Skocz do zawartości
Forum

Rozczarowanie psychoterapią


Gość Karola

Rekomendowane odpowiedzi

Karola, twoim problemem są kontakty z innymi ludźmi, jesteś zamknięta i nie potrafisz nawiązac luźnych rozmów. Piszesz że twoje zycie jest nieciekawe i dlatego nie masz o czym rozmawiać. Zależy w jakim towarzystwie szukasz znajomych. Może to powinny być osoby które mają podobne poglądy, szybciej byś się odnalazła. Dlatego pomyślałam o terapii grupowej. Uważam że gdybyś sie odnalazła z innymi osobami z podobnymi problemami na takiej terapii, szybciej mogłabyś sie nauczyć jak sie otwierać na innych w  róznych sytuacjach. W rozmowach ważne jest też abyś np. mogła wspomnieć o jakiś małych szczegółach. Np. koleżanka mówi że była w górach, mówi co jej się podobało, gdzie chodziła. I ty możesz też powiedzieć od siebie że też lubisz góry, byłaś w miejscowości XX i zwiedziłaś XY.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Nie czytałem całego wątku, bo się słabo czuję, chciałem tylko napisać, że też jestem rozczarowany terapią. Miałem trzymiesięczną terapię grupową na oddziale dziennym, półroczną terapię na oddziale całodobowym, prócz tego cały czas jestem w indywidualnej terapii i od lat pod okiem psychiatry. Zmieniłem wiele w swoim życiu i nadal jestem sam, nie potrafię się dogadać z ludźmi, mam zdiagnozowane między innymi schizoidalne zaburzenie osobowości, ale to nie jest tak ze nie czuję potrzeby bliskich dobrych kontaktów z innymi. Z kogoś kto nie wychodził w ogóle z domu, i zwyczajnie wegetował, w łóżku, albo przed kompem, kompletnie o siebie nie dbając, przeszedłem długa drogą, chodzę do pracy, udzielam się w wolontariacie, staram się wychodzić gdzieś z ludźmi, a nawet zwyczajnie chwilę pogadam z kimś obcym w pociągu, próbowałem swoich sił na portalach randkowych, ale to nic nie zmienia, cały czas czuję się źle, nie potrafię poczuć zadowolenia, czy satysfakcji z tego wszystkiego co udało mi się zmienić, głównie dokucza mi samotność, nie udało mi się nawiązać żadnych lepszych znajomości, terapie bardzo pomogły mi z lękiem i poczuciem własnej wartości, czy tego jak radzić sobie z porażkami, ale są rzeczy na które kompletnie nie wpływają i nawet nie potrafią mi pokazać co właściwie jest nie tak, dlaczego i jak to zmienić. Czasem mam wrażenie, że równie dobrze mogłem tego wszystkiego nie robić, na jedno by wyszło.

Odnośnik do komentarza
28 minut temu, Gość Samotny31 napisał:

Nie czytałem całego wątku, bo się słabo czuję, chciałem tylko napisać, że też jestem rozczarowany terapią. Miałem trzymiesięczną terapię grupową na oddziale dziennym, półroczną terapię na oddziale całodobowym, prócz tego cały czas jestem w indywidualnej terapii i od lat pod okiem psychiatry. Zmieniłem wiele w swoim życiu i nadal jestem sam, nie potrafię się dogadać z ludźmi, mam zdiagnozowane między innymi schizoidalne zaburzenie osobowości, ale to nie jest tak ze nie czuję potrzeby bliskich dobrych kontaktów z innymi. Z kogoś kto nie wychodził w ogóle z domu, i zwyczajnie wegetował, w łóżku, albo przed kompem, kompletnie o siebie nie dbając, przeszedłem długa drogą, chodzę do pracy, udzielam się w wolontariacie, staram się wychodzić gdzieś z ludźmi, a nawet zwyczajnie chwilę pogadam z kimś obcym w pociągu, próbowałem swoich sił na portalach randkowych, ale to nic nie zmienia, cały czas czuję się źle, nie potrafię poczuć zadowolenia, czy satysfakcji z tego wszystkiego co udało mi się zmienić, głównie dokucza mi samotność, nie udało mi się nawiązać żadnych lepszych znajomości, terapie bardzo pomogły mi z lękiem i poczuciem własnej wartości, czy tego jak radzić sobie z porażkami, ale są rzeczy na które kompletnie nie wpływają i nawet nie potrafią mi pokazać co właściwie jest nie tak, dlaczego i jak to zmienić. Czasem mam wrażenie, że równie dobrze mogłem tego wszystkiego nie robić, na jedno by wyszło.

Cześć, wiec w zasadzie terapie ci pomagają, ale są kwestie z którymi ty sam nie umiesz ruszyć do przodu. Niestety terapie mają nam pomagać, ale nie zmienią wszystkiego za nas. Poprostu możesz potrzebować więcej czasu. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Ehe, ta sama gadka szmatka, co zawsze, jak bym sobie nie zdawał z tego sprawy po takim czasie w terapii. Tylko co w ogóle mam jeszcze zrobić, żeby ruszyć, już mi nikt nie powie. Mam problemy w kontaktach, więc je inicjuję non stop i co? Nic, stoję w miejscu. Dlaczego? Nie wiem. Ile czasu? Do usranej śmierci? To męczy i frustruje tylko i wyłącznie, niestety, a straconego czasu nikt mi nie zwróci.

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gość Samotny31 napisał:

Ehe, ta sama gadka szmatka, co zawsze, jak bym sobie nie zdawał z tego sprawy po takim czasie w terapii. Tylko co w ogóle mam jeszcze zrobić, żeby ruszyć, już mi nikt nie powie. Mam problemy w kontaktach, więc je inicjuję non stop i co? Nic, stoję w miejscu. Dlaczego? Nie wiem. Ile czasu? Do usranej śmierci? To męczy i frustruje tylko i wyłącznie, niestety, a straconego czasu nikt mi nie zwróci.

A czemu miałeś tylko 3 miesiące terapii grupowej a nie pół roku? Sam zrezygnowałeś? Pzdr.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Tyle taka terapia trwa. Nie zrezygnowałem, nawet skorzystałem z dodatkowego trzynastego tygodnia, to było na oddziale dziennym, pięć razy w tygodniu po kilka godzin. Zresztą na całodobowym gdzie byłem pół roku, też miałem zajęcia w grupie, prócz zwykłych indywidualnych sesji.

Odnośnik do komentarza
34 minuty temu, Gość Samotny31 napisał:

Tyle taka terapia trwa. Nie zrezygnowałem, nawet skorzystałem z dodatkowego trzynastego tygodnia, to było na oddziale dziennym, pięć razy w tygodniu po kilka godzin. Zresztą na całodobowym gdzie byłem pół roku, też miałem zajęcia w grupie, prócz zwykłych indywidualnych sesji.

