Skocz do zawartości
Forum

Utrata pracy i partnera a depresja


Gość bum-bum-bec

Rekomendowane odpowiedzi

Gość bum-bum-bec

noria - przepraszam, ze dopiero dzisiaj odpisuje, ale nie dostałam powiadomienia mailowego :/

Wyjazd - sama myśl pojawiła się jeszcze w trakcie wakacji więc to nie był ot taki chwilowy kaprys, pomysł. Tylko, że nie był skonkretyzowany. W momencie kiedy byłam z panem x i dowiedziałam się o jego wyjeździe to z czystej ciekawości dowiadowywałam się i mu podsyłałam różne info. W pewnym momencie oboje stw. że nie dostrzegamy minusów Australii i fajnie by było tam pojechać. Później się rozstaliśmy, czas pozwolił ochłonąć emocjom i powróciliśmy do rozmów. I patrząc na całą syt. to nie uzależniam się od drugiej osoby. To ja organizuje ten wyjazd i pierwsza jadę. Jeśli by się zdecydował to dojedzie w listopadzie. Ja tam będę od początku września.

A co nowego - powoli wszystko się rusza. W tym tygodniu robie przelew. Zarejestrowałam się na badania, które są lekką ściemą. Prawie codziennie jestem na ang. I jakoś powoli wszystko idzie w dobrym kierunku. Dzisiaj byłam w pracy po referencje i poczułam niesamowitą ulgę, że już tam nie pracuje.

Dziękuje, że wątek ten jest jeszcze żywy :) Miło :)

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

W obu krajach jest łatwiej niż w Polsce więc i tak będzie lepiej :)

ciekawostka: http://www.prosperity.com/Ranking.aspx

:)

tylko jest jedna sprawa, która mnie niesamowicie zaskakuje. Mam, że tak brzydko to napiszę, branie u płci męskiej w skali olbrzymiej :) hehe tylko czemu teraz?! Wtedy kiedy mogłam się angażować to była cisza i spokój. Teraz czuje się rozchwytywana ha ha :D

Hmm... przeczytałam tytuł wątku i zdałam sobie sprawę, że tamtej dziewczyny, która miała zdiagnozowaną depresję z myślami samobójczymi już dawno nie ma. Zmiana olbrzymia. I chyba na dobre :)
Jak się coś ciekawego wydarzy w sprawie wyjazdu to opiszę :)

Dzięki, że chce Wam się tutaj zaglądać. Bardzo to miłe!

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

nooo i wykonałam jeden z najgorszych przelewów - opłaciłam australijską szkołę językową, ubezpieczenie oraz pobyt na 2 tygodnie u australijskiej rodziny (wystarczy bym zobaczyła czy mi przypadną do gustu i czy u nich zostanę czy poszukam czegoś innego) Ogólnie nie ma już odwrotu. Przede mną badania, które są straszną ściemą, ale niestety mają bardzo zawyżoną cenę i czekanie na oficjalne przyznanie wizy :P

Między czasie do Polski przyjechał przedstawiciel ich szkoły i miałam możliwość rozm. z nim. Oprócz mnie była jeszcze jedna dziewczyna (jedzie wraz z mężem w tym samym terminie) i muszę przyznać, że uspokoiłam się. Mój język nie jest aż tak opłakany jak mi się wydawalo. Nadal prawie codziennie chodzę na zajęcia, bym się nie zdziwiła będąc tam.

Przyznać też muszę, ze boję się. W sumie to oczywiste, że się boję - bardzo mocna zmiana.

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

Wczoraj odwiedziłam lekarzy i wykonałam badania, czyli aż badanie moczu, RTG płuc, badanie piersi i wywiad. Badanie piersi już miałam a za pozostałe 300zł się należy :/ No, ale wniosek poszedł dalej. I to już najprawdopodobniej koniec spełniania formalności. :) Bardzo miły lekarz był. Jak zwykle musiałam zrobić z siebie słodką idiotkę udzielając nieco niestandardowych odpowiedzi, np.:
- wady serca?
+ bradykardia, niedomykalność płatka mitrialnego...
- jakiego stopnia bradykardia?
+ to są jakieś?
- no tak, to skąd pani wie, że ją ma
+ no, bo mi serce za wolno bije to bradykardia...
Zwątpił :P

