Skocz do zawartości
Forum

Przy życiu trzymają mnie już tylko moje dzieci


Gość aga30

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
mam 30 lat i spodziewam się drugiego dziecka. I to mnie ratuje. Córeczka, którą noszę pod sercem i 3-letni synek.
Od dzieciństwa miałam pod górkę. Moja mama - bardzo skrzywdzona w dzieciństwie- nie bardzo potrafiła pokierować swoim życiem, nikt nie nauczył jej bycia matką. Nie potrafiła obronić przed niczym swoich dzieci, sama często stawała się ofiarą.
Kiedy byłam w przedszkolu moja mama wyszła za mąż. Mój ojczym bardzo dotkliwie dawał mi odczuć, że nie jestem jego córką - przemoc fizyczna, upokorzenia były na porządku dziennym, dodatkowym sposobem na `pokazanie mi kto w domu rządzi` było wysyłanie na noc do stajni, w której kiedyś trzymano świnie i króliki ; jako, że była to przybudówka do domu, mój ojczym zamykał drzwi po drugiej stronie tak, że nie miałam jak się stamtąd wydostać, dopóki on łaskawie nie zechciał mnie wypuścić.... Dla kilkulatki spędzenie nocy w takim miejscu było niewyobrażalnym horrorem. Poza tym wykręcał żarówkę na noc, więc nawet nie mogłam zaświecić światła. Nie wiem czym dziecko może sobie zasłużyć na takie traktowanie?.... W ciągu kilku lat mój ojczym zaczął mnie też molestować. Byłam w tym wszystkim osamotniona. Nie otrzymywałam pomocy od nikogo dorosłego. Próbowałam nawet popełnić samobójstwo, ale tabletki które połknęłam okazały się tylko witaminami mamy mojego ojczyma.
Po jakimś czasie pod swoją opiekę wzięli mnie moi przybrani dziadkowie (moja mama trafiła do nich z domu dziecka). Małżeństwo psychologów. Mogłoby się wydawać, że w takim domu otrzymam potrzebne mi wsparcie. Niestety, nie trwało to długo a mój dziadek poszedł w ślady mojego ojczyma. I znów byłam osamotniona... Babcia, albo całymi dniami leżała w łóżku albo rozstawiała wszystkich po kątach. Nie czułam się kochana, potrzebna, szanowana... Kiedy w końcu udało mi się wyznać prawdę to niewiele się zmieniło. Cała rodzina wiedziała, jaka krzywda mnie spotkała a nikt nawet nie pomyślał, by pomóc mi się z tym zmierzyć. Dziadek nadal był szanowaną głową rodziny, ja musiałam zasiadać z nim do jednego stołu, a babcia kiedyś z pretensjami rzuciła mi "że musi z nim sypiać, żeby się do mnie nie dobierał"....
Kiedy skończyłam 18 lat wyprowadziłam się od nich. Praktycznie od wtedy zawsze już zdana byłam na siebie - pod każdym względem.
Byłam odcięta przez ojczyma od matki, rodzeństwa, nie miałam siły na kontakty z inną rodziną - z resztą oni bardzo szybko pozbyli się mnie ze swojego życia. Chyba łatwiej było im mnie skreślić, niż przyznać, że zdarzyło się coś, co wymagało ich reakcji - moja mama miała bardzo liczne rodzeństwo, które wtedy było już dorosłymi ludźmi....
Przez większość życia czułam się niekochana, samotna, niepotrzebna, wystraszona. Ale musiałam żyć dalej. Zdałam maturę, poszłam na studia (których niestety ze wzglądów finansowych nie ukończyłam  ), pracowałam. Przez cały ten czas nie dawałam poznać co we mnie siedzi. Ludzie nie lubią słuchać o problemach innych, nie chcą widzieć smutku... Gdybym choć trochę go okazywała, nie miałabym nawet znajomych.