Może się coś zmieniło ale pamietam że znajoma chodziła na dzienny ale przez minimum 6 miesięcy.  Tak czy inaczej to dobrze że wogóle widzisz różnice po terapii. Zapytałeś co zrobić żeby ruszyć do przodu. Nikt ci nie poda gotowej odpowiedzi. Ty sam musisz znaleźć w sobie tyle siły żeby zaszły zmiany. Masz problemy w kontaktach z innymi, próbujesz inicjować ale nie wychodzi. Więc zastanów się, moze także na terapii, co sie dzieje że nie udaje ci się utrzymać kontaktów z innymi osobami. To że masz schizoidalne zaburzenia osobowości dodatkowo sprawia że jesteś introwertykiem. Może jesteś odbierany jako ekscentryk? Pzdr.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Po pierwszej terapii nie widziałem różnicy, dopiero pobyt na całodobowym sporo mi pomógł.

11 godzin temu, Gość Loraine napisał:

. Więc zastanów się, moze także na terapii, co sie dzieje że nie udaje ci się utrzymać kontaktów z innymi osobami.

Dokładnie to robię, i trochę jakby brakuje terapeucie i mi pomysłów. Kończy się na tym, że trzeba czasu, ewentualnie po prostu trafić na odpowiednich ludzi. Mało satysfakcjonujące wnioski, bo nie bardzo idzie coś z tym zrobić, prócz próbowania dalej. Siły mi nie brakuje, brakuje pomysłu jak nią pokierować, żeby rezultat był taki jak bym sobie tego życzył.

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Samotny31 napisał:

Po pierwszej terapii nie widziałem różnicy, dopiero pobyt na całodobowym sporo mi pomógł.

Dokładnie to robię, i trochę jakby brakuje terapeucie i mi pomysłów. Kończy się na tym, że trzeba czasu, ewentualnie po prostu trafić na odpowiednich ludzi. Mało satysfakcjonujące wnioski, bo nie bardzo idzie coś z tym zrobić, prócz próbowania dalej. Siły mi nie brakuje, brakuje pomysłu jak nią pokierować, żeby rezultat był taki jak bym sobie tego życzył.

Ok, a myślałeś np. o tym jak jesteś odbierany przez innych? Bo jeżeli masz problemy w kontaktach, ale nie uciekasz od nich i próbujesz inicjować to zastanów się co w tym inicjowaniu może być nie tak. Mnie jest cięzko powiedzieć ale może sam gdybyś przeanalizował swoje zachowanie to zobaczyłbyś co może działać nie tak podczas np. rozmów z innymi lub w zachowaniu. Może jesteś bardzo skryty, małomówny mimo starań? Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Ja tylko krótko od siebie:

 czy próbowałes pracę z Z ciałem ? metody Lowenowskie np.?

Podejrzewam ze po tylu terapiach juz tego rysu o którym wspomniałes w zasadzie nie masz, tylko jak Ciebie usłydszałam, to życie w twoim poczuciu jakos Ci sie dalej nie kręci: wszystko wiesz, wychodzisz do ludzi, pracujesz, zyjesz, ale jakoś "energia" nie tworzy zycia, tak jak bys tego oczekiwał.

Santorski kiedyś napisał taka swietne ksiazke ( nim zaczął zajmowac sie biznesem ? ) o róznych typach budowy ciała i przepływu energi w zalezności od rysów osobowości.. Przy tym typie schizoidalnym - na etapie pierwotnym , nie ma przepływu w ciele, wszystko jakby kumuluje sie w głowie jest blokada. terapia tą blokade uwalnia, ale i tak trzeba sie nauczyć dalej - jak z tym "płynać"

 

czesto tak jest po terapi, że wszystko zostało przepracowane, wszystko wiemy, ale brakuje impulsu "dalej"" jakiegoś"... "skądś'. ..by ruszyć. Tak jakby stało wyremontowane auto, zreperowane, ale cos się dzieje że dalej do niego niewsiadamy. A wszystko juz jest.

są nawet takie wwrsatzty wyjazdowe kilkudniowe organizowane, jak poszukasz znajdziesz tych którzy zajmuja sie tym solidnie. to jest taka praca na rok czasu, jak sie pozna metody, tam sa elementy pracy z oddchem, z ugruntowaniem, z napięciem miesniowym. I potem wprowadza sie powoli to w zycie, tak jak w naszym ciele ruchy staj a sie bardziej płynne i skuteczne.

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31
8 godzin temu, Gość Loraine napisał:

Mnie jest cięzko powiedzieć ale może sam gdybyś przeanalizował swoje zachowanie to zobaczyłbyś co może działać nie tak podczas np. rozmów z innymi lub w zachowaniu. Może jesteś bardzo skryty, małomówny mimo starań?

Wiesz co, na oddziale całodobowym miałem okazję prosić o informacje zwrotne, na temat tego jak się ze mną rozmawia i wiesz co nie usłyszałem nic konkretnego, osoby które się wypowiedziały stwierdziły, ze nie ma we mnie nic co by zniechęcało i dobrze się ze mną rozmawia. Ja sam uważam, że nadal jestem za mało wygadany, to fakt jestem małomówny, przy czym obecnie pod tym względem i tak jest dużo lepiej, na chwilę obecna zdarza mi się nawet w pociągu na spontanie zainicjować z kimś obcym krótką rozmowę. To jest tak że ludzie generalnie mnie lubią, tak czuję przynajmniej, tylko to jest takie lubienie typu "fajnie chwilę z tobą pogadać", a nic prócz takich mocno powierzchownych znajomości z tego nie wychodzi, nikt nie dąży do kontaktu ze mną, nikogo do mnie nie ciągnie, jak ja czasem bym chciał i się staram, to totalnie brakuje odwzajemnienia i nie mam pojęcia dlaczego tak jest, nikt mi nie potrafi, albo nie chce powiedzieć czemu tak jest.

@Agu

Tak słyszałem o tego typu terapii, warsztatów też szukałem, tylko trochę drogie są. Ogólnie interesująco to brzmi. Moja terapeutka na całodobowym sporo uwagi temu poświęcała. Fakt jest taki, że większości emocji zwyczajnie nie odczuwam ciałem, dla mnie jednym z najbardziej niesamowitych odkryć było to, że rzekomo każdą emocje można poczuć ciałem, bo u mnie to tak nigdy nie działało. Potem chodziłem po oddziale i pytałem wszystkich jak i gdzie odczuwają różne emocje i w sumie to ludzie bardzo różnie potrafią odczuwać te same emocje. Bardzo ciekawe doświadczenie i rozmowy swoją drogą. ?

