Skocz do zawartości
Forum

Koszmary dzieciństwa a moje obecne życie


Gość Stokrotka1985

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Stokrotka1985

Wiatam serdecznie,
Piszę tutaj, ponieważ sama już czasami nie ogarniam tego, co dzieje się w moim życiu. Zacznę od poczatku:
Moi rodzice rozstali się, gdy miałam ponad rok, przez alkoholizm ojca. Wraz z matką przeprowadziłam się do dziadków. Matka przeżywała notoryczną depresję, odtrącała mnie jako niemowlę i później. Dziadek nadużywał alkoholu, powodował awantury i bijatyki w domu, czego ogromnie się bałam jako dziecko. Gdy miałam już te kilka lat, matka zaczęła się znęcać nade mną psychicznie i fizycznie- wyzywała mnie od k..., biła różnymi przedmiotami (w tym pasem namoczonym w wodzie, żeby bardziej bolało). Potrafiła mnie bić za wszystko i całymi godzinami, nie pozwalając płakać, bo dostanę jeszcze mocniej. Kopała mnie, wyrywała mi włosy, miałam pełno siniaków. Gdy poszłam do szkoły zaczęłam mieć problemy z zachowaniem, biłam rówieśnikjów, przenoszono mnie z klasy do klasy, nauczyciele nie domyślali się, że powód tego może tkwić w mojej rodzinie, okazywali mi swój gniew, czasem nienawiść, byłam odtrącona, nikogo niew obchodziło, z jakiego powodu tak się zachowuję, po prostu pozbywali się problemu. Moje zachowania szkolne zakończyły się same, gdy byłam starsz troszkę i wstydziłabym się tak nadal zachowywać. Matka odeszła z domu dziadków, gdy miałam 11 lat, mimo że była potworem dla mnie, przeżyłam ogromną traumę. Dziadek nadal pił, babcia za każde problemy życiowe wyżywała się na mnie, wykańczała mnie psychicznie, obniżała moją wartość. Wszyscy zdziwieni byli, gdy dostałam się do szkoły średniej, bo całe życie powtarzali mi, że jestem zbyt głupia na to, że powinnam chodzić do specjalnej szkoły. Szkołę średnią ukończyłam wzorowo, dostałam się na studia, ale na drugim roku coś zaczęło się ze mna dziać. Pierwszy rok zaliczyłam bardzo dobrze, natomiast na drugim już czułam się zupełnie bezwartościowa, głupia, czułam, że nie pasuję do takich realiów życia, nie potrafiłam się skoncentrować na nauce, zaczęłam opuszczać zajęcia, aż wreszcie wzięłam urlop dziekański, po którym już nie wróciłam. Moje życie uczuciowe jest także pełne niepowodzeń. W pierwszym związku narzeczony był despotą, używał przemocy wobec mnie, ja nie potrafiłam odejść, zrobił to dopiero on, co ogromnie przeżyłam. Moja kolejna relacja z mężczyzną ciągnie się do teraz i także nie wiem, co powinnam zrobić. Tenże mężczyzna wciąż kocha byłą kobietę, trwa to od lat, ze mną się spotyka. Staram się dla niego jak mogę, dbam okazuję miłość na każdym kroku, troskę i ciepło, ale on, gdy ma zły dzień lub się z kimś pokłóci przestaje się do mnie odzywać, zrywa kontakt na tydzień lub więcej, nie odpisuje na żadne wiadomości, choć piszę, jak bardzo mnie ranią jego zachowania. Gdy on upora się już ze swoimi problemami wraca jak gdyby nigdy nic i znów jest czuły i dobry dla mnie. Twierdzi, że bardzo chciałby mnie kochać, ale nie może, o wciąż ma w głowie swoją żonę, która porzuciła go kilka lat wcześniej (był ofiarą przemocy psychicznej przez lata). Ta relacja ogromnie mnie wykańcza, kocham go, chciałabym normalnego związku, wspólnego zamieszkania, zdrowej relacji, ale on mi to uniemożliwia, powodując ciągły strach- jak nie przed tym, że odejdzie do swej dawnej miłości (którą raz kocha, a raz nie- raz mówi tak, a innego dnia inaczej), to znów przed jego fochami, które nie powinny mnie dotyczyć, bo nigdy nawet się nie pokłóciliśmy, nie posprzeczaliśmy. Sytuacja z nim trwa od roku i z jednej strony daje mi mnóstwo radości, bo mam wreszcie ciepło i troskę, której mi zawsze brakowało. Nie powiem, on potrafi się poświęcić, dużo ze mną rozmawiać, zawsze wysłuchać, przez większość czasu jest po prostu wspaniały, choć nie mówi o miłości do mnie, choć mówi, że nie może pokochać, to jednak okazuje mi to na każdym kroku- taka sprzeczność. Tylko te jego stany emocjonalne, gdy nagle, w przeciągu kilku godzin staje się zimny, przestaje się odzywać (nie tylko do mnie, do rodziców także), chce, by dano mu spokój. Tłumaczy to potem tym, że czuje się okropnie zagubiony i boi się, bo czuje coś do dwóch kobiet. Z tamtą był żonaty, mają dziecko- już duże. Pracuję bardzo ciężko, nie mam stałej umowy i netto zarabiam... ledwo ponad 600 zł. Nienawidzę swojej pracy! Tyle o mnie. Druga sprawa, to moje życie wewnętrzne. Chwilami sama nie wiem, kim jestem! Raz czuję się jak dojrzała kobieta, by kolejnego dnia czuć się jak dziecko- np. oglądam bajki. Przeżywam także regresy związane właśnie z tymi dorosłymi zachowaniami- raz dorosła, innym razem dziecko, dziecięce pragnienia, marzenia, upodobania, czasem zachowanie. Bardzo się tego wstydzę. Jestem także ogromnie chwiejna emocjonalnie, czasem prowokuję ludzi do tego, by mówili mi, że jestem gorsza, że jestem zła, że nie zasługuję na szczęście, choć jednoczesnie tak bolą mnie te słowa. Mieszkam nadal u dziadków, przez niski zarobek nie jestem w stanie się usamodzielnić. Aha, chciałabym jeszcze dodać do tego swojego dzieciństwa to, że w późniejszym okresie musiałam się opiekować matką, pomimo tego, że mnie tak traktowała, myć ją, karmić, bo okazało się, że matka jest chora psychicznie i stąd te jej zachowania. Matka choruje do dziś, mieszka osobno, ja z dziadkami. Dziadek już nie pije, przez babcię jestem nadal psychicznie wykańczana, moja wartość jest umniejszana, a gdy jej coś w życiu nie wyjdzie wyładowuje się na mnie. Nie mam z kim porozmawiać nawet, moje nieliczne grono znajomych ułozyło sobie życie dawno i przebywają za granicą. Chciałam, by mi ktoś z nich pomógł wyjechać, ale chętnych nie było- wszyscy mają rodziny. Jedynie został mi tutaj ten mężczyzna, w którym widzę jeszcze nadzieję na normalny związek w przyszłości, na rodzinę i na wymarzone życie- walczę o to od roku. Mam tez problem od dziecka z bujaniem się. Potrafię siedzieć i się bujać- w przód i tył, zupełnie jak przy tzw. chorobie sierocej. To mnie wtedy uspokaja. Lub zdarzają się dni/ tygodnie, w których potrafię żyć jedynie w świecie swojej wyobraźni, wyimaginowanych osób i to mi daje poczucie bezpieczeństwa, radość. Zupełnie, jakbym zatracała wtedy realne życie, jakbym traciła świadomość istnienia tu i teraz. Proszę, doradźcie coś, bo tak cięzko wyjść mi na prostą, tak cięzko walczyć o człowieka, którego kocham, mam ciągłe stany depresyjne, dziwne nastroje, czasem paraliżujący lęk. Chciałabym wreszcie normalnego życia, mam prawie 30 lat :-(

