Skocz do zawartości
Forum

Bezsilność, niska samoocena i samotność


Gość underground

Rekomendowane odpowiedzi

Witam po krótszej przerwie :-)
Wegetarianinem byłem bardzo dawno temu. Po roku stwierdziłem, że to nie ma żadnego znaczenia i wegetarianinem przestałem być.
Roślinki jakoś znoszę bez większych problemów. Lekarz nie powiedział nic bo zapomniałem o tym porozmawiać :-) I tak miałem wystarczająco dużo tematów.
Ty przynajmniej masz coś do powiedzenia, potrzeba tylko słuchacza. Ja niestety tak nie mam. Wszystko już było powiedziane i nie mam niczego nowego, co chciałbym komukolwiek przekazać.
Prawda, że z tą miłością to nic na siłę. Cierpliwości, w końcu i Ciebie trafi :-), tak na dobre.
W jaki sposób patrzę na świat? Przestałem wierzyć w cokolwiek. Zakładam, że coś takiego jak Bóg może istnieć, ale ode mnie niech trzyma się jak najdalej. Nie wierzę w miłość, nie wierzę w ludzi. Przestałem cenić życie w ogóle jako coś wyjątkowego. Nie uważam, że każda osoba jest potrzebna na tym świcie. Ziemia i tak się będzie kręcić. Nie dzielę świata, życia na dobro i zło bo nic co mnie otacza takiego podziału nie robi. Dopiero człowiek tak tłumaczy rzeczywistość, kiedy zrobi mu się gorzej.
Dalej rozwinę może kiedy indziej.
Och, ja Nienawidzę swojego życia! Od początku do nie zaistniałego jeszcze końca.
Chciałbym w końcu nie musieć dokonywać wyborów, nie musieć dzielić rzeczy na mniej lub bardziej właściwe. Pozwoliłbym innym wybierać za mnie , ale oni wcale nie chcą tego robić.
Musisz jakoś przetrawić swoją mamę na razie. W końcu się wyprowadzisz i rozpoczniesz całkowicie własne życie. Może Twoja mama ma za dużo problemów z którymi sobie nie radzi?
Może swoim zachowaniem odstraszasz potencjalnych kandydatów do Twojego serca? Chociaż pisałaś wcześniej, że jesteś otwarta na nowe znajomości, więc może jednak nie. A może okazujesz zbyt wiele uczucia?
Do następnego posta :-)
Również pozdrawiam.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

To strasznie brzmi co piszesz...Jakby coś się wydażyło złego w Twoim życiu. Będziesz chciał, to opowiesz, ciągnąć nie będę. Jakieś pozytywne rzeczy dostrzegasz? Fakt żyć trzeba dalej, ale też trzeba się czymś nakręcać pozytywnym żeby nie popaść w beznadziejności. Eh. Jak prosto podnosić kogoś na duchu, uświadamiać, że wcale nie jest tak źle jak się wydaje. A samemu nie można poradzić sobie z własnym życiem i myślami. Starasz się pomóc innym bo sprawia Ci to pewnego rodzaju satysfakcję, czy uciekasz w ten sposób od własnych problemów? Czym się w życiu zajmujesz? Co Ci sprawia największą radość?
Co do Twojego problemu z jedzeniem. Może ten wegetarjaninem cały czas Ci towarzyszy, tylko próbujesz go uniknąć.

Nie jestem naduczuciowa i nie okazuje ludziom swoich uczuć, chyba że sytuacja wymaga. Jakbym wiedziała, co jest powodem tego, ze jestem samotna to bym popracowała nad tym. Może moja postura odstrasza facetów...nie wiem. Wiem tylko, ze jak jeszcze raz od kogoś usłyszę "dasz rade" to nie ręcze za siebie.

Odnośnik do komentarza

Witaj Underground po baardzo długiej przerwie :-( .
Wiem, nawaliłem, ale takie uroki depresji :-( Trochę mnie wszystko przerosło, straciłem cel, motywację.
Pytasz dlaczego starałem się pomóc? Tylko dlatego, że wydawało mi się, że mogę faktycznie pomóc, że jet to coś, co ma jakieś znaczenie w moim życiu. Depresja zabiera satysfakcję z życia a od problemów nie potrafię uciec i wcale nie jest tak prosto podnieść kogoś na duchu :-).
Radość to także coś, czego od lat nie czuję.
Depresja powoli ustępuje. Gdzieś, kiedyś będzie upragniony koniec choroby i bardzo mnie ciekawi, co takiego dalej zrobię, jakich dokonam wyborów?
Jeżeli odwiedzasz jeszcze forum, napisz proszę, co u Ciebie, jak się czujesz. Ja osobiście przepraszam, że tak długo się nie odzywałem.
Trzymaj się i ma nadzieję do niedługo :-)

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Dziękuje Franca! Jak dobrze pójdzie mam nadzieję dołączyć do życia forum w miarę aktywnie :-) Witam wszystkich innych.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość underground

Cześć :)) !
Cieszę się, że się odezwałeś ;) To były długie 2 miesiące. Miałam już obawy, że nigdy tu nie zagościsz. Tak podejrzewałam, że coś się musiało wydarzyć. Mogłeś napisać o swoich odczuciach, problemach, może mogłabym w jakimś małym stopniu pomoc, a jak nie pomóc to „wysłuchać”. Głupio mi trochę… pisałam Ci o różnych rzeczach o których nie mówiłam nikomu, Ty mnie wspierałeś i pomagałeś, a ja o Tobie tak naprawdę nic nie wiedziałam. Przepraszam... Mam nadzieję, że u Ciebie już trochę lepiej. Od dawna cierpisz na depresję? Stosujesz leczenie farmakologiczne? Rozumiem, że chodzisz na wizyty do psychologa. Nie będę zawalać Cię teraz serią pytań, która przychodzi mi do głowy. Kiedyś zapewne przyjdzie na to czas. Napisz co u Ciebie, jak się miewasz.

Oby szybko choroba ustąpiła, na tyle abyś czuł się spełniony. Będę wypatrywać chwili, kiedy opiszesz jakiej radości doświadczyłeś :)
Co do tej pomocy o której piszesz. Czasem wystarczy po prostu „być”, napisanie parę słów. Ale druga strona też musi tak naprawdę chcieć otrzymać pocieszenie. Na siłę nic się nie zdziała :)

U mnie za wiele się nie zmieniło. Praca, uczelnia i bratanica zabierają mi cały mój czas. Nie mam zbytnio kiedy rozmyślać nad moim miejscem w świecie, chociaż zdarzają się czasem takie momenty.

Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Gość InnyInna-cognito

Cześć :-)
Ja niestety mam za dużo czasu na przemyślenia. I byłoby to nawet ciekawe gdyby coś mądrego wynikało z tego myślenia, ale niestety tak nie jest. Trudno mi nawet wyrazić te myśli bo w zasadzie jest to ciągłe poszukiwanie czegoś, samego siebie. Nie potrafię stworzyć wyobrażenia o sobie przez co ciągle jestem nigdzie, jestem nikim. Nie znajduję nigdzie miejsca dla siebie a tam gdzie jestem czuje się źle. Żeby dalej iść musiałbym wybrać jakąś drogę, podjąć decyzję i konsekwentnie realizować to coś, ale nie znajduję niczego, co chciałbym zrobić, tak naprawdę.
Przeraża mnie codzienność, te wszystkie czynności jakie trzeba wykonać każdego dnia.
Niby mam dużo czasu , ale po odjęciu tego co marnuje się na zawieszenie w jakim jestem okazuje się, że już jest wieczór i trzeba się zbierać do snu.
Spać, spać i jeszcze raz spać. Pragnę obudzić się w końcu wyspany i przeżyć dłużej niż tydzień bez bólu głowy :-)
I sobie mogę 'popragnieniować' .
Dzisiaj znowu czekam aż dzień się skończy bo nie potrafię z siebie niczego wydobyć.
Masz rację, że czasami wystarczy tylko być przy kimś, że nie trzeba słów.
Wszystko jest takie proste, tak łatwe, ale brakuje mi czegoś co sprawia, że się chce cokolwiek robić. Sama decyzja nie wystarczy, trzeba jeszcze jakiejś motywacji; Wystarczyłoby widzieć sens w swoim postępowaniu, czerpać jakąś satysfakcję z tego co się robi. I tak czasami jest, ale to 'paliwo' wiecznie się kończy, ponownie i jeszcze raz, i kolejny raz. Wszystko co do tej pory robiłem musiałem odłożyć na bok bo jakoś się te wszystkie chęci wypaliły.
Po każdym poranku w końcu odzyskuję jakieś tam siły i mógłbym nawet coś ze sobą zrobić, ale to już jest czas kiedy muszę przygotować jedzenie dla synka, odebrać go ze szkoły, zająć się nim, trochę mu podokuczać a potem już tylko rutynowy wieczór i ponowna pustka w telewizji. Poczytałbym coś , cokolwiek, ale to już nie działa. Naprawdę nie funkcjonuje, umysł nie chce skupić się na wyobrażeniach, odnieść się do słowa i wymalować zdania. Nie chce i koniec. Mógłbym posiedzieć trochę na Wikipedii czy gdziekolwiek, ale okazuje się to zbyt męczące.
Do tego tabletki , które mnie uspokajają sprawiają, że umysł pracuje wolniej; Tak mówi pani neurolog i ma rację. Często łapię się na tym, że proste procesy myślowe stają się takie mozolne. ALE ! Postęp: Potrafię już wykonywać obliczenia w pamięci a trzy lata temu nie potrafiłem dodać do siebie dwucyfrowych liczb :-) Hahaha, zabawne...
Do psychologa nie chodzę już od dawna. Jakoś do mnie to nie trafia. Kiedyś musiałem, żeby jakoś utrzymać się przy życiu, ale przy okazji okazało się, że mówienie o śmierci jest dla mnie zbyt niebezpieczne. Słowa mają większy wpływ na postępowanie niż myśli, naprawdę :-) Wtedy nie miałem z kim porozmawiać a teraz nie mam nic specjalnego do powiedzenia. Hmmm, od jakiegoś czasu śmierć nie gości w moich umyśle zbyt często. Powoli udało mi się odizolować od takich myśli. Owocuje to większym zobojętnieniem ale nie ma nic za darmo :-)
Hmm.

No to tyle o mnie, na razie.
Miałaś słuszne obawy, że mogłem już tutaj nie zajrzeć, taki był plan kolejnej ucieczki, ale okazuje się, że to wcale nie takie proste :-) To co tutaj piszę i osoby do których piszę traktuje jak najbardziej poważnie.
TYLKO ten czat forumowy coś nie działa. Wiecznie coś.
Dzisiaj nie zadaję pytań bo wymaga to połączeń neuronowych, których w tej chwili nie mam :-(
Trzymaj się i do następnego przeczytania :-)

Na dodatek znowu nie mogę się zalogować. Kiedyś to naprawi ktoś? Może jednak?

Odnośnik do komentarza
Gość underground

Cześć ;)
Zastanawiałam się trochę co Ci odpisać. Odkładałam to na potem, myślałam, że wpadną mi do głowy jakieś mądre słowa, ale niestety…
Niektóre stany o których piszesz są mi bliskie, ale to tylko w bardzo niewielkim stopniu.
Masz synka, w jakim wieku on jest? Może on powinien być dla Ciebie tym ‘motorem’, który daje siłę do działań i do pełnego życia. Spędzajcie może jeszcze więcej czasu ze sobą. Chociaż pewnie poświęcasz mu tyle czasu ile tylko możesz.
Na pewno jest coś, na czym Ci zależy, tylko jeszcze nie odkryłeś co to takiego. Dostrzeżesz to kiedy przyjdzie odpowiednia pora. A potem będzie już tylko lepiej :) Rodzina jak reaguje na Twoje problemy? Pomagają Ci w zmaganiach w codziennym życiu? Samemu będzie Ci ciężko z tym sobie poradzić. Sam wielokrotnie namawiałeś mnie na skorzystanie z czyjejś pomocy.
Na pewno lekarze wiedzą co robią i dokładają wszelkich starań aby Cie wyleczyć. Bardzo długo towarzyszy Ci depresja. Były już takie momenty w czasie choroby, że czułeś się lepiej, że chciało Ci się „coś” robić?
Nie ciekawie to wszystko wygląda . Dobrze jednak, że są jakiekolwiek postępy, zmierza w dobrym kierunku i oby tak dalej!

Mój bliższy znajomy opowiadał mi kiedyś o swoim koledze, który właśnie cierpi od paru lat na depresję. Oczywiście, każdy przezywa tą chorobę w innym stopniu i ma inne problemy, nie chcę tutaj nikogo porównywać. Ale chodzi o to, że ten znajomy swoją chorobę używa jako wytłumaczenie, typu „nie wyjdę z wami bo jestem przecież chory”, „ nie chce mi się z wami rozmawiać bo mam depresje”. Mam nadzieję, że Ty nie używasz swojej choroby jako wytłumaczenia przed próbą wrócenia do normalnego funkcjonowania. Różnie dobrze ja sama mogłabym sobie mówić „po co mam zacząć jeść, w końcu mam anoreksje, więc nie muszę”. A to raczej w tym nie o to chodzi.

Jak Twoje samopoczucie, poprawiło się trochę?
Widzę, że wracasz już do "życia" na forum :)

Co do forum i jego logowania - jeszcze nie napotkałam żadnych problemów, ale może dlatego, że rzadko tu zaglądam.

Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza

Witaj Underground!
Wcale Ci się nie dziwię, że nie wiedziałaś, co napisać. Ja też bym nie wiedział :-)
No, ale nie jest tragicznie. Pomimo ciągłych 'dołków' z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. Nie nabrałem chęci do życia, ale mam coraz więcej siły na tą codzienność.
Niestety moi najbliżsi to osoby, które zawsze mają gorzej. Nie było więc mowy o jakimkolwiek wsparciu a wręcz przeciwnie. Dobijali mnie, jak tylko potrafili. To nie jest łatwe uświadomić sobie, że jest się naprawdę samotnym w takiej chorobie, ale jakoś dałem radę. Przy okazji nabrałem baardzo dużego dystansu emocjonalnego do tych osób i chyba tak jest lepiej.
Osobiście uważam, że pierwsze miesiące po załamaniu i początku depresji na całego są najlepsze do szybkiego wyleczenia się. Konieczne jest jednak, żeby chora osoba mogła w tym czasie odłączyć się od życia i naprawdę odpocząć w 'ramionach' troskliwej rodziny. Warunek jak widać prawie niemożliwy do spełnienia, więc wszystko się ciągnie dopóki nie znajdzie się właściwych leków.
Wiesz, używam depresji jako wytłumaczenie, ale nie wymówkę. Dajmy na to, moje problemy z pamięcią i koncentracją są skutkami depresji a nie moim 'widzimisię' czy lenistwem. Oczywiście do nikogo to i tak nie dociera, ale mam już "twardszą skórę". :-)
Hahaha, jakiś czas temu znajoma zarzuciła mi, że ta moja depresja to bardzo egoistyczne z mojej strony. No cóż... I co tu powiedzieć?
Powrót do życia nie będzie prosty. Wiele się zmieniło i przy okazji przestało mi zależeć na wielu sprawach.
Masz rację, że syn mógłby być dobrą motywacją do działania, ale w moim przypadku to jakoś nie chce funkcjonować.
Dużo wcześniej, kiedy myślałem o śmierci pojawiały się przeszkody na drodze do osiągnięcia tego celu. Przejmowałem się rodziną, jak byłoby to dla nich trudne. Nie zajęło to dużo czasu i przestałem się tym przejmować, ale był jeszcze mój synek. Wtedy też zacząłem się od niego izolować i w zasadzie prawie się udało. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego nie potrafię uczynić z niego celu mojego życia.
Znowu się rozpisuję :-)
W życiu forum miałem mały zryw i znowu się paliwo skończyło :-(
Napisz co u Ciebie. Jak Twoja waga? Nic a nic do przodu?
W miłości jakieś światełko się pojawiło?
Byłaś znowu w górach od tamtego czasu?
Pozdrawiam Cię serdecznie i do przeczytania :-)))

