Skocz do zawartości
Forum

Co zrobić, żeby znów być sobą i pokochać życie takie, jakie jest?


Gość ka...71

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem dziewczyną, mam 22 lata i teoretycznie całe życie przed sobą... ale w praktyce to tylko wegetacja i czekanie na śmierć... Kiedyś byłam duszą towarzystwa, wszyscy mnie lubili, nie miałam problemów z nawiązywaniem i utrzymaniem znajomości. Mimo, że się o to nie prosiłam byłam rozchwytywana przez znajomych, żyłam beztrosko. Mogłam się wygłupić ze znajomymi i z siostrami, ale to wszystko się skończyło… Dwa lata temu moje siostry się ożeniły - wszystkie praktycznie w jednym czasie, wyprowadziły się, niedługo potem zostawił mnie chłopak i tylko dzięki przyjacielowi już wtedy nie zrobiłam się taka ponura i inna... bardzo się do siebie zbliżyliśmy, przy nim wszystko mi przechodziło i byłam szczęśliwa, zakochałam się mimo, że pił i nie chciał ze mną być i niektórzy dziwili się, że ja w ogóle się z nim zadaje... od pewnego czasu on zrobił się zupełnie obojętny na mnie i na cały świat i jest zadowolony z życia... a ja wręcz odwrotnie...zrobiłam się ponura, obrażona na cały świat.

Bardzo chciałabym mieć kogoś bliskiego, ale wszystkich zrażam do siebie. Zero chęci do wychodzenia z domu to spotkań ze znajomymi bo czuję się tam zupełnie obco jakby to nie byli ludzie, których znam tyle lat, jestem bo jestem, a jakby mnie nie bylo to nawet nikt by nie zauważył, dlatego miewam myśli samobójcze, ale jeszcze do końca nie oszalałam, żeby to zrobić. Uważam, że życie nie ma sensu - nic go nie ma, nikt mnie nie rozumie, a jak mówię, że nie mogę sobie z sobą poradzić to słyszę, że przesadzam itp. Wszystko mnie denerwuje, nawet bez powodu, często płaczę, szukam pretekstu, żeby nigdzie nie wychodzić, a potem ryczę, bo muszę siedzieć w domu i odwrotnie. Jak gdzieś pójdę to żałuję tego i tego, że się urodziłam.