Odnośnik do komentarza

Jeszcze by była jakaś nadzieja ,jakbyście wspólnie wybrali się na psychoterapię,
Twój partner to podobnie jak tu piszący Tomasz /przeczytaj jego wątek/jest jak zagubione małe dziecko...,
powinnaś nie zawracać sobie nim głowy, bo od nigdy nie wyrośnie z krótkich spodenek,
nigdy nie podejmie decyzji,żeby być z Tobą,nie odessie się od cycka byłej żony,bo to ona uzależniła go od siebie emocjonalnie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Właśnie, on boi się podjąć decyzję w kwestii naszego życia. Chce, by decyzję podjęła jego była żona. Każde jej milsze zachowanie interpretuje, jako jej chęć i walkę w odzyskaniu go. Ale moim zdaniem, gdyby kobiecie zależało naprawdę, to przez te 5 lat by już mu dziesięć razy zdążyła powiedzieć, że chce, by wrócił. Proponowałam mu psychologa, ale oburzył się, bo jego zdaniem to normalne, że on walczyć chce o rodzinę, ale on nie przyjmuje do wiadomości, jak był w tej rodzinie traktowany, jak przez lata był poniewierany. Ja gdybym miała dokąd pójść, uciekłabym bez mrugnięcia okiem od swojej rodziny, a on dąży do tego, by powrócić w zycie pełne upokorzeń, jednocześnie ma wyrzuty, że ja go dobrze traktuję i że go do mnie zbytno ciągnie! On się boi normalnych relacji., woli odejść w złe, ale sprawdzone życie. Już często sama nie wiem, czy to samotność mnie pchnęła w jego ramiona, czy po prostu tak pragnęłam mieć kogoś bliskiego, że umknął mi fakt, jakim on jest człowiekiem i pokochałam go, mimo jego niepełnej dostępności.