Odnośnik do komentarza
40 minut temu, Gość Samotny31 napisał:

 

Tak słyszałem o tego typu terapii, warsztatów też szukałem, tylko trochę drogie są. Ogólnie interesująco to brzmi. Moja terapeutka na całodobowym sporo uwagi temu poświęcała. Fakt jest taki, że większości emocji zwyczajnie nie odczuwam ciałem, dla mnie jednym z najbardziej niesamowitych odkryć było to, że rzekomo każdą emocje można poczuć ciałem, bo u mnie to tak nigdy nie działało. Potem chodziłem po oddziale i pytałem wszystkich jak i gdzie odczuwają różne emocje i w sumie to ludzie bardzo różnie potrafią odczuwać te same emocje. Bardzo ciekawe doświadczenie i rozmowy swoją drogą. ?

?

Tak, to sa wowczas doznania - emocje wyrazaja sie w ciele w postaci doznan.

I z tego podejscia wynika, ze te nasze relacje to nie tylko to co mowimy, to nie tylko to co czynimy , ale rowniez ten niewidzialny przeplyw tej energii , ktory sie dokonuje. I w moim rozumieniu praca z cialem na nowo uczy tego przeplywu.

I tak tez uslyszalam Ciebie, ze piszesz, ze ludzie z Toba sa ok, wszystko fajnie, ale cos nie ciagnie, w tych relacjach cos jakby  nie bylo tego ruchu..

To prawda te warsztaty bywaja drogie, ale ja sadze ze kazda praca z cialem bylaby dobra: plywanie uczy naturalnego oddechu, joga sztuki walki ucza wyczuwac wlasnie ta energie...silownia glupia ? wzmacnia kregoslup... Bardzo wazna rzecz.

Medytacja, uczy skupienia -  vipasana np. uczy a doznania plynace z ciala. Wiesz Lowen zebral to w postaci nurtu terapeutycznego, ale ta wiedza byla juz wczesniej.

Byc moze jest tez tak ze ty sam rowniez moglbys sie uczyc... Sluchac co flirtuje z Toba, co Ciebie ciagnie ( gdzie Ty bys chcial sie udac). Tak pozaintelektualnie zaczac nawigowac troche w zyciu.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Co do pracy z ciałem, to mam ciężką fizycznie pracę, trochę nie mam siły na dodatkową aktywność po robocie. Ale myślałem o nauce tańca towarzyskiego, jakiś czas temu miałem sytuacje gdzie strasznie żałowałem, że nie umiem i nie mam odwagi tańczyć, stąd pomysł, żeby więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. Jeszcze co do samych warsztatów to ogólnie brzmią bardzo interesująco i wydają się fajnym doświadczeniem, tym bardziej, że odbywają się w grupach, albo w parach, zależy od tematyki. Lubię kontakt z innymi, mimo trudności.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Samotny31 napisał:

Wiesz co, na oddziale całodobowym miałem okazję prosić o informacje zwrotne, na temat tego jak się ze mną rozmawia i wiesz co nie usłyszałem nic konkretnego, osoby które się wypowiedziały stwierdziły, ze nie ma we mnie nic co by zniechęcało i dobrze się ze mną rozmawia. Ja sam uważam, że nadal jestem za mało wygadany, to fakt jestem małomówny, przy czym obecnie pod tym względem i tak jest dużo lepiej, na chwilę obecna zdarza mi się nawet w pociągu na spontanie zainicjować z kimś obcym krótką rozmowę. To jest tak że ludzie generalnie mnie lubią, tak czuję przynajmniej, tylko to jest takie lubienie typu "fajnie chwilę z tobą pogadać", a nic prócz takich mocno powierzchownych znajomości z tego nie wychodzi, nikt nie dąży do kontaktu ze mną, nikogo do mnie nie ciągnie, jak ja czasem bym chciał i się staram, to totalnie brakuje odwzajemnienia i nie mam pojęcia dlaczego tak jest, nikt mi nie potrafi, albo nie chce powiedzieć czemu tak jest

Ja tak myślę że na oddziale jest mimo wszystko inaczej. Są tam tez ludzie inni ze swoimi problemami więc faktycznie jak się zachowaujemy wychodzi w takich właśnie zwykłych sytuacjach np. w pociągu. To jest odważne że umiesz zainicjowac rozmowę. Bo np. dziewczyny nie zawsze są tak odważne i pierwsze zaczynają rozmowę, raczej czekają na krok meżczyzny. I ty dobrze robisz. Natomiast na reagkcje zwrotne juz nie masz wpływu. Na razie trafiasz na osoby gdzie znajomość jest właśnie powierzchowna, ale masz świetny pomysł co do nauki tańca. Jeżeli masz ciężką fizycznie pracę, ale chcesz nawiązać jakieś przyjaźnie to zdecydowanie uważm że róznego rodzaju kursy, warsztaty są dobrym miejscem. Tym bardziej że nie uciekasz od ludzi to jest bardzo dużo. Ja odnoszę wrażenie być może mylne, że ludzie dzisiaj szybciej nawiązują jakieś znajomości przez internet, natomiast face to face juz jest czymś rzadkim. Więc ten kurs tańca mógłby być bardzo fajny. Pzdr.

Odnośnik do komentarza

Karola

Generalnie gdy mamy mozliwosc spotkania kogos "z problemami" , poznania troche jego zycia i jego radzenia sobie lub nieradzenia z sytuacjami to najczesciej miewamy dwie reakcje lub kombinacje tych dwoch:

1. Ojejku, ale on, ona miał cięzko w życiu. I w tak trudnym okresie dał sobie radę, nie dlatego, może nawet, ze był taki dzielny, tylko, ze musiał. Ciekawe jak na jego miejscu bym postępowała i czy dałabym sobie chociaz tak radę jak on czy przepadlabym z kretesem?.

2. No tak, jestem tu i musze słuchac o takich cięzkich przeżyciach. I mimo, ze próbuję sie dystansowac to one mnie jakos obciązają. Czy mnie jest to do czegos potrzebne? Nie lepiej poswięcić czas ksiązce lub słodkiemu lenistwu niz babrac sie w czyichś zmartwieniach? Pomóc mu chyba nie pomogę, zresztą nie potrafię , a tez nie chce mi się, to co ja tu robię?