Kilka lat temu związałam się z moim mężem. To była pierwsza osoba, przez którą poczułam się kochana, szanowana. Przy nim miałam ten luksus, że mogłam mieć gorszy dzień i on szanował moje uczucia. Jednak kiedy zamieszkaliśmy w domu z jego rodzicami i bratem z bratową, trudno było uświadczyć tam szacunek. Moi teściowie wyznają zasadę: "że w domu chcą mieć spokój" w związku z czym żadnego problemu się nie rozwiązuje, tylko zamiata pod dywan. Przez kilka lat opowiadali nam jak to skandalicznie zachowują się mój szwagier, szwagierka, ich córka- ale słowem się do niech nie odezwali, że coś im się nie podoba ich zachowaniu. Tym sposobem latami narastały konflikty. Nie potrafiłam sobie poradzić z tą atmosferą w domu. Dodatkowo z moim życiowym bagażem zaczęłam już mieć wszystkiego dość. Skierowałam się wtedy po pomoc do psychologa, ale ze spotkań wychodziłam tylko z poczuciem winy, więc zaniechałam wizyt.
Kiedy urodził się mój synek wyprowadziliśmy się z mężem od teściów do wynajmowanego mieszkania. Wcześniej czułam, że nie mam na to siły ale dziecko musiałam chronić. Jednak kiedy zostawałam całymi dniami sama z mieszkaniem, dwumiesięcznym dzieckiem i obowiązkami... moja depresja wróciła na dobre  Przestawałam reagować na płacz dziecka, wychodziłam do drugiego pokoju by nie zrobić mu krzywdy...Z pomocą mojego męża trafiłam pod opiekę psychiatry, później na terapię. Moja teściowa też do nas przyjeżdżała, pomagała mi przy dziecku.
Jednak roku temu, ze względów finansowych zmuszeni byliśmy wrócić do mieszkania z teściami. Tym razem oliwy do ognia dodał fakt, że nasze metody wychowawcze bardzo się różnią. Teść bardzo dobitnie potrafi wyrażać swoje zdanie, nie patrząc na to, że obok siedzi mój syn a on obraża jego matkę czy sprawia jej przykrość. Teściowa z kolei nawet jak coś usłyszy to później przy szerszej konfrontacji uważa, że to nie takie słowa padały.... Kiedyś bardzo mi na nich zależało, chciałam się nimi zaopiekować jak córka - teraz chcę mieć z nimi jak najmniej wspólnego. Mimo to nigdy nie zrobię nic, co mogłoby synka do nich zniechęcić - to przecież dziadkowie. Ale czuje się w tym wszystkim totalnie bezsilna. Nie czuję się częścią ich rodziny. Ich dom nie kojarzy mi się już z niczym miłym.... Czuję, że depresja wróciła. Jedyne, co powstrzymuje mnie przed tym, by pójść o krok dalej są moje dzieci. Wiem, jak to jest dorastać i żyć bez matki i nigdy świadomie nie skrzywdzę tak mojego dziecka. Nie pozbawię też życia maleństwa, które noszę w sobie. Boje się tylko, że każdy z nas ma granice bólu i cierpienia, po których pęka... Chcieliśmy się z mężem wyprowadzić ale niestety z wynajmowanego mieszkania moglibyśmy znów tu trafić. A teść już mi powiedział, że "nie mam sobie myśleć, że matka będzie mi znów pomagałą"... Czeka nas budował domu, ale to troszkę potrwa.
Ta bezsilność zżera mnie od środka. Boje się, że zaszkodzę moim dzieciom. Że mój mąż w końcu też się zmęczy wspieraniem mnie...Sam ma odpowiedzialną pracę, boryka się z różnymi trudnościami, a jest przecież tylko człowiekiem... Chociaż w kontaktach z jego rodzicami i obroną naszego stanowiska względem wychowania synka zachował bierność... Przeprosił, obiecał poprawę - ale niestety ja znów poczułam się samotna. Czuję, że jestem ja i on ze swoją rodziną. Staram się nie myśleć o tym w ten sposób, ale to silniejsze ode mnie. Staram się panować nad sobą by chronić synka przed moją depresją, ale boję się co może być dalej..... Dodatkowo domowe nastroje jeszcze bardziej pogłębiają moje odczucia. Czuje się jak człowiek z defektem, jakbym ciągnęła moją rodzinę w dół. Czuję, że mój mąż mógł wybrać lepiej. Kogoś normalnego, z rodziną, normalną przeszłością, osiągnięciami.