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Druga sprawa jest taka, czy ja po tych wszystkich swoich przejściach jestem dobrym materiałem na partnerkę dla tak "skrzywionego" psychicznie mężczyzny- wszak sama jestem "skrzywiona". Większość ludzi patrzy na mnie jak na dziwaczkę, bo taka też jestem, ekscentrycznie wyglądam, mam mnóstwo dziwactw w zachowaniach, w reakcjach. I co najbardziej mnie przeraża- nie mam jakiegoś swojego ustalonego typu zachowań, gdyż będąc w tej samej sytuacji kilka razy, za kazdym razem mogę zachować się skrajnie odmiennie. Czasem czuję, jakbym była kilkoma osobami w jednej- kilkoma osobami pod względem psychicznym i charakterologicznym!

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Często także, gdy dotykają mnie niepowodzenia, a częsciej własnie tego doświadczam, to mam ochotę się za to karać. najczęściej jest to niejedzenie lub liczenie kalorii. Kilka lat temu po opuszczeniu przez narzeczonego jadłam i wymiotowałam- mój organizm nie przyjmował w ogóle posiłków. Teraz własnie w sprawie z tym mężczyzną boję się, że znów to przejdę, co przechodziłam kiedyś. Bo te sytuacje, w których on nagle przestaje się odzywać, ja błagam go wręcz, by mi choć słowem odpisał, on odpisze- owszem, ale najczęsciej " daj mi spokój, mam wszystkiego dosyć" i reszta moich uczuć w ogóle go nie obchodzi. Kiedyś próbowałam z nim rozmawiać, mówiłam, żeby w chwilach, gdy ma kryzys nie wyładowywał się na mnie, ale on w tym problemu nie widzi, on wmawia mi, że to nic takiego, że nic się nie dzieje. Raz tak zamilkł na 2 miesiące, nie pisząc mi nawet słowa! na ulicy, gdy do niego mówiłam nie reagował, zupełnie, jakbym mówiła do powietrza- jedynie "cześć" mi powiedział. To mnie dodatkowo wykańcza, bo mam już inne problemy z sobą. W poniedziałek wracam po urlopie do pracy i na samą myśl mam ogromny paraliżujący lęk. Nie mogę poradzić sobie z trudami tej pracy, jeżeli wiem, że jestem sama, bez wsparcia. W pracy także raczej traktują mnie jak popychadło, krzyczą na mnie. Ja nie odzywam się, ponieważ nie chcę robić sobie wrogostwa, wolę przemilczeć wszystko. Ale boję się, jak ja sobie do poniedziałku z tym wszystkim poradzę, na samą myśl o tej niepewności, w której on mnie trzyma i o tej pracy- fizycznie wyczerpującej (psychicznie także), mam ogromny lęk, ból głowy, cała się trzęsę. Nie wiem, czy tym razem on się do mnie odezwie, czy już nigdy się nie odezwie? Wie, jak go kocham, widzi jak się poświęcewm, jak mu wszystko kupuję, wyprawiam do pracy, opiekowałam się, gdy był chory- daję mu całą siebie, całe swoje serce, może nie będzie tak okrutny i chociaż on mnie nie skrzywdzi z premedytacją wiedzą, że ja juz i tak ledwo się trzymam w życiu na nogach :-(

Odnośnik do komentarza

Dużo przeszłaś. I samej trudno bedzie Ci poradzić sobie z tym wszystkim. Dlatego moim zdaniem dobrym wyjściem jest psychoterapia. Jeśli kochasz swojego partnera to jemu tez to zaproponuj bo on także tkwi w toksycznej relacji ze swoją żoną. Jeśli nie bedzie chciał iść to odejdź od niego bo ciągle bedziesz tkwić w takim zawieszeniu a to nie jest dobre dla ciebie. Ty potrzebujesz stabilizacji, wsparcia emocjonalnego i fizycznego, a on widać ie bardzo ma do tego chęć

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Dokładnie tak samo to odczuwam! Odebrano mi dzieciństwo, mój czas na nie minął, ale jeżeli nie przezyło się właściwie tego okresu, nie ma mowy o normalnym, dorosłym życiu. Ja także nie wiem, kim jestem, choć od lat staram się tego dowiedzieć, jakoś poukładać to życie. Nie potrafię- wciąż wpadam w skrajności w skrajność, raz jestem gotowa- wręcz czuję się aż nazbyt dojrzała, dojrzalsza od rówieśników, by na drugi dzień czuć się już jak bezradne dziecko, które wątpi, czy da radę unieść te wszystkie dorosłe problemy i ma ochotę, by ktoś się nim zaopiekował wręcz...