I się okazało, że w tym samym terminie i do tej samej miejscowości będzie jechało młode małżeństwo. Super, zawsze to lepiej na początku będzie. Cały dzień wczoraj spędziliśmy i są spoko :)

Tylko, że wczoraj cała nasza trójka poczuła, że półtora nogą już tam jesteśmy. Teraz nastaje kolej na zakupy. I tu jest problem odnośnie stroju kąpielowego. Otóż mam 164cm i 47,8kg (wczoraj byłam ważona i mierzona) więc ciut mniej waże niż norma przewiduje. Mało jest ludzi symetrycznych i ja do nich nie należę - jedno żebro mam mocniej wysunięte i jest dość widoczne. Mam dylemat. Kupić bikini czy tankini? Bikini są tańsze, chłodniejsze. Tankini zakryje mi niedoskonałości, ale mogę się ugotować. Oglądam w necie i patrze... :P Co myślicie? :P Przyznam, że czasem lubię mieć takie perdołowate problemy :) :)

Odnośnik do komentarza

Hihihi, faktycznie, w prównaniu z tym, co tu się zazwyczaj widzi, to raczej pierdołowata sprawa jest...:DDD Ale co tam, wypowiem się, nie zaszkodzi...;)))
Po co się tak bardzo przejmujesz wyglądem? Nie widzę żadnego problemu w tym, co na temat tego wyglądu napisałaś. Przecież każdy człowiek ma w pewnym stopniu asymetryczną budowę ciała. Naprawde myślisz, że ludzie będą patrzeć i szczegółowo analizować budowę Twoich żeber? No co Ty...:D Zresztą, każdemu w pewnym stopniu widać żebra, no chyba, że jest mocno tłuszczem obrośnięty.:P Tak więc radzę Ci, nie przejmuj się, i ubierz to, co dla Ciebie wygodniejsze. Czyli to bikini jest tą opcją, no nie? Na pewno fajnie się w nim będziesz prezentować... A jak masz ładną, wciętą talię, i/lub zgrabne nogi to już w ogóle... Ho, ho, ho...:)))))))))))))))

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

nogi mam, cycków brak (przy tej wadze to nic dziwnego) nad brzuszkiem pracuje (mini kluska zimowa) tylko to żebro mi przeszkadza... gdybym wzięła linijkę to tak na pół centrymentra wystaje. Z resztą... jak ktoś nie będzie mógł patrzeć to niech nie patrzy. Najlepsze jest to, że na saunie to nie wstydzę się być nago, a tu rozkminiam temat :P

PS
nie można ciągle o tych poważnych sprawach pisać :) czasem fajnie się choćby na chwilę wyłączyć i zająć nic nie znaczącą drobnostką. Ot, tak, by nie zwariować :D :D
Dzięki franca!!! :)

Odnośnik do komentarza

bum-bum-bec
nogi mam

Eno, eno, to się dobrze składa...:))) Nie każda ma z tym tak dobrze, więc się ciesz...:D A jak kuska jest mini, to chyba żaden problem, no nie?

bum-bum-bec
tylko to żebro mi przeszkadza... gdybym wzięła linijkę to tak na pół centrymentra wystaje. Z resztą... jak ktoś nie będzie mógł patrzeć to niech nie patrzy.

Pół centymetra? Eeeee, no to naprawdę drobiazg. Hihihi, no właśnie, jak ktoś nie będzie mógł wytrzymać tego "strasznego" widoku, to niech się odwróci.;DDD

bum-bum-bec
PS
nie można ciągle o tych poważnych sprawach pisać :) czasem fajnie się choćby na chwilę wyłączyć i zająć nic nie znaczącą drobnostką. Ot, tak, by nie zwariować :D :D

O rany... No... Faktycznie, MASZ RACJĘ! W sumie, jeśli chodzi o mnie, to nieraz tu czuję, że wariuję...:ooo

bum-bum-bec
Dzięki franca!!! :)

Nie ma za co!:))) Zawsze bardzo fajnie jest komuś pomóc, bez względu na to, czy w lżejszej, czy cięższej sprawie.:)

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

Coś niesamowitego wydarzyło się w piątek. Poszłam do adwokata, by porozmawiać na temat mojego nieszczęsnego brata i ogólnie o mieszkaniu. I...