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość underground

Tragicznie może nie jest ale za dobrze też nie. To smutne jak wiele ludzi jest ograniczonych i nieczułych. Może jakby to ich samych dotyczyło osobiście wiedzieliby jak jest ciężko, czego im nie życzę. Niektórzy najchętniej by się oddalili albo też sądzą że choroba to tylko taki wymysł. Ta Twoja znajoma wie co to jest depresja poza tym, że jest to choroba psychiczna? Śmieszne.
Nie dobrze, że nie masz żadnego wsparcia od najbliższych, tego najbardziej potrzeba. Tym bardziej, że trochę już ta choroba trwa, a im dłużej to pewnie jest ciężej. Ciężko samemu sobie poradzić z tym wszystkim. Jednak nie ma co przejmować się ludźmi którzy nie chcą naszego dobra.
Niby nabrałeś dystansu emocjonalnego albo masz „twardszą skórę” ale z drugiej strony przez coś takiego jesteś bardziej zamknięty w sobie i mniej ufasz ludziom (tak mi się wydaje). Nie łatwo będzie to zmienić. Do momentu aż wrócisz całkowicie do normalnego życia, dużo rzeczy zapewne jeszcze się zmieni i niektóre rzeczy będziesz dostrzegał inaczej :)
Co było powodem Twoich myśli samobójczych? To było na samym początku choroby?

Hm. Co u mnie. Nie lubię tego pytania, zazwyczaj w tej kwestii nie mam za wiele do powiedzenia. Nie radzę sobie z własnym życiem. Zastanawiam się czego chcę od życia i jakie są moje cele. I nie wiem. Pustka w głowie.
Moja waga jest cały czas kontrolowana i utrzymuje się na stałym poziomie. Jest też postęp , czasami zdarza mi się zjeść obiad. Niestety wtedy on jest moim jedynym posiłkiem wciągu dnia. Jem też więcej czekolady, ale to dlatego, że więcej się denerwuje.
Wczoraj tata pytał mnie się kiedy wrócę w końcu do normalności. Cały czas próbuję go utwierdzic w przekonaniu, że wszystko jest dobrze i że wmawia sobie że nie jem normalnie.
Ostatnio spotkałam się z kolegą z pracy z innego działu, ale po pierwszym spotkaniu zaklasyfikowałam go do grupy „dobry kolega i nic więcej”. Także w miłości postój. Z „najbliższymi” znajomymi kontaktu nie utrzymuję. Dobrze wiedzą, że nie chce mi się wychodzić z domu ale za specjalnie nie martwi ich to. Płakać mi się chce jak z nimi rozmawiam, dlatego lepiej mi jak ich nie widzę. Nie wiem jak Twoi znajomi, ale moi nie wiedzą, że jestem chora, albo wiedzą ale oddalili tą myśl chen chen daleko.

To tak w skrócie co u mnie.
Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

Najważniejsze, że jest 'Jakoś' :-)
Ta moja znajoma to ma brata, który już od wielu lat ma problemy z alkoholem i depresją. Dwa razy miała do czynienia z jego próbą samobójczą. No i całkiem niedawno znużona swoją pracą postanowiła też mieć depresję, hahaha. Po pół roku ubezpieczalnia wygoniła ją do pracy. O depresji więc, wbrew własnemu doświadczeniu, nie wie nic. Trzeba się uśmiechnąć i iść dalej :-)
No nie mam takiego wsparcia, nie miałem. Podobno nawet ktoś się kiedyś przejmował, ale nigdy nic specjalnego od tej osoby nie usłyszałem. Nie mam za złe znajomym, że nie potrafią się odnieść do takiej choroby bo jestem w stanie sobie wyobrazić, że depresja jest trudna do zaakceptowania. No a 'narzeczona', matka... Trudno. Rodziny się nie wybiera a miłość jest ślepa i całkowicie się z tym zgadzam :-)
Kiedyś faktycznie potrzebowałem czyjejś obecności. Żadnych rad czy specjalnej pomocy, ale takiego normalnego zrozumienia. No, ale musiałem sobie poradzić bez tego.
Wiesz, nie tyle, że stałem się zamknięty i nieufny, ale przestałem się tym wszystkim przejmować w jakiś sposób.
Myślę, że każdy poszukuje takiej osoby, której w końcu mógłby zaufać i opowiedzieć o wszystkim. Ja przestałem szukać. Jakoś przeszedłem nad wieloma problemami i radzę sobie jakoś ze wszystkim. Przeminęły złości, gniew i rozczarowania. Czasami jedynie brakuje mi siły na wszystko, ale to powoli się zmienia.
Ach! Dwa lata temu chyba byłbym przeszczęśliwy gdybym mógł komuś chociaż napisać o tym co się ze mną dzieje. Tak się jednak nie stało.
Myśli samobójcze mam na pewno od siedemnastego roku życia, czyli już 21 lat. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest ze mną źle. Wydawało mi się to normalne. Później szukałem informacji dotyczących mojego stanu, ale jakoś nic nie znalazłem akurat o depresji a schizofrenia i inne choroby do mnie nie pasowały. Pewnie szukałbym lepiej gdybym nie sądził, ze taki mój charakter już.
Pytasz o powód. Podstawowy to brak zadowolenia z zycia. Zawsze czułem się w niewłaściwym miejscu i czasie, i jakoś nie potrafiłem znaleźć miejsca dla siebie. Brak określonego celu, pomysłu na życie. W zasadzie do tej pory nie wiem co zrobić z czasem jaki mi pozostał. Oczywiście zaczęło się od problemów w domu. Aż nadszedł ten niekoniecznie piękny dzień i poddałem się. Wtedy faktycznie mi się całe niebo na głowę zwaliło. Razem z tymi cherubinkami :-)

Jak widzisz można długo nie wiedzieć czego się tak naprawdę chce, ale absolutnie Ci tego nie polecam :-)
Ten zjedzony obiad to faktycznie postęp. Oby tak dalej :-) Ja w końcu zmniejszyłem ilość jedzenia, ale pozostałem przy ulubionych ciasteczkach :-)
Hmmmm. Kiedy w końcu porozmawiamy o powodzie Twojej anoreksji?
Znajomi to tylko znajomi. Trudno wymagać od nich czegoś więcej jeśli samemu się nic nie daje. Czyli jeśli Ty nic nie zrobisz ( tak samo ja) to oni też nic nie zrobią.
Piszesz, że więcej się denerwujesz. Ale dlaczego? No i dlaczego chce Ci się płakać kiedy rozmawiasz ze znajomymi?
To oczywiście znak, że bardzo potrzebujesz prawdziwej rozmowy. Może postaraj się napisać? Nie wolno tłumić w sobie emocji.

