Rozmyślanie o tym i nic nie robienie pogorszy sprawę.

Odnośnik do komentarza

Midni....Miałam znajomego, starszy pan, który dość sprawnie funkcjonował.
Dzieci postanowiły go dokładnie przebadać, zorganizowały wszystko.
Okazało się, że nie jest tak zdrowy, jak mu się wydawało.
Pastylki, następne wizyty u lekarzy...a potem położył się do łóżka i praktycznie z niego nie wstawał.
Nie twierdzę, że był zdrowy. Ale tu wyraźnie "psychika" mu siadła i to spowodowało jego niemoc. Uwierzył, że jest bardzo chory, podczas gdy uprzednio mówił lekko - że czasami coś mu tylko "strzyka"- i normalnie żył.
Tu nawiązuję do twoich słów, że ciebie kontakty z psychologiem, wyraźnie zdołowały.

Ja też miałam kilka wpadek samochodowych - też cudem uniknęłam ciężkiego wypadku, ba! nawet stłuczki nie miałam. Też wtedy uznałam, że widać, że ktoś mnie chroni, że do czegoś na tym świecie jestem potrzebna.
Wydaje mi się, że znalazłam jakiś sens mojego istnienia, choć dość długo to trwało.

Nauczyłam się myśleć pozytywnie, nie uniknie się stresu, ale kontroluję myśli i natychmiast reaguję, zastępując negatywne myśli, pozytywnymi. Z biegiem lat, coraz łatwiej mi to przychodzi.
Teraz też mam taki okres. Oszukano mnie, zdenerwowałam się - ale już znowu zaczynam wierzyć, że wszystko się unormuje, że sprawa zakończy się pozytywnie.
Wiara w to, że się uda, to podstawa.

Tu myślisz negatywnie, że brak pracy, że nikt twego wysiłku nie docenia.
Zauważyłaś, że myślisz negatywnie? Niby myślisz realnie, bo tak jest.
Jednak wiara w to, że znajdziesz pracę, pomaga w działaniu.
Nasze myśli, pragnienia, realizują się. Przekonałam się o tym nie raz, jednak trudno to zauważyć, bo nic nie dzieje się natychmiast.
W miarę treningu z tym pozytywnym myśleniem, rzecz dzieje się coraz szybciej, łatwiej to dostrzec.
Uwierz, że znajdziesz pracę, a znajdziesz ją. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Gość zjadowiona

no fajnie a co to jest i gdzie to jest ta agencja pracy tymczasowej i dlaczego mamy ganiać od judasza do kajfasza gdy chcemy iść do pracy -chcemy pracować by być pełnowartościowymi ludżmi nie siedzieć na garnuszku rodziców co jest grane co sie dzieje i tak już będzie na zawsze,a może jeszcze gorzej ,a jak będe miała dzieci to co z nimi? to po co zakładać rodzine jak niema za co żyć bo niema pracy.i kraj to wytrzyma?czemu nagle niema strajków,rozruhów,walki o godne życie ,starzy tyłkami usiedli bo mają a my?a dzieci miej fuuuul nie usuwać też nie możesz nie rząd z jednej strony kościół z drugiej pośrodku my jak futbolówki i co dalej ? JA CHCĘ PRACY i debilizmu nie bedzie

Odnośnik do komentarza

ja też byłam u psychologa i więcej tam nie pójde,nie rozumiem po co oni są tylko wielką kase biorą za gadanie które nam nie bardzo pomaga mnie psycholożka tak zdołowała że już taka jestem sie nie zmienie to nic nieda a jej opinia to nie do powiedzenia co wyszło w testach.ja myśle że mówiąc pozytywnie choćby bzdury więcej by mi pomogła niż dołując negatywnie strasznie to przeżyłam,zamknęłam się w sobie,nigdzie nie wychodze,do nikogo sie nie odzywam choć wiem że ja-jestem chora,a ona głupia,to już coś we mnie zostało że jestem słaba i nie nadaje się do niczego.oto psychologiczne podejście i pomoc psycholożki i komu się poskarżyć?przecież psycholog nie,pomoc,totalna farsa o

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...