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Ja mu proponowałam psychoterapię lub chociaż zwykłą wizytę u psychologa, ale kategorycznie odmówił, bo on problemu nie widzi! Dla niego jego zachowanie jest wręcz bardziej niż normalne, on to traktuje jak jakąś misję, więc nie ma szans, by zgodził się na jakąkolwiek pomoc. Był taki okres w jego życiu, że zaczynał normalnieć. Było to kilkumiesięczne zaledwie- ale widziałam, że zaczyna wtedy mysleć racjonalnie, że chce się tego pozbyć, że chce, by była zniknęła z jego życia, widział, że ona utrudnia mu normalność. Ten okres trwał tylko kilka miesięcy, ponieważ się pokłócili i ona się na niego obraziła na kilka miesięcy. Wtedy widziałam, że coś pozytywnego się z nim dzieje, widziałam, że gdyu jej nie ma, on jest szczęsliwy, wciąż uśmiechniety. Gdy się odezwała po kilku miesiącach on płakał, jakby nie chciał tego, ale znów się poddał i wszystko wróciło do "normy". Jedyny ratunek to byłoby całkowite zerwanie kontaktu z nią, ale on tego nie zrobi, a ona ma z niego zbyt wiele, by zrywać kontakt- on jej remontuje, zakupy robi, z pracy odbiera, do pracy zawozi, gdy jets aktualnie w domu. Więc chyba nasz związek nie ma szans...

Odnośnik do komentarza
Gość Egzystencjapospolita

O cholerka, jakbym czytała o sobie, jeśli chodzi o te zachowania. Chociaż mam 19 lat. Też się wstydzę tych zachowań, że raz jestem zbyt dorosła, a następnie zdziecinniała. Czuję jakby we mnie żyło dziecko. To uczucie jest smutne i z lekka przerażające.
Piszesz, że coś tam zarabiasz. Zainwestuj więc w terapie, w psychologa lub psychiatrę(znajdź dobrego, który by ci odpowiadał, bo to też ważne) i zrób coś w końcu dla siebie. Zainwestuj w swoje życie i osobowość. Nikt cie nie wychował, to musisz się wychować sama. Obecnie się śmieje, że mnie wychowuje psychiatra, z którym mam bardzo dobry kontakt i uważam, że trafiłam w 10. Ona mi przypomina o tym, że są normalni ludzie i że otoczenie, w którym żyję jest pomyłką i zakrawa o patologię. Jest dla ciebie szansa więc skorzystaj. Nie ważne czy masz 30 lat, czy 19, czy 45 czy co. Nie wiesz jak długo będziesz żyć. Może do 100 pociągniesz to ci jeszcze 80 lat zostało :p tyle możesz zrobić. Trzymam kciuki i staraj się sobie wytłumaczyć, że poniewierają cię psychicznie bo sami mają ze sobą problem i te słowa w ogóle nie dotyczą ciebie, tylko ich zwichrowanej psychiki.

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Kilka razy zapisywałam się już na psychoterapię. Chodziłam na psychoterapię grupową, która nie dała żadnego efektu, później kilka razy zapisywałam się na psychoterapię indywidualną, ale także żadnych pozytywnych efektów nie widziałam. Jedynie dostrzegłam, że panie chcą jak najszybciej odwalić swoją robotę i do widzenia. Na indywidualną chodziłam przez ponad rok. Nic mi to nie dało. Może dlatego, że było to w ramach usług NFZ nie przykładano się do tego. Po tych doświadczeniach zrezygnowałam z szukania pomocy i starałam się sama ze sobą walczyć- ale także nie odniosło to efektu...