Dodam jeszcze, że w domu poza tym, że wszystkich denerwuję swoim zachowaniem i wkurzaniem się o wszystko, to byłoby ok. Nigdy niczego mi nie broniono, dostosowują się do mnie...mam potwornie nudną pracę, całe dnie siedzę praktycznie sama bez żadnych szans na rozwój czy zmianę, bo mój tata ma padaczkę pooperacyjną i ,,moje miejsce jest w domu”. Po pracy obiad (ostatnio to mój drugi i ostatni posiłek na dzień, a waże 44kg przy 167cm - NIE jestem anorektyczką!), film i spać na 12h, bo na nic innego nie mam ochoty. Podsumują: nie mam przyjaciół, znajomych, a jedyna bliska osoba, dla której byłabym wstanie wziąć się za siebie, właśnie przechodzi chyba najlepszy czas w swoim życiu i nawet nie mogę z nią pogadać w cztery oczy, bo nie ma czasu dla mnie…
Odnośnik do komentarza
tak jak napisałam wcześniej nie jestem anorektyczką, więc nie widzę podstaw do odwiedzin psychiatry w tym celu. lubię jeść i jem i zawsze byłam bardzo szczupła. poza tym mieszkam w małej miejscowości i nie stać mnie na psychoterapie.więc muszę poradzić sobie jakos sama.
Odnośnik do komentarza
Nie jestem specjalistką, ani nawet dojrzałą kobietą czy coś w tym rodzaju. Mam 14 lat i zaraz powiesz 'gówniara gówno wie o życiu'. Może i gówno wiem, ale mam podobnego rodzaju problem. Nie chodzi o to, że nie mam znajomych, bo mam. Jednak czuję się nie spełniona. Wiem 'czternastolatka nie spełniona, śmieszne'. Jak dla kogo. Bo gdy sobie tak myślę, to nie mam celu życia. A chciałabym. Chciałabym mieć dla kogo żyć. Czuję, że moje 'przyjaciółki' nie do końca mnie rozumieją i nie mają podobnych myśli. A ja chciałabym mieć kogoś lub coś, dzięki czemu mogłabym czuć się szczęśliwa i dawać szczęście. Oczywiście, krótkotrwałe szczęście daje mi wiele rzeczy: imprezy, używki, kosmetyki, moda, nauka. Ale to nie to samo. Gdy siedzę wieczorami i rozmyślam, czuję że potrzebuję tego czegoś. Nie wiem co to i płakać mi się chce na samą myśl, że tego nie mam. Czegoś, dla czego mogłabym żyć. Wiem, że niezbyt Pani pomogłam, ale nie wiem po prostu jak. Mi sprawia przyjemność, gdy odwiedzam nieznane, ciche i ustronne miejsce. Takie swoje. Może niech Pani poszuka swojego małego miejsca? Może być ono nie daleko domu, może być to miejsce, do którego trzeba dojechać autobusem. Niech Pani zabierze ze sobą ulubioną muzykę i tam pójdzie. Wtedy najlepiej się myśli. Druga propozycja to patrzenie na ludzi. Niech Pani siądzie w jakimś miejscu publicznym (przystanku autobusowym itd.) i obserwuje ludzi - ich reakcje, zachowania. To odpręża i daje do myślenia, może dzięki temu wpadnie Pani na pomysł jak kochać swoje życie. Jeśli moja opinia była zbędna, przepraszam. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
żadna opinia nie jest zbędna, bo każda może podsunąć jakiś dobry pomysł. ja też mam znajomych, ale nie czuje się z nimi tak jak kiedyś, są imprezy, ale tak jak to dobrze ujęłaś to są takie chwilowe przyjemności. w życiu trzeba mieć cel. dla mnie kiedys całym życiem byli znajomi, a w momencie kiedy mnie odstawili po prostu czuje się samotna. mam wrażenie jakbym całe życie musiała zaczynać od nowa tyle tylko,że z dużo mniejszymi możliwościami.
Jeśli chodzi o Ciebie to tak jak powiedziałaś jesteś jeszcze młodziutka-nie chodzi mi o to, że nic nie wiesz o życiu, tylko o to, że jeszcze możesz tak pokierować swoim życiem, żeby znaleźć to ,,coś,,. Twoimi obowiązkami teraz jest nauka i pomoc w domu. w wolnych chwilach możesz zaś np. zapisać sie na kurs tańca, podróżować, poznawać nowe swoje talenty. może w końcu, któraś z takich zwykłych czynności okaże się tym czego szukasz.,.
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Hmmm... Nie zbyt wiem, co Pani w tej sytuacji doradzić.
Mój ojciec cały czas gada o czymś takim, jak afirmacje. Nie wiem czy to pomaga, sama nawet nie próbowałam. Ale może przy odrobinie wysiłku Pani się to uda. Bierze Pani kartkę i zapisuje, to co chciałaby Pani, aby się stało, czyli na przykład ,Mam dużo przyjaciół, którzy mnie kochają., lub ,Zarabiam dwadzieścia tysięcy złotych miesięcznie,, czy coś w tym stylu. Niech Pani to zapisze, a później codziennie czyta po kilka razy. Nie wiem czy to się na coś przyda, ale warto spróbować. W każdej wolnej chwili niech stara się Pani powtarzać afirmację. Tylko uwaga, nie może być to zdanie o charakterze (wydźwięku) negatywnym, czyli na przykład ,nie zarabiam poniżej dwudziestu tysięcy złotych miesięcznie, albo ,nie uczę się tak dużo, ,nie jestem smutna, (zamiast tego np. ,jestem mądra,).
Może Pani zawsze spróbować. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
jeśli masz tak samo to może spróbuj zmienić towarzystwo, spróbuj nowych zajęć, może w końcu jeszcze uda Ci się odnaleźć coś co zacznie cie cieszyć i da Ci szczęście. jesteś młodziutka, może nawet się uczysz więc możesz sobie na to pozwolić. ja jestem uziemiona w pracy i nawet nie mogę nigdzie wyjechać. pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Mam 18 lat. Nie chcę pisać nic o sobie, bo oczywiście byłoby to "ja mam podobnie/tak samo/świetnie to rozumiem", a ja osobiście nie lubię takich komentarzy.