 

Tak sobie mysle, ze mimo bardzo trudnego życia dałas sobie nieżle radę. Skończylas studia, miewasz ciekawą pracę, niezle zarabiasz, masz faceta. Co prawda jak masz faceta ,to czemu nieustannie wspominasz swoje nieudane związki. Zazwyczaj jest iles związków za nami, które są naszą nauką bycia kobiety z męzczyzną , w drodze ku temu aby poznać tego ,z którym mamy nadzieję umiec przejść przez całe życie. Czyli wszystkie poprzednie związki były zarówno nieudane, bo się rozpadły wypaliły , jak i udane, bo z kazdego mozna wybrac iles pięknych chwil i przeżyc, które wogóle doprowadzily nas do tego związku i sprawiały, ze iles czasu się w nim tkwiło. I były tez udane z tego powodu, ze są bankiem Twojej własnej wiedzy o facetach, były poligonem Twoich męsko-damskich nauk.

Wracając do ludzi "z problemami" w nawiązaniu do terapii grupowej. Jak zrozumiałam piszesz, ze Twoim problemem jest nikły kontakt z bliżnimi. A jednocześnie piszesz, ze wg Ciebie potrzebujesz tylko indywidualnej terapii, na której chcesz dogłebnie i rzeczowo przepracowac swoje życie. Jest to dla mnie trochę nielogiczne. Chcę ludzi, chce wiedziec co robię nie tak, ze słabo mi z nimi wychodzi a jednoczesnie terapia grupowa, czyli kontakt z innymi "nie". Nigdy nie pomyslałas, ze kombinacja dwóch zachowań, które przedstawilam powyżej daje nam naszą umiejętnośc obracania sie wsród ludzi, zjednywania sobie znajomych i przyjaciól. Dlatego, ze w  blizszym kontakcie z bliskimi ludzmi zaczynamy dotykac problemow. I to jak sie ustosunkujemy, czyni z nas osobę ,z którą inni dalej pragna przebywac a moze tylko obojętnie wobec nas przejdą

Wywnioskowałam, ze może obawiasz sie krytyki jawnej lub ukrytej i w jakiejs grupie czułabys sie wystawiona jak na patelni i to wobec wielu osób. Teoretycznie ludzie przychodzą tam po pomoc i nie powinni jawnie okazywac niechęci czy wrogości innym, którzy tez czują sie pobici przez życie. Ponadto spotkanie prowadzi terapeuta, ktory na pewno ma za zadanie sterowac troche emocjami "tlumu" aby nie było wrogosci. Nie mozesz terapii grupowej zacząc traktowac jak Twojego wlasnego treningu spotykania sie z innymi ludzmi? Piszesz, ze nie lubisz gadki o niczym. Zapewniam, ze o niczym to na pewno nie będzie.

A może masz lekkie poczucie wyższości, ze spotkasz sie tam  równiez z takimi co nic dziwnego, ze nie radzą sobie w życiu, bo byli tak głupi lub tak leniwi, ze nie pokończyli żadnych szkól?

Wracając do sprawy kolezanki, zony Twojego przyjaciela a jednoczesnie psycholozki z zawodu.

Nie wiadomo, czy nadawałyscie przez jakis czas na tych samych falach- ona z racji zawodu umie łatwiej i szybciej wczuwac sie w innych i ma tez niestety jakby wieksza umiejetnosc manipulowania innymi, czyli do jakiegos stopnia moze udawala, ze milo spędzaiłaczas a tak naprawdę pracowała aby Cię rozpoznac. Część kobiet uwaza, ze przyjaciólka męza to pewnego rodzaju niebezpieczeństwo, bo nigdy do konca nie wiadomo czy to tylko przyjaciółka czy moze jednak jakas była sympatia lub moze niedoszła sympatia. Jesli nie łaczyły was  (Ciebie i jej męża) porozumienia cielesne, to skoro jestes przyjaciólką jej męza to niewątpliwie łączą was intelektualne kontakty. I pewnie dlatego równiez sie do Ciebie zbliżyła, aby ocenic czy nie jestes dla niej zagrożeniem w stosunku do jej męza. Gdy oceniła, ze nie ,mogla stracic dla Ciebie zainteresowanie. Znalazła pretekst. Twoja logiczna uwaga po co zmieniac dobrą terapię na inną, weszła przeciw jej interesom finansowym (kazda okazja jest dobra aby chwycic kontakt biznesowy) wystarczyła aby z Tobą zerwać kontakty.Pewnie nie ten pretekst ,to za chwilę znalazłby sie inny. I juz nie musisz dorabiac do tego teorii, ze zawsze bolala nad tym , ze Ty zarabiasz więcej. To Ty możesz się cieszyć, ze w ramach Twojej pracy zamartwiasz sie o nią, w niej ,a nie musisz w kontaktach towarzyskich myślec jak sprzedac sie zawodowo.

Kontakt sie urwał ,to pewnie podwójnie bolejesz. Miałas przyjaciela a skoro towarzyskie kontakty z nią ona zakończyla, to pewnie i z jej męzem rzadziej sie widzisz czy słyszysz. A może ona jednak ocenila, ze jestes za mocna, moze fizycznie ona swojemu męzowi odpowiada, ale intelektualnie lub ekonomicznie to wzorem bylaby taka kobieta jak Ty, czyli lepiej wlasnemu facetowi ideal intelektualno ekonomiczny usunąc sprzed oczu. Czyli górę wzięły jej osobiste lęki, Jak widzisz kazdy z nas czegos sie boi i mniej lub bardziej nieudolnie sobie z tym próbuje radzić.

 

A terapeutka, po rozpoznaniu, ze miałas tatę alkoholika i mamę, która krytykowała wszystko, nawet twoje osiągniącia, może tym okazywaniem wspólczucia chciała Ci zbilansować braki miodowych plastrów na dusze w Twoim życiu.

Ja, tez skłanialbym się ku zdaniu, ze mozna by personalnie stwierdzić "z czym sie je" tę terapię grupową.

Odnośnik do komentarza

Nie unikam kontaktów z ludźmi, a nawet pcham się w różne grupy ludzi próbując gdzieś znaleźć znajomości na dłużej niż jedno czy dwa spotkania. Terapia grupowa raczej mnie pod tym kątem przeraża, że może być tak, że zacznę innym pomagać z całego serca a sama pomocy nie dostanę, oraz na początku nie będę w stanie nic o sobie powiedzieć zbyt osobistego ludziom z którymi nie mam umowy jak z psychoterapeutą, że nie rozpowiedzą o moich problemach gdzieś tak po prostu ze złośliwości. Często zdarzało mi się, szczególnie w szkole komuś powiedzieć coś osobistego co później było obrócone przeciwko mnie. Przeraża mnie fakt, że ktoś z takiej grupy mógłby stwierdzić, że mnie nie lubi i później np mojemu pracodawcy przekazać, że leczę się psychiatrycznie, albo złapać kontakt do moich współpracowników i naopowiadać jakiś głupot. Może to wydumane dla Was problemy, ale kiedyś tego typu złośliwości ze strony innych były dla mnie codziennością. Unikam tematów o mojej rodzinie, by nie powiedzieć za dużo, bo wątpię by ktokolwiek chciał słuchać jak to moje życie zaczęło się dopiero jak miałam 25 lat, a wcześniej to była przemoc fizyczna i psychiczna, skrajna bieda i wykorzystywanie do roboty na równi z dorosłymi... Ludzie kochają wspominać beztroskie dzieciństwo, a ja nawet tego nie rozumiem, bo nigdy nie poczułam jak to być beztroskim, a dzieciństwo dla mnie było koszmarem. Wątpię by ludzie chcieli słuchać o moim prawdziwym życiu z przeszłości, a teraźniejszość nie jest na tyle ciekawa by też chcieli o tym słuchać. Póki nie czuje się bezpiecznie to nie pójdę na terapię grupową. Obawiam się, że osoby z takiej terapii grupowej mogą nie potrafić się hamować w pewnych swoich zachowaniach i właśnie sprawiać mi mnóstwo bólu na i po terapii. Czyli przeżywałabym piekiełko rodem z czasów szkolnych tyle, że jeszcze bym do tego dopłacała i sama na to chodziła ? 