#mieszkanie - formalnie należy do mojej mamy i ojca. Ojciec od jakiś 3 lat nie przebywa w nim, bo został sądownie eksmitowany. Tylko, że moi rodzice nabyli je w momencie kiedy byli jeszcze małżeństwem więc teoretycznie połowa mieszkania należy do mojego ojca. Mama od dłuższego czasu bała się ruszyć temat, bo nie daj Boże ojciec sobie o tym przypomni i wszystkie oszczędności matuli zostaną przelane na jego konto. W piątek okazało się, ze wcale tak być nie musi. Jeśli zostanie udowodnione, że matula wszelkie płatności pokrywa to nie będzie mu musiała zwracać połowy wartości. Ba! Nawet jego na rozprawie sądowej nie będzie, bo nie mamy z nim kontaktu. Super!

#brat - wystarczy, że moja mama pod wszystkimi pismamy dotyczącymi ich wyrzucenia będzie się podpisywała. Nie jest potrzebny mój ojciec :) Rewelacja!!! Super!!!

Tylko nawet pani adwokat była pod wrażeniem rozszczeniowości i bezczelności mojego brata. Nic przyjemnego mieć takiego dziada w domu.

Bardzo się ucieszyłam. Przepraszam, ze tak spamuje, ale jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Matula nie będzie się obawiała o mieszkanie. Będzie mogła zrobić swój wymarzony remont. I co jest bezcenne - będzie miała spokój. Super!!!

Odnośnik do komentarza

No to rzeczywiście super, że wreszcie się ta sytuacja wyjaśniła! Że nie trzeba będzie ciągnąć do tego ojca, pertraktować z nim, i w ogóle, że sprawa jest o wiele prostsza, niż wcześniej na to wygłądało!:)))
Aha, nie masz za co przepraszać. To bardzo dobrze, że dzielisz się na forum swoim szczęściem. Zawsze bardzo się tu przyda taki optymistyczny akcent. I kto wie, moze też da komuś nadzieję?:)

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

Dzięki franca. Zawsze jak widzę Twoje komentarze pod swoimi bolączkami to micha mi się cieszy :)

Wszystkie formalności mogą trwać max 6 miesięcy. Nie jest długo :) Super :) Co prawda mnie już w kraju nie będzie, ale bardzo się uspokoiłam. Jest coraz lepiej :) Pani adwokat jakaś ludzka się wydawała więc mam nadzieję, że wszystko matuli wyjaśni (na dobrą sprawę to ma w tym interes, bo porady są płatne).
Jeszcze jutro idę z mamą do neurologa. Ostatni kolos, bo mogę usłyszeć najgorsze, ale to dopiero jutro :)

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

hej,

z góry Was przepraszam, ale muszę się wygadać, bo jakoś mi strasznie ciężko jest ostatnio. Nie chce już głowy zawracać znajomym, bo niebawem wszyscy się ode mnie odwrócą...albo może ja mam takie wrażenie.

Otóż:

#1 najprawdop. wyjeżdżam na stałe za granicę. A przynajmniej bardzo bym chciała, by tak było. Cała ma uwaga jest skupiona na wyjeździe. Praktycznie już wszystko mam. Szkoda, ze sama będę leciała, bo strasznie się boję, ale trudno. Jakoś dam radę. Z racji tego, że mnie nie będzie to teraz staram się pomóc mojej mamie w różnorakich sprawach. Mam skomplikowaną syt. rodzinną. Kiedyś o tym napisałam więc w potężnym skrócie. Mam brata, który mieszka z nami wraz z jego żoną. Są strasznymi pasożytami. Nie dokładają się do niczego, w niczym nie pomagają i ciągle im źle i się czepiają. Jak z mamą już nie mieszkałam to dzwoniła do mnie jak coś znowu przeskrobali. Przyjeżdżałam do domu, powstawała awantura i był spokój na jakiś czas. Wiem, że jak mnie już tu nie będzie to oni dadzą jej popalić. Krótko mówiąc trzeba się ich pozbyć. Byłam u prawnika i wiem co trzeba zrobić. Tylko ostateczną decyzję musi podjąc moja mama. I tu jest problem. Jest wkurzona - natychmiast chce podpisywać dokumenty. Normalny dzień - "przecież to jest moj kochany synuś". Dochodzi momentami do absurdów w stylu rano w trakcie rozmowy ze mną głośno go krytykuje, by ją usłyszał (czasami ją upominam, bo bezsensownie się czepia), a parę godzin później dzwoni do mnie z zaniepokojonym głosem czy z jego żoną wszystko jest wporządku, bo "nie widziałam jej kapci a chyba od paru dni jej nie ma" Tak się nie da. Wiem, że jest to trudna decyzja, ale jak podsłuchują każdą rozmowę i potem wszystko komentują wyśmiewając bądź jak własny syn dzwoni na policję, by przyjechała do matki, bo ta oczekiwała zapłaty za rachunek (całe 30zł) i własną matkę wypycha się siłą z pokoju to trzeba coś z tym zrobić... no nic... to musi być jej w 100% decyzja. Tylko, że czas leci...
Jest jedno w tym dobre. Przestała mnie nękać telefonami i jakoś ogólnie znormalniała. Mogę nawet stwierdzić, że teraz mamy dobry kontakt. Wydaje mi się, że dało jej do myslenia to jak weszłam z nią do gabinetu lekarskiego i wszystko się wyjaśniło. I też to, że mieszkam razem z nią.

