Skocz do zawartości
Forum

Jak ocalić małżeństwo po depresji żony?


Gość aghata

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem w małżeństwie od15 miesięcy, przed ślubem znaliśmy się krótko, pobraliśmy się z wielkiego uczucia... NIkt nie mógł przewidziec że dopadnie mnie stan depresyjny, którego skutkiem były moje niemiłe zachowania w stosunku do ukochanego męża ( nie mogłam zapanować nad nerwami). Sprawiałąm mu wiele przykrości, byłam egoistyczna, zamknięta-nie potrafiłam normalnie reagować, rozmawiać. Zwolniłam się z pracy (bardzo dobrej , prestiżowej pracy), bo nie byłam w stanie funkcjonować. Myśli samobójcze, niemoc, bezsenność, niemożność wstania z łóżka (jakiś paraliż) . Mąż -cholernie pracowity realista-uznał, że jestem wygodna i leniwa i mam gdzieś pracę i odpowiedzialność. Poza tym jestem wredna i podła.... -czyli zupełnie inna niz przed ślubem (chociaż nerwowa i impulsywna byłam wczęśniej-tylko był cierpliwy i nie przeszkadzało mu to szczególnie; myślał o miłości) Kiedy tłumaczyłam mężowi ,że nie wiem co się dzieje i że nie jest to lenistwo-kpił ze mnie. Wybrałam się do psychologa-stwierdził po kilku rozmowach , badaniach i testach dystymię- depresję atypową. Obeszło się bez leków, chodziłam na terapię (przyczyna: długotrwały stres, skumulowane emocje, niezałatwione, stłumione sprawy z przeszłości) Niestety odbiło się to na naszym małżeństwie. Mąż nie uznaje psychologów, depresji itp. Wszystko to ściema, niechęć do pracy, dojrzałości a depresja to wymówka. Nie chciał i nie zrozumiał do tej pory. Chodziłąm na terapię , obeszło się bez leków. Terapia bardzo skuteczna-pomogła mi. Trafiłam na rewelacyjnego specjalistę. Jest prawie normalnie ale stan "nienormalny" trwał pół roku. Mąż nieszczęśliwy, bez wsparcia ze str żony tak przyzwyczaił się do myślenia o mnie że jestem potworem że nie widzi poprawy, nie wierzy w nas... Co bym nie robiła, jak się nie starała-jest źle. Nie przebaczył mi i wciąż pamięta tylko o tym co złego powiedziałam mu w nerwach, jak źle go traktowałąm. Nie przyjmuje usprawiedliwienia niezależną ode mnie chorobą. Nie wierzy w moją skruchę, w przeprosiny z serca, w żal i poczucie winy, że jednak to przeze mnie... Aczkowliek wiem że nie do końca z mojej. Nie myślałam rozumnie lecz emocjami. Teraz gdzy doszłam do siebie- i tak jestem beznadziejna. Nie spełniam jego oczekiwań jako żona która ma realizować ambicje męża. Twierdzi że nie może na mnie liczyć, nie ufa mi itd. Nie chce ze mną współżyć, nawet całować się nie chce... Mamy cholernie inne poglądy na wiele rzeczy, inne zainteresowania, ambicje- choć te same potrzeby. Nie rozumiemy się i to też jest przyczyna dystansu jaki się wytworzył. Moje poglądy są wg męża głupie-bo są inne niż jego... Straszył mnie już rozwodem... ale jesteśmy razem. Kochamy się mimo wszystko i to nas trzyma, ale jest tak trudno. Żadne nie czuje wsparcia z drugiej strony, wolimy zwierzać się obcym nawet ludzim niż sobie nawzajem. Jest to takie przykre... Może nie wróci ten mój stan ale nie mogę znieść że tak sie wszystko popsuło, coś tak pięknego , wspaniałego.... A wszystko -wg męża -jest tylko moją winą. Tylko ja muszę się starać , on nie zamierza się zmieniać bo postępuje idealnie i słusznie. Tylko ja popełniam błędy. Żadna choroba nie usprawiedliwia. Albo ktoś jest odpowiedzialny albo nie. U nas nie ma pratnertstwa aale on i jego dziecko-czyli ja.... masakra. nie wiem jak przemówić , co zrobic żeby mąż spojrzał na mnie jak dawniej, a nie przez pryzmat przeszłej już mojej niemocy i niedyspozycji do normalnego życia. Mąż nie chce już rozmawiać, ukrywa żale do mnie, ukrywa niechęć... ale to czuć i widać ... no i sychać że nie jest to idealne małżeństwo. Jak nas ocalić?

