Skocz do zawartości
Forum

Jak poradzić sobie po nagłym końcu związku?


grudniowa

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
Przez pewien okres, a mianowicie spotykałam się z osobą, która po pierwsze mieszkała ok 400 km ode mnie, po drugie była w trakcie rozwodu, a była żona opiekowała się ich bardzo niepełnosprawnym dzieckiem. Wszystko było pięknie, a wręcz cudownie, codzienne rozmowy, wspólne dzielenie czasu (pomimo tej odległości) na telefonie co jakiś czas spotkania. Trwało to pół roku, pewne dnia musiał jechać do Warszawy, wiedziałam po co, z dzieckiem, stan się pogorszył, przez ten czas mieliśmy kontakt, informował mnie co i jak. Po powrocie zadzwonił do mnie i mówił, że nie wie co ma robić, że życie mu sie przewróciło w ciągu kilku dni, dziecko jest w bardzo złym stanie, pani psycholog od dziecka powiedziała, że to wina ojca, bo za mało czasu tam przebywał, że musi z nią częściej bywać, aby sie rozwijała, że on nie wie co robić, że mu cieżko, ale że już nie możemy tak dłużej, że jego zycie skazane na samotność, myślał, że już mu sie wszystko poukłada, a w parę dni życie sie wywróciło, że lepiej teraz jak zaprzestaniemy to wszystko, bo później będzie gorzej, przepraszał że pojawił sie na mej drodze, PŁAKAŁ mi do telefonu, że jemu też ciężko, że ja sobie życie poukładam, że czas minie i będzie dobrze, że kiedyś się spotkamy, itp on teg nie chciał, ale musiał.... a mi jest ciężko, minął tydzień, a ja nie umiem sama ze sobą być, a wśród znajomych to nawet śmiać się nie umiem, szukam zajeć: siłownia, basen itp ale to na chwilę pomaga, wracam do domu i myslę .... pwiedział, że ja znajdę kogoś (płakał jak to mówił)że nie mogę mieć kogoś po przejściach, że ułożę sobie życie, a on musi być z córką ..... chyba uczę sie żyć sama ze sobą, codziennie walczę ze sobą, aby trwać ..... czuję jego zapach, dotyk,nie wyobrażm sobie aby ktoś inny mógł mnie dotykać ..... :(

Odnośnik do komentarza
Gość zrujnowana

nie umiem poradzić sobie z tęsknotą po rozstaniu... nie umiem żyć, jakoś robię wszystko i ciągle myślę o nim, we wszystkim, co robię jest on... a wiem, że mnie nie chce. Chcę uciec gdziekolwiek. Jak stłumić w sobie te uczucie? jak zacząć żyć?

Odnośnik do komentarza

Proszę o radę, wcześniej już tutaj pisałam, może powiem w skrócie rozstał sie w lutym ze mną facet który nie jest ze swoja żoną, maja dziecko niepełnosprawne. Płaci alimenty, powiedział, że nie możemy być razem bo ja nie mogę sie z kim takim zwiazać, że ja mam czystą kartę i całe zycie przed sobą itp dzieli nas 400 km, było jak w bajce na początku, do czasu rozstania. Od tego czasu czasami do niego napiszę, odpisze... Teraz moje pytanie: wyjeżdżam na week majowy w jego strony, on wie, mamy się spotkać, ale się boję nie wiem czy jechać czy dobrze robię, chcialabym tylko pogadac, upewnić się, że to na pewno koniec, bo skońćzyliśmy w lutym przez telefon, wtedy mi płakał do telefonu itp Nie wiem czy dobrze robie, czy jechac czy nie, jadę sama, bez znajomych .... boję sie ale zarazem chcę tego spotkania... co mam robić ?

Odnośnik do komentarza
Gość annneetpol

.Proszę o radę, wcześniej już tutaj pisałam, może powiem w skrócie rozstał sie w lutym ze mną facet który nie jest ze swoja żoną, maja dziecko niepełnosprawne. Płaci alimenty, powiedział, że nie możemy być razem bo ja nie mogę sie z kim takim zwiazać, że ja mam czystą kartę i całe zycie przed sobą itp dzieli nas 400 km, było jak w bajce na początku, do czasu rozstania. Od tego czasu czasami do niego napiszę, odpisze... Teraz moje pytanie: wyjeżdżam na week majowy w jego strony, on wie, mamy się spotkać, ale się boję nie wiem czy jechać czy dobrze robię, chcialabym tylko pogadac, upewnić się, że to na pewno koniec, bo skońćzyliśmy w lutym przez telefon, wtedy mi płakał do telefonu itp Nie wiem czy dobrze robie, czy jechac czy nie, jadę sama, bez znajomych .... boję sie ale zarazem chcę tego spotkania... co mam robić ?

