Skocz do zawartości
Forum

Chciałabym w przyszłości dziecko ale...średnio ufam partnerowi


Gość tucan

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Od wielu miesięcy męczy mnie pewien problem. Chciałabym w przyszłości założyć rodzinę i tu pojawia się haczyk.
Aktualnie mamą nie jestem bo mnie na to zwyczajnie nie stać. Zarabiam zbyt mało i jeszcze na dodatek studiuję, więc zupełnie odpada ten pomysł. Jednak póki co większość swoich planów na życie obieram w taki sposób, żeby w przyszłości nie było problemów z założeniem rodziny i mam tu głównie na myśli problemy finansowe i mieszkaniowe. Co z tego wyjdzie, zobaczymy ale mam nadzieję, że przed 30 uda nam się być na takim poziomie, że dziecko ni będzie problemem. Męczy mnie natomiast kwestia partnera. Wiem, że nie powinnam się tym zadręczać, bo różne przypadki chodzą po ludziach, do tego czasu może się coś zdarzyć, możemy się rozstać albo każde z nas się zmieni, różnie się życie układa, jednak i tak problem stale chodzi mi po głowie w razie "w" i dlatego tutaj napisałam.
Napiszę może o moim partnerze. Generalnie pod wieloma względami mi się trafił. Jest czuły, romantyczny, kulturalny. Bardzo o mnie dba i ni pozwoli, żeby stało mi się coś złego. Potrafi słuchać, jest cierpliwy i wyrozumiały. Poza tym, z takich bardziej praktycznych rzeczy- sprząta. Potrafi dobrze gotować, potrafi wiele rzeczy w domu zrobić zarówno tych "męskich" jak i tych, którymi częściej zajmują się kobiety. Także nie mam lenia w domu. Nie jest uzależniony, nie pije alkoholu ani nie pali papierosów. Generalnie ma wiele zalet, które sprawiły, że go pokochałam i jestem z nim szczęśliwa. W kwestii dzieci partner jest otwarty, powiedział, że posiadanie takowych mu nie przeszkadza, ale jeśli nie da rady bo coś tam to też dobrze.