Powiem tyle, że może warto by pokochać tę samotność a nie czynić z niej kolejny problem. Jest ich już i tak bardzo dużo. Przerażenie, że jest się samym jest w Twojej sytuacji... torturą.
Potrzeba drugiej osoby i bliskości wydaje się nie-do-zastąpienia. Ale przcież zawsze będzie się miało tylko siebie inni będą przemijać wokół nas. Czy zawsze musimy polegać na kimś drugim? Zwykle oni kiedyś nas zawiodą, albo po prostu od siebie się oddalimy (nie jestem pesymistką).

Gdyby tak zbudować w sobie tak twarde oparcie dla siebie i wtedy jednocześnie móc być dla innych... To byłoby piękne.

Czy jesteś osamotniona czy samotna? To są dwa różne pojęcia. Jedno z nich jest okropne a drugie niesamowicie piękne jeśli się je pojmie, zrozumie. Zastanów się nad tym.

Nie chcę za 4 lata mieć depresji. A Ty chcesz?
Odnośnik do komentarza
Cześć:) opowiem Wam o sobie w skrócie. Może dlatego, że czuję że muszę to komuś powiedzieć, tak się anonimowo wygadać i poużalać do ludzi którzy są w temacie:)

Dodam tylko że mam 21 lat. powiedziałam sobie kiedyś że z nikim nie będę i nikogo nie potrzebuję, w prawdzie zrobiłam mały odstęp od tej reguły kiedy pierwszy, krótki i ostatni jak dotąd raz się zakochałam. Potem długo było mi źle, choć starałam się tego nie pokazywać. Postanowiłam sobie, że od tej pory nic mnie nie będzie obchodziło, robię na co mam ochotę, przed nikim się nie tłumaczę. I tak w to zabrnęłam, że zaczęły się imprezy, picie na umór i niekończące się morale i wstyd przed samą sobą. Nic mnie nie cieszy, przestaje widzieć piękno, ciągle się kamufluje, udaję, że jestem przebojowa i zadowolona z siebie i życia, żeby nikt nie zauważył jakim wrakiem się czuje. Nawet przed sobą udaje. Chcę więcej od życia, mam ogromne wymagania wobec siebie i dobija mnie fakt że nie potrafię im sprostać. I jestem słaba. Mówię, że dziś nie piję, a wracam na czworakach, robię rzeczy których nigdy bym nie zrobiła. Włóczę się sama, mam jakieś lęki, że ktoś coś o mnie wie, czego nie powinien, obmyślam plan naprawy swojego świata i ciągle ląduje w punkcie wyjścia. Chciałam zadać pytanie. Czy można się polubić, tak wewnętrznie, kiedy ktoś czuje się tak wyjałowiony , zbrukany, i kiedy zboczył jakieś parę lat świetlnych z obranego i wymarzonego dla siebie kierunku?
Odnośnik do komentarza
Moim zdaniem dobrze, że szukasz "pomocy" tu na tym forum to dobry krok, krok na przód. Powinnaś skonsultować się z lekarzem psychiatrą ponieważ twoje objawy, a głównie to, że pijesz i to, że wydaje ci się że ktoś coś o tobie wie. Myślę, że to może się przemienić w coś poważniejszego. Wizyta u lekarza psychiatry to nic strasznego. Jeżeli mogę Ci coś doradzić to idź albo do poleconego przez kogoś prywatnego albo poszukaj pomocy w państwowej placówce: Poradnia Zdrowia Psychicznego gdzieś blisko twojego miejsca zamieszkania. Powinnaś też znaleźć sobie osobę z którą możesz o wszystkim pogadać, która Cię wysłucha, bo rozmowa pomaga tylko żeby to była zaufana osoba, która poświęci Ci bez problemów czas np rodzeństwo. Ale i tak idź do lekarza, mówię Ci z doświadczenia. Pozdrawiam, hej cześć.
Odnośnik do komentarza
Zastanawiam się ostatnio, skąd w człowieku bierze się depresja, dół, poczucie samotności, zbędności,czy wyjałowienia.? Czemu człowiek nie daje sobie szansy i nie chce nawet pomóc sam sobie (czasem warto założyć że w jednym człowieku są dwie osoby - nie chodzi bynajmniej o schizofrenię)?
Depresje i nerwicę lękową zaliczyłem kilkanaście lat temu i nie chciałbym do tego wracać. Na pewno nie pomogły mi w tym psychotropy ani psychiatrzy. Najlepiej pomagają ( wg mnie) ludzi, których sami możemy wybrać. Jednak nikt nam nie pomoże, jeśli nie uznamy, że potrzebujemy pomocy i że jej chcemy. Nie wszyscy siedzący w dole chcą by ich stamtąd wyciągać. Czasem w dole jest komuś dobrze. Zna dół. Boi się zmiany, wyjścia ( do ludzi) boi się zranienia, odrzucenia i wielu innych czasem wydumanych potworów.
Szukam uniwersalnego sposobu na depresję, a właściwie nie na nią tylko na coś odwrotnego.
Nie tak dawno po wielu latach życia niby w jakimś celu, ale podszytego lękami i niepewnością, odkryłem w końcu czego chce w życiu, co chcę w życiu robić i krok po kroku to swoje życie oswajam. Właściwie patrząc na kilka minionych lat, to nie powinno mnie tu być, na tym świecie.
Jednak jestem i chcę coś ze swoim życiem zrobić. Wiem jak chcę żyć i choć jeszcze tak jak pragnę całkowicie nie jest, to każdego dnia robię jeden krok, by zbliżyć się do celu.
Jeśli wiesz, kim jesteś i dokąd idziesz, zaczyna robić się jaśniej, pojawiają się pomysły (najczęściej , pod prysznicem:), nie wiadomo skąd pojawiają się ci właściwi ludzie i życie zaczyna układać się w sensowną całość.
Nie znikają problemy, które narosły przez lata. To raczej ja rosnę i staję się większy od nich, by dzięki temu móc je rozwiązać, a nie przed nimi uciekać.

