Witam.
Dziękuję za odpowiedzi, że ktoś się zainteresował, że w ogóle ktoś miał ochotę przeczytać, bardzo jest mi miło. Nie liczyłem na to, że ktoś odpowie. Napisałem to tylko żeby z siebie to wyrzucić, bo tego już w sobie nie mogłem trzymać.
Byłem już raz kiedyś u psychiatry, podajże 4 lata temu. Przepisał leki, zażywałem je tak jak lekarz zalecił, ale bez żadnych rezultatów, dalej było tak samo. Jestem dość bardzo trudnym człowiekiem. Mam pewnie taką osobowość. Myślałem, żeby iść pracować do biedronki, ale też nic. Z poznawaniem ludzi bardzo ciężko mi idzie, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi jak także ich poznawać, więc liczę na to, że będę sam do końca a łudzić się i mieć nadzieję nie będę bo zawiodła mnie. 5 lat temu miałem dziewczynę, którą tylko ją miałem, zmarła właśnie w tamtych latach. Kilka miesięcy temu, w tym roku, po tych 5 latach poznałem dziewczynę, 140 km od siebie mieszkaliśmy, poznaliśmy się. Spotykaliśmy się przez jakiś czas. Pomyśleliśmy sobie, że przeniosę się bliżej jej miejscowości, znalazłem mieszkanie za 100 zł, bo to wynajmował jej przyjaciółki tata, ale wiadomo, trochę w gorszym stanie jak za tyle zł, ale mi to nie przeszkadzało był remont mówił, że zadzwoni ale nie dzwonił. A że dziewczyna mnie zostawiła to się nie przenoszę bo nie ma po co. Mam możliwość jechać do Anglii, bo mam tam siostrę, sama mi zaproponowała bym tam się do niej przeprowadził, ale zanim to by było to pewnie w lato, bo kupują nowy dom. Ale też angielski trzeba znać i w ogóle, a z nauką języków obcych ciężko mi idzie, a że jak wcześniej wspominałem, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi oraz poznawania nowych znajomości, jest ciężej, Mam wujostwo ale zapewne nie chcą bym na jakiś czas się do nich przeniósł, bo za nami nie przepadają, ze względu ojca. Mam tylko babcię, ale ona u swojej córki mieszka bo już kilka lat choruje. Więc wszystko jest trudne. Pani ekspert napisała, że mam zaniżoną samoocenę i dostrzegam tylko swoje wady i porażki, no i tak właśnie jest. Nie potrafię żyć inaczej gdyż to wszystko w taki sposób się dzieje, a nic dobrego się nie zamierza, Powinienem cieszyć się tym, że osiągnąłem to, że skończyłem szkołę zawodową gastronomiczną, no fakt i cieszę się, tylko że skończyłem szkołę względu litości, bo miałem bardzo słabe oceny, bo nie miałem możliwości się uczyć, jak miałem i mam taką sytuację w domu. W ogóle skupić się nie mogłem, uczyłem się tylko w 2-5 nocy a wiadomo jaki później jest wyczerpany organizm. Walczyć o siebie nie potrafię, próbowałem cały czas, przez kilka lat. Nawet zapisałem się na wspólnotę NEO i przez rok tam chodziłem i zaprzestałem, ciągle tam słyszałem, jak innym się powodzi, jak Bóg im pomaga. Jestem bardzo wierzącą osobą, chodzę do kościoła, codziennie się modlę długimi godzinami tylko, że po swojemu. Starałem pomóc innym ludziom. Kiedyś jadąc rowerem do szkoły w czasie zimy w dużym mrozie, mimo to, że byłem już spóźniony na lekcję, pomogłem staruszce wstać i przejść przez pasy na drugą stronę ulicy, bo się przewróciła i nie mogła wstać, bardzo mi podziękowała, jestem z tego siebie dumny. Więc Bóg powinien się ucieszyć i jakoś mi to wynagrodzić czy tam pomóc tak jak innym, którzy mają mniej problemów niż ja, oni mają kogoś kto im pomaga, ja nikogo nie mam. Ale oczywiście nie liczę na to, bo to zrobiłem tylko dla dobra tej staruszki. W ogóle nie mam z czego się cieszyć. a na takie życie chyba nie zasługuję,niczym nie zawiniłem :c
Wiem, że inni też mają problemy cięższe, lżejsze, ale oni mają kogoś kto im pomaga wesprze, przytuli. a ja właśnie nikogo.