To było rozstanie z jego strony z rozsądu, a nie że coś do mnie przestał czuć ..... a to najgorsze co moze byc

Odnośnik do komentarza

Od czasu rozstania on nie utrzymuje ze mną kontaktu. jak ja napisze, owszem odpisze.... sama nie wiem czy jechac. Niepelnosprawne dziecko to teraz chyba jego piorytet, mowil, ze on musi z nim na rehabilitacje jezdzic, tam jest mase innych problemow ktorymi nie chce mnie obarczac, tak naprawde nie miszka z nią,ale nei ma rozwodu, mieszka z rodzicami, wogole ma zamiar wyjechac, jest żołnierzem zawodowym, (na misję) sama nie wiem co robic ..... nie wiem.... duza czasc osob mowi, ze mam jechac ale tak samo tyle osob mowi, ze mam nie jechac.... moze gdybysmy blizej mieszkali to byloby latwiej ? nie wiem.... ale przeciez gdyby jednak mu zalezalo to moze odezwalby sie od czasu rozstania ? on nie wie kiedy mu sie sprawy poukladają wyprostują tzn z rozwodem, i ze niby ja nie moge byc z kims z przeszloscia itp

Odnośnik do komentarza

nie wiem co zrobić:
nie wiem jak on zareaguje:
przecież gdyby chciał to by sie odezwał:
moi rodzice nie wiedzą o jego przeszłości:
ja już sama nie wiem .....
Po rozstaniu pare dni pisalam, mu ze da sie to wszystko poukladac, a on tylko mi powiedzial, ze mamy zostawic to tak jak jest: czyli rozstanie. Wogole jak z nim bylam, mowil, ze mi nic nie moze obiecywac, ze wszystko na spokojnie itp ale za nim pojawil sie problem z jego corka, bo nagle sie stan pogorszył, to mowil, ze mnie powaznie traktuje, tylko musi zycie sobie poukladac, (tak mowil mojemu kumplowi) sam tak naprawde nie rozmawialismy nigdy o jego sytuacji, ja nie nalegalam. Mial plany wspolnych wakacji itp i nagle pryslo.... mam dylemat, czy nie lepiej zostawic to tak, pomimo, ze czasem żal, boje sie ....

Odnośnik do komentarza

To nie jedź :) . Tak gdyby mu zależało odezwałby się. decyzja należy do Ciebie. Skoro tylko Ty się odzywasz to ...odpowiedz sobie sama. I jeszcze jedno ..dojrzały facet tak nie postępuje skoro. Nie rzuciłaś się na niego i nie zmuszałaś do niczego.Opieka nad dzieckiem nie powinna Ciebie skreślać, jedno nie przeszkadza drugiemu.Jeśli by chciał z Tobą być ...byłby. A może przestań się odzywać do niego ?

Odnośnik do komentarza

Tak racja też mi to powtarzają inni: jakby chciał to byłby z Tobą... a może on tak dla mojego dobra sie nie odzywa... ja piernicze... chyba teraz staram się go usprawiedliwiać :( ja nie wiem czy chcę jechać czy nie :( jedni mówią abym jechała i się przekonała... przy rozstaniu mówił, że mnie nigdy nie zapomni, itp itd ale myśląc racjonalnie to gdby tak naprawde mu zalezało to by się to pogodziło, a on tak naprawdę od początku nie chciał mi nic obiecywac :(

Ja chyba sie bardziej samotnosci boję, 26 lat - samotna : praca dom, praca - dom ..... nic mi innego nie pozostało :(

Płakać już nie umiem, ale mam straszne napady i zmiany nastroju ....