Jeśli chcesz i zaczniesz szukać swojego celu, to go znajdziesz. Może tak jak ja po kilku latach, ale znajdziesz. Jednak musisz chcieć go znaleźć. Nie musisz skupiać się od razu na rewolucji w życiu. Szukać można równolegle z tym,co teraz dzieje się w Twoim życiu. Ale jeśli naprawdę chcesz, i szukasz, to znajdziesz. Zobaczysz.

Robię każdego dnia to,co lubię - piszę. Może to reklama, może nie, ale chcę się podzielić i pochwalić tym, co lubię. Może komuś się to przyda, może lepiej się poczuje, gdy poogląda dobry film, posłucha niebanalnej muzyki. Może.
Dlatego zostawiam drogowskaz. Droga prosta. Podobnie jak moje życie;)
odkrywca

Odnośnik do komentarza
mhm... weszłam na to forum całkiem przypadkiem. Mam 22 lata i podobnie jak Wy odczuwam pewien dyskomfort psychiczny (czy aby depresyjny wręcz). 2 lata temu byłam zupelnie inną dziewczyną. Chciało mi się żyć. Może i nie miałam jako takiego wytyczonego celu ale cieszyłam się życiem. Każda chwila...mhmmm byłam tzw, duszą towarzystwa, "wszędzie było mnie pełno". Teraz tak jakby coś we mnie pękło...wszystko wydaje mi się takie bezbarwne. Odsunęłam się od znajomych (czuje się w ich towarzystwie wyobcowana-"uśmiecham się"-ale dosłownie wszystko we mnie krzyczy). Na nic nie mam ochoty. Wytworzyłam skorupkę pesymistyczną. Masakra po prostu...
Odnośnik do komentarza
Witam. Nie znamy się osobiście ale pozwolę sobie pisać na Ty. Chciałbym Ci pomóc ale jak sam bym znał złoty środek to bym nie był w takim dyskomforcie psychicznym jakim jestem. Może pomóc Ci czytanie podobnych sytuacji i przeżyć, może trochę ukoić ból psychiczny. W sumie to wiem co może pomóc, ale jak do tego dojść, jak to osiągnąć? Nie mam pojęcia. Na końcu napiszę o co mi chodzi. Mam 25 lat i beznadziejną sytuacje psychiczną. Taka bezradność wewnętrzna. Kończę studia mgr kierunek wybrany z rozsądku nie z powołania. W sumie od najmłodszych lat się wszystkim przejmowałem miałem tylko okres w szkole średniej takiej beztroski. Czuję taki ciągły ucisk w sercu. Beznadzieja. Ciągle szukam czegoś co mi pomoże w znalezieniu sensu w tej beznadziejności. Próbowałem podnieść pewność siebie, trenowałem sztuki walki, dalej to robię, bo uwielbiam to robić. Długo zarabiałem na za...bisty samochód i mam samochód marzeń i nic to nie dało tylko trochę zazdrości u innych. Jeżeli chodzi o dziewczyny jestem niezdecydowany. Pragnę kogoś i jak się zbliża ta osoba to już nie pragnę... głupek nie?? Wiem ale inaczej nie potrafię. Nie potrafię nad tym zapanować. Tu nie chodzi o zaliczanie i tyle. To mi nie potrzebne (chyba). Nie jestem jakiś tam maczo czy coś tam. W sumie skromny jestem. Nie jestem brzydki, budowę nawet taką w miarę, szczupły za szczupły jak dla mnie i nie wyglądam na swój wiek, tak parę lat młodszy. Dziewczyny mówią, że jestem przystojny i powiem nieskromnie ale to nie moje słowa, że mogę się podobać. No i jestem typem strachliwego gościa, chociaż w kickboxingu siedzę już trochę. Przestraszę się grupki młodocianych cwaniaczków i chociaż nie chcę, nogi same mi się gną. Mam wrogów, bo kiedyś dawałem sobie dmuchać w kaszę. Sprawy zaszły za daleko. Staram się pracować nad sobą ale kiepsko mi to idzie. Podstawa NIE WIEM CZEGO CHCE. Ja