Odnośnik do komentarza

a zastanawialiscie sie nad terapią dla par? na pewno w kazdym zwiazku sa klepsze i gorsze dni. to, ze maz nie uznaje depresji nie znaczy ze jej nie ma, musisz z nim porozmawiac o tym i powiedziec, ze to, ze czegos nie rozumiemy albo nie akceptujemy nie znaczy ze zaraz zniknie. moze wlasnie dzieki terapii to zrozumie? No i musi zapomniec o przeszlosci nie wracac do wszystkich przykrych sytuacji!

http://straznik.dieta.pl/zobacz/straznik/?pokaz=601651b7128e8c5ce.png

Odnośnik do komentarza

Słuchaj skoro byłaś dla niego podła to musi trochę upłynąć czasu. Porozmawiaj z nim, powiedz, że wiesz, że go zraniłaś i wiesz, ze nie miał w Tobie oparcia. Powiedz, że byłaś chora ale już z tego wyszłaś i starasz sie wrócić do normalność. Poproś aby ci przebaczył, i spróbował zapomnieć o tym co było, dać ci kolejną szansę. Może poproś abyście się razem zapisali na terapię małżeńską, powiedz, że nadal go kochasz i będziesz walczyć o ten związek. Może zrozumie, może potrzebuje czasu aby to wszystko sobie pouikładać

Look in the doubt we've wallowedLook at the leaders we've followedLook at the lies we've swallowedAnd I don't want to hear no more

Odnośnik do komentarza

Macie rację dziewczyny.

Mąż nie chce iść na żadną terapię, dla par czy inną- rozmawiałam z nim o tym. Więc póki co niestety to odpada.
Prosiłam go o wybaczenie i nie wracanie do przeszłości, o szansę i czas...
Nie powiedział ,że wybacza, ale chce zobaczyć efekty. Na nie potrzebuję czasu-nie od razu Rzym zbudowano. On też go potrzebuje-wiem. Musi to w sobie przerobić. To ,że nie miał oparcia jest prawdą i chcę to naprawić; tylko ,że ja też nie miałam oparcia-byłam ignorowana i pogardzana przez męża z powodu "lenistwa i podłości" -z tym ostatnim trochę przesadził. Jestem cholerykiem, reaguję impulsywnie ale zaraz mi przechodzi , widzę swój błąd i przepraszam-potrafie sie śmiać z własnej nieudolności. Temperament trudno zmienić, a mąz przed ślubem wiedział że taka jestem. Pod wpływem choroby zaczęło mu to przeszkadzać-uznał że po prostu taka jestem -zła i wredna . Więc jest ciężko. Nie ma idealnych związków, ale jeśli się coś psuje to obie strony powinny to naprawiać, współpracować, jedno drugie wspierać, wina leży po obu stronach-może po jednej bardziej albo po żadnej, a u nas tylko ja jestem winnna a teraz pokutuję... Może to prawda-sama nie wiem. Bardzo kocham męża i on o tym wie.Ale nie potrafie stanąć na głowie bez ćwiczeń...na to i ja potrzebuję czasu.
Chciałabym pójśc z mężem na terapię, ale na razie to nie możliwe. Czy myślisz- Rock Baby- ,że po ludzku rzecz biorąc- młody mężczyzna ,który miał lajtowe życie i wszystko mu się super układało(wielu rzeczy nie rozumie ze wzgl. na brak doświadczenia cierpienia) a od ukochanej żony(która miała hard -corowe dzieciństwo) dostał za nic baty- jest w stanie ją jednak zrozumieć i zaakceptować oraz zapomnieć te zranienia?

Odnośnik do komentarza

Wiesz ja wychodze z założenia że jak kocha to wybaczy... też mam temperamencik nie lada sobie i często miałam przez to więcej problemów niż przyjemności więc wiem jak to jest. Jeśli pokażesz mu, że się zmieniałaś, że się starasz to jeśli naprawdę mocno Cię kocha to powinien wybaczyć. Jeśli zależy mu na małżeństwie.
Co do terpii to nie każdy facet się na to godzi, bo dla nich to jakby ujma na honorze ( nie wiem dlaczego ale cóż...) bo jak to mają się przyznać że sobie nie radzą. Oni chyba boją się ośmieszenia, myslą że jak mają iśc do psychologa to są czubkami....
Musisz być silna i dać mu czas, ale tak jak piszesz on też musi tego chcieć, bo sama małżeństwa nie uratujesz....

Look in the doubt we've wallowedLook at the leaders we've followedLook at the lies we've swallowedAnd I don't want to hear no more

Odnośnik do komentarza

Agatha napisałaś:
Chciałabym pójśc z mężem na terapię, ale na razie to nie możliwe. Czy myślisz- Rock Baby- ,że po ludzku rzecz biorąc- młody mężczyzna ,który miał lajtowe życie i wszystko mu się super układało(wielu rzeczy nie rozumie ze wzgl. na brak doświadczenia cierpienia) a od ukochanej żony(która miała hard -corowe dzieciństwo) dostał za nic baty- jest w stanie ją jednak zrozumieć i zaakceptować oraz zapomnieć te zranienia?