Nie mam poczucia wyższości co do skończonych szkół, bo sama swoich studiów nie obroniłam a mimo to pracuje w zawodzie, więc nie mam prawa się wywyższać, bo z reguły ludzie mają wyższe wykształcenie ode mnie potwierdzone papierami. 

 

Co do tej mojej byłej przyjaciółki, to z jej mężem nie widuje się ani nie rozmawiam w ogóle, bo ona mnie odcięła od siebie i od niego. Jakoś nie mogę uwierzyć by ona mogła być o mnie zazdrosna, bo w męskim towarzystwie z reguły jestem ostatnią osobą o której faceci myślą w kategoriach kobieta, kobieca, interesująca kobieta itp. Wśród mężczyzn byłam traktowana jak kumpel więc też związków musiałam szukać w internecie, bo na żywo nikt mną się nie interesował... chyba, że wszystkie w okolicy dziewczyny danego pana nie chciały to wtedy pan się pocieszał mną przez co później jak poprawił sobie samoocenę to leciał do ładniejszej zapominając nawet by mi powiedzieć, że ze mną zrywa... Uważam, że prędzej ja miałam czego zazdrościć tej byłej przyjaciółce niż by ona miała co mi zazdrościć. Ja mogłam jej zazdrościć rodziny, teściów, chłopaka co potrafił mówić przy niej i bez niej jak bardzo ją kocha i by wskoczył za nią w ogień, przyjaciółek, urody, figury, dobrej kondycji cery i włosów, talentu do makijażu, wianuszka adoratorów gdziekolwiek poszła itp. itd. Jednak ja zamiast jej złośliwie zazdrościć wolałam być w jej otoczeniu by może też się nauczyć od niej malować czy dbać o cerę, albo po prostu spędzać czas w towarzystwie osoby która wg moich standardów miała wszystko i powinna być w pełni szczęśliwa. 

 

Konstruktywna krytyka na przemian z pochwałami na mnie działa dobrze, ale sama krytyka przekazywana mi non stop sprawia, że się odcinam, nie chce mi się nic, bo moja matka tylko mnie krytykowała bez względu na to czy miałam osiągnięcie życiowe czy faktyczną porażkę, bo zawsze to było dla niej nie tak, za mało itp. 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Karola napisał:

Nie unikam kontaktów z ludźmi, a nawet pcham się w różne grupy ludzi próbując gdzieś znaleźć znajomości na dłużej niż jedno czy dwa spotkania. Terapia grupowa raczej mnie pod tym kątem przeraża, że może być tak, że zacznę innym pomagać z całego serca a sama pomocy nie dostanę, oraz na początku nie będę w stanie nic o sobie powiedzieć zbyt osobistego ludziom z którymi nie mam umowy jak z psychoterapeutą, że nie rozpowiedzą o moich problemach gdzieś tak po prostu ze złośliwości. Często zdarzało mi się, szczególnie w szkole komuś powiedzieć coś osobistego co później było obrócone przeciwko mnie. Przeraża mnie fakt, że ktoś z takiej grupy mógłby stwierdzić, że mnie nie lubi i później np mojemu pracodawcy przekazać, że leczę się psychiatrycznie, albo złapać kontakt do moich współpracowników i naopowiadać jakiś głupot. Może to wydumane dla Was problemy, ale kiedyś tego typu złośliwości ze strony innych były dla mnie codziennością. Unikam tematów o mojej rodzinie, by nie powiedzieć za dużo, bo wątpię by ktokolwiek chciał słuchać jak to moje życie zaczęło się dopiero jak miałam 25 lat, a wcześniej to była przemoc fizyczna i psychiczna, skrajna bieda i wykorzystywanie do roboty na równi z dorosłymi... Ludzie kochają wspominać beztroskie dzieciństwo, a ja nawet tego nie rozumiem, bo nigdy nie poczułam jak to być beztroskim, a dzieciństwo dla mnie było koszmarem. Wątpię by ludzie chcieli słuchać o moim prawdziwym życiu z przeszłości, a teraźniejszość nie jest na tyle ciekawa by też chcieli o tym słuchać. Póki nie czuje się bezpiecznie to nie pójdę na terapię grupową. Obawiam się, że osoby z takiej terapii grupowej mogą nie potrafić się hamować w pewnych swoich zachowaniach i właśnie sprawiać mi mnóstwo bólu na i po terapii. Czyli przeżywałabym piekiełko rodem z czasów szkolnych tyle, że jeszcze bym do tego dopłacała i sama na to chodziła ? 

Nie mam poczucia wyższości co do skończonych szkół, bo sama swoich studiów nie obroniłam a mimo to pracuje w zawodzie, więc nie mam prawa się wywyższać, bo z reguły ludzie mają wyższe wykształcenie ode mnie potwierdzone papierami. 

 

Co do tej mojej byłej przyjaciółki, to z jej mężem nie widuje się ani nie rozmawiam w ogóle, bo ona mnie odcięła od siebie i od niego. Jakoś nie mogę uwierzyć by ona mogła być o mnie zazdrosna, bo w męskim towarzystwie z reguły jestem ostatnią osobą o której faceci myślą w kategoriach kobieta, kobieca, interesująca kobieta itp. Wśród mężczyzn byłam traktowana jak kumpel więc też związków musiałam szukać w internecie, bo na żywo nikt mną się nie interesował... chyba, że wszystkie w okolicy dziewczyny danego pana nie chciały to wtedy pan się pocieszał mną przez co później jak poprawił sobie samoocenę to leciał do ładniejszej zapominając nawet by mi powiedzieć, że ze mną zrywa... Uważam, że prędzej ja miałam czego zazdrościć tej byłej przyjaciółce niż by ona miała co mi zazdrościć. Ja mogłam jej zazdrościć rodziny, teściów, chłopaka co potrafił mówić przy niej i bez niej jak bardzo ją kocha i by wskoczył za nią w ogień, przyjaciółek, urody, figury, dobrej kondycji cery i włosów, talentu do makijażu, wianuszka adoratorów gdziekolwiek poszła itp. itd. Jednak ja zamiast jej złośliwie zazdrościć wolałam być w jej otoczeniu by może też się nauczyć od niej malować czy dbać o cerę, albo po prostu spędzać czas w towarzystwie osoby która wg moich standardów miała wszystko i powinna być w pełni szczęśliwa. 