wiem, że odnalezienie ścieżki w życiu znalezienie ukochanej rozwiązało by wszystko. Jaką dziewczynę bym nie poznał, to jak czuję, że jest inicjatywa z jej strony zawsze znajdę jakąś wadę, czy tylko sobie wmawiam coś. Bije się w głowę np. ostatnio rozstałem się z bardzo wartościową dziewczyną, którą pragnąłem pokochać, ale no cóż nie dałem rady.. chyba.. Czasem dobrze mi samemu, a czasem szlag mnie trafia, że nie mam się komu pochwalić lepszym kaloryferem na brzuchu niż poprzednio. Hehe taki kiepski przykład, ale myślę wiadomo o co chodzi. W sumie trąbie tak o odnalezieniu ścieżki, bo o to chodzi w tym. Potem samo się wszystko ułoży ja to wiem. Tylko jak ją odnaleźć nie wiem jak zacząć szukać. Aha mam zajebistą rodzinę i przyjaciół. Samobójstwo odpada, śmieję się z ludzi zdrowych, którzy odbierają sobie sami życie, nie doceniają tego, że są zdrowi wśród tylu różnych chorób nieuleczalnych. Aha i czuje że nie wykorzystuję w pełni tego co dostałem od Boga i rodziców. Mam nadzieję, że to ktoś przeczyta .
Pozdrawiam Kasiu i wszystkich czytających.
KraKowiaK pis
Odnośnik do komentarza
A macie coś takiego, że robicie na każdym korku z siebie debila, kretyna, idiotę? Ludzie w pracy rzucają mi aluzje, że jestem debilem, a ja co? W pierwszym momencie uśmiech (żeby nie wyjść na gbura). a dopiero po kilku sekundach dochodzi do mnie, że to nie był żart, tylko coś obraźliwego. Wszyscy mają mnie za idiotę, dziwaka. (tu dziwi mnie fakt, że mam 123 IQ). Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Zazwyczaj sprawa wygląda tak, że wszyscy się śmieją, gadają, a ja nie mam nic do powiedzenia. Nie śmieszą mnie ich żarty, nic mnie nie bawi. Nigdy nie wiem co powiedzieć. Zanim wejdę do pracy to układam sobie w myślach, jak zacznę rozmowę do tego i tego gościa. Boże, czemu to musi być takie poj.....? Na tym ma życie polegać? Na codziennym wkurzaniu, że przyszedłem na świat, że moje życie to męka, że nie potrafię zrobić nic konstruktywnego? Na dodatek pracę załatwiła mi moja mama, która jest normalna i lubiana przez innych. Świadomość, że zaniżyłem jej wizerunek swoim ją dołuje, mnie tylko jeszcze bardziej. Idę spać, bo jutro do pracy i znowu zrobię z siebie idiotę, nie umiejącego się zachować. W autobusie, w szatni, w pracy, nawet podając komuś rękę zrobię z siebie idiotę. Idiotyczna ludzka egzystencja. sadysta siedzi tam na górze i cieszy mordę patrząc na nas. Zesłać masę ludzi, dodać wojny, choroby i cale zło, doprawić kompleksami i genialny plan sadysty gotowy.
Odnośnik do komentarza
Większość ludzi tutaj ma tak 20-23 lata. Ja mam 21 i też jestem w takim dołku życiowym. Wydaje mi się, że to przez to, że już nie chodzimy do szkoły, trzeba pracować, zacząć dorosłe życie. W sumie niczego mi nie brakuje, wszystko mam, powinnam być zadowolona z życia. Ale cofam się często 3 lata wstecz: jak w szkole było tak fajnie, niczym się nie przejmowałam, chodziłyśmy z koleżankami na miasto, zakupy, na piwo, szkolne wycieczki itd. Wszystkie moje koleżanki się przeprowadziły do 3miasta. Ja tu zostałam sama. Większość z nich studiuje dziennie, ja się zapisałam na studia zaoczne i teraz żałuję. Nic w życiu mi nie wychodzi, wszystkie moje decyzje są nie