Jednak ma też wady. Dwie z nich nie dają mi spokoju, bo są na tyle poważne, że wpływają na jakość naszego związku, a co dopiero na potencjalne dziecko.
Pierwsza z nich to nieumiejętne zarządzanie pieniędzmi. I nie, nie mam tu na myśli tego, że on sobie coś tam kupi, a ja mam problem. Mam tu na myśli długi. Kiedy go poznałam miał na koncie 10 000 długu wzięte w różnych chwilówkach, ile wisi kolegom z pracy to nawet sama nie wiem. Generalnie mój partner nie pochodzi z biednej rodziny, raczej z normalnej plus ma bardzo bogatego wujka. Cała rodzina łoiła na niego kasę przez większość życia byleby tylko poszedł na studia, a on sobie żyl jak król, jadał na mieście, kupował co chciał, no żyć nie umierać. Problem przyszedł, kiedy przyszło zapłacić rachunek z tego trybu życia. Okazało się, że trochę tego się uzbierało, w konsekwencji partner dosłownie całą swoją wypłatę przeznaczał na spłatę długów, ja i jego matka przez parę miesięcy utrzymywałyśmy go jeśli chodzi o jedzenie i takie podstawowe sprawy, potem sam zaczął dokładać się do jedzenia ale słabo było. Żyliśmy biednie. Bywało, że ja na śniadanie nie jadłam nic, a jemu robiłam codziennie przez miesiąc chleb z pasztetem albo almette. Trwało to przez rok i bywało z miesiąca na miesiąc coraz lepiej. Teraz żyjemy w miarę normalnie, facet spłacił większość długów, zmieniliśmy mieszkanie na lepsze i jadamy normalnie. Niestety, problem długów wrócił. Akurat na samym półmetku. kiedy partner miał zarówno spłacone większość pożyczek jak i tyle pieniędzy, że w następnych miesiącach większość wypłaty byłaby jego, to znowu nabrał dwóch pożyczek. Jedna poszła na kaucję na mieszkanie, spierać się tutaj nie będę, bo skąd miał wziąć pieniądze na to? Od matki pożyczać już nie miał serca, a swoją wypłatę jeszcze na tamte pożyczki przeznaczał. Ale druga z nich mnie rozwścieczyła. Chłopak zaciągnął chyba z 200 czy 300zł pożyczki, bo jak twierdził "miał już dość życia jak dziad", mimo, że został mu dosłownie miesiąc przemęczenia się. Tak mnie to zdenerwowało, że nie odzywałam się do niego przez cały dzień, zwłaszcza, że wcześniej mnie o tym "genialnym" pomyśle nie uprzedził. Niby z jego wypłaty będzie go stać na spłatę tych dwóch pożyczek, jak już tamte ma spłacone w całości ale po co? Po co z miesiąca na miesiąc się zadłużać? Kompletnie tego nie rozumiem. Ja sama nigdy nie miałam żadnych długów, kredytów, chwilówek, nic. Trudno mi zrozumieć takie zachowanie, zwłaszcza, ze moimi jednymi zobowiązaniami wobec banków były raty np. na laptopa czy spłacanie telefonu. co już samo w sobie dla mnie jest uciążliwe. Niestety mój partner kompletnie nie potrafi przywyknąć do mniej "zamożnego" życia. Widzę to po nim. Kiedy nie może sobie kupić tego, co mu się aktualnie zachce to ma zepsuty humor na cały dzień. Dosłownie. Dawniej jak te jego długi byłu w trakcie spłacania, to siedzieliśmy całe dnie w domu, chłopak nie chciał wychodzić, bo stwierdzał, że go denerwują wyjścia jeśli nie może iść ze mną np. do restauracji coś zjeść czy mnie gdzieś zabrać. Dla mnie to niezrozumiałe, bo ja w tamtym okresie też musiałam oszczędzać każdy grosz i tez nie mogłam sobie chodzić po restauracjach, co to za argument? Pamiętam też, kiedy chłopak dostal trochę kasy np. od mamy (ona mu pomagała ale była wściekła na te jego długi, do dzisiaj mu wypomina) na życie, ja przychodzę z pracy i co widzę? Jak siedzi przed komputerem a wokół puste opakowania po żarciu z kebabów czy kartony od pizzy. No tak, bo łatwiej i smaczniej coś zamówić, jak pod nos podadzą, a potem płacz, że kasy nie ma. To samo w pracy. Robiłam mu kanapki albo on sam sobie robił to różnie było, a ten przynosił je niezjedzone z roboty i chodził sobie do lokalnej jadłodajni na obiadki za pieniądze pożyczone od kolegów z roboty. Ja rozumiem, że lepiej zjeść na mieście. Sama miałam okres kiedy żyłam jak królowa. Miałam rentę plus stypendia naukowe i jakieś 3000 mi wtedy na konto przychodziło co miesiąc, a jedynym moim wydatkiem był akademik za 300zł. Też codziennie chodziłam po barach mlecznych, kebabach czy mcdonaldach ale już tak nie mogę i co? Mam się załamać i żebrać pożyczki po bankach, żeby sobie kebaba zjeść albo kupować drogie ciuchy? No trudno takie życie, raz lepiej raz gorzej ale mój partner chyba tego nie rozumie. Pamiętam jak był załamany przez te długi, wielokrotnie płakał, że mu wstyd i ma nauczkę ale jak zaczęło być trochę lepiej to znowu nabrał, co mam o tym myśleć? Nie wiem ale szlag by mnie trafił gdyby się pojawiło dziecko, a ten nabrałby pożyczek, bo chce sobie kupić nowe PlayStation....

Druga rzecz, która mnie martwi. Kiedyś szliśmy sobie do galerii, obok był sklep zoologiczny. Wchodzimy, a facet zobaczył małe myszki na wystawie i podjarał się, że chce taką. No tu kupiłam mu w prezencie. Co się okazało? Że dbał o nią tylko jeden dzień, dosłownie. Potem totalna wylewka na zwierzaka, bo mysz do zwierząt aktywnych jak pies czy kot nie należy, ani się z tym pobawić ani na spacer wyjść, tylko oglądasz przez klatkę. Uprzedzałam go o obowiązkach, zapewniał mnie, że da radę ale praktyka pokazała swoje. Zwierzak ma regularnie zmieniane sianko, dostaje picie i zróżnicowany pokarm, tylko i wyłącznie dzięki mnie chciaż mysz do mnie nie należy. Wcześniej miałam wielokrotnie różnego rodzaju chomiki, myszy, w domu mam psa i koty, więc opieka nad zwierzakiem to dla mnie nie problem ale przerosło to mojego faceta. Ten problem martwi mnie bardziej niż poprzedni, bo skoro chłopak ma wylane na żywe stworzenie i zamiast poświęcić 5 minut na wymianę ściółki woli ten czas przeznaczyć na siedzenie przed komputerem, to co będzie gdy pojawi się dziecko? Przecież niemowlak też do "ciekawych' stworzeń nie należy, nie pograsz z takim w piłke, nie pogadasz, a wymaga 100% uwagi, a skoro mój facet oblał test na odpowiedzialność przy zwierzaku to jaką mam pewność, że nie zostanę kurą domową, na która przerzucane są wszystkie obowiązki?