 

Konstruktywna krytyka na przemian z pochwałami na mnie działa dobrze, ale sama krytyka przekazywana mi non stop sprawia, że się odcinam, nie chce mi się nic, bo moja matka tylko mnie krytykowała bez względu na to czy miałam osiągnięcie życiowe czy faktyczną porażkę, bo zawsze to było dla niej nie tak, za mało itp. 

Hej Karola. Zacznę od D. strony ;)  Ostatnie zdanie które zaznaczyłam uważam za najistotniejsze . Uważam że to jest problem który wpłynął na ciebie i twoje życie, to jak zachowujesz i postrzegasz ludzi. Na tym powinnas się skupić.
Co do znajomej to mam wrażenie że potrzebowałas jakiejś kobiecej pomocy w tych sprawach w których matka cię nie uswiadomiła i nie pomagała czyli np. jak dbać o siebie jako kobietę.
Natomiast co do mezczyzn to traktowali cię jak kumpelę bo ty im na to pozwalałaś. Myślę że nie czułaś i nie umiałaś (nie wiem jak teraz) pokazać swojej kobiecości. Jeżlei przychodził jakiś facet i się tobą pocieszał a później odchodził to dlatego że z braku laku ty go też przyjmowałaś. Czyli pozwalałaś na takie sytuacje.
Jeżeli chodzi o terapię grupową to ludzie przychodza tam z podobnymi albo gorszymi problemami. Uwierz że na takich terapiach na samym poczatku duzo ludzi musi mieć czas aby się otworzyć, nie bac się powiedzieć czegoś o sobie bo na takiej terapii równiez ćwiczy się wzajemne zaufanie.Jeżeli jesteś osoba która chetnie innym pomaga to na takiej terapii powinnaś nauczyć sie jak skupiac się na swoich problemach jednoczesnie potrafiąc je rozwiązywać. Pzdr.
 

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31

Ja polecam terapię grupową, za całego serca, bardzo fajne i pozytywne doświadczenie, przynajmniej dla mnie. Ogólnie i na terapii grupowej i potem na oddziale całodobowym, gdzie była społeczność i dużo zajęć było wspólnych, a i dużo czasu spędzało się z innymi poza zajęciami, miałem okazję przeżyć całą masę niesamowitych chwil, może nawet najlepszych w moim życiu, bardzo dobrze wspominam i zachęcam spróbować, warto.

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Gość Samotny31 napisał:

Ja polecam terapię grupową, za całego serca, bardzo fajne i pozytywne doświadczenie, przynajmniej dla mnie. Ogólnie i na terapii grupowej i potem na oddziale całodobowym, gdzie była społeczność i dużo zajęć było wspólnych, a i dużo czasu spędzało się z innymi poza zajęciami, miałem okazję przeżyć całą masę niesamowitych chwil, może nawet najlepszych w moim życiu, bardzo dobrze wspominam i zachęcam spróbować, warto.

Byles moze na oddziale w szpitalu Babinskiego w Krakowie?

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Gość Samotny31 napisał:

Co do pracy z ciałem, to mam ciężką fizycznie pracę, trochę nie mam siły na dodatkową aktywność po robocie. Ale myślałem o nauce tańca towarzyskiego, jakiś czas temu miałem sytuacje gdzie strasznie żałowałem, że nie umiem i nie mam odwagi tańczyć, stąd pomysł, żeby więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. Jeszcze co do samych warsztatów to ogólnie brzmią bardzo interesująco i wydają się fajnym doświadczeniem, tym bardziej, że odbywają się w grupach, albo w parach, zależy od tematyki. Lubię kontakt z innymi, mimo trudności.

To jak masz taka prace fizyczna, to ja bym zalecala Ci wlasnie w taki sposob zajac sie cialem zeby dac mu relaks. Np sauna... Jest dosc pasywna a bardzo rozluznia.  Ale pomysl z tancem tez super ( tymbardziej ze wiecej jest dziewczyn chetnych niz facetow ? na takie kursy)

Odnośnik do komentarza
Gość Samotny31
57 minut temu, Gość Agu napisał:

Byles moze na oddziale w szpitalu Babinskiego w Krakowie?

Akurat nie, chociaż tam też miałem skierowanie, ale ostatecznie byłem na innym podobnym, w sumie w Polsce są tylko trzy oferujące takie leczenie, więc, jakiegoś wielkiego wyboru nie ma. ?

Odnośnik do komentarza
14 godzin temu, Gość Karola napisał:

Terapia grupowa raczej mnie pod tym kątem przeraża, że może być tak, że zacznę innym pomagać z całego serca a sama pomocy nie dostanę, oraz na początku nie będę w stanie nic o sobie powiedzieć zbyt osobistego ludziom z którymi nie mam umowy jak z psychoterapeutą, że nie rozpowiedzą o moich problemach gdzieś tak po prostu ze złośliwości. Często zdarzało mi się, szczególnie w szkole komuś powiedzieć coś osobistego co później było obrócone przeciwko mnie. Przeraża mnie fakt, że ktoś z takiej grupy mógłby stwierdzić, że mnie nie lubi i później np mojemu pracodawcy przekazać, że leczę się psychiatrycznie, albo złapać kontakt do moich współpracowników i naopowiadać jakiś głupot

Moim zdaniem właśnie to są poszukiwane przez Ciebie bezpośrednie przyczyny Twoich problemów i teraz domyślam się dlaczego terapeutka rozczulała się nad sytuacją ze szkoły, którą obecnie bagatelizujesz. Twoje obawy wobec terapii grupowej odzwierciedlają lęki, które masz przed relacjami z ludźmi. To nie pozwala Ci na bycie sobą i czucie się swobodnie przy innych. Próbujesz to zrozumieć za pomocą samego intelektu i analizujesz krok po kroku po to żeby znaleźć błędy, ale w ten sposób nie znajdujesz rozwiązania. Szukasz przyczyny w swoim zachowaniu i w innych ludziach, ale do tej pory chyba nie szukałaś ich w swoich odczuciach. Terapeutka zauważyła, że odcinasz się od tych emocji i używasz intelektu żeby je bagatelizować, ale najwidoczniej nie miała pomysłu na pokierowanie Cię w stronę ponownego przeżycia ich, tym razem już świadomie.