przemyślane i w efekcie ich żałuję. Nie pracuję, też tego żałuję, ale myślę, że jak bym pracowała gdzieś, to też nie byłoby fajnie. Mam niby swoją małą firmę (sklep internetowy), dzięki niemu mam zajęcie na jedną godzinę dziennie i nie jest to zbyt dochodowe. Pomagam trochę rodzicom w ich firmie. Nie mam żadnych marzeń, ani planów. Nie wiem czego chcę od życia. Czy dalej chce prowadzić ten sklep czy spełnić się w kierunku, który studiuję, ale znowu, czy będę chciała siedzieć 8 h w pracy? Nie umiem też dogadać się z ludźmi. Czuję, że robię z siebie idiotkę za każdym razem kiedy ktoś mnie o coś zapyta, czy coś mi powie, a ja nie wiem jak odpowiedzieć. Nic mi się nie chce. Nie mam z kim się spotkać, wszystkie moje znajome wyjechały. Mieszkam w małym mieście, nie ma tu żadnych atrakcji. Nie mam co robić. Nie wiem jak moje życie się potoczy, czy kiedykolwiek wyleczę się z mojej nudy życiowej? Mam nadzieję, że kiedyś tylko wspomnę o tym smutnym okresie w moim życiu? A może już nigdy mój los się nie odwróci? Ale wiecie co? Mam kilka rad dla tych, którzy są w dołku życiowym jak ja. Zawsze jak mam już na prawdę zły humor, myślę sobie, że inni mają o wiele gorzej, może to Wam też pomoże. Staram się cieszyć z tego co mam, że jestem pełnosprawna- mam 2 ręce, 2 nogi, widzę, słyszę, czuję. Myślę sobie czasami jak bym chciała, żeby wyglądała moja przyszłość i staram się szukać w necie co zrobić, aby to się spełniło ( jakie kursy trzeba ukończyć itd. ) Może powinniście zmienić pracę czy kierunek, zająć się czymś co Was bardziej by interesowało?
Odnośnik do komentarza
Hej takie jest życie, ja mam 29 lat miałem jednego przyjaciele i za razem jedną dziewczynę, która mnie zostawiła prawie rok temu. Mam dystymie i wiem, że nigdy nikt mną się nie zainteresuje, bo jestem zwyczajnie brzydki, świat jest bardzo niesprawiedliwy i czasem nie mam siły by dalej żyć. Ciągle o niej śnię i myślę ale ona nigdy do mnie nie wróci i nigdy nie zrozumie, że była i nadal jest moim światem zupelnie całym. Zrobiłbym dla niej wszystko pomimo tego, że w ogóle jej nie obchodzę. Jestem zupelnie sam boję się ludzi, każdych kontaktów z nimi. Każdego dnia myślę, że gorzej być nie może, a okazuje się, że może i każdy kolejny dzień jest gorszy. Wiem, że któregoś dnia popełnię samobójstwo takie które się uda. Nienawidzę siebie nienawidzę życia, które jest zwykła kara dana przez Boga ale nie wiem za co.
Odnośnik do komentarza
Cześć wszystkim ;]
Wiecie co? Podziwiam Was. Każdą jedną osobę, która tu napisała! Jesteście świetni, nie dlatego to piszę, żeby Was pocieszyć (choć nie ukrywam, że tak jest). Mam 18 lat i jestem szczęśliwa. Wiecie dlaczego? Bo mam tyle fajnych chwil, które i wy też przeżyjecie i których wam życzę. Podziwiam Waszą codzienną mękę, tj. pójście do pracy... Niech Pan się nie przejmuje tym, co o Panu sadzą, kurczę, ich problem, na pewno są ludzie, którzy uznają Pana poczucie humoru. Chciałabym tu każdemu coś napisać. Jesteście strasznie fajni. Chciałabym każdego z Was poznać. Ale to chyba nierealne. Życzę Wam udanego życia. Pomyślcie, że każda chwila jest wspaniała. Np. jedzenie lodów czekoladowych. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza

Cześć.
Przeczytałam każdy listy który tu zamieściliście i pomyślałam sobie, że fajnie byłoby z kimś z Was pogadać, załapać kontakt przez maila czy gg. Może wyklaruje się z tego jakieś koleżeństwo, a możne nawet przyjaźń. Czuje, że jest mi coś takiego potrzebne, wiec jakby ktoś miał chęć proszę napisz

Oczywiste jest to, że mam takie same problemy jak Wy, bo inaczej nie znalazłabym się na tym forum. Mam 25 lat i uważam, że nic mnie już w życiu ciekawego nie spotka:( skończyłam 2 miesiące temu studia i nie wiem co mam ze sobą dalej począć. Mam chłopaka z którym jestem kilka lat, niby planujemy wspólną przyszłość, ale nic do końca nie jest powiedziane. Żadne z nas chyba nie jest gotowe na wspólne życie, a szkoda, bo czas najwyższy. Mieszkam z mamą, z którą się od dłuższego czasu nie dogaduje, mój tata wyprowadził się z domu, gdy miałam 9 lat. Dzieciństwo to jedna wielka awantura. Nic dobrego z niego nie pamiętam. płacz, kłótnie, szarpanie i tak minęły dni i lata. Gdy byłam na studiach miewałam czasem depresje i stany w których nie radziłam sobie z własnym życiem. Pomimo tego uważałam ten czas za najlepszy okres w życiu. poznałam wiele fajnych ludzi, imprezowałam, spędzałam ciekawiej czas, jednak z miasta w którym studiowałam musiałam się wyprowadzić, wróciłam do malej miejscowości, w której nic się nie dzieje. Tam zostawiłam wielu moich znajomych. tu mam jedna przyjaciółkę i chłopaka o którym wcześniej wspomniałam. Wszystko mnie tu dołuje!.Mam również siostrę o kilka lat ode mnie starszą, która ma już męża i dziecko. Czuje, że wszystko krąży wokół nich. Odczuwam brak zainteresowania zarówno od mamy jak i taty. Nikt nie pyta co dalej, co zamierzam zrobić ze swoim życiem. Ja czuje że znalazłam się w punkcie z którego nie wiem w którą stronę iść, nie jestem na siłach żeby wyprowadzić się z domu. Mimo, że wszystko doprowadza mnie tu do szału. Nie potrafię podjąć żadnej konkretnej decyzji, boje się kolejnych zmian.
Mam dni w których nienawidzę ludzi, plączę bardzo głośno, targają mną bardzo mocne nerwy, mam chęć czymś rzucić. Jednego dnia jest w miarę ok, w inne dni czuje się bardzo samotnie. Mimo, że mam chłopaka, przyjaciółkę, którym mogę bardzo wiele powiedzieć, (jak nie wszystko), to czuje, że nie wiele dla nich znaczę...;/
Poza tym nie mam żadnych marzeń, zainteresowań, poglądów. Zupełna pustka.
Smutne lecz prawdziwe.
Pozdrawiam Was gorąco. Czekam na maila.

Odnośnik do komentarza
Gość anonimowo3
Co zrobić, żeby znów być sobą i pokochać życie takie, jakie jest? c.d....................