Również pozdrawiam a życzenia świąteczne już niedługo ;-)

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość underground

Cześć ;)
Jednym słowem tej znajomej udało się po części uciec od choroby i jej nie doświadczyć w dużym stopniu. Jednak trzeba mieć w sobie trochę uczuć i pohamowania. No ale nie mi oceniać.
W sytuacji gdy byłeś samotny i bezradny nie próbowałeś szukać „przyjaciela” przez Internet? Znaleźć kogoś kto ma podobna chorobę i będzie rozumiał przez co przechodzisz, albo kogoś kto będzie wstanie uświadomić, że nie jesteś sam z tym wszystkim? W dobie Internetu na pewno znalazłaby się osoba skłonna do pomocy. To forum zapewne sporo wnosi do Twojego życia i Ci wypełnia lukę w życiu.

Prawdziwego przyjaciela nie ma co szukać, on się sam znajdzie prędzej czy później. Rzadko się spotyka bratnią dusze, ale wierze, że jest to możliwe. Kiedyś Ci się to uda, może nawet nie wtedy jak teraz tego potrzebujesz, ale na pewno będzie ciut łatwiej :) Tylko trzeba zaryzykować i komuś zaufać. Nikt też nie czyta w naszych myślach, trzeba wziąć to pod uwagę.
Bardzo mi przykro, że zawiodłeś się na własnej rodzinie zwłaszcza narzeczonej. Rozumiem, że związek się rozpadł. Utrzymujecie jakiś kontakt?
Wiesz, po jakimś czasie idzie się do wszystkiego przyzwyczaić, na pewne rzeczy nie zwraca się uwagi i człowiek staje się indywidualistą . Jak sam napisałeś pewne sprawy dostrzegasz inaczej i nie wszystko jest tak samo ważne jak kiedyś. Jednak nie do końca jest to dobre dla siebie samego.

Dobrze, że przestałeś mieć myśli samobójcze. 21 lat to szmat czasu! Jak to się stało, że zdecydowałeś poddać się terapii? To była Twoja decyzja czy ktoś Cię namówili? Wydaje mi się, że Twoje relacje z rodzicami od samego początku nie były najlepsze, przez co czułeś się zagubiony. Teraz zbytnio nie ma co się zagłębiać w przeszłość, tylko skupić się na teraźniejszości. Dobrze, że przynajmniej odkryłeś co jest źródłem choroby, to nie jest łatwe.
Jak Twoje problemy z jedzeniem? Zmieniło się coś, nie masz już niechęci do pokarmów?

O powodach mojej choroby napisze innym razem. Póki co chce ten rok zakończyć bez rozgrzebywania dawnych spraw. Już dawno nie myślałam co tak naprawdę wprowadziło mnie w chorobę. Przynajmniej już nie pragnę wrócić z powrotem do anoreksji i wyglądać jak szkielet ;)

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

Witaj Underground :-)
To oczywiście najmniej interesujące, ale po ostatnich deszczach i wichurach, zrobiła się wiosna za oknem :-). Ciekawe czy doczekamy się śniegu w Begi?

Wtedy, kiedy byłem samotny i bezradny nie myślałem o tym, żeby sobie pomóc a wręcz przeciwnie. Ledwo potrafiłem się zmusić, żeby pójść do lekarza domowego. Natomiast telefoniczne umówienie się na wizytę u psychologa przekraczało moje możliwości. W końcu narzeczona mnie umówiła jak załapała, że mogłaby :-)
Wtedy nie potrafiłbym z nikim nawiązać kontaktu a przeprowadzić w miarę składną i logiczną rozmowę było niemożliwe. W swoim otoczeniu nie znalazłem nikogo, kto mógłby chociaż postarać się zrozumieć i dalej nie szukałem. To wcale nie jest takie proste zrozumieć, że ktoś ma depresję tym bardziej jeśli maskuje się własne emocje i o depresji mówi z uśmiechem na ustach :-) Inaczej nie potrafiłem.
Wydaje mi się, że to bardzo kiepski pomysł, żeby poznawać ze sobą dwie osoby cierpiące na depresję. Myślę, że wspólnymi siłami obie by się dobiły najlepiej jak się da. Druga osoba musi mieć już jakiś dystans do depresji, żeby móc wyciągnąć tą pierwszą.
Związek zdechł chociaż nie rozleciał się zupełnie. Wciąż mieszkamy razem i zajmujemy się dzieckiem, ale ten wielki dzień rozstania nadchodzi. Ciekawi mnie jedynie jak zmieni się jej stosunek do mnie i wszystkiego, kiedy wrócę do pracy i spłacimy część długów?
Zdarzyło się już, że chciałem faktycznie odejść chociaż nie bardzo miałem gdzie, ale wtedy okazywało się, że nie może beze mnie żyć a ja chciałem w to wierzyć. Oczywiście sielanka szybko się kończyła, no i się skończyła.
Faktycznie utrzymujemy kontakt bo jakieś specjalne rozmowy już nie wychodzą. Ja sam nie mam ochoty z nią rozmawiać i w zasadzie nie mam jej już nic do powiedzenia.
Obecnie wstępnie rozdzielamy obowiązki w razie faktycznego rozstania.
Pytasz, jak to się stało, że zdecydowałem się na terapię?
Po prostu pewnego niezbyt brzydkiego dnia, po wyjściu z domu nie byłem w stanie zmusić się, żeby dotrzeć do pracy. Do domu też nie chciałem wracać, więc poszedłem do lekarza i tak to się zaczęło. Decydującym zapalnikiem była sytuacja w pracy i w domu.I w zasadzie terapii nie miałem. Musiałem trochę pogadać z kimś kto miał czas, żeby mnie wysłuchać i trwać w ten sposób do następnej wizyty. Obecnie leczę się jedynie u neurologa, w końcu, nareszcie.
Oczywiście lekarka domowa namawiała mnie do pobytu w szpitalu, ale ja nie byłem w stanie skorzystać z tej opcji.
Poza tym jestem człowiekiem, do którego dosyć ciężko dotrzeć.
Z moim jedzeniem i apetytem dziwnie się dzieje. Obecnie mój apetyt wrócił prawie do stanu wyjściowego, czuli jem tylko tyle ile potrzebuję. Jeszcze niedawno nie potrafiłem sobie odmówić smakołyków a obecnie nie sprawia mi to problemu. Dlaczego tak jest to nie wiem. Chociaż mogę domyślać się, że to przez zmniejszoną dawkę Zyprexy. Ważne, że przestałem tyć :-)))
Natomiast wstręt do niektórych jedzonek pozostał. Dowiedziałem się ostatnio, że pasztetu z kaczki nawet nie powącham a świątecznego karpia przełykałem z wielkim trudem. Nie ma się jednak czym martwić bo można jeść masę innych rzeczy :-)
Piszesz, że nie chcesz wrócić do anoreksji, czyli rozumiem, że w zasadzie sobie poradziłaś? Pisałaś, że zdarza się, że jadasz obiad. Nadal tak jest?
Ja nareszcie nie jem prawie nic na śniadanie. Nigdy nie jadłem i bardzo tego nie cierpię. Źle się później czuję :-(
Robiłaś sobie jakieś postanowienia noworoczne? Bo ja nie :-)
Znalazłaś w końcu kogoś z kim możesz swobodnie porozmawiać, czy dalej szukasz zamknięta w sobie?
Rozumiem, że pilnie się uczysz i snujesz plany na przyszłość?
Mnie nauka nie wyszła. Miałem zamiar się dokształcić i zmienić zawód, i nawet rozpocząłem kurs, ale po przyjęciu pewnej dawki informacji umysł zaczął krzyczeć , że już nie ma ochoty i będąc zmuszonym do dalszego wysiłku zafundował mi dołek. I tak się skończyło dokształcanie.
Teraz jestem już w lepszej formie i mógłbym a nawet chciałbym kontynuować naukę, ale mój czas się skończył :-( Trzeba się wziąć do roboty i ratować domową skarbonkę.
No i znowu się rozpisałem.
Napisz co u Ciebie, jak było w święta i sylwestra? I oczywiście jak się teraz czujesz?
Pozdrawiam serdecznie ;-)