#2 skomplikowana też jest syt. z mieszkaniem. Pochodzę z patologicznej rodziny. Mój ojciec został skazany parę lat temu za znęcanie się nad rodziną. Rodzice są po rozwodzie. Problem powstał z remontem mieszkania. Część mieszkania teoretycznie należy do ojca. Wizyta u prawnika - wiem co trzeba zrobić, by powalczyć o mieszkanie. Najpierw dobrze byłoby z ojcem porozmawiać - może sam je przepisze (nikt w to nie wierzy, ale dla czystego sumienia trzeba to zrobić). Najprawdop. mieszka u swojej siostry. Mama znalazła adres. Ja miałam pojechać (mam większe szanse na normalną z nim rozm). Stanęłam pod oknami i nie byłam w stanie zrobić kroku dalej. Wszystko to co przez kilka lat przepracowywałam i umieściłam gdzieś głęboko w pamięci wróciło. Znów poczułam olbrzymi strach, tak jak to było gdy z nami mieszkał. Strach przed jego agresją, nieobliczalnością. Strach przed wyzwiskami i przed nim samym. Usiadłam na ławce i czułam jak mi oczy się zwilżyły. Nie zapukałam. Nie byłam w stanie. Jedynie jego siostra z okna mi się przyglądała. Dziwna to też była syt. bo nigdy na oczy się nie widziałyśmy. Ja wiedzialam mniej więcej jak wygląda z opisu mojej mamy. Ona wiedziała, że istnieję. Tylko, ze jestem niesamowicie mocno fizycznie podobna do ojca więc jakoś skojarzyła, bo strasznie mi się przyglądała. Wróciłam do domu wykończona. Resztę dnia przeleżałam w łóżku. Sprawa trafi do sądu bez etapu polubownego.
Najprawdopod. przed moim wyjazdem zostaną zgłoszone 2 sprawy do sądu (jedna jak moja mama się zdecyduje na eksmisję brata i druga z mieszkaniem). Przyznam, że obie sprawy mnie strasznie męczą.

#3 nie pracuję, bo praca mnie pożegnała. Nie było ani chwili bym żałowała, ale zbyt duża ilość wolnego czasu nie jest dobra. Ok, na początku było fajnie. Odpoczęłam, pobawiłam się etc. Teraz pojawia się problem. Na wyjazd pożyczyłam pieniądze (jest to duża kwota). Zasiłku dla bezrobotnych nie dostanę, bo został mi przydzielony w terminie w którym mnie już tutaj nie będzie. W tym momencie żyję już za pożyczone na wyjazd pieniądze więc żyję bardzo skromnie. Wiem, że oddam tą kwotę i pewnie z nawiązką, ale to będzie musiało potrwać. Póki co jest mi strasznie z tym źle. Nie sądziłam, że moje ego tak bardzo to odczuje. Dosłownie czuję sie potworem, że te pieniądze pożyczyłam. Niestety innej możliwości nie miałam.
Jestem ogólnie w takim stanie zawieszenia. Nie szukam i nie szukałam pracy, bo mi się nie opłaca. Niczym ją znajdę, ogarnę rozm. rekrutacyjne i całą tą pieprz... szopkę to popracuje niecały mc i będę się zwalniała. Nieco to bezsensu jest więc załatwiam sprawy, chodzę 3 razy w tyg na basen, biegam regularnie, do tego szkoła ang. i koniec. Zajęcia się kończą. Jeszcze mc przede mną.