Ja uważam, że jest w stanie to zrozumiec i zapomniec o tym, ale to wymaga czasu. Musi po prostu przestawić się, że już nie ma sielanki, nie jest już luz blues, że zycie się zmieniło, inne wymagania inne obowiązki i ze nie jest juz sam dla siebie, że ma żonę, która potrzebuje czasem zrozumienia, zwłaszcza, że ma problemy, które wymagają wsparcia ze strony bliskich. Ja myślę, że on nie przygotował się na to co go spotkało i potrzebuje czasu żeby sie z tym oswoic, ale uwazam, że to się uda, że zaakceptuje tę zmianę i dostosuje się do niej.

http://straznik.dieta.pl/zobacz/straznik/?pokaz=601651b7128e8c5ce.png

Odnośnik do komentarza

ja uważam, że nie ma tu tylko twojej winy. Najlepiej jest zwalić odpowiedzialność na drugą osobę, tak jak robi twój mąż i nie widzieć swoich błędów. Przecież depresja to choroba, powinien to zrozumieć. Ale wiesz co ja mam podobną sytuację, też jestem impulsywna i za każdym razem kiedy wpadam w dół, to słyszę od swojego że powinnam się leczyć. A tak naprawdę to obydwoje potrzebujemy terapii, tylko podobnie jak u Ciebie mąż nie chce o tym słyszeć. Rozumiem Cię

Odnośnik do komentarza

Dzięki inez31. Mam nadzieję, że i w Twoim małżeństwie będzie jeszcze dużo długich , wspaniałych i szczęśliwych lat...

Kurczę, czasem chciałabym zniknąć, pojawić się na nowo i zacząć tę relację z mężem od początku.... Wiem co powinnam była zrobić, nie zrobić, powiedzieć, przemilczeć, itd... Szkoda,że dopiero teraz..., ale mówią że lepiej późno niż wcale. Może to wszystko po to abym przestała polegać wyłącznie na sobie, na swoim egoistycznym "ja", ale zaufała Bogu, który to małżeństwo w końcu pobłogosławił. A skoro to zrobił, zapewne pragnie by było szczęśliwe. Sama z siebie nie potrafię go takim uczynić a z Jego pomocą - tak. Może to wszystko po to żebym poznała prawdę o sobie i zauważyła,że potrzebuję Tego na górze? Żebym się do tego przyznała i uwierzyła w Niego tak jak nigdy dotąd? Podobno wszystko ma cel , sens... a ostatecznie ma zwyciężyć dobro. Chcę w to wierzyć, to pomaga mi "walczyć".
Dziewczyny, doświadczyłyście kiedyś działania Boga? Albo -jeśli wolicie- jakiejś nadprzyrodzonej, dobrej energii ? Czy stało się kiedyś coś co sprawiło że uwierzyłyście? {u mnie kiedyś tak było... i wiem że niemożliwe jest możliwe, może dlatego jescze nadzieja względem mojego małżeństwa nie wygasła, ale właśnie rośnie w siłę...} Ktoś może pomyśleć ,że uciekam w religię, że przesadzam, że fantazjuję albo że jestem naiwna . Ok, ale każdy ma swoje jakieś przeżycia nieznane innym. Możecie coś na ten temat dorzucić?

Odnośnik do komentarza

No właśnie ja doświadczyłam działania sił wyższych. Było tak źle, że mąż już chciał sobie na nowo układać życie, beze mnie. Modliłam się ja, moja mama( bardzo religijna). Długo to trwało, jakieś 2 lata takiego byle jakiego związku, gdzie byłam traktowana jak powietrze. No i przyszło to lepsze, gdzie mąż zapragnął uzdrawiać nasze małżeństwo, zaczęło mu zależeć. W tej chwili nie ma rewelacji, ale jest dużo lepiej.

Odnośnik do komentarza

:) Ja też doświadczyłam i teraz doświadczam. Staram się zmieniać ale i "czekam" na jakiś cud uzdrowienia mojego małżeństwa...
Wiem inez,że ciężko jest czasem, nawet bardzo.... ale nigdy nie wolno nam się poddawać. Póki walczymy, zwyciężamy. Kurczę, czuję że mnie rozumiesz. Kibicuję również i Twojemu małżeństwu; wierzę że i Wam i nam się uda. I że to nie będzie tylko takie tam oj tam oj tam małżeństwo , ale szcżęśliwa, dająca spełnienie relacja.