Odnośnik do komentarza

Nie rzucałam się na niego, nie wymagałam, .... jest wiele też takich negatywów, ale i wiele pozytywów jego osobowsci.... a moze predzej boje sie osamotnienia, ze nikogo nei znajde, ja sie panicznie samotnosci boję.... teraz tak vegetuję: prac - dom, nie widze w niczym sensu: czy dziś jestem czy nie, nei mam dla kogo ... :(

Odnośnik do komentarza

Ogarnij się no co Ty wypisujesz ?
Życie jest naprawdę cudne, masz pewnie znajomych, przyjaciół ?
Wyciagnij rękę do nich wyjdź z domu, może poznasz kogoś bardzo fajnego. Uśmiechnij się przede wszystkim :). Jestem starsza od Ciebie i absolutnie o tym nie myślę ;) Wiem, że gdzieś czeka ktoś ;) .Użalanie się nad samotnością w niczym CI nie pomoże. Niech się zajmuje dzieckiem sama nie wiesz co on tak naprawdę tam wyprawia , jakie są jego problemy. Masz ochotę spotkaj się nie masz zostaw to i zamknij drzwi za nim :) . Mamy coś takiego jak intuicja ;)

Odnośnik do komentarza

Wiesz, co do znajomych, przyjaciół: wszystko sie rozsypało - pozakładane rodziny mają, małe dzieci, spotkania od czasu do czasu w domowym gronie przy dzieciakach. Także to odpada ;-) a sama mam wszedzie chodzić, to małe miasteczko ... No tak jestes starsza, i zapewne masz większe dośiwadczenie, ale chyba wyczuwam niechęć do tego Pana z Twojej strony ;-) ale co racja to racja, powinno być face to face, chcialabym odzyskac w sobie ten optymizm, ja zawsze bylam pełna energii, wesoła, uśmiechnięta, wszędzie gdzie nie weszłam, a teraz robię to z przymusu grrr, że by nie pytali sie co mi jest. Pracuję z ludzmi, także mam z nimi codziennie do czynienia ;) Trzeba sie w garść wziaść, ale jakoś brak mi kopa, a co do spotkania sama nie wiem, wiesz, raz mam ochote raz nie, ale chyba bardzie pokazac sie, od tego czasu zeszczuplałam trochę, chcialabym byc taka pewna przy niem, że jest oki itp, ale z drugiej strony chcialabym jeszcze raz sprobowac, ale nie wiem czy juz umialabym tak sam się cieszyć ;) Nooo chyba nieżle mam namieszane w głowie ;) Czuje się jakby mnie ktoś pacnął w głowę czymś mocnym, a ja nie umiem się ocknąć ;) tutaj nie mam z kim wyjść, tak jak pisałam, przyjaciele, znajomi, wszyscy maja malutkie dzieci, rodziny, itp

Odnośnik do komentarza

Mój post zapewne nie jest pierwszym tego rodzaju, jak i ostatnim. Niestety, "to" dopadło też mnie.

Mam 20 lat, ok. 4,5 miesiąca temu rozstałem się z dziewczyną. Byliśmy razem zaledwie półtorej tygodnia, ale nim ktoś powie, że przecież to tyle co nic, pragnę nadmienić kilka rzeczy:
a) Znamy się o wiele dłuższej, od bardzo dawna coś do niej czułem, a jakieś trzy miesiące przed "zatwierdzeniem" naszego związku "coś" między nami zaczęło rozkwitać
b) Był to mój pierwszy związek i... mimo, że do niczego między nami nie doszło, brakuje mi jej.
Powtórzę, brakuje mi jej, pomimo tego, że to już prawie 5 miesięcy, a także tego, że od dwóch miesięcy jest już z kimś innym. Ja... nie potrafię się pozbierać. Są chwilę, gdy wydaje mi się, że jest lepiej i tak wydaje się przez tydzień-dwa, a potem wszystko wraca.

Rozstaliśmy się przez głupotę. Byliśmy razem, ale poza chwilami, gdy leżeliśmy u mnie wtuleni, nie czułem tego. Czułem się nieistotny, bo... tak byłem traktowany. Wreszcie... nie wytrzymałem i zerwałem, co gorsza przez SMSa, bo ona nie miała wówczas nastroju się ze mną spotkać. Ktoś powie, że to było niedojrzałe i pewnie będzie miał rację, sam zawsze dziwiłem się ludziom, którzy tak robią, uważałem ich za tchórzy. U mnie jednak (wierzcie lub nie) nie wynikało to z tchórzostwa, ale... z wrażliwości, z faktu, że było mi cholernie źle, a druga strona miała to totalnie w poważaniu, więc chciałem zrobić cokolwiek, by przestać czuć się tak, jak się czułem. Kilka sekund później żałowałem, świadom, że zapewne ją zraniłem. Ona jednak stwierdziła, że to definitywny koniec. I... taki był. Kilka razy odzywała się, ale bardziej by mnie dotknąć, niż by próbować znaleźć sensowne wyjście. A na koniec... znalazła sobie kogoś, z kim jest do teraz.