Dochodzą do tego niesnaski damsko-męskie i koniec jest taki, że źle sypiam i roztroiłam się hormonalnie :/ za mocno mnie to wszystko w dół pociągnęło.

Przepraszam, ale mam wrażenie, że zaczynam nieco się staczać. Musiałam się wygadać. Będzie mi bardzo miło jak ktoś to w ogóle przeczyta, a jeszcze milej jak ktoś skomentuje.

Odnośnik do komentarza

Witaj
Niepotrzebnie masz wyrzuty, co do tych pożyczonych pieniążków, zapewne masz wszystko ustalone. Jeżeli masz zaufanych przyjaciół, to dobrze gdybyś powierzyła im mamę, również będzie trzeba powrócić do tych rozmów telefonicznych z nią. Sama zmiana miejsca, szczególnie jego nieznajomość ma duży wpływ i rozumiem Twoje obawy, sam jakiś czas temu byłem w podobnej sytuacji. Można powiedzieć, że jesteś jedyną odpowiedzialna osoba w rodzinie, to w dużej mierze przeszkadza gdy się opuszcza najbliższą osobę w dodatku niezbyt sobie radzącą, jeszcze z problemami. Moi rodzice dość często rozrabiają i trzeba również ich pilnować, poza tym mama jest kobietą niezaradną, do tej pory nie zna większości programów prania, choć staram się być cierpliwym synem. Myślę, że mimo wszystko słusznie robisz, zdecydowana większość przyjaciół nie chce oglądać złodziejskiego kraju, choć serca tęsknią do rodzin, jednak kredyty mieszkalne trzeba spłacać. Fajnie by było, gdybyś przeszła ten egzamin strachu z ojcem i jednak stanęła przed jego obliczem, jeśli tego nie zrobisz, to wycofanie się, nie da Tobie spokoju.

Odnośnik do komentarza

No co coś Ty... TY się staczasz? Śmiało można powiedzieć, że jesteś prawdziwą podporą swojej rodziny, naprawde dzielną i pomocna osobą. Co by Twoja mama bez Ciebie zrobiła? Nie, według mnie zdecydowanie się nie staczasz... Jesteś przybita, bo wykańczają Cię te niełatwe sprawy, które masz teraz na głowie, te rozprawy sądowe... Jeśli chodzi o tą dotyczącą wymeldowania Twojego brata, to uważam, że najlepiej zrobić wszystko, aby Twoja mama jak najszybciej podjęła decyzję. W końcu jest dorosła, i powinna wiedzieć, czego chce. A jak do tej pory miała z tym problemy, to niech się w koncu weźmie w garść, i określi się jakoś. Jak na razie to Ty wykazujesz się o wiele większą dojrzałością i zdecydowaniem, niż ona, mimo że jestes jej dzieckiem... Ech... Poza tym, Ty chcesz jej pomóc, a to jej zawracanie głowy na pewno też Cię męczy psychicznie, więc to jest zwyczajnie nie fair wobec Ciebie.
Musiałas mieć ciężkie dzieciństwo...:((( A chodziłaś do psychologa po tym? Bo może on by Ci pomógł poradzić sobie z przeszłością?
Tez uważam, że nie ma sensu, żebyś się zadręczała z powodu tej pozyczki. To normalna rzecz, że ludzie pożyczają sobie pieniądze, bo potrzebują je w coś zainwestować. I fajnie, ze dbasz o formę!:)
Jak masz dobrze zaplanowany ten wyjazd, to myslę, że nie powinnas się tego bać. Staraj się być dobrej myśli, to też ułatwia działanie, realizację planów. Choć pewne obawy są naturalne, bo jest jednak zawsze jakis skok na głębszą wodę... Ale nie łam się!:)

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

hej,

dzięki za komentarze. Przyznam, że nie spodziewałam się ich :)

Pieniądze - pierwszy raz w życiu pożyczyłam większą kwotę niż 10zł i źle mi z tym. Wyboru nie miałam. Przy mojej wypłacie wyjazd bylby nierealny. Nie sądziłam, że tak to odczuje i tak mi ego ucierpi.

"Jeżeli masz zaufanych przyjaciół, to dobrze gdybyś powierzyła im mamę" - na szczęście nieco zmieniły się relacje mojej mamy z jej rodzeństwem i wujek jest dosłownie na każde zawołanie. Przynajmniej o to jestem spokojna.