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość underground

Cześć!

Taaaaak pogoda cały czas jest przyjemna – pod tym względem się nie zmieniło :) Ale trochę śniegu mogło by spaść, kiedyś trzeba zacząć sezon na sporty zimowe. W tamtym roku zaczęłam swoją przygodę z nartami i nie mogę się doczekać pojawienia się na stoku :)

Dlaczego nie chciałeś skorzystać z pobytu w szpitalu? Tam przecież nie gryzą. Były jakieś konkretne powody Twojej decyzji czy przerażała Cię myśl, że będziesz musiał zostawić swoje dotychczasowe życie i poddać się leczeniu pod okiem specjalistów? A może bałeś się, że wizyta w szpitalu Ci pomoże i będziesz musiał zacząć inne życie niż to do którego byłeś już przyzwyczajony?
Wydaje mi się, że masz spory żal do swojej narzeczonej. Chyba jej jednak zależało na waszym związku skoro namawiała Cię żebyś nie odchodził. Ciężko się żyje z osoba która ma depresję. Może ją przerosło to wszystko. Nie chce jej tu bronić, staram się zrozumieć. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby nie pomóc w ciężkich chwilach komuś kto jest mi bliski.
Przez depresję masz wolne od prac? Długo jeszcze?
W ogóle to jak Twoje kontakty z innymi ludźmi? Potrafisz z nimi teraz normalnie rozmawiać, czy raczej ich unikasz?

Dobrze, że chociaż z tym jedzeniem Ci się unormowało :) Oby było jeszcze lepiej.

Źle się wcześniej wyraziłam, a propo moich chęci powrotu do anoreksji. Jeszcze jakiś czas temu co dziennie pragnęłam powrotu choroby do stanu, w którym ważyłam mniej niż 40 kg i podobałam się sama sobie. Przynajmniej kiedyś wiedziałam jaki jest mój największy cel i coś miałam pod kontrolą… Niedawno chyba do mnie dotarło, że jestem za słaba, żeby znowu się tak katować. Mam pewną granicę wagi, której nie mogę przekroczyć. Oczywiście zdarza się, że ją przekraczam ale moimi sprawdzonymi metodami szybko spadam do akceptowalnej wagi.
Z tymi obiadami jest tak, że zdarzy mi się zjeść jeden na 3 tyg. bądź rzadziej i to w takiej porcji, że bez komentarza ojca się nie obejdzie. To i tak duży sukces.
Czasami już jestem zmęczona odmawianiem sobie wszystkiego, jedzeniem tylko dwóch kanapek i jogurtu dziennie i nabierania sił do rozpoczęcia dnia gdy wiem, że moja waga wzrosła. Póki co dalej nie umiem tego zmienić :(

Wychodzę z założenia, że jakieś małe cele warto sobie wyznaczyć dlatego też mam dosyć sporo postanowień na nowy rok. Przede wszystkim muszę ograniczyć nadmiar spożywanej kofeiny, póki co dobrze mi z tym idzie :D Postanowienia co do mojego żywienia czy nastroju też mam, jednak nie nastawiam się na zbyt duży sukces. Haha Alpy mi się w tym roku marzą :D Zobaczymy jak wyjdzie.

Tak jak już wiesz przed sesją, a w trakcie zaliczeń jestem. Przychodząc wieczorem z pracy mam czasem taki intelektualny pustostan, że ostatnią rzeczą o jakiej myślę to siedzenie nad notatkami. No ale trzeba się spiąć!
Mi zawsze powtarzali, że na naukę nigdy nie jest za późno więc jeżeli będziesz miał okazję na swoje dokształcanie to warto. Nawet jeżeli miałbyś to zrobić dla własnej satysfakcji czy rozwoju zainteresowań. Przynajmniej COŚ się robi. Mniej jest czasu na zbędne rozmyślanie ;)

Szukać nie szukam żadnych towarzyszy do „głębszych” rozmów. Zbyt wiele cierpienia i rozczarowania to wymaga… A w moim wypadku wychodzi tak, że im bardziej chce tym większe prawdopodobieństwo, że nic z tego nie wyjdzie.
Podczas jednej krótkiej konwersacji na początku roku, kiedy to znowu czytałam że jestem na wszystko anty i żebym się czasami uśmiechnęła, wyznałam znajomej, że zmagam się z anoreksją i mam stany depresyjne. Jaka jest różnica przed zwierzeniem, a po? Taka, że czuje się psychicznie jeszcze gorzej! Jakbym mówiła o katarze albo gorączce, hah. Trochę się rozczarowałam, trochę posypałam. Także rozmówców jak nie miałam tak nie mam :)

Tym razem ja się rozpisałam.
Trochę zwlekałam z tą wiadomością. Napisz co teraz u Ciebie słychać. Jak samopoczucie? Może warto wspomnieć pani neurolog o Twoich emocjach i ich wahaniach?

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Witaj Underground !!!
Nie wspominajmy już o przerwie w pisaniu tym razem... :-(((