Odnośnik do komentarza

Pomimo koszmarnego dzieciństwa, a raczej z tego powodu, powinnaś cały czas korzystać z terapii. Przecież to oczywiste. To, że zraziłaś się to jednego psychologa, nie usprawiedliwia Cię, żeby tak ważne życiowe sprawy pozostawić własnemu biegowi, tym bardziej, że nie radzisz sobie w podstawowych sprawach.

17 minut temu, Gość aga30 napisał:

Boje się, że zaszkodzę moim dzieciom. Że mój mąż w końcu też się zmęczy wspieraniem mnie...

Na co więc czekasz? Już od dawna powinnaś się leczyć, bo faktycznie Twój mąż straci w końcu cierpliwość. dodatkowo namawiany przez swoich rodziców.

 

Odnośnik do komentarza
Gość Też po przejściach.

Kobieto,, swoje sytuacji  nie zmienisz z dnia na dzień, ale możesz i powinnaś zacząć się leczyć. Masz depresję i musisz brać leki przeciwdepresyjne które postawią cię do pionu, bo inaczej zle sie to skończy . Po porodzie moze byc tylko gorzej, wiec idź jak najszybciej do lekarza. Wiem że w ciąży lepiej nie brać żadnych leków, ale z depresją nie ma żartów,bo ona potrafi zabić i ty już dobrze o tym wiesz. Wydaje ci się, że jeszcze kontrujesz sytuację i nie zrobisz nic żeby skrzywdzić siebie czy dzieci. To może być bardzo złudne, bo linia jest bardzo cienka i przekracza sie ja niezauważenie. Czas jest  ważny ,wiec nie zwlekaj tylko szukaj pomocy.  

 

 

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Gość aga30 napisał:

Ludzie nie lubią słuchać o problemach innych, nie chcą widzieć smutku...

To nie całkiem tak jak piszesz. Ludzie nie lubią malkontentów, ale chcą pomóc osobie w potrzebie.

21 godzin temu, Gość aga30 napisał:

Skierowałam się wtedy po pomoc do psychologa, ale ze spotkań wychodziłam tylko z poczuciem winy, więc zaniechałam wizyt.

Podstawowy błąd jaki robi często wiele ludzi, to rezygnacja z terapii z powodu wyrzutów sumienia. A drugi raz, gdy trafiłaś do psychiatry i na terapię, to dokończyłaś ją? Iile czasu brałaś antydepresanty i ile czasu chodziłaś do terapeuty?

Terapia to generalne porządki duszy. Zakładając, że chcesz wysprzątać szafę, do której nie zaglądałaś od dzieciństwa. Tak więc najpierw musisz wszystko z niej wyrzucić i zobaczyć co się nadaje do ponownego ułożenia, co wypierniczyć. Robisz segregację i nieraz jest ona szokująca, bo odnalazła się rzecz uznana za zagoniona lata temu lub znajdujesz coś i nawet nie wiesz skąd się wzięło. Tak jest też z duszą podczas terapii.

To, że odsłoniłaś krzywdy było właśnie wywaleniem rzeczy z szafy i to są te niepotrzebne, popsute rzeczy. Wyrzuty sumienia to nic innego jak zrozumienie, że sama spowodowałaś ten bajzel w szafie, bo zamiast regularnie się pozbywać niepotrzebnych rzeczy, Ty je kumulowałaś i doprowadziłaś do przeładowania szafy.

Tylko z tego co piszesz, w tym momencie walnęłaś te rzeczy na środek i zakończyłaś porządek, bo się wkurzyłaś, że tyle roboty jeszcze do wykonania, a miało być tak łatwo... że takie rzeczy odkryłaś, a spodziewałaś się prawdziwych skarbów... że teraz będą ci wyrzucać, że to Twój bałagan i sama masz się z nim rozprawić. Teraz zamiast poukładać te wywalone przedmioty, zamiast wyrzucić niepotrzebne, to depczesz po nich, potykasz się, wkurzają Cię jeszcze bardziej ? . Nie jest tak?

Powinnaś wrócić na terapię i zrobić wreszcie porządek w swojej duszy. Jeśli nie do tego samego to do innego terapeuty, ale bez zrobienia porządku z samą sobą, Twoje życie nadal będzie tak wyglądało. Przydałyby się tez antydepresanty, ale nie wiem jak to się ma w stosunku do ciężarnej. Może na początek chociaż ziołowe -naturalne preparaty + witaminy.

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...