"będzie trzeba powrócić do tych rozmów telefonicznych z nią" - w momencie keidy wyjadę i jak zobaczy ile kosztują rozmowy ze mną to mam nadzieję, że sama przestanie dzwonić. Kupiłam jej komputer i uczylam podstaw. Skype'a ogarnia więc w taki sposób będziemy się komunikowaly. A że też będzie spora różnica czasu to kontakt się siłą rzeczy ograniczy.

"poza tym mama jest kobietą niezaradną, do tej pory nie zna większości programów prania" - skąd ja to znam... a Twoja potrafi smsy wysyłać? swoją chcąc dla niej dobrze przyzwyczaiłam do tego, że wszystko się za nią robiło. I np. przychodziła do mnie z listem w zaklejonej jeszcze kopercie i słyszałam: "przeczytaj i załatw, bo ja nie rozumiem". Obłęd! Kłótniami zmieniałam jej postawę, ale sie udało.

"jesteś prawdziwą podporą swojej rodziny, naprawde dzielną i pomocna osobą" - dziękuje!

"aby Twoja mama jak najszybciej podjęła decyzję." - moja mama nie potrafi podejmować decyzji. Przykład: dwa tygodnie temu trzeba było kota uśpić, bo biedak niefortunnie spadł i kręgosłup złamał. U weterynarza były kociaki do oddania więc gdyby żałoba minęła to miałaby nowe czworonożne szczęście i kompana do rozmów. Musiała podjąć decyzję, czy chce mieć nowego kota czy jenak nie. Miała deadline. Wrzaskiem wymusiłam, by się określiła. Stw. że ja mam za nią podjąć decyzję, dzwoniła do mojego wujka, by on wziął na siebie tą odpowiedzialność. Ta dość błaha sytuacja ją przerosła więc z bratem zapewne jest podobnie. Ogólnie sposób rozwiązywania przez nią problemów polega na tym, że należy poczekać i problem sam się rozwiąże.

"Musiałas mieć ciężkie dzieciństwo" - rodzice dbali o rozrywkę :P do psychologa z tym nie chodziłam. W momencie kiedy powstał ogólnie ten wątek czekałam na psychiatrę i siłą rzeczy chodziłam na terapię (całe 2 miesiące, trzasnęciem drzwiami ją przerwałam). Wiem jedno, nigdy więcej nogi nie postawię u żadnego psychologa. Dzieciństwo i wszystko co mnie w jego trakcie spotkało uważam za przepracowane. I wiele pokazuje, że tak jest (budowanie długotrwałych relacji z ludźmi, tworzenie związków etc.) A to, że zamurowało mnie to nic dziwnego. Najgorszemu wrogowi swojego życiorysu nie życzę. Ojciec robił istne piekło i dzięki niemu najczęstszymi gośćmi w domu była policja. Nie wierzę w cudowne zmiany ludzi. Jeśli ktoś pił i bił przez 20 lat nagle nie stanie się potulnym trzeźwym barankiem. Nie wierzę w to. W momencie gdybym zapukała w 100% jestem pewna, że słyszałabym bluzgi i cieszyłabym się gdyby na nich się skończyło. Nie chce powrotu do tego. Zbyt dużo mnie kosztowała naprawa całego syfu jaki mi zrobiono, bym ponownie musiała się tak bać.

Odnośnik do komentarza

bum-bum-bec
hej,

dzięki za komentarze. Przyznam, że nie spodziewałam się ich :)

Hehe, no popatrz, jak to zycie potrafi zaskakiwać...;)

bum-bum-bec
"Jeżeli masz zaufanych przyjaciół, to dobrze gdybyś powierzyła im mamę" - na szczęście nieco zmieniły się relacje mojej mamy z jej rodzeństwem i wujek jest dosłownie na każde zawołanie. Przynajmniej o to jestem spokojna.

Uff... No to wreszcie jakaś osoba w rodzinie, oprócz Ciebie, na która mozna liczyć... To chyba zawsze jakaś ulga, że nie wszystko musi być na Twojej głowie.

bum-bum-bec
"poza tym mama jest kobietą niezaradną, do tej pory nie zna większości programów prania" - skąd ja to znam... a Twoja potrafi smsy wysyłać? swoją chcąc dla niej dobrze przyzwyczaiłam do tego, że wszystko się za nią robiło. I np. przychodziła do mnie z listem w zaklejonej jeszcze kopercie i słyszałam: "przeczytaj i załatw, bo ja nie rozumiem". Obłęd! Kłótniami zmieniałam jej postawę, ale sie udało.