Ja jednak nie radzę sobie, od czasu rozstania tylko wegetuję. Gdy dzień się rozpoczyna, ja już czekam na jego koniec. Nic mi nie pomaga, niektórzy znajomi nadal próbują do mnie dotrzeć, inni już się poddali. I w sumie im się nie dziwię. Zapewne nie przeżyłbym tak tego wszystkiego, gdyby nie trawiące mnie kompleksy. One z kolei sprawiają, że nie wierzę, by ktokolwiek, poza moją byłą, był jeszcze w stanie kiedykolwiek coś do mnie poczuć. Nie wierzę w to. Poza tym, do tych kompleksów dochodzi jeszcze nienawiść do samego siebie, bo mam świadomość, że gdyby nie ten SMSa, moglibyśmy być nadal razem (chociaż znajomi starają się wmówić mi, że prędzej czy później to i tak by się rozpadło). Nie potrafię sobie wybaczyć i nadal tęsknię, chociaż to irracjonalne.

Patrzę na siebie i... wstydzę się. Wstydzę się swojego wyglądu, wstydzę się całości. Boję się, że już zawsze tak będzie, że już zawsze będę sam. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale... najwyraźniej coś jest, skoro moja była od tak zrezygnowała ze mnie i z nas... To wszystko to moja wina - kolejny powód, by siebie nienawidzić.

Nie wiem co mam zrobić i ile to jeszcze potrwa, odnoszę wrażenie, że już zawsze tak będzie. A ja już zawszę będę o niej myślał, jako o straconej szansie na szczęście... Jedynej szansie

Odnośnik do komentarza
Gość malyktosiek

grudniowa
Moi drodzy ....nie zaglądałam na forum od listopada.....widzę, że mój wątek się rozwinął kolejne zranione dusze dochodzą...:).......od mojego rozstania minęło 5 miesięcy....było ciężko, płacz, ciągłe wyrzuty, że to może ze mną było coś nie tak, że to ja jestem do niczego......szukałam winy w sobie a te zarzucanie sobie wszystkiego i zadawanie ciągle pytania dlaczego tak sie stało...doprowadzało tylko do tego , że nie miałam ochoty na nic - czarne wizje przyszłości , samotność, brak skupienia w pracy, brak ochoty na spotkania ze znajomymi....tak aż do Świąt Bożego Narodzenia....schudłam, wygląd też pozostawiał wiele do życzenia....ale dzisiaj jest już dużo , dużo lepiej....złapałam równowagę....pewnie , że o nim pomyślę...i zatęsknie...ale bez takiego bólu jak wcześniej.....widocznie tak musiało być....jest mi teraz dobrze, nie szukam nikogo , póki co nie chcę....spotykam się z przyjaciółmi....znowu zadbałam o siebie....wiecie co jest najlepsze odezwał się do mnie chłopak , z którym kiedyś byłam...i który odszedł bo szukał "światowej dziewczyny" a ja byłam za zwykła.....i wiecie co....jego telefony i nagły powót pamięci co do moich urodzin albo chęć pogadania ze mną....spowodowały , że poczułam się dobrze tzn . że to ja jestem górą i że nie ja szukałam nigdy kto wie czego a byłam zostawiana...teraz ktoś chce do mnie wrócić a ja go już nie chcę, skoro szukał kogoś innego i nie doceniał mnie i nie potrafił uszanować to jego problem...czas minął...ZATEM MÓJ APEL DO PORZUCONYCH NAGLE NIE SMUCCIE SIĘ PRZYJDZIE TAKI MOMENT NIESPODZIEWANIE , ŻE TEN KTO ZOSTAWIŁ WRÓCI ALE WY BĘDZIECIE JUŻ O KILKA KROKÓW DO PRZODU I TO WY ZADECYDUJECIE CZY CHCECIE KONTYNUOWAĆ TĄ ZNAJOMOŚĆ CZY NIE !!!!
Czesc grudniowa ja tez dawno tutaj nie zagladalam i calkiem zapomnialam o twoim poscie ;/ Jak moge sie z Toba skontaktowac? pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza

~MaPet92
Mój post zapewne nie jest pierwszym tego rodzaju, jak i ostatnim. Niestety, "to" dopadło też mnie.