A propos uciekania się do Pana Boga

...szkoda że często sięgamy po modlitwę jako po ostatnią deskę ratunku, zamiast być wiernym w poświęcaniu chociaż5 min. dla Siły Wyższej... Tyle cierpienia moglibyśmy sobie oszczędzić... bo wiele głupich wyborów uniknęlibyśmy dzięki oświeceniu :P

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Masz rację aby coś zmienić, należy zacząć od siebie. Myślę, że jeżeli tyle już zrozumiałaś i chcesz to wszystko naprawić to już połowa sukcesu. Jeżeli mówimy o modlitwie, to właśnie proś o wytrwałość. Ja modliłam się do Matki Bożej, w końcu to kobieta, więc doskonale rozumie nasze bolączki. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

A ja napiszę z drugiej strony osoby która żyje z żoną dotkiniętą depresją. Zdjagnozowałem ją chyba u zony jako pierwszy. Później po obserwacji zauważyłem nadużywanie antydepresantów (bez żadnej kontroli - żona jest lekarzem i stwierdziła że leczyć bedzie się sama) skończyło się załamaniem i terapią u psychiatry, psychologa. Od pary tygodni jest lepiej ale nie normalnie. Co do meża koleżanki trzeba go zrozumieć. Choroba mojej żony to dla mnie przedewszystkim potworna samotność. Podobnie jak jej mąż nie jestem wylewny ale sorry ktoś kto tego nie przeszedł nie wie co mąż przechodził. Kobieta z którą żyłeś razem wychowywaliście dzieci nagle z dnia na dzień odsuwa się od Ciebie. Widzisz że jedynym uczuciem które budzisz w drugiej osobie to to obrzydzenie. Naprawdę tak to odbierasz. Sam miałem okres że zastanawiałem się nad rozwodem ale stwierdziłem że szkoda mi: Córek 3 i 7 lat, i żony - dużo czytałem na temat depresji i wiem że w gruncie rzeczy moje wsparcie jest jej potrzebne. Wspólnie stwierdziliśmy niech dokończy terapię a poźniej zobaczymy. U siebie zauważam niestety niepokojące objawy braku snu, wyczerpania nerwowego (zacząłem zasypiać na tabletkach nassenych które łykam jak witaminy). Ogólnie mogę osenić że zona zgotowała mi niezły koszmar. W odróżnieniu do męża koleżanki zacząłem notować w kompie myśli odczucia itp.

Odnośnik do komentarza
Gość post_depresant

Cześć, jeśli mąż nie rozumie, to jest to jego problem. Ty stanowisz wartość samą w sobie - tak szybko jak uznasz, że nie masz za co go przepraszać i ponownie zabiegać o jego łaskę, zrozumiesz, że to on powinien się teraz postarać o Ciebie.

Przepraszasz za to, że masz katar, albo za to, że go miałaś? A za depresję przepraszasz. On patrzy na Ciebie i ocenia Cię trochę przez pryzmat tego jak Ty oceniasz sama siebie. Jeśli stawiasz się w roli osoby winnej tego co się stało to on też tak to odbiera.

Należy mu się szacunek w takim samym stopniu jak Tobie. Czy on Cię przeprosił za to, że szydził, kpił i oskarżał Cię o lenistwo i wygodnictwo? Z tego co piszesz rozumiem, że nie. Co więc sprawia, że patrzysz w niego jak w obraz i chcesz, żeby dopuścił Cię do siebie?

Daj mu znać, że masz świadomość tego, że był to dla niego trudny czas i chcesz teraz budować lepszą przyszłość, nie przepraszaj za rzeczy, które nie są zależne od Ciebie. Depresja to choroba a nie wymówka. Jeśli mają to zrozumieć nasi bliscy i jeśli mamy się z niej wyleczyć to nie mamy innego wyjścia jak przyjąć to za pewnik. Pracuj nad sobą, rozwijaj się, wzmacniaj i nie wierz tym, którzy obarczają Cię winą za Twoją depresję (także sobie samej).

Depresja Ci się przytrafiła, zachorowałaś, bo trafiłaś na czynniki, które ją wywołały. Teraz możesz w niej trwać, albo zbudować na tym doświadczeniu swoją nową wartość i siłę. Czy możesz powiedzieć, że jesteś wdzięczna za doświadczenie depresji? Moje osobiste przeżycia (podkreślam moje, czyli nie koniecznie uniwersalnie prawdziwe), mówią mi, że jeśli masz taką gotowość, to masz już tę siłę, którą dostaje się po wyleczeniu depresji (co nie zmienia faktu, że trzeba być czujnym i pracować nad sobą), jeśli jeszcze nie, to wróć do swojego terapeuty i poproś o wzmocnienie.

Ściskam ciepło, Szymon

P.S. Nikt nie zrobi za Ciebie Twoich pompek, za Twojego męża też.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...