Heh, no faktycznie obłęd.;) No i też pokazuje to, że jak cos jest już bardzo nie tak, to miłym uśmiechem i łagodną rozmową nie bardzo da się to zmienić. To właśnie takie metody jak Twoje, okazują się wtedy skuteczne. I chyba trudno się dziwić.

bum-bum-bec
"jesteś prawdziwą podporą swojej rodziny, naprawde dzielną i pomocna osobą" - dziękuje!

Nie ma za co, piszę, co myślę! :)

bum-bum-bec
"aby Twoja mama jak najszybciej podjęła decyzję." - moja mama nie potrafi podejmować decyzji. Przykład: dwa tygodnie temu trzeba było kota uśpić, bo biedak niefortunnie spadł i kręgosłup złamał. U weterynarza były kociaki do oddania więc gdyby żałoba minęła to miałaby nowe czworonożne szczęście i kompana do rozmów. Musiała podjąć decyzję, czy chce mieć nowego kota czy jenak nie. Miała deadline. Wrzaskiem wymusiłam, by się określiła. Stw. że ja mam za nią podjąć decyzję, dzwoniła do mojego wujka, by on wziął na siebie tą odpowiedzialność. Ta dość błaha sytuacja ją przerosła więc z bratem zapewne jest podobnie. Ogólnie sposób rozwiązywania przez nią problemów polega na tym, że należy poczekać i problem sam się rozwiąże.

No wiesz, jeśli chodzi akurat o taką sprawę, dotyczącą ukochanego zwierzaka, to raczej nie jest błaha... Cięzko podjąc taką decyzję komuś, kto się przywiązał do niego niemal jak do członka rodziny... I potem nieraz jest tak, że człowiek jeszcze długo po tym zastanawia się, czy dobrze zrobił.
Ale fakt, takie ogólne podejście do rozwiązywania problemów poprzez ich przeczekiwanie to nie jest dobra rzecz.

bum-bum-bec
"Musiałas mieć ciężkie dzieciństwo" - rodzice dbali o rozrywkę :P do psychologa z tym nie chodziłam. W momencie kiedy powstał ogólnie ten wątek czekałam na psychiatrę i siłą rzeczy chodziłam na terapię (całe 2 miesiące, trzasnęciem drzwiami ją przerwałam). Wiem jedno, nigdy więcej nogi nie postawię u żadnego psychologa. Dzieciństwo i wszystko co mnie w jego trakcie spotkało uważam za przepracowane. I wiele pokazuje, że tak jest (budowanie długotrwałych relacji z ludźmi, tworzenie związków etc.) A to, że zamurowało mnie to nic dziwnego. Najgorszemu wrogowi swojego życiorysu nie życzę. Ojciec robił istne piekło i dzięki niemu najczęstszymi gośćmi w domu była policja. Nie wierzę w cudowne zmiany ludzi. Jeśli ktoś pił i bił przez 20 lat nagle nie stanie się potulnym trzeźwym barankiem. Nie wierzę w to. W momencie gdybym zapukała w 100% jestem pewna, że słyszałabym bluzgi i cieszyłabym się gdyby na nich się skończyło. Nie chce powrotu do tego. Zbyt dużo mnie kosztowała naprawa całego syfu jaki mi zrobiono, bym ponownie musiała się tak bać.

Bardzo smutne to wszystko...:((( No i właśnie nie wiem, czy to może być tak, że rzeczywiście masz to wszystko przepracowane, i jednocześnie tak zareagowałaś... Ale z drugiej strony, nie masz obowiązku z nim się kontaktować...