A mnie właśnie ciekawi mnie czy w końcu wybrałaś się na te narty? Może kiedyś i ja się skuszę?
Pytałaś dlaczego nie chciałem skorzystać z pobytu w szpitalu.
Z wielu powodów nie potrafiłem się na to zdobyć. Było to w trakcie dopuszczania do siebie myśli o chorobie. Nie potrafiłem tak określić samego siebie bo tego bym nie zniósł. Wtedy taka wizja oznaczała coś czego nie da się już naprawić.
Bardzo potrzebowałem wtedy obecności rodziny po to, żeby jakoś budować jakąkolwiek motywację do życia w ogóle. Nie ważne wtedy było, że to jedynie złudzenie. Lepsze niż nic a pobyt w szpitalu odebrałby mi to na jakiś czas bliżej nie określony i skończyłoby się to bardzo źle.
Lekarka i psycholożka nie potrafiły mnie zapewnić, że ze szpitala na pewno wyjdę zdrowy.
Sam fakt , że poszedłem do lekarza i mówiłem o depresji oznaczał to, że właśnie się poddałem i przestałem walczyć ze swoimi "słabościami". Szpital oznaczał wtedy dla mnie zupełną rezygnacje z życia.
Nawet dzisiaj nie mogę powiedzieć, że pobyt w szpitalu byłby wtedy dla mnie dobrym rozwiązaniem.
Sposobów na skuteczne pozbawienie się życia jest naprawdę bardzo dużo i można nawet bez specjalnego wysiłku zabić się będąc w kaftanie przykutym do łóżka. I wtedy kiedy naprawdę chce się umrzeć ból przestaje być bolesny.
Natomiast pragnienie śmierci w depresji jest naprawdę bardzo silne. Nie chodzi już o przeżywane cierpienie bo można posilić się wiedzą, że w końcu będzie jego koniec. Brakuje jednak jakiejkolwiek perspektywy już nie na zmiany, ale w ogóle możliwość przetrwania kryzysu.
Piszesz, że mam żal do obecnie już Ex narzeczonej. Faktycznie tak było bo ona akurat mogła bardzo wiele zmienić i bardzo przykre było to, że ważniejsze były i tak wakacje, ubrania, kosmetyki i kosmetyczki, samochód i kawa Nespresso. Obecnie nie czuję niczego pozytywnego ani negatywnego do tej osoby. W zasadzie to jest mi jej żal.
Nie wiem na czym jej zależało, kiedy mówiła, że nie może beze mnie żyć. Na pewno nie na tym, żebym wyzdrowiał :-)
Poza tym nie chodzi o to, że ona mi nie pomagała stanąć na nogi w żaden sposób, ale o to, że robiła co tylko mogła, żebym tylko nie zapomniał, że wszystko to tylko moja wina.
Tutaj w Belgii na depresję można otrzymać zwolnienie lekarskie. W moim przypadku było to konieczne bo do pracy nie byłem w stanie się już zmusić wyjść.
Jak długo jeszcze? Nie wiem. Aż mnie przestanie skręcać na myśl o tym, żeby zająć się czymś co robiłem wcześniej? Na myśl o nawiązywaniu nowych znajomości, dopasowywania się do kolejnych durni w pracy? Brrrr. Można by długo wymieniać.
Przypuszczam, że za pięć miesięcy rozpocznę nową pracę. A może i wcześniej?
Z tymi osobami, które znałem wcześniej nie utrzymuję w ogóle kontaktu obecnie. Wcześniej jeszcze tam kogoś widziałem no bo to byli "nasi" znajomi, ale i tak nie miałem o czym rozmawiać. Sak jakoś nie trafiłem na kogoś, kto by mnie wtedy zainteresował swoją osobą. Jednak w ostatniej pracy nawiązałem całkiem dobry kontakt z kolegami, ale przyszła depresja i nic z tego nie wyszło dalej.
Rozmowy ogólnie nie sprawiają mi już problemu oprócz gadania o mojej depresji. Nie ma czego żałować bo i tak mało kto łapie o co w tej chorobie chodzi :-)

W każdym razie jest lepiej. Zniosłem zdradę i rozstanie. Daje sobie radę z ograniczonym kontaktem z synkiem. Czasami udaje mi się nawet napisać coś konstruktywnego na forum :-)m chociaż ostatnio nie bardzo.

Tak wiele rozgrywa się w samych emocjach poza świadomym rozumem. Może kiedyś będę potrafił to opisać, opowiedzieć? Poza tym to nie tylko emocje.
Tak czy owak i tak brakuje mi czasu na wszystko a lepsze momenty są zbyt krótkie.

Napisz co u Ciebie, jak w pracy i na studiach?
Dajesz radę z kontrolą wagi? :-) Mam nadzieję, że tak.

Pozdrawiam Cie serdecznie i do przeczytania!

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Wierz mi, że gdybym potrafił wyrzucić z siebie ból tak jak wielu ludzi, zrobiłbym to.
Zbyt wiele tego co się dzieje we mnie przybrało jakąś dziwną formę emocji pozbawionych nazw i przynależności.
Masy myśli nie potrafię opisać bo nie zlepiają się w jakąś logiczną komunikatywną całość.
Miałem ochotę wczoraj trochę po pisać o śmierci, gdzieś, jakoś, ale co tak naprawdę mogę powiedzieć? Nie chcę nikogo obciążać swoimi myślami, są bardzo niezdrowe, trudne.
Gdyby to tylko chodziło o te wszystkie problemy, które można prędzej czy później rozwiązać to byłoby w miarę proste. Trochę tych problemów jest, trzeba trochę czasu i wysiłku a jak się czegoś nie da można to zostawić innym do rozwiązania. A potem będą kolejne i następne, i można z tym żyć, i dalej sobie jakoś radzić.
Jutro dzień wolny. Nareszcie pobędę sobie w samotności. Nie mam nic specjalnego do zrobienia, nawet nie chcę.
Po jutrze powinien być u mnie syn, ale nie wiem co Ex zaplanowała bo akurat będzie miał czwarte urodzinki i prawdopodobnie zrobi mu przyjęcie z dziećmi więc go pewnie zobaczę dopiero w piątek.
Potem prawdopodobnie trochę po pracuję.

Problem jednak w tym, że przy każdej sposobności kostucha mami spokojem i ciszą. Wierz mi, że ta biel jaka spowija możliwość niebycia stała się już dawno temu atrakcyjniejsza niż to co ma do zaoferowania życie.
Przestałem się bać. W natłoku myśli jakie przewalają się przez moją głowę wyłączenie tego wszystkiego na dobre to baaardzo ciekawa i kusząca opcja.
Teraz, przez ostatnie lata, przy życiu utrzymał mnie mój syn.
Dzisiaj nie znajduję już nic na tyle ważnego bym mógł sobie powiedzieć, że gdzieś tutaj jest dla mnie miejsce. Żal mi jedynie mamy, zostałaby zupełnie sama.
Czasami jeszcze pojawiają się te pozytywne emocje i strony. Chwytam co mogę, zajmuję się czymś na tyle ile mogę. Nawet pozwoliłem sobie na zakochanie, hi hi hi w zbyt młodej osobie, żeby to miało jakąkolwiek przyszłość. Nie, naprawdę nie ma przyszłości dla tego co powstało.
No i przy okazji właśnie siedzę prawie godzinę próbując jakoś poukładać te myśli, wybrać to co chcę napisać i potrafię.
Nie wiem co jeszcze chciałbym powiedzieć.
To wszystko we mnie jest takie nie istotne, nie warte uwagi.
Właśnie niechcący znalazłem muzykę kogoś kto odbiera na podobnych falach :-)
Z przyjemnością wyłączę się na chwilę.
Jutro będzie kolejny dzień. Jeszcze jeden cholerny dzień!

Miałem w sobotę zadzwonić do byłego przyjaciela, tak się umówiliśmy, kiedy do mnie zadzwonił, ale jakoś nie znalazłem na to czasu, dzisiaj też nie i naprawdę mam to gdzieś. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.

Zabawne jest to, że mój stan w dużej mierze z miesiąca na miesiąc poprawia się, że kilka dni temu zapamiętałem datę urodzin, którą miałem wpisać i po pięciu minutach jej nie zapomniałem, że coraz łatwiej mi się skupić na czymkolwiek, że z powrotem potrafię dodawać, dzielić, mnożyć, że mam coraz więcej energii, że jestem coraz mniej zmęczony i znużony, że częściej się uśmiecham, że potrafię coś zaplanować, samodzielnie umówić się na wizytę, pamiętać o rachunkach i innych codziennych pierdołach i już sam nie wiem co jeszcze , i
z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej.
A jutro i tak będzie następny dzień.

Pa!