Odnośnik do komentarza

Sorry ale jesteś głupia i zakompleksiona.Pewnie zachowanie opiekunow mialo na to wplyw ale jestes dorosla i powinnas wziac za siebie odpowiedzialnosc. Ja tez nie mialam kolorowo w domu a wyszlam na ludzi i nikogo o nic nie obwiniam, potrafie sobie poradzic w kazdej sytuacji, bo MYŚLĘ.
Poczekaj jeszcze troche a facet cie kopnie w tylek bez skrupulow, przeciez juz dobitniej nie moze ci powiedziec, ze jestes na przeczekanie. Pojdz do psychologa na terapie bo zle to wszystko wrozy. SERIO nie wstydz sie tego, bo moze ci tylko pomoc, za pare lat obudzisz sie z reka w nocniku, sfrustrowana ze przegralas zycie, puscisz sie z nieudacznikiem albo nawet jak ci sie poszczesci z kims w miare normalnym, a niepowodzenia swoje i ambicje bedziesz przelewac na dziecko i ciagnac schemat; potem ono bedzie takie nieudane, jego/jej dziecko i tak w nieskonczonosc.

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Tak, zgadza się, także to czuję, że liczę na innych- tak, jakbym chciała sobie to zrekompensować, że nigdy na nikogo liczyć nie mogłam. na siłę czasem wręcz poszukuję czyjejś uwagi, byle tylko nie czuć się samotna i nikomu niepotrzebna... Dzieci nie mam i nie planuję na chwilę obecną, właśnie z powodu własnych problemów ze sobą i silnych skłonności do depresji. Nie uważam, bym była dobrym materiałem na matkę. Ile razy próbowałam już wziąć się za własne życie, udawało się, ale zawsze po niedługim czasie następował kryzys, stany depresyjne, które uniemożliwiały mi dalsze zmiany, naprawdę trudne do pokonania. A jeżeli nie ma się nikogo w takich chwilach, znikąd wsparcia, nie ma nawet z kim porozmawiać, to w takich kryzysowych sytuacjach jest jeszcze trudniej. Nie wiem, czy to depresja w postaci choroby, czy tylko stany depresyjne, ale miewam to bardzo często do tego stopnia, że muszę się zmuszać nawet do wstania z łózka, nie widzę wtedy w niczym sensu, mam myśli samobójcze. Walczę wtedy z sobą, staram się z tego wychodzić za wszelką cenę, ale jest to bardzo trudne w chwilach, gdy mnie dopada...

Odnośnik do komentarza
Gość cytrynowa babeczka

Moim zdaniem na początek powinnas przejśc terapię DDA.
Znam kilka osób po takiej terapii i mogę zaswiadczyć że dopiero po tym otworzyli się na świat,zaczęli normalnie,bez leku żyć.
Najwazniejsze to znależć dobrego specjalistę który bedzie " siedział " w temacie.

Nie pierwszy raz opisujesz na forum swoją historię ....
Nie wiem dlaczego ale wiażę Twój temat z historią Tomasza.Za dużo jest tutaj jak na zbieg okoliczności...
Czasem ludzie zmieniają niektore fakty z pewnych powodów ale mimo wszystko takich historii w życiu nie ma tak dużo, żeby w tym samym czasie,pojawiły się na forum ....
Może Tomasz odniesie się do Twojego tematu ...
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Gość Stokrotka1985

Nie, nie mam nic wspólnego z Tomaszem, choć mężczyzna troszkę podobnie działa do tego mojego faceta, ale to nie on- napewno. Choć łatwiej jest mi żyć wiedząc, że gdzieś na świecie sa kobiety, które natrafiaja na takich niezdecydowanych mężczyzn. W sumie, mój problem nie opiera się głównie na mężczyźnie- historię z nim opisałam dodatkowo, a po prostu mam problem z sobą, z własnymi emocjami, lękami, reakcjami, co dodatkowo pogłębia relacja z tym obrażalskim facetem, który stoi pomiędzy dwiema kobietami.

Odnośnik do komentarza
Gość cytrynowa babeczka

Przeżyłaś koszmar dziecinstwa. Co tu dużo pisać.Dorośli Ci zrujnowali psychikę i trudno Ci normalnie funkcjonować.Nie ma w tym Twojej winy że nie radzisz sobie z życiem z emocjami.
Zupelnie nie rozumiem postu @ rfrki.Jak można coś takiego napisać!
Po pierwsze nie sądzę zeby przeszła podobne okrucienstwa a po drugie nawet po 20 latach może zacząc sypac się jej życie i nawet nie połączy tego z trudnym dzieciństwem.

To niestety trauma na całe życie.Moja przyjaciółka nigdy nie zdecydowała się na macierzyństwo.Dopiero po latach zdecydowała się na terapię.Długo to trwało bo kilkanaście miesięcy ale zaczęła życie od nowa.Także naprawdę jeśli chcesz myślec o przyszłości to chyba nie masz innego wyjścia jak poświecic czas na terapię.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...