W terapii schematów, którą Ci polecałem, na pierwszym spotkaniu terapeuta wykłada teorię, która jest poparta badaniami i trzeba to notować, a potem wykuć na blachę. Każde dziecko rodzi się z określonymi potrzebami i tendencjami, a następnie uczy się własnych schematów reagowania na świat zewnętrzny i przejmuje je od otoczenia. Dysfunkcyjne schematy są przyczyną naszych niepowodzeń lub zaspokajania potrzeb kosztem innych ludzi. Wolna wola polega na rozumieniu i identyfikowaniu u siebie złych schematów by zastąpić je zdrowymi, dzięki którym budujemy swoją spójność i zaspokajamy potrzeby w prawidłowy sposób. Zapoznaj się z tymi trybami: http://www.poznacsiebie.pl/news/tryby-schematow/

Tryb unikającego obrońcy może stłumić emocje związane z negatywnymi doświadczeniami z przeszłości, ale nie rozwiązuje problemów, które wynikają z tamtego schematu. Czy widzisz to u siebie? Co sądzisz o tej interpretacji?

Uważam, że masz problem z byciem sobą przy innych bo (pomijając nabyte wzorce i obawy) nie wiesz czego konkretnie od nich oczekujesz i nie komunikujesz im tego. Szczerość i otwarcie na ludzi wiążą się z tym, że część osób odrzuci nas za to kim jesteśmy, bo nie będziemy z nimi kompatybilni. Nie można się tym zrażać bo dzięki tym postawom mamy szansę zidentyfikować bratnie dusze i dać im się poznać jako ich bratnie dusze. Masz ogólne oczekiwania wobec relacji, ale one powinny być następnym etapem po wstępnym zapoznaniu się. Skoro dobrze się z kimś dogaduję i zaczynamy częściej się spotykać, to po pewnym czasie wymagamy od siebie lojalności. Kiedy szukasz osób, które będą lojalne, możesz niechcący wysyłać sygnały, że Ci tego brakuje i oddasz swoją lojalność komukolwiek kto ją odwzajemni, a wtedy przyciągniesz nielojalnych ludzi, którzy chcą Cię wykorzystać albo niezasługujących na Twoją uwagę.

Nauczyłaś się, że nie otrzymujesz pomocy od innych i dajesz z siebie więcej niż trzeba, a i tak jesteś krytykowana. Czy w tamtych relacjach nie byłaś skoncentrowana na tym żeby unikać mówienia o sobie i zadowolić drugą osobę?

W dniu 19.07.2020 o 14:28, Gość Karola napisał:

raczej utykam na sytuacji 2 (bo gadki szmatki o niczym mi kompletnie nie wychodzą naturalnie, a mega sztywne bo nie czuje z nich radości z rozmowy) albo próbuje przejść od 1 do 3 gdzie najczęściej czeka mnie odrzucenie bo nikogo nie obchodza moje historie bo nie miałam zbyt ciekawego i emocjonującego życia, a moje podróże to zaledwie 3 wyjazdy w góry po 2 dni, 3 weekendy za granicą i jedna wizyta nad morzem... 

Zgadzam się z tym co napisała Agu. Z intelektualnego punktu widzenia takie gadki są sztywne i głupie, ale chodzi o przepływ emocji. U Ciebie jest przyblokowany. W sytuacji 3 jesteś odrzucana z innego powodu niż myślisz. Większość osób nie przeżywa nic ciekawego, a słuchanie opowieści o tym, że ktoś był w Grecji, Chorwacji i we Włoszech to temat na mniej niż 5 minut rozmowy. Miałem kiedyś kolegę, który w mojej ocenie miał schizoidalne zaburzenia osobowości. Praktycznie nie dążył do przyjemności, najwięcej rozmawiał z bratem, większość czasu spędzał w swoim pokoju przy książkach, nie reagował na krytykę ani pochwały, a emocje traktował zdawkowo np mówił, że ktoś go wkurza, albo, że odczuwa ch.jnię. Nigdy pierwszy nie mówił o tym co lubi i nie interesowało go co ja lubię, ale potrafił mnie wysłuchać i sprawiałem, że trochę się otwierał. Rozmawialiśmy o tym co nas interesuje i wymienialiśmy się ciekawymi uwagami. Rozmowy z nim zawsze były o czymś. O Bogu, filozofii, kwantach, czarnych dziurach, komputerach, geopolityce i o walce z własnymi problemami. Robił to w sposób oderwany od przeżywania emocji. Mówił o nich ale z perspektywy zdystansowania np kiedy sugerowałem, że może mieć problem z pewną rzeczą, nie mówił "tak, mam z tym problem" tylko "tak, sytuacja ma miejsce". Nawet on przebrnął jakimś cudem przez 3 sytuację bo sprowadzał ją do tematów, w których czuje się swobodnie. Z 2 miał problem bo gdy czegoś chciał po prostu dzwonił i walił prosto z mostu. Może masz takie tematy, w których dobrze się czujesz?

Odnośnik do komentarza

Nie jestem, aż tak zamknięta by nic totalnie nie mówić o sobie, ale fakt, że nie pytam innych za bardzo o rzeczy z ich życia osobistego bo obawiam się, że zapytam o jakiś drażliwy temat i ta osoba nigdy nie będzie chciała już więcej ze mną rozmawiać. Mną ludzie za bardzo ogólnie się nie interesują. Ostatnio zapytałam ludzi z którymi gram w planszówki jakie mieli pierwsze wrażenie jak mnie poznali to odpowiedzieli, że jestem taką szarą myszką i im dłużej mnie znają tym bardziej się w tym utwierdzają. To raczej nie brzmi jakbym była ciekawą osobą z którą ludzie chętnie by chcieli rozmawiać ? A co do gadania o podróżach to właśnie problem że jeśli nic się nie podróżuje to nie da się opowiedzieć w sposób emocjonalny tego tematu... A słuchanie, że do 25 roku życia prosiłam ludzi by mi pocztówki z różnych swoich podróży wysyłali bym miała chociaż znaczek i stempelek z innego kraju z widokówką to raczej jest smutne i żałosne przez co ludziom o tym nie opowiadam. Tej byłej przyjaciółce mówiłam o sobie nawet smutne rzeczy, a jak ona mówiła swoje smutne rzeczy to wysłuchałam i starałam się robić coś co może jej poprawić humor lub pomóc w problemie. Wydawało mi się, że ta relacja jest dobra i zdrowa, ale się nagle skończyła... dobija mnie to bo teraz nie mam przyjaciół, a nawet jakbym pewnie miała to nie wiedziałabym co jest tą cienką granicą między dalszą przyjaźnią a jej nagłym końcem. 