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Skoro się naczytałam, to i wtrącę się między wódkę i zakąskę.
Po pierwsze robicie błąd pisząc, że nie macie z kim porozmawiać o swoich problemach, że nie macie takiej osoby, która wysłucha i zrozumie, chyba że to kokieteria.
Piszecie tutaj ze sobą już ponad rok, z jakimiś przerwami, ale wracacie, więc to nie jest tak że nie znajdziecie osoby z którą możecie złapać porozumienie.
Tak to wygląda jakbyście oboje byli ofiarami oczekiwań. Underground swoich, a InnyInna cudzych?
Czytając Ciebie Undergound widzę dziewczynę pełną energii, pomysłów, zajętą różnymi sprawami, pracującą, mającą znajomych i towarzystwo do wspólnych wypadów, ale niewidomą. Jestem w stanie zrozumieć, że Twój wygląd Cię nie cieszy, że Twoje życie Ci się nie podoba, że brak Ci bliskości i takiej prawdziwości relacji, wzajemności i to że czujesz się z tym bardzo źle, ale nie rozumiem jak to jest że przyrównując się do innych widzisz swoje życie nieciekawym, wybrakowanym. Tak jakbyś wyłapywała z otoczenia wszystko to co najlepsze w ludziach i ich życiu ale nie widziała, że oprócz tego cała reszta jest nieciekawa, szara, standardowa. przykadowo: Hania ma przepiękne nogi, Ty takich nie masz, ale że Hania ma krzywy nos, nie ma pracy, przeżyła dramat po rozstaniu z chłopakiem, to jakoś Ci umyka gdy przystawiasz /przyrównujesz Hanię do siebie. Potem Adam który świetnie jeździ samochodem i zdobył mistrza w jeździe na kilometr slalomem, no Ty tak nie potrafisz. Potem Marta, która się zaręczyła, a Ty nie.
Dziwne, a może nie, ale ja tu widzę osobę która często przyrównuje się z innymi i najczęściej przyrównuje do takich cech, lub osiągnięć, które są dla niej nieosiągalne (choćby ten wzrost), ale nie widzi wielu swoich zalet, których niejeden by mógł pozazdrościć i być może zazdrości. Będąc kobietą średniego wzrostu a nie mam 170 często czuje się za wysoka, zwłaszcza na obcasach, pośród moich koleżanek, które mają po niecałe 160. Więc ten wzrost Twój to dla mnie jakiś troche mniejszy/ niższy ( o 2-3cm) standard a dla Ciebie jedna z wad. Gdybym miała wybierać to wolałabym mieć 155, jak 180, bo kobiecie bardzo wysokiej a co często idzie z grubym kośćcem trudniej jest znaleźć sobie faceta i poczuć się kobietą, jak drobnej " calineczce", które oni ( mężczyźni) w większości lubią, bo mogą się nimi zaopiekować. Z opisu ważysz za mało i spokojnie na 5 lub 10kilo mogłabyś sobie pozwolić. Ale też widzę, że teorię w kwestiach żywieniowych masz opanowaną i gdybyś na siebie spojrzała jak na osobę, której miałabyś pomóc, to rozpisałabyś dla niej świetny i zdrowy jadłospis, po którego stosowaniu wyglądałaby o niebo lepiej, a przede wszystkim byłaby zdrowsza. No ale Ty sobie nie pomożesz, tak jak większość z nas, którzy próbujemy pomagać innym. Bo jak sie mówi łatwiej innym, bo się patrzy z boku. Tylko kto jak nie Ty sama możesz sobie najlepiej pomóc dziś? Bo jutro może pojawi się ktoś, kto Cie otrzezwi, ożywi, pocieszy, poradzi, a może ta osoba pojawi się za miesiąc, a może za dwadzieścia lat. Czy warto czekać, czy może warto, mając już zasób potrzebnej wiedzy, podjąć się pomocy samej sobie?
W Twoim przypadku, tak jak pisałaś potrafiłaś innym doradzić, przychodzili do Ciebie po pomoc, zawsze mogli na Ciebie liczyć. I ja się też w tej sytuacji moge odnaleźć. Można sobie zadać pytanie czemu tak robiłaś/robisz, czy dlatego że się wczuwałaś w ich położenie i chciałaś pomóc, czy chciałaś się " popisać" swoimi umiejętnościami dedukcji, czy kierowałoTobą współczucie itp i najważniejsze na koniec, czy te metody skutkowały? Czasem człowiek się nagada, napisze a to wszystko to tylko strata czasu i nic z tego nie wynika. Możnaby powiedzieć, że nie zawsze musi coś z tego wynikać, ale jednak z reguły chciałoby się, aby coś z tego było na plus.
Może spróbuj sobie zrobić teścik czy coś w tym stylu i spisz na kartce trzy wersje dotyczące siebie samej, zalety, wady, odczucia, pierwsze wrażenie.
1. Jesteś dla siebie obcą osobą. Stań z boku i przypatrz się sobie, popatrz na siebie jak na obcą osobę, co byś o sobie powiedziała? Jakie navTobie wywarła pierwsze wrażenie ta dziewczyna? Jakie zalety widzisz w tej dziewczynie, a jakie wady? Jakbyś ją scharakteryzowała, przecież jej nie znasz, ale widzisz jak" wibruje" na zewnątrz.
2. A teraz ta dziewczyna jest Twoją przyjaciółką, jakie ma zalety i jakie wady?
A skoro jest Twoją przyjaciółką i to najbliższą, to znając ją i wiedząc jakie ma problemy, co byś jej poradziła?
3. A teraz patrzysz w lustro i widzisz siebie, co o sobie powiesz, co o sobie mówisz?
A teraz robiąc podsumowanie, czy te trzy opisy są podobne?

Twoja mama Cie krytykuje i krzyczy. Czy to jej jedyny sposób na kontakt z Tobą? Czy gdy się tak nie zachowuje zwracacie na siebie uwagę? Gdy jest wszystko w porządku macie jakiś kontak? Czy próbowałaś kiedyś sprostać jej oczekiwaniom; ścielić łóżko, zmywać " paluchy" z lusterka itp. i jeśli próbowałaś jaka jej reakcja była? Dlaczego ona się tak zachowuje? Czy zaczęła się tak zachowywać teraz, czy zawsze taka była? Czy to dla niej chcesz być coraz mniej widoczna, zniknąć?
Ktoś jeszcze Cie tak krytykował, motywował, wymagał, a najważniejsze porównywał z innymi? No i za co siebie tak karzesz?