Cześć przeczytałam wszystkie listy, jakie tu zamieściliście i pomyślałam sobie ze fajnie byłoby z kimś z Was pogadać, zawrzeć znajomość, kto wie może i przyjaźń, dlatego jeśli ktoś miałby chęć proszę napiszcie:anonimowo3@op.pl
Oczywiście znalazłam się na tej stornie z tego samego powodu co Wy, czuje że moje życie wymyka mi się spod kontroli. Mam 25 lat skończyłam studia i nie wiem co dalej począć ze sobą, co więcej mam dosyć czasami życia. Są dni w miarę normalnie upływające, jednak większość jest takich że głośno płacze, mam wstręt to bliskich, drażnią mnie swoją osobą, byciem. Czasem ogarnia mnie taka złość ze mam chęć czymś rzucić. Nie wiem skąd biorą się takie stany. Wiem jedno, nie widzę celu po co wstaje i po co czekam na kolejne dni skoro one i tak nic ciekawego nie przynoszą. Czuje że jestem przepełniona żalem, ale do kogo??? Chyba do samego świata!! o to że jestem jaka jestem. Wiem ze dał mi dużo możliwości lepszego życia, ale nie potrafię z tego skorzystać. Czasem bardzo nienawidzę siebie za to. Chce coś zmienić ale nie potrafię, czuje strach, lęk, każda najmniejsza zmiana w moim życiu pobudza we mnie ogromne przerażenie. Ogólnie to jestem osoba, która nie potrafi się z niczego cieszyć, taka zgorzkniała, wypłukana z dobrych uczyć, pałająca często złością i negatywnymi emocjami. Dlaczego tak jest, przecież kiedyś taka nie byłam, mimo że miałam większe problemy w życiu...
Poza tym czuje ze moje życiu zależy wyłącznie od innych osób, robię to na co inni mają ochotę, wychodzę wówczas kiedy oni tego chcą i strasznie mnie to irytuje. Chce to zmienić, poznać ludzi, wstrząsnąć swoim życiem, ogarnąć myśli i słowa. Niby proste a tak ciężko o to zawalczyć w tym stanie...

Pozdrawiam wszystkich.
Odnośnik do komentarza
Gość anonimowo3

Cześć przeczytałam wszystkie listy, jakie tu zamieściliście i pomyślałam sobie ze fajnie byłoby z kimś z Was pogadać, zawrzeć znajomość, kto wie może i przyjaźń, dlatego jeśli ktoś miałby chęć proszę napiszcie
Oczywiście znalazłam się na tej stornie z tego samego powodu co Wy, czuje że moje życie wymyka mi się spod kontroli. Mam 25 lat skończyłam studia i nie wiem co dalej począć ze sobą, co więcej mam dosyć czasami życia. Są dni w miarę normalnie upływające, jednak większość jest takich że głośno płacze, mam wstręt to bliskich, drażnią mnie swoją osobą, byciem. Czasem ogarnia mnie taka złość ze mam chęć czymś rzucić. Nie wiem skąd biorą się takie stany. Wiem jedno, nie widzę celu po co wstaje i po co czekam na kolejne dni skoro one i tak nic ciekawego nie przynoszą. Czuje że jestem przepełniona żalem, ale do kogo??? Chyba do samego świata!! o to że jestem jaka jestem. Wiem ze dał mi dużo możliwości lepszego życia, ale nie potrafię z tego skorzystać. Czasem bardzo nienawidzę siebie za to. Chce coś zmienić ale nie potrafię, czuje strach, lęk, każda najmniejsza zmiana w moim życiu pobudza we mnie ogromne przerażenie. Ogólnie to jestem osoba, która nie potrafi się z niczego cieszyć, taka zgorzkniała, wypłukana z dobrych uczyć, pałająca często złością i negatywnymi emocjami. Dlaczego tak jest, przecież kiedyś taka nie byłam, mimo że miałam większe problemy w życiu...
Poza tym czuje ze moje życiu zależy wyłącznie od innych osób, robię to na co inni mają ochotę, wychodzę wówczas kiedy oni tego chcą i strasznie mnie to irytuje. Chce to zmienić, poznać ludzi, wstrząsnąć swoim życiem, ogarnąć myśli i słowa. Niby proste a tak ciężko o to zawalczyć w tym stanie...

Pozdrawiam wszystkich.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...