Odnośnik do komentarza
29 minut temu, Gość Karola napisał:

Nie jestem, aż tak zamknięta by nic totalnie nie mówić o sobie, ale fakt, że nie pytam innych za bardzo o rzeczy z ich życia osobistego bo obawiam się, że zapytam o jakiś drażliwy temat i ta osoba nigdy nie będzie chciała już więcej ze mną rozmawiać.

Cześć Karola. Jeżeli boisz się wymiany informacji, bo z tego wynika że się boisz, to powinnaś nad tym pracować na terapii. Dletgo też napisałam o terapii grup. Tam mozna uzyskać informacje zwrotne o sobie, o tym jak nas widzą ludzie z boku. Terapia grupowa to konfrontacja ze sobą ale i z innymi, z ludźmi którzy mogą zostać naszymi przyjaciółmi, ale też z osobami które powiedzą nam bezpośrednio co uważają. To też praca z terapeutami.

34 minuty temu, Gość Karola napisał:

Ostatnio zapytałam ludzi z którymi gram w planszówki jakie mieli pierwsze wrażenie jak mnie poznali to odpowiedzieli, że jestem taką szarą myszką i im dłużej mnie znają tym bardziej się w tym utwierdzają.

Myślę że ludzie widzą w tobie szarą myszkę bo mimo tego że grasz z nimi, starasz się rozmawiać to widzą i czują w jaki sposób podchodzisz do nich, czy jest to otwarte zachowanie, czy jesteś zamknięta mimo starań. Uważam że musisz pracować nad otwarciem się przed innymi i pozbyciem się lęku. Bo ty analizujesz czy powiedzieć czy nie powiedzieć.

38 minut temu, Gość Karola napisał:

A co do gadania o podróżach to właśnie problem że jeśli nic się nie podróżuje to nie da się opowiedzieć w sposób emocjonalny tego tematu... A słuchanie, że do 25 roku życia prosiłam ludzi by mi pocztówki z różnych swoich podróży wysyłali bym miała chociaż znaczek i stempelek z innego kraju z widokówką to raczej jest smutne i żałosne przez co ludziom o tym nie opowiadam.

To prawda, ale przecież podróżowanie nie jest jedynym tematem na który ludzie rozmawiają. Skoro do 25 roku nie podrózowałaś to  dobrze by było to zmienić i może zacząć wyjeżdżać w tej chwili nawet gdzieś w Polskę bo mamy piękne miejsca u nas w kraju. Jest dużo ludzi którzy wyjeżdżają sami i poznają nowych ludzi włąśnie na wyjazdach. To też jest tak że nie każdy dobrze czuje się w dużej grupie na dłuższą metę. Ja np. lubię towarzystwo ale na dłuższa metę lepiej czuję się z 2 max 3 osobami. Ty w kontaktach z innymi boisz się odezwać i powiedzieć coś niewłaściwego. Ale tym sposobem boisz sie że kogoś urazisz więc wogóle nie mówisz. Faktem że może lepiej nie mówić o tym ze prosiłaś o pocztówki, ale żeby to zmienić musisz sama ruszyć. Dobrze że się angażujesz w różnego rodzaju grupy, gry, ale teraz powinnaś myśleć o sobie, a nie tylko o innych. Bo o tym też napisałaś wcześniej.

52 minuty temu, Gość Karola napisał:

Tej byłej przyjaciółce mówiłam o sobie nawet smutne rzeczy, a jak ona mówiła swoje smutne rzeczy to wysłuchałam i starałam się robić coś co może jej poprawić humor lub pomóc w problemie. Wydawało mi się, że ta relacja jest dobra i zdrowa, ale się nagle skończyła... dobija mnie to bo teraz nie mam przyjaciół, a nawet jakbym pewnie miała to nie wiedziałabym co jest tą cienką granicą między dalszą przyjaźnią a jej nagłym końcem. 

I włąśnie dochodzimy do setna, potrzebujesz pomocy w komunikacji, w pracy nad komunikacją między tobą a innymi. Jeszcze z powprzednich wpisów pamiętam że pisałaś tak jakbyś rezygnowała z siebie na korzyść innych równiez tej "przyjaciółki", nie wiedziałaś na ile możesz sobie pozwolić na otwortość wobec niej. Uwązam że nie wiesz jak utrzymywać takie znajomości, rozpoznawać osoby które w jakis sposób się mogą tobą wysługiwać. Przyjaźń to nie znajomość i nie koleżeństwo. Przyjaciel to osoba która jest dla ciebie jedną z najważniejszych osób, która w razie problemów pomogła by ci gdybyś nie miała na jedzenie, gdzie spać, z kim pogadać, z kim wyjechać. Znajoma to osoba z która możesz spotkać się na ulicy (np. z czasów szkolnych) i wymieniacie miedzy sobą jakieś informacje co u was, możecie iść na kawę, piwo i ot tak luźno pogdać.  Z tym że ja tak ciebie odbieram że ty wolisz słuchać, nie mówisz , a jak mówisz to mało, i inne osoby uwazają ze jesteś świetną słuchaczką i warto to wykorzystać np. zwierzając ci się ze swoich problemów. I kiedy widzisz że taka osoba mói ci o sobie myślisz że ty też możesz tak zrobić wobec niej. I tutaj wychodzi to jak inni ciebie traktują i postrzegają - czyli osobę której problemy się nie licza dla osób które ty wysłuchujesz. Skup się na sobie, a nie na tym aby innym było dobrze twoim kosztem. Pzdr.

 

Odnośnik do komentarza

A to nie jest tak, że na terapii grupowej nie wolno przyjaźnić się z jej członkami? Tam chyba o to chodzi by widzieć się tylko na terapii, a nie po sesjach, miedzy sesjami. Chyba, że czegoś nie rozumiem.

A co do rozmów o mnie to w sumie moje życie nie jest jakieś mega ciekawe, a moją przeszłość muszę mocno filtrować by nie mówić tych wszystkich smutnych rzeczy. Bo w sumie lubię gry komputerowe, koty, seriale/filmy, a to nie interesuje ludzi w moim otoczeniu, albo okazuje się, że na tym co myślałam, że się znam to okazuje się że mało co wiem. Wypadam wtedy jakoś z rozmów. Prędzej jestem w stanie coś ciekawego powiedzieć o tym co usłyszałam od innych ludzi niż o sobie. Póki co na terapii obecnej mam za zadanie zadawać pytania ludziom. Póki co to zadanie wykonuje, ale jeszcze nie widzę i nie czuje by to coś zmieniało na lepsze w moim życiu. 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...