Nie wiem co o tym myśleć ale za rady w stylu "rzuć go" podziękuję, bo jestem zdania, że jak związek ma się rozlecieć to się prędzej czy później rozleci, a nasza relacja pomimo problemów nie należy do toksycznych, każdy ma wady, nie znajdę faceta idealnego, który będzie miał zalety tego plus jeszcze jakieś dodatkowe i zero wad.

Nie wiem czy jest szansa na nabranie odpowiedzialności. Chłopak jest w moim wieku (24 lata), pod pewnymi względami jest dojrzalszy niż wielu rówieśników ale po niektórymi zachowuje się jak gówniarz. Wiem, że człowieka nie zmienię ale wiem też, że chłopak pozbył się wcześniej wielu uciążliwych nawyków dla mnie chociaż go o to nawet nie prosiłam, to daje mi jakąś nadzieję ale wolałabym spojrzeć na sprawę z obiektywnej strony.

Odnośnik do komentarza
Gość Wiktor Resss

NIE RÓB RZECZY KTÓRE MOGĄ BYĆ SKAZĄ DLA DZIECKA MOŻLIWE W PRZYSZŁOŚCI.
Pamiętaj że jeżeli dziecko zostaje bez ojca zawsze będzie już do końca życia nastawione negatywnie i do ciebie w małym stopniu i do świata. Jeżeli dziecko zostaje w półosiericone w wieku dziecięcym np 5-14 roku życia zostanie to w nim do końca życia będzie miał trudności społeczne , będzie żył w świecie fantazji , będzie dziś się samotnie do końca życia jako brzemię które zawsze dotyczy dziecka w takich przypadkach kiedy brakuje ojca dziecko podświadomie jest przekonanie że jest nikim i jest nie kochane lub było po prostu złe , depresja przez co będzie nienawidził i i własnej matki jak i ojca skoro się urodził i załamania nerwowe. Jeżeli nie ufasz to nie rób rzeczy bo tylko skrzywdzisz dziecko często w takich przypadkach dziecko decyduje się nawet na samobójstwo.

Odnośnik do komentarza

Jestem daleka od rad w stylu "Zostaw go, nie nadaje się na męża" czy też "Możliwe, że się zmieni i dojrzeje, daj mu szansę". Na dwoje babka wróżyła. Nikt z nas nie może wiedzieć, co się stanie, a tym bardziej nie mam prawa doradzać Ci, co POWINNAŚ zrobić. Nie wiem lepiej od Ciebie. Ty najlepiej znasz swojego partnera i wiesz, czego możesz od niego oczekiwać. Wśród katalogu wielu jego zalet, jakie przedstawiłaś, występują jednak poważne wady: życie ponad stan, beztroska, bezrefleksyjne zaciąganie długów. Dotychczas chłopak nie poniósł żadnych konsekwencji swoich pożyczek, bo ciągle ktoś mu pomagał, a to bogaty wujek, a to mama, a to Ty jako dobra dziewczyna. Gdy tylko trochę odbił się od dna, znowu zaciągnął dług. Niczego się nie nauczył, bo zapewne wyszedł z założenia, że pojawi się znowu ktoś, kto wyciągnie go z tonącego okrętu. Chłopak ma ogromny problem z racjonalnym gospodarowaniem pieniędzmi. Czy da się go zmienić? Nie wiem. Możliwe, że on nie chce żadnej zmiany, że mu tak dobrze jak jest. Dobry prognostyk na przyszłość to to nie jest. Zajdziesz w ciążę, jeśli zdecydujecie się w przyszłości na dziecko, Ty wówczas wypadniesz (przynajmniej czasowo) z rynku pracy i nawet jeśli będziesz miała stały dochód, to jednak gros obowiązków z utrzymaniem rodziny spadnie na partnera. Nie wiem, czy będzie w stanie to udźwignąć. To już pytanie do zastanowienia dla Ciebie. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...