InnyInna coś kiedyś napisałeś o sowim związku, że Twoja kobieta gdy w sylwestra siedziałeś bodajże przed komputerem już kompletnie zwątpiła w przyszłość tej relacji i wtedy nastąpił rozpad - nie dziwiłam jej się. ( Czy wtedy już byłeś zakochany w innej?) Napisałeś też że ważne dla niej kosmetyczki, kosmetyki, wakacje, zabawa- tu jej się połowicznie dziwię. Może ona zwyczajnie chciała abyś był ciałem i duchem przy niej, a miała tylko ciało, a to jest bardzo bolesne, bo musiała się czuć osamotniona. Świetnie piszesz, ale z tego co opisujesz słabo wychodzi Ci komunikacja w realu i z bliskimi, może rozmowa na piśmie by coś pomogła. Ja nie wiem jak to jest, że człowiek potrafi prędzej coś z sensem napisać, albo zrozumiale ubrać w pisane słowa swoje uczucia, jak okazać je w realu. Może to coś ciągnie się z dzieciństwa? Może byłeś wrażliwym dzieckiem z chłodnymi (na zewnątrz) rodzicami i nauczyłeś się, że okazywania uczuć i w ogóle uczucia, to coś co nie powinno oglądać światła dziennego. Nie będę tutaj wymyślać, bo już psychologów naodwiedzałeś i konkret i podstawy musisz mieć, a nie pseudo analizę. Ale troche tak wyglądasz jak zagubione duże dziecko z milionem znaków zapytania, dziecko które chce płakać, może wtulić się, ale mu łzy ugrzęzły gdzieś głęboko w gardle? Pytanie za czym chce tak płakać, co się stało, albo co się nie stało? Do tego za dużo oczekiwań, za dużo obowiązków, za mało okazywanych uczuć i wszystko zmiksowane i nieprzystające do siebie. Piszesz że nigdzie nie czujesz się jak u siebie. Wiem co to znaczy czuć się nie na miejscu " co ja tu robię" , każdy pewnie miał to chociaż raz, ale żeby takie uczucie towarzyszyło na codzień, to musi być okropne. No ale to jest chyba brak poczucia bezpieczeństwa, ale też poczucie bycia niechcianym, nierumianym, niekochanym ( przez nikogo i nigdzie?).
Męczą Cię i wyczerpują nakazy od życia, powiedziałabym obowiązki, które są nakazywane odgórnie. Zauważ, że Twoje życie jest podporządkowane, tak jak każdego z nas, ale Ciebie wydaje się to bardzo Ciągnąć w dół. Czy Ty nie czujesz się jak marionetka na sznurkach, która ma wykonywać przykazane ruchy, ale że ta marionetka ma jeszcze jakieś odruchy obronne to się zapłatała i ani tak, ani tak?
Tak czytając, to powiedziałabym - wolno Ci wszystko, oprócz odebrania sobie życia. Dziecko nie uważam, że powinno być celem dla człowieka/rodzica, ale rodzic nie może też być czymś, co stanie się przeszkodą dla rozwoju tego młodego człowieka w jego dalszym życiu, a niewątpliwie tata który skończyłby z sobą, złamałby życie dziecku. Piszesz też o mamie i dobrze. Te białe, ale tak naprawdę czarne myśli nie mogą gościć w Twojej głowie i to jedyne myśli, które nie powinny Ci się kojarzyć ze spokojem, bo jesteś połączony krwią z matką, z synem, więc spokoju i białej damy czy innego czegoś w jasności nie będzie, będzie nieogarnięte i nieprzebrane cierpienie, którego nic i nik nie ukoi! Będzie milion znaków zapytania, na które już nikt nie da odpowiedzi i będzie trauma, straszliwa trauma, o wiele gorsza od tego w czym teraz tkwisz Ty.
Źle Ci, czujesz że czegoś nie możesz, że już nie możesz, próbuj, nie próbuj, rób co chcesz, krzywdy nikomu nie zrobisz jak zrobisz coś głupiego. Zakochałeś się kup kwiatki i wyznaj uczucie, zbłaźnij się, wyjedź na misję, zostań pustelnikiem, jak wiesz że Twoi bliscy będą mieli dach nad głową i co do garnka włożyć zajmij się sobą, bądź wolny. Czy to Ci pomoże, czy tego chcesz, czy to by Cie uszczęśliwiło? Świadomość, że nic nie musisz, że świat stoi otworem, a Ty chcesz i możesz?

Odnośnik do komentarza

Od ponad dwóch godzin nie robię nic innego jak tylko zastanawiam się czy pisać, nie pisać, o czym, o czym nie.
Znowu mnie dławi z powodu wspomnień.

W takich niezbyt miłych sytuacjach doradzam, żeby nie być samemu.
A ja właśnie jestem ale to mieszkanie jest tak cholernie nisko!
Do reszty trzeba trochę czasu i mogę się rozmyślić.

Jest jednak szansa, że za chwilę pojawi się błoga obojętność.

Jutro kolejny dzień.

Kiedyś przez chwilę w moim życiu była osoba do której mogłem zadzwonić i poprosić, żeby powiedziała coś zabawnego. I ona to właśnie robiła i gdzieś to wszystko sobie odchodziło i mogłem sobie jakoś poradzić.
Od dawna jej tutaj już nie ma. Nie mam do niej numeru do Polski a przydałby się.

Jeszcze chwilę po rozcieram oczy i może przejdzie. Może leki uspokajające coś pomogą.
Zaraz spróbuję.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Co Cie tak męczy z tej przeszłości?
Czy ta przeszłość zamknęła Ci przyszłość?
A ja w takich przypadkach radzę spacer długi spacer, albo wyjście na kijki ( nordic) albo rower, albo bieganie jak sie ma kondycję. Koniecznie na dwór i powietrze.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Wielkie doły przychodzą i odchodzą, każdy kto pozaliczał o tym wie. Wie też, że potem patrząc z perspektywy nie wyglądają na tak głębokie i czarne jakie były, więc jak już przyjdzie i człowiek zacznie się w tym taplać, to przywołać do siebie myśl taką, że za godzinę, dwie, a może jutro to już nie będzie taki dramat i że to co czuje sie teraz jest przejściowe, a jak przejściowe to skrzywione, a jak przejściowe i skrzywione, to ta rzeczywistość nie jest taka, jaka w tej chwili.

Odnośnik do komentarza

Smutek, przygnębienie, żal, samotność, niezrozumienie, niesprawiedliwość, poczucie winy a nawet rozpacz. Faktycznie z perspektywy czasu to bzdury. Nawet w najgorszych momentach wystarczyło się upić, żeby doła nie było.
I to naprawdę były bzdury.
Teraz jest inaczej, ale na szczęście jak do tej pory włącza się bezpiecznik i z wielką przyjemnością oddaję się obojętności. Trzeba tylko jakoś przetrzymać ten najgorszy moment.
Właśnie dowiedziałem się, że tabletki uspokajające pomagają. Ciekawe.
No nic, jutro prawdopodobnie będzie kolejny dołek.

Jakkolwiek by na to wszystko nie patrzeć to faktycznie ponoszę odpowiedzialność za to wszystko co się do tej pory wydarzyło. Nie ma co się czepiać biednej Ex.

W każdym razie dzięki.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

A teraz to dramatyzujesz i przeginasz.
Za rozpad związku z reguły odpowiedzialne są obie strony i chyba każdy to wie. Nie piszesz o jej przewinieniach, to nie ma się czego czepić. Jak pisałeś o sylwestrze to mi się skojarzyło z moimi niektórymi " zabawami" sylwestrowymi. A facet bezwiednie wpatrzony w komp, lub tv i mało obecny w realu no sam pomyśl.
Napisz coś o niej to się czepnę :p
Spacerek był? Pomaga.

Odnośnik do komentarza

Dlaczego dramatyzuję i przeginam?
Próbuję powiedzieć, że to co się ze mną dzieje trudno nazwać dołkiem. Dołek to jest później i wcześniej. Wczoraj cieszyłem się, że taki atak nie trwał dłużej niż jakieś pięć minut.

Sam sobie naważyłem piwa i to nie dramat a szczera prawda.
O Ex nie chce mi się opowiadać. Nie ma o czym.
Nie chce mi się o niej myśleć.

Spacerku nie było i nie będzie. Nie lubię chodzić bez celu. Za dużo wtedy myślę.

:-)

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Z drugiej strony ciężkiej depresji nie doświadczyłam, więc właściwie nie wiem co może pomóc bo na dłuższą metę domowe sposoby to chyba nie to.
Ratuj sie, ratuj sie przy pomocy ludzi, którzy się na tym znają, bo to co piszesz nie napawa optymizmem, a żyć trzeba i musi to być lepsza jakość od tej dotychczasowej.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...