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

"Ale fakt, takie ogólne podejście do rozwiązywania problemów poprzez ich przeczekiwanie to nie jest dobra rzecz." - żeby wyrzucić mojego brata z domu najpierw powinna napisać wezwanie. Wiem, że sprawa jest ogólnie niełatwa i też ciężko będzie jej w odpowiedni sposób je sformułować to powiedziałam żeby napisała mi ogólnie to co chce tam umieścić (nawet jeśli to będą powyrywane skrawki zdań, punkty co jej nie pasuje), po to, by cokolwiek sama zrobiła. Jakiekolwiek działanie, a nie jedynie czekała na gotowe. U adwokata byłyśmy prawie mc temu i nic. Od czasu do czasu jej o tym przypominam to ciągle to samo słyszę: "Ty napisz, ja się podpiszę", czyli w jej rozumowaniu: "Ty podejmij tą decyzję, ja się dostosuje" Nic z tego. Czas leci... I chyba o to jej chodzi. Adwokat jakiego znalazłam też jej nie pasował, bo za drogi, bo gaduła, bo... sama nic nie zrobiła do tej pory. Przyznam, że coraz mniej mnie to wszystko interesuje. Mam swoje życie, swoje problemy. To nie ja jestem głową rodziny (choć odkąd pamiętam to zawsze ja wszystko musiałam załatwiać łącznie ze sprawami sądowymi)

"No wiesz, jeśli chodzi akurat o taką sprawę, dotyczącą ukochanego zwierzaka, to raczej nie jest błaha... " - ale też nie na tyle poważna, że tydzień czasu do namysłu to za mało...

"No i właśnie nie wiem, czy to może być tak, że rzeczywiście masz to wszystko przepracowane, i jednocześnie tak zareagowałaś... Ale z drugiej strony, nie masz obowiązku z nim się kontaktować..." - do więzienia nie idzie się za drobne przewinienie. Ot tak sąd również nie eksmituje. Swoje za uszami ma. I to bez znaczenia czy chodzi o mojego ojca czy o kogokolwiek innego. Bałam się, że stanie mi się krzywda. Nie wierzę w cudowne przemiany ludzi. Jeśli ktoś przez połowe swojego życia był złym człowiekiem nagle nie stanie się ciepłymi, niewinnymi kluchami. Nie wierzę w coś takiego. Wydaje mi się, że podobnie bym się zachowała w momencie gdyby chodziło o kogoś innego. Jeśli ktoś uderzyłby mnie, zbluzgał - omijałabym tą osobę. A tu nie było jednorazowej akcji a wiele lat. W momencie kiedy zbliżałam się do bramy to wróciły wspomnienia i towarzyszące uczucia. Nie chce, by mnie ponownie tak potraktował jak kiedyś.

"Bardzo smutne to wszystko...:(((" - ee tam smutne :P Ważne, by nie dopuścić do powrotu :) I przede wszystkim trzeba kolejne kroki robić, a nie stać w miejscu :) strasznie nie lubię jak ludzie wszelkie swoje niepowodzenia zwalają na "moje nieszczęśliwe dzieciństwo". kurka, jesteśmy już dorośli. Jeśli ktoś nadal żyje swoim dzieciństwem to ma problem. To tylko od nas zależy co zrobimy ze swoim życiem, nie od naszych rodziców. Jasne, fajnie by było mieć łatwy start, ale jeśli się go nie ma to mam jedynie siedzieć na tyłku i płakać? No, nie. To ja i tylko ja jestem kowalem swojego losu więc ode mnie zależy co będzie jutro :) I tą tezą tak sobie żyję :)

Ten mój były z głównego wątku ma świetną pracę. Zajmuje się badaniami internetowymi i raz dostał zlecenie od klienta na stw. dlaczego ludzie są szczęśliwi. Przygotowali ankietę zawierającą różne propozycje powodów dla których człowiek jest szczęśliwy, czyli "zdrowie", "rodzina", "dobra praca" i itp. Wyniki nie były jednoznaczne. Klient poprosił o kolejne badanie. Ponownie wyniki nie były jednoznaczne. Odpowiedź jest banalna dlaczego ludzie są szczęśliwi - kwestia genetyki (hormony: serotonina etc) więc to jak ktoś spojrzy na swoje życie, siebie, przyszłość jest kwestią mózgu i tego ile on nakaże wytwarzać hormonów :) Jasne są chwile gorsze w życiu, ale to jak i czy w ogóle będziemy wstawali na równe nogi jest kwestią naszego wysiłku i tego jak ogólnie na świat patrzymy. To taka mała ciekawostka :P

Odnośnik do komentarza
Gość bum-bum-bec

czekam ponad 2 godziny na przyjazd radiowozu. Na szczęście mój brat już się uspokoił. Pewnie myślą nad wygodną dla nich bajką jaką będą się starali wcisnąć policjantom. Szkoda, że tak długo czekam, bo od szarpania czerwone ślady na ręku mi już zeszły.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...