Mam 20 lat, ok. 4,5 miesiąca temu rozstałem się z dziewczyną. Byliśmy razem zaledwie półtorej tygodnia, ale nim ktoś powie, że przecież to tyle co nic, pragnę nadmienić kilka rzeczy:
a) Znamy się o wiele dłuższej, od bardzo dawna coś do niej czułem, a jakieś trzy miesiące przed "zatwierdzeniem" naszego związku "coś" między nami zaczęło rozkwitać
b) Był to mój pierwszy związek i... mimo, że do niczego między nami nie doszło, brakuje mi jej.
Powtórzę, brakuje mi jej, pomimo tego, że to już prawie 5 miesięcy, a także tego, że od dwóch miesięcy jest już z kimś innym. Ja... nie potrafię się pozbierać. Są chwilę, gdy wydaje mi się, że jest lepiej i tak wydaje się przez tydzień-dwa, a potem wszystko wraca.

Rozstaliśmy się przez głupotę. Byliśmy razem, ale poza chwilami, gdy leżeliśmy u mnie wtuleni, nie czułem tego. Czułem się nieistotny, bo... tak byłem traktowany. Wreszcie... nie wytrzymałem i zerwałem, co gorsza przez SMSa, bo ona nie miała wówczas nastroju się ze mną spotkać. Ktoś powie, że to było niedojrzałe i pewnie będzie miał rację, sam zawsze dziwiłem się ludziom, którzy tak robią, uważałem ich za tchórzy. U mnie jednak (wierzcie lub nie) nie wynikało to z tchórzostwa, ale... z wrażliwości, z faktu, że było mi cholernie źle, a druga strona miała to totalnie w poważaniu, więc chciałem zrobić cokolwiek, by przestać czuć się tak, jak się czułem. Kilka sekund później żałowałem, świadom, że zapewne ją zraniłem. Ona jednak stwierdziła, że to definitywny koniec. I... taki był. Kilka razy odzywała się, ale bardziej by mnie dotknąć, niż by próbować znaleźć sensowne wyjście. A na koniec... znalazła sobie kogoś, z kim jest do teraz.

Ja jednak nie radzę sobie, od czasu rozstania tylko wegetuję. Gdy dzień się rozpoczyna, ja już czekam na jego koniec. Nic mi nie pomaga, niektórzy znajomi nadal próbują do mnie dotrzeć, inni już się poddali. I w sumie im się nie dziwię. Zapewne nie przeżyłbym tak tego wszystkiego, gdyby nie trawiące mnie kompleksy. One z kolei sprawiają, że nie wierzę, by ktokolwiek, poza moją byłą, był jeszcze w stanie kiedykolwiek coś do mnie poczuć. Nie wierzę w to. Poza tym, do tych kompleksów dochodzi jeszcze nienawiść do samego siebie, bo mam świadomość, że gdyby nie ten SMSa, moglibyśmy być nadal razem (chociaż znajomi starają się wmówić mi, że prędzej czy później to i tak by się rozpadło). Nie potrafię sobie wybaczyć i nadal tęsknię, chociaż to irracjonalne.

Patrzę na siebie i... wstydzę się. Wstydzę się swojego wyglądu, wstydzę się całości. Boję się, że już zawsze tak będzie, że już zawsze będę sam. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale... najwyraźniej coś jest, skoro moja była od tak zrezygnowała ze mnie i z nas... To wszystko to moja wina - kolejny powód, by siebie nienawidzić.

Nie wiem co mam zrobić i ile to jeszcze potrwa, odnoszę wrażenie, że już zawsze tak będzie. A ja już zawszę będę o niej myślał, jako o straconej szansie na szczęście... Jedynej szansie

No trochę to rzeczywiście niedojrzałe było rozstawać się przez smsa i nie ważne czy zrobiłeś to z powodu wrażliwości czy innego... Ale co się stało to się nie odstanie.
Chłopie musisz wziąć się w garść, masz 20 lat, jesteś młody jeszcze będziesz miał dziewczynę, kwestia nie poddawać się i nie popełniać tych samych błedów. Musisz przestać mysleć o tym co zrobiłeś, bo i tak tego nie zmienisz już nic na to nie poradzisz. Powiedz sobie było mineło, teraz wiem czego nie robić. Siedząc i się zalamując nic nie zyskasz, a